Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

Drzewo · Standardowy · [ Linearny+ ]

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
11 Strony « < 8 9 10 11 > 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi(225 - 249)
koala
post 22.08.2006 00:51
Post #226 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 83
Dołączył: 23.05.2006
Skąd: z Centrum Dowodzenia Wszechświatem =3

Płeć: Kobieta



Novinha, nie jestem dobra w wygłaszaniu kwiecistych przemów ani pisaniu
długich postów (dysleksja). Szanuję twoje zdanie na temat tego ff jednak
nie spodobało mi się kilka rzeczy. NIE przeczytałaś opowiadania w całości.
Wnioskuję z tego, że twój post odnosi się do "połowy pierwszej części" dry.gif
QUOTE(Novinha)
Bo rozsądne jest dawać komuś truciznę by się zabił. Restart?
Nikt nie powiedział młodemu Potterowi:
- Daję ci truciznę. Idź się zabic!
Severus dał chłopcu możliwosc godnej śmierci (którą z pewnością nie można
nazwac powieszenia się na ręczniku).
Chętnie napisałabym coś jeszcze, ale ze względu na moją niewyparzoną gębę
powstrzymam się od tego. Chcesz znac całą prawdę? Pisz na PM.

Kit, mam tylko jedno zastrzeżenie (chyba już ktoś o tym wspominał, ale
nie chce mi się sprawdzac). Otóż...ilu w Hogwarcie może byc blondwłosych
mężczyzn, brązowookich Gryfonek, etc? Mnóstwo. Nie lubię takich epitetów,
ponieważ mogą się odnosic do wielu osób zamiast do jednej konkretnej.

Pozdrwaiam autorkę i zostawiam czekolada.gif na wenę.


--------------------
Nie wiem jaka broń zostanie użyta w trzeciej wojnie światowej,
ale czwarta będzie na maczugi. [Albert Einstein]user posted image

***
logiczna konsekwencja katolickiej ideologii
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
WeEkEnD
post 22.08.2006 01:31
Post #227 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 29.03.2006
Skąd: Taka dziura nad jeziorem Czos ;P




Nie będę pisał litanii na dwie strony, bo to zrobiła już Koala i Zwodnik (słusznie z resztą). Droga Novinho- każdy może oceniać ficka jak chce, ale czy czasem nie przesadziłaś? Wypisałaś tyle wad (niektóre Twoje przykłady są całkiem bezsensowne, moim zdaniem), a przeczytałaś tylko pół pierwszej części. Nie oceniaj książki po okładce.
Kiedyś też oceniłem fick po przeczytaniu pierwszego parta, można powiedzieć że to nie była pozytywna ocena (tak jak Twoja w tym przypadku). Autor zachęcił mnie do dalszego czytania. I okazało się, że to naprawdę niezły fick, mimo iż nie było tego widac po wstępie.
Powiem tak: spręż się, zaciśnij zęby i przeczytaj całe dzieło Kitiary, a dopiero potem oceń. Tak bedzie lepiej >:]


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 27.08.2006 19:55
Post #228 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



Jedno z najlepszych opowiadań na tym forum (i nie tylko)... może zawiera parę błędów, niedociągnięć, ale ma genialną fabułę i jest napisane przystępnie... bardzo wciągające. Po prostu cudowne...
Do Novinha: zgadzam się, że każdy może mieć swoje zdanie, ale z tą krytyką przesadziłaś. Wydaje mi się, że co najmniej połowa jest bezpodstawna.
Autorkę pozdrawiam gorąco i błagam o następny part. biggrin.gif


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 25.09.2006 23:50
Post #229 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



QUOTE(Ailith @ 27.08.2006 19:55)
Jedno z najlepszych opowiadań na tym forum (i nie tylko)... może zawiera parę błędów, niedociągnięć, ale ma genialną fabułę i jest napisane przystępnie... bardzo wciągające. Po prostu cudowne...
Do Novinha: zgadzam się, że każdy może mieć swoje zdanie, ale z tą krytyką przesadziłaś. Wydaje mi się, że co najmniej połowa jest bezpodstawna.
Autorkę pozdrawiam gorąco i błagam o następny part.  biggrin.gif
*



Novihno, mi tak samo wydaję się, że przesadziłaś z tą krytyką. Kitiara jest naprawdę wspaniałą pisarką i jej styl nie jest podstawówkowy.

Droga Kitiaro, naprawdę wspaniale piszesz, a te opowiadanie jest jednym z najlepszych w Kwiecie Lotosu, oczywiście inne Twoje dzieła też są cudne smile.gif
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam jak większość na kolejną część smile.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
my little heaven
post 25.10.2006 13:06
Post #230 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 20.10.2006




Moim skromnym zdaniem styl Kitiary nie jest podstawówkowy. Bardzo lubię jej opowiadania, bo są wciągające i właśnie dlatego mi się podobają bo przedstawiają wielu bohaterów w innym świetle, niż kanon. Opowiadania fan fiction są po to by ukazywać nasze fantazje na tematy, które nie zostały zawarte w oryginale powieści. Według mnie każda fantazja może w nich zaistnieć, byle dobrze wprowadzona. Bardzo podoba mi się świat przedstawiony przez Kitiarę i sympatyzuję z jej postaciami. Opowiadanie jest bardzo dobre, gratuluję happy.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
WildMare
post 30.10.2006 13:14
Post #231 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 30.10.2006




Witaj, Czytałam parę Twoich opowiadań i chyba się uzależniłam:) Po ciężkim dniu pracy biorę herbatę, ciastka i siadam przed monitorem by zagłębić się w ten magiczny świat, jedyne co chcę powiedzieć to Dziękuję i pisz dalej.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Idril Celebrindal
post 31.10.2006 14:37
Post #232 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 37
Dołączył: 13.09.2005

