Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...
Kitiara |
28.12.2004 14:13
Post
#26
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to
zapraszam do działu "Kwiat Lotosu". A kolejna część pojawi się już
jutro rano:)
-------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Raistlin |
28.12.2004 14:30
Post
#27
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
A tam rano ja chce dzisiaj
No ale cóż
nie można miec wszystkiego Chyba
zastosuje sie do twojej rady(albo pójde na forum Miriell).
Ten post był edytowany przez Raistlin: 28.12.2004 14:30 -------------------- |
Kitiara |
29.12.2004 13:57
Post
#28
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Lojalnie uprzedzam o dwóch,
całkiem śmiałych scenach erotycznych.
Proszę się jednak nie bać, to tylko erotyka, zapewniam, że nie ma nic
współnego z wyuzdaną pornografią:)
Piątek, 09.11.1996 Piątkowy poranek był chłodny i mglisty. Lucjusz Malfoy obudził się w swojej celi i przetarł oczy. Dziś wychodził na wolność. Nie wiedział tylko kiedy, ale przypuszczał, że wypuszczą go przed południem. Położył się na niewygodnej pryczy i popatrzył w sufit. Severus prosił go by przemyślał jego propozycje przejście na stronę Dumbledore’a. To nie wchodziło jednak w grę. Po pierwsze nie chciał tego robić. Po drugie nie mógł tego zrobić, bez narażenia siebie i swojej rodziny – i nie chodziło tu o brak zaufania do Seva, ale o bezwzględność czerwonookiego. Po trzecie – honor mu nie pozwalał. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić jak prosi Dumbledore’a o przebaczenie i składa mu propozycję swojej pomocy. Będzie musiał dziś w nocy udać się do przyjaciela i z bólem odmówić Severusowi przyjęcia propozycji. Lucjusz nie zdziwił się, że Snape jest zdrajcą, tak samo jak nie dziwiło go to, że zabił Salomona Notta, którego jasnowłosy, dystyngowany arystokrata absolutnie nie żałował. Malfoy Senior głośno westchnął. - Życie jest wspaniałe – powiedział na głos zimnym i drwiącym tonem. *** Dwie godziny później stał już przed własną posiadłością. Marzył tylko o prysznicu... No może nie tylko, ale najpierw musiał zmyć z siebie ten brud. Narcyza przywitała go zwykłym pocałunkiem w policzek. Tak naprawdę miała ochotę rzucić mu się na szyje, rozpłakać i zwierzyć ze wszystkich utrapień, zwłaszcza z tych matczynych, ale wiedziała, że Lucjusz nie znosi wylewności. Nie on... Całe życie udawała dystyngowaną, chłodną panią Malfoy, która podtrzymuje ognisko domowe zbudowane na małżeństwie z rozsądku. Od dziecka byli sobie przeznaczeni i wiązał ich małżeński kontrakt, ale ona zakochała się w nim niemal od pierwszego wejrzenia i nigdy nie miała okazji powiedzieć temu wyrachowanemu, chłodnemu człowiekowi, który był jej mężem, co do niego czuje. Ten jego wieczny dystans i chłód. Nawet wobec niej i wobec Dracona, a przecież wiedziała, że Lucjusz kocha swojego syna, że ją szanuje i o dba niemal jak o siebie samego. Bo Lucjuszowi od dzieciństwa wpajano, że rodzina jest najważniejsza. Owszem miał mnóstwo kochanek, z czym się nie krył i czego nie zabraniał Narcyzie – tylko, że ona tak go kochała, że nawet przez myśl nie przeszłoby jej aby zdradzić Lucjusza. On mógł mieć każdą, ale nigdy nie porzuciłby rodziny. Dlatego niezbyt często zaszczycał swoimi erotycznymi względami własną żonę, zbytnio nie troszcząc się o jej potrzeby seksualne, ponieważ uważał, ze Nari, tak jak on ma tylu kochanków ilu zechce. Cóż za błąd... - Witaj – powiedziała. Miała na sobie ładną granatową sukienkę nad kolana i pachniała swoimi ulubionymi perfumami – Channel no. 5; były mugolskie, ale dobre i drogie. Wyjątek wszakże potwierdza regułę. Spojrzała na męża. Dla niej zawsze wyglądał pociągająco. Lucjusz usunął zarost prostym zaklęciem, gdy tylko odzyskał różdżkę – nienawidził zbędnego owłosienia, a długie, potargane teraz i przybrudzone włosy opadały mu na plecy niemal do pośladków. Objął żonę i pocałował ją w czoło: - Witaj – powiedział. – Muszę iść pod prysznic. Pójdziesz ze mną? – zalotnie uniósł brew. Narcyza lekko drgnęła. Rzadko się kochali, a on zawsze był gwałtowny i namiętny. Nie to, żeby jej ta namiętność przeszkadzała. Zawsze potrafił ją zaspokoić, ale nie okazał jej nigdy zbytniej delikatności, poza nocą poślubną, kiedy musiał być bardzo czuły ze zględu na jej dziewictwo, co wprawiło go w zły nastrój na cały tydzień. Taki już był. To naturalne, że po tych kilku miesiącach w więzieniu na miał ochotę na seks. Narcyza się z tym liczyła, ale zawsze silnie reagowała na propozycje uprawiania fizycznej miłości. Może dlatego, że były niezbyt częste, a ona przecież tak bardzo pragnęła bliskości własnego męża i tylko w ten sposób mogła ją uzyskać. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że sama nigdy nie ośmieliła się mu tego zaproponować. Może to był błąd? - Och, ja już byłam pod prysznicem... – Narcyza lekko się zarumieniła. Lucjusz to uwielbiał. Fascynował go fakt, że jego żona reaguje tak za każdym razem, kiedy chce się z nią kochać. - Idź – dodała – ja na ciebie poczekam w sypialni. Lucjusz lubił seks. Uważał też swoją małżonkę za atrakcyjną kobietę i dobrą kochankę, a teraz był tak wyposzczony, że nie zamierzał czekać ani minuty dłużej. Przewrócił oczami. - Sypialnia – powiedział znużonym tonem. – Zawsze tylko sypialnia. Mam ochotę na coś innego. Idziesz ze mną, kochanie. Jej rumieniec lekko się pogłębił. Do tej pory nigdy nie robili tego pod prysznicem. Tak naprawdę nie robili tego nigdzie poza łóżkiem... - Ale – szepnęła. - Nie ma żadnego ale, kochanie – Lucjusz wziął żonę na ręce i zaniósł do łazienki. * - Umyjesz mi plecy, kochanie? - spytał zalotnie Lucjusz. Stali całkiem nadzy w przestronnej kabinie prysznicowej, a z góry spływała na nich, kojącym strumieniem, ciepła woda. Narcyza uśmiechnęła się nieśmiało, ale skinęła głową i spełniła prośbę męża. Mężczyzna zamruczał jak zadowolony z życia kot. Nrcyza, jak zwykle, podziwiała z fascynacją jego piękne ciało. W więzieniu stracił na wadze, ale to nie odjęło mu ani męskości a ni osobistego uroku. Nawet trochę na tym zyskał. Rysy twarzy stały się ostrzejsze, bardziej drapieżne i jego ciało... Lucjusz skończył niedawno czterdzieści dwa lata ale miał piękną i smukłą młodzieńczą sylwetkę. Szerokie ramiona, wąską talię i biodra. Płaski, umięśniony brzuch. Narcyza uwielbiała jego ciało – czasem nachodziły ja myśli pełne zazdrości dotyczące wszystkich kobiet, które tak ochoczo zaliczał jej mąż, ale to ona była jego żoną i wiedziała, że Lucjusz nigdy jej nie zostawi. To zawsze napawało ja dumą i pozwalało zachować godność osobistą wobec innych ludzi i we własnych oczach. Później Lucjusz umył plecy swojej małżonce. Nie mógł się powstrzymać i sięgnął dłońmi do jej pełnych jędrnych piersi i powoli rozsmarował na nich aromatyczny cedrowy płyn do kąpieli. - Powinniśmy to robić częściej - szepnął jej do ucha. Och, żebyś wiedział, że tak - pomyślała Narcyza i zmróżyła oczy z rozkoszy Lucjusz obrócił ją gwałtownie i pocałował jej rozchylone wargi. Narcyza czuła jak ciepła woda rozkosznie obmywa jej ciało i czuła jak język męża bezkarnie błądzi po jej podniebieniu i zębach. Mężczyzna oderwał się od swojej żony i niechętnie sięgnął po szampon. Nie za bardzo lubił myć włosy, bo były dosyć gęste i długaśne. Kobieta patrzyła jak jej mąż wmasowuje szampon w długie, potargane blond włosy. - Pomogę ci – powiedziała cicho. Malfoy uśmiechnął się zadziornie i schylił głowę, żeby kobiecie było wygodniej uporać się z rozprowadzeniem szamponu.Spłukała z nich pianę i Lucjusz wyżął na tle, na ile ile mógł, wodę. - Chyba je skrócę... o połowę – powiedział. - Nie rób tego, – Narcyza lekko się krzywiła – lubię je takie jakie są. - Naprawdę? W takim razie nie obetnę - Dziękuję – Kobieta się uśmiechnęła – jej włosy były nieco krótsze od włosów męża, i Lucjusz już dawno zastrzegł, że nie chce aby je ścinała. Nie zrobiła tego i teraz on postanowił przychylić się do jej prośby. Ceniła u niego ta prostą honorowość. - Naprawdę chcesz to zrobić pod prysznicem? – spytała niepewnie. - A ty nie? - fakt, że przy okazji błądził palcami po jej pośladkach, nie ułatwiał Narcyzie koncentracji na rozmowie. Omal nie wyrwało się jej „ z tobą wszędzie, najdroższy.” Jakoś bała się okazania aż takiej szczerości. Popatrzyła mu w oczy. - No nie wiem... - Ale ja wiem - odsunął się nieco od żony i omiótł zachłannym wzrokiem jej smukłe i zaokrąglone, w odpowiednich miejscach, ciało. Mimo tylu spędzonych współnie lat, pani Malfoy lekko się zarumieniła. Rumienic żony jedynie pobudził, spragnionego erotycznych uniesień, Lucjusza. Pchnęł ją delikatnie, tak że oparła się o ścianę i gwałtownie ją pocałował. Odwzajemniła pocałunek zanurzając dłonie w mokrych włosach swojego męża. Uwielbiała się z nim kochać. Był wtedy taki gorący, znikał z jego zachowania cały dystans i chłód. Ich języki splotły się w upojnym gorącym tańcu odbierając obojgu chwilowo oddech. Mężczyzna zaczął masować duże, jędrne piersi kobiety i Narcyza pomyślała, że za chwilę straci przytomność. Wnętrze kabiny było mocno zaparowane, język męża wdzierał się niemal do jej gardła a piersi ogarnął płomień rozkoszy rozchodząc się obezwładniającą falą aż do jej podbrzusza i niżej. Kobieta poczuła, że robi się wilgotna i jęknęła głośno odrywając swoje wargi od jego natarczywych ust. Potrafił rozpalić jej pożądanie do białej gorączki. "No i po co mi tyle babek na boku, skoro w domu mam istną tygrysicę?" - pomyślał z radością. Lucjusz oparł ręce o ścianę przyciskając Narcyzę swoim twardym cudownie gorącym ciałem. Poczuła na podbrzuszu jego ogromną erekcję i omal nie krzyknęła z podniecenia i rozkoszy. Pochylił głowę i zaczął lizać i przygryzać delikatnie jej twarde jak kamyki sutki. Jedną dłoń wsunął między uda żony rozchylając delikatne płatki jej kobiecości. Z gardła Narcyzy wyrwał się głuchy okrzyk rozkoszy. Delikatnie dotknął łechtaczki, aby za chwilę wsunąć palce do jej gorącegio i mokrego wnętrza. Kobieta krzyknęła głośniej, a Lucjusz uniósł żonę tak, żeby mogła objąć nogami jego biodra i gwałtownie ją wziął. Poruszał się w niej szybko, ale z wyczuciem doprowadzając Narcyzę do szaleństwa. Wbiła palce w jego łopatki krzycząc imię męża i szlochając z rozkoszy. Mężczyzna nie pozostał jej dłużny i jęczał głośno prosto do lewego ucha żony, czym tylko potęgował jej podniecenie. Osiągnęli długi, wspólny i zniewalający orgazm. Lucjusz osunął się na kolana przytrzymując niemal zemdloną kobietę i całując gwałtownie jej usta. - Jesteś cudowna, Nari – wyszeptał. - Jesteś mistrzem, Luc – pani Malfoy nie pozostała mu dłużna * Siedzieli w salonie. Odprężeni cudownym seksem pod prysznicem popijali białe półwytrawne greckie wino. Narcyza postanowiła powiedzieć mężowi zarówno o tym, co spotkało ich syna pamiętnej nocy, której wspomnienie miało dręczyć ją jeszcze wiele lat, jak i o decyzji Dracona. Bała się o tym mówić. Bardzo się bała. Lucjusz był chłodny i opanowany, ale gdy wybuchał gniewem lepiej było mu schodzić z drogi – obecne dwa skrzaty domowe: Dymek i Popiołka (małżeństwo), mimo że pracowały w Dragon Tower dopiero od roku, już potrafiły wyczuć niebezpieczeństwo i wiać zanim pan straci cierpliwość. Jak słusznie podejrzewała, o Severusie już wiedział, czego nie omieszkał jej przed chwilą zakomunikować, rozwiewając przy tym płonne nadzieje kobiety, na to że przyjmie propozycję przyjaciela. Och, i na neutralność też się nie godził... Jedyne, co zrobi to postara się powstrzymać zapędy młodego Weasleya – w końcu nadal zajmował ważne miejsce w radzie nadzorczej Ministerstwa Magii i miał swoje marionetki. - Luc – zaczęła łagodnie Narcyza – przemyśl to jeszcze raz, dobrze? Tak bardzo zależy mi na bezpieczeństwie twoim i Dracona. Mężczyzna popatrzył na nią uważnie. - Widzisz, nasz syn został niedawno poddany Próbie – Lucjusz odłożył egzemplarz „Proroka Codziennego” na bok i wbił w żonę wzrok. - I co? – zapytał. - Przeszedł ją pomyślnie, bardzo pomyślnie... aż za pomyślnie. Musiał torturować jakiegoś dziesięcioletniego mugola i patrzeć jak dzieciak umiera, Lucjuszu. On to bardzo przeżył... Wiesz nasz syn bardzo się zmienił. - To dobrze, że pomyślnie przeszedł Próbę - chłodno stwierdził Lucjusz i Narcyzę przeszły ciarki. „Jak mu powiedzieć o decyzji syna?” – pomyślała z niepokojem. - Co masz na myśli mówiąc, że się zmienił? - mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi. - Wydoroślał – Narcyza opowiedziała o przesłuchaniu Dracona, pominęła jednakże milczeniem fakt, że był świadkiem brutalnego gwałtu. Powiedziała jedynie: - Opowiedział mi, co się tam stało w tajemnicy, więc nie mogę go zawieść i zdradzić ci wszystkiego, ale to, czego był świadkiem nasz syn, jest potworne i mam nadzieję, że Percy Weasley szybko popełni jakiś błąd i wyleci z pracy. Sama chętnie mu w tym pomogę - łyknęła kolejną porcję wina. Tym razem dużą. Przeszły ją ciarki obrzydzenia na myśl o tym, co zrobili Percival i Igor. Jako kobieta czuła do nich silną, niewysłowioną nienawiść i nie dającą się opisać odrazę. - Lucjuszu, to co widział syn i to, co usłyszał z ust Weasleya i tego Matrojewa bardzo zmieniło jego podejście do życia. Obawiam się też, że został mocno zraniony i może nigdy nie otrząsnąć się z takiego szoku. Nie dość, że widział coś naprawdę bestialskiego i sam został brutalnie potraktowany, to jeszcze tej samej doby przeszedł Próbę. Musisz zrozumieć, co się z nim dzieje. Ja osobiście jestem z niego dumna. - Możesz powiedzieć w końcu, o co chodzi, a nie owijasz w bawełnę, Nari ? – zapytał poirytowany Malfoy senior z nutką podejrzliwości w głosie. - Nasz jedyny syn podjął decyzję, a ja... nie mogłam nic na to poradzić. Poza tym w głębi serca przyznaję mu rację, Lucjuszu – i Narcyza cichym jednostajnym i wypranym z emocji głosem wyłożyła zaszokowanemu mężowi „kawę na łąwę.” Wysoki, postawny mężczyzna wstał. Nawet w zwykłym ciemnozielonym szlafroku wyglądał dostojnie i groźnie. Piękne – czyste teraz włosy, w których odbijał się złotymi refleksami blask promieni słonecznych, opadały miękko na jego wyprostowane plecy. - Chcesz powiedzieć, że mój syn stawia mi warunki? – głos Malfoya był zimny jak lód. – A ty go w tym zuchwalstwie popierasz? Ciekawe... - Posłuchaj – powiedziała Narcyza cichutko, modląc się by zachował spokój i cierpliwość, która nie była jego mocną stroną. Na szczęście znała męża na tyle, że wiedziała jak z nim postępować... Przynajmniej w teorii, bo Lucjusz był nieobliczalny. - Posłuchaj, kochanie – przełknęła nerwowo ślinę. – Musisz zrozumieć. Gdybym tylko mogła ci powiedzieć, co zaszło w ministerstwie, ale obiecałam Draconowi milczenie. Bardzo mu zależało na dyskrecji i to nie ze względu na siebie, a na tą małą Granger. Chodzi o to, że ich szantażowano. - Co mnie obchodzi ta szlama? – powiedział rozdrażniony i podszedł do okna, głęboko oddychając by opanować wzbierający w nim, w jego mniemaniu słuszny, gniew. – I co ona obchodzi Dracona, co? Kobieta się lekko zirytowała. - Wiesz co, chyba Draco jest mądrzejszy od własnego ojca! Właśnie ci tłumaczę, że nie mogę powiedzieć, co zaszło, a gwarantuje ci, że i ciebie by to ruszyło... Chyba... Nie jestem pewna, bo wiem co wyczyniacie z mugolami na tych swoich zebraniach! - Uspokój się kobieto – popatrzył na nią z wyższością – Co to za histeria? Od kiedy szlamy cię obchodzą? Parę miesięcy pobyłem w więzieniu i mi rodzina powariowała! - Nie histeria, a zimny bezsilny gniew, mój mężu. Gniew z powodu okrucieństwa i bestialstwa wobec bezbronnej nastolatki! – poniosły ją trochę nerwy. – I wobec naszego syna też. On mają po niespełna siedemnaście lat, Lucjuszu. To jak potraktowano ich i zapewne Pottera, który już dostał swoją dawkę katorgi od Notta, o czym pewnie wiesz od Severusa, jest... Nie mam słów! Nie ma nic, co mogłoby usprawiedliwić Weasleya, a oni będą milczeć bo muszą. Biedne dzieci... – w jej oczach pojawiły się łzy. Lucjusz zmarszczył brwi i do niej podszedł - Naprawdę musiało się stać coś strasznego – objął ją pocieszającym gestem. – Ale to nie usprawiedliwia decyzji naszego syna... Znaj moje dobre intencje. Odpuszczę mu tą zniewagę, jeżeli przemyśli sprawę i mnie przeprosi. Nie będzie o czym mówić... Rozumiem, że to była pochopna decyzja. Tym razem to Narcyza wstała i podeszła do okna. - Nie, Lucjuszu – powiedziała chłodno – On nie zmieni zdania. Nie widziałeś jego oczu, kiedy to mówił. To jego świadomy i dobrowolny wybór. Najwyżej będziesz musiał go wydziedziczyć. On się z tym liczy. On się z tym pogodzi... - Jak śmiesz! – Lucjusz podszedł do żony i złapał ją z całej siły za ramię. - Zostaw mnie, – powiedziała przestraszona - to boli. - To ma boleć – zacisnął dłoń mocniej robiąc jej sińca. – Jesteś moją żoną i masz mi być posłuszna – jego głos był jak płynny lód. – Jeżeli ja go wydziedziczę, ty też się go wyrzekniesz, tak jak on mnie. - Nigdy w życiu, Lucjuszu - powiedziała ze smutkiem. - Kocham go bardziej niż siebie samą. Wiem, co czuje i go rozumiem. Nie mogę nie trzymać jego strony, bo wiem, co się stało, co przeżył i jak się zmienił. Nawet nie wiesz jak bolą mnie te słowa, ale jestem kobietą i jestem matką. To nasz jedyny potomek. Nie mogę myśleć i mówić inaczej. Przykro mi. - Przykro ci? Zrobiłaś się obrończynią szlam i mugoli! Popierasz syna który chce się mnie wyrzec i stawia mi niedorzeczne warunki i jest ci, kurwa, przykro?! Tylko przykro? – Wykręcił jej rękę tak, że zaczęła szlochać z bólu, a później brutalnie ją odepchnął – Ja cię nauczę posłuszeństwa! Narcyza się przestraszyła. Jego głos był zimny i jadowity, a oczy zwęziły się jak u węża. - Posłuchaj – zaczęła rozcierając obolałe ramię. - Zamknij się i się rozbieraj! Reakcja żony na te słowa zdziwiła i zaszokowała Lucjusza. Narcyza zaśmiała się zimno. - Jasne, tylko to potraficie. Każdy mężczyzna, który nie może sobie poradzić z kobietą gwałci ją. Niesamowite... Jak śmiesz? - Jestem twoim mężem i mam prawo! - Chcesz wiedzieć, co zrobił Weasley razem z tym zakichanym Bułgarem?! Powiem ci, skoro taka z ciebie świnia to ci powiem! Lucjusza zatkało. Jego żona nigdy tak do niego nie mówiła. - Nie powinnam i mam nadzieję, że masz na tyle rozsądku, by zachować to w tajemnicy. Później możesz zrobić ze mna co zechcesz; zgwałcić, a nawet pobić do nieprzytomności, drogi małżonku i nauczyć mnie gdzie moje miejsce, ale najpierw mnie wysłuchasz! Lucjusz nie zareagował od razu, tylko dlatego, że był zszokowany zachowaniem swojej, dotychczas trzymajacej zawsze jego stronę, żony. Na chwilę zaległa martwa cisza, a potem kobieta zaczęła mówić. W postawie Narcyzy i w jej głosie było coś takiego, że Malfoy senior musiał wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. W miarę jak jego żona mówiła, Lucjuszowi odpłynęła z twarzy cała krew. Zaczynał ją rozumieć, a co gorsza zaczynał rozumieć swojego syna. Draco potraktowany jak śmieć, razem z tą mugolską dziewuchą Granger. Draco bity i upokarzany praktycznie za nic. Draco szantażowany i torturowany, tylko dlatego, że jest jego synem, i że starał się nie dopuścić do nadużyć wobec niewinnej dziewczyny. Draco zmuszony do patrzenia na bestialski gwałt, którego dokonano zwłaszcza po to, by go jeszcze bardziej poniżyć i udowodnić, że nie ma absolutnie nic do powiedzenia. Draco zmuszony do słuchania krzyku i płaczu tej dziewczyny, jego znajomej ze szkoły. I cóż, że szlamy? W tamtej chwili była tylko bezbronną młodą kobietą, a jego niespełna siedemnastoletni syn mógł jedynie słuchać i patrzeć... absolutnie nic nie mógł poradzić na to, co rozgrywa się przed jego oczyma. Później torturowany ponownie, lecz już przez ludzi Lorda, zmuszany do torturowania mugolskiego dziecka i do patrzenia jak mały umiera w bólu, upokorzeniu i przerażeniu. . Wszystko w ciągu jednej doby... Czy człowiek dorosły i doświadczony mógłby to znieść bez szwanku dla swojej psychiki? A przecież jego jedyny spadkobierca, Draco, był tylko nastolatkiem. Żona nie oszczędziła Lucjuszowi Malfoyowi najdrobniejszego szczegółu, o nie... Powiedziała wszystko, co usłyszała od rozżalonego i pałającego bezsilnym gniewem syna. Lucjusz poczuł się podle. Zawstydził się, że zamierzał zrobić ze swoją żoną dokładnie to samo, co ten kretyn Weasley i jego kumpel zrobili Granger. Musiał się napić. I to nie wina, czegoś mocniejszego. Narcyza obserwowała jak jej mąż podchodzi do barku i nalewa sobie dużą szklankę Szkockiej. Jej także nalał – nieco mniej - i podał trunek roztrzęsionej kobiecie, siedzącej na podłodze. Wypiła patrząc na niegoniego koso. Jej długie czarne włosy opadały na zapłakaną twarz. Postanowiła mu wykrzyczeć cały swój ból, tłumiony przez wszystkie lata małżeństwa. Kiedy spróbował ją objąć, strąciła ze złością jego ramię. - Nie skrzywdzę cię powiedział. - Oczywiście, że nie. Już bardziej skrzywdzić mnie nie możesz. Spojrzał na nią bez odrobiny zrozumienia. W jaj głosie było morze goryczy. - Tyle lat. Tyle lat żyję z tobą pod jednym dachem. Jestem ci wierną i oddaną małżonką, a ty w taki sposób chciałeś mnie potraktować... - ocean goryczy i żalu. - Przepraszam cię - powiedział ze skruchą i popatrzył żonie w oczy. - Jak to byłaś mi wierna?! – zapytał nagle bezbrzeżnie zdziwiony gdy dotarł do niego cały sens wypowiedzi małżonki. Wziął za pewnik, że ona też miała kochanków. To było naturalne, przecież była piękna i miła nielichy temperament. Nie słuchała go. - Poświęciłam dla ciebie wszystko, nawet karierę zawodową, bo chciałam być dobrą żoną, dobrą matką i ostoją naszego ogniska domowego. Dbam o ciebie, tak jak chyba nie dba żadna żona arystokraty. Przyjmujesz wszystko, co ci daję bez słowa podziękowania, tak jakby ci się to należało, z racji tego że mnie poślubiłeś. I dobrze, przyjmuj bo ci daję ze szczerego serca... - jej głos się lekko załamał. - Ale traktuj mnie z szacunkiem, tak jak zazwyczaj to robisz, a nie tak... jak teraz... - Więcej to się nie powtórzy – Lucjusz czuł się naprawdę nie w porządku. Wszystko co mówiła Narcyza było prawdą. Zawsze mógł na nią liczyć i absolutnie zawsze brała jego stronę, aż do teraz. Ależ był głupi, że tak się do niej odniósł. Z takim zaślepieniem i szowinizmem. W ogóle jej nie słuchał bo uważał, że zawsze będzie mu ślepo posłuszna. - Nawet nie wiesz jak mnie zraniłeś. - Wiem i czuję się podle. Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs. Naprawdę było mu przykro. - Nawet nie wiesz jak cierpiałam, gdy byłeś z innymi kobietami, nawet nie wiesz... Spróbował znów ją objąć, ale ponownie go odtrąciła. Było w niej tyle goryczy, tyle żalu i smutku, a w jej oczach tlił się tak bezbrzeżny ból, że mężczyzna poczuł się jak ostatnia świnia. - Narcyzo, ja myślałem... - Wiem, co myślałeś... że też mam kochanków. Wy, mężczyźni... oceniacie nas według swoich włąsnych kategorii.. - Ale nie wiem, dlaczego? Przecież mogłaś mieć kogo chciałaś... Zaśmiała się gorzko. - Nie rozumiesz, prawda? Naprawdę nie rozumiesz? Spojrzał zakłopotany na kobietę, która odgarnęła włosy z czoła i popatrzyła na niego z żalem i czymś czego nie potrafił określić, albo nie chciał przyjąć do wiadomości. - Kocham cię. Przez całe to nasze durne, zaplanowane przez rodzinę małżeństwo cię kochałam. A ty? Uprawiałeś ze ną miłość fizyczną od święta. Czasami raz na dwa tygodnie. Jaka kobieta to zniesie, powiedz jaka? „Taka, która kocha” –pomyślał i zrobiło mu się słabo. Narcyza wstała. - To bez sensu, i tak nie rozumiesz... Podeszła do stolika, wyjęła z leżącej tem paczki papierosa i zapaliła. Patrzył na nią cały czas, gdy zaciągała się dymem, tak jakby to miało ukoić jej ból. Zgasiła niedopałek i otarła z twarzy łzy. Mimo tego, że była wysoką kobietą i miała silny charakter, sprawiała teraz wrażenie kruchej istoty potrzebującej wsparcia. Wyzwoliła w nim opiekuńcze instynkty i coś o czym myślał, że tego nie posiada – poczucie winy. Podszedł do żony, ukląkł przy niej i ucałował jej dłonie. Popatrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Ten wyniosły człowiek klęczał przed nią i całował jej ręce, jakby był jej sługą a nie panem i władcą. - Przebacz mi moją głupotę – powiedział. Narcyza nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Pogłaskała jedynie włosy mężczyzny, który złożył głowę na jej kolanach. - Czemu mi nigdy nie powiedziałaś? – spytał po dłuższej chwili unosząc na nią wzrok pięknych, szarych oczu, które zazwyczaj chłodne, emanowały teraz rozgoryczeniem, ale także ciepłem i czułością. - Bo byłeś zawsze opanowany, wyniosły i nieprzystępny. Myślałam nawet, że mnie wyśmiejesz i powiesz, że jestem sentymentalną idiotką... Bałam się odrzucenia i nadal się boję. - Ależ byłem ślepym kretynem. - To prawda – nie zamierzała mu ułatwiać, nie po tych zimnych słowach i po tym jak ją potraktował. - Byłem chamem bez skrupułów i traktowałem cię jak swoją własność. - To prawda. - Jestem świnią, bo chciałem poniżyć kobietę, która jest moją żoną i która mnie kocha. - To prawda – powtórzyła to jak litanię. - Wybaczysz mi? – spytał pokornie znowu całując jej dłonie. - Przecież ja cię kocham – jej słowa były jak balsam, a jednocześnie raniły go bo przypominały mu jego niesprawiedliwe i złe postępowanie wobec własnej żony. - Boże, a ja ciebie zdradzałem i sprawiłem ci jeszcze większy ból. Jak mogłem nie domyślić się, że mnie kochasz? Jak mogłem być taki ślepy? - Nie obwiniaj się aż tak. W końcu nigdy ci nie powiedziałam... – ton głosu kobiety był bardzo łagodny. Pochyliła się by pocałować jego usta. - Przepraszam – wyszeptał cicho. – Już nigdy nie sprawię ci bólu. Nigdy cię nie zdradzę. Nigdy. Jesteś prawdziwym skarbem, którego nie potrafiłem docenić. Wynagrodzę ci wszystko na tyle, na ile potrafię. Narcyza zamknęła oczy. Wiedziała, że Lucjusz mówi poważnie, że nie rzuca tych słów pochopnie jak smarkacz, że jest świadomy swoich deklaracji. Popatrzyła na niego. W szarych oczach mężczyzny szkliły się łzy. - Kochaj się ze mną – wyszeptała. – Proszę. Nigdy wcześniej go o to nie prosiła, zawsze on składał tego typu propozycje. Popatrzył na nią z czułością i niemal zakłopotaniem. W jej oczach tliły się iskry, tłumionej latami, miłość. Wziął swoją piękną żonę na ręce i zaniósł do sypialni. Rozbierał ją powoli i bardzo delikatnie całował. Był tak czuły jak nigdy wcześniej. Narcyza zamknęła oczy i cicho westchnęła, gdy jej mąż zaczął bardzo delikatnie ssać jej sutki. Czuła się jak w niebie. Pchnął ją lekko na ogromne łoże z baldachimem. Kobieta ułożyła się wygodnie na ciemno-bordowej satynowej pościeli i pozwoliła Lucjuszowi całować i pieścić swoje ciało. Był niesamowity. Tak delikatny i czuły, że nie mogła w to uwierzyć. Całował jej szyję i gładził płaski brzuch, a ona wsunęła palce w miękkie, długie włosy mężczyzny, szepcząc cicho jego imię. Obsypywał pocałunkami jej dekolt i ramiona, pieścił wnętrze ud, aż zaczęła głucho jęczeć i zacisnęła mocniej dłonie na jego włosach. Lucjusz wsłuchiwał się w reakcje swojej żony jak w najpiękniejszą muzykę. Musnął wargami jej brzuch i pocałował wnętrze lewego uda. Polizał delikatnie jej ciepłe i wilgotne z podniecenia łono. Narcyza cicho krzyknęła. Wiła się w gorączce, kiedy wsunął w nią język i całował, smakując z rozkoszą, jej gorące wnętrze. Nie pieścił jej tak od nocy poślubnej i teraz kobieta miała wrażenie, że umiera z pożądania. Zaczęła go nawet błagać by ją posiadł, ale nie słuchał jej próśb. Całował ją aż osiągnęła szczyt uniesienia, krzycząc głośno jego imię. Popłakała się z rozkoszy i kiedy ją wziął, scałował delikatnie łzy z policzków kobiety. Poruszał się w niej bardzo powoli, zmysłowymi ruchami, tak że po chwili znowu zaczęła jęczeć i prosić go o więcej. Objęła nogami jego biodra i zacisnęła dłonie na plecach męża. Lucjusz cicho krzyknął i wtulił twarz w czarne, gęste włosy kobiety. - Nie przestawaj – szepnęła mu do ucha. Powoli jego ruchy stały się szybsze i obydwoje zaczęli głośno jęczeć. Krzyknęła cicho, kiedy osiągnęł spełnienie, a on doszedł na szczyt rozkoszy zaraz po niej. Poczuł, ze po jego policzku spływa łza i wtulił twarz w czarne, jedwabiste włosy żony. Później bardzo długo leżeli przytuleni w zupełniej ciszy. Narcyza poczuła, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. ******* Zielonooki chłopak leżał na boku. Był zwinięty w kłębek. Kłębek cierpienia. Tylko obraz matki, której ciepła i oddania, nigdy nie dane mu było poznać, trzymał go przy zdrowych zmysłach. Ogarniały go ciemności. Ciemności cierpienia, upokorzenia i całkowitej beznadziei. Nie dane mu było nawet gonie umrzeć. Nawet to zostało mu wydarte przez bezlitosną rękę kata. W końcu będzie błagał o śmierć, a ona nadejdzie dopiero wtedy, gdy zostanie z niego,jedynie bezwolny strzęp człowieka. Już teraz był nikim. Był zabawką w ręku chorego psychicznie zwyrodnialca. Był rzeczą... Czuł na wargach smak własnej krwi. Nie wiedział, że tak mocno je przygryzał, żeby nie krzyczeć. Boże, jak to bolało... I nie chodziło tylko o ból fizyczny. Dużo gorszy był ten drugi ból. Emocjonalny i psychiczny ból zranionego do głębi swej jaźni nastolatka. Poniżenie. Upokorzenie. Brutalny koniec niewinności. Boże, jak to bolało. Harry czuł się zbrukany. Chciał umrzeć. Czerwone, zimne, bezdenne w swej obojętności i okrucieństwie oczy, które TO oglądały. Dlaczego ten sadysta chciał na to patrzeć? Nie... Dlaczego on na to w ogóle pozwolił? Przecież było widać, jak bardzo pogardza zamiłowaniami Notta. Harry wiedział dlaczego. Lord radował się jego cierpieniem. Każdym cierpieniem... A TO było upadlające i odbierało chłopcu całą ludzką godność, przynajmniej na czas trwania odrażającego „aktu”*. Niech on już nie wraca. Nigdy. Jeżeli go chociaż dotknie, to Harry zwymiotuje, mimo że nie ma już czym... „Przytul mnie mamo, chcę być z tobą” – chłopak poczuł, jak po jego policzkach płyną łzy. To tak bolało, bardziej niż można sobie wyobrazić, bardziej niż cokolwiek do tej pory... Nie wiedział, ile czasu tak leżał. Usłyszał znienawidzony odgłos otwieranych drzwi. - Podobało ci się, Potter? – cichy bezlitosny szept i dłoń ocierająca się o blady, zapadnięty policzek w parodii czułości, tak jakby sami bogowie zakpili z rozpaczliwej tęsknoty szesnastolatka, za niewinnym dotykiem ukochanej matki, którą znał jedynie z ruchomych zdjęć i z cudzych, niewesołych wspomnień... Szczupłe ciało przeszywa dreszcz obrzydzenia. Mdłości są niemal nie do wytrzymania, ale nic więcej się nie dzieje.. - Chcesz jeszcze? – ciche słowa brzmią jak wykrzyczany z całą mocą wyrok. BOŻE, NIE... Dlaczego on go nie zostawi? Harry w tej chwili nie potrafił nawet nienawidzić. Potrafił tylko się bać i cierpieć... „Nie zrobi tego ponownie, prawda?” – zrozpaczona, samotna myśl, jak ostatnia deska ratunku, majaczy gdzieś na horyzoncie świadomości chłopca z potarganymi, czarnymi włosami. Chłopca o jasnozielonych oczach, tak bardzo przypominających radosne, dobre oczy jego matki. Kolejna kpina okrutnych bogów... Palce oprawcy muskają bliznę w kształcie błyskawicy na jego czole... Zielonooki, nagi chłopiec jest dosyć wysoki, ale teraz wydaje się tak mały i bezbronny, że na jego widok serce ścisnęłoby się każdemu. Może nawet Severusowi Snape’ owi? Może nawet Lucjuszowi Malfoy’owi? Harry nie krzyczy, kiedy zostaje brutalnie przerzucony na obolały brzuch. Nie, on tylko bezgłośnie szlocha... * Termin akt nie oznacza zwykłego czynu ludzkiego, ale czyn wzniosły, stąd cudzysłów . Drugą przyczyną takiego zapisu, jest znaczenie tego słowa, w odniesieniu do seksualnej aktywności człowieka, określanej często jako„akt małżeński, „akt seksualny”, lub „akt płciowy”. * Obudził się w środku nocy zlany zimnym potem. Czuł się potwornie brudny i wiedział, że tego brudu nie da się zmyć. Niczym... Nigdy już nie będzie czysty. Nigdy... Płakał przez sen i wcale nie zamierzał przestać płakać po przebudzeniu. Harry zwinął się jak embrion w łonie matki, której zapachu ani dotyku nie pamiętał, chociaż rozpaczliwie starał się go sobie przypomnieć. Tej nocy już nie zasnął. * Dzień mijał Harry’emu jak w malignie, a na eliksirach omal nie przysnął. Nie rozruszał go nawet Lupin, który zaprosił go wieczorem do swojej skromnej, tymczasowej kwatery w lochach (sic!) i poczęstował kremowym piwem. Rozmowa się nie kleiła. Harry był opryskliwy i niemiły, chociaż Remus bardzo starał się, aby poprawić mu humor. Na szczęście mądry mężczyzna nie naciskał chłopca, aby ten powiedział co mu leży na sercu. Wiedział, że Harry sam mu powie, jeżeli poczuje taką potrzebę. *** Na lekcji ze Snapem, Potter, nie odpłyną w krainę snu tylko dlatego, że mistrz eliksirów mniej więcej w połowie zajęć stwierdził. - Byłbym zapomniał. Panna Granger przyjdzie dziś do mojego gabinetu o 19... - Pan Malfoy też - dodał po chwili namysłu. Wszyscy byli tym zaintrygowani i Harry’emu trochę przeszła senność. Severus powiedział to bardzo łagodnie i nie zamierzał nic wyjaśniać podczas zajęć. - O co chodzi? - zapytał cicho Harry po Eliksirach. - Pewnie o to, że widział jak płakałam i skojarzył to z przesłuchaniem... Dumbledore na pewno powiedział mu, że byliśmy przesłuchiwani razem. - Hermiono – powiedział Harry z powagą – czuję, że jemu możesz opowiedzieć, co cię spotkało. On pary z gęby nie puści. Prędzej umrze, a na wampiry Veritaserum przecież nie działa. Przyjaciółka popatrzyła na niego przenikliwie. - Zmieniłeś się Harry. Kiedyś tak byś nie powiedział – uśmiechnęła się bardzo blado. – Wydoroślałeś. - I kto to mówi – spojrzał jej łagodnie w oczy. „Żałosne...Teraz powinienem ją objąć” - Ale z nas emocjonalne kaleki, co? –zapytała gorzko dziewczyna jakby czytała w myślach Harry'ego. - Taaa... – odpowiedział ze smutnym uśmiechem. – Załóżmy klub: STOWARZYSZENIE KALEK EMOCJONALNYCH. Nie podchodzić, nie odzywać się i, broń Boże, nie dotykać. Grozi spięciem, lub innymi poważnymi uszkodzeniami na ciele i umyśle. - Pięknie to ująłeś. Jestem za – odpowiedziała Hermiona. Nagle poczuła za sobą czyjąś obecność. Ciepło drugiego człowieka. - Zakładacie klub upośledzonych emocjonalnie? – pytał chłodny męski głos. – A mogę się zapisać? Hermiona obejrzała się. Tak myślała... Draco Malfoy miał poważne i, mimo zimnej drwiny w szarych oczach, niemal smutne spojrzenie. - A ty co? Nabijasz się? - zapytał Potter. Nie miał ochoty na żadne utarczki słowne. Jakby na potwierdzenie słów Draco, i ku konsternacji Harry'ego i Hermiony, dał się słyszeć cichy i niemal wściekły głos Parkinson. - Nie. On jest impotentem. – Dziewczyna odwróciła się z jadowicie złośliwym uśmiechem, patrząc bezczelnym wzrokiem na swojego byłego chłopaka. - Życie jest, cholera, piękne, prawda? – Rzucił Draco zimnym, drwiącym i ironicznym głosem w przestrzeń. - Jesteś chorą, zimną, suką, Parkinson – powiedziała Hermiona i ruszyła szybkim krokiem do biblioteki. To było naprawdę bardzo dziwne. Panna Granger nigdy wcześniej nie wyraziła się o nikim per „suka”. - Odbiło ci, Parkinson? – spytał Harry arktycznym tonem. – Dlaczego tak mówisz? I to publicznie? Dziewczyna lekko się zmieszała, ale nie za bardzo i tylko na chwilę. Nie była aż tak inteligentna, żeby czuć zażenowanie. - Daj spokój, Potter – Draco wzruszył ramionami. - Ona ma racje. Przynajmniej po części. Nie, Pansy? Ale uwolniłem cię od swojego przykrego towarzystwa. Możesz poszukać sobie prawdziwego mężczyzny. - To ja z tobą zerwałam – odrzekła zimno Ślizgonka. - Bo nie miałem ochoty na seks... z tobą – zadrwił Draco. Pansy zaniemówiła. - Owszem, ty zerwałaś, – dodał po chwili - ale ja się z tego bardzo cieszę. – Jego głos był niczym płynny lód. - Jeszcze pożałujesz – wysyczała przez zaciśnięte zęby jak jadowita żmija. Odeszła od Harry'ego i Dracona rzucając im pogardliwe spojrzenie na „do widzenia”. - I co się tak gapisz? Impotenta nie widziałeś? – zadrwił po chwili milczenia Malfoy patrząc z pełnym goryczy rozbawieniam na oniemiałego Gryfona. - Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś impotentem – Harry wzruszył ramionami. - Na razie. Przynajmniej emocjonalnym... Ach i straciłem cały pociąg seksualny do Pansy Parkinson. - Temu akurat się nie dziwię – powiedział chłodno Harry. – Nie mam pojęcia, jak do niej w ogóle można czuć jakikolwiek pociąg. - Wiesz co, Potter? Ludzie popełniają błędy i przeżywają rozczarowania. Takie jest życie. Grunt to odnaleźć swoje miejsce i swoje powołanie. To uspakaja, daje siłę i uwalnia, chociaż częściowo, od przeżytych koszmarów. Harry patrzył na Malfoya, jakby go nigdy wcześniej nie widział. Przed nim stał zupełnie inny człowiek. - Mówisz tak, jakbyś znał już swoje powołanie – powiedział po chwili siląc się na obojętność. - Bo tak jest – spokojnie odrzekł blondyn. - A możesz mi zdradzić, co to za wzniosły cel? - w głosie Gryfona pojawiła się nikła nutka sarkazmu i ironii. Ku jego zdziwieniu, Draco się uśmiechnął. Szczerze. - Nie, Potter. Może kiedyś, ale nie teraz. Poza tym... raczej byś mi nie uwierzył. Kiedy odszedł, Harry jeszcze przez chwilę stał, zastanawiając się nad wymową usłyszanych słów. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Draco Malfoy zmusi go, do zastanawianiasię nad sensem życia. ****** Hermiona pisała zawzięcie wypracowanie na poniedziałek. Na kolacji pojawiła się tylko na chwilę i szybko uciekła do biblioteki. Nie chciała myśleć o czekającej jej rozmowie z Severusem Snape’m. Jeszcze nie wiedziała co mu powie. (Zaczęła myśleć, że może rzeczywiście należy komuś o tym opowiedzieć, a on, jako istota niepodatna na działanie serum prawdy, nadawał się do tego idealnie). Ale najchętniej nie mówiłaby mu zupełnie nic. I ten cholerny Draco Malfoy. Jego obecność na pewno pomoże jej w „zwierzeniach”. Na pewno! Zwłaszcza świadomość, że widział jej upokorzenie i ból, będzie niezwykle uspakajająca i odprężająca. „Cudownie!” – na pergaminie pojawił się ogromny kleks. - Jest za pięć siódma. Musimy iść do Snape’a. – Przy stoliku wyrósł jak spod ziemi, obiekt jej rozmyślań. Tak naprawdę w pojawieniu się Dracona w bibliotece nie było nic tajemniczego. On też pisał wypracowanie, ale w przeciwieństwie do panny Granger nie odpłynął myślami i patrzył co jakiś czas na zegarek Irytował ją. Irytował ją, jego spokój. Jego niemal ciepły stosunek do niej, zupełnie inny niż kiedyś. Zrozumienie w jego oczach. Współczucie. Nienawidziła tego współczucia. - Zaraz idę – syknęła opryskliwym tonem. Zero złości ze strony Ślizgona i żadnych drwin. Żadnego, rzuconego swobodnie i od niechcenia ”maniery, Granger”. Tylko kilka słów, które wkurzyły ją jeszcze bardziej. - Dobrze, poczekam na ciebie przed biblioteką. Chciała mu odwarknąć, ale wyszedł. * - Proszę – rozległ się męski głos, gdy Draco zapukał do drzwi Mistrza Eliksirów. Dwoje uczniów weszło niepewnie. Stanęli na progu, nie bardzo wiedząc, co zrobić. - Siadajcie – powiedział łagodnie Snape, w ogóle nie przejmując się tym, że żadne z nich uprzejmie go nie przywitało. - Czego się napijecie? Gorącej kawy, a może czekolady? – Spytał kiedy usiedli - Ja się napije kawy, dziękuję – powiedział Draco. - Po co pan nas wzywał? – spytał jeszcze, mając nieprzyjemne wrażenie, że zna powód tej wizyty. - A ty, Hermiono? – po raz pierwszy Snape odezwał się do niej po imieniu i dziewczyna uniosła na niego zdziwiony wzrok. - Ja, chyba czekolady... Albo nie, też kawy – szybko zmieniła zdanie Kiedy na biurku stały trzy kubki gorącego, aromatycznego napoju, Severus powiedział cicho i bardzo spokojnie. - Chciałem z wami porozmawiać o przesłuchaniu. - Cholera, wiedziałem! - wyrwało się Draconowi. – Przepraszam, sir... – dodał skruszony. Ku jego zdziwieniu, profesor nie rzucił w jego stronę żadnych słów nagany. - Dlaczego chce pan z nami o tym rozmawiać? – spytała chłodno Hermiona. - Bo widzę, że coś jest nie tak. Zwłaszcza z tobą, panno Granger – jego głos był sugestywny i Gryfonka się zarumieniła. - Ale może my nie chcemy o tym rozmawiać – powiedział zimnym tonem Malfoy. – Zwłaszcza Hermiona. „Dałem ciała – pomyślał od razu chłopak - teraz to on już WIE, że stało się coś okropnego, a nie tylko tak przypuszcza” – rzucił przepraszające spojrzenie dziewczynie i odniósł wrażenie, że ją to tylko rozdrażniło. Severus nie dał nic po sobie poznać, gdy usłyszał wypowiedź Dracona, chociaż doskonale zrozumiał sens tych słów. Dziewczyna doznała kolejnego szoku. Malfoy użył jej imienia. Po raz pierwszy w życiu. „Może mi się to tylko śni?” – Pomyślała z nadzieją. Ale nic innego nie wskazywało na to, że jest to sen. - Opowiecie, co się stało, czy będziecie w milczeniu cierpieć i czekać na cud? Cuda się nie zdarzają. A prawda, wcześniej czy później, wyjdzie na jaw. - Nie możemy o tym mówić – słowa Dracona były zimne i dobitne. - Ale może powinniście. Wiecie, że potrafię milczeć jak grób? Dosłownie. - Ja nie powiem ani słowa – zaperzył się chłopak. - Możesz mówić, dzisiaj twój ojciec wyszedł z więzienia – słowa Hermiony były nasączone pogardą i Draco poczuł się gorzej, niż w dniu kiedy dostał od niej w twarz. - Rozumiem, że chodzi o szantaż. Jakoś się nie dziwię. I radziłbym ci, Granger żebyś złośliwe komentarze zostawiła na później – powiedział cicho Snape. Hermionie zrobiło się głupio. - Przepraszam – rzuciła w przestrzeń i żaden z mężczyzn nie był pewien, do którego z nich mówi. - Nie powiem ani jednego, marnego słowa. Amen! – Draco wyzywająco spojrzał na Severusa. - A ty, Hermiono? - Snape zdawał się nie przejmować urażonym blondynem. Wiedział, że słowa Granger ubodły go do żywego. - Nie potrafię. Nawet choćbym chciała. Nie mam ochoty. Nie chcę. Nie mogę.– Hermiona poczuła, że jeżeli powie na ten temat chociaż słowo to zwymiotuje albo się popłacze. - Okey – Severus westchnął. - Spróbujemy inaczej. Hermiona i Draco popatrzyli na niego z zaciekawieniem. Severus Snape, Postrach Leniów Hogwartu był łagodny i cierpliwy. - Nie zamierzam was do niczego zmuszać, ani serwować wam Veritaserum. To by było podłe z mojej strony. Granger i Malfoy byli w szoku. On był dla nich miły, wyrozumiały, wręcz opiekuńczy. - Czy któreś z was chce zapalić? – Hermiona mocno się zdziwiła słowami nauczyciela, ale zarówno ona, jak i Draco poczęstowali się papierosami. - Powiedzcie mi, czy oni stosowali wobec was przemoc psychiczną? - Owszem - powiedział zimno Draco, który miał się nie odzywać. – Już na wstępie poinformowano nas, że jesteśmy jedynie śmieciami i zasugerowano, że wszystko co powiemy, a nawet to czego nie powiemy, może być wykorzystane przeciwko nam. - Jak to poinformowano was, że jesteście śmieciami?! – oczy Severusa pociemniały i wyglądały, jak dwa węgle rozjarzone ogniem świętego oburzenia. - Ja jestem śmieciem, bo jestem szlamą – powiedziała chłodno dziewczyna i obydwaj panowie wzdrygnęli się, na dźwięk tego słowa z jej ust. - A Malfoy, ponieważ... - skrzywiła się lekko przy tych słowach - jest synem Śmierciożercy. - Oni byli po alkoholu – z wyrzutem dodał Draco. Severus postanowił zachować spokój, chociaż wiedział, że teraz byłby w stanie zabić tych dwóch kretynów, którzy mieli się za wielkich i szacownych urzędników. - Rozumiem – powiedział nauczyciel zimnym, opanowanym tonem, przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu. - My to też doskonale rozumieliśmy – odrzekł Draco biorąc bez pytania kolejnego papierosa i odpalając go od poprzedniego (to był chyba jego rekord), co zostało taktownie nie zauważone przez profesora. - Jedyny problem stanowił fakt, że nawet w chwilach największej pokory z naszej strony, traktowano nas jakbyśmy byli bezczelnymi arogantami –głos chłopaka był wyzuty z wszelkich emocji. - Używali magicznych tortur legalnych, bądź nielegalnych? Percy to świnia i wszystkiego można się po nim spodziewać – Severus miał w tej chwili gdzieś swoją mało wychowawczą wypowiedź. - Tormentera, ale tylko w stosunku do Malfoya – powiedziała zimno Hermiona. – Ach i Revalo – spojrzała na chłopaka niepewnie, ale ku jej konsternacji i złości, na którą nic nie mogła poradzić, przyjął to bardzo spokojnie - Tak myślałem... – Severus ciężko westchnął i ponownie zapalił, biorąc dobry przykład z ucznia. - A przemoc fizyczna? – zaczął i zauważył, że obydwoje wzdrygnęli się z obrzydzeniem. – Tak, czy nie? – spytał cicho, wiedząc jaka będzie odpowiedź. Niepewne kiwanie głowami. Severus zamknął oczy. „Boże, daj mi siłę, bo mnie szlag trafi i pójdę do Percy’ego osobiście.” - Bili was? – Czuł się jak świnia gdy o to pytał. Wiedział, że po tej rozmowie będzie musiał się upić. - Tak – Draco wyglądał na człowieka bliskiego płaczu - Ciebie też, Hermiono? – spytał cicho. Kiedy dziewczyna pokiwała głową, Severus zamknął oczy i policzył do dziesięciu. „Jutro pomorduję ich jak parszywe psy” – pomyślał z nienawiścią. - Bardzo mocno? – spytał łagodnie, nienawidząc siebie za te słowa. - Ja mocno nie dostałam, tylko Draco – Hermiona popatrzyła niepewnie na nauczyciela. - Możesz nie pieprzyć głupot ? – spytał oburzony chłopak mając gdzieś fakt, że „wyrażał się” przy nauczycielu. Snape jednak nie zwrócił na to uwagi. - Weasley dał Hermionie tak mocno w twarz, – powiedział wracając się do nauczyciela - że omal nie zabiła się, wpadając na to jego parszywe biurko. Czy to jest mocno panie profesorze, czy jeszcze nie? Może pan już skończy to bezduszne przesłuchanie – ze złoscią położył nacisk na ostatnie słowo. Wiedział że jego gniew nie jest do końca słuszny, ale nie mógł inaczej. Severus przyjął jego rozdrażnienie nad wyraz spokojnie. - Posłuchaj, Draco. Mi nie sprawia to absolutnie żadnej przyjemności, przecież o tym wiesz. Szczerze powiedziawszy, czuję się podle. Ale z doświadczenia wiem, że takie milczenie wcale nie musi pomóc, może wręcz zaszkodzić. Myślisz, że mi jest