Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 13:08
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




28

Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świtem, ze zdziwieniem odkryła, że miejsce obok, tam gdzie o tej porze Draco zwykle, smacznie przewracał się z jednego boku, na drugi, jest zupełnie puste. Co więcej, gładko zaścielone, tak jakby mężczyzna w ogóle nie spał dziś przy jej boku. Zastanawiając się, nad powodem tak wczesnej pobudki ukochanego, Hermiona nałożyła na ramiona szlafrok i szeroko ziewając, ruszyła w kierunku kuchni, gdzie miała nadzieję zastać ukochanego z kubkiem parującej i aromatycznej kawy w dłoniach. Niestety, kiedy doszła na miejsce, okazało się, że i tam nie ma blondyna… Obchodząc całe mieszkanie, w końcu musiała pogodzić się w faktem, że jest w nim sama. Dracona nie było. Nie zostawił jej żadnej kartki, żadnej informacji, nic. Zmartwiło ją to, ponieważ poprzedniego wieczoru, nie zdradzał żadnych planów, dotyczący wczesnego wyjścia z domu…
– Dziwne..- szepnęła parząc sobie kawę. Martwiła się, że coś się stało. Dlaczego wyszedł tak wcześnie, ścieląc za sobą łóżko. Dlaczego jej nie obudził, albo choćby nie napisał krótkiego liściku? Czyżby już się znudził? Nie chciał z nią być? Czy to w ogóle możliwe, że po tym wszystkim, co przeszli, po tym co dla niej zrobił, tak po prostu przestał chcieć z nią być? I co takiego mu zrobiła, że odszedł bez słowa wyjaśnienia….- To śmieszne, Draco by tego nie zrobił!- pocieszała samą siebie, czując jak pod powiekami nieuchronnie zbierają jej się łzy. Zaś z tyłu głowy odzywa się ten przeklęty, wredny głosik „a czego, ty się spodziewałaś po Malfoyu, głupia?!” Usilnie starała się ignorować ten głos, oraz pieczenie powiek i tępy ból gardła z którego chciał się wydobyć szloch. Przecież „jej” Draco nie mógłby jej tak potraktować, przecież gdyby chodziło o nią, to by jej powiedział….
Niczym cień snuła się po mieszkaniu, co chwila wychodząc na mroźne powietrze, na taras, aby za wszelką cenę powstrzymać łzy, które coraz bardziej natarczywie chciały płynąc z jej oczu. Minęły już przeszło dwie godziny, odkąd się obudziła, a jego ciągle nie było… Coraz bardziej podupadała w sobie, z każdą minutą zaczynając coraz bardziej wierzyć, że odszedł, zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia… Wiedziała, że zachowuje się irracjonalnie, wiedziała, jednak żadną siłą nie mogła powstrzymać ogarniających ją wątpliwości… Co zrobi, jeżeli on naprawdę….
Dopiero, kiedy wskazówki zegara wskazywały, że za klika minut wybije ósma, kobieta usłyszała szczerk zamka. Szybko otarła z policzków łzy, którym od paru minut pozwoliła swobodnie spływać i ruszyła w kierunku holu, gdzie zmarznięty Draco, właśnie odwieszał swój płaszcz do szafy…
– O, już wstałaś?- zagadnął z uśmiechem.- Myślałem, że zdążę zanim się obudzisz.- wytłumaczył się, nie spoglądając na nią, ciągle zajęty wieszaniem płaszcza. Hermionę zdziwiło, że pod nim miał jedynie cienkie polo, z krótkim rękawkiem. Przecież na dworze był mróz…- Co ty? Płakałaś?- dopiero teraz odwrócił się, żeby spojrzeć na ukochaną.
– Nie, wydaje ci się.- skłamała szybko, na wszelki wypadek przecierając jednak policzki. W duchu zaś śmiała się ze swoich leków. Jak widać, zupełnie irracjonalnych.