Płeć: Kobieta



Nie uważacie przypadkiem, że popada się tutaj z jednej skrajności w drugą? Wiem, że istnieją fora, na których Kit jest uwielbiana, i że to forum do takich należy. Rozumiem, że niektórym pisanie Kit się podoba. Mnie się nie podoba.
Początkowe fragmenty "Być szlachetnym" były pierwszym fanfickiem, jaki przeczytałam w życiu. Młoda i głupia wtedy byłam, miałam niewyrobiony gust i brakowało mi porównania z innymi fickami. Dlatego oceniłam to opowiadanie nienajgorzej. Widziałam literówki, błędy stylistyczne itp., lecz potrafiłam to strawić. Później przeczytałam inne, o wiele lepsze teksty i dopiero wtedy zauważyłam, ile to opowiadanie ma błędów. Śledziłam je mniej więcej do momentu, w którym Hermiona razem z Draco wybrała się do posiadłości jego rodziców, odwiedzić Grangerów. Później wymiękłam.
Po pierwsze:
Fabuła. Ciągnie się i ciągnie, i ciągnie, nie widać rozwiązania żadnych wątków, autorka widocznie już nad tym nie panuje. Ten fick to tasiemiec bez końca. Tym nudniejszy, że w kółko powtarzają się te same motywy. Gdybym chciała sobie poczytać, jakie to cholerne zwyrodnienie panuje na świecie, to wzięłabym do ręki gazetę albo włączyła telewizor. Ewentualnie sięgnęła po powieść z mainstreamu, oni się lubują w takich tematach jak syf, kiła i mogiła. Magia wcale nie jest do tego potrzebna. A tutaj - jak nie maltretują, to gwałcą, jak nie gwałcą, to straszą, jak nie straszą to chociaż palą albo przeklinają. Ja rozumiem, że świat jest, jaki jest, ale nie trzeba pokazywać tego tak nachalnie. Epatujesz wulgarnością i okrucieństwem. Ale to do niczego nie prowadzi. Przeciwwagą ma być niby wątek miłosny. Niby, bo jest tak naciągany, sztuczny i nieprawdopodobny, że nie pełni swojej roli.
Tu dochodzimy do drugiej kwestii - kanoniczności bohaterów. A oni nazywają się Harry Potter, Hermiona Granger, Draco Malfoy, Percy Weasley. No właśnie, nazywają się. Bo to na pewno nie są Harry, Hermiona, Draco, czy Percy. Kanoniczność tutaj zdechła w pierwszych linijkach. Postawiłaś ich w niecodziennej sytuacji - rozumiem. Ale przemiany odbywają się powoli, stopniowo, a nie na "Ura!", byle szybciej, byle pchnąć akcję do przodu. Nie zrobiłoby dużej różnicy, gdyby ci ludzie nazywali się John Smith, Jennifer Thomas czy Terry Gilmore. I gdyby akcja miała miejsce w szkole z internatem. Jeżeli w bohaterach nie możemy odnaleźć ich pierwowzorów, to już jest tragedia.
Język, jakim jest to pisane, pretenduje do miana lekkiego, a humor - niewymuszonego. Ciekawa jestem, jacy ludzie rozmawiają w ten sposób - osiągasz taki efekt, że czytelnik zastanawia się, ile czasu spędzają bohaterowie na wymyślaniu "dowcipnych" odzywek. Raz na jakiś czas - ok, zgodzę się, jak najbardziej. Ale to tak, jakby do drożdżowej babki wsypać na 1 kg mąki 1 kg rodzynek. Owszem, można, pytanie tylko: kto to zje? Narracja jest najeżona kolokwializmami, które uszłyby w emocjonalnej narracji pierwszoosobowej, ale w narracji trzecioosobowej nie mają racji bytu.
Chcesz szokować. Ale twoje teksty wzbudzają raczej ironiczny uśmiech. Jeżeli to ma być angst - a chyba do takiego miana pretenduje ten tekst - to nie pomogą kipiące emocje, jeżeli nie są w tekście uzasadnione i dobrze opisane. Raczej śmieszą, niż przerażają.
Ciekawa jestem, jakich ludzi obserwujesz. Bo wszyscy - jak jeden mąż - palą, przeklinają, są rozchwiani emocjonalnie. Naprawdę nie wszyscy wśród młodzieży się zachowują. Tymczasem ty stosujesz śliczne uogólnienie, na dodatek nie podparte żadnymi rozsądnymi argumentami. Nie wierzę na przykład, by Hermiona ni z tego, ni z owego zaczęła palić.
I nie wierzę w twojego Percy'ego. To karierowicz, ale nie potwór w ludzkiej skórze.
Wzięłaś się za ciężki temat i poległaś. Lepsi i bardziej doświadczeni od ciebie mogliby go nie udźwignąć. Tymczasem ty serwujesz nam swobodne studium psychologii zgwałconych i torturowanych. Odarte z wszelkiego realizmu, ba! z sensu. Dlatego ten tekst jest zły.

Ten post był edytowany przez Idril Celebrindal: 31.10.2006 14:41


--------------------
Nie w szczęściu, ale w nieszczęściu okazać może człowiek prawdziwą swą wielkość i cnotę.
Friedrich Schiller
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Malamanda
post 03.11.2006 16:41
Post #233 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 84
Dołączył: 28.09.2006

Płeć: Kobieta



Nie wiem co moge napisać po tak wspaniałym komentarzu Idril. Więc mi się podoba, ale... No własnie ALE. Nie będę tu przepisywać tego co napisała Idril, bo zgadzam się z nią w niektórych kwestiach. Tasiemiec, wiele wątków się powtarza, no i Percy, który może dorównać Voldemortowi. To była krytyka, ale przecież zasługujesz też na pochwałę. Bochaterowie nie są podobni do tych z książki, a o to chodzi. Każdy autor pisze swoją wersję wydarzeń, bo czy nie było by nudno, gdyby w każdym ficku Hermiona była taka sama, a Luna wciąż mówiła o narglach? Bochaterów Rowling można "pożyczać" i nie musza oni być w cale podobni do tych z naszych opowiadań. Np. Kitiaro ja kocham twojego Dracona w każdym ficku, więc i tu jest boski.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Idril Celebrindal
post 06.11.2006 21:09
Post #234 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 37
Dołączył: 13.09.2005

Płeć: Kobieta



Sęk w tym, Malamando, że powinni być. Bo z jakiegoś konkretnego powodu nazywają się tak a nie inaczej. Po to czerpie się postacie z kanonu - żeby rozwijać tę wizję w oparciu o to, co napisała JKR. W oparciu, nie obok tego. Bo - pytam raz jeszcze - po co umieszczać w tekście postacie tak różne od pierwowzorów? Nie lepiej wymyślić własną postać? Tu nie chodzi o to, żeby Hermiona była wszędzie taka sama, a Luna mówiła tylko o narglach. Ale to, jakie są w kanonie, stanowi pewien wyróżnik. Co byś powiedziała, gdyby McGonagall przyszła pewnego dnia na lekcję w szacie z dekoltem do pępka i przywitała się "Joł, ziomki"? Wiem, że to przejaskrawienie, ale służy do zobrazowania pewnego trendu, który widzę u Kitiary, a który nazywam na własny użytek "chędożyć kanon". Bo to, że postacie zachowują się zupełnie inaczej niż w kanonie jest podyktowane zwykłym chciejstwem autorki.