łatwo? - Przepraszam – zaczął chłopak – ja po prostu... - Rozumiem – przerwał mu profesor – nie musisz się tłumaczyć. Hermiona popatrzyła na Severusa z nadzieją. On mógłby jej pomóc. Tylko, że ona nie była w stanie opowiedzieć, tego co ją spotkało. To był koszmar... - Muszę o to zapytać – popatrzył na Hermionę niemal ze skruchą w czarnych oczach. – Najwyżej nie odpowiesz. Dziewczyna spojrzała na niego ze zrozumieniem. „Boże, błagam, niech ona odpowie nie” – to nie była myśl, tylko modlitwa, ale wzrok panny Granger zdradzał zbyt wiele bólu, by ta modlitwa mogła zostać wysłuchana. - Czy oni cię zgwałcili? – ciche słowa zabrzmiały jak krzyk pośrodku głuchej nocy. Samemu mężczyźnie zadającemu pytanie, wydawało się, że coś w nim powoli pęka, bo ogromne oczy dziewczyny powiedziały mu już wszystko. Żołądek Severusa związał się w ciasny supeł, a serce stanęło na chwilę w miejscu. - Jak pan śmie? – zimny ton Draco Malfoya wyrwał go z chwilowego otępienia i szoku. Snape znał już odpowiedź na swoje pytanie. - Jest pan sadystą. Nie chcę tego słuchać – ciągnął pobladłymi wargami chłopak. – Chodź, Hermiona, wychodzimy. Ale Hermiona nie wstała i Draco też nie ruszył się z miejsca zdziwiony jej zachowaniem. - W porządku – powiedziała cicho, sama zaskoczona swoim spokojem i tym co mówi. – Moja odpowiedź brzmi tak. Zapadła głucha, martwa cisza. Severus ukrył twarz w dłoniach i ogromnym wysiłkiem woli powstrzymał cisnące się do oczu łzy. Draco łez nie powstrzymywał. Ostano przestał wstydzić się płaczu. - Jest pan zadowolony? – spytał łamiącym się głosem. - Przepraszam – dodał po chwili, gdy dostrzegł ból w oczach nauczyciela. Hermiona była bardzo blada, ale spokojna. - Dobrze się czujesz? - spytał Severus i nagle zły sam na siebie, dodał. – Och, co za durne pytanie. Przepraszam, że je zadałem. - Nie szkodzi. Nie jest tak źle – uśmiechnęła się blado. - Czym wam grozili? Tobie Draco, tym że skrzywdzą ci ojca…A tobie, Hermiono? - Chodzi o moich rodziców – dziewczyna była smutna i przestraszona. – Nikomu pan nie powie, prawda? – podniosła na nauczyciela zalękniony wzrok. - Nie powiem nawet swojemu odbiciu w lustrze. I obiecuje, że prędzej Ministerstwo Magii zawali się na głowę Knotowi, Percy’emu i Matrojewowi, niż stanie się krzywda twoim rodzicom. Już ty się o to nie bój. I tak są pod ochroną, a jak szepnę słówko Dumbledore’owi... Nie patrz tak, nie powiem mu co zaszło... Włos im z głowy nie spadnie, Hermiono. - Dziękuję – powiedziała i spróbowała się uśmiechnąć. - Nie ma za co, dziecko. Draco nie słuchał tej rozmowy. Wspomnienia z ministerstwa naszły go zbyt silną falą. Znowu. Siedział i cicho płakał. - Draco, co ci jest? – zapytał nagle z niepokojem Snape. - Och nic, ja tylko tak, przepraszam - zaplątał się we własnych beznadziejnych wyjaśnieniach. – Nie chcę o tym mówić.. Więcej już nie był w stanie powiedzieć, bo miał ściśnięte gardło. - Hermiono, pójdziesz sama? Dasz radę? – zapytał Snape - Tak – powiedziała, patrząc z zaciekawieniem na Ślizgona. – Na pewno - dodała widząc zaniepokojoną minę Severusa. - Wiesz, że zawsze możesz przyjść i porozmawiać? - Wiem, panie profesorze i dziękuję. - Możesz odejść, Granger i nie masz mi za co dziękować. Jestem twoim nauczycielem. - Mimo wszystko dziękuję. Dobranoc, sir. - Dobrano, Hermiono – odpowiedział Snape - Cześć – rzuciła do Malfoya patrząc na niego niepewnie. Skinął jej tylko głową, bo nie był w stanie odpowiedzieć i starł wierzchem rękawa białej bluzy, płynące z oczu łzy. - O co chodzi, Draco? – spytał łagodnie Severus po wyjściu Hermiony. -Wiesz, że możesz ze mną rozmawiać otwarcie... - Otwarcie? – wzrok chłopaka był zimny jak lód, a w szarych tęczówkach dostrzec można było kryształki skondensowanego bólu. Severus przymknął oczy, widział że Draco cierpi i znał prawdopodobną przyczynę takiego stanu rzeczy. W końcu sam kiedyś patrzył na cudze cierpienie. Zstawiło to niezabliźnioną ranę w jego sercu. Tylko, że on, Severus, mógł coś zrobić; zostałby za to ukarany, ale mógł. A Draco mógł jedynie patrzeć na to, co się działo. Być bezsilnym obserwatorem rozgrywającej się przed jego oczami tragikomedii napisanej przez samo życie. Tragikomedii, w której paradoksalnie został umieszczony, nie jako aktor a widz. Tragikomedii, która miała mu pokazać jak mało znaczy i jak niewiele może. Bezsilność jest najgorszym z możliwych stanów. Snape o tym wiedział. I nie miał pojęcia, jak pomóc chłopakowi. - Posłuchaj – zaczął po kilku minutach przytłaczającej ciszy, w której było słychać nawet upadające na biurko łzy młodego Malfoya. – Mogę tylko domyślać się co czujesz. W pewnym sensie wiem jak to jest kiedy można tylko patrzeć... - Nie wiem pan – zimne skalkulowane stwierdzenie, nie pozostawiające żadnego minimalnego marginesu zastrzeżenia czy błędu w myśleniu. Czyste, chłodne stwierdzenie faktu. Ciche słowa rozbrzmiały w głowie profesora jak wystrzał armatni, odbijając się echem od ścian czaszki i pozbawiając Snape’a jakichkolwiek argumentów. Jakichkolwiek. Bo on przecież ich nie miał. Tak po prostu. Nie był postawiony w pozycji kogoś, kto nie może zrobić absolutnie nic. Zawsze mógł. Mało tego - nigdy się nie odważył, a czasami po prostu nie miał ochoty. Dopiero te trzy sowa dały mu pełny obraz tragedii, jaką przeżył Draco, a to był tylko początek... Koszmar ciągnął się późno w nocy i kończył patrzeniem na śmierć niewinnego dziecka, którego Malfoy junior też nie mógł uratować, nawet gdyby chciał – oni mieli przewagę nie tylko w liczbie ale i w umiejętnościach. „Cholera jasna” – pomyślał zrozpaczony Severus. - Nie wie pan – powtórzył chłopak. –J a nie mogłem zrobić zupełnie nic, mogłem tylko pogorszyć jej sytuację. Tylko pogorszyć. Wie pan jak to jest? Co się wtedy czuje? – Głos chłopaka był zimny, drwiący i sarkastyczny. – Mogę panu opowiedzieć. - Draco, to co się stało nie było twoją winą, zrozum; zamartwianie się i obwinianie niczego nie da... - Nie było moją winą?! Właśnie że było... nie potrafiłem trzymać mordy na kłódkę i nazwałem tego wszarza Weasleya chamem, tylko dlatego to zrobił, żeby mi pokazać, jaką ma władzę nade mną i nad Granger. - Ten wszarz, jak go określiłeś, zrobiłby to i tak. Wierz mi Draco. Tacy ludzie nie mają skrupułów. - Łatwo panu mówić.. Ja musiałem słuchać jak ona krzyczy.. Nie rozumie pan?!Ona błagała o pomoc! – Draco był bliski furii, prawie krzyczał na profesora. – Błagała o pomoc, której nie mogłem udzielić. Niech mi pan nie pieprzy o obwinianiu się! Ja jestem winny! Jestem współwinny i jestem gnojem, bo nic nie zrobiłem! - Nie mogłeś, przecież wiesz, że nie mogłeś, Draco – Severus mówił do niego łagodnie i cicho. Nie miał pojęcia, jakie słowa mogłyby do niego trafić, chyba żadne. Jeszcze nie teraz, a może nigdy... - Oczywiście, że nie – wysyczał chłopak ze złością. – Doskonale o tym wiem, nie wiem tylko jednego i pan , panie profesorze nie jest mi w stanie pomóc. - Możliwe, że nie, ale spróbuję – Severus uczepił się nadziei, że może jednak jest w stanie chociaż trochę uśmierzyć cierpienie młodego człowieka. - Spróbuje pan? – głos Dracona był cichy i poważny. Chłopak wstał i podszedł do drzwi a nauczyciel go nie zatrzymywał. - To niech mi pan powie, jak z tym żyć. – Po tych słowach otworzył drzwi i wyszedł. Snape nie upił się do nieprzytomności tylko dlatego, że miał go odwiedzić stary przyjaciel. *** Ten post był edytowany przez Kitiara: 29.12.2004 13:59 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
29.12.2004 14:06
Post
#29
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
(*)Lucjusz Malfoy pojawił się o
północy w kominku, w prywatnej kwaterze mistrza Eliksirów.
Severus patrzył jak wysoki blondyn otrzepuje z siebie kurz. Lucjusz spojrzał na przyjaciela a następnie wyciągnął ręce w geście powitania i obydwaj się uścisnęli. - Witaj. - Witaj. Cisza. - Nalej wódki, Sev - powiedział nagle Lucjusz. Na to mistrz uśmiechnął się blado. - Jestem ci wdzięczny za te słowa. - Potrzebujesz tego, Severusie? - Owszem, Lucjuszu. Malfoy patrzył jak gospodarz rozlewa wyborną Brandy do literatek i magicznym zaklęciem dodaje lód. - Nawet nie wiesz jak ja tego potrzebuję - Lucjusz usiadł i ukrył twarz w dłoniach. Jasnowłosy wypił duszkiem wódkę i opowiedział rozmowę z Narcyzą, pomijając kwestię gwałtu panny Granger milczeniem, ale ku jego zdziwieniu Severus powiedział: - Już wiem, co zaszło na przesłuchaniu, powiedziała mi o tym w zaufaniu sama Hermiona... Twój syn strasznie to przeżył, może nawet bardziej niż Próbę. - Nie wiem, co mam zrobić, Severusie, po prostu nie wiem. Narcyza wyznała mi miłość po prawie dwudziestu latach małżeństwa i prosiła bym spełnił ultimatum Dracona, ale ja naprawdę nie wiem co będzie dobrym posunięciem... - Czyli wreszcie się zdecydowała powiedzieć ci, jak bardzo cię kocha... – Severus uśmiechnął się do siebie. Od dawna wiedział o tej skrywanej miłości i chwilami zazdrościł swemu przyjacielowi. – Trochę to długo trwało, ale chyba warto, prawda Lucjuszu? Lucjusz nie skomentował słów przyjaciela, nie było czego. W końcu własnej, dwudziestoletniej głupoty komentować nie powinien. Patrzył tylko w ogień jakby tam mógł znaleźć odpowiedź na wszelkie życiowe bolączki. - Powiedz mi, co ja mam zrobić, jak postąpić. Nie chcę stracić ani Narcyzy, ani Dracona, nie wiem którą drogę wybrać, nie wiem co zrobić.... Sever, a ty... co ty czułeś kiedy się od niego odwróciłeś? - Ulgę. - Ale przecież narażałeś własne życie... - Lucjuszu, ja byłem w zupełnie innej sytuacji, nie miałem rodziny, ani nikogo na kim by mi zależało. Własna śmierć byłaby dla mnie wyzwoleniem, dlatego czułem ulgę. - Ja niestety nie mogę poczuć tej ulgi.... - Skoro nie możesz to znaczy, że już wybrałeś. - Wybrałem... - Lucjusz nie był pewien swoich słów. - Mówisz, że wybrałem... może rzeczywiście, tylko co? - Bądź neutralny. Po cichu wspomagaj nasz Zakon, ale nie narażaj życia jako szpieg. - Nie być ani po jednej ani po drugiej stronie... Nie być szpiegiem... może to byłby nawet dobry pomysł gdyby... - Gdyby co? - Gdyby mój syn nie zadeklarował, że się mnie wyrzeknie jak nie zostanę szpiegiem jasnej strony. Cholera... - Ale z synem możesz się dogadać, Luc. - Ale nie mogę się zgodzić, żeby to on się narażał, przecież to jeszcze dziecko... Dla mnie zawsze będzie dzieckiem! - Lucjusz Malfoy prawie krzyczał. - Ja nie pozwolę na to, żeby on został skrzywdzony w jakikolwiek sposób, to mój syn i musze go chronić! – zachowywał się tak jakby dopiero teraz zrozumiał, że Draco jest jego skarbem. Jego synem i jedynym dziedzicem. - On już nie jest dzieckiem, Lucjuszu. Nie po tym, co przeżył. Nie poznasz go. To poważny młody mężczyzna. - Ale to MOJE DZIECKO!!! Severusie, czy gdybyś był na moim miejscu narażałbyś własne dziecko? Czy byłbyś do tego zdolny, czy poświęciłbyś życie ukochanych osób?! - MUSISZ LICZYĆ SIĘ Z TYM, ŻE TWÓJ SYN PODJĄŁ ODPOWIEDZIALNĄ DECYZJĘ I NIE MOŻESZ MU TEGO ZABRONIĆ! Możesz się jedynie z tym pogodzić, porozmawiać z nim, znaleźć kompromis. - Mogę mu pomóc – powiedział Lucjusz po kilku chwilach milczenia. Na twarzy starszego maga pojawiła się determinacja, nagle zrozumiał co musi robić. - Jak? Zostając dalej wiernym psem Voldemorta?! - Snape był zdenerwowany - Nie, zostając pieprzonym szpiegiem starego Dropsa... – powiedział zbolałym głosem Lucjusz. Nagle decyzja okazała się taka łatwa. To znaczy Malfoy senior zrozumiał, że jest ona słuszna; łatwa ona nie była i nigdy nie będzie. - Przecież to mój jedyny potomek. Nie wiem czy jeszcze będziemy mieli z Nari dzieci, przecież już trzy razy poroniła. Poza tym Narcyza błagała mnie, żebym coś zrobił, a ta cudowna kobieta mnie kocha i chyba jestem jej coś winien za tyle lat cierpienia.... Wiesz jak musiała ją boleć każda zdrada z mojej strony? – Lucjusz westchnął przeciągle i nalał sobie następną porcję alkoholu, Severusowi też. Mistrz Eliksirów był zdziwiony nagłą zmianą w postawie przyjaciela. Był nią niemal zakłopotany. Czuł że źle ocenił Lucjusza, nie licząc na tak mądre posunięcie z jego strony. - Szpiegując dla tego powalonego Chrabąszcza, mogę im zapewnić maximum bezpieczeństwa na jakie stać Dumbledore’a – kontynuował Malfoy. - Co jak co, akurat bezpieczeństwo zapewnić on potrafi. Może do ukończenia przez Dracze Hogwartu wszystko się zmieni, może będzie lepiej, może nie będzie musiał wchodzić w struktury Śmierciożerców? Może, może, może... - Sam powiesz o tym Albusowi, czy ja mam to zrobić? – spytał łagodnie Severus. - Ty powiedz... Ja z nim porozmawiam w przyszłym tygodniu, teraz chcę się widzieć z Draconem... Koniecznie – Lucjusz wypił jednym haustem połowę szklaneczki. *Cały ten fragment pomogła mi napisać kochana Nag (która teraz jest bez kompa i cierpią na tymm wszystkie Jej i nasze wspólne opowiadania, których jeszcze nie skończyłyśmy). Dzięki Naguś:] * - Co się stało? – Draco przetarł zaspane oczy. - Ciii... – powiedział Snape. – Chodź, ktoś chce z tobą porozmawiać. - O tej porze? – blondyn ziewnął, a ten gest był tak niewinny i chłopięcy, niemal uroczy, że Severusowi ścisnęło się serce. „Biedny dzieciak” – pomyślał, mimo że jakiś kwadrans wcześniej przekonywał Lucjusza w sprawie dorosłości Malfoya juniora. - Chodź ze mną... tylko załóż na siebie cokolwiek, na golasa chyba nie pójdziesz... Draco włożył czarne sztruksy, które wymacał obok łóżka i wstał by poszukać jakiejś bluzy. Jedna z jego ulubionych ciemnogranatowych leżała także przy łóżku, więc ją naciągnął przez głowę i ponownie potężnie ziewnął, patrząc z wyrzutem na nauczyciela. - Gdyby to nie było nic pilnego, nie budziłbym cię, przecież wiesz. - Wiem, sir... I przepraszam za moje zachowanie, pan chciał dobrze. I sam pan przeżył nie mniejszy koszmar. - Nie szkodzi – powiedział Severus. Draco usłyszał w jego głosie szczere współczucie i zrozumienie. – Nic złego nie zrobiłeś ani nie powiedziałeś. Jesteś silny i na pewno poradzisz sobie w życiu, teraz chodź ze mną. Kiedy weszli do kwatery Severusa, Draco stanął w progu jak rażony piorunem. Od razu przeszła mu wszelka senność. - Musimy poważnie porozmawiać, synu – powiedział grobowym głosem Lucjusz Malfoy. Draco patrzył na ojca w niemym szoku. Nie wiedział, że tak szybko dojdzie do tej rozmowy. W ogóle zapomniał nawet o tym, że Lucjusz miał wyjść dziś z więzienia... - Zostawię was samych – powiedział Snape, rozumiejąc powagę sytuacji. - porozmawiajcie swobodnie... Pójdę do swojego laboratorium, popracować nad składem nowego eliksiru. - Dziękuję, Severusie – podziękował uprzejmie Lucjusz. - Siadaj, synu – rzekł po wyjściu Mistrza Eliksirów. – Jego głos był spokojny, ale prawie zawsze taki był i Draco nie wiedział czego może się spodziewać. Usiadł posłusznie. - Napijesz się ze mną Brandy? – zapytał Lucjusz senior. - Tak, ojcze – odrzekł Draco. - Poproszę. Przez chwilę siedzieli w milczeniu popijając alkohol i paląc papierosy. - Powiedz mi, czy to ładnie stawiać ojca przed takim wyborem? – zapytał z łagodną naganą w głosie starszy mag. - Ale ja tak musiałem, ojcze – odpowiedział Draco poważnym tonem. Ne mogłem inaczej postąpić... I nie zrobiłem tego po to, by cie krzywdzić... Kocham ciebie i mamę. - Wiem – ku jego zdziwieniu ojciec nie zdenerwował się, wypowiedzianymi wprost, słowami prawdy. – Ale mimo wszystko tak się nie robi. Powinieneś ze mną porozmawiać. - Rozmawiam – Draco wiedział, że jest w tej chwili bezczelny, ale zaryzykował. Ojciec wyglądał, jak człowiek który właśnie podjął ważną decyzję. I Draco wiedział, że na jej zmianę nie jest w stanie wpłynąć nikt. W końcu sam po kimś odziedziczył ośli upór. Nie wiedział tylko jednego, że teraz była osoba, która mogła wpływać na tego surowego mężczyznę dużo bardziej niż dotychczas. Narcyza Malfoy. Reakcja ojca była dziwna. Lucjusz się roześmiał. - Jesteś prawdziwym Malfoyem... Dziadek byłby dumny z twojej odpowiedzi... Lakonicznie i na temat. - Od kogoś się tego nauczyłem, ojcze – Lucjusz pokiwał ze zrozumieniem głową. Zaciągnął się po raz ostatni i zaczął przygaszać resztkę papierosa w ukochanej popielniczce Severusa. - Matka powiedziała mi, co zaszło na przesłuchaniu – powiedział poważnym tonem, wypuszczając nosem dym. Draco pobladł i wyglądał na wkurzonego. - Nie denerwuj się. Nie mogła inaczej postąpić... Widzisz, Draco zachowałem się wobec niej jak świnia i... nieważne. Nie bój się nikt o tym się nie dowie. - Jeżeli zrobiłeś matce jakąś krzywdę, zamorduję cię – powiedział zimno Malfoy Junior i Lucjusz wiedział, że mówi poważnie. - Nie. Opamiętałem się. - Wiesz co jeszcze powiedziała mi Narcyza? Że zawsze mnie kochała. I kocha nadal. Nie jestem jej godzien... – Draco dostrzegł że jego ojciec jest bliski płaczu. Nigdy wcześniej nie widział, żeby Lucjusz miał w oczach łzy. - Jestem z ciebie dumny – powiedział nagle do syna. - Dumny ze wszystkiego co zrobiłeś, a najbardziej dumny z tego, że trzasnąłeś tego pieprzonego Weasleya w zęby. Trzeba było mu je wybić. Draco patrzył na niego jak oniemiały. - Ryzykanctwo też po kimś odziedziczyłem – powiedział w końcu i nieznacznie uśmiechnął się do ojca. Lucjusz wyglądał na zaskoczonego tymi słowami. - Wiem o Annie Salior ojcze i o jej rodzicach... Dlaczego wtedy nie odszedłeś szpiegować dla Dumbledore’a? Dlaczego? – Spytał chociaż znał odpowiedź, która nastąpiła po dłuższej chwili niemej ciszy. - Byłem z byt dumny. I nadal jestem, ale nie mogę ignorować próśb kobiety, która przez całe nasze wspólne życie mnie kochała, i która nie otrzymała nic w zamian. Draco popatrzył na ojca szeroko otwartymi oczami. Był pewien, ze się przesłyszał. - To znaczy, że... – zaczął niepewnie. - Tak – wszedł mu w słowo ojciec. - To oznacza, ze przyjąłem twoje ultimatum. - Tak się cieszę, tato – Draco rzucił się Lucjuszowi na szyję. – Dziękuję. Mężczyzna nie był przyzwyczajony do takich poufałości, ale przytulił syna. - Dobrze, już dobrze – powiedział wypranym z emocji głosem, chociaż był wzruszony. – Siadaj, nie rób mi tu scen. Chłopak odsunął się zawstydzony własnym wybuchem emocjonalnym. - Powiedz mi Draco, skąd wiesz o tej tragedii sprzed siedemnastu lat. Zapewne od Severusa, ale w jakich okolicznościach ci o tym powiedział? Draco zarumienił się jak buraczek na wiosnę i spuścił głowę. - No, o co chodzi? – spytał łagodnie i ciekawie Lucjusz. - Bo ja byłem strasznym chamem i dokuczałem Potterowi... z powodu tortur. Bardzo niewybrednie mu dokuczałem... Teraz mi wstyd. Właśnie wtedy profesor mi o tym opowiedział, żeby mi pokazać moją głupotę, ignorancję i okrucieństwo. - Rozumiem. Wiem wszystko na temat Notta. Severus ze mną korespondował. Sam bym go załatwił gdybym miał okazję. Do tej pory żałuję, że go nie wykończyłem. - Profesor Snape też. Powiedział, że był zwykłym tchórzem. Ale ja tak nie uważam. Niezależnie od tego, że któryś z was zabiłby Notta, tamta dziewczynka i jej rodzice umarliby i to w jeszcze większych męczarniach. Tom Marvolo Riddle jest wcieleniem zła i okrucieństwa. To czerwonooki sadysta uwielbiając zadawać ból. Teraz już to wiem i wiem na co go stać. Lucjusz Malfoy był zdziwiony dojrzałą i spokojna wypowiedzią syna. Rzeczywiście Severus miał rację, że Draco wydoroślał, może był nawet poważniejszy od własnego ojca. Severus jak zwykle miał rację. Lucjusz westchnął. - Matka mi opowiadała o twojej Próbie, podobno przeszedłeś ją wspaniale. Czarny Pan jest z Ciebie dumny. Jutro zapewne wezwie mnie na prywatną pogawędkę... Posłuchaj mnie uważnie. Wszystko co stało się w Ministerstwie Magii – mężczyzna zauważył jak jego syn krzywi się i drży na wspomnienie tych przykrych wydarzeń – jest tajemnicę. Nie zdradzę się ani jednym słowem i ani jednym gestem, że coś wiem. Możesz być pewien. Będę się nawet słodko uśmiechał to tego skurwiela wiceministra i kretyna ministra. A co do rodziców Granger.... – mężczyzna westchnął przeciągle przy tych słowach. - Najlepiej powiedzcie o tym szantażu Dumbledore’owi. On potrafi zapewnić ochronę każdemu. Nikomu więcej nie mówcie... Wiem że to dla ciebie, jak i dla niej, jest bardzo przykre. Jemu jednak powinniście zdradzić ten sekret, zwłaszcza, że stary Trzmiel na pewno wielu rzeczy się domyśla... Nie zdziwiłbym się gdyby znał myśli uczniów. - Jak możesz mówić o koszmarze, że jest czymś przykrym, tato? – powiedział z wyrzutem chłopak. – Myślisz, że dla Granger to było po prostu bardzo niemiłe? Nie masz pojęcia o czym mówisz... No, może masz... – w jego głosie zabrzmiała zimna drwina i Lucjusza przeszył dreszcz obrzydzenia na wspomnienie wszystkich tych nocy, kiedy, odurzony narkotykami, alkoholem i adrenaliną, brał udział w krwawych orgiach i brutalnych gwałtach, - Zrobiłem w życiu wiele złych rzeczy, Draco i nie jestem z nich dumny. Postaram się wszystko wam wynagrodzić... Tobie i mamie... I zrobię wszystko by uratować Severusa... Wiem, że byłem zimnym, surowym i nieprzystępnym ojcem, ale to nie znaczy, że cię nie kochałem i nie kocham. Jesteś moim jedynym synem, miłuję cię z całego serca i nie pozwolę ci zniszczyć sobie życia takim durnym ultimatum. Nie godząc się na nie narażałbym cię na jeszcze większe niebezpieczeństwo, niż sam siebie chcesz narazić. Draco spuścił wzrok i milczał. Siedzieli w takiej ciszy kilka minut. - No, na mnie już czas – Lucjusz wiedział, że jego syn pogrążył się w bolesnych wspomnieniach z przesłuchania i wiedział, że nic na to nie może poradzić. - Muszę jeszcze porozmawiać z mamą, a jutro jest jakieś posiedzenie w Ministerstwie Magii, na którym się muszę pojawić. ... Życz mi szczęścia na nowej drodze życia synu – ostatnie zdanie zakrapiane było dużą dawką ironii. - Ja też jestem z ciebie dumny tato – powiedział Draco, gdy ojciec uścisnął mu dłoń i podszedł do kominka. - Jestem dumny, że podjąłeś taką a nie inną decyzję i jestem dumny, że narażałeś siedemnaście lat temu własną skórę, aby uchronić tamtych troje mugoli przed niewyobrażalnymi cierpieniami. Naprawdę. - Dziękuję, synu– na twarzy Lucjusza pojawiło się spotykane tam niezwykle rzadkie zjawisko, zwane rumieńcem. – Ty zrobiłbyś pewnie na moim miejscu to samo. - Nie wiem tato, czy bym się odważył. Ale wiem jedno – w oczach Dracona zagościł niebezpieczny, niemal fanatyczny błysk a jego głos był zimny jak lód i Lucjusz Malfoy popatrzył z zaniepokojeniem na swojego syna. – Wiem, że kiedyś zamorduję Percy’ego Weasley’a, i że to nie będzie lekka śmierć. Starszy blondyn nie miał zielonego pojęcia, co mógłby odpowiedzieć na taką deklarację i nie odpowiedział nic. Jego syn mówił poważnie... *** ****** Ten post był edytowany przez Kitiara: 29.12.2004 14:09 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
siistars |
29.12.2004 15:25
Post
#30
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 11 Dołączył: 27.06.2004 Skąd: slyth |
Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak
mało?
