Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 13:08
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




29

Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła okiem na jego fasadę. Zostawiła w tym budynku najlepsze lata swojego życia. Tutaj w blat jej biurka wsiąknął cały ocean jej łez, kiedy było jej źle. Te ściany słyszały jej głośny śmiech, kiedy wspólnie z Igorem nudzili się na dyżurach. Aż wreszcie, tutaj poznała najwspanialszych ludzi, z jakimi miała do czynienia. Czy była tu szczęśliwa? Na pewno. Na swój sposób kochała to miejsce i lubiła swoją pracę. Równie szczęśliwa była jednak ze świadomością, że oto dziś, jest tutaj już ostatni raz. Kiedy za kilka godzin wyjdzie z tego budynku, nie będzie już doktor Granger. Będzie Hermiona Granger, kobieta szczęśliwa, która w dłoniach już niemal trzyma spełnienie swoich marzeń. Głęboko wzdychając ruszyła w kierunku wejścia. Po krótkim przywitaniu z recepcjonistą, starym poczciwym Tomem, który swoim uśmiechem zawsze rozjaśniał ponurą atmosferę, jaka panowała w poczekalni do przychodni, ruszyła prosto do gabinetu dyrektora, żeby odebrać stamtąd swoje papiery.
Cicho zapukała do drzwi, a kiedy usłyszała zaproszenie, bez wahania weszła do środka.
– Witam, Hermiono.- usłyszała miłe powitanie.
– Dzień dobry, ja przyszłam…- zaczęła, jednak dyrektor wszedł jej w słowo.
– Domyślam się, co cię tutaj sprowadza, moja droga.- odpowiedział.- Niestety się domyślam.- westchnął, a w jego głosie wyczuć można było głęboki żal.- Siadaj, porozmawiajmy.- zaproponował, wskazując jej dłonią krzesło obok biurka.
– Ja właściwie tylko na chwilę.- uśmiechnęła się delikatnie. Nie lubiła łzawych pożegnań, wolała zrobić to szybko, tak jak zrywa się plaster. Jednym zgrabnym ruchem. Wtedy mniej boli.
– Rozumiem.- uśmiechnął się.- Jednak nalegam.- usiadła. Tyle jeszcze mogła zrobić dla tego człowieka.- Powiedz mi słonko, czy ty jesteś absolutnie pewna, że chcesz odejść? Może wystarczyłby ci urlop?- zapytał.- Powiedzmy rok. Oczywiście pełnopłatny.- była w szoku. Aż tak bardzo zależało mu na niej? Przecież nie była, aż tak dobra, a już na pewno nie była niezastąpiona.
– To mi pochlebia, jednak moja decyzja jest nieodwołana.- odpowiedziała uprzejmie.- Zaczynam nowe życie, nie chcę i nie będę już lekarzem.- tłumaczyła, a on słuchał, wpatrując się w nią w skupieniu i kręcąc palcami młynka. Ten gest zawsze ją rozczulał. Tak robił Dumbledore…- Wyjeżdżam z Anglii, na stałe, więc urlop nie wchodzi tu w grę.- dodała po chwili.
– A więc to prawda, co mówił Igor.- westchnął.- Miałem jeszcze nadzieję, że coś mu się pomyliło…
– Nie, Igor przekazał panu dobre informacje. Wyjeżdżam do Nowego Yorku, mam zamiar spełnić swoje marzenia, o których w pogoni za życiem, zupełnie zapomniałam, a które dzięki komuś, znów w sobie odkryłam. A poza tym… cóż… za niecałe dwa miesiące wychodzę za mąż.- mówiła, a z jej twarzy nie znikał uśmiech, kiedy wypowiadała na głos to, w co tak ciężko samej było jej uwierzyć.
– Widzę, że jesteś szczęśliwa, moje dziecko.- zaśmiał się mężczyzna.- Gratuluję. No i oczywiście, nie zatrzymuję cię.- westchnął.- Choć twoje odejście ze szpitala, będzie bolesnym ciosem.
– Bez przesady.- zarumieniła się. Naprawdę nie zasługiwała na, aż takie pochlebstwa. Przynajmniej w swoim odczuciu.- Nie ma ludzi niezastąpionych.