--------------------
Nie w szczęściu, ale w nieszczęściu okazać może człowiek prawdziwą swą wielkość i cnotę.
Friedrich Schiller
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Malamanda
post 07.11.2006 20:05
Post #235 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 84
Dołączył: 28.09.2006

Płeć: Kobieta



QUOTE(Idril Celebrindal @ 06.11.2006 22:09)
Sęk w tym, Malamando, że powinni być. Bo z jakiegoś konkretnego powodu nazywają się tak a nie inaczej. Po to czerpie się postacie z kanonu - żeby rozwijać tę wizję w oparciu o to, co napisała JKR. W oparciu, nie obok tego. Bo - pytam raz jeszcze - po co umieszczać w tekście postacie tak różne od pierwowzorów? Nie lepiej wymyślić własną postać? Tu nie chodzi o to, żeby Hermiona była wszędzie taka sama, a Luna mówiła tylko o narglach. Ale to, jakie są w kanonie, stanowi pewien wyróżnik. Co byś powiedziała, gdyby McGonagall przyszła pewnego dnia na lekcję w szacie z dekoltem do pępka i przywitała się "Joł, ziomki"? Wiem, że to przejaskrawienie, ale służy do zobrazowania pewnego trendu, który widzę u Kitiary, a który nazywam na własny użytek "chędożyć kanon". Bo to, że postacie zachowują się zupełnie inaczej niż w kanonie jest podyktowane zwykłym chciejstwem autorki.
*


Może się źle wyraziła, ale nie chodziło mi o to, że postacie powinny być inne od tych z kanonu, ale, że nie powinny być dokładnie takie same, bo każdy autor musi mieć również miejsce na wcielenie własnych pomysłów. I wierz mi, nie wyobrażam sobie McGonagall w delkolcie do pępka laugh.gif biggrin.gif smile.gif Ale masz racje, powinny mocno przypominac te, które stworzyła Rowling.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
LilienSnape
post 23.12.2006 10:43
Post #236 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 579
Dołączył: 11.12.2006
Skąd: Roseau

Płeć: Kobieta



boze kobieto ty sie urodziłaś chyba z piórem w ręku ; ) to opowiadanie jest świetne .. takie głebsze i jakoś tak zmusza do wielu refleksji l ) z nicierpliwością czekam na koljna notke cry.gif


--------------------
user posted image
what the fuck was i thinking?

Lenka.

chomik !
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Josephine
post 27.12.2006 22:42
Post #237 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 49
Dołączył: 01.12.2006
Skąd: Z piekła rodem...

Płeć: Kobieta



To opowiadanie jest cholernie...

hmmm...

Superzastoprzeboskocudowne! smile.gif
Nie chce żeby wyszło, że sie podlizuje czy cos- tak uważam i ze zniecierpliwieniem czekam na nastepny 'odcinek' smile.gif

Podłanczam się do zdania LilienSnape - chyba urodziłas sie z piórem w reku!
Powinnas zacząc pisać książki! Z chęcia przeczytałabym każda! I myslę że nie tylko ja blush.gif
a tutaj cos na zachete do pisania - czekolada.gif zelka1.gif Miłego tworzenia wink2.gif


--------------------
Nie należy sądzić, że diabeł kusi jedynie ludzi genialnych. Gardzi zapewne głupcami, ale nie lekceważy ich pomocy. Przeciwnie, pokłada w nich wielkie nadzieje.

[ Charles Baudelaire ]

http://s10.bitefight.pl/c.php?uid=73129
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ines
post 28.12.2006 18:29
Post #238 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 06.06.2006
Skąd: z Asgardu

Płeć: Kobieta



Powiedzmy, że jestem wytrwała i cierpliwa... ale do czasu smile.gif
Kochana Kitiaro, ostatni odcinek twojego opowiadania, który pojawił się w tym temacie, wklejony został 6 lipca! A jest 28 grudnia... Błagam cię, znajdź odrobinę natchnienia, posadź swoją muzę koło monitora i pisz... smile.gif
Tak bardzo chciałabym poznać zakończenie tego opowiadania. Bardzo przywiązałam się do bohaterów, których wykreowałaś. Stali się dla mnie kimś ważnym, prawie jak przyjaciele...
Dlatego błagam... Jeśli możesz, to napisz kolejną część smile.gif
Pozdrawiam serdecznie :*
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
patix
post 07.01.2007 00:34
Post #239 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 28.08.2006

Płeć: Kobieta



I wreszcie "durny kafel" uświadomił sobie, co oznacza "Kwiat Lotosu" (lub raczej - co zawiera).
Po kilku dniach czytania i płakania (moje oczy nie wytrzymały wpatrywania się w monitor) skończyłam Twoje FF.
Trochę mało Rona i Luny - nie jako pary, ale każdego z osobna. Jak Ron się pojawi, to albo ma pretensje, że nikt mu nic nie mówi, albo chce wyżulić kiełbaskę od Hermiony/naleśnika od Harry'ego (czy jakoś tak).
Lunę uwielbiam w każdej postaci - chyba nie da się jej zepsuć...

Czytając niektóre fragmenty, można odnieść wrażenie, że uczniowie (i nie tylko uczniowie) Hogwartu to opętane żądzą seksu istoty, które mają jeden cel: zaspokoić swoje potrzeby.
Jak to ktoś wcześniej zauważył ilość dowcipnych/zgryźliwych/ironicznych dialogów jest przytłaczająca. I stanowczo zbyt mało tu Magii.
Mam wrażenie, że Harry Potter to nie do końca Twoja bajka. Rzeczywiście mogłabyś napisać coś własnego, bo dobrego stylu (zwanego też talentem) na pewno nie można Ci odmówić. Czekam na starcie Vold-Og i zastanawiam się - komu kibicować. Przez Twoje FF zaczęłam lubić Voldiego i sama nie wiem, skąd się to wzięło.

Powieść (bo chyba jest to już powieść) jest niezła, bo inaczej nie zadałabym sobie trudu jej czytania lub jak "Rita o drapieżnym piórze" stwierdziłabym, że "Czytałam już gorsze rzeczy".

Teraz się zastanawiam, czy brać się za poprzednią część FF, której tytułu już nie pamiętam - ale to chyba skończyłoby się przypięciem powiek klamerkami do czoła. Jak na razie nie mam pomysłu jak to zrobić.
Czekam na cd. - mam nadzieję, że niedługo się pojawi.