-------------------- maby some day.. or never..
..he looked rather like an old lion. there were streaks of grey in his mane of tawny hair and his bushy eyebrows; he had keen yellowish eyes behind a pair of wire-rimmed spectacles and a certain rangy, loping grace even though he walked with a slight limp.. |
Kitiara |
29.12.2004 15:34
Post
#31
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Hej, chwila moment!
Wklejam codziennie... - to po pierwsze. Po drugie -> ten odcinek nie zmieścil się w jednym poście i to jest MAŁO? Wiecie co? Takie podejście do rzeczy zaczyna mnie wnerwiać... -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Justa |
29.12.2004 17:17
Post
#32
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 15 Dołączył: 10.12.2004 |
Śliczne...
a ja powiem szczerze że mi sie bardzo podoba że dajesz codziennie rozdziały i że nie dajesz ich za dużo na raz tylko powoli po jednym , dzięki temu opowiadanie wciąga |
Raistlin |
29.12.2004 18:46
Post
#33
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz
czas przyszedł na krytyke. Ostatnio sobie wszedłem na forum Miriell, żeby
popatrzeć ile tego masz napisane, przeczytałem jedną część opowiadania(którą
tu właśnie wkleiłaś) i pare postów. I właśnie w którymś z nich został
poruszony temat alkoholu w twoim opowiadaniu.
Zastanowiłem sie i doszedłem do problemu nie tylko alkoholu ,ale też papierosów. Chodzi mi o to, że zastanawiam sie skąd oni maja tyle wódki(i nie tylko) a także papierosów. Na dodatek tak jak piszesz większość jest mugolska np. wódka Smirnoff,czy papierosy Malboro(według mnie mogłaś wymyślić jakieś czarodziejskie ale to tylko moja (nie)skromna opinia).Przecież żeby mieć tyle tego oni by musieli ze sobą do Hogwartu w kufrze przywieść tyle tego, że hej(a wątpie żeby tak zrobili), a na dodatek nie często wychodzili choćby do Hogsmeade, a o mugolskich wioskach czy miastach nawet nie wspominająć, gdzie mieli by możliwośc zakupienia alkoholu czy paierosów. Zastanawiałem się też nad tym, że oni mają tylko 16 lat a piją litry alkoholu, np. przy Snapie czy tam przy kimś innym a nawet samemu lub z kumplami, i fajczą bardziej niż kominy, nawet w obecności Dumbla. No na tym koniec (ale sie rozpisałem co nie? ). Mam nadzieje Kit że to przeczytasz i odpowiesz na dręczące mnie pytania. Edit: Aha i jeszcze zauważyłem że ty się pomyliłaś przy ocenach: piszesz akceptowalny zamiast zadowalający(taki mały błąd ale mnie to razi) Ten post był edytowany przez Raistlin: 29.12.2004 19:01 -------------------- |
Kitiara |
29.12.2004 19:01
Post
#34
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Ciekawość to pierwszy stopień do
piekła, Raist.
Mogę wiedzieć czemu czytałeś na mirriel? aż tak jesteś niecierpliwy?:] Dobra, nieważne. Chyba masz durzo czasu wolnego. Po pierwsze - sytuacja jest bardzo stresogenna, a wtedy człowiek częściej sięga po używki. Czy czarodzieje czymś się pod tym względem różnią od mugoli? Wydaje mi się, że nie. A Dumbledore to przecież bardzo tolerancyjny człowiek. Po drugie - to czarodzieje, więc sobie z uzupełnienem zapasów alkoholu potrafią pradzić. Po trzecie - tu się biję w piersi - nie chce mi się wymyślać nazw czarodziejskich trunków (obiecuję poprawę!) . Po czwarte - jestem osobą bardzo tolerancyjną jeśli chodzi o alkohol; gdy miałam 16 lat regularnie chadzałam na piwo i wychodzę z założenia, że psychicznie zdrowy człowiek, nawet jeżeli zdarza mu się w wyjątkowych chwilach wypić trochę więcej, nie naraża się zbytnio na uzależnienie. Wiem z autopsji i widzę po moich znajomych... Częściej spijają się te osoby, które bardzo rzadko po alkohol sięgają, nie zaś ci którzy piją w miarę często i z umiarem. Może to brzmi dziwnie, ale też to znam z własnego doświadczenia. Włosi na przykład, codziennie piją do obiadu wino i wodę. Dużo już w życiu widziałam, Raist:) Pozdrawiam serdecznie, kit PS: Lepiej czytaj na tym forum, bo przed wklejaniem poprawiam błędy, które uda mi się wyłapać i czasem "udoskonalam" tekst. Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania to "wal"! Ten post był edytowany przez Kitiara: 29.12.2004 19:02 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Raistlin |
29.12.2004 19:16
Post
#35
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu
"w piekle mam już naszykowany kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie
pieprz o ciekawości" (troche
zmieniłem)
A jestem i mam dużo czasu Do pierwszego: tu sie zgadzam Do drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak? normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa z powietrza (chyba nie ma takiego zaklęcia) Do trzeciego: mam nadzieje bo inaczej... Do czwrtego: wierze ci na słowo, choć z moich obserwacji jest inaczej ale nie będziemy się o to kłócić, a z doświadczeń na własnej skórze to nic ci nie powiem bo nie pije "Dużo już w życiu widziałam Raist:)" a w to nie wątpie Do ps: tak zrobie będe walił odrazu -------------------- |
Kitiara |
29.12.2004 19:54
Post
#36
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
QUOTE Do
drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak? normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa
z powietrza (chyba nie ma takiego
zaklęcia) Nie wiem, możliwe, że jest. W końcu można wyczarować krzesło, albo kubek kawy:] Chodziło mi jednak o coś innego. Czardziej może "przemycić" bardzo wiele alkoholu - wystarczy rzucić na bagaż ,który go zawiera, zaklęcie zmniejszajace, czyż nie? QUOTE "w piekle mam już naszykowany
kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie pieprz o
ciekawości" -> dawaj link
do tego FF-a!Ten post był edytowany przez Kitiara: 29.12.2004 19:55 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Raistlin |
29.12.2004 21:01
Post
#37
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak znajde to dam (ale masz mi tu wkleić jutro dobry kawał twojego opowiadania) Edit: Znalazłem. Nie będe dawać ci linka bo zawsze jak ktoś dawał linka to zazwyczaj mi sie nie właczał, więc ci powiem gdzie znaleźć: 4 (ewentualnie 5) strona tego działu, fic autorstwa: Toroj, nazwa: Hapy Niu Jer (pewnie znasz) i to by było na tyle. Pozdrawiam Raistlin Ten post był edytowany przez Raistlin: 29.12.2004 21:14 -------------------- |
Mira |
29.12.2004 22:53
Post
#38
|
Ścigający Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 289 Dołączył: 05.04.2003 Płeć: Kobieta |
fick moim zdaniem jest świetny, tylko
powinszować autorce wykonania jak i pomysłu. Cieszy mnie to ze dajesz
codziennie tak dłuuugaśnie party, a to jest rzecz rzadka na forum i to się
chwali.
Pozdrawiam i życzę dalszej weny do tworzenia nowych dzieł |
Galia |
29.12.2004 23:07
Post
#39
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 249 Dołączył: 28.05.2004 Skąd: *From the land of stars * |
To ja się wylamię z towarzystwa i będę
wredna cyniczna i bez serca.
Sposób pisania masz bez zarzutu, styl też. Jednak treść... Powiem szczerze treść ma się nijak do charakterów bohaterów.. Bez przesady Percy i gwałt... Dumbledore i taka bezsilność ? Tylko Snape mi się podoba. I powiem ci szczerze, że ze względu na pewne sceny wolałabym widzieć tego FF na Lotosie zamast tutaj... -------------------- Jestem myślicielką niezależną, wolną poszukiwaczką oazy nieskrępowanych istnień. Przemierzam pustynie w poszukiwaniu sensu... Czy odważysz się pójść za mną?
Myśli, marzenia, złudzenia. Moje życie... Nie można dostać czegoś, nie tracąc czegoś w zamian. Żeby coś otrzymać musisz poświęcić coś o podobnej wartości. To zasada równoważnej wymiany. To prawda o świecie... |
Kitiara |
30.12.2004 00:47
Post
#40
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Galia on nie jest na Lotosie bo to nie
jest erotyk.
Dumbledore'a specjalnie właśnie tak przedstawiłam - > chodzi mi o podkreślenie faktu, że nie ma ludzi wszechmocnych. Zrobiłam to więc z premedytacją:] A co do Percivala Weasleya. Po raz drugi czytam piąty tom HP - tym razem w tłumaczeniu pana Polkowskiego i coraz bardziej dochodzę do wniosku, że z niego mógłby zrobić się absolutnie zimny drań (nie cierpię tej postaci od pierwszego tomu). Dzięki, że uważasz, iż sposób pisania mam bez zarzutu. Ja tam bym sobie trochę zarzuciła:] Pozdrawiam! Ten post był edytowany przez Kitiara: 30.12.2004 00:48 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
30.12.2004 01:21
Post
#41
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Sobota, 10.11.1996
Narcyza i Lucjusz rozmawiali prawie do świtu. W końcu niewyspany mężczyzna musiał stawić się na posiedzeniu rady nadzorczej ministerstwa. Dyskutowany był projekt ustawy mającej na celu unieważnienie Dekretu o Ochronie Wampirów. Przewodniczącym był on, ale główny głos w sprawie miał, obecny na zebraniu i wydelegowany na nie w imieniu Ministra i Wiceministra, Matrojew. Lucjusz go nie znał, ale od pierwszego wejrzenia szczerze znienawidził. I wiedział, że niechęć do tego człowieka, poczułby nawet, gdyby nie miał pojęcia o tym, jak Igor zachowywał się na przesłuchaniu uczniów. - Pan Lucjusz Malfoy, jak mniemam – Bułgar wyciągnął rękę do jasnowłosego maga. - Pan Igor Matrojew? – Lucjusz podał mu dłoń z wewnętrznym obrzydzeniem. Uśmiechał się przy tym nieszczerze. - Tak. Jest pan uderzająco podobny do swojego syna, to znaczy powinienem powiedzieć, że pański syn jest uderzająco podobny do pana... – uśmiechnął się cynicznie Igor. „Ty sukinsynu” – pomyślał przewodniczący rady nadzorczej, nadal łaskawie się uśmiechając. - Owszem, jest podobny do mnie pod bardzo wieloma względami... – jasnowłosy mag nie mógł puścić płazem wrednej miny Matrojewa. Igor zmrużył nieznacznie ciemne, zimne oczy i Malfoy ucieszył się widząc na twarzy rozmówcy nutę konsternacji. - Wchodzimy? – zapytał nonszalancko Lucjusz. - Oczywiście – Matrojew otworzył kurtuazyjnym gestem drzwi do Sali Posiedzeń. ****** Narcyza musiała to zrobić. Severus był zbyt cennym przyjacielem i człowiekiem (tak, człowiekiem), by pozwolić go zabić. Musiała interweniować. Gdy tylko Lucjusz aportował się do ministerstwa, kobieta wzięła szybki prysznic, założyła prostą, bordową sukienkę nad kolana i spięła włosy w luźny węzeł. Musiała wstawić się za Severusem Snape'em u wiceministra magii. Musiała, mimo, że ten człowiek wzbudzał w niej odrazę i niechęć. * - Proszę wejść – usłyszała, pani Malfoy, protekcjonalny ton, kiedy zapukała do gabinetu Percivala Weasleya. Przywołała na twarz najbardziej uroczy uśmiech na jaki ją było stać, w tej mało uroczej sytuacji, i weszła do środka. Kobieta zdecydowanie odmówiła zostawienie różdżki na dole w recepcji. Powołała się na to, że jest żoną przewodniczącego rady nadzorczej. Może nie upierałaby się tak, gdyby nie opowieść syna o zdolnościach nowego wiceministra. Wątpiła w to, że odważyłby się na tknięcie żony tak ważnej persony w politycznym świecie czarodziejów, ale wydawał jej się człowiekiem niebezpiecznym. Nie tyle nieobliczalnym, co nadambitnym. Nie wiadomo, co może takiemu strzelić do głowy. Nie to, żeby nie umiała się obronić, ale ON miał różdżkę... - Pani Malfoy... Witam. Co panią sprowadza w moje skromne progi? - Chciałabym porozmawiać w pewnej ważnej sprawie. Bardzo ważnej, panie wiceministrze. - Dla pani zawsze znajdę czas – Percy uśmiechnął się obłudnie i uzyskał taki sam uśmiech w odpowiedzi. - Dziękuje panu, jest pan dżentelmenem – powiedziała słodkim tonem, w duszy miała jednak ochotę mu nakopać. Nie mogła przestać myśleć o tym, co zrobił z nastolatką, która nie miała żadnych szans na obronę. Wkurzało ją najbardziej to, że musi być dla niego miła i uprzejma. „Obłudny sukinsyn” – pomyślała uśmiechając się promiennie i siadając na zaproponowanym jej wygodnym krześle. - O co chodzi, pani Malfoy? Jeżeli tylko nie przekracza to moich kompetencji, ani nie kłóci się przyjętym prawem... w znacznym stopniu, na pewno pomogę. – Tu uśmiechnął się dwuznacznie do kobiety, co Narcyza przyjęła z lekkim wewnętrznym impulsem niepokoju. „Jestem przewrażliwiona, czy co?” – pomyślała. - Chodzi o wspaniałego człowieka, od lat przyjaciela naszej rodziny, który jest podejrzany w sprawie o morderstwo Salomona Notta.. – Percy ściągnął w zadumie brwi i popatrzył na kobietę, jakby ją oceniał. Narcyza poruszyła się nieznacznie na krześle. – Chodzi o Severusa Snape’a. Przyszłam się za nim wstawić... Nie wierzę, żeby był winny. Jest na to zbyt... szlachetny. - Ale rozumie pani, że kogoś skazać musimy... – powiedział bez ogródek wiceminister. „Najlepiej kogoś, kto udowodni, że Dumbledore zatrudnia w Hogwarcie przestępców i należy go zdjąć z zajmowanego stanowiska” – pomyślała z jadowitym sarkazmem. - Obawiam się, że nie należy zaprzestać przesłuchań. To zbyt niebezpieczna zbrodnia. To sprawa precedensowa... „Tak, sprawa pozwalająca ci na wprowadzenie w życie ustawy, o której marzysz od dawna.” – Narcyza była lekko poirytowana, ale uśmiechnęła się uroczo do rozmówcy. - Przecież jest pan wiceministrem i tylko od pana zależy, czy Severus będzie nadal przesłuchiwany, czy uwolniony z braku dowodów, a nie sadzę, żeby w tej sprawie były jakieś dowody... Niech pan posłucha. Mój mąż znał ofiarę. Nott był człowiekiem o silnych skłonnościach sadystycznych. Mógł sobie narobić wrogów, rozumie pan? Mógł go zabić jakiś wampir, nawet spoza granic naszego kraju, możliwe że za pieniądze. To się zdarza. - Rozumiem, że Potter bredzi o sadyzmie Notta. Ale pani i pani mąż? Dziwne... - Panie wiceministrze, ja nie bredzę, tylko wiem co mówię – powiedziała z mocą, ale od razu się opamiętała. – Bardzo pana o to proszę, Severus jest dobrym przyjacielem i dobrym człowiekiem. Nie jest mordercą. „On jedynie zrobił to, co należało zrobić już dawno” – pomyślała, z cyniczny przekonaniem, kobieta. Weasley znowu przyjrzał jej się uważnie, zbyt uważnie. Narcyza miała ochotę zapalić, ale wiedziała, że Percy tego nie lubi. - Bardzo pani na tym zależy, prawda? - Oczywiście. Przyjaźnię się z Severusem od lat i go dobrze znam. Wiem, że nie jest zdolny do zbrodni. - To wysoce prawdopodobne, że Snape jest niewinny, – powiedział obojętnym tonem mężczyzna - ale jak już wspominałem, ktoś musi za tą zbrodnię zapłacić, pani Malfoy... Jak bardzo zależy pani na uniewinnieniu Severusa Snape’a? – To pytanie wzmogło czujność Narcyzy i spojrzała głęboko w oczy mężczyzny. Patrzył na nią z jawnym zainteresowaniem. - Może pan wyrażać się jaśniej? - spytała nieco bardziej agresywnie, niż miała zamiar. - Spokojnie... Do porozumienia można dojść zawsze, pani Malfoy – nie podobał się jej ton głosu mężczyzny. Mówił powoli, jakby zastanawiał się nad czymś istotnym, jakby rozważał za i przeciw, a przy tym bez żenady błądził wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce. - To zależy jakie porozumienie ma pan na myśli... – odpowiedziała ostrożnie, badając teren, po którym stąpa. Percy nie odpowiedział od razu. Wstał i podszedł na chwilę do okna, potem odwrócił się i usiadł na brzegu biurka, bardzo blisko Narcyzy Malfoy. - To jest uwarunkowane tym, jak bardzo pani zależy na sprawie i co jest pani w stanie poświęcić, żeby osiągnąć swój cel. - Nie rozumiem... – Narcyza naprawdę była zdezorientowana. Chyba nie był na tyle bezczelny, żeby zaproponować jej coś nieprzyzwoitego? Jago sugestywny wzrok wydawał się jednak przeczyć takim przypuszczeniom. Kobiecie zrobiło się gorąco. - Narcyzo – zaczął poufale i kobieta poczuła jak opuszcza ją wszelka nadzieja. – Narcyzo... - Od kiedy jesteśmy na ty – spytała chłodnym, oficjalnym tonem. Już nie uśmiechała się do niego przyjaźnie. Zignorował jej uwagę. - Jesteś piękną kobietą, Narcyzo. Niejedna dwudziestolatka pozazdrościłaby ci figury i urody – był bardzo pewny siebie i spokojny. Czarownica nie wierzyła własnym uszom. – Moglibyśmy ubić mały interes z korzyścią dla obu stron i... z obopólną satysfakcją. Patrzył na nią w sposób tak jednoznaczny, że się zarumieniła. Wstała i spojrzała na wiceministra z góry. - Czy ty mi proponujesz seks, Weasley? Bo jeżeli tak, to bardzo mi przykro. Mam męża, którego kocham, i którego do tej pory nie zdradziłam, chociaż miałam okazję zrobić to z tuzinem przystojniejszych i o niebiosa kulturalniejszych mężczyzn od ciebie. Jesteś bezczelny. - Mów mi po imieniu – Percy był arogancki i bardzo bezpośredni. – Może mi powiesz, że byłaś wierna przez dwadzieścia lat? Taka kobieta jak ty? – Podszedł do niej i przejechał dłonią po jej policzku. Wzdrygnęła się i odsunęła prawie pod drzwi. - TAK! I nie pozwolę się obrażać. Jesteś chamem. Chcesz skazać Seva nie dlatego, że jest winny, ale ze względu na własną karierę. I taka propozycja... Powiedz mi, jak śmiesz?! - Twój wybór. Mogłaś mieć to, co chciałaś, ale skoro wolisz być dwulicowa, proszę bardzo. - Kto tu jest dwulicowy? – jej głos był zimny i obojętny. – Powiem ci jedno, większego konformisty i oportunisty od ciebie w życiu nie widziałam. - Nie wiesz co tracisz.. – uśmiechnął się lubieżnie. - Wiem, czego nie tracę. Szacunku do samej siebie... I nie mów do mnie takim tonem, ani nie patrz na mnie w ten sposób. Chyba nie chcesz, żebym zwróciła śniadanie na tą piękną drewnianą klepkę, Weasley. Żegnam i pamiętaj, że skażecie Severusa Snape’a na śmierć dopiero po moim trupie! – wyszła i trzasnęła drzwiami. Pan wiceminister przez kilka minut nie mógł otrząsnąć się z szoku. Nie miał pojęcia, jak mogła odrzucić tak wspaniałą propozycję. W końcu był młodym, przystojnym mężczyzną i na dodatek świetnym kochankiem... *** Lucjusz miał serdecznie dosyć. Nie ustalili na tym beznadziejnym zebraniu absolutnie nic. Zdania były podzielne i Malfoy musiał odłożyć spotkanie na poniedziałek, żeby nie doszło do rękoczynów, do których sam chwilami był skłonny się posunąć. Zwłaszcza w stosunku do mówiącego, w jego mniemaniu bzdury, Matrojewa i kiedy sobie przypominał, co ten facet zrobił z bezbronną nastolatką. Wyszedł z Sali Obrad o godzinie pierwszej. Był głodny i zły. Przed salą czekała jego żona i Lucjusz lekko się rozchmurzył, ale kiedy przyjrzał się jej uważnie, na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz niepokoju i napięcia. - Co się stało, Nari? I co ty tu robisz, kochanie? – początkowo pomyślał, że Narcyza przyszła sprawdzić, jak idą obrady lecz jej mina i roztrzęsienie świadczyły o tym, że stało się coś przykrego, i że była w ministerstwie załatwić jakąś sprawę. - Tak, stało się... – Narcyza wiedziała, że jeżeli mu o tym powie, nic dobrego z tego nie wyniknie, ale była nie tylko zła na Percy’ego. Ona była wściekła. - Zejdźmy do bufetu na kawę, bo jestem głodny jak pies. Wszystko mi opowiesz. - Wedle życzenia mój drogi. Przy kawie opowiedziała mu swój plan ratowania Severusa i ku jej zdziwieniu, Lucjusz przyznał jej rację. - Powiedz mi teraz, moja droga, co tak bardzo cię zbulwersowało? - No właśnie to, że z mojego planu nici... - A to czemu? Przecież jesteś upartą jednostką – zdziwił się pan Malfoy. - Otóż, mój drogi mężu, pan wiceminister zrobił mi bardzo ciekawą propozycję – Narcyza zawiesiła efektownie głos, a następnie wypaliła o co chodzi. Lucjusza krew zalała. - A to skurwiel! – wrzasnął, a część ludzi obecnych w bufecie spojrzało na niego z jawną dezaprobatą. - Uspokój się – syknęła Narcyza. – Twoje nerwy nic nie dadzą, a on mi przecież nic nie zrobił... i nie zrobi. - On mnie jeszcze popamięta – Lucjusz nie słuchał żony. Wybiegł z bufetu i pognał do windy, aby jak najszybciej dostać się do gabinetu wiceministra. * Nie musiał długo szukać Weasleya. Percy stał na korytarzu i rozmawiał z Matrojewem. Śmiali się. Fakt wesołości obydwu mężczyzn wkurzył Lucjusza tak, że oczy zaszły mu czerwoną mgłą . Bez uprzedzenia strzelił wiceministra w twarz, tak, że ten się zatoczył i wpadł na ścianę. - Lucjuszu, przestań! – krzyknęła Narcyza, która ruszyła w ślad za swoim wściekłym mężem. - Ty sukinsynu! – wrzasnął Malfoy. - Masz moją żonę za zwykłą dziwkę?! – strzelił go drugi raz i Percy runął jak długi na ziemię. - Lucjuszu zostaw go! Nie warto! – pani Malfoy dopadła męża i próbowała go odciągnąć. Lucjusz był zaślepiony gniewem. Kopnął leżącego na ziemi mężczyznę. Zdawał sobie sprawę, że ten kopniak nie był już za obrazę żony. W tej chwili Malfoy uświadomił sobie z mocą, jak ciężkiej zbrodni dopuścił się kilka dni temu wiceminister. Kopniak był za Hermionę Granger i za jego syna, chociaż tego na głos blondyn nie powiedział. Narcyza była za słaba, żeby poradzić sobie z rozjuszonym mężem. Matrojew, który doznał szoku nagłym wybuchem Lucjusza, teraz się opamiętał i pomógł kobiecie opanować sytuację. Ten incydent miał daleko idące konsekwencje... ****** Mistrz Eliksirów dostał wczesnym popołudniem sowę z Ministerstwa Magii z zawiadomieniem, że jego przesłuchanie zostało przesunięte o dwa tygodnie, czyli na dwudziestego czwartego listopada. Wcale się nie ucieszył. „Świetnie - pomyślał. Przez tyle czasu na pewno przygotują dla mnie coś specjalnego.” Severus Snape jednak nie lubił niespodzianek, zwłaszcza takich. Jakby ten list przysporzył mu jeszcze za mało "radości", wieczorem dostał pocztę od załamanej Narcyzy. Lucjusz znowu jest w więzieniu. Ja już tak dłużej nie mogę. Uprzedź Dumbledore’a, że go jutro osobiście odwiedzę. Z poważaniem i miłością, Nari. „Tylko się powiesić” – pomyślał optymistycznie Postrach Hogwartu i zapalił kolejnego papierosa. *** ****** Ten post był edytowany przez Kitiara: 30.12.2004 01:27 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
AtA_VH |
30.12.2004 16:04
Post
#42
|
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 26 Dołączył: 19.11.2004 Skąd: Zielona Dziura^^ |
świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne
sceny z dużą dokładnością. to odrobinkę razi, ale tylko troszkę.