– Może i masz rację, ale ty odkąd po raz pierwszy zjawiłaś się u nas, stałaś się promyczkiem tego szpitala. Wiedziałaś, że twoi pacjenci nazywali cię Doktor Sunshine?- zaśmiał się. Ileż to razy wysłuchiwał pochwał na jej temat…
– Naprawdę?- zdziwiła się. Owszem, zawsze wkładała w swoją pracę, całą siebie, ale żeby aż tak?
– Nie żartuję.- zapewnił.- Dlatego, z wielkim bólem serca, wręczam ci to.- po tych słowach, z szuflady swojego biurka wyjął jakiś papier, po czym po złożeniu na nim podpisu, wręczył go Hermionie. Kobieta spojrzała na dokument. Trzymała w dłoni swoje wypowiedzenie. Od tej chwili, nie była już pracownikiem tego szpitala. I w tej też chwili, jej życie zaczęło się na nowo.
– Dziękuję.- szepnęła. Nie była w stanie mówić głośniej, była za bardzo wzruszona tym, że to już naprawdę koniec. Zamknęła ten rozdział.
– Nie. To ja dziękuję.- odpowiedział mężczyzna. A już po chwili, kiedy w drzwiach całował ją w dłoń, dodał- Dziękuję, za te wszystkie lata, panno Granger. I proszę pamiętać, że drzwi naszego szpitala, zawsze stoją dla pani otworem.
– Zapamiętam.- uśmiechnęła się, po czym jeszcze raz ściskając dłoń, swojego byłego już szefa, wyszła z gabinetu.
Przemierzając szpitalne korytarze w kierunku swojego oddziału, gdzie czekało ją najtrudniejsze dzisiaj zadanie, czyli pożegnanie z Marthą i Igorem, czuła jak wzrasta w niej jakieś dziwne uczucie, którego nie umiała nazwać. Z jednej strony cieszyła się nową perspektywą, z drugiej zaś, kiedy spoglądała na te wszystkie znajome miejsca tutaj, czuła żal, że od teraz to już nie jest jej świat, a ona stała się jedynie obserwatorem. Dziwne…
Równie irracjonalnie poczuła się, kiedy wielka szpitalna winda, zatrzymała się na jej piętrze. To już nie jest jej oddział, jej królestwo. Już nigdy nie usiądzie w tym znajomym, ciepłym gabinecie z kubkiem parującej, zielonej herbaty. Nigdy nie uratuje już czyjegoś zdrowia, z Igorem u boku… Jakie to śmieszne, że niby nigdy nie kochała tego miejsca całą sobą, a teraz, kiedy już wie, że to koniec, to jednak odczuwa taki ból i żal.
– Hermiona!- usłyszała za plecami, znajomy głos.
– Martho!- ucieszyła się na widok, jak zawsze uśmiechniętej pielęgniarki.- Jak miło cię widzieć.
– I ciebie też.- zaśmiała się tamta.- Kiedy przyjechałaś?
– Dziś rano, ale najdalej pojutrze, chcemy wracać, więc wszystko muszę załatwić dziś.- wytłumaczyła, znów czując bolesne ukłucie w sercu, na myśl, że pożegnanie stało się faktem. Za kilka chwili uściśnie tą kobietę po raz ostatni i będzie miała świadomość tego, że być może, nie zobaczy jej już nigdy więcej…
– Och, spieszno wam widzę, do tego nowego życia.- zaśmiała się pielęgniarka.- I z kim ja będę plotkowała, co?- westchnęła.
– No, jak to z kim?- usłyszały męski głos obok siebie.- Ze mną!
– Igor!- ucieszyła się Hermiona.
– Witaj, nasza naczelna designerko.- zaśmiał się, ściskając ją serdecznie.- Mów, jaki jest ten Nowy York?- zagadnął.
– Och…- westchnęła.- Ogromny!!! I totalnie niesamowity.- odpowiedziała.- Ale tego nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć. Ten ruch, te tłumy, drapacze chmur, usłyszeć ten miejski hałas, poczuć zapach sprzedawanych na każdym rogu hot-dogów.- wyliczała.- Tam jest… po prostu… idealnie!- zakończyła z uśmiechem.
