Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Everytime... [(nie)spełniony romans], ZAKOŃCZONE

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 8 ] ** [88.89%]
Gniot - wyrzucić [ 1 ] ** [11.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 9
  
Kitiara
post 08.12.2004 22:16
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



To opowiadanie jest nowe i jest zainspirowane absolutnie fantstycznym clipem Britney o tym samym tytule (nie lubię jej, ale nowa płyta, no i everytime... i piosenka i video, palce lizać)

Jest to coś na granicy romansu, obyczaju i dramatu z otwartym zakończeniem
Jeżeli ktoś czuje się zdegustowany na myśl o parze Hermiona/Draco, niech sobie odpuści...


I.

And everytime I try to fly
I fell without my wings
I feel so small
I guess I need you baby
[Britnry Spears, Everytime]


Znowu.
Za każdym razem gdy słyszała to określenie, wzdrygała się wewnętrznie. Zwłaszcza gdy padało ono z jego ust. Mówił to tak sugestywnie.
Słowo „szlama” nabierało w ustach Malfoya niemal fizycznej postaci. Miało swoją konsystencję, barwę i kształt.
Hermiona skrzywiła się i zastanowiła, czy ustąpić tym razem temu kretynowi. Przystojnemu kretynowi. Prawie wszystkie dziewczyny w Hogwarcie rzucały mu tęskne spojrzenia. Prawie. Nie ona. Ona go nienawidziła.
Miał zdolność zadawania bólu samym spojrzeniem. Wzrok zimnych, szarych oczu potrafił ciąć jak stalowy sztylet. Tak jak w tej chwili.
- Nie słyszałaś, szlamo? Zjeżdżaj mi z drogi!
Malfoy był utalentowany. Potrafił zadać słowem prawie fizyczny cios.
Ból był nie do zniesienia i rodził jeszcze większą nienawiść.
- Nie jesteś bogiem, Malfoy – warknęła Gryfonka, patrząc na niego z pogardą.
- Ale jestem lepszy od takiej szlamy jak ty.
Parkinson zarechotała rozkosznie a Hermiona posłała dziewczynie uwieszonej na ramieniu blondyna, spojrzenie seryjnego mordercy.
„Kiedyś ją strzelę po gębie” – pomyślała ze złością.
Wyminęła Malfoya, a przynajmniej starała się to zrobić, tylko że on specjalnie ją potrącił, tak że wypadły jej z rąk wszystkie książki, które niosła.
- Nawet nie potrafisz chodzić jak człowiek, durna szlamo.
Hermiona nie wytrzymała tej zniewagi.
- Jesteś sukinsynem, Malfoy! – krzyknęła. – Twój ojciec to morderca! To on! On zamordował moich rodziców! On brał w tym udział – Nie mogła powstrzymać łez, które popłynęły po jej policzkach. Pierwszy raz popłakała się przy tym dupku. Pierwszy i ostatni.
- Twój ojciec to świnia, tak samo jak ty – dodała już spokojniej.
- Uważaj na to, co mówisz, Granger – Draco wyciągnął różdżkę, a Hermiona szybkim ruchem zrobiła to samo.

- Co tu się dzieje? – McGonagall wyrosła jak spod ziemi
- Schować te różdżki, ale już. A ty , Malfoy, pomóż pozbierać koleżance książki i to migiem!
Obydwoje niechętnie schowali różdżki za poły szat, a Draco z ociąganiem pozbierał cztery tomiszcza i podał je Hermionie.
- Koleżanka, też mi coś – wymamrotał pod nosem.
- Spadaj!- odfuknęła brązowooka Gryfonka i ruszyła w stronę Wieży Domu Lwa.