wogle... jesteś świetną, wszechstronną pisarką (jestem po lekturze "I Believe..." ). Tylko tak dalej i utrzymaj tempo dodawania nowych części:) (duży plus, po jesteś jedną z niewielu, która tak szybko dodaje nowe party, ale ktoś już chyba o tym pisał ) zauważyłam, że lubisz "znęcać się" nad Hermioną:) albo samobójstwo, albo gwałt, albo próba gwałtu... czyżbyś jej nie lubiła ? -------------------- |
Kitiara |
30.12.2004 17:37
Post
#43
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
QUOTE chociaż opisujesz pewne sceny z dużą
dokładnością Łoj to prawda, to prawda! wiem o ty, mam taką dziwaczną manię:) He, he, he może wkleję wam jeszcze dziś kolejny odcinek:] No to wklejam! Poniedziałek, 12.11.1996 Poniedziałkowe śniadanie spędzane było przez trójkę przyjaciół w absolutnej ciszy. Ron coraz silniej czuł, że Hermiona i Harry coś przed nim ukrywają. Nagle, stało się coś, co mogło tylko zdenerwować obecnych na śniadaniu uczniów i nauczycieli. Do Wielkiej Sali wparował, nie kto inny, jak sam wiceminister w obstawie dwóch ochroniarzy, których zażądał sobie po incydencie z Malfoyem. Severusa krew zalała i spojrzał ze złością na dyrektora, który wykonał, uspakajający gest dłonią, w jego kierunku. McGonagall zacisnęła, z dezaprobatą, usta w wąską kreskę. Reszta nauczycieli wraz z Lupinem, który siedział przy stole profesorskim patrzyła na przybyłych z jawną dezaprobatą. Najgorzej jednak przyjęła tą wizytę Hermiona. Kiedy zobaczyła Percy’ego w drzwiach z wrażenia opuściła łyżkę, którą jadła owsiankę i pobladła, a usta jej posiniały. Poczuła, że robi jej się słabo i niedobrze. Malfoy jedynie zacisnął pięści i patrzył na aiceministra z pogardą i nienawiścią. - Co tutaj robisz? – Dumbledore nie silił się na żadne grzecznościowe zwroty. - Przyszedłem po dwoje uczniów, aby przesłuchać ich ponownie... Draco Malfoy... – Percy wymówił to nazwisko z taką nienawiścią, że Albus nie miał wątpliwości, co do motywów ponownego przesłuchania – ...i Hermiona Granger muszą zostać poddani przesłuchaniu jeszcze raz. Po tych słowach Harry pobladł i z przerażeniem popatrzył na przyjaciółkę. Hermiona poczuła jak ziemia wokół niej wiruje w zawrotnym tempie i zamknęła oczy, z których potoczyły się obficie łzy strachu i bezsilności. - Hermiona, nie płacz. Ja na to nie pozwolę – powiedział cicho zielonooki do dziewczyny. Gryfonka pokręciła z rezygnacją głową . - ABSOLTNIE WYKLUCZONE! - Draco był wściekły. Wyszedł zza stołu Ślizgonów i ruszył w kierunku stołu nauczycielskiego. – Możesz zabrać jedynie mnie. Granger z tobą nigdzie nie pójdzie – powiedział to tak, aby tylko Weasley go usłyszał. Jego oczy ciskały niebezpieczne błyski i widać było, że jest poważny i wzburzony; wręcz zgorszony zachowaniem wiceministra. - Pójdziecie obydwoje i to bez dyskusji, gówniarzu! - Zapomnij, Weasley – Draco odwrócił się i ruszył w kierunku stołu Gryfonów. - Hermiona, wychodzimy stąd – powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy go słyszeli, czym wzbudził zdziwienie na twarzach uczniów i nauczycieli. – To jawna kpina, panie wiceministrze. - Dasz radę wstać i wyjść? – zapytał cicho Hermionę, widząc w jakim jest stanie. Mogła jedynie niepewnie pokiwać głową i Draco był niemal pewien, że jeżeli się podniesie to zemdleje, ale od czego miał swoje własne silne ręce? Hermiona wstała bardzo powoli, przytrzymując się obydwoma rękami stołu i modląc się o to, by nie stracić przytomności. Gdy pomyślała, że musi przejść obok tej kreatury w ludzkim ciele, zrobiło się jej niedobrze. - Wszystko będzie okey, nigdzie cię nie zabiorą, przysięgam – Draco wyszeptał jej to do ucha i dziewczyna popatrzyła na niego z bezbrzeżną nadzieją. Chłopakowi ścisnęło się serce bo tak naprawdę nie mógł być w stu procentach pewny tego, co się stanie. - Nie pozwolę cię zabrać - dodał zimno Harry i Hermionie troszeczkę ulżyło. - Chodź – powiedział Draco i podał dziewczynie ramię. Hermiona była w takim stanie, że uczepiła się go niemal z desperacją. - Weasley, czy ty nie masz wstydu?! – zapytał ze złością. – My wychodzimy, dyrektorze – jego wzrok skierowany na Albusa był pełen nadziei i błagania. - Pójdziecie teraz grzecznie z nami – powiedział wiceminister. - Mylisz się, ewentualnie mogę iść jedynie ja – odrzekł spokojnie Draco, przytrzymując słaniającą się na nogach dziewczynę. - Granger też pójdzie – Percy posłał chłopakowi perwersyjny uśmiech i gdyby nie to, że Malfoy podtrzymywał Hermionę, urzędnik dostałby pięścią w twarz. - Po moim trupie! – warknął Harry zrywając się z miejsca. – Ona nigdzie nie pójdzie! - Czyżby, Potter? – zadrwił Weasley. - Tak. Harry ma rację – głos Dumbledore’a był zimny – Żadne z moich uczniów z tobą nie pójdzie. Nigdy więcej. Do widzenia. - Nie ty o tym decydujesz – warknął Percy. – A wy dokąd? – złapał Dracona za lewe ramie, które chłopak mocno wyszarpnął. – IDZIECIE Z NAMI BEZ DYSKUSJI! - NIGDZIE Z WAMI NIE IDZIEMY! - Draco przytrzymał Hermionę i odsunął się od wiceministra. – Chcesz ją zabić, sukinsynu? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Weź tylko mnie – w oczach Draco czaiła się desperacja i Weasleya to jedynie ubawiło. - Pójdziecie obydwoje, a ty Dumbledore grzecznie na to pozwolisz. Prawda, Granger? – Hermiona nie była w stanie odpowiedzieć, kręciło się jej w głowie. Sam głos tego człowieka powodował, że wystąpił jej na plecy zimny pot, a całe ciało trzęsło się jak w febrze. Dumbledore był wściekły. - Nigdzie z tobą nie pójdą. To moi podopieczni. Nie pozwolę ich krzywdzić. Nie wiem, co im zrobiłeś, - dyrektor nie zamierzał na razie zdradzać, że mimo wszystko wie całkiem sporo - ale cała trójka po przyjściu z przesłuchania wyglądała, jakby wróciła ze swego prywatnego piekła. Nie zgadzam się na dręczenie mi uczniów! Poza tym, obydwaj znamy haniebne przyczyny twojej wizyty, wiceministrze. Odejdźcie, inaczej zmusisz mnie do użycia wobec ciebie przemocy, a wiesz, że potrafię być niemiły. – Jego głos był zimny, a oczy ciskały błyskawice. Albus był na granicy stracenia panowania nad sobą, a Hermiona na granicy omdlenia. Słaniała się na nogach do tego stopnia, że Draco musiał ją podtrzymywać obydwiema rękami. W końcu ją podniósł. Nie mógł postąpić inaczej, bo miał wrażenie, że dziewczyna zaraz się przewróci. Popatrzył z nienawiścią na Weasleya i spokojnie wyszedł. Zaniósł Hermionę do pierwszej sali lekcyjnej i posadził ją na ławce. Dziewczyna przelatywała mu przez ręce, była całkowicie bezwolna i roztrzęsiona. Płakała cicho. - Nie płacz – Draco delikatnie otarł jej łzy. – Ten sukinsyn się do ciebie ni zbliży, rozumiesz? – Hermiona pokiwała lekko głową. - Poczekaj, przyślę do ciebie Pottera, nie zemdlejesz przez pięć minut? - Chyba nie. - Lepiej się połóż – mówiąc to ułożył ją delikatnie na ławce i wyszedł szybkim krokiem. Po kilku minutach przyszedł do niej Harry. - Chodź, Hermiona – powiedział. - Ciebie nie zabiorą, tylko Malfoy z nimi poszedł... z własnej woli. Dumbledore jest załamany. Popatrzył na nią. Ona też wyglądała na załamaną. - On go zabije – powiedziała cicho. - Weasley zabije Dracona. Dziewczyna powoli wstała i ruszyła do drzwi. Jednak napięcie psychiczne, które towarzyszyło jej przez ostatnie chwile, nagła ulga, okropna wiadomość, którą usłyszała przed chwilą i to, że ostatnio nie jadła prawie nic, nie pozostały bez odzewu. Hermiona Granger przeszła dwa kroki i zemdlała. ****** Draco siedział na niewygodnym krześle w małej sali, która musiała być gabinetem wiceministra. Istotnie, to był jego gabinet. Weasley patrzył na niego zza swojego biurka uśmiechając się obleśnie. Chłopak nie mógł wziąć ze sobą różdżki, był całkowicie bezbronny i zdany na łaskę Percy’ego. - Myślisz, że jesteś odważny, Malfoy? – spytał z pogardą rudowłosy. - Nie, myślę, że jestem tu z powodu mojego ojca. Poszedłem z tobą tylko dlatego, żeby nie spotkał go przykry wypadek w Azkabanie. Nie jestem odważny. Percy zaśmiał się okrutnym, wypranym z emocji śmiechem. - Jaki skromny... Jeszcze uwierzę, że jesteś szlachetnym człowiekiem, Malfoy. - Na pewno bardziej szlachetnym od ciebie – zimno odparł młodzieniec. Wiedział, że może nie przeżyć tego przesłuchania i to niezależnie od tego co zrobi, czy powie. Percy czuł się upokorzony odmową jego matki i tym, że został pobity przez Lucjusza. Draco był doskonałym narzędziem do zemsty. Jego położenie komplikował też fakt, że nie zjawiła się z nim razem Granger, a to nie usposabiało, siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny, przyjaźnie. Oczywiście, że Percival go nie zabije. Nie podczas przesłuchania i nie własnymi rękami. Ale może go na przykład zamknąć w Azkabanie, a tam działy się różne nieprzyjemne rzeczy. - Pogadamy sobie jak mężczyzna z mężczyzną... Chyba wiesz Malfoy, że bardzo nie odpowiada mi brak panny Granger na naszym małym przyjęciu, co? - Kolejne przyjęcie z twoim udziałem, jak raczyłeś nazwać tą parodię przesłuchania, mogłoby się skończyć dla niej dosyć tragicznie. Już i tak jest cieniem człowieka, możesz sobie pogratulować. – Draco był zły i postanowił powiedzieć Weasleyowi, bez względu na konsekwencje, kilka miłych słów. - Chcę, żeby pan wiedział, szanowny panie wiceministrze, – zaczął z fałszywym szacunkiem - że gdy będę tylko miał taką okazję, zabiję pana jak psa... Uduszę cię gołymi rękami, ale najpierw cię wykastruje chory sukinsynu za to, że na moich oczach zniszczyłeś przyszłość wspaniałej dziewczynie i za to, że potraktowałeś moją matkę jak dziwkę. Pamiętaj psie, że nigdy, dopóki żyję nie wybaczę ci tego. Rozumiesz? - Niczego nie nauczyłeś się, Malfoy – Percy wstał i podszedł do przesłuchiwanego. – Absolutnie niczego. Zapomniałeś, że jesteś tylko śmieciem, tak? Chcesz, żebym ci przypomniał? - Możesz mnie nawet zabić... Znajdzie się kiedyś ktoś, kto ci dokopie, Weasley. - Nie chcę cię zabijać i cię nie zabiję, Malfoy, zrobię ci coś o wiele gorszego... W oczach Weasleya pojawił się tak niebezpieczny i fanatyczny błysk, że Drac mimo całej odwagi, której miał w sobie wiele i mimo determinacji by zachować zimną krew, naprawdę zaczął się bać. ****** Hermiona ocknęła się w skrzydle szpitalnym i zobaczyła, że pochylają się nad nią trzy zatroskane twarze. Dwie z nich należały do dyrektora szkoły i Severusa Snape’a, trzecia do Lupina. Nagle zza trzech głów wyłoniła się czwarta, której właścicielką była pani Pomfrey. - Czy Draco już wrócił z przesłuchania? – zdołała tylko zapytać i wywołała tym konsternację na wszystkich twarzach, które się nad nią pochylały. - Dziecko – powiedział Dumbledore. – Draco wyszedł z panem wiceministrem jakieś dziesięć minut temu. Udali się do ministerstwa za pomocą proszku Fiuu. Nie mam pojęcia kiedy wróci. - Ach... Ale ja i tak wiem, że Percy go zabije. On nie zniesie tego, co stało się w sobotę, prawda panie dyrektorze? - Nikt nikogo nie zabije – stanowczo odrzekł Albus. – Nawet tak nie myśl. - Jak go zabije, to ja ukatrupię wiceministra – mściwie dodał Snape. - Severusie! – Dumbledore popatrzył na Mistrza Eliksirów z wyrzutem. - Ja pomogę Severusowi – spokojnie dodał Lupin i wyzywająco spojrzał na Albusa. - Jesteście obydwaj niepoważni. Nikt nikogo nie będzie mordował. Draco został zabrany na przesłuchanie, a nie na egzekucję! - starszy mężczyzna zmarszczył, przy tych słowach, groźnie brwi. - Tak? – oczy Severusa ciskały zimne błyski. – Jeśli Percy go nie zabije, to uszkodzi go o wiele bardziej. Ja byłem przesłuchiwany przez tego człowieka i wiem lepiej od pana, dyrektorze, do czego Weasley jest zdolny. Wiem czym mi groził i wiem co jest w stanie zrobić. To chory sukinsyn. - Wyjdź w tej chwili, Severusie i nie denerwuj Hermiony – powiedział surowym tonem Albus. – Albo zostań i bądź cicho, dobrze? Ona sama doskonale wie do czego zdolny jest Percy, też była przesłuchiwana. Severus zarumienił się jak piwonia: - Ma pan rację, dyrektorze, przepraszam – popatrzył na bladą dziewczynę z wyraźną troską. Hermiona miała nieobecny, szklisty wzrok, wyglądała tak, jakby trawiła ją gorączka. Pani Pomfrey także to dostrzegła i nakazała stanowczym głosem opuścić salę wszystkim trzem panom. O dziwo posłuchali jej bez szemrania.. *** - Gdzie pan się wybiera, panie dyrektorze? – spytał Snape Albusa, gdy ten z determinacją złapał garść proszku Fiuu, leżącą na kominku w pokoju nauczycielskim. - Do Korneliusza Knota – uprzejmie odrzekł Albus. – To niedorzeczne co wyprawia Percy Weasley i on jako minister powinien ukrócić jego prywatę! - Życzę powodzenia, ale podejrzewam, że Weasley ma na niego niezłe haki. - Nawet jeżeli tak jest, – w oczach dyrektora zabłysnęły ogniki irytacji – to dzisiejsze przesłuchanie Dracona jest jawną prowokacją i bezprawiem. Minister nie będzie miał żadnego wyboru i mnie usłucha... - Obyś miał rację Albusie. - Mam rację, Severusie, mam rację... – jego głos był jasny i stanowczy i Mistrz Eliksirów poczuł lekką ulgę. Niestety tylko lekką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ostatni kwadrans i kolejny, który Albus straci na interwencji, to prywatne piekło Draco Malfoya. Mężczyzna bał się, że Percy posunie się do czegoś naprawdę okrutnego. *** Percy Weasley wychylił głowę ze swojego gabinetu i poprosił do siebie swoich napakowanych ochroniarzy. Kiedy weszli, Weasley usiadł okrakiem na biurku i wyjaśnił chłopakowi z uśmiechem pełnym pogardy, wyższości i poczucia władzy: - Tych dwóch panów to mugole, którzy doskonale potrafią bić, nawet lepiej niż pan Matrojew, Malfoy. Ty z tego, co wiem lubisz dobre bicie. - Ten pan... – zwrócił się teraz do dwóch mężczyzn o byczych karkach i czerstwych twarzach, obracając w dłoni od niechcenia różdżkę – ...groził mi bardzo przykrą śmiercią. Czy moglibyście mu wytłumaczyć, że to duży błąd? Dwóch napakowanych panów tak skutecznie pokazało Draconowi jego błąd, że po trzech minutach ledwie trzymał się na krześle, a z ust i nosa sączyła mu się krew. - Stop, kretyni! – warknął wiceminister. – Mieliście bić tak, żeby nie zostawiać śladów! Szybkimi ruchami różdżki zamaskował obrażenia blondyna, włącznie z dużym limem pod okiem, co oczywiście nie zredukowało bólu, jaki czuł chłopak. - Pojąłeś Malfoy, kim a raczej czym jesteś? Jeśli tak to słucham. - Dla ciebie jestem śmieciem, ale tak w ogóle należę do gatunku Homo Sapiens – powiedział obolałymi wargami młodzieniec. - Uważasz, że jesteś zabawny, Draconie Malfoy, tak? – Weasley wyszczerzył się ze złością do chłopaka. – Ci panowie... – mówił już bardzo spokojnie - ...mieli obiecaną zabawę z milutką ciemnooką szlamą, ale dzięki tobie ta zabawa ich ominęła i nie sądzę, żeby z tego powodu byli szczęśliwi. Na te słowa Dracona oblał zimny pot i poczuł jednocześnie niewysłowioną ulgę. Ulgę, że Hermiona jednak nie zjawiła się na przesłuchaniu. Gdyby stał upadłby z wrażenia. - Jesteś nienormalny, Weasley – powiedział cicho, patrząc wiceministrowi prosto w oczy. – Jesteś nienormalnym i niemoralnym sadystą. Ona mogłaby tego nie przeżyć, czy ty sobie z tego dajesz sprawę? - Ona jest stworzona do tego, żeby korzystać z jej wdzięków. Widziałeś jakie ma cycki, Malfoy? Od kiedy zrobiłeś się taki moralny ? – drwił Weasley z okrutnym uśmiechem. – Jeżeli zechcę uzyskam nakaz na przesłuchanie tej słodkookiej dziwki i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Ani Dumbledore, ani twój stary, który chciałem ci przypomnieć, siedzi w więzieniu... Więc uważaj na swój niewyparzony jęzor. - Nigdy nie pozwolę ci zabrać jej na przesłuchanie, będę wolał ją otruć, Weasley i oszczędzić jej upokorzenia i bólu – wiceminister popatrzył uważnie na swojego więźnia. Dojrzał w jego oczach niezwykłą powagę i determinację. Ze złością skierował na niego różdżkę. - Tormento – powiedział zimno. Dwóch mężczyzn patrzyło, z obojętnym wyrazem tępych twarzy, jak młodzieńcem wstrząsają spazmy cierpienia. Wiceminister tak długo trzymał go pod działaniem klątwy, że gdy ją zdjął, Draco bezwładnie osunął się na podłogę. Z jego nosa ponownie polała się krew, a oczy miał zasnute mgłą niewyobrażalnego cierpienia. Jeszcze kila sekund i zemdlałby, albo stracił zdrowy rozsądek. - Nie będę się z tobą pieścił, Malfoy... Moi ludzie mieli obiecaną rozrywkę i nie zamierzam im tej rozrywki odmawiać – słowa wiceministra docierały do leżącego na podłodze chłopaka jak przez mgłę. Nie do końca rozumiał ich znaczenie i był tak obolały, że jego zmysły funkcjonowały wolniej, niż normalnie. – Możesz być pewien, że gdy ja z tobą skończę, oni z tobą dopiero zaczną... - Grey, Warner, wyjdźcie, zawołam was jak już znudzi mi się zbawa z Malfoyem w niech pan zobaczy, panie Wiceministrze jaki jestem wytrzymały na ból. Nie martwcie się, do tego co chcecie z nim zrobić będzie się doskonale nadawał. Mężczyźnie opuścili salkę i stanęli przed drzwiami by pełnić straż. ****** Dumbledore nie owijał w bawełnę. - Korneliuszu – powiedział wyszedłszy z kominka w gabinecie ministra – musisz przerwać to haniebne przesłuchanie, którego właśnie dopuszcza się wiceminister. - Och, on ma prawo... - On nie ma żadnego prawa mścić się na tym chłopcu za własne porażki. Przerwij to w tej chwili, inaczej sam to zrobię i nie będę przy tym uprzejmy. Niebieskie oczy Albusa patrzyły chłodno na Korneliusza. Rzadko kiedy wyglądały jak kryształki lodu, a właśnie tak wyglądały teraz. Knot poczuł się nieswojo. Wiedział, że nie ma innego wyjścia, nie mógł przecież pozwolić na bezkarne wtargnięcie dyrektora Hogwartu na przesłuchanie, ale nie mógł mu tego też zrobić. Draco był uczniem Albusa, a wiceminister nie miał nakazu przesłuchania i to co robił, rzeczywiście było samowolką. Ciężko westchnął i ruszył ze starym czarodziejem do drzwi. *** Do leżącego na ziemi chłopaka dotarło w końcu w pełni to, co powiedział Weasley. Podniósł się, z heroicznym wysiłkiem, i na powrót usiadł na niewygodnym krześle. Całe ciało bolało go jak wysmagane biczem. - Jak ci się podoba pomysł zabawy z moimi milusińskimi ochroniarzami, co? Może lepiej było przytargać ze sobą Granger? – drwił wiceminister. - Pieprz się, Weasley – cicho odrzekł Draco. – Pieprz się razem ze swoimi ochroniarzami, chory sukinsynu. Percy zaśmiał się zimno i uderzył Dracona na płask w lewy policzek, potem w prawy i znowu w lewy. - O ile się nie mylę, to oni będą pieprzyć ciebie, Malfoy... I zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem. Draco zaczął się śmiać. Jego śmiech był pełnym goryczy śmiechem szaleńca i tak nagle jak się zaczął, tak nagle się skończył. - Możesz ze mną zrobić, co zechcesz. Nie dbam o to, szanowny panie wiceministrze, ale wiedz że zawsze będę lepszy od ciebie. Zawsze. Nawet jeśli mnie zmieszasz z błotem i stłuczesz jak niewiernego kundla, będę bardziej ludzki od ciebie i ludzi twojego pokroju, mam nadzieję, że to rozumiesz. Kolejne klątwy, które wstrząsały ciałem chłopaka, posypały się jak grad. Przerwy jakie dostawał od swojego oprawcy między kolejnymi atakami bólu trwały nie więcej jak piętnaście - trzydzieści sekund. Dziesięć minut później Draco leżał wyczerpany na podłodze, kaszlał i pluł krwią. Pan wiceminister nie stronił też od "kar cielesnych" i Draco czuł się okropnie. Weasley wlał mu do gardła eliksir wzmacniający i zamaskował widoczne obrażenia. Młodzieniec poczuł się lepiej, ale tylko fizycznie. Tak na prawdę, dopiero teraz, zaczął się bać. Wiedział, że to co go czeka odbije się na nim o wiele bardziej od zestawu razów i klątw, które zaserwował mu Wiceminister. - Słuchaj, Malfoy – Percival uśmiechnął się do młodzieńca z wyższością. – Nauczysz się dziś bardzo pożytecznej rzeczy. Nauczysz się ponosić konsekwencje podjętych przez siebie czynów. - Obym nigdy nie upadł tak nisko jak ty, Weasley. Od dziś będę się modlił tylko o to – w głosie blondyna nie było ani cienia sarkazmu. Draco mówił całkiem poważnie i wyglądał na przygnębionego. - Myślisz, że jesteś taki cwany, Malfoy? Zobaczymy co powiesz za godzinę – Weasley wykrzywił twarz w grymasie kogoś kto jest "lepiej poinformowany”. Draco Malfoy się bał. Naprawdę się bał. Ale prędzej połknąłby własny język, niż okazał strach przy Percym. Wiceminister nie był w stanie wyczytać z jego szarych oczu nic więcej poza jawną pogardą. Nie wpłynęło to pozytywnie na jego uczucia względem „przesłuchiwanego”. - Nauczę cię pokory i okazywania szacunku starszym, mądrzejszym i wyżej postawionym od ciebie, bezczelny gówniarzu – oznajmił Weasley bardzo spokojnym, suchym i rzeczowym tonem. Niestety, pan Wiceminister nie zdążył spełnić swej, jakże nęcącej obietnicy, ponieważ drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem, a w nich ukazali się, zakłopotany Korneliusz Knot i wściekły Albus Dumbledore. - Obawiam się, panie Weasley, że będzie pan musiał skończyć przesłuchanie już teraz – powiedział cicho minister. – Nie miał pan nakazu ani nie działał pan bezpośrednio z ramienia Ministerstwa Magii i chociaż osobiście nie mam zastrzeżeń, co do faktu, że na pewno miał pan istotne powody by przesłuchać Draco Malfoya... – w tym momencie Dumbledore posłał mu spojrzenie Puszka na diecie bezmięsnej – ...to jednak w zaistniałej sytuacji, dyrektor Hogwartu ma prawo go zabrać, zwłaszcza że, jak sam powiedział, nie chciał swojego ucznia puszczać na przesłuchanie. Pan Malfoy pojawił się tu z własnej, nieprzymuszonej woli i wbrew postanowieniu Albusa Dumbledore’a, który ma w tej chwili prawo do kierowania jego losem, jako przełożony i opiekun uczniów, szkoły do której przesłuchiwany uczęszcza. Przykro mi, ale na tym musi pan zakończyć... Ufam, że w niedalekiej przyszłości, będzie pan mógł spokojnie dojść prawdy, ku chwale Ministerstwa... - Dosyć tego, Korneliuszu! – Dumbledore wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić cierpliwość, a to zdarzało się niebywale rzadko. – Jesteś ministrem magii, a do człowieka, który jest tobie podległy, zwracasz się jak jego sługa. Śmiem nazwać to żałosnym, niegodnym twej funkcji postępowaniem. Zarówno Knot jak i Weasley mieli bardzo niewyraźne miny. Percy przy okazji był wściekły, bo ominęła go okazja upokorzenia Malfoya juniora, a przez to "dokopania" Malfoyowi seniorowi, ale obiecał sobie odrobić zaległości jak najszybciej. Starając się zachować spokój powiedział. - Oczywiście, Dumbledore... – jego usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu. - Ale nie zdziw się jeśli w niedalekiej przyszłości uzyskam nakaz dający mi prawo do przesłuchania Malfoya... i panny Granger – ostatnie słowa powiedział patrząc prosto w oczy Dracona, który, o ile to możliwe, zrobił się dużo bledszy niż był. - Ja też mam sporo do powiedzenia w tej sprawie, Weasley – cierpko odrzekł Albus - i mam szczerą nadzieję, że nie uzyskasz takiego pozwolenia. To szczyt hańby, aby czarodziej z tak dobrego domu jak twój, upadł tak nisko, że przez Ministerstwo Magii, załatwia prywatne porachunki. Knot wyglądał tak, jakby chciał zaprotestować przeciwko „oszczerstwom wobec wiceministra”, ale Albus uciszył go jednym, wymownym spojrzeniem Dumbledore, który uważnie przyglądał się Draconowi, dostrzegł, że wyraz ulgi, który pojawił się na jego twarzy, po wypowiedzi Percy’ego, ustąpił na nowo przerażeniu. Posłał chłopakowi uspakajające spojrzenie i to trochę pomogło. Dyrektor Hogwartu nie był głupi. W istocie był bardzo mądrym człowiekiem i domyślił się, że Draco był bity i traktowany klątwami, a następnie obrażenia na jego ciele zostały zamaskowane za pomocą magii. Zdusił w swym wnętrzu słuszny gniew i łagodnie powiedział. - Idziemy Draco.... z powrotem do Hogwartu. Podszedł do kominka i bezceremonialnie wziął w dłoń garść proszku Fiuu. - Do zobaczenia, Malfoy... Mam nadzieję, że następnym razem pojawisz się tu ze swoją koleżanką, panną Granger – Draco zacisnął zęby i pięści słysząc z ust wiceministra te bezczelne słowa, a Dumbledore łagodnie położył wolną dłoń na ramieniu młodzieńca. - Przekaż jej serdeczne pozdrowienia - dodał z jadowitym uśmiechem Percy. Albus był wstrząśnięty bezczelnością tego człowieka, ale nie mógł okazać swojego oburzenia z wiadomych powodów Jednak Draco nie puścił tego mimo uszu. Rzucił się na Weasleya z pięściami i, gdyby nie szybka interwencja Dumbledore’a, pobiłby go, dając wiceministrowi świetny powód do przesłuchań, a nawet do zamknięcia go w Azkabanie. Proszek Fiuu rozsypał się po podłodze, a Albus trzymał w ramionach wyrywającego się młodzieńca. - Niech pan mnie puści - warknął Draco, a widząc złośliwe rozbawienie w oczach wiceministra, poczuł jeszcze większą wściekłość. - Uspokój się – Dumbledore przytulił go do siebie opiekuńczym gestem. - Nie dawaj Weasleyowi pretekstów do dalszych perfidnych poczynań – wyszeptał mu do ucha i poczuł jak ciało chłopaka lekko się odpręża, a on sam kiwnął potwierdzająco głową. Stary czarodziej nabrał w dłoń kolejną porcję proszku. - Przeprosiłbym za niego, jest zdenerwowany, chociaż w zaistniałej sytuacji nie ma za co przepraszać – powiedział sucho w kierunku obydwu urzędników. Zanim Dumbledore i Malfoy znikli w kominku, Draco popatrzył Percy’emu w oczy i spokojnie powiedział. - Jeżeli zbliżysz się do Hermiony Granger na odległość mniejszą niż kilka metrów, nie ręczę za siebie, Weasley. Lepiej to zapamiętaj. I zapomnij o jakimkolwiek przesłuchiwaniu tej dziewczyny - Percival, po tych słowach, jedynie perfidnie się uśmiechnął. * - Jak się czujesz, Draco? – spytał łagodnie Dumbledore, kiedy z naleźli się w jego gabinecie. - Bywało lepiej – chłopak spróbował się uśmiechnąć. - Dobrze się trzymasz – Albus ku zdziwieniu chłopaka nalał sobie i jemu po małej szklaneczce Ognistej Whisky. - Dziękuję – powiedział Malfoy i wypił trunek jednym haustem. Dumbledore upił łyk ze swojej szklanki. Przyglądał się uważnie młodzieńcowi. Dałby sobie rękę uciąć, że chłopak nieźle dostał w kość. Nie chciał jednak naruszać jego dumy i sprawdzać obrażeń fizycznych, jakich Draco doznał podczas „przesłuchania”. - Bardzo cię maltretował? – spytał cicho, pozwalając chłopakowi na powiedzenie tylko tego, co ten zechciał powiedzieć. - Myślałem, że będzie o wiele gorzej – odpowiedział szczerze Ślizgon. – Dziękuję, że pan interweniował... naprawdę. W głosie Dracona było coś takiego, że Albus się przeraził i podziękował w duszy wszystkim znanym i nieznanym bogom, że tak szybko udało mu się przerwać cyrk, jaki odstawił wiceminister. Nie pytał jednak o przyczynę błysku zwierzęcego strachu w oczach młodzieńca, który zagościł tam jedynie na chwilę, ale dla takiego wytrawnego belfra jak Dumbledore, był bardzo wyraźny. Wiedział, że było to coś, o czym chłopak na pewno by mu nie powiedział. Wstał, położył rękę na ramieniu Dracona i ścisnął je uspokajająco. - Dobrze, że nie pozwoliłem iść Hermionie – głos Malfoya był bardzo cichy. – Nie wiem co by się stało... A raczej wiem tak dobrze, że nie pozwoliłem jej iść. Niech pan nigdy nie dopuści do tego, żeby ją przesłuchiwano, błagam. – Draco ujął w swoją dłoń rękę starego mężczyzny, spoczywającą na jego ramieniu i spojrzał dyrektorowi, z niemą desperacją, głęboko w oczy. – Nich mi pan to obieca. - Obiecuję – odpowiedział szczerze i z mocą Dumbledore. – Wiceminister nie przesłucha Hermiony, chyba, że po moim trupie, a nie zamierzam zbyt szybko umierać. - Dziękuje – Malfoy blado się uśmiechnął do starego czarodzieja. Albus tylko skinął głową. - Idź do skrzydła szpitalnego, Draco – powiedział po krótkiej chwili milczenia – weź od pani Pomfrey jakiś eliksir na wzmocnienie i Eliksir Uspokajający a potem idź do siebie i się prześpij. Nie musisz dzisiaj być na żadnych zajęciach, czuj się usprawiedliwiony. - A co z Hermioną? – zapytał nieśmiało blondyn. Dumbledore uśmiechnął się łagodnie. - Na razie jest w ambulatorium, ale powinna niedługo wyjść. Sam z nią możesz porozmawiać. To jej powinno pomóc, bo się o ciebie martwiła. Chyba zresztą słusznie. - Hermiona się martwiła o mnie?! – Draco wytrzeszczył, całkiem zabawnie, oczy i Albus się uśmiechnął szerzej. - Owszem... zresztą sama ci powie w skrzydle szpitalnym. Chłopak wstał i ruszył do drzwi. - Panie dyrektorze... – odezwał się już w progu. - Słucham, Draco? – Dumbledore popatrzył na niego ciepło zza okularów połówek. - Przepraszam, że kiedyś pana nie doceniałem i... dziękuję za wszystko – chłopak się zarumienił i spuścił wzrok. - Nie musisz ani mnie przepraszać, ani mi dziękować. Po prostu bądź dalej taki, jaki jesteś teraz, Draco. Do widzenia. Młodzieniec wydukał niewyraźnie pożegnanie i ruszył do ambulatorium. Czuł się zmęczony i tak wyczerpany psychicznie, że dzień wolny od zajęć wydał mu się błogosławieństwem. * Wszedł cicho na, urządzoną w bieli, salę szpitalną. Nikogo tam nie było poza skuloną na łóżku, drobną dziewczyną, która cicho płakała. Podszedł na palcach i pochylił się nad nią. - Cześć, Hermiona. Co się stało? – spytał szepcząc prosto do jej ucha. Dłonią delikatnie rozczesał zmierzwione loki dziewczyny. Gryfonka podniosła na niego załzawione oczy. - Draco? – spytała niepewnie. – Nie zrobili ci krzywdy? – wypaliła zanim się zastanowiła nad tym co mówi i zarumieniła się lekko. - Nie, niezbyt wielką – blondyn uśmiechnął się do niej uspokajająco. – A ty dobrze się czujesz? – zapytał z troską. - Tak – skłamała. Wcale nie czuła się dobrze. Gdy go nie było zamartwiała się nie tylko przesłuchaniem Dracona, ale także tym, ze jej okres spóźniał się dwa dni. Dwa dni to nie było wiele, ale w sytuacji, w której się znalazła, napawało ja to niemałym strachem. - Marnie łżesz – powiedział dobrodusznie Draco. - Ty też – odcięła się Hermiona. – Myślisz, że nie słyszę z jakim trudem przychodzi ci mówienie? Ciekawe ile zaklęć maskujących musiał użyć Weasley, żeby nie było widać jak mocno się na tobie pastwił, zwłaszcza za to, że... mnie tam nie było – powiedziała z gorzkim uśmiechem. - Jeszcze jedno słowo, a się wkurzę. Nie ma w tym cienia twojej winy. Dobrze wiesz, że chciał się wyżyć ze względu na mojego ojca – głos chłopaka był spokojny i stanowczy. - Owszem i dobrze wiem, że potem chciał się wyżyć także za to, że nie poszłam na przesłuchanie. – Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę z motywów postępowania Percy’ego. - Czego pan sobie życzy, panie Malfoy? – zapytała chłodno pani Pomfrey, wyłoniwszy się zza zaplecza ambulatorium. Draco wyjaśnił grzecznie o co chodzi i wypił podane eliksiry. - Proszę iść do siebie i nie denerwować mi pacjentki – dodała zrzędliwie. - On mnie nie denerwuje – powiedziała zimno Hermiona. – A poza tym, to czuję się już lepiej i chcę wyjść... Obiecuję, że nie pójdę dziś na żadne zajęcia i będę odpoczywać – ostatnie zdanie dodała, gdy Pomponia otworzyła usta, by zaprotestować. - Skoro cię nie denerwuje, to widocznie tak jest... – pani Pomfrey wolała dać za wygraną. Wiedziała, że Hermiona jest niezłym uparciuchem. - Możesz iść Granger, ale najpierw napij się jeszcze kilka łyków Eliksiru Wzmacniającego, nie zaszkodzi ci na pewno. Dziewczyna grzecznie przyjęła fiolkę z płynem i wypiła małą porcję. - Dziękuję za opiekę, pani Pomfrey. Do widzenia – powiedziała i wstała z łóżka. - Do widzenia – Draco uśmiechnął się do pielęgniarki i ruszył do wyjścia w ślad za Gryfonką. - Poczekaj, odprowadzę cię, jesteś blada i marnie wyglądasz – Draco potrafił czasem walić komplementy w stylu Harry’ego. - Dzięki, ale ty też nie wyglądasz szałowo – Hermiona skrzywiła się i posłała mu wiele znaczące spojrzenie. – A jakby zdjąć z ciebie zaklęcia maskujące to pewnie w ogóle byłoby kiepsko – po ostatnich słowach popatrzyła na niego ze współczuciem. - Przecież wiesz o co mi chodziło, Hermiono – Draco uśmiechnął się do niej przepraszająco i za chwilę skrzywił się z bólu, bo dała o sobie znać rozwalona warga. – A co do tych zakląć maskujących, wcale nie było ich tak dużo. - Mam się przekonać? Założę się, że jeżeli było ich mało to dotyczyły poważnych obrażeń. - Oj wcale, że nie. Nic mi nie jest – Draco obruszył się jak mały chłopiec. Hermiona przystanęła w miejscu i popatrzyła na niego uważnie. - Nic ci nie jest? – zrobiła dwa kroki w jego stronę. - Skoro nic ci nie jest to pozwolisz, że pójdę z tobą do twojego dormitorium, zdejmę z ciebie zaklęcia maskujące i po prostu to sprawdzę? Draco miał już odmówić, ale postanowił wykorzystać sytuację i wyciągnąć z niej wszystkie przyczyny podłego nastroju. - Nie ma sprawy, pod warunkiem, że później szczerze mi opowiesz dlaczego płakałaś – Hermiona była zaskoczona taką odpowiedzią. Przez chwilę nie mówiła absolutnie nic, a w końcu kiwnęła lekko głową. - Zgoda – powiedziała – opatrzę ci rany i powiem ci, co mnie gryzie. - Rany! – żachnął się Draco. – Kilka siniaków, rozwalona szczęka... – w porę ugryzł się w język. - No, widzę, że trochę tego jest – Hermiona uśmiechnęła się niemal złośliwie. - Wcale niedużo i prawie nie boli – łgał, jak najęty, Malfoy junior. - Spoko, sama sprawdzę – Hermiona wyjęła z kieszeni szaty różdżkę i sugestywnie zaczęła się nią bawić. - Potrafisz być okropna, wiesz? – Draco zmarszczył z dezaprobatą nos. - Wiem, Ron nawet stwierdził kiedyś, że czasem się mnie boi – dziewczyna popatrzyła na Ślizgona sugestywnie. - Ja się nie boję, ale nie chciałbym dostać od ciebie po pysku tak jak w trzeciej klasie. Naprawdę bolało – Draco uśmiechnął się szczerze i wywołał blady uśmiech na twarzy koleżanki, co sprawiło mu niemałą ulgę. - Mam nadzieję, że mi więcej nie przywalisz – dodał wzruszając lekko ramionami. - To zależy tylko od ciebie. Jak będziesz grzeczny i miły dla kolegów i koleżanek to nic ci nie grozi – udzieliła dobrej rady Hermiona i ruszyli dalej korytarzem. - Mam być grzeczny i miły? – Draco wymówił obydwa słowa, jakby uczył się czegoś nowego. – A możesz mi podać definicje tych dziwnych rzeczy? Nie bardzo wiem o co chodzi. - Tego akurat nie musisz mi tłumaczyć. A jak nie wiesz to twój problem. - Próbowałem cię tylko rozweselić – chłopak uśmiechnął się szeroko. - Nie, próbowałeś mi zdradzić pewną prawdę o sobie, ale tego już dawno się domyśliłam – odrzekła Gryfonka. - Ha, ha, ha... bardzo zabawne – Draco miał na ten temat własne zdanie. - Nie zabawne, tylko tragiczne – Hermiona wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła. - I tak przekonam cię, że się mylisz. – Zobaczymy – dziewczyna posłała mu spojrzenie pod tytułem „udowodnij” i znowu przystanęła. Byli już prawie w lochach. - Idź do siebie, ja zaraz przyjdę – powiedziała. - A ciebie gdzie niesie? - Coś załatwić. Nie martw się, nic mi się nie stanie, idź do siebie – Hermiona zaczęła się irytować. - No już dobrze, pójdę... będę grzeczny – uśmiechnął się od ucha do ucha, jak małe dziecko czekające na pochwałę. - No popatrz. Rewelacja... - Powiedziałbym, że rewolucja... Masz na mnie zły wpływ. - Zły? - Aha. Tracę powoli reputację drania i nic na to nie mogę poradzić. Dobra, spadam – Draco popatrzył na nią z zaciekawieniem i ruszył do siebie. Chwilę później Hermiona udała się do sali eliksirów i przeprosiła na chwilę Snape’a. Nauczyciel nakazał ciszę, oznajmił że wraca za kilka minut i wyszedł z Gryfonką. - Nie jesteś w skrzydle szpitalnym? - Nie, już wyszłam... Mam do pana prośbę, ale musimy się udać do pańskiego gabinetu. Severus bez słowa ruszył korytarzem i Hermiona zdziwiła się trochę jego uległością. - A o co chodzi? – zapytał po drodze. - Eee... potrzebuję jakichś maści albo eliksirów kojących obrażenia zewnętrzne i przyspieszających gojenie. - Chyba nie dla siebie?! – przestraszył się nauczyciel. - No... nie – Hermiona wolała nie kłamać. Snape otworzył zaklęciem gabinet i zaprosił ją do środka. Popatrzył uważnie na uczennicę. Wyglądała na zakłopotaną. Nagle go oświeciło. - Bardzo z nim źle? – spytał. Cały czas martwił się o Dracona i nawet zapomniał być niemiły, co bardzo odpowiadało czwartoroczniakom pozostawionym w tej chwili samym sobie. - Jeszcze nie wiem, sir – Hermiona lekko się zarumieniła i kiedy zobaczyła zmarszczone czoło nauczyciela dodała: – Zaklęcia maskujące. Snape powiedział pod nosem coś, co brzmiało podobnie do „Weasley”, „skurwiel” i „cham”, ale dziewczyna przezornie udała, że nie słyszy Severus podszedł do szafki z zapasami i zaczął ją przeglądać. Nie dopytywał się już o nic, co Hermionie bardzo odpowiadało. Po paru chwilach podał jej maść, która przyspieszała gojenie i działała łagodząco oraz jeden ze średnio silnych eliksirów przeciwbólowych. - Są twoje Granger, nie musisz ich odnosić... Mam spory zapas –dodał, gdy zobaczył, że zamierza zaprotestować. - Dziękuję – wymamrotała i znowu się zarumieniła. Mistrz Eliksirów pomyślał z roztargnieniem, że Hermiona jest bardzo ładną dziewczyną, ale szybko musiał odsunąć od siebie te rozważania, bo to przypominało mu o niechlubnym czynie Weasleya, co rodziło w nim gniew i mogło się odbić bardzo negatywnie na uczniach. - Nie ma za co, Hermiono. Masz dziś zwolnienie z lekcji i Draco pewnie też, co? – spytał z niewielką dawką ironii i sarkazmu. Dziewczyna skinęła głową. - Jeszcze raz dziękuję, sir. - Jeszcze raz nie ma za co i możesz przekazać panu Malfoyowi, że was przepytam na najbliższych zajęciach, skoro macie dzisiaj takie luzy... obiboki... – Snape uśmiechnął się lekko. Panna Granger była jedną z bardzo niewielu osób w szkole, której nie dziwiło, że Severus ma poczucie humoru i jedną z niewielu, która jego poczucie humoru rozumiała, a nawet doceniała. Odpowiedziała nauczycielowi bladym uśmiechem. - Dobrze, przekażę, sir. Hermiona wyszła i poczekała za progiem na Snape’a. Kiedy nauczyciel wyszedł, wyglądała tak jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu spojrzała Severusowi w oczy i powiedziała. - Jest pan wspaniałym człowiekiem, profesorze. Zanim w ogóle dążył cokolwiek odpowiedzieć, a nawet przyswoić sobie do końca jej słowa, odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w kierunku Pokoju Wspólnego uczniów Domu Węża. *** Harry bardzo martwił się o Hermionę, którą zostawił w skrzydle szpitalnym. Był też zaniepokojony o Malfoya. To, o czym mu opowiedziała Hermiona, skłoniło go do przypuszczenia, że Percy Weasley odbije sobie w nikczemny sposób nieobecność dziewczyny na przesłuchaniu. Zielonooki wzdrygnął się na tą myśl i przeszły mu po plecach ciarki obrzydzenia gdy przypomniał sobie dwóch nowych ochroniarzy wiceministra. „Dzięki Bogu Hermiona nie poszła” – przeleciało mu przez myśl. To, że Draco i Harry nie byli ani przyjaciółmi, ani kolegami, a nawet się nie cierpieli nie zmieniało faktu, że od dnia wspólnego pobytu w Ministerstwie Magii, patrzyli na siebie nieco inaczej. Potter, w głębi duszy, podziwiał Malfoya za dobrowolny udział w przesłuchaniu ale zastanawiał się po jaką cholerę Draco się pakował w coś takiego. Przecież Dumbledore nie chciał go puścić, a Weasley był wściekły. Harry nie miał przecież pojęcia, że głównym powodem dla którego Draco poszedł z Wiceministrem i jego gorylami, był strach o ojca. Malfoy junior słusznie przypuszczał, że, jeżeli nie stawi się na przesłuchaniu, z Lucjuszem może być bardzo krucho. * Na Transmutacji, Harry siedział jak struty. Chciał jak najszybciej wyjść i pobiec do ambulatorium, ale lekcja dłużyła mu się niemiłosiernie. Co jakiś czas zerkał na wolne miejsce Dracona obok Blaise Zabini i na samą Blaise, a puste krzesło obok niej budziło w nim większy niepokój niż chciałby to sam przed sobą przyznać. Zabini była przygaszona i jakby zrezygnowana. Widać było, że cała sytuacja trochę ją przeraża. Zresztą, gdy Harry rozejrzał się po klasie, dostrzegł że wszyscy uczniowie mają niewyraźne miny. Pomyślał, że każdy z niech boi się, iż w każdej chwili może zostać wezwany na przesłuchanie. Zielonooki Gryfon domyślał się jeszcze jednej rzeczy. Uczniowie byli przerażeni tym jak Hermiona zareagowała na wizytę wiceministra. Panna Granger, która była wiecznie opanowana, rzeczowa i wygadana, pobladła, trzęsła się jak osika i nie była w stanie sama przejść kilku kroków, a na koniec jeszcze straciła przytomność... Blaise spojrzała na puste miejsce po lewej stronie Harry’ego. „Cholera” – pomyślała i zwróciła spojrzenie na krzesło po jej prawej stronie. Draco, z którym ostatnio była w dosyć dobrych stosunkach nie chciał jej powiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się w ministerstwie. Raz tylko mu się wyrwało, że to było okropne i on nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać na ten temat. Ale to, co Zabini zobaczyła w Wielkiej Sali, było straszne. Jeszcze nikogo nie widziała w takim stanie w jakim była rano Granger. Wieść, o omdleniu Hermiony, rozeszła się jak błyskawica i Blaise postanowiła ją odwiedzić w skrzydle szpitalnym. Ron z niepokojem obserwował Harry’ego. Martwił się o Hermionę i tylko o Hermionę. Miał swoje powody. Zawsze postrzegał ją jako silną osobowość, a to, jak zachowywała się w Wielkiej Sali, napełniło jego serce czymś w rodzaju grozy i teraz nie mógł się w ogóle skupić na tym, co mówi McGonagall. Sama nauczycielka także wydawała się przygaszona i nieobecna duchem. W ogóle atmosfera w Hogwarcie bardzo się zachmurzyła po wizycie wiceministra... *** Harry szedł szybkim krokiem do ambulatorium. Chciał porozmawiać z Hermioną. Wiedział, że ona bardzo martwi się o Malfoya i w sumie nie dziwił się, że tamtych dwoje zbliżyło się do siebie od dnia tragicznych wydarzeń. Jedynie Ron, który biegł teraz żeby nadążyć za Harrym, był tym zdziwiony a nawet zdegustowany. Potter zastanawiał się, czy mu nie opowiedzieć o całym zajściu, ale wolał żeby zrobiła to Hermiona. - Dzień dobry pani Pomfrey! - zawołał od progu ambulatorium. – Co z Hermioną? – spytał rozejrzawszy się po pustej sali. - Właśnie, co z nią? – dopytywał się zasapany Ron, który niemal biegł za przyjacielem. - Wyszła razem z Malfoyem jakąś godzinę temu. Pewnie jest u siebie w dormitorium. Ma dziś zwolnienie z zajęć. - Z Malfoyem?! - krzyknął Ron. - Malfoy już wrócił? – zdziwił się w tym samym momencie Harry. – I co z nim? – zapytał od razu ze szczerym zainteresowaniem, które bardzo zdziwiło Pomponię. - Nie jest chyba źle, chociaż brał eliksir przeciwbólowy i wzmacniający – powiedziała i wzruszyła ramionami. - Jak zwykle robi z siebie męczennika – prychnął Ron. - Nie sądzę – wzrok Harry’ego, który spoczął na przyjacielu, był lodowaty. – Istnieje coś takiego jak zaklęcia maskujące Ron, a poza tym... Ty nie masz pojęcia, jak wygląda przesłuchanie u pana wiceministra, ja mam. Pani Pomfrey odchrząknęła znacząco i chłopcy wyszli z ambulatorium. - Ron... – powiedział cicho Harry. – Ja nie chciałem, żebyś poczuł się winny. – To nie jest twoja wina, że Percy zachowuje się tak okropnie. Ron stał ze spuszczoną głową i wyglądał jakby miał się popłakać. - Nie pozwalam ci się obwiniać, to niedorzeczne... - Harry zmusił się żeby poklepać przyjaciela po plecach i uśmiechnął się pokrzepiająco. - Tak, ja wiem, ale czuję się podle, Harry – Ronald Weasley uśmiechnął się smutno. - Nie powinieneś... Nie powinieneś, Ron. Rudzielec uśmiechnął się smutno. Wiedział, że jego przyjaciel ma rację, co nie zmieniało faktu, że, niestety, czuł się winny. Minęła ich Blaise, która też kierowała się do ambulatorium. Przechodząc uśmiechnęła się lekko do Harry’ego, który się zarumienił. - Idziecie do Hermiony Granger? – przystanęła zadając pytanie. - Nie, już byliśmy – Ron potrząsnął głową. – Nie ma jej w skrzydle szpitalnym... Prawdopodobnie jest w swoim dormitorium. - Szkoda, chciałam z nią porozmawiać. - Czemu? – spytała zdziwiony Harry. - Dlatego, że zachowywała się bardzo dziwnie w Wielkiej Sali. Szczerze powiedziawszy, przestraszyłam się – Zabini wbiła wzrok w podłogę. – To było irracjonalne. Gadałam z nią kilka razy i to jest w ogóle... niepodobne do tej dziewczyny... Ona była zawsze taka... opanowana – Blaise popatrzyła przepraszająco na Rona i Harry’ego. - Sorry, może ja nie powinnam się tym interesować. Nawet nie wiem dlaczego chcę z nią porozmawiać, po prostu chcę - zaczęła się tłumaczyć. - Wydaje mi się, że wiceminister zrobił jej coś strasznego, inaczej Draco nie wykłócałby się, żeby została... O, on też się ostatnio dziwnie zachowuje... Zmienił się na lepsze... nawet bardzo. - Malfoy zmienił się na lepsze?! – Ron zrobił okrągłe oczy ze zdziwienia. - Tak, a co w tym dziwnego? – spytała czarnowłosa Ślizgonka. – Przecież każdy może się zmienić... Na lepsze lub gorsze, to normalne – dziewczyna wzruszyła ramionami. - Ale Malfoy? – rudzielec miał minę sceptyka. - Tak, Malfoy – powiedział spokojnie Harry. – On chyba dostał niezła lekcję od życia, nie tylko na tamtym przesłuchaniu. Na dzisiejszym zapewne też. Coś go gryzie. Sprawia wrażenie zupełnie innej osoby niż był wcześniej, nie zauważyłeś tego Ron? - Możliwe, ale ja i tak bym mu nie ufał – Ronald Weasley pokręcił niepewnie głową i wbił wzrok w ścianę. Harry mu się nie dziwił. Jego rudowłosy przyjaciel nie miał pojęcia, co Draco przeżył w Ministerstwie Magii. Potter miał. I wcale nie zazdrościł Ślizgonowi jego zmian na lepsze. - Zaraz mamy kolejne zajęcia... Opiekę – przypomniała Blaise urywając dyskusję na temat przemian osobowościowych Dracona Malfoya. – Idziecie? Obydwaj chłopcy skinęli głowami i potelepali się smętnie, za koleżanką z grupy, na błonia. ****** Ten post był edytowany przez Kitiara: 30.12.2004 17:43 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