EDIT: Mimo wszystko udało mi się przeczytać dzisiejszej nocy - klamerki nie były konieczne (ale skomentować nie dałam rady). Bardzo... milutkie opowiadanko. :)
A tak serio - może jednak "Ręka Boga" powinna stanowić drugą część opowiadania - taka mała retrospekcja (ewentualnie wpleciona w cały utwór); nie wszystko byłoby tak jasne i oczywiste - niedopowiedzenia mają swój urok.

Ten post był edytowany przez patix: 07.01.2007 16:48


--------------------
i don't think he wanted to kill James ... i mean,it's Voldy!~he'd kill everyone and everything
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Pani N
post 30.03.2007 18:48
Post #240 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 8
Dołączył: 21.04.2006
Skąd: Duckistan aka Potatoland

Płeć: Kobieta



Zgadzam się z Idril, no. Nie podoba mi się po prostu. Idril właściwie wszystko powiedziała, ale mnie najbardziej mierzwią dialogi. Co to jest? Jedna rozmowa ciągnie się na dwie strony, podczas niej bochaterowie (1 i 2) zdążą:
-przekomarzać się,
-1 przypadkiem obrazić 2,
-1 przepraszać 2,
-2 nie chcieć wybaczyć 1 i mówić coś przykrego,
-1 obrazić się na 2,
-2 przepraszać 1,
-1 nie chcieć słuchać,
-2 krzyknąć coś baaaardzo obraźliwego,
-1 powiedzieć 2 "nienawidzę cię!",
-2 obrazić się i zacząć płakać,
-1 przepraszać,
-pogodzić się.
Chodzi mi o to że w jednej chwili 1 i 2 wrzeszczą na siebie, po chwili lądują w łóżu, potem znowu na siebie wrzeszczą, potem płaczą, potem się godzą i tak bez końca. To jest nie do wytrzymania!

I twoje pary też. Czy tylko dlatego że Hermiona jest z Draco, to każdy z głównych bohaterów też musi sobie znaleźć partnera? Pary Ron/Luna i Ginny/Neville są tak naciągane że się płakać chce (nie odbieraj tego za komplement).

***

QUOTE
Ale stawiając konkretne zarzuty warto się postarać, żeby miały one coś wspólnego z rzeczywistością. Warto też unikać obrażania autora (i czytelników). Zwłąszcza, gdy jest to "przywitanie" z forum.


Ok, po co obrażać czytelników i autora, ale a'propo tego przywitania się to nie wiedziałam że trzeba się ludziom podlizywać mimo żę coś się nie podoba, tylko dlatego że jest się "nowym". Zresztą Novinha jakoś specjalnie się tym nie przejeła (albo właśnie się tak przejeła) bo nie napisała już nic więcej.

edit:
Przeczytałam jeszcze raz post Novinhy. I co stwierdzam? Ona NIKOGO nie obraża. Jeżeli czujesz się Zwodniku obrażony, to współczuję Ci, ale to nie jej wina.

Ten post był edytowany przez Pani N: 30.03.2007 18:51
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zwodnik
post 31.03.2007 20:19
Post #241 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 341
Dołączył: 05.04.2003




Myśli. Dalej myśli. Drapie się w głowę. W końcu pacnął się w czoło i zrozumiał, o co chodzi

Pogratulować refleksu. Mam odpisywać, dlaczego napisałem tak a nie inaczej ? Czy zwrócenie uwagi na fakt, że to było grubo ponad pół roku temu zwolni mnie z tego obowiązku ? smile.gif

Ten post był edytowany przez Zwodnik: 31.03.2007 20:19


--------------------
AMOR PATRIAE NOSTRA LEX...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Pani N
post 01.04.2007 18:11
Post #242 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 8
Dołączył: 21.04.2006
Skąd: Duckistan aka Potatoland

Płeć: Kobieta



Grubo ponad rok temu nie było mnie na tym forum dry.gif (albo dla uściślenia, nie byłam zalogowana)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Adamina
post 17.05.2007 18:25
Post #243 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 27.05.2006
Skąd: Jersey

Płeć: Kobieta



uwielbiam czytać i w swoim krótkim życiu przeczytałam całkiem sporo, co oczywiście nie ma oznaczać że sie chwalę tongue.gif chciałam Ci pogratulować takiego sposobu pisania jakim piszesz FF a takźe pomysłów. Czekam na kolejną część i mam nadzieję się doczekać kiedyś.. pozdrawiam ciepło.. i na koniec coś słodkiego zostawiam,by osłodzić Ci pisanie smile.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 05.06.2007 16:31
Post #244 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Witam!

Pierwsze primo - przepraszam, ze ta długo nie aktualizowałam.

Drugie primo - przepraszam, że wklajam mało i że nie jest to nic nowego (stary fragment), ale niestey nadal tracę fragmenty tekstów mimo kolejnego sformatowania twardziela na moim ukochanym Złomie, które zostało przeprowadzone całkiem niedawno

Trzecie primo - postaram sie poprawić i do końca czerwca wkleić kolejny fragment tekstu, i mam nadzieję, że będzie on dłuższy od bieżącego.


