Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 08.01.2005 18:13
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Proszę bardzo.
Kolejny "odcinek"
Z góry przepraszam, że krótki, niezbyt ciekawy, i że mało się w nim dzieje.
To taka "przejściowa" trochę część.


Uwaga: Scena erotyczna, ale bardzo delikatna

Niedziela, 18 listopada 1996

Niedziela była słoneczna i ciepła. Dlatego po śniadaniu wszyscy z szóstego roku udali się na do Hogsmeade lub na błonia, no prawie wszyscy...
Harry zamknął podręcznik do Transmitancji i popatrzył na Blaise łagodnie.
- Doskonale, panno Zabini - powiedział uśmiechając się szeroko. - Znakomity.
- Dziękuję panie profesorze... - odwzajemniła jego uśmiech. - Czuję się jak idiotka, ucząc się w niedzielę - otrząsnęła się i popatrzyła na chłopaka uważnie.
- Nie mam ochoty iść na obiad - dodała po chwili... - A ty?
Harry pokręcił przecząco głową i zmarszczył nos. Nie był głodny.
- To co porobimy? - zapytała nieśmiało Blaise i skupiła cała swoja uwagę na dłoniach Harry'ego. Jeszcze nigdy nie przyglądała się tak uważnie czyimś rękom. A dłonie Harry'ego Pottera były bardzo ciekawe. Czyste, choć nierówno obcięte paznokcie, plamki po atramencie na opuszkach palców i odciski po treningach. Jego dłonie były ładne - przynajmniej dla niej. Takie... potterowe i chyba to się najbardziej liczyło.
- Może porozmawiamy... o.. Quiddichu? - palnął Harry i zaraz przeklął się za głupotę.
"Tak Potter to było genialne, może porozmawiamy o Quiddichu, a ją to akurat interesuje. Ciamajda z ciebie i kretyn" - pomyślał. - "Boże, co ona tu w ogóle robi? Ze mną... Przecież ze mną nie umówi się żadna normalna, śliczna dziewczyna. A ona jest bardzo śliczna."
Blaise popatrzyła na Harry'ego. Zauważyła, że lekko się zarumienił, zażenowany swoimi ostatnimi słowami, i delikatnie się uśmiechnęła.
- Oczywiście, może być o Quiddichu... Możemy rozmawiać o czym tylko zechcesz i robić to, co chcesz... - teraz ona poczuła się głupio.
"Super, a Hermiona twierdziła, że to ona jest kretynką... no teraz to dałam ciała" - pomyślała zrozpaczona swoimi słowami.
- Uważaj bo wezmę to na serio - Harry, ku jej uldze, zażartował, a chwile później miał ochotę wyjść z siebie, stanąć obok i dać sobie samemu kopa.
"Rany Boskie, zabrzmiałem jak kretyn, pewnie się obrazi i da mi w zęby... zaraz ona się uśmiecha... jak ona się ładnie uśmiecha..."
- Czy ja powinnam się bać?
- Podobno bywam niebezpieczny... Na eliksirach....
- Oj przestań, nie jest tak źle - Blaise przysunęła się do Harry?ego i pogłaskała jego dłoń. - Ostatnio idzie ci całkiem dobrze.
- Aha, zobaczymy na zajęciach - powiedział chłopak. W pierwszej chwili omal odruchowo nie cofnął ręki, ale ze zdziwieniem i konsternacją zauważył, że dotyk jej palców jest po prostu miły. - Nie wierzysz w moje pedagogiczne umiejętności?
- Nie wierzę w swoje zdolności do warzenia eliksirów...
Zabini nie mogła się oprzeć i dotknęła delikatnie policzka Harry'ego.
- Jesteś zupełnie inny niż kiedyś myślałam... - powiedział cicho. - Miałam cię za nadętego, aroganckiego dupka, a ty jesteś fantastycznym, nieśmiałym i kochanym człowiekiem.
"Ups. Chyba się zagalopowałam."
- Ja przepraszam.. ja nie powinnam tak mówić, zachowałam się idiotycznie, przepraszam Harry...
- Blaise, spokojnie, wcale nie zachowałaś się idiotycznie... ja... lubię szczerość. Wolę to od tego fałszu i zakłamania jakie prezentują sobą inni... i ty.. eee... naprawdę myślisz, że jestem kochany?
- Ja - Blaise zrobiła się buraczana na buzi, chciała nawet cofnąć rękę, ale Harry przytrzymywał ją zbyt mocno. - Tak.. myślę, że taki jesteś.
- Ty też jesteś wspaniała dziewczyną... naprawdę.
Chciała zaprotestować i powiedzieć coś, cokolwiek, ale nie potrafiła. Mogła tylko wpatrywać się w jego jasnozielone oczy. Jak w transie wyciągnęła wolną dłoń, zdjęła delikatnie okulary chłopka i odłożyła je na stolik.
- Uwielbiam twoje oczy - wyszeptała nieśmiało, a jej umysł powtarzał rozpaczliwie, że uwielbia nie tylko oczy Pottera, ale uwielbia go całego, że po prostu absolutnie i totalnie się zakochała.
Harry podświadomie oczekiwał dreszczów obrzydzenia i strachu, ale gdy nic takiego nie nastąpiło bardzo delikatnie przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował ją w rozchylone usta. Pocałunek był nieśmiały i subtelny. Ich usta ledwo się dotknęły. Żadna ze stron nie była pewna, czy ta druga osoba sobie tego życzy. Kiedy jednak Blaise nie odepchnęła Harry'ego, ten ośmielił się dotknąć jej warg końcem swojego języka.
- Chcę się z tobą kochać - wyszeptała dziewczyna po kilku chwilach niewinnych, delikatnych pieszczot. - Proszę... - Jej dłonie powoli zaczęły rozpinać ciemnogranatową koszulę chłopaka. Harry lekko drgnął, ale pozwolił się rozbierać do mementu, gdy odpięła ostatni guzik i rozsunęła koszulę.
- To nie jest dobry pomysł - oznajmił myśląc z zawstydzeniem o bliźnie na boku, ale Blaise delikatnie dotknęła jego brzucha i pocałowała go w kark.
- Owszem - odpowiedziała cicho. - Doskonały - powoli zsunęła materiał z jego ramion, patrząc mu prosto w oczy. - Chcę ci pokazać, że dotyk nie musi być zły, może być bardzo dobry - muskała wargami jego obojczyki, a jej palce błądziły delikatnie po klatce piersiowej Harry'ego i zataczały subtelne kółeczka wokół sutków.
- Pragnę cię i potrzebuję - szepnęła mu prosto do ucha. Odsunęła się i popatrzyła na jego nagi tors. Nie przestraszyła się i nic nie powiedziała. Uklękła na podłodze, by całować i pieścić dłonią bliznę chłopaka.
- Blaise... - Harry zarumienił się i próbował ją odsunąć, ale nie pozwoliła na to.
- Ale ja nigdy... - wyszeptał niepewnie.
- Cii... - nie dała mu dokończyć. - To nic. Pozwól mi...
Wstała, ściągnęła swoją niebieską bluzkę i zdjęła czarny stanik. Miała ładne, jędrne piersi z małymi jasnoróżowymi sutkami. Zdjęła gumkę i jej gęste czarne włosy rozsypały się na plecach. Wzięła ze stolika swoją różdżkę, rzuciła zaklęcie na drzwi do dormitorium i rozebrała się zupełnie do naga, a Harry patrzył na nią jak urzeczony. Miała zgrabne, dziewczęce jeszcze ciało, chociaż jej biodra były już wyraźnie zarysowane.
- Sama mam cię rozebrać? - spytała łagodnie, siadając obok niego. Nie odpowiedział, tylko nieśmiało dotknął jej piersi i Blaise westchnęła cichutko. Pocałowała go. Głęboko, zmysłowo i powoli, a jej dłonie spokojnie sięgnęły do rozporka chłopaka. Rozebrała go i lekko pchnęła na łóżko, przykrywając własnym rozpalonym ciałem. Dotyk nagiej skóry Blaise na jego skórze był tak cudowny, że Harry jęknął cicho. Dziewczyna pieściła językiem jego sutki i sięgnęła dłonią w dół by gładzić jego męskość. Omal nie krzyknął z rozkoszy, kiedy go dotknęła
On nie miał żadnego doświadczenia, ona małe, ale na tyle duże, że doskonale wiedziała co i jak. Przeturlała się na plecy i pociągnęła go za sobą. Teraz Harry był na górze; całował jej szyję i piersi. Robił to troszkę nieporadnie i zbyt gwałtownie, ale Blaise to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Wsunęła dłonie w jego gęste włosy i zamknęła oczy. Jęknęła głośno, kiedy nieśmiało dotknął jej wilgotnego łona.
- Harry, proszę... - szepnęła przyciągając go mocno do siebie i wyginając ciało w łuk.
Kochali się bardzo krótko i bardzo niezgrabnie. Harry był zbyt podniecony i niedoświadczony by dać Blaise rozkosz. Doszedł zbyt szybko, zbyt gwałtownie i opadł na jej ciało bez sił, przepraszając ze łzami w oczach za swoje zachowanie.
- Harry, jesteś cudowny i nigdy nie było mi tak dobrze jak teraz tobą - powiedziała stanowczo dziewczyna, tuląc go mocno do siebie. Kiedy próbował powiedzieć coś jeszcze zamknęła mu usta pocałunkiem.
- Nic nie mów, proszę, po prostu mnie przytul.
Spełnił jej prośbę i leżeli w czułym uścisku i w zupełnej ciszy.