– Wiesz, co to oznacza?- Igor zwrócił się do Marthy.
– Obawiam się, że tak.- westchnęła tamta.
– Taaak?- Hermiona zwracała swoje spojrzenie z jednego na drugie i nie rozumiała.- A co? Bo ja, jakoś nie w temacie jestem.
– Twój zachwyt oznacza, że naprawdę cię straciliśmy.- westchnęła smutno Martha, głaszcząc ją po ramieniu.
– Och, Martho!- Hermiona rzuciła jej się na szyję.- Nic z tych rzeczy. Przecież ciągle będziemy przyjaciółmi, prawda? No, a poza tym, tak często, jak będzie to możliwe, będę was odwiedzała.- zapewniła. Już wiedziała, dlaczego tak cierpi. Może i nie kochała pracy, ale na pewno kochała ludzi, z którymi ją wykonywała. I to właśnie rozstanie z nimi, zadawało jej taki ból.
– Spróbowałabyś nie.- zaśmiał się Igor.- No, ale co, Martho? Czas nam wracać do pracy, nie? KTOŚ w tym szpitalu musi w końcu leczyć.- dodał rozbawiony, sugestywnie spoglądając na Hermionę.Ta jedynie uśmiechnęła się do niego pobłażliwie i twierdząc, że idzie się spakować i znajdzie ich potem, żeby się jeszcze pożegnać.
Już po chwili była w swoim gabinecie, gdzie jednym machnięciem różdżki wyczarowała sobie duże kartonowe pudło, w którym za chwilę znalazły się wszystkie jej kitle, stetoskop, dyplomy i wyróżnienia, oraz wszelkie drobiazgi, które w czasie tych kilku spędzonych tutaj lat, naznosiła z domu. Jej szczęśliwy kubek na herbatę, książki, kosmetyki, oraz wiele innych, o których niemal już zapomniała.
Podczas przetrząsania biurka, natknęła się też na plik starych fotografii, na których czwórka uśmiechniętych nastolatków, cieszyła się życiem. Była wtedy taka beztroska i wesoła mimo, iż były to jeszcze czasy, w których Voldemort poczynał sobie coraz odważniej. Następne fotografie przedstawiały „złotą trójcę”, już po wojnie, kiedy szczęśliwi pozowali do zdjęć przed Hogwartem. Następne to wizerunki zakochanej pary. Rudy chłopak wpatrujący się z uwielbieniem w swoją dziewczynę. Wtedy było tak dobrze. Na kolejnym zdjęciu, ukazana była kolacja zaręczynowa. Harry pstryknął je, kiedy Ron klęcząc wręczał jej pierścionek. Później ona i Ginny, gdzieś na zakupach. Uśmiechnięte i promienne. Pamiętała ten dzień, to wtedy ruda zakomunikowała jej, że zostanie mamą.
Przeglądała ruchome obrazki z delikatnym uśmiechem. Kto by pomyślał, że tak się to wszystko potoczy? Że ich przyjaźń się skończy, a ona zacznie nową wędrówkę z osobą, którą do tej pory uważała za wroga? Wiedziała jedno, uśmiechnięta brunetka z tych fotografii, zapewne tego nie przewidziała.