– Ej, przecież widzę..- szepnął podchodząc do niej i zimnymi dłońmi łapiąc ją za policzki tak, że spoglądał prosto w jej noszące ślady łez, oczy.- Co się stało?- dopytywał.
– Będziesz się śmiał…- szepnęła, paląc raka i za wszelką cenę unikając jego wzroku, pod wpływem którego wiedziała, że pęknie.
– Z ciebie nigdy nie będę się śmiał.- zapewnił.- Co najwyżej, mogę śmiać się z tobą! A teraz chodź, napijemy się kawy i opowiesz mi, co się stało.
Pociągnął ją w stronę kuchni, gdzie już za chwilę oboje trzymali w dłoniach kubki z aromatycznym napojem, sącząc kawę leniwie, a przy okazji obrzucając się badawczymi spojrzeniami. Ona była ciekawa, gdzie był Draco i co załatwiał, a jego zaś skręcało, żeby dowiedzieć się, co takie doprowadziło Hermionę do łez. Po chwili milczenia, zaczął Draco:
– To jak? Powiesz mi w końcu, co się stało?- zagadnął, posyłając jej pełne uczucia spojrzenie.
– Bo ja…ja…- zaczęła się jąkać.- Jak wstałam i zobaczyłam to zaścielone łóżko, a potem…jak…jak odkryłam, że nie ma cię w całym domu i, że nie zostawiłeś dla mnie żadnej wiadomości, to…- mówiła cicho, ze wzrokiem uparcie wbitym w kuchenny blat.-…to…Draco, ja sobie pomyślałam, że już ci się znudziłam. Że mnie zostawiłeś i…i…nawet się nie pożegnałeś…- zakończyła tak cichym szeptem, że Draco musiał bardzo wytężać słuch, żeby w ogóle ją zrozumieć. Nie podniosła wzroku mimo, że jej wypowiedź już się zakończyła. Nie chciała sprawdzać, jaką reakcję na jego twarzy wywołały jej słowa. Bała się, że go zraniła, że pomyśli, że nie ma do niego zaufania… On zaś, jedynie odstawił na stół swoją kawę i w kilku krokach pojawił się przy niej, mocno ją do siebie tuląc.
– Ja już ci kiedyś powiedziałem, że w twoim wypadku, nie ma opcji „znudzić się”- szepnął jej do ucha, całując delikatnie.- I chyba faktycznie mogłem zostawić ci jakąś kartkę, przepraszam.- szepnął.- Myślałem, że uda mi się to załatwić szybciej.
– A co takiego załatwiałeś?- zapytała.- A poza tym, to ja przepraszam. Zabrzmiałam, jakbym ci nie ufała.- szepnęła zawstydzona.
– No trochę.- zgodził się z łobuzerskim uśmiechem.- Ale biorąc pod uwagę to, że faktycznie zachowałem się trochę, jak tajemny kochanek, który znika o świcie nie pozostawiając za sobą żadnego śladu, to jestem w stanie ci wybaczyć.- zaśmiał się szczerze, całując ją w policzek.- Ale pytałaś co ja załatwiałem… Otóż, bardzo ważną rzecz i to baaaaardzo daleko stąd.- odpowiedział, ponownie siadając na krześle z którego wstał kilka chwil wcześniej.- Byłem na Hawajach.- wytłumaczył widząc jej zaciekawione spojrzenie. Wtedy zrozumiała polo pod płaszczem, na Hawajach przecież nie ma zimy.- Załatwiałem formalności związane z naszym ślubem. Byłem w Kai Melemele, Hi’Iaka była wniebowzięta, kiedy zapytałem, czy zgodzi się, żebyśmy wynajęli jej taras widokowy na zorganizowanie naszego wesela.- zaśmiał się, a ona słuchała go jak zauroczona. Pojechał aż na Hawaje, żeby załatwiać ich ślub, a ona myślała, że ją porzucił. Jakże śmieszne wydawało jej się teraz, tamto myślenie..- Byłem też u tamtejszego księdza i wszystko ustaliłem. Pobieramy się 21 lutego, w kościółku na skarpie.- powiedział dumny z siebie.- Pamiętasz, to ten sam, który obserwowałaś z jachtu, kiedy płynęliśmy do Sanktuarium Małp…
– Pamiętam.- odpowiedziała zszokowana. Ten kościółek, wznoszący się na ogromnej skarpie, przykuł jej uwagę. Był jakby przemalowany wprost z jakiejś bajki o księżniczce. Mały, drewniany i uroczy. Idealny na jej wymarzony ślub. Pamiętała, że Draco obiecał jej, że pójdą do niego razem. Mieli to zrobić tamtego dnia, kiedy wyjechała…- Naprawdę to dla mnie zrobiłeś?- zapytała wdrapując mu się na kolana i spoglądając głęboko w oczy.