Późnym popołudniem Severus Snape opuścił skrzydło szpitalne i żwawym krokiem udał się do pokoju nauczycielskiego. Nie obeszło się bez kłótni z panią Pomfrey, ale, żeby być szczerym, Mistrz Eliksirów miał to w głębokim poważaniu. I oczywiście nie było w tym nic dziwnego, bo Nietoperz zazwyczaj miał taki, a nie inny stosunek do wszystkiego, zwłaszcza do wszystkiego co mówiła pani Pomfrey i co dotyczyło rekonwalescencji. Uważał z pełną stanowczożcią, że jest zdecydowanie nadopiekuńcza. Był też poirytowany własną słabością jaką w swoim mniemaniu okazał - zbyt długo przebywał w ambulatorium. Severus zgrzytnął parę razy zębami, idąc marszowym krokiem i zamaszyście powiewając połami szaty. Uczniowie, którzy zauważyli go w polu widzenia, szybko zbaczali z kursu Snape’a, gdyż mina nauczyciela wróżyła tylko jedno – szlaban lub utratę punktów. Nawet Ślizgoni starali się być niewidoczni. Postrach Hogwartu jednak sunął naprzód jak nieposkromiona lawina, nie zwracając na nic uwagi i ignorując wszystko – nawet młodzież, którą zazwyczaj z lubością dręczył. Z rozmachem otworzył drzwi do celu swoich zamaszystych kroków. Tonks uniosła spojrzenie znad sterty prac, które właśnie przeglądała, a Asmodeusz odwrócił się od McGonagall, z którą dyskutował o czymś przyciszonym głosem, i obrzucił przybyłego pełnym zaciekawienia spojrzeniem. Pani Hooch właśnie opuszczała pomieszczenie i zgrabnie wyminęła Severusa w drzwiach, mrucząc przy tym oszczędne słowa przywitania. Minerwa uniosła brew i otaksowała Snape’a krytycznie.
- Witam – rzucił Mistrz Eliksirów sucho i przestąpił próg pokoju dostępnego jedynie gronu pedagogicznemu Hogwartu.
- Witamy – odrzekła wicedyrektor powściągliwie. – Czy nie powinieneś być jeszcze w skrzydle szpitalnym, Severusie?
- Ściśle rzecz biorąc nie powinno mnie być tam już od rana – odrzekł, poruszając jedynie kącikiem warg, przez co jego głos zabrzmiał trochę jak wycedzony syk.
- Odważę się z tym nie zgodzić – dyplomatycznie wtrąciła się Tonks, uśmiechając się delikatnie.
- Akurat twoje zdanie mnie bardzo obchodzi, Nimfadoro– zgryźliwym tonem odparł Snape, podkreślając ostatnie słowo.
Tonks zarumieniła się i obdarzyła Snape’a spojrzeniem pełnym urazy, niemal złości.
- No tak, przepraszam – odrzekła z taką samą zjadliwością, cedząc sylaby. - Zapomniałam, że jesteś zimnym i samowystarczalnym pod każdym względem gadem, Severusie.
Zebrała sprawdzane prace i ruszyła do drzwi, nie spuszczając zimnego spojrzenia z mężczyzny, z którym spędziła niedawno bardzo upojne chwile.
- Pójdę przejrzeć je u siebie – oznajmiła, zwracając się do Minerwy, po czym jej wzrok, nadal chłodny i pełen rezerwy, znowu spoczął na Mistrzu Eliksirów. – Nie lubię przeciągów, ani zimnych miejsc – dodała z przekornym uśmiechem, zadowolona z efektu, jaki wywarła jej riposta na jej adresacie.
Wyglądał tak, jakby zapomniał języka w gębie. Widocznie nikt go wcześniej nie nazwał gadem, a już na pewno nie wprost. Na jego nienaturalnie bladych policzkach wykwitł nawet delikatny rumieniec. Wyminęła go z dumnie podniesioną głową i delikatnie zamknęła za sobą drzwi, zostawiając w pokoju nauczycielskim zgorzkniałego cynika, demona z misją do wypełnienia i starszą panią, która uwielbia przemykać nocą, korytarzami zamku, pod postacią burej kotki.
Snape naprawdę wolałby, żeby młoda czarownica trzasnęła drzwiami. Spode łba , czując delikatny dyskomfort, patrzył na Minerwę i Oga, którzy uśmiechali się tak samo delikatnie i z tak samo źle skrywaną ironią.
- Baby są jednak nieznośne – warknął Mistrz Eliksirów.
- Słuszna uwaga – zadrwił demon.
- I zielonoocy bruneci, zwłaszcza ci o nazwisku Potter, także są nieznośni – dodała z przekorą McGonagall, a Snape – tym razem naprawdę – zaniemówił i wbił w wicedyrektor spojrzenie, w którym zdecydowaną przewagę nad wściekłością wzięło pełne niedowierzania zaskoczenie.
- I niezbyt pojętni uczniowie – dołożył jeszcze trochę od siebie Asmodeusz, podpuszczając Minerwę, której praktycznie nie trzeba było wcale podpuszczać.
- I bezchmurne niebo też, a paskudna pogoda tym bardziej – kpiła dalej czarownica.
- Cóż za elokwencja! – wyrzucił w końcu z siebie Severus. – Macie mi jeszcze coś ciekawego do powiedzenia, czy to już wszystko? – mężczyzna pozbył się już osłupienia, w który wprowadziły go jawne drwiny z jego szacownej osoby. – Nigdy nie kryłem, że jestem niemiły i aspołeczny, i że wszystko mnie, mówiąc językiem tych niewychowanych bachorów, wali, a już w szczególności cudze uczucia. To nie moja wina, że wszyscy wokół próbują się na mnie otworzyć i, co najgorsza, mnie otworzyć. Cóż za obrzydliwa hipokryzja i tak wszyscy mnie nie cierpicie!
- A jednak warto było wykazać się elokwencją. Rzadko kiedy wygłaszasz większe przemówienia na temat swojej osoby– sucho oznajmiła Minerwa. – I tak, masz rację, lepiej okazywać wszem i wobec, że nie ma się uczuć i wszystkim dookoła wbijać szpile, udając, że wcale nie chcesz, aby ktokolwiek cię polubił, Severusie. Być samotnikiem, a w dodatku cynicznym i zimnym samotnikiem nie jest wcale tak źle; to bardzo wygodne i do niczego nie zobowiązuje.
- Ja nie okazuję, że nie mam uczuć, ja ich po prostu nie mam! – warknął rozjuszony już, ale i zdeprymowany, Snape.
- Mhm... Tworzymy sobie imidż mrocznego sukinsyna – zadrwił z wrednym uśmiechem Og. – Zawsze zaskakiwała mnie u ludzi, i chyba zawsze będzie, niezaprzeczalna zdolność do ranienia osób, na których im zależy. Gdyby to nie było żałosne, uznałbym tę umiejętność za godną podziwu.
- Do ciężkiej cholery! Wcale nie zależy mi na tej stukniętej Tonks! – wrzasnął Severus i poczuł taką furię, że aż zatańczyły mu przed oczyma czerwono-czarne plamy.
- Nikt z nas nie wspomniał nawet o Tonks – cicho i łagodnie skwitowała jego wybuch wicedyrektor.
Snape zaklął tak szpetnie, że Minerwa zamknęła oczy i skrzywiła się z niesmakiem, a Asmodeusz zacmokał zdegustowany i przewrotnie rozbawiony.
- Niech cię piekło pochłonie! – ryknął Snape, wskazując palcem na demona, i wymaszerował z pomieszczenia, trzaskając z całej siły drzwiami. Nieznacznie mu ulżyło.