30.12.2004 17:46
Post
#44
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
******
Hermiona dotarła w końcu do portalu prowadzącego do pokoju wspólnego Ślizgonów. Draco na nią czekał. - Nie podałem ci hasła – powiedział i uśmiechnął się do niej przepraszająco. - Nie szkodzi... tylko musiałeś tu czekać. - Przecież nie siedzę tu godzinami – Malfoy przewrócił oczami i wstał spod ściany. - Eliksiry Zaawansowane – mruknął i portal w ścianie otworzył, przed nimi, wrota do królestwa uczniów Domu Węża. - Ale skomplikowane hasło – Hermiona wzruszyła ramionami i weszła jako pierwsza, bo Malfoy postanowił być dżentelmenem. - Dobrze, że nie ma tych kretynów, moich współlokatorów. Poważnie zastanawiam się nad prywatnym dormitorium. Moich starych na to stać, mnie też, bo mam tyle złota, że mógłbym wykupić całą tą szkołę... - nagle lekko się zarumienił, bo uświadomił sobie co mówi. - Sorry, nie chciałem żeby to zabrzmiało jak chwalenie się, czy coś, ale po co ja się męcze z tymi matołami? – zadeklarował Draco. - Może jesteś masochistą? – podsunęła mu odpowiedź Hermiona. - Och, masochistą jestem na pewno... Pytanie tylko do jakiego stopnia? – Draco usiadł na swoim łóżku i rozejrzał się po umiarkowanym bałaganie, zrobionym przez kumpli. – Sorry za ten bajzel, Hermiona i powiedz czego się napijesz. Osobiście polecam piwo imbirowe. - Dziękuję, poproszę – Hermiona postanowiła się skusić i po paru chwilach oboje siedzieli na łóżku z otwartymi butelkami, schłodzonego piwa, w dłoniach. - Możesz mi powiedzieć, co tak pilnie załatwiałaś, zanim tu przyszłaś? – zapytał zaciekawiony Draco. - Skoro mam ci opatrzyć rany, to musiałam zdobyć jakąś maść i eliksiry, nie sądzisz? – Hermiona nie patrzyła mu w oczy, ale wbiła wzrok w swoją butelkę. - Musiałam zawrócić głowę Snape’owi. Ale nie był zły... Cieszy się, że już jesteś w Hogwarcie - dziewczyna odważyła się spojrzeć w szare oczy swojego rozmówcy. -Zamierzasz opatrzyć mi rany? Kobieto, ja nie wracam z wojny, tylko z przesłuchania – Draco próbował bagatelizować całe zajście i nawet nieźle mu to wychodziło. - Tak, a Percy Weasley to dobry wujek, który pogłaskał cię po głowie, dał cukierka, zadał kilka niegroźnych pytań i wypuścił z powrotem do szkoły, prawda? Daruj sobie ironię, Draco... Ja też potrafię być ironiczna - Hermiona nie dała się zbyć byle gadką. - Jesteś cholernie upierdliwą i skrupulatną heterą, mówił ci to ktoś? – blondyn popatrzył na nią z przekornym uśmiechem. - Rzadko kiedy słyszę coś innego, ale nikt nie wali tak prosto z mostu jak ty teraz... Ludzie mi to zazwyczaj sugerują. Myślałam, że to Ślizgoni są mistrzami aluzji – dziewczyna nie mogła sobie darować drobnej złośliwości. - Jestem po prostu szczerym, uczciwym człowiekiem. Co w sercu to i na języku. – Malfoy chyba przygotowaną odpowiedź na każdą okazję. - Zapewne... Łżesz tylko czasami, jak ci to potrzebne – Hermiona uśmiechnęła się krzywo i dopiła piwo imbirowe. – Ściągaj szatę i bluzkę, sprawdzę, jakie ciosy, poza przekleństwami, stosował na tobie pan wiceminister. - E tam, nie sądzę, żeby stosowanie jakichś specyfików było potrzebne – Draco nie miał najmniejszej ochoty chwalić się swoimi obrażeniami. - Może pozwolisz, że ja to ocenię, co? – spytała, rzucając mu zirytowane spojrzenie i chłopak, z ociąganiem, ściągnął z siebie szatę i jasnoszarą koszulę. Hermiona bez słowa uprzedzenie rzuciła zaklęcie demaskujące na twarz chłopaka i posłała mu spojrzenie pełne współczucia, i zawodu. - Nic ci nie zrobił – powiedziała z wyrzutem. – Aż boję się sprawdzać stan twoich żeber i pleców. Draco wzruszył ramionami i z zakłopotaniem odwrócił wzrok. - Ale... to wcale nie jest takie straszne – powiedział cichym i niepewnym głosem. Poczuł o wiele silniejszy ból w urażonych miejscach, kiedy zostały odsłonięte za pomocą magii. Maskujące zaklęcia miały bowiem właściwości tłumiące odczuwanie dyskomfortu urazów zewnętrznych. - Nie, nie jest to nic odbiegającego od normy – powiedziała Hermiona. - Masz tylko podbite oko, rozwaloną szczękę i zapuchniętą lewą stronę twarzy. Lepiej nic nie mów, tylko siedź cicho – stwierdziła Gryfonka z irytacją i chłopak wolał jej posłuchać. - Masz, eliksir przeciwbólowy – powiedziała podając mu fiolkę. - Piłem. - Nie wykręcaj się, ten na pewno jest silniejszy i dostałam go od Snape’a. – To najlepsze źródło eliksirów w tej szkole, nie sądzisz? Chłopak westchnął i wypił specyfik. - Obrzydliwe – powiedział. - Bo to lekarstwo – rzeczowo stwierdziła Hermiona. Wzięła do ręki maść i ją otworzyła. Nałożyła niewielką ilość mazi na dłoń. Pachniała dziwnie, ale przyjemnie. - Czuję miętę – stwierdził Draco, rozszerzając zabawnie nozdrza. – Daj powąchać – dodał i popatrzył na Hermionę niemal z błaganiem. - Wariat... To nie jest do wąchania, tylko do opatrywania obrażeń. - Uwielbiam miętę – chłopak zrobił maślane oczy i wlepił wzrok w dłoń dziewczyny. - Jesteś nienormalny, Malfoy. - Wiem, Granger. - Masz – podsunęła mu dłoń pod nos. - Urocze – powiedział, ale po chwili, skrzywił się i sykną, bo Hermiona delikatnie zaczęła smarować okolice podbitego oka. - Szczypie? - Troszeczkę... krótko, intensywnie i zaraz przestaje – Draco uśmiechnął się szeroko. – Mogę cię zatrudnić jako pielęgniarkę? - Nie stać cię. - Owszem, stać. Tobie zapłaciłbym nawet sto galeonów za godzinę opieki i pewnie zbankrutowałbym po miesiącu, ale co mi tam. - Wariat – Hermiona popatrzyła na chłopaka z politowaniem i uśmiechnęła się do niego ciepło. - Powtarzasz się... Poza tym nie jestem wariatem tylko cudotwórcą... Ty się uśmiechasz! – Draco wyszczerzył się radośnie i syknął z bólu, bo rozwalona szczęka dała o sobie znać. - Nie tylko jesteś cudotwórcą, ale jesteś nad wyraz skromnym człowiekiem – odpowiedziała dziewczyna poważnym, mentorskim tonem. - Oczywiście – uroczyście oświadczył Malfoy. Hermiona delikatnie nasmarowała wszystkie urażone miejsca na twarzy Ślizgona i przyjrzała się swojemu dziełu. Chłopak wyglądał żałośnie i komicznie zarazem. Maść, która miała początkowo zielonkawy kolor, nabrała, po minucie, intensywnie niebieskiej barwy i teraz Draco był niebiesko – sino – blady. - Wyglądasz zabawnie – stwierdziła i wzięła do ręki różdżkę – Dobra teraz sobie obejrzę twoje żeberka. - Nie, bo są wrażliwe i mam łaskotki – zaprotestował Malfoy. - Nie zamierzam się obmacywać, jak nie masz na nich żadnych śladów to cię nawet nie tknę... ale podejrzewam, że masz obrażenia – stwierdziła stanowczo orzechowooka Gryfonka. - Niewielkie. - Pozwól, że to sprawdzę. Po chwili oczom Hermiony ukazał się malowniczy siniec po lewej stronie, wrażliwych na łaskotki, żeber Malfoya. Dziewczyna przyłożyła jednak dłoń ze strony prawej i chłopak syknął z bólu. - No ładnie... masz, wypij jeszcze kilka łyków tego przeciwbólowego badziewia. - Niedobre! - Wiesz co? Ile ty masz lat, Malfoy? Pij bo wleję ci to na siłę do gardła. Z tą siłą trochę przesadziła, ale Draco nie chciał słuchać ani narzekania, ani gróźb, a poza tym czuł się poturbowany. dlatego grzecznie przełknął dwa łyki lekarstwa. - Powinnam ci posmarować ten siniec, chociaż to bardziej obrażenie wewnętrzne, niż zewnętrzne. Pozwolisz? - A smaruj – Draco wzruszył ramionami i położył się na plecach. W duchu przyznał, że, pomimo delikatności Hermiony, ten zabieg był bolesny. - Musisz się odwrócić i pokazać mi plecy – powiedziała cicho, gdy skończyła smarować siną powierzchnię żeber. - Nie muszę – zamarudził Draco jak krnąbrne dziecko. – Ale mogę – uśmiechnął się uprzejmie do Hermiony i usiadł na łóżku po turecku tyłem do dziewczyny. - Nie baw się ze mną w semantykę, tylko bądź grzeczny, tak jak w tej chwili –zgasiła go gładko panna Granger i rzuciła Revalo na zgrabny grzbiet Ślizgona. - Chryste, Draco... – zdołała wydukać. – Co on na tobie ćwiczył? - To był zwykły, skórzany pas – odpowiedział rzeczowo Malfoy. - Chyba pejcz – dziewczyna miała na ten temat inne zdanie niż jej pacjent. - Och, nie! – pośpieszył z wyjaśnieniami blondyn. – Po prostu chwilami zarabiałem klamrą... To naprawdę nic w porównaniu z Tormenterem, Hermiono. Poza tym... bił mnie naprawdę krótko – dodał szybko. - I to ma mnie wprawić w dobry nastrój?! Co za świnia! - Kto, ja? – niewinnie spytał dziedzic Dragon Tower. - Doskonale wiesz kto, Malfoy – powiedziała już spokojniej dziewczyna. – Niech go szlag. Przez chwilę nie wiedziała jak ma się zabrać do śladów po uderzeniach skórzanym pasem. W miejscach uderzeń klamry były brzydkie rozcięcia z zaschniętą krwią i niemal całe plecy chłopaka były sine. - Cholera, będzie cię mocno szczypało. Może i bił cię krótko, ale za to bardzo skutecznie. Powinieneś to pokazać dyrektorowi. - Nie zamierzam się skarżyć jak małe dziecko! I nie ma strachu, wytrzymam. - O to się nie martwię, tylko głupio mi się do tego dotykać. - Aż taki jestem obleśny? – spytał z rozbawieniem Draco, ale Hermiona nie uznała tego za śmieszne. - Doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło – odwarknęła dużo bardziej niemiło, niż zamierzała. – Głupi dowcip! - Och, sorry, chciałem być zabawny i trochę mi nie wyszło... Wiem, że jestem sexy i na mnie lecisz... – zamilkł i omal nie zaczął walić głową o ścianę i przeklinać własnej głupoty. - Twoje poczucie humoru mnie dobija – powiedziała ku jego uldze całkiem spokojnie Hermiona. – Ale powiedzmy, że bredzisz i jesteś niepoczytalny - dodała zimno i zaczęła delikatnie nakładać maść na skatowane plecy Dracona. Czuła się dziwnie. Normalnie gdy pomyślała o dotykaniu kogoś, zwłaszcza chłopaka, ogarniało ją obrzydzenie a nawet lęk. Teraz tak nie było. Czuła się potrzebna i użyteczna. Nawet odczuwała swego rodzaju satysfakcję z tego, że może pomóc Draconowi. Po kilku minutach, kiedy opatrzyła mu plecy, mniej więcej do połowy, chłopak cicho się odezwał. - Przepraszam, ja zawsze muszę palnąć coś jak chory w kubeł – w jego głosie brzmiała autentyczna, wzruszająca skrucha. – Nie bądź na mnie zła za to, że jestem kretynem, Herm. - Nie jestem zła... - zawahała się na chwilę - ...i nie jesteś kretynem, w porządku? - Bardziej niż w porządku, dziękuję... Wiesz, że będziesz musiała mi teraz powiedzieć, dlaczego płakałaś w ambulatorium?... Obiecałaś. Hermiona lekko się wzdrygnęła. Skupiła się, tak bardzo, na tym żeby nie urazić wrażliwych i obolałych miejsc na ciele Ślizgona, że zapomniała o tej obietnicy. - Wiem – powiedziała cicho. - Ale nie chcesz, prawda? – zapytał z żalem Draco. – To... to jak bardzo nie chcesz, to nie mów. Dziewczyna zamarła z maścią na dłoni. Czegoś takiego się nie spodziewała. - Ależ, oczywiście, że ci powiem – obruszyła się lekko i wróciła to przerwanego zajęcia. Musiała się mocno skupić, żeby nie urazić rozerwanego kawałka skóry, tuż przy kręgosłupie nad kością krzyżową. „Ależ musiało boleć” – pomyślała krzywiąc się lekko. - Naprawdę, nie musisz. Nie mogę cię do tego zmuszać. I nie chcę tego robić. Głos chłopaka był cichy i kojący. - Powiem ci, Draco. Z własnej, nieprzymuszonej woli - Hermiona nagle zapragnęła podzielić się, z nim, swoimi obawami. Może właśnie dlatego, że nie nalegał i że był taki.. taki kochany. Dziewczynie, w tej chwili, nie przychodził na myśl żaden inny przymiotnik opisujący Dracona. On był po prostu taki był. Hermiona posmarowała dokładnie i delikatnie całe plecy chłopaka. Draco znosił wszystko cierpliwie i w ciszy. Syknął tylko dwa razy, w momencie, kiedy dotykała najbardziej uszkodzonych miejsc. Dziewczyna czuła się zawstydzona własnymi odczuciami. Tym, że pomyślała o Draconie Malfoyu jako o kimś, kto jest kochany. Zupełnie tak, jakby jej myśli były co najmniej nieprzyzwoite. Poczuła nawet, że się zarumieniła. „Ja naprawdę jestem psychicznie chora” – pomyślała z zażenowaniem. Sama przy tym nie była pewna, czy myśl ta dotyczyła odczuć względem chłopaka, czy wstydu wywołanego takimi refleksjami. Czuła też ogromne współczucie do Dracona i była mu wdzięczna za to, że nie pozwolił jej iść na przesłuchanie, i przy okazji naraził się na większy gniew wiceministra. - Przepraszam – powiedziała nagle do młodego Malfoya.. - Za co? – chłopak odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią, rozwartymi ze zdziwienia, oczyma. - Za to, że przeze mnie... przez to, że nie poszłam, bardziej cierpiałeś podczas przesłuchania – Hermiona zarumieniła się i spuściła skromnie wzrok. Bezmyślnie bawiła się zakręconą tubką maści. - Herm, nie wolno ci tak myśleć, słyszysz? - Ale to prawda... - Ach tak, no jasne... To twoja wina, że Weasley jest ostatnią świnią, zapomniałem – powiedział z jadowitą ironią. – Nawet nie próbuj myśleć o sobie źle, zabraniam ci tego, rozumiesz? Doskonale wiesz, że i tak by mnie potraktował podle, może nawet jeszcze gorzej... Nie wolno ci się obwiniać o to, że ktoś jest sadystą i niewyżytym sukinsynem... nie wolno. Po policzku Hermiony popłynęła pojedyncza łza i Draco bardzo delikatnie otarł ją kciukiem. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale bardziej z ogólnej niechęci do samego dotyku, niż z powodu tego, co poczuła. Gest chłopaka był subtelny, miły, niemal... przyjemny. To wrażenie znowu ją zawstydziło. - Obiecaj mi, że nie będziesz się obwiniać – usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu. Odsunęła się od niego, wstała i usiadła przy stoliku. - Nie mogę... Ja wiem, że to dziwne, ale i tak czuję się winna, że tak mocno oberwałeś. - Przestań! – Draco się zdenerwował, ale zaraz nakazał sobie spokój. – Nie mów tak i postaraj się tak nie myśleć, proszę. Wstał i usiadł naprzeciwko niej. - Obiecaj mi, że się postarasz, dobrze? Hermiona niepewnie pokiwała głową i spojrzała mu w oczy. - Spóźnia mi się miesiączka, niewiele, ale i tak się boję – powiedziała nagle i Draco przez chwilę nie miał pojęcia o co jej chodzi i po co mu o tym mówi. Zmarszczył brwi i wbił w nią zaciekawione, łagodne spojrzenie. - Boję się, że mogę być w ciąży. Dopiero wtedy do niego dotarło o co chodzi. - Dlatego płakałaś, tak? – spytał z troską, a Hermiona tylko pokiwała głową. - I dlatego, że martwiłam się o ciebie. Ale to niepokoi mnie coraz bardziej. - Posłuchaj, to że ci się spóźnia miesiączka nie oznacza, że no wiesz... – Draco nie mógł powiedzieć tego na głos. – Ostatnio jesteś zestresowana, przygnębiona i to normalne, że możesz mieć problemy ze zdrowiem. Dziewczyna pokręciła smutno głową. - Mam przeczucie Draco... Bardzo silne przeczucie, że jestem... w ciąży. Jeżeli to prawda, będę musiała się pozbyć tego dziecka, pomożesz mi? – Hermiona wlepiła szczery, ufny i pełen nadziei wzrok w Malfoya. Chłopak patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Trudno było odgadnąć o czym myśli. W końcu odezwał się, a jego głos, chociaż był cichy, brzmiał stanowczo. - Owszem, możesz liczyć na moją pomoc, ale nie na taką, Hermiono. Dziewczyna zamrugała ze zdziwienia i spojrzała mu głęboko w oczy. - Pomogę ci w każdy możliwy sposób. Zapewnię ci opiekę, wsparcie finansowe, nawet powiem oficjalnie, że to moje dziecko i uznam je za własne, ale nie pozwolę ci się go pozbyć. - Dlaczego?! – spytała z agresję. – To tak jakbyś mi nie chciał pomóc! - Uspokój się – powiedział cicho chłopak. – Zrozum, jeżeli naprawdę jesteś w ciąży to dziecko może być dla ciebie wybawieniem... - Jesteś nienormalny! - Wysłuchaj mnie do końca, dobrze? – wbrew sobie Hermiona uspokoiła się i patrzyła uważnie na Dracona, czekając, aż powie to co ma do powiedzenia. - Jeżeli pozbędziesz się dziecka możesz jedynie poczuć się gorzej, a w przyszłości nabawić się poczucia winy... U ciebie to całkiem możliwe, już czujesz się winna za rzeczy, za które nie ponosisz najmniejszej odpowiedzialności. Dziewczyna prychnęła z pogardą. - Wiem, że ci się to wydaje niedorzeczne, ale to dziecko może ci pomóc zacząć żyć na nowo pełnią życia Hermiono. Jeżeli jesteś w ciąży, zrobię wszystko dla ciebie i dla tego malucha, ale tobie nie pozwolę zrobić nic, co mogłoby jedynie pogorszyć twoją sytuację. Aborcja ci nie pomoże. Hermiona patrzyła na niego z niemym wyrzutem. - Herm, nie pozwolę, żeby ktokolwiek powiedział na ciebie choćby jedno złe słowo, ale nie rób nic, co może pogorszyć twoje samopoczucie i twoją sytuację, proszę... Wiesz... moja mama nie mogła mieć więcej dzieci, wszystkie wcześniejsze ciąże zanim urodziła mnie i te późniejsze kończyły się poronieniem, a moi rodzice chyba chcieliby mieć więcej dzieci... Ja też chciałbym mieć rodzeństwo, to chyba normalne... – chłopak wbił smutny wzrok w podłogę i nerwowo splótł palce obu dłoni. - Może stąd mam takie, a nie inne zdanie, ale naprawdę nie sądzę aby pozbycie się ciąży było dla ciebie czymś dobrym. - No i co? Będę samotną matką, tak? Wspaniała perspektywa – jej mina wyrażała załamanie i smutek. - W ogóle mnie nie słuchasz. Ja bardzo chętnie zostanę ojcem tego dziecka i nikt niepowołany nie musi wiedzieć, że jest inaczej. - Zwłaszcza jeśli będzie rude! – Hermiona była zrozpaczona. - Ty masz lekko rudawe włosy – powiedział roztropnie Draco. - Ale z ciebie się optymista zrobił. Tylko to nie ty jesteś w ciąży... – powiedziała ze smutkiem. - Wiem, że nie ja, ale ty przecież też nie masz pewności, że jesteś, a poza tym... pomogę ci jak tylko będę mógł... Nie rób głupstw, Hermiono, proszę. To tylko może pogorszyć sprawę. Po co masz wpędzać się w nowe poczucie winy. Pomyśl nad tym. Dam tobie i twojemu dziecku wszystko co niezbędne. Przysięgam na grób dziadków. Hermiona popatrzyła na niego zdziwiona, a w jej oczach czaiła się nieufność. - Czemu to mówisz? Nie rozumiem, cię. - Bo chcę ci pomóc... Nie ufasz mi? - A dlaczego miałabym ci ufać, dlaczego miałabym ufać komukolwiek? – zapytała i zmarszczyła czoło. – Niby z jakiej racji, miałbyś mi bezinteresownie pomagać? - Chociażby z takiej, że wtedy, w ministerstwie, nie mogłem ci w żaden sposób pomóc i do tej pory czuję się winny. Nienawidzę bezsilności. A poza tym... ja po prostu chcę się na coś w końcu przydać. – Hermiona dojrzała w oczach Malfoya szczerość i determinację. Wiedziała, że mówi prawdę, ale bała się dać wiarę jego słowom. - Czy jesteś w ciąży, czy nie jesteś, pomogę ci Hermiono, nawet wbrew tobie... bo zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa. Nie zasługujesz na cierpienie, które cię dotknęło... Nikt nie zasługuje, a zwłaszcza nie ktoś taki jak ty... – Draco patrzył na Hermionę ze smutkiem, współczuciem, ale też z nadzieją. Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi. Czuła się źle. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, czuła że nie ma prawa przyjąć jego pomocy, nie w taki sposób. Czuła się chora, zbrukana i niegodna, aby przeżyć chociaż jedną szczęśliwą chwilę. Nie widziała dla siebie żadnego ratunku i nie chciała go widzieć. - Ja naprawdę nie wiem, co mam myśleć... – powiedziała zanim opuściła dormitorium Ślizgona. - Powiem ci szczerze, że boją się zaufać komukolwiek, nie czuj się urażony... Może i masz dobre intencję.. na pewno masz. Ale ja jestem... nienormalna i nie potrafię ci uwierzyć. I już nigdy nie będę normalna, więc daj sobie spokój i mi nie pomagaj. MI NIE MOŻNA POMÓC. – Jej głos drżał, a Draco mógł dostrzec, w orzechowych oczach, lśniące łzy. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zaprzeczyć, lub ją zatrzymać, drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem za Hermioną Granger. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
AtA_VH |
30.12.2004 19:41
Post
#45
|
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 26 Dołączył: 19.11.2004 Skąd: Zielona Dziura^^ |
uh... koniec ostatniego parta dość
pesymistyczny. niemniej jednak piszesz jak zwykle - znaczy świetnie. tak
trzymać . dawaj szybciutko następne party (wiem, takie popędzanie
jest wkurzające. przyzwyczajaj się do ciężaru sławy ).