******
- Nadal nie wiem czy to dobry pomysł - Lucjusz leżał na wznak w wielki małżeńskim łożu i przypalał cygaro z serii limitowanych magicznych cygar (odpowiednio zakonserwowanych i "wzmacnianych") "Cool Wizard's Style".
Rzadko palił cygara, a jeszcze rzadziej palił w łóżku. Ale obecna sytuacja nie należała do naturalnych i normalnych pod dachem rezydencji państwa Malfoy.
Piętro wyżej w mniejszej sypialni (gościnnej) przebywała para mugoli, a on właśnie ostatecznie przylepił sobie etykietkę "Zdrajcy Czarnego Pana"...
Narcyza skrzywiła się nieznacznie. Nie lubiła zapachu cygar męża.
- Myślę, że Dumbledore to odpowiednia ochrona dla nas i dla nich - mówiąc zmarszczyła mocniej nos. - To śmierdzi, co za świństwo tam dodają?
- Sproszkowany pazur smoka kochanie. Daje mentalnego kopa, w niewielkich dawkach nie uzależnia i pobudza czachę do myślenia, a ja muszę trzeźwo myśleć - tonem mentora odrzekł mężczyzna.
- No właśnie, trzeźwo, a nie na wspomagaczach - kobieta z dezaprobatą pokręciła kształtną głową.
- O co ci chodzi, Nar? Raz do roku to i goblin ma prawo do orgazmu - Lucjusz wykorzystał radośnie świńskie powiedzenie czarodziejów i piękność przy jego boku westchnęła przeciągle.
- Luc, wiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie łatwa, ale wierz mi, że dla mnie też nie i dla państwa Granger tym bardziej. Nie widzisz jacy ci biedacy są skrępowani? - przytuliła się do męża i pogłaskała jego lśniące jasne włosy rozsypane na poduszce. - Wcale im nie ułatwiasz życia, kiedy łypiesz na nich z ukosa. Dobrze, że nie było cię, gdy Hermiona z Draconem przyszła ich odwiedzić. Pewnie by się przestraszyła...
Lucjusz zachichotał:
- Ach, już tak mam! Pamiętasz jak Draco do dziesiątego roku życia bladł ze strachu i wargi mu się trzęsły gdy mu rzucałem najgroźniejsze spojrzenia?! - radośnie oznajmił.
- No, a potem po części na niego przeszło! I co w tym zabawnego, Luc? - wykrzyknęła Narcyza, ale uśmiechnęła się pobłażliwie. - Widzisz? Rechoczesz jak błazen i powiesz mi, że to co jest w tych cygarach, nie ma skutków ubocznych - dodała ze złośliwym uśmiechem.
- Nie drwij ze mnie - Lucjusz zrobił groźną minę i wydmuchnął potężny kłąb dymu prosto w twarz żony, która zaczęła teatralnie kaszleć.
- To naprawdę nieprzyjemnie śmierdzi! - kobieta podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła odpędzać dłonią dym. Oczom Lucjusza ukazały się jędrne piersi żony.
- Ale świetnie smakuje! - oznajmił wbijając pożądliwy wzrok w dwa ponętne sutki.
- Yah! - to była jedyna odpowiedź Narcyzy na zapewnienia o walorach smakowych cygara.
- Co robisz? - zdziwiła się, gdy pan Malfoy zaczął przygaszać, do połowy wypalone, cygaro.
- Chcę się zająć czymś przyjemniejszym. Czymś, co bardziej mnie odstresuje - mężczyzna uśmiechną się szelmowsko.
- Skąd wiesz, że ja też tego chcę? - spytała zalotnie, odrzucając burzę czarnych włosów.
- Nawet jeśli nie, to zaraz zechcesz - wymruczał prosto w jej kark. Dłonie Lucjusza delikatnie ścisnęły piersi żony by za chwilę czule je gładzić. Narcyza westchnęła głośno i przytuliła go do siebie z całej siły. Obdarzali się coraz śmielszymi pieszczotami i pocałunkami, powoli odpływając w krainę rozkoszy, aż tu nagle... usłyszeli pukanie do drzwi, które zburzyło subtelny nastrój romantyzmu.
- Nie otwieraj - błagalnie szepnął Lucjusz, ale Narcyza nakładała już jedwabny granatowy szlafrok na nagie ciało.
- Spokojnie - powiedziała i pocałowała go delikatnie. ? Trzeba być kulturalnym.
Mężczyzna jęknął z rezygnacja i opadł na poduszkę.