„Świnia” – pomyślała. Po policzkach płynęły jej łzy.
Nigdy się nie przyzwyczai...
Dlaczego w ustach Malfoya te słowo raniło ją bardziej, niż w ustach kogokolwiek innego? Czy dlatego, że po raz pierwszy, właśnie on ją tak nazwał ?Nie wiedziała.
W drugiej klasie przepłakała całą noc, gdy zwrócił się do niej przy tylu ludziach per „durna szlamo” i obiecała sobie, że nigdy więcej to wyzwisko nie zmusi jej do płaczu. Nie pomogło.
A teraz – po śmierci rodziców – było jeszcze gorzej.
Bo dla nich była kimś... Kochali ją i byli z niej dumni, ba,nawet ją podziwiali..
Rozpierała ich duma, że Hermiona jest tak utalentowaną czarownicą. Że jest czarownicą.
Teraz nie było już nikogo, kto by ją bezinteresownie kochał.
Harry i Ron byli jej przyjaciółmi, ale to nie było to samo, nie to samo...
Hermiona rzuciła książki na łóżko i otarła rękawem szaty strumienie słonych łez.

„Jestem nikim – pomyślała. – Jestem tu tylko dzięki wyrozumiałości Dumbledore’a. Do Durmstrangu nikt nie przyjąłby szlamy.” W takiej chwili załamania, nie miało dla nie znaczenia, że w Hogwarcie uczy się mnóstwo dzieci mugolskiego pochodzenia. Liczyło się tylko to, że ona jest szlamą.
Zbyt często akurat jej to było przypominane. Może za często.
A może w duchu zawsze czuła się niegodna uczęszczania do szkoły Magii i Czarodziejstwa? Może dlatego tak bardzo przykładała się do nauki, jakby starała się tym przyćmić fakt swojego pochodzenia? Czyżby w głębi duszy wstydziła się swoich rodziców – mugoli? Szybko jednak odrzuciła tą myśl, jako niedorzeczną. Kochała rodziców bardziej niż kogokolwiek innego.

Rodzice...
Tak bardzo za nimi tęskniła.
Zginęli okrutną śmiercią. Zupełnie niepotrzebnie.
Nigdy nie zapomni widoku ich zimnych ciał. Obydwoje mieli szeroko otwarte oczy, a na ich twarzach malował się wyraz skrajnego przerażenia i niewyobrażalnego cierpienia.
Strumienie łez płynące po policzkach Hermiony były coraz silniejsze, aż w końcu dziewczyna wybuchła niekontrolowanym szlochem.
Nikt nigdy nie widział jej płaczącej ,nawet po śmierci rodziców. Zawsze robiła to w samotności, tak jak teraz.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach i pozwoliła sobie na wybuch rozpaczy.

***
- Hermiono, zjedz coś – w głosie Harry’ego brzmiała szczera troska.
Znowu nie mogła nic przełknąć na śniadaniu. Ale zmusiła się. Hermiona była realistką i wiedziała, że musi coś jeść, cokolwiek.
- Teraz mamy Transmutację Zaawansowaną, prawda? – zapytał się Ron.
- Tak – bezbarwnie odpowiedziała dziewczyna.

Tak było cały czas. Dzień w dzień. Już od trzech miesięcy. Kończył się listopad i to samo. Żadnych efektów, przynajmniej pozytywnych.
Zagadywali ją, a ona mówiła byle co i uciekała myślami do bolesnych wspomnień, tak jakby chciała się ukarać za to, że nie było jej wtedy w domu. Była na Grimmuald Place 12. Gdy wróciła, zastała to co zastała. Jej wina. Jej bardzo wielka wina. Gdyby była wtedy w domu, prawdopodobnie zginęłaby z rodzicami. Ale byłaby razem z nimi aż do końca. A tak? Musiała żyć.
Czasami myślała też o swoim pochodzeniu. To były niewesołe, przygnębiające rozważania.

Dni mijały szybko i bezbarwnie. Hermiona uciekała w naukę i w marzenia o lepszym świecie, bez rasowych podziałów i to trochę łagodziło ból.
Tylko, że nauka, wspomnienia szczęśliwych chwil w domu rodzinnym i marzenia powoli zaczynały być niewystarczające. Panna Granger coraz częściej myślała o realnej ucieczce z tego świata.