***
Godzinę i szklaneczkę czystej Ognistej później, Mistrz Eliksirów kontemplował portret Grubej Damy. Wcale nie było tak łatwo. Oj nie. On, Postrach Hogwartczyków, Mroczny Sukinsyn (z niewyjaśnionych przyczyn to określenie Oga bardzo mu odpowiadało), Najbardziej Wredny Nauczyciel Wszechczasów i stuprocentowy Ślizgon nie potrafił zdobyć się na to, żeby przekroczyć przesiąknięte gryfoństwem progi. To znaczy, gwoli ścisłości, przekroczenie progu nie było większym problemem. Problemem było to, co zamierzał zrobić. Skręcał się wewnętrznie na myśl, że za chwilę się poniży i... O słodki Salazarze chroń przed samą świadomością o czynie, którego on – Genialny Warzyciel - podjął się dokonać. Tak naprawdę przedsięwzięcie, samo w sobie, nie było niczym nadzwyczajnym, ale dla Snape’a, owszem, było.
„Chyba już całkowicie oszalałam... Albo Og dodał mi coś do wódki...” – pomyślał i wspiął się na palce , wbijając wzrok w sufit.
- Hasło, kochanieńki – powtórzyła po minucie oziębłego milczenia gruba Dama, tym razem już mniej uprzejmie.
- Jeśli znowu powiesz do mnie per kochanieńki to tak urządzę, że nie wyrestaurują cię przez tydzień.
- To nie jest hasło – odburknęła matrona z obrazu, ale w jej oczach zalśniły respekt i poczucie urażonej godności.
Snape w odpowiedzi zgrzytnął zębami, a dama powstrzymała się przed sarknięciem „to także nie” – Mistrz Eliksirów potrafił być nieobliczalnie przykry, zwłaszcza dla wszystkiego, co gryfońskie.
- Zabić Smoka – wycedził w końcu Severus, świdrując niemal na wylot Grubą Damę i klnąc w duchu arogancką, jego zdaniem, głupotę hasła.
Portret posłusznie odskoczył, a Snape wkroczył na terytorium wrogiego Domu z uśmiechem wyrażającym okrutną rozkosz, którą czerpał z widoku jakiego stał się bezpośrednią przyczyną. Omiótł pogardliwym wzrokiem Gryfonów; co młodsi byli przerażeni, starsi natomiast epatowali dumą, nieufnym dystansem i słabo skrywaną niechęcią. Wszyscy natomiast byli ogromnie zaskoczeni. Niektórzy zamarli lub pootwierali ze zdziwienia usta. Wokół zapadło bardzo kłopotliwe milczenie.
- Chciałbym u siebie w gabinecie widzieć Pottera, najpóźniej za pół godziny – zaczął bez żadnych wstępów.
- Oczywiście, panie profesorze – ze schodów prowadzących do dormitoriów dziewcząt zeszła Hermiona i otaksowała gościa spojrzeniem pełnym dobrodusznego zaciekawienia. – Miło, że pan nas odwiedził.
Lekko kpiący, ale łagodny uśmiech Granger sprawił – co zaskoczyło Severusa – że poprawił mu się nieco humor. Doskonale wiedział, że każdy inny uczeń natychmiast zarobiłby szlaban i stracił punkty. Jeszcze nie tak dawno Granger spotkałoby to samo, być może z nawiązką. A teraz... teraz – co jeszcze bardziej go zdeprymowało – po prostu nie potrafiłby w ten sposób wobec niej postąpić. Ale obecnie robił różne przedziwne rzeczy. Na przykład chciał rozmawiać z Potterem. Omal nie otrząsnął się z tej myśli jak mokry pies.
- Pozwoli pani, panno Granger, że nie podzielę pani entuzjazmu – odparł sarkastycznie, ale kąciki jego warg minimalnie drgnęły, wywołując u niej promienny uśmiech, a u niego to piekielne uczucie, że ją lubi i - co najgorsze ze wszystkiego – chce ją lubić. – I posprzątajcie ten bałagan – dodał dla dodania sobie autorytetu.
„Zupełnie zwariowałem” – pomyślał, opuściwszy skażony gryfoństwem teren. – „Kompletnie mi odbiło. Slytherinie, o Wężousty, dodaj mi sił. „
Ostatnia myśl obudziła w Mistrzu Eliksirów Świadomość, że Potter jest obdarzony tym samym rzadkim darem, co magiczny patron, którego imienia przyzywa, co skutecznie pogorszyło mu poprawiony przez Hermionę nastrój. Zaklął szpetnie i zgrzytnął zębami, modląc się o taką ilość cierpliwości, żeby nie udusić Złotego Chłopca, gdy tylko ten przekroczy próg jego gabinetu. Bycie Mrocznym Sukinsynem było w porządku. Ale seryjnym mordercą nie chciał zostać. Przynajmniej na razie.

******

Potter niechętnie podniósł się z łóżka i łypnął na Hermionę nieprzychylnie.
- Nie mam ochoty tam iść.
- Harry, to jest nauczyciel. Możesz sobie go nienawidzić, ale jak cię wzywa, to powinieneś ruszyć cztery i litery i się do nie udać.
- Przecież wstaję – warknął chłopak.
- Ale marudzisz.
- Hermiono, prosiłbym cię, żebyś dała mi spokój. Ciebie Snape tak nie upokarza jak mnie. Nie masz pojęcia, co czuję.
- Tak, Harry. Jasne, że nie. Nie mam co to jest poniżenie. Możesz być jednak pewien, że o wiele bardziej wolałabym być poniżana tak jak ty, niż zgwałcona przez Percy’ego.
Potter zarumienił się mocno.
- Nie to miałem na myśli – bąknął, wpatrując się w dywan.
- Przepraszam – zreflektowała się dziewczyna. – Przepraszam Harry, ty przeszedłeś najgorsze piekło. Przepraszam.
Zaczytany Longbottom odchrząknął cicho z pieleszy swojego łóżka, bo poczuł się jak intruz. Hermiona spojrzała na niego z bladym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że nam wybaczysz nieskrępowanie, Neville.
- Mam nadzieję, że wy mi wybaczycie, że zamiast wyjść w najlepsze sobie słucham. – Chłopak zaczął się podnosić z posłania. – Porozmawiajcie sobie w spokoju.
- Neville, zostań. Ja już wychodzę do Snape’a. – Harry skrzywił się teatralnie.
- Mam nadzieję, że zachowasz się kulturalnie. Bądź dorosły. Jeżeli będzie trzeba bądź dojrzalszy od profesora. Doskonale wiem, że potrafisz posługiwać się zdrowym rozsądkiem.
- Była już takie chwile, ze prawie zaczęliśmy się tolerować i rozumieć, ale.. Nie wiem, co się stało.
- Stało się to, że obaj jesteście zapartymi mułami – zirytowała się Hermiona. - Wydaje się wam, ze jesteście tacy dumni i honorowi, a jesteście w swej zapiekłej niechęci śmieszni jak zawzięte bachory. Przykro mi to mówić, ale to prawda.
- Ej, doskonale wiesz...
- Harry nie zaczynaj – przerwała mu Gryfonka. – Bierz tyłek w troki i już cię nie ma! Chyba nie chcesz stracić kolejnych punktów?
I tak stracę punkty, albo zarobię szlaban – sarknął chłopak.
- Wiem, mówiłam o dodatkowych punktach, Harry. O tak zwanym gratisie. Promocji. Okazji. Wybierz określenie, które ci się najbardziej podoba.
Longbottom nie mógł powstrzymać wesołości.
- Wiesz co? Doskonale zastąpiłabyś Snape’a, gdyby wykitował – skwitował Potter, ale uśmiechnął się nieznacznie. – Idę do jaskini bazyliszka.