- Dzień dobry, w czymś pomóc? - spytała stojącą w drzwiach Jane Granger. Mugolka była już całkiem ubrana. Miała na sobie dżinsy i jasnoniebieski golf.
- Tak, ja tylko chciałam panią spytać, gdzie jest kuchnia... - kobieta uśmiechnęła się niepewnie. - Dzień dobry panu - dodała zerkając niepewnie na Lucjusza, który patrzył na nią wzrokiem bazyliszka.
- Dobry - odburknął.
"Ciekawe dla kogo?" - pomyślał z irytacją.
- Oczywiście, zaprowadzę panią - grzecznie oznajmiła Narcyza, łypiąc groźnie na męża. Lucjusz się nie przejął. Podniósł zgniecione i do połowy wypalone cygaro, i ostentacyjnie podpalił je różdżką.

***
- Mieliśmy kiedyś skrzata domowego, ale już nie mamy... - oznajmiła Narcyza wyjmując mleko z lodówki. Nie takiej zwykłe mugolskiej oczywiście, ale czarodziejskiej, w której chłód utrzymywał się za pomocą czarów.
- Aha - mało elokwentnie odpowiedziała jej rozmówczyni i "sublokatorka", nie wiedząc jak i o czym rozmawiać Mugolskie były jedynie piekarnik i zlew, ale i tak kuchnia, zbytnio od kuchni państwa Granger, się nie różniła. Mnóstwo szafek, półka z przyprawami, wspomniana wcześniej lodówka i ogromna miska z kostkami lodu; zresztą taka sama jak ta, którą Jane widziała wcześniej w salonie. Pomieszczenie było po prosu obszerniejsze i bardziej bogato urządzone, to wszystko. Może też było tu nieco mroczno, ze względu na ciemną kolorystykę dominującą w rezydencji tych "dziwnych ludzi". Jane skarciła się w duchu za tą myśl. Jej córka przecież też był czarownicą.
- Wie pani co? Nigdy nie wierzyłam w czary, nawet jak byłam młodsza, a moja córka... - mugolka pokręciła głową. - Dziwne...
- Narcyza - odezwała się łagodnie czarownica i kobieta z burzą kasztanowych loków na głowie, spojrzała na nią pytająco.
- Mam na imię Narcyza, dla przyjaciół Nari - dodała i upiła łyk mleka ze szklanki.
- A mi proszę mówić Jane...
- W życiu dzieją się różne dziwne rzeczy, Jane powiedziała pani Malfoy. - Ja nigdy nie pomyślałam o tym, że pod moim dachem kiedykolwiek zamieszkają mugole i proszę - uśmiechnęła się łagodnie.
- Twój mąż za nami nie przepada... Narcyzo... Wręcz nas nie cierpi - pani Granger zarumieniła się przy tych słowach.
- Cóż, nie przepada za mugolami, to prawda, zwłaszcza jeżeli mieszkają pod jego dachem i przerywają mu z samego rana miłosne igraszki z żoną - wypaliła czarownica, szelmowsko się uśmiechając.
- Ach, przepraszam! - Jane popatrzyła ze skruchą na Narcyzę.
- Nic się nie stało, odrobimy w nocy, albo po południu, nie ma problemu - czarnowłosa machnęła ręką i jej rozmówczyni nieco się odprężyła.
- Mój Sean jeszcze śpi jak zabity. Chciałam zrobić dla nas śniadanie... Oczywiście wszelkie koszty związane z utrzymaniem nas... - nie dokończyła bo pani Malfoy niemal natychmiast jej przerwała.
- Nawet o tym nie myśl, Jane! Jesteśmy naprawdę zamożnymi ludźmi i nie poczujemy, że wydaliśmy trochę więcej, nawet gdybyśmy mieli was utrzymywać latami. I tu nie chodzi tylko o pieniądze. Nie ma o czym mówić - ostatnie zdanie powiedział z mocą i dolała sobie mleka.
- Ależ jest! - pani Granger okazała się tak samo upartą osobą jak ona. - Jesteśmy dentystami, prowadzimy prywatną klinikę stomatologiczna i stać nas na bardzo wiele rzeczy! To byłby wstyd, gdybyśmy żerowali na waszej dobroci!
Narcyza zamarła ze szklanka w dłoni. Jeszcze nigdy nikt, w stosunku do jej rodziny nie użył określenia "dobry" w takim sensie, w jakim zrobiła to, ta - obca w zasadzie - kobieta.
- Jaka tam dobroć - mruknęła pod nosem rumieniąc się mocno. - Zwykła przysługa.