***

Było słoneczne, grudniowe popołudnie.
Hermiona spokojnie szła korytarzem wracała z biblioteki do Wieży Gryffindoru. Wszyscy byli ubrani swobodnie i prawie nikt nie nosił szat, także ona. W końcu była sobota.
Musiała przejść obok grupy siódmorocznych Ślizgonów.
„O nie, znowu on...” – pomyślała z rozpaczą. Miała wrażenie, że Draco Malfoy ją prześladuje.
„Może mnie nie zaczepi, może da mi tym razem spokój...” – Hermiona miała dosyć. To zaczęło ją powoli przerastać. Zwłaszcza niewybredne żarty pod jej adresem, w których ostatnio rozmiłował się blond włosy przystojniak, wzbudzając podziw swoją elokwencją u tej tlenionej kretynki, Parkinson.
Włosy miał niedbale spięte w koński ogon, a część krótkich kosmyków opadała na piękną twarz chłopaka. To właśnie był najbardziej groteskowe. Wyglądał jak anioł a zachowywał się jak wcielony diabeł. Gorzka, przewrotna ironia losu.
- Hej, Granger – Malfoy nie mógł przepuścić takiej okazji. Hermiona zacisnęła zęby i przymknęła powieki.
- Wiesz jaka jest różnica między szlamą a dziwką? – dziewczyna nie uznała za stosowne odpowiadać.
- Nie chcesz wiedzieć?... I tak cię oświecę, w końcu to dotyczy bezpośrednio ciebie.
- Nie mam ochoty tego słuchać – warknęła Hermiona.
Chciała po prostu przejść obok Malfoya, jego ochroniarzy, Zabini i Parkinson, ale blondyn złapał ją za rękę.

- Ale posłuchasz... Chodzi o to – chłopak nachylił się do ucha Hermiony ale mówił tak, żeby słyszeli go wszyscy – że nie każda dziwka jest szlamą, ale każda szlama rodzi się dziwką.
Hermionie zrobiło się słabo z upokorzenia. Oni się śmiali. Nawet Parkinson, jedynie Zabini uśmiechała się pobłażliwe a Draco wbił w Gryfonkę wzrok pełen pogardy i zimnej drwiny.

- Puść mnie – Hermiona czuła, że za chwilę albo zemdleje, albo się popłacze, było jej niedobrze.
- Puszczę cię, ale najpierw powiesz ile bierzesz za jeden numerek.
Hermiona się mocno wkurzyła. Ten tekst spowodował, że poczuła się dotknięta do żywego.
- Nie stać cię – powiedziała ze złością.
- Mnie na wszystko stać – w głosie Malfoya zabrzmiała niebezpieczna nuta, ale to tylko rozwścieczyło Gryfonkę. Pancy się znowu zaśmiała.
- Na mnie cię nie stać – odpowiedziała zimno. - Jestem dużo droższa od tej suki, Parkinson.
- No, jesteś wyszczekana. Nie radzę ci. Więcej. Tak mówić.- Głos Malfoya był jak płynny lód.
- No, uderz mnie – powiedziała wyzywająco Granger – nie masz odwagi?
- Ty szmato! – warknęła tleniona Ślizgonka i chciała dać w twarz Hermionie, ale Zabini ją przytrzymała.
- Po co mam cię bić? – zadrwił Draco – Poczekam aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – Hermiona powiedziała to tak cicho, że usłyszał ją tylko Malfoy.
Wyglądał na zaskoczonego, a nawet zaszokowanego jej słowami, ale tylko przez chwilę. Jego twarz odzyskała w ciągu sekundy zwykły, pogardliwy wyraz. Puścił ja.
- Spadaj, Granger – powiedział beztrosko i odwrócił się do swoich „przyjaciół.”

***
Łazienka Prefektów.
„Cóż za przywilej” – pomyślała Hermiona.
Było późno. Prawie jedenasta w nocy, dlatego zdziwiło ją, że w tym kierunku zmierz ktoś jeszcze.
Malfoy.
„Kur*wa” – pomyślała wściekle Hermiona.
- Granger, o tej porze grzeczne dziewczynki już śpią. Ale ty chyba miałaś jeszcze jakichś klientów, co? – zadrwił.
Nie odpowiedziała mu.
- Właź pierwsza, w końcu jesteś kobietą. – Dziwne, ale nawet ten wyraz potrafił zabrzmieć w jego ustach jak obelga.