***

- Dzień dobry, panie profesorze – powiedział Harry, stwierdzając z zadowoleniem, że jego głos brzmi grzecznie.
- Nie wierzę, panie Potter, że jest pan punktualny –zadrwił Snape. – Siadaj. – Wskazał krzesło naprzeciwko biurka
Harry się zdziwił własnym spokojem. Wzruszył ramionami, usiadł i spojrzał nauczycielowi głęboko w oczy.
- Nie spytasz, po co cię wezwałem? – spytał profesor łagodnie.
- Myślę, że skoro mnie pan wezwał, to sam mi pan powie, po co.
Severus uniósł brew i spojrzał na ucznia.
- Nie wiem, czy tę odpowiedź przypisać twojej wrodzonej arogancji, Potter, czy tego, że w nieudolny sposób usiłujesz być uprzejmy powiedział miękko, nie spuszczając z ucznia przenikliwego spojrzenia czarnych oczu.
- Panie profesorze, idąc tutaj domyślałem się, że zechce pan mnie wyprowadzić z równowagi, po to abym zrobił lub powiedział coś, co pozwoli panu odjąć mi punkty lub wlepić szlaban. Muszę ze smutkiem powiedzieć, że mnie pan nie zaskoczył. To przykre. – Harry był tak spokojny, że aż sam siebie zadziwiał. Ale postanowił, że odpłaci się urokiem za klątwę. Jak Salazar Godrykowi tak Godryk Salazarowi. Najwyżej to Snape zostanie wyprowadzony z równowagi. W najgorszym wypadku on wyjdzie z tego gabinetu z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. Ale na Merlina – sprowokować się nie da. Nie tym razem.
Jedyną reakcja Snape’a było uniesienie brwi nieco wyżej, niż przed chwilą. Poza tym, Mistrz Eliksirów pozostał niewzruszony jak górski, stabilny głaz.
- Panie Potter – rzekł chłodno – sam muszę z przykrością stwierdzić, że jest pan arogancki, a więc także nie zostałem zaskoczony. Ze szczerym smutkiem odejmuję zatem panu pięć punktów. Mam nadzieję, że w końcu zrozumie pan, iż jestem nauczycielem, nie pańskim kolegą, na którym może pan ćwiczyć sarkazm i ironię. Czy to jasne, Potter?
- Tak jasne, jak ogień buchający w pańskim kominku, profesorze, i ogrzewający ten gabinet – grzecznie, acz szkliwie odpowiedział Harry.
W gabinecie było chłodno, a ogień, jak to zwykle bywało, nie był rozpalony. Severus Snape uśmiechnął się krzywo.
- Kolejne pięć punktów od Gryffindoru. Następnym razem będzie pięćdziesiąt. Twoi koledzy, Potter nie będą zadowoleni, jak sądzę.
Harry zacisnął zęby.
- Doskonale pan, wie, że jest pan w tej chwili nieuczciwy, perfidny i wykorzystuje pan swoje stanowisko – odciął się, wcale nie dbając o to, że właśnie przestał być grzeczny, i o to, że straci punkty.
- Nie, Potter, próbuję ci tylko wbić do tego zakutego łba, że nie jestem twoim kumplem, z którego możesz sobie kpić – łagodnie odrzekł Snape. – Zrobisz, co zechcesz. Radziłbym ci jednak zachowywać wobec nauczycieli należny im szacunek.
- Inni nauczyciele mnie nie upokarzają, aby poprawić sobie samopoczucie i marną samoocenę. Dlatego mogą na ten szacunek z mojej strony liczyć, profesorze. O to się proszę nie martwić – zadrwił Harry, niespodziewanie ponownie odzyskując chłodny spokój. Popatrzył na profesora pogardliwie i ostentacyjnie zmierzwił dłonią włosy. Zrobił to świadomie i z premedytacją. I poczuł satysfakcję, gdy na jedną, krótką sekundę, twarz Snape’a straszliwie pobladła
Severus nie krzyknął, nie zdenerwował się. Chwilowa bladość była jedyna reakcją, jaką zauważył Złoty Chłopiec. Kilka chwil panowała niezręczna cisza i Potter zaczynał czuć się nieswojo. Zaczynał nawet czuć, że zachował się bardzo niewłaściwie. I wtedy profesor się odezwał, nie komentując nawet słowem głupiego zachowaniu Gryfona
- Wezwałem cię po to, żeby cię ostrzec, abyś nie pchał się tam, gdzie nie trzeba. Wszyscy wiedzą, że cierpisz na syndrom bohatera. Ta szkoła może stać się terenem walki. Najlepszym wyjściem dla ciebie i dla wszystkich innych uczniów będzie ciche siedzenie we własnym dormitorium. Liczę na to, że zachowasz zdrowy rozsądek, cokolwiek by się nie działo, Potter. Dla dobra swojego i swoich przyjaciół. Możesz być pewien, że wszystko jest pod kontrolą. Profesora Dumbledore’a, profesor McGonagall i moją. Nie ma żadnych powodów do niepokoju i do szukania przygód. Uczniom nic się nie stanie, jeśli żaden z nich nie poczuje, w chwili niepokoju, że powinien interweniować. Potraktuj moje słowa bardzo poważnie.
Uczeń poczuł się skonsternowany. Snape potraktował go na tyle poważnie, że zdradził mu coś, o czym – co Harry wiedział doskonale – nie wie żaden uczeń. Być może powiedział to tylko jemu. Nieważne, że motywem Snape’a było – zgoła prawdziwe – przeświadczenie, że Gryfon lubi pchać się w kłopoty. Potraktował go, jako kogoś, komu może zaufać w ważnej sprawie, i nie przeszkodził mu w tym fakt, że chłopak zachował się przed chwilą jak bezmyślny i okrutny gówniarz.
- Mam nadzieje, że jest to dla ciebie zrozumiałe, tak samo, jak to, że nie upoważniam cię do przekazywania komukolwiek informacji, którą uzyskałeś. Jeżeli się dowiem, a dowiem się na pewno, że nie potrafisz dochowasz tajemnicy, konsekwencje będą dla ciebie opłakane i poznasz wtedy, czym jest prawdziwe upokorzenie, Potter. O ile oczywiście przeżyjesz, co może ci się tym razem nie udać, jeśli mnie nie posłuchasz. Czy wszystko rozumiesz, czy powtórzyć, albo ci zapisać? – Snape na koniec zakpił jadowicie.
- Rozumiem i nikomu nic nie powtórzę, sir – odrzekł Harry, zbity z tropu i skonfundowany.
- Gdybyś, przez własną głupią ciekawość zginął, Dumbledore nigdy by sobie nie wybaczył podjętych decyzji, obarczając się na resztę życia przytłaczającymi wyrzutami sumienia. A ja bardzo go szanuję i tego nie chcę. Właśnie dlatego tu jesteś i tylko dlatego z tobą spokojnie rozmawiam, zamiast wyrzucić cię na zbity niewyparzony pysk, po tym jak popisałeś się arogancją na miarę swojego rodziciela. A teraz zejdź mi z oczu, Potter, zanim odejmę ci kolejne punkty. – Mówiąc, profesor ani razu nie podniósł głosu, cały czas zachowując miękki, gładki ton i nie spuszczając chłodnego wzroku z oczu swojego gościa.
Harry bardzo starał się nie mrugać, ani nie odwracać spojrzenia, co było w obecnych warunkach nie lada heroizmem. A ponieważ był bohaterem – wytrzymał, chociaż wcale nie poczuł się z tego powodu lepiej.
Gdy Snape zamilkł, bąknął szybko „do widzenia, sir” i niemal wybiegł z gabinetu. Palił go ogromny wstyd. W pewnym sensie żałował, że nauczyciel nie wyrzucił go na „zbity i niewyparzony pysk”.