- Nie ma mowy o zwracaniu żadnych kosztów - oznajmił zimno Lucjusz Malfoy, stając w drzwiach kuchni. Ton jego głosu i mina świadczyły o tym, że przyzwyczajony jest do wzbudzania posłuchu, szacunku, a nawet strachu wśród innych. - A ty Nari, mogłabyś wziąć przykład z porządnej kobiety i przynieść mężowi śniadanie do łóżka.
- W zasadzie to miałam nawet taki zamiar, ale skoro mi rozkazujesz... - Narcyza zrobiła minę urażonej.
- Dobra, dobra - burknął Lucjusz. - Idźcie stąd obie. - Ja zrobię śniadanie dla wszystkich. Za godzinę w salonie...
Obydwie kobiety wyglądały na totalnie zaskoczone. Mężczyzna poprawił zielony szlafrok i popatrzył na nie wyzywająco.
- Luc - Narcyza odzyskała po kilku chwilach zdolność logicznego myślenia. - Jak ty zrobisz sam śniadanie, to nie wiem czy się najemy... Jane idź do siebie i przyjdź za godzinę z mężem do salonu. Ja i Lucjusz przygotujemy coś do jedzenia.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Jane! ? Kobieta uśmiechnęła się szeroko i niemal wypchnęła panią Granger z kuchni. - Za godzinę w salonie, w pełnym rynsztunku! ? krzyknęła wesoło i Jane poszła zaskoczona na górę.
- Jane ? przedrzeźnił żonę Lucjusz. - Masz nową przyjaciółkę?
- Och, na pewno jest milsza od ciebie! - odgryzła się pani Malfoy. - A teraz bądź grzeczny i posmaruj kromeczki masełkiem, kochanie - dodała ze słodkim uśmiechem.
- A co będę z tego miał? - Lucjusz łakomie popatrzył nie na kromki chleba, a na żonę, której przez tyle lat nie doceniał.
- Zastanowię się jeszcze... - kobieta stanęła na palce i cmoknęła go w policzek. - Teraz mam na głowie śniadanie.

******
- Lewiatan - szepnęła Hermiona, która doskonale znała nowe hasło do Wieży Slytherinu. Ściana posłusznie rozstąpiła się przed nią i dziewczyna weszła do środka. Draco prosił ją, żeby przyszła do niego po obiedzie i przyszła, ale teraz nie była zadowolona, bo we pokoju wspólnym siedziało dwóch Ślizgonów z siódmej klasy, których właściwie nie znała i... Pansy Parkinson. Ani śladu Malfoya. Postanowiła zignorować ich i ruszyła prosto w kierunku schodów wiodących do męskiego dormitorium.
- Granger, - zagadnęła ją słodko Pansy. - powiedz jaki masz pożytek z faceta, który niestety chwilowo nie może? - dwóch chłopców zaniosło się rubasznym śmiechem.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale nie raczyła odpowiedzieć na prowokacyjne pytanie blondynki.
- Pytałam cię o coś, nędzna szlamo! - warknęła Parkinson. - Kultura wymaga grzecznych odpowiedzi na pytania.
Hermiona poczuła nagłą złość.
- Skąd wiesz, że nie może, Parkinson? - popatrzyła wyzywająco na Ślizgonkę. I tak, niezależnie od tego, co by powiedziała, Pansy będzie rozpuszczać o niej niewybredne plotki.
- A co, już mu przeszło? - Scott Naile, ciemnooki i ciemnowłosy przystojniak podszedł do Gryfonki. - A może chciałabyś się zabawić ze mną, co? Skoro dajesz Draconowi, mogłabyś dać i innym. Draco jest dobrym kumplem, podzieli się... - złapał ją za ramię.
Hermiona zbladła i poczuła niemiły skurcz w żołądku. Skuliła się w sobie i spróbowała się wyrwać, ale chłopak mocno ją trzymał. Przestraszyła się. W pomieszczeniu nie było nikogo więcej, a Draco przecież obiecał, że będzie właśnie tu na nią czekał. Poczuła do niego żal i zachciało się jej płakać. Szarpnęła się; tym razem silniej, ale Scott mocno ją do siebie przyciągnął obiema rękami. Krzyknęła i kopnęła go w goleń, ale to tylko go rozwścieczyło.
- Myślisz, że możesz sobie tak bezkarnie tu przychodzić- Przecież jesteś tylko szlamą - warknął. - Coś za coś, Granger..
- Puść mnie! - wrzasnęła przerażona. Nie panowała już zupełnie nad sobą, rozszlochała się na dobre. Puścił ją i popatrzył na nią zaskoczony.
- Jesteś walnięta - oznajmił z pogardą
Hermiona była przerażona, miała mdłości i cała się trzęsła. Jej twarz zrobiła się nienaturalnie blada, tak że nawet Pansy poczuła niepokój. Orzechowooka nie miała siły zrobić kroku na przód, więc przytrzymała się balustrady i osunęła się na posadzkę. Miała wrażenie, że albo zemdleje, albo zwymiotuje.
Pansy podeszła do niej i spytała
- Granger, co ci jest ?
Gryfonka wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na Ślizgonkę.
- Nie zbliżaj się do mnie, ani nie waż się mnie dotykać. Żadne z was niech się do mnie nie zbliża ? podniosła się powoli, otarła wolną dłonią łzy z oczu i oparła się o balustradę. Starała się uspokoić oddech.
Scott, Pansy i Stewart - bladolicy okularnik z szopą rudobrązowych włosów - patrzyli na nią w niemym szoku.
- Co tu się dzieje? - Draco właśnie schodził do wspólnego. Od razu rzucił mu się w oczy niespotykany na co dzień widok i nienaturalna bladość Hermiony.
- Nic, twoja nowa dziewczyna miała napad szału - zimno oznajmiła Parkinson.
- A ja widzę, że jest roztrzęsiona. Coście jej zrobili? - Draco zignorował sarkazm w głosie Pansy i świadomie nie zdementował słów "twoja nowa dziewczyna". Wyglądał na wściekłego.
- Zupełnie nic - powiedział ze słodkim uśmiechem Scott. - Niewinnie sobie zażartowałem, a ona wpadła w histerię.
- Niewinnie, tak? - oczy Dracona zwęziły się niebezpiecznie. - Wolę nie wiedzieć jak niewinnie, bo pewnie bym cię zamordował. Jeżeli ktokolwiek tknie Hermionę choćby jednym palcem, to ubiję jak bezpańskiego psa - warknął.
- Chodź Miona - jego ton był teraz czuły i łagodny. Troje Ślizgonów, którzy obserwowali go ze zdziwieniem, byli zaskoczeni delikatnością tego, znanego z zimnego i cynicznego postępowania, chłopaka. Nie byli w stanie nawet skomentować, tego co widzą.