pozdrowienia, AtA
-------------------- |
Kitiara |
03.01.2005 12:33
Post
#46
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Środa,
14.11.1996
Śniadanie środowe stanowiło dla Harry'ego mały koszmar. Nie dosyć, że znowu śniły mu się „szczęśliwe chwile” spędzone z Nottem to na dodatek porządnie martwił się o Hermionę. Cały wtorek nie odezwała się niemal słowem, a na pytania i zagadywania ze strony jego lub Rona odpowiadała zdawkow, i ze zniecierpliwieniem. Teraz siedziała i wpatrywała się w owsiankę jakby ta była, co najmniej, rojem obleśnych robali spacerujących po jej talerzu. - Herm, co z tobą?– zapytał z troską. - Właśnie, co się dzieje? – łagodnie dopytał się Ron. - Niedobrze mi. Zaraz zwymiotuję – odpowiedziała rzeczowo orzechowooka i zamknęła oczy, biorąc duży wdech przez usta. Była blada i wyglądała na chorą. - Czym ty masz wymiotować, przecież nie zjadłaś ani kęsa... – zdziwił się brunet. – Jesteś blada. Zaprowadzić cię do łazienki? - Nie, już mi przechodzi, zjem tylko kromkę suchego chleba i popije gorzką herbatą – powiedziała Hermiona, której nieco pomogło kilka głębokich wdechów. Dziewczyna wzięła chleb i bardzo powoli zjadła go, każdy kęs popijając herbatą i krzywiąc się lekko. „Teraz to już jestem pewna, że noszę w sobie cholernego pasożyta” – pomyślała z żalem i nienawiścią. - To już nie jest zbieg okoliczności, cholera jasna...” * - Dracuś – zaświergotała Pansy – podaj mi paróweczkę. - Kobieto, czy ty mogłabyś mówić jak normalny cywilizowany człowiek, a nie posługiwać się takimi durnymi zdrobnieniami? – Blaise spojrzała ponad ramieniem Dracona na Parkinson, która z powrotem zaczęła się przystawiać do przystojnego blondyna. - Proszę – powiedział zimno chłopak, nakładając parówkę na talerz swojej byłej dziewczyny. – I mogłabyś się o mnie nie ocierać, Pansy, bardzo cię o to proszę... W końcu potrzebujesz prawdziwego mężczyzny, więc z łaski swojej w końcu go sobie znajdź. - Ależ mój drogi – zaszczebiotała Parkinson i poprawiła misternie ułożoną fryzurę. Blaise zastanawiała się, jak kobieta może mieć tak mało godności i nie pojmować szytej grubymi nićmi aluzji. – Przestań robić z igły widły... Wiesz, nawet najlepszym zdarza się chwila słabości, nie musimy się rozstawać. Draco pomyślał, że krew go zaleje. - Pansy, – wysyczał zimnym jak arktyczne powietrze głosem – nie ma mowy o tym, żebyśmy byli ze sobą na nowo. Ja za bardzo się zmieniłem, a ty tego nie potrafisz zrozumieć. Wybacz, ale jesteś zbyt płytką dziewczyną, żebym chciał mieć z tobą coś wspólnego. - Tak? – spytała czerwona ze złości i upokorzenia Parkinson, a Blaise w duchu modliła się żeby chłopak nie wybuchł. Widziała, że Malfoy ostatnim wysiłkiem woli wstrzymuje się od jakiegoś agresywnego słowa, czy gestu i posłała mu kojące spojrzenie. Draco je pochwycił i skinął jedynie głową. Zabini już spokojnie zwróciła wzrok na stół Gryffindoru i zapatrzyła się na Hermionę. „Z nią jest coraz gorzej. Co z nią się dzieje?” – pomyślała. Jeszcze nie rozmawiała z Gryfonką i postanowiła zrobić to dzisiaj. - Uważasz, że jesteś dla mnie za dobry, co? – Pansy kontynuowała swój wywód, który dochodził do uszu zamyślonej Balise. – Pamiętaj, że jeżeli teraz się nie zdecydujesz, to nie będziesz miał już do mnie żadnego powrotu.... Wiem, że wolisz tą szlamowatą dziwkę, Granger, bo ja ci się już znudziłam... Dobrze, ale szczerze tego pożałujesz. - Jak ty ją nazwałaś? – Draco z brzękiem opuścił widelec i spojrzał na dziewczynę z odrazą. Nagle odechciało mu się jeść. - Szlamowatą dziwką – spokojnie i nie bez satysfakcji odpowiedziała Pansy. Blaise powoli odwróciła wzrok w kierunku koleżanki ze Slytherinu i patrzyła na nią z niedowierzaniem i ze zgrozą. Teraz modliła się w duchu nie tylko o opanowanie się Dracona, ale także o cierpliwość dla siebie samej. - Jeszcze raz wyrazisz się w ten sposób o Hermionie, a dam ci po gębie tak mocno, że rodzona matka cię nie pozna, Pansy. Zapamiętaj – w szepcie Dracona pobrzękiwały kostki lodu i fragmenty tłuczonego szkła. – Nie jesteś warta nawet tego, żeby obok niej usiąść Pansy zaśmiała się chłodno. - Do tego doszło? Że uważasz tą szlamę za lepszą ode mnie, tak?. - Jeszcze jedno słowo, Pansy – spojrzenie Dracona mówiło samo za siebie i dziewczyna postanowiła zwracać uwagę na to, co mówi. - Zamilcz, bo mnie krew zalewa jak słyszę twój głos. - Jesteś świnią, Draco.... - Zamknij się, Pansy! – Blaise nie mogła tego dłużej słuchać. – Zamknij się. Jesteś ślepa, głucha i głupia jak but. Odznaczasz się głębią emocjonalną kałuży, o ile jakąkolwiek emocjonalność posiadasz... Jesteś tak płytka, że nie sposób tego zmierzyć, a poziom twojej inteligencji już dawno osiągnął depresję i jak widzę, i słyszę, nie ma szans aby wzrósł, bo ty sama tego nie chcesz. Jeszcze jeden niewybredny epitet pod adresem Granger i walnę w ciebie jedną z najgorszych klątw jakie znam, a wierz mi, trochę tego jest! - Wam obojgu po prostu odbiło... Ty Blaise zawsze byłaś dziwaczna, ale Draco... – Pansy popatrzyła na chłopaka z pogardą. - Powiedziałam ci, żebyś się zamknęła, Parkinson – zimno powtórzyła Zabini. – Draco nie przejmuj się nią – zwróciła się do chłopaka i nie zwracała uwagi na to, że Pansy patrzy na nią z jawną odrazą. – Nie słuchaj w ogóle, co do ciebie mówi i się nie denerwuj, nie warto. Zjedz coś jeszcze. - Jakoś nie mam ochoty – Draco popatrzył na Blaise przepraszająco, ale zabrał się za parówkę i jakoś ją skonsumował. - Dobry chłopiec – skomentowała niebieskooka brunetka i Draco uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Pansy ostentacyjnie walnęła widelcem w talerz, dopiła sok z dyni i z hukiem wstała od stołu. - Smacznego - stwierdziła zimno i odeszła powolnym, kołyszącym krokiem w stronę drzwi. - Kiedyś ją uszkodzę – powiedział Draco. - Po co? Chcesz siedzieć za tą wywłokę? – Zabini nie ukrywała swojego zdegustowania. – Sorry. Ja tak o niej mówię, a w końcu z nią chodziłeś. - Nie szkodzi. Sam się sobie dziwię. - Bardzo się zmieniłeś. Do tego stopnia, że zaczynam cię podziwiać – powiedział szczerze Blaise. - Tylko się we mnie nie zakochaj, bo taki zimny drań jak ja na pewno to wykorzysta – zażartował chłopak. - Nie ma szans, Draco – spokojnie odparła Blaise. - Nie? - NIE – odrzekła stanowczo i pewnie Zabini. - O! Kogoś mamy na oku? - Nie o to chodzi – Blaise lekko się zarumieniła. – Po prostu traktuję cię jak kumpla. - To dobrze – chłopak uśmiechnął się do niej. - Martwię się o nią – Blaise skinęła głową w kierunku stołu Gryfonów.- Sama nie wiem czemu. Przecież ta cała Granger nigdy mnie nie obchodziła, nawet tak naprawdę jej nie znam. Tylko ona... ona zachowuje się jakoś dziwnie. Draco popatrzył na Hermionę. Od poniedziałkowej rozmowy nie zamienił z nią ani słowa. Była taka smutna, przygaszona i nieobecna, że wydawało się chwilami, iż traci kontakt z rzeczywistością. Dziewczyna skończyła męczyć kromkę chleba i dopijała gorzką herbatę. - Lepiej? – spytał z troską Ron? Pokiwała niepewnie głową i znowu się skrzywiła. Jej żołądek stawał się powoli nieprzewidywalny. Przez moment wszystko było dobrze i nagle poczuła jak się przekręca na drugą stronę, by po chwili znowu nie czuć żadnych mdłości. Harry dolał jej jeszcze herbaty i zapytał, czy nie chce mięty. Hermiona pokręciła przecząco głową. „Boże, przeszły mi chyba na dobre. Może nie zwrócę tego, co zjadłam” – ledwie zdążyła tak pomyśleć, jej żołądek znowu zaczął wyczyniać dziwne harce i dziewczyna bardzo szybko musiała wstać. Wybiegła z Wielkiej Sali mając nadzieję, że zdąży dotrzeć do najbliższej łazienki. Harry zerwał się i pobiegł za Hermioną, a Draco i Blaise popatrzyli na siebie niepewnie. - Jej coś jest – spokojnie stwierdziła Zabini. - Ona chyba jest chora. Widziałeś jej twarz? - Możliwe – powiedział spokojnie chłopak w duchu klnąc na czym świat stoi. „Kurwa – pomyślał – czy zawsze jak coś się wali to już do samego końca?” Wyglądało na to, że tak. Od stołu Gryfonów wstał także Ron i poszedł szybko za swoimi przyjaciółmi. - Wiesz, co, Draco? – zaczęła Blaise. – Może też chodźmy zobaczyć co się stało, co? Malfoy junior wstał niepewnie i wyszedł razem z koleżanką. „Aż za dobrze wiem, co się prawdopodobnie dzieje” – pomyślał z przekąsem, ale wolał ten fakt zachować wyłącznie dla siebie. Zebrani na sali uczniowie patrzyli na wszystko z zaciekawieniem. Luna i Ginny wstały niemal jednocześnie, tuż po wyjściu Malfoya i Zabini. Nauczyciele patrzyli z troska na wybiegającą z Wielkiej Sali i lekko poszarzałą na twarzy uczennicę. Tonks nawet wstała z zamiarem ruszenia na pomoc dziewczynie, ale Severus ją zatrzymał. - Wystarczy, że poszli Weasley i Potter... i cała reszta, która ruszyła za nimi – powiedział cicho. Nic się jej złego nie stanie. Sam jednak czuł wewnętrzny niepokój. Posłał znaczące spojrzenie w kierunku dyrektora, który wyglądał na ogromnie zatroskanego. * Ron, Ginny, Luna, Blaise i Draco stali dosłownie dwa metry za wejściem do Wielkiej Sali i obserwowali z konsternacją jak Harry pochyla się nad wymiotującą bezsilnie na klęczkach Hermioną. - Kurwa mać! – powiedział Draco na głos, chociaż pomyślał o wiele gorzej. Blaise popatrzyła na niego bykiem, a Ron oznajmił. - Zamknij się, Malfoy, okey? - ku jego zdziwieniu blondyn nie skomentował tych słów. Wyglądał tak jakby w ogóle nie słyszał, co do niego mówi rudzielec. Piątka uczniów Hogwartu obserwowała bez słowa, jak Potter czyści różdżką podłogę holu i mówi coś cicho do płaczącej histerycznie dziewczyny. - Hermiona, spokojnie – szepnął cicho Harry – nie płacz już, nie płacz. Co się stało? - Przecież sam widzisz, co się dzieje – Hermiona mówiła łamiącym się głosem. – Jestem do cholery w ciąży. Na sto procent. Powiedz mi, co ja mam robić? – chlipała i przełykała łzy. - O, Boże – Harry zbladł. – Hermiona, ja pomogę ci jak tylko będę mógł. Przecież wiesz. - Wiem, wiem - ironizowała. – I nie tylko ty mi pomożesz... Jakiś ty, cholera, szlachetny. - Hermiona, przestań. - Już Malfoy mówił mi to samo. Powiedział, że może nawet wziąć na siebie odpowiedzialność za to dziecko, podać się za ojca... Następny kretyn. - Hermiono – w głosie Harry’ego była ukryta gorycz i żal. – Dlaczego tak mówisz? Dlaczego myślisz tak o ludziach, którzy chcą ci pomóc? - Bo ja nie chcę pomocy. Nie chcę tego dziecka i nie chcę niczyjej pomocy, Harry, rozumiesz? Mi nikt nie może pomóc. – rozpłakała się jeszcze głośniej i ukryła twarz w dłoniach. – Idź sobie, zostaw mnie samą. - Nie mogę cię tak zostawić, nie w takim stanie – Harry usiadł przy dziewczynie i delikatnie pogładził ją po plecach. To było dziwne, ale nie poczuł znajomego skurczu żołądka, który odzywał się ostatnio zawsze w zbyt dużej bliskości drugiego człowieka. - Wszystko mi jedno – Hermiona spróbowała wytrzeć łzy i wstać, ale była zbyt słaba i roztrzęsiona. Łzy popłynęły ponownie, a ona z powrotem osunęła się pod ścianę. - Czy to przedstawienie? – Harry popatrzył z konsternacją na obserwujący ich, z odległości kilku metrów, tłumik uczniów. – Wynoście się albo do siebie, albo z powrotem na Salę. - Chcieliśmy tylko pomóc – z wahaniem powiedziała Zabini, a Luna bezceremonialnie podeszła do Pottera i Granger. - Hermiona, dasz rade iść do skrzydła szpitalnego? – spytała z troską. - Nie potrzebuje tam iść! – odwarknęła jej Gryfonka. - Nie możesz tu zostać – powiedziała niezrażona Luna. – Za chwilę skończy się śniadanie i wszyscy będą wychodzić. Chodź. Pomogę ci dojść. Jesteś strasznie blada. No chodź. Luna mówiła tak cicho i spokojnie, że Hermiona w końcu dała się przekonać. Jeszcze raz spróbowała wstać i tym razem udało jej się utrzymać równowagę mimo chwiejnych nóg. Ginny i Blaise także podeszły do Luny i Hermiony, a Harry wstał. Spojrzał na Rona i Draco, którzy stali cały czas w tym samym miejscu. Rudzielec wyglądał na zaszokowanego, a blondyn na zrezygnowanego i zmartwionego. Obydwu łączył widoczny w ciemnobrązowych i szarych oczach cień smutku i niepokoju - Nie chcę iść do ambulatorium – powiedziała stanowczo Hermiona. – Nic mi nie jest, chcę do siebie. - Tak, a ja jestem święty turecki – powiedział Harry. – Dziewczyny, zaprowadźcie ją, dobrze? – Jasne, Harry – Ginny uśmiechnęła się blado. – Chodź, Herm – zwróciła się łagodnie do koleżanki - Proszę – Blaise podała orzechowookiej, zapłakanej Gryfonce chusteczkę i Hermiona przyjęła ją z wdzięcznością. Kiedy wszystkie dziewczyny odeszły, a z wrót Wielkiej Sali zaczęli wysypywać się uczniowie, Harry podszedł do Dracona i Ronalda. - Malfoy, muszę z tobą porozmawiać... na osobności – powiedział cicho. – Wybaczysz nam Ron, prawda? – zwrócił się przepraszającym tonem do przyjaciela. - Eee..., jasne – odpowiedział zupełnie zaskoczony rudzielec. – Tylko, że zaraz mamy Transmutacje. - Akurat to może poczekać – Harry wzruszył ramionami. – Poświęcisz mi chwilę swojego cennego, arystokratycznego czasu, Malfoy? - Słuchaj, Potter. Możesz sobie ten sarkazm włożyć do kieszeni, dobra? Jakbyś nie zauważył to ta sytuacja, ani trochę mnie nie bawi. Więc zachowuj się jak dorosły człowiek i nie wyjeżdżaj mi z aluzjami, które są absolutnie nie na miejscu. - Dobra, dobra – Harry uniósł dłonie w pokojowym geście. – Jestem roztrzęsiony i muszę na kimś odreagować. Pech chciał, że trafiło na ciebie. - Spoko – Draco postanowił nie zwracać uwagi na ironię Pottera. - Powiedz mi tylko, gdzie ty chcesz pogadać w spokoju i gadaj szybko, bo jak raczył zauważyć szanowny pan Ronald Weasley – tu Ron posłał blondynowi kose spojrzenie – mamy za pięć minut Transmutację i nie chciałbym się zbyt mocno spóźniać. McGonagall byłaby wniebowzięta odejmując mi 15 punktów za kwadrans spóźnienia. - Znam takie jedno miejsce – powiedział Harry. – Jeżeli się zgodzisz ze mną pogadać możemy to zrobić tam. - Okey, w końcu, co mi szkodzi... - Ron, zobaczymy się na Transmutacji, dobrze? - Dobra – odrzekł rudzielec. Ostatnio działo się mnóstwo dziwnych rzeczy, za którymi Ron nie nadążał. Był ciekaw o co chodzi i postanowił pociągnąć przyjaciela za język, ale dopiero wieczorem, przed snem, w zaciszu dormitorium. * Harry zaprowadził zdziwionego Ślizgona do łazienki Jęczącej Marty . - No, ładnie... – powiedział blondyn. – Co tu robią Gryfoni? Palicie mocniejsze ziółka? – Draco uśmiechnął się złośliwie i wyciągnął papierosy z kieszeni szaty. - Jasne – zadrwił Harry. – Bardzo mało osób wie o tym wspaniałym i zacisznym miejscu, więc lepiej nikomu nie rozgadaj. Brunet uśmiechnął się do siebie na wspomnienie wydarzeń sprzed czterech lat gdy ważył z Hermioną i Ronem Eliksir Wielosokowy. - Nie ma strachu... Więc o co chodzi? – Draco poczęstował Pottera papierosem i zapalił sam. - Powiem wprost. Nie wiem, co robić. Moja najlepsza przyjaciółka została brutalnie zgwałcona i teraz jest w ciąży. Możesz mi powiedzieć, czy nie mogłoby być do janej cholery, jeszcze gorzej? Ona nie chce żadnej pomocy. Ani mojej, ani twojej. Tak mi powiedziała. No i co teraz? - A ty skąd o tym wiesz? O tym, co się stało w Ministerstwie, co? – zapytał zaszokowany Draco po chwili głuchego milczenia. - Od Hermiony – spokojnie odpowiedział Harry. – Opowiedziała mi o tym wieczorem po przesłuchaniu. - Powiedziała ci? - Tak. Wiesz... w pewnym sensie to nie dałem jej zbyt dużego wyboru... – Harry poczuł, że się rumieni na wspomnienie tamtej rozmowy - ...ale to dłuższa historia. Istotne jest to jak pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce przyjąć. - Pomóc na siłę – spokojnie odpowiedział blondyn. – Ja nie zamierzam zrezygnować z pomagania Granger, tylko dlatego, że ona stwierdziła, że tego nie potrzebuje, nie chce, i że nic ani nikt nie może jej pomóc. Gówno prawda, Potter. Trzeba tylko mieć dobre chęci. - Trochę trudno jest pomagać osobie, która tego nie chce – brunet zaciągnął się papierosem i ciężko westchnął. - Ale nie jest to niemożliwe. Niezależnie od tego, co zrobi lub powie ta uparta dziewucha, nie zamierzam jej zostawić w potrzebie, zwłaszcza, że to co się stało, stało się po części z mojej winy – tym razem to blondyn zarumienił się lekko. - No, Malfoy. Teraz to bredzisz. W takim razie, czuj się winny temu, że ja byłe przesłuchiwany w cywilizowany sposób i temu, że torturował mnie Nott. Na jedno wyjdzie. Większej bzdury w życiu nie słyszałem. – Harry popatrzył na Dracona z niedowierzaniem i pokręcił głową. - Może i jestem powalony, ale czuję się winny i zamierzam jej pomóc – Draco wszedł do pierwszej lepszej kabiny i posłał z biegiem nurtu klozetowego niedopałek swojego papierosa. - Myślisz, że ja nie zamierzam?! – wściekł się Gryfon. - Tego nie powiedziałem. Wiem, że chcesz jej pomóc, tylko ta dyskusja jest całkowicie bezsensowna... Chyba, że chcesz ustalić kto poda się za ojca dziecka, żeby Hermiona nie wyszła na puszczalską, jak zaczniemy jej pomagać za bardzo i w sposób nie zorganizowany. - Eee... – Harry popatrzył na Dracona z zażenowaniem. – No, chyba w obecnej sytuacji w moje ojcostwo mało kto by uwierzył, zwłaszcza wśród nauczycieli. - Też tak sądzę... Poza tym, ja mam bardziej znaczące nazwisko... – zażartował Draco. - A ja za to bardziej sławne, Malfoy – odciął się Harry z uśmiechem. - Nie wiem, czy w ogóle którykolwiek z nas będzie miał szansę podać się za ojca, bo z tego, co wiem, ona szybciej usunie tą ciąże, niż ją donosi – spoważniał nagle blondyn. - Może tak by było lepiej. - Może... – Draco popatrzył bezmyślnie w przestrzeń. – Może... Wiesz co? Moja mama poroniła trzy razy. Raz zanim się urodziłem, i dwa razy kiedy już byłem na tym nieszczęsnym padole łez... Harry słuchał z otwartymi ustami. Omal nie upadł z wrażenia. Malfoy mu się zwierzał. - Ja nie wiem, czy to dobry pomysł, pozwolić jej przerwać ciąże, ale to że zawsze chciałem mieć rodzeństwo i nie dane mi było je mieć, że to trochę zakłóca obiektywność mojego myślenia. Nie wiem.... Może gdyby urodziła to dziecko, ono by jej pomogło stanąć na nogi, a jak pozbędzie się go to, no nie wiem... Czy to jest czymś dobrym? Przecież to nie jest wina tego dziecka. „A może ona wcale nie jest w ciąży” – pomyślał z nadzieją. - Wiesz, co, Malfoy – powiedział Harry po chwili milczenia. – Gadasz jak filozof i żądasz ode mnie odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi nie znam ani ja, ani nawet profesor Dumbledore. Zwróć się do wyższej instancji. - Potter, ja tylko rozważam na głos możliwe warianty. - Wiem. Nieciekawe są te warianty. I tak jej nie można zmusić do podjęcia słusznej decyzji. Sama musi wybrać. - To jest oczywiste. Jak jej powiedziałem, że nie pomogę jej usunąć ciąży to stwierdziła, że w takim razie nie chcę jej pomóc w ogóle. Może za bardzo naciskałem? Bywam kretynem, Potter. - Nie tylko ty. - Musimy iść na Transmutacje. - Trwa już od kilku minut – Harry spojrzał na zegarek. - To idziemy, najwyżej stracę dwadzieścia punktów. Luz - blondyn uśmiechnął się gorzko. - Nie tylko ty. Spóźnili się prawie dwadzieścia pięć minut i McGonagall odjęła im po dziesięć punktów i przysoliła wspólny szlaban na ósmej wieczorem u Snape'a . Hermiona nie pojawiła się na tych zajęciach. Leżała w skrzydle szpitalnym gdzie dostała Eliksir Wzmacniający oraz krople miętowe na żołądek. Następnego dnia po obiedzie i tak wymiotowała jak kot. *** - Myślisz, że Hermiona naprawdę jest w ciąży? – spytał w pewnym momencie Draco znad swojego wiadra rogatych żab. - No, wiesz... Wymiotowała, nie może jeść, mówi, że jej się o kilka dni opóźnia miesiączka. Ona jest święcie przekonana, że jest w ciąży – dodał jeszcze na zakończenie swojego wywodu Harry. - No właśnie, ONA jest o tym święcie przekonana, ale wcale nie musi tak być – Ślizgon zamyślił się na chwilę i bardzo pieczołowicie zabrał się za swoje żaby. Harry zamarł i wpatrywał się w swojego rywala ze Slytherinu przez dobrych kilka chwil. - Co masz na myśli? – spytał w końcu przeciągając sylaby i mrużąc podejrzliwie oczy. - Chodzi o to, że... No, Hermiona ostatnio je bardzo nieregularnie, mogła się też czymś zatruć, jest zestresowana i to wszystko może mieć wpływ na to, że opóźnia się jej miesiączka, i że ma mdłości, a jak jeszcze wmówiła sobie, że na pewno jest w ciąży, to... może być tylko jeszcze gorzej. - Myślisz, że nie jest? – Gryfon wyglądał na bardzo zdezorientowanego - Boże, Potter, ja nic nie myślę, po prostu przypuszczam... Nie mam pojęcia, czy jest w ciąży, czy nie. Musiałaby się przebadać. Ale przecież nie pójdzie z tym do Pomfrey – Draco sprawiał wrażenie poirytowanego i zmartwionego. - Nie pójdzie – powtórzył jak echo Harry i zabrał się za oprawianie wyjątkowo wielkiej, oślizgłej ropuchy, ale był tak bardzo zaintrygowany słowami Dracona, że zwierz z głośnym plaśnięciem upadł na kamienną posadzkę lochu. - Rany, Potter... Co ty, nawet żab nie potrafisz porządnie oporządzić? – spytał Draco doskonale naśladując zimny i wyprany z emocji głos Mistrza Eliksirów. – Masz szczęście, że Snape tego nie widział. - No, mam. Słuchaj, Malfoy... Może jej pomógłby Snape. Wiesz, może istnieje jakiś eliksir, za pomocą którego można sprawdzić, czy dziewczyna spodziewa się dziecka, co? Mógłbyś go podpytać, on chyba wie o całej sprawie. Draco kiwnął lekko głową. - Czasami masz łeb na karku, Potter – powiedział i szczerze się uśmiechnął. – Porozmawiam z mistrzuniem. Ale teraz bądź łaskaw skupić się na tych rogatych paskudztwach, bo znowu zaczniesz je rozrzucać po podłodze. Harry rzucił mu kose spojrzenie, ale nic nie odpowiedział. Tym razem Draco Malfoy miał rację. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
AtA_VH |
03.01.2005 18:38
Post
#47
|
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 26 Dołączył: 19.11.2004 Skąd: Zielona Dziura^^ |
przyznam się bez bicia - przeczytałam
więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi
się zacina) . Kit, jesteś śwetna. świetnie piszesz. nie mogę sie
doczekać, kiedy będziesz wrzucać jakieś inne opowiadanka. i proszę mi tu nie
pisać o włażeniu w dupę z wazeliną . po
prostu.... jesteś the best.
trochę tylko męczą literówki. nie mogłabyś tego wrzucać do worda, zeby posprawdzać? to jest naprawdę wnerwiające. cóż, tak czy siak - masz talent. pozdrowionka, AtA -------------------- |
Raistlin |
03.01.2005 18:59
Post
#48
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara
dodała pare następnych części opowiadania(to sie chwali).
I jak zawsze dialogi Malfoy vs Potter , które mi przynajmniej się cholernie podobają. No i troche w opowiadanku jest tych literówek, więc na następny raz postaraj się żeby było ich mniej (bo inaczej...). Ps: może wyjde na debila ale co znaczy "kose spojrzenie"? -------------------- |
Justa |
03.01.2005 19:00
Post
#49
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 15 Dołączył: 10.12.2004 |
QUOTE przyznam się bez bicia - przeczytałam
więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi
się zacina) Ja też już tam przeczytałam... bo sie nie da wytyrzymać, a forum mi też baaaardzo często nie działa |
AnDzIkA |
03.01.2005 19:03
Post
#50
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 20 Dołączył: 26.06.2004 Skąd: Zza gór, zza lasów |
Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę
się, że wkleiłaś je tu Kitaro. Czytałam już trochę więcej odcinków niż tu
jest i mogę przyznać, jestem pod wielkim wrażeniem zarówno Twoich pomysłów
jak i wyobraźni. Jedyne czego mogę Ci teraz życzyć to duużo wolnego czasu i
weny.
<------ I oby następne części pojawiły się jak najszybciej. Podrawiam, AnDzIkA PS. Literówki rzeczywiście są, ale nie przeszkadzają mi tak bardzo. -------------------- "Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie się mu oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca..."
HPiZF |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 10.11.2024 20:08 |