– Dla ciebie wszystko. Pamiętaj.- zapewnił, skradając jej pocałunek.- Mam nadzieję, że lokalizacja ci odpowiada, no i termin też?- zagadnął po chwili.
– 21 luty mówisz…- szepnęła.- Czekaj, sprawdzę w terminarzu, czy jestem wolna tego dnia!- zażartowała znów wpijając się w jego wargi. Po chwili zaś, dodała- Jest idealnie! Ale to powinno przestać mnie już dziwić, bo odkąd jesteśmy razem, jest tak cały czas.
– Przyjmuję to, jako komplement.- zaśmiał się.- A teraz chodź, musimy się zbierać, jeśli chcemy być w Londynie jeszcze z rana!- pociągnął ją za rękę w stronę sypialni, gdzie obydwoje szybko się przebrali. Musieli pozałatwiać w Londynie resztę swoich spraw. Draco musiał sfinalizować swoje przeniesienie, podpisując odpowiednie umowy i kontrakty, oraz odbierając od zarządu odpowiednie dyspozycje. Hermiona natomiast musiała odebrać swoje wypowiedzenie, które miał załatwić w jej Imieniu Igor, oraz oczywiście pożegnać się z przyjaciółmi, na czas bliżej nie określony… A potem, trzeba im będzie do końca spakować swoje rzeczy i przesłać je, do nowego domu, oraz odpowiednio zabezpieczyć ten stary… Jednym słowem, czekało na nich jeszcze wiele ważnych spraw…
– Lecimy?- zagadnął Draco, kiedy po paru minutach zjawiła się w salonie zupełnie ubrana, gotowa do powrotu do Londynu.
– Jasne.- uśmiechnęła się do niego, podając mu dłoń.
– Nooo, to pożegnaj się z Wielkim Jabłkiem na kilka dni.- zaśmiał się, mocniej ją ściskając. Przez chwilę czuli, jak lecą obok siebie w ciasnym i mało komfortowym tunelu, jednak kiedy zaczynało im już pomału brakować powietrza, gładko wylądowali na zaśnieżonym ganku, przed domem Dracona. W Londynie świt dopiero wstawał, powodując, że nad okalającymi posiadłość drzwiami, dopiero pojawiała się szara poświata dnia…
– Witaj znowu.- zaśmiał się Draco, otwierając przed nią drzwi do domu.- Chyba się pospieszyliśmy, jest jeszcze dość wcześnie.- zagadnął, kiedy ściągali swoje płaszcze.- Masz jakiś pomysł, jak możemy spożytkować ten czas?- szepnął zmysłowo, wprost do jej ucha. Ona jedynie uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc co oznacza ton jego głosu, po czym odwracając się twarzą do blondyna, szepnęła równie zmysłowo…
– Oczywiście, że mam…- po czym bez słowa ostrzeżenia wyrwała się z jego objęć i wskakując na schody dodała wesoło- Będziemy się pakować!!!- i już jej nie było.