Hermiona przytuliła się ufnie do Malfoya i pozwoliła się zaprowadzić na górę. Szła niemal na ugiętych nogach i Draco cały czas łagodnie do niej przemawiał. Posadził ją na łóżku w dormitorium i wyczarował dla niej gorący kubek czekolady.
- Co się stało? - spytał cicho gdy już wypiła kilka łyków.
- N... nic, naprawdę...
- Już widzę to nic, Hermiono. Gdyby to było nic, nie leciałabyś mi przez ręce i nie byłabyś biała jak to prześcieradło.
- Gdybyś na mnie tam czekał do niczego by nie doszło! - krzyknęła z wyrzutem. - Przepraszam - dodała cichutko.
- To ja przepraszam, że nie czekałem. Opowiesz mi co się stało, czy mam ci podać Veritaserum? - Nie chcę o tym mówić - po jej policzku potoczyła się pojedyncza łza.
- Wiem, że nie, kochanie. Wiem. Ale nie możesz dusić tego w sobie, nawet jeżeli ci trudno. Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.
Hermiona spuściła wzrok i zacisnęła dłonie na kubku.
- Herm, nie musisz teraz o tym mówić, możesz opowiedzieć kiedy indziej. Nawet nie wiesz jaki jestem wściekły na tego dupka!
- No właśnie... Nie lubię jak jesteś zły, a ty się wściekasz...
- Wściekam się, bo ci zrobił krzywdę, skarbie. Przecież nie na ciebie.
- Ale i tak tego nie lubię...
- A jak obiecam, że nie pobiegnę do niego z wyciągnięto różdżką, opowiesz co się stało?
Pokiwała głową i zaczęła mówić. Mówiła tak cicho, że musiał usiąść bardzo blisko i pochylić się, tak aby mu nie umknęło żadne słowo. Zacisnął zęby i wysłuchał jej do końca. Bardzo żałował, że obiecał dziewczynie powstrzymać się przed użyciem przemocy.
- Już dobrze, nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. A jemu i tak dam nauczkę... kiedy cię nie będzie w pobliżu - ostatnie słowa dodał gdy zobaczył, że buzia Hermiony wykrzywiła się lekko. Pogładził ja po plecach.
- Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty....
- Nie będę miał kłopotów, powiem mu po prostu parę słów i tyle, nie martw się.
Popatrzyła mu w oczy i kiwnęła głową. Jego spojrzenie było szczere i jasne, nie potrzebowała martwić się o to, że mógłby kłamać.
- Chciałem cię zabrać do Dragon Tower, do rodziców - Draco zmienił delikatnie temat. - Wczoraj tak krótko się z nimi widziałaś. Jesteś w stanie wybrać się do nich teraz?
Kiwnęła w odpowiedzi głową i przygryzła dolną wargę.
- Nie jestem normalna, prawda? - spytała niepewnie.
- Nie wolno ci tak ani myśleć, ani mówić, Hermiono - odrzekł stanowczo. - To nie prawda. Osoby, które cię krzywdzą są podłe, a nie ty nienormalna, tak nie można.
- Reaguję histerycznie, jak wariatka - dodała z masochistycznym uporem, jakby w ogóle nie słyszała, co chłopak do niej powiedział.
- Herm... - Draco spojrzał na nią z wyrzutem. ? To nie twoja wina, że zostałaś brutalnie zgwałcona. To nie twoja wina, że się boisz... Mogę cię przytulić? - zapytał łagodnie, niepewny jej reakcji, po tym co przeżyła niemal przed chwilą. Czuł bezsilną złość na ludzką głupotę, ale przecież nic nie mógł na to poradzić.
- Możesz, ty możesz wszystko - szepnęła, wtulając się w niego ufnie.
- Nieprawda, nie wszystko, skarbie... Jeszcze bardzo długo nie, ale to cudownie, że pozwalasz mi się przytulić.
- Tobie naprawdę pozwoliłabym na wszystko - usłyszał w jej głosie desperację i serce skurczyło mu się z bólu. Tak bardzo ją kochał, że niemal fizycznie czuł jej cierpienie, jej potrzebę bycia normalnie odczuwającym człowiekiem.
- Tak ci się tylko wydaje, ale potrzebujesz czasu, czułości, ciepła i bezinteresownej miłości, a ja pragnę ci to dać z całego serca, Miona, i nic... zupełnie nic nie chcę w zamian... - chłonęła każde jego słowo wszystkimi zmysłami, całą sobą. Upajała się jego łagodnym pełnym ciepła tonem głosu. Był chyba jedynym człowiekiem na ziemi (poza Harrym), który mógł liczyć na jej pełne zaufanie. Nawet z rodzicami witała się dużą dozą rezerwy i nic nie mogła na to poradzić.
Przez chwilę siedzieli w zupełnym milczeniu, a Draco tulił do siebie Hermionę. Żadne z nich nie odczuwało potrzeby mówienia. Rozumieli się doskonale bez słów W końcu spytał ją łagodnie:
- Herm, powiedz mi co z twoją domniemaną ciążą? Ja nic nie wiem, ale jeżeli nosisz w sobie dziecko, to tylko od ciebie zależy, co z tym chcesz zrobić...
- Nie będę miała dziecka... Nie jestem w ciąży. W piątek dostałam miesiączki. Przepraszam, że ci nie powiedziałam wcześniej... - popatrzyła na niego ze skruchą.
- Nie szkodzi - Malfoyowi bardzo mocno ulżyło. Ze względu na Hermionę. Miałaby tylko dodatkowy problem i stres. - Cieszę się, że masz o jeden kłopot mniej - uniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował.
- Lepiej się czujesz? - spytał z troską. - Mamy trochę czasu, kolację możemy zjeść u moich rodziców, jeżeli będziesz chciała trochę pobyć ze swoimi, nie musimy jeść w szkole. Zanim wybierzemy się do Dragon Tower możesz jeszcze trochę sobie posiedzieć, odpocząć jeśli chcesz. Ja mogę poświęcić ci cały mój czas. Chociaż pożytecznie go spędzę - uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Dziękuję - powiedziała cicho i lekko się zarumieniła.
- Nie dziękuj mi za coś, co robię z radością, Miona... Potrzebujesz czegoś? - zapytał cicho.
- Tak, chciałabym skorzystać z prysznica, trochę się odświeżyć - czuła się brudna i zbrukana, chciała z siebie zmyć wszystkie złe wspomnienia, wszystko co ją raniło.
Draco nie okazał nawet cienia zaskoczenia, był w stanie spełnić nawet najdziwniejszą jej zachciankę. - Proszę bardzo - uśmiechnął się do niej łagodnie. - Chodź, dam ci ręcznik. Poszedł z nią i wyjął świeży, ciemnozielony ręcznik frotte. - Łazienka jest do twojej dyspozycji.
- Dzięki - odwzajemniła uśmiech.