Kiedy obejrzała już wszystkie obrazki, przez chwilę zastanawiała się, co ma z nimi zrobić. Ważąc je w dłoniach spoglądała na karton, w którym były już wszystkie jej rzeczy… W końcu jednak, głęboko wzdychając umieściła zdjęcia w koszu na śmieci. Nie są jej już potrzebne. Ani te fotografie, ani ci ludzie. To już zamknięty rozdział… Z poczuciem ulgi, po pozbyciu się ostatnich wspomnień po Ronie i nielojalnych przyjaciołach, podeszła do kartonu, który już w następnej sekundzie z cichym trzaskiem zniknął z gabinetu, wysłany za pomocą odpowiedniego zaklęcia, na samo dno jej garderoby w Nowym Yorku. Czyli dokładnie tam, gdzie jest teraz jego miejsce. Z głębokim wzruszeniem, raz jeszcze okręciła się w gabinecie. Teraz, kiedy nie było tu jej rzeczy, czuła się w nim, niemal obco. I chyba dopiero teraz też, doszło do jej świadomości, że to wszystko naprawdę się dzieje. Nie jest już lekarzem. Ze zdziwieniem odkryła, że ta wiadomość zamiast ją zmartwić, jakby uwolniła jej serce od jakiegoś ciężaru. Od teraz, nikt nie będzie jej nic narzucał, a ona sama będzie robiła dokładnie to, na co ma ochotę, nie patrząc na życie poprzez pryzmat otaczających ją ludzi…
Już miała wychodzić z gabinetu, żeby odszukać swoich przyjaciół i pożegnać się z nimi na dłuższy czas, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Przybysz nie czekając na zaproszenie wszedł do środka, a Hermiona stanęła jak wryta. Nie spodziewała się go tutaj…
– O Hermiona. Cześć.- przywitał się.
– Witaj Ronaldzie.- odpowiedziała grzecznie.
– Nie ma doktora?- zapytał rozglądając się po pomieszczeniu.
– Nie sprawdzałam pod biurkiem, ale chyba nie.- zironizowała, a on delikatnie się zarumienił. Nienawidziła, kiedy tak robił. Wydawał jej się wtedy taki nie męski. No, ale cóż, nie każdy w końcu może być Draco Malfoyem, jej księciem z bajki.- Mam mu coś przekazać?- zapytała już milszym tonem.
– Och, chciałem mu tylko podziękować.- westchnął rudy, wchodząc do gabinetu.- Gdyby nie on…
– Coś się stało?- zapytała, zaintrygowana tonem jego głosu. Przez serce przeszedł jej niepokój o Molly Weasley. Kobieta nie była już przecież młoda, a i zdrowie dawno nie te.
– Och wiesz, zajął się Levander.- wytłumaczył Ron. A więc chodziło o nią. Znowu.- Dzień przed sylwestrem poślizgnęła się na lodzie i tak niefortunnie upadła, że niemal poroniła, wyobrażasz sobie?- pożalił się, jakby zupełnie zapominając z kim rozmawia
– Cóż, faktycznie nie ciekawie.- potaknęła, choć na dobrą sprawę niewiele obchodziło ją, co stało się z tą kobietą.
– No, ale na szczęście doktor Igor, zajął się nią fachowo.- pochwalił rudzielec.- To naprawdę dobry specjalista.
– Cieszę się, o od tej pory, to on będzie prowadził jej ciążę.- odpowiedziała machinalnie. Chciała, żeby już sobie poszedł. W końcu się spieszyła, jeszcze tyle spraw do załatwienia przed nią…
– Jak to?- zdziwił się, robiąc wielkie oczy.- A ty?
– Ja odchodzę ze szpitala.- odpowiedziała.- Rezygnuję z medycyny. I tak nigdy jej nie kochałam.- powiedziała z przekąsem, na co Ron spuścił zakłopotane spojrzenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to niejako on przymusił ją do wybrania tej drogi.
– Cóż, a masz jakieś plany?- zapytał, chcąc zmienić temat.
– Wyjeżdżam z kraju.- tyle powinno mu wystarczyć. Nie zamierzała się mu tłumaczyć, ani spowiadać ze swoich planów na najbliższe miesiące. Z drugiej zaś strony, jej złośliwa natura, aż rwała się to tego, żeby powiedzieć mu, kto zainspirował jej zmiany. Och, jak bardzo chciała zobaczyć ten szok na jego twarzy.
– Jak to?- znów zdziwienie.- Gdzie?
– Daleko.- odpowiedziała sucho, dając mu znak, że nie ma ochoty na wdawanie się w dyskusje.- Czas zacząć żyć dla siebie, a nie dla innych.- dodała nieco złośliwie.
– Cóż, życzę szczę…- zaczął, jednak nie skończył wypowiedzi. Jego wzrok zatrzymał się na koszu na śmieci, gdzie na samym wierzchu znajdowały się ich fotografie.- A co to?- zapytał robiąc krok w kierunku śmietnika.- Przecież to nasze zdjęcia! Dlaczego są w śmietniku?- zapytał spoglądając to na nią, to na kosz.