Draco uśmiechnął się pod nosem, że dał się tak wkręcić. Po czym z rozbawieniem kręcąc głową, ruszył w kierunku skąd przywoływał go głos Hermiony, żeby pomóc jej pakować wszystkie ich rzeczy osobiste, do wielkich kartonów, które od razu wysyłali za pomocą czarów, do ich nowego mieszkania w Nowym Yorku. Uczciwie pracowali przez cały poranek tak, że kiedy wybiła 9 rano, wszystko co chcieli zabrać z tego domu, było już w Ameryce…
– Poszło szybciej, niż myślałem.- westchnął zmęczony Draco, opadając na łóżko w sypialni. Nie dane mu było jednak, leżeć zbyt długo, ponieważ już po chwili pojawiła się przy nim Hermiona, ciągnąc go za dłoń.
– O nie, miły panie!- śmiała się, kiedy nie chciał się podnieść.- To nie czas na leniuchowanie, a na załatwianie interesów.- zarządzała.- Ty idziesz do banku, a ja do szpitala. A jutro pojedziemy do mnie, spakować resztę moich drobiazgów…
– W takim tempie, to pojutrze będziemy mogli wrócić do Yorku..- jęknął, przerażony perspektywą takiego nawału pracy.
– A ty myślisz, że o co mi chodzi?- zaśmiała się.- No już, wstawaj!
– Jezzzuuu… kobieto, ty jeszcze nie jesteś moją żoną, a ja już chodzę tak, jakbyś miała nade mną władzę totalną!- biadolił, kiedy z wielką niechęcią w końcu podniósł się z łóżka.- Idę pod prysznic, w końcu nie pójdę do banku spocony.- oznajmił widząc, jak dokładnie obserwuje każdy jego ruch.
– Okey, to ja pójdę zrobić nam coś do zjedzenia.- zgodziła się opuszczając sypialnię. W kuchni przygotowała kilka kanapek, żeby na szybko mieli się czym posilić i czekała, aż Draco odświeżony, wypachniony, a przede wszystkim rozbudzony zjawi się w kuchni. Kiedy jednak minęło prawie pół godziny bezczynnego oczekiwania, postanowiła sprawdzić co dzieje się z blondynem. Jakież było jej zdziwienie, kiedy wchodząc do sypialni, zastała Malfoya w samych bokserkach, śpiącego w najlepsze na łóżku. Nie zadbał nawet o to, żeby się przykryć… Stając w progu, spojrzała na widok jaki przedstawiał jej narzeczony i uśmiechnęła się szeroko. Wyglądał tak spokojnie i uroczo, że po prostu nie miała serca go budzić… Z resztą, za te wszystkie zarwane ostatnio nocki, w końcu należy mu się jakiś porządny wypoczynek… Na palcach podeszła do łóżka, delikatnie nakrywając jego prawie nagie i ciągle mokre po kąpieli ciało, miękką kołdrą, pod którą zaraz zwinął się jak małe dziecko. Hermina zaśmiała się, widząc jak Draco, przez sen mamrocze coś cicho i niezrozumiale, a potem najciszej jak mogła zamknęła za sobą drzwi do sypialni… Niech śpi. Tyle od siebie, mogła mu przecież dać, za to wszystko, co on robił dla niej.
Sama jednak nie miała zamiaru rezygnować ze swoich planów. Pamiętając jednak swoją poranną przygodę, nie wyszła z domu bez pozostawienia Draconowi wiadomości. Na niewielkiej kartce napisała:

Mam nadzieję, że się wyspałeś królewiczu?
Pojechałam do szpitala, a potem do siebie. Wrócę wieczorem! Kocham cię, bardzo!!!
P.S. Te kanapki miały być na śniadanie, ale na dobrą sprawę mogą posłużyć ci, za jakikolwiek posiłek, na jaki wstaniesz!
Buziaki- Hermiona!

Pod notatką dodała od siebie jeszcze tylko odcisk swoich ust i ustawiając liścik obok talerza z kanapkami, ruszyła do holu. Tam też szybko przebrała się w płaszcz i kozaki, aby już po chwili, stojąc na mroźnym podwórku, teleportować się do szpitala. Prawdopodobnie ostatni już raz…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.04.2024 22:23