Hermiona się myła, a Draco cierpliwie na nią czekał i zastanawiał się jak ich odwiedziny zostaną przyjęte przez Narcyzę i Lucjusza. Wiedział, że chcieliby pobyć sami, ale miał nadzieję, że zrozumieją, iż Hermiona potrzebuje kontaktu z rodzicami, zwłaszcza z mamą. Pragnął też po cichu, żeby dziewczyna odważyła się powiedzieć rodzicom, co ją spotkało, bo oni na pewno potrafiliby okazać jej odpowiednią dozę troski, opieki, zrozumienia i miłości, a teraz potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek.
- Powiesiłam ręcznik na pręcie przy prysznicu - głos Gryfonki wyrwał go z zamyślenia.
- Okey - odpowiedział i uśmiechnął się do niej delikatnie. - Jesteś pewna, że chcesz porozmawiać z rodzicami?
- Tak, nawet bardzo - dziewczyna popatrzyła na niego z wdzięcznością. - Dziękuję, że chce ci się fatygować i w ogóle... Jestem też wdzięczna twojemu tacie i mamie.
Draco zaczerwienił się tak mocno, ze musiał odwrócić wzrok.
- Nie dziękuj mi więcej, proszę. A moi starzy... No, oni trochę się ostatnio zmienili, zwłaszcza ojciec - spojrzał na nią przepraszająco.
- Ty też się zmieniłeś - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. - Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że możesz okazać się taki kochany jak jesteś teraz ? nie odpowiedział, bo nie miał pojęcia co miałby rzec i czuł, że w tej chwili dorównałby elokwencją Potterowi, w jego najbardziej "kwiecistych przemowach". Było mu niewypowiedzianie głupio przyjmować od niej jakiekolwiek komplementy, czy przeprosiny, ale sama zainteresowana zdawała się nie zawracać sobie tym głowy.
- Dzięki-? bąknął tylko niewyraźnie. - Idziemy?
- Tak i nie bądź taki skromny, bo się zamienisz w skrzata domowego - zażartowała delikatnie.
- Tak jest, Hermiona Granger łaskawa pani, Smoczuś już będzie grzeczny - radośnie podchwycił temat Draco.
Hermiona nie wytrzymała i cmoknęła go w policzek, a chłopak rozpromienił się jak słoneczko na malunku mugolskiego przedszkolaka.

***
- Rany, nie w salonie, ktoś może nas odwiedzić, Luc... - Narcyza zaśmiała się i opuściła granatową sukienkę, którą jej mąż namiętnie podwijał.
- Hehehe, to dodaje pikanterii - mężczyzna miał na ten temat swoje własne zdanie, nieco odmienne od tego, które reprezentowała jego żona.
- Luc, przestań... Grangerowie mogą....
- Cicho, myślisz, że oni nie chcą pobyć trochę sami? Daj spokój. Przecież mają wszystko na górze. Zjedli z nami obiad i na pewno zajmują się czymś pożytecznym - oznajmił stanowczo, wsuwając dłoń pod granatową sukienkę Narcyzy. Jego język błądził po karku żony i kobieta powoli dawała się przekonać do pomysłu uprawiania miłości na ciemnozielonej sofie w salonie. Tak naprawdę była zachwycona zachowaniem męża. Wcześniej nigdy nie okazywał jej takiego zainteresowania, nie był tak spragniony jak teraz. I chociaż ją to troszeczkę krępowało, czuła się chciana, pożądana i szczęśliwa.
Powoli poddała się pieszczotom i pocałunkom Lucjusza. Było jej tak cudownie, że jęknęła głośno i przyciągnęła go do siebie mocno.