– Bo je tam umieściłam.- odpowiedziała zimno.- Nie są mi już potrzebne.
– Tak bardzo chcesz zapomnieć?- szepnął z wyrzutem sięgając po fotografie.
– Nigdy nie zapomnę, ale nie widzę potrzeby pielęgnowania w sobie tej pamięci.- mówiła obserwując, jak przegląda obrazki.
– Spójrz, jacy byliśmy wtedy szczęśliwi.- westchnął.- Co się z nami stało?
– To nie czas, ani miejsce na takie rozmowy.- warknęła.- Nie ma już nas. Jesteście wy i ja. I tak jest dobrze.- zakomunikowała.
– Wiesz, że ciągle może jeszcze być tak, jak kiedyś?- zapytał, spoglądając na nią niepewnie.- Przynajmniej pod niektórymi względami.
– Może być, ale nie będzie.- odpowiedziała.- Nie chcę tego.
– Bez przyjaciół daleko nie pociągniesz.- poinformował ją.- Wiesz, że jeszcze nawet nie widziałaś Lilly…
– Po pierwsze, zdaje sobie z tego sprawę, że jej nie widziałam. Nie jestem dla niej nikim ważnym, więc nie czuję wyrzutów sumienia.- odgryzła zirytowana.- A po drugie, skąd przypuszczenie, że nie mam przyjaciół? Wiesz, może cię zdziwię, ale poza Weasleyami i Potterami na świecie żyją jeszcze inni ludzie.- zakomunikowała zimno. Tego chłodu, to chyba nauczyła się od Dracona, ale w tej chwili, absolutnie jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, było jej na rękę.
– Ale z nikim nie będzie tak samo…- uzupełnił.
– Masz rację, bo teraz bardziej dojrzale wybieram ludzi wokół siebie.- warknęła.
– Ja rozumiem złość na mnie, ale na Boga, Harry i Ginny to niewinne ofiary.- mówił błagalnym głosem.
– Każda wojna niesie za sobą niewinne ofiary.- dopowiedziała machinalnie.
– Naprawdę nie rusza cię to, co widzisz na tych fotkach?- zapytał pokazując jej fotografię, na której całą czwórką stali przed Hogwartem, tuląc się do siebie i szczerze uśmiechając.
– A sądzisz, że gdyby ruszało, to znalazłbyś je w koszu?- zadrwiła.- Te zdjęcia przedstawiają przeszłość. A ja mam przed sobą przyszłość. A w niej, no sorry, ale nie ma miejsca dla was. Zostaliście w poprzednim rozdziale.- odpowiedziała zirytowana. Ta cała rozmowa coraz bardziej jej ciążyła. Za chwilę na prawdę mu powie, że za dwa miesiące będzie Malfoyem i ma w dupie zarówno jego, jak i swoich dawnych pseudo przyjaciół…
– Cóż, skoro tak stawiasz sprawę…- westchnął, odwracając się w kierunku drzwi. W progu stanął jednak jeszcze na chwilę i powiedział- Życzę ci szczęścia na tej nowej drodze. I obyś nie żałowała swoich wyborów.
– I vice versa.- odpowiedziała, obserwując jak znika za drzwiami. Pomyślałby ktoś, że to właśnie ON ma czelność udzielać jej wykładów moralnych. To już nawet nie było śmieszne, to było po prostu żałosne.
Nagle w drzwiach gabinetu pojawiła się Martha.
– Och Hermiono, jak dobrze, że jesteś…- wysapała.- Igor gdzieś mi zniknął, a ja mam nagły przypadek.- wytłumaczyła.- Mogłabyś?- poprosiła.- Ten ostatni raz.
– Oczywiście.- odpowiedziała.- Ale nie mam już żadnego kitla.- wyjaśniła. Martha uśmiechnęła się jedynie twierdząc, że to nic nie szkodzi i łapiąc ją za rękę, pociągnęła w kierunku gabinetu zabiegowego. A tam…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 02.05.2024 03:58