Ten post był edytowany przez Kitiara: 11.02.2008 14:42


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ines
post 06.06.2007 13:32
Post #245 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 06.06.2006
Skąd: z Asgardu

Płeć: Kobieta



Matko... nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc nowy post! wink2.gif Szkoda, że Harry i Severus nie są "przyjaciółmi", ale mam nadzieję, że dojdą do porozumienia wink2.gif Matko, emocje mnie ponoszą jak to piszę...

Czekam niecierpliwie na Kolejną część i naprawdę cieszę się, że się odezwałaś wink2.gif
Życzę dużo weny i czasu na pisanie oraz powodzenia wink2.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 17.06.2007 15:32
Post #246 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Aaaa... Yeah cały czas wierzyłem że jednak nie porzucisz ficka i do niego wrócisz i coś napiszesz. Skoro się nie myliłem to lece do czytania... WSZYSTKIEGO od POCZĄTKU bo nie wiele pamiętam tyle ficków przeczytałem od tamtego czasu że mi sie miesza no ale cóż mam nadzieje że będzie warto biggrin.gif Pisz, pisz. Czekamy !!


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Peeves
post 19.06.2007 11:57
Post #247 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 17.06.2007
Skąd: Wrocław

Płeć: Kobieta



Po przeczytaniu Ręki Boga, wiedziałam, że muszę przeczyta i to... no, stało się^^ zakochałam się w tym ficku. Szczególnie spodobała mi się przedstawiona tutaj postać Draco, taki jakiego lubię...
Zresztą zarejestrowałam sie tu, dlatego by skomentować własnie Być Szlachetnym.
O jego genialności nie ma się już chyba co rozpisywać, ale powiem tak, zmieniło to mój światopogląd, moje postrzeganie Śmierciożerców i Voldemorta... Teraz zdaję sobie sprawę z mojej głupoty i pomijając już moją głupotę to naprawdę ruszyło to moim sercem i czekam na kolejne części z utęsknieniem^^


--------------------
"Chciałby nad poziomy człek, a tu ciągle nic
nie uciągnie pusta głowa ciężkiej dupy w zwyż"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Josephine
post 24.06.2007 00:21
Post #248 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 49
Dołączył: 01.12.2006
Skąd: Z piekła rodem...

Płeć: Kobieta



Następna część! Jak super smile.gif
Oczywiście świetna jak wszystkie pozostałe smile.gif
Czekam na ciąg dalszy. mam nadzieje, że nie pojawi sie po tak długim czasie jak ten part smile.gif


--------------------
Nie należy sądzić, że diabeł kusi jedynie ludzi genialnych. Gardzi zapewne głupcami, ale nie lekceważy ich pomocy. Przeciwnie, pokłada w nich wielkie nadzieje.

[ Charles Baudelaire ]

http://s10.bitefight.pl/c.php?uid=73129
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
pu_lina
post 20.07.2007 12:32
Post #249 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 09.07.2007

Płeć: Kobieta



Kitiaro... Błagam... Wklej coś nowego, bo powoli usycham... To jest najlepszy FF jaki w życiu czytałam
pozdrawiam
pu_lina


--------------------
user posted image
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
asiatal
post 10.08.2007 13:09
Post #250 

?


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 928
Dołączył: 03.03.2007
Skąd: pomorze

Płeć: Kobieta



kiedy przeczytałam "I Believe..." daaaawno temu, stwierdziłam, że go nic nie pobije. Później przeczytałam go 2 razy i cały czas byłam tego zdania ale po przeczytaniu tego to stwierdziłam, że to chyba jest lepsze....... Żeby mi się podobał fanfic to nie trzeba wiele, ale jednak coś tam trzeba. Wymiatasz! Kocham Twoje opowiadania wink2.gif Tylko prooooooosze, dawaj częściej...... wink2.gif))))

Rzeczywiście irytujące są literówki. Tu brak haczyka, tu literki, ale czytałam gorsze pod tym względem np bez polskich liter....

Niektóre dialogi są takie jakieś........ dziwne ;p

Życzę weny do dalszego pisania nie tylko tego dzieła ale i do kolejnych

Na osłodę zelka1.gif

pozdrawiam, asiatal wink2.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

11 Strony « < 8 9 10 11 >
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 17.05.2024 16:29