- O ŻESZ CHOLERA! - rozbrzmiał w salonie mocny, młodzieńczy głos, bynajmniej nie należący do Lucjusza. - HERMIONA, NIE PATRZ!
Narcyza pisnęła jak małoletnia uczennica przyłapana przez mamę na schadzce z chłopakiem, a Lucjusz nie przejmując się, że ma do czynienia z dwoma kobietami, gromko oznajmił:
- KURWA, DRACO, ALE MASZ WYCZUCIE! - miał w oczach żądzę mordu. Już drugi raz dziś przerwano mu miłe sam na sam z żoną i czuł ogromną frustrację. Hermiona zarumieniona, z rozdziawioną buzią, obserwowała, jak Narcyza poprawia swój strój i misternie zaczesany kok.
- Wstydziłabyś się, mamo - sapnął wzburzony Draco.
- A ty myślisz gówniarzu, że znalazłem cię w skrytce u Gringotta, czy że podrzucił cię skrzat domowy?! - ze złością zawołał zirytowany i bliski płaczu Lucjusz, nie przejmując się panną Granger, która miała ochotę zapaść się pod ziemię, albo po prostu zniknąć.
- Lucjusz! - warknęła Narcyza, widząc zmieszanie dziewczyny i rzuciła rozjuszonemu mężowi znaczące spojrzenie.
- Przepraszam - bąknął skruszony pan Malfoy, uświadamiając sobie nagle obecność nieszczęsnej Grangerówny.
- Mamo, sorry - Draco doszedł do siebie. - Ale, no wiesz... Szok.
- Dobra, nie tłumacz się, junior - machnęła ręką, rozbawiona rozpaczą męża, Narcyza. - A nie mówiłam, Luc? - spytała z satysfakcją, a Luc zgrzytnął tylko zębami i poszukał wzrokiem papierosów.
- Przepraszam, Hermiona, naprawdę - Narcyza uśmiechnęła się łagodnie.
- Nic się nie stało - dziewczyna nie śmiała podnieść wzroku, a Draco miał ochotę zamordować własnych rodziców.
- Twoi mama i tata są piętro wyżej, zaprowadzić cię? - spytała kobieta podchodząc do Gryfonki i całując ją w policzek. Hermiona drgnęła lekko, ale się nie odsunęła.
- Tak, dziękuję - bąknęła, rzucając jej spojrzenie pełne wdzięczności.
- Nie ma za co, chodź.

- Cholera - oznajmił Lucjusz, gdy Narcyza i Hermiona znikły na schodach.
- Dokładnie tak - zgodził się Draco.
- Nie miałeś kiedy?!
- Nie miałeś gdzie?!
- To mój dom!
- Wiem, wiem! Spokojnie - chłopak podniósł dłonie w geście poddania. - Wkurza mnie fakt, że ona musiała na to patrzeć - skrzywił się i spojrzał na rodziciela z wyrzutem.
- A co ja wróżka jestem? - spytał z pretensją mężczyzna. - A zresztą, siadaj, nie stercz tak i podaj mi papierosy z kominka.... Tak, możesz się poczęstować - Lucjusz uprzedził pytanie syna i obydwaj zapalili.
- Mogę się przyłączyć? - spytała Narcyza, która szybko zaprowadziła Hermionę do Seana i Jane, i teraz zeszła do dwóch mężczyzn jej życia.
- Jasne mamo - Draco uśmiechnął się do niej i Narcyza wepchnęła swoje zgrabne pośladki między męża i syna.
- Dziękuję za pozwolenie - oznajmiła, biorąc sobie papierosa i puszczając oko do Lucjusza.
- Wyglądasz jakbyś chciał coś powiedzieć - zwróciła się do syna, który cicho odchrząknął i wbił wzrok w wygasły kominek. Owszem chciał, ale nie wiedział jak. Najlepiej było wprost, ale jak to zrobić wprost?
Zaciągnął się mocno i wypalił:
- Kocham Hermionę.
Lucjusz zachłysnął się dymem.
- Nie miałeś w kim się zakochać? - spytał z irytacją. Postanowił być naburmuszony.
- Lucjusz! - warknęła Narcyza. - Jak możesz?! - przeniosła wzrok na syna i jej oczy złagodniały. - Jesteś pewien, że to miłość?
- Niczego nigdy bardziej nie byłem pewny i nigdy wcześniej nie kochałem żadnej dziewczyny. Tak, na pewno - spojrzał szczerze matce w oczy i wzruszył ramionami. - Stało się.
- A będziesz potrafił okazać jej cierpliwość, szacunek i zrozumienie? Liczysz się z tym, że...
Draco nie dał matce dokończyć.
- Tak, mamo, potrafię i WIEM, że nie będzie mi łatwo, zwłaszcza, że ona mi tak bezgranicznie ufa... Ale chcę podjąć taki wysiłek, właśnie dla niej. Jej jest o wiele ciężej niż mi, nie sądzisz? - ostatnie pytanie zadał z żalem.
- Wiem, kochanie... i wierzę w ciebie - uśmiechnęła się łagodnie i przytuliła Dracona.
- A ja nie mam nic do powiedzenia w tym domu?! - zagrzmiał Lucjusz, który poczuł się pominięty.
- Oczywiście, że masz tato - Draco rzucił ojcu rozbawione spojrzenie. - Ale przecież nic nie mówisz...
- Zaskoczyłeś mnie. Zawsze nie lubiłeś Grangerówny - mężczyzna podrapał się za uchem i zgasił papierosa w popielniczce.
- To było kiedyś, a teraz jest teraz. Myślę, że powinieneś się z tym pogodzić.
- Nie muszę się z niczym godzić - Lucjusz machnął ręką. - Jesteś już dorosły i widzę, że zmądrzałeś. Nie sądzę, że mógłbyś dokonać złego wyboru - uśmiechnął się krzywo i puścił synowi oko.
- Dzięki, zawsze wiedziałem, że nie jesteś aż takim sztywniakiem na jakiego wyglądasz - Malfoy junior nie mógł sobie odpuścić.
- To miło, że masz tak dobre zdanie o ojcu - z tonami sarkazmu i ironii w głosie, odrzekła głowa rodziny, a Narcyza roześmiała się serdecznie.
- Kocham was obu, a to chyba oznacza, że nie jest ze mną dobrze, bo jesteście po prostu okropni! - zażartowała i objęła obu mężczyzn. - Jestem dumna z moich chłopów! - oznajmiła.