Hermiona puściła gorącą wodę z pianą o zapachu jaśminu.
Od zajścia na korytarzu minęły trzy dni.
„Już za tydzień Święta – pomyślała – cała ta banda kretynów wyjedzie i będę miała spokój.”
Zakręciła kurek i weszła do parującej wody. Przepłynęła kilka razy mini basen jaki stanowiła wanna w Łazience Prefektów. Czuła się dobrze.. nie chciała z stamtąd wychodzić.

Poczekam, aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.- te słowa odezwały się niechcianym echem w jej głowie. Hermiona się skrzywiła.
Poczekam, aż zdechniesz. – poczuła niemal perwersyjną przyjemność na wspomnienie tej zimnej deklaracji. Właściwie po co miała żyć? Dla kogo?
Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – powtórzyła sama do siebie słowa, które wtedy skierowała do Malfoya.
- Ja też – powtórzyła. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Już wiedziała co musi zrobić. To było takie proste.
Zamknęła oczy i zanurzyła się cała w gorącej wodzie. Poczuła błogość. To było miłe. Powoli odpływała w niebyt. Traciła oddech i ogarniała ją senność.
„Wybacz mi Harry, wybacz mi Ron...”
Pomyślała o rodzicach i lekko się uśmiechnęła. Minutę później straciła przytomność.

***

„Co ona tam tak długo robi do kur*wy nędzy?” - pomyślał poirytowany Draco. Minęło już pół godziny, a ta wariatka nie wychodziła.
- Granger! – wrzasnął i uderzył pięścią w drzwi – Co tym do cholery robisz tyle czasu?!
Cisza.
- Onanizujesz się czy co?!
„Złe posunięcie... Na takie teksty na pewno nie odpowie”
- Granger jak się nie odezwiesz to wchodzę do środka! Mówię poważnie!!
Cisza.
Bardziej intuicyjnie niż rozumowo, Draco poczuł, że coś jest nie tak, jak powinno. Po takiej deklaracji chyba by się odezwała. Poczuł ukłucie strachu.
„A jeżeli zemdlała?’ – pomyślał. Przecież było wiadomo wszystkim, że Granger je dużo mniej od tragedii, która ją dotknęła. Może leży nieprzytomna na posadzce łazienki.
„A co mnie to obchodzi?” – Pomyślał poirytowany. Tylko, że tego nie mógł tak zostawić, zwłaszcza że czuł cały czas dziwny niepokój.

Jeszcze raz uderzył dłonią w drzwi łazienki.
- Jeżeli się teraz nie odezwiesz to wchodzę!
Cisza.
- Alohomora – Malfoy wypowiedział proste zaklęcie i wszedł do środka.
Złożone ubranie, zapach jaśminu i wszędzie ani śladu Granger. Przez dosłownie dwie sekundy stał jak oniemiały, aż zrozumiał.
„O Chryste” – pomyślał.
Jak w jakimś sennym koszmarze wskoczył do wanny. W butach, w spodniach i w swoim wspaniałym nowym ciemnozielonym swetrze.
Zanurkował i wyłowił zupełnie nieprzytomną dziewczynę z wody. Była bezwładna i przez to ciężka, ale Draco nie należał do chucherek. Pierwszą rzeczą którą zrobił zanim w ogóle wyciągnął ją z wanny, było sprawdzenie pulsu.
Był. Ale tak nikły, że w każdej chwili mógł ustać.

Nie myśląc nad niczym i działając zupełnie instynktownie Draco wyciągnął ciało Hermiony z gorącej wody, zawinął w duży ręcznik, który leżał przygotowany obok i pędem pognał do skrzydła szpitalnego z nieprzytomną dziewczyną na rękach. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że potrafi tak szybko biec...

Ten post był edytowany przez Kitiara: 08.12.2004 22:21


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.04.2024 18:01