***
Podczas gdy Narcyza i dwóch mężczyzn jej życia gawędziło beztrosko w salonie, Hermiona siedziała naprzeciw swoich rodziców i międliła w palcach niebieski golf.
- Herm, powiedz nam co się dzieje. Jesteś jakaś przygaszona. Wczoraj aż tak bardzo nie było po tobie tego widać, ale dziś... - Jane usiadła obok córki i przytuliła ją mocno. Hermiona odziedziczyła po niej kasztanowe loki, ale oczy miała po swoim ojcu, przystojnym, niemal zawsze uśmiechniętym, ciemnym blondynie o radosnym usposobieniu. Teraz Sean był jednak poważny i z troską patrzył na swoje jedyne dziecko.
Dziewczyna spuściła wzrok, zamrugała powiekami i poczuła jak po jej policzku toczy się ogromna łza.
- Ja nie wiem, jak wam o tym powiedzieć, naprawdę... Chyba was zawiodłam...
- Kochanie - pan Granger zmarszczył brwi. - Jak dotąd mieliśmy tylko powody do dumy, jeśli chodzi o ciebie. Cokolwiek zrobiłaś, postaramy się to zrozumieć, bo cię kochamy.
Hermiona pokręciła głową i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie, teraz jest zupełnie inaczej i już nigdy nie będzie tak samo. Nie jestem już taka... jak byłam - poczuła, że traci nad sobą panowanie, a tak bardzo nie chciała się rozpłakać.
- Dla nas zawsze będziesz ukochaną córeczką - Jane przytuliła ją mocniej. Poczuła nieokreślony niepokój. - Kochanie, możesz powiedzieć nam absolutnie o wszystkim, my cię nie potępimy.
- Wy nie rozumiecie - dziewczyna drgnęła. - Ja już nigdy nie będę normalna... - czuła jak ogarnia ją czarna rozpacz. - Nigdy.
- Cii... Powiedz o co chodzi, dobrze? - Sean kucnął przy córce i ujął jej drobne dłonie.
- Ja, ja zostałam brutalnie zgwałcona przez dwóch mężczyzn z ministerstwa, podczas przesłuchania - głos jej się załamał i poczuła jak pękają wszystkie tamy. - Jestem zbrukana i strasznie mi źle, boję się, że już nie zasługuję na waszą miłość i szacunek - czuła jak po jej twarzy spływają łzy. - Przepraszam.
Cisza jaka zapanowała w pokoju państwa Granger była ciszą doskonałą. Obydwoje nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli, a Jane była tak wstrząśnięta, że nie potrafiła nawet się rozpłakać.
- Kochanie - poruszony Sean usiadł obok Hermiony i ją przytulił. Oboje mocną ją obejmowali, głaskali po plecach, całowali jej mokre od łez policzki i chociaż poza żalem, i współczuciem czuli także wściekłość, okazali jej jedynie milczące zrozumienie i czułość. O nic więcej nie pytali, nic nie mówili. Tylko byli przy niej. Dziewczyna była im bezgranicznie wdzięczna. Zachowali się cudownie i dali jej poczucie bezpieczeństwa.
- Dziękuję - szepnęła i mocno ścisnęła dłonie rodziców..

******
Dumbledore patrzył w sufit ze zmarszczonym czołem. Wyglądał na przygnębionego, poirytowanego i zdecydowanego. Severus odczytał to jako dobry znak. Taki Albus mógł być bardzo nieprzyjemny dla osób, które mu podpadły i o to chodziło. Lupin siedział za to milczący i przygnębiony, ale w jego brązowych oczach dało się też dostrzec gniew i determinację.
Remus zapałał tak ogromną nienawiścią do Percy'ego, że chyba nawet wzajemna nienawiść Snape'a i Blacka z lat szkolnych musiała być niczym w porównaniu z tym, co czuł teraz wilkołak.
- Też tak uważam Severusie. Zupełnie nie ufam wiceministrowi - spokojnie powiedział dyrektor. - Nie obawiajcie się jednak. Żadne przesłuchanie Dracona, ani Hermiony nie będzie miało miejsca, a ty Severusie nie bój się o własne życie. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
- Już od dawna się o siebie nie boję. Mną proszę się nie przejmować, dyrektorze - oschle odparł Snape.
- Zabraniam ci tak mówić, a nawet myśleć Severusie - Albus zmarszczył groźnie brwi, a Lupin miał wrażenie, że starszy mężczyzna z trudem powstrzymał się od walnięcia pięścią w stół.
Mistrz Eliksirów wolał nic więcej nie mówić.
- Jakie kroki pan podejmie, dyrektorze? - spytał z szacunkiem Remus, delikatnie zmieniając drażliwy temat.
- Och, mam wiele pomysłów - Albus uśmiechnął się łagodnie. - Parę pomysłów i parę możliwości. Najpierw musze wiedzieć co zamierza szanowny pan wiceminister, a potem działać...
- Jak zwykle tajemniczy - Snape wlepił czarne, bezdenne oczy w swojego przełożonego.
- Nie tajemniczy. Ostrożny i rozważny... Poza tym, jest jeszcze parę spraw do przemyślenia i muszę się nimi zająć.
- To zrozumiałe - Remus kiwną głową. - Ja najchętniej zrobiłbym Percivalowi krzywdę, chociaż na codzień uchodzę za spokojnego...
- Trzeba zachować cierpliwość - oznajmił łagodnie Dumbledore. - Zło zawsze kończy marnie i jeżeli Percy nie przyjmie do wiadomości treści listu, który zamierzam mu wysłać dzisiejszego wieczoru, to cóż... zapewne też nie skończy dobrze.
Te słowa wyraźnie podniosły na duchu obydwu pozostałych mężczyzn. Dyrektor i dwaj jego zaufani ludzie rozmawiali jeszcze przez jakiś czas w zaciszu gabinetu Dumbledore?a snując plany i przypuszczenie, co do najbliższych wydarzeń.

***
******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 09.01.2005 13:13


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Kitiara   [i][color=green]Sobota, 03.11.1996[/b] Sobot...   12.12.2004 22:16
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Kitiara   Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wk...   27.12.2004 16:55
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Kitiara   ****** W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, ...   06.01.2005 16:51
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   [b][color=olive]Noc z poniedziałku 19 listopada, 1...   24.04.2005 08:53
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 17:17