Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 13:11
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




32

Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smętnością od Londynu. Jak tam, tak tutaj na ulicach zalegały brudne zaspy, topniejącego pomału śniegu. Jak zwykle spieszący się ludzie, chowali twarze głęboko w kołnierzach swoich płaszczy, żeby maksymalnie ochronić je od wiatru. Mimo tego, że zima raczej chyliła się już ku końcowi, ciągle było strasznie zimno. Jednak w przeciwieństwie do Londynu, tutaj przed zimnym wiatrem w jakiś minimalny sposób, jednak zawsze to coś, ochraniały wielkie bryły drapaczy chmur, które podczas wyjątkowo paskudnej aury, zatapiały swoje czubki głęboko w szarej, ciężkiej masie chmur.
Jednak mimo, że mieszkali tutaj dopiero od kilku tygodni, Hermiona już całym sercem zdążyła pokochać to miasto. Czuła, jakby to właśnie Nowy York był tym jej miejscem na ziemi. Uwielbiała tracić się w mnogości ulic tego miasta i przechadzając się niespiesznie, obserwować ludzi…
– Idziesz dzisiaj do galerii?- zagadnął Draco, kiedy 14 lutego razem usiedli do śniadania.
– Tak, idę.- odpowiedziała upijając łyk zrobionej przez blondyna kawy. Jako, że były walentynki, Draco za punkt honoru wziął sobie usługiwanie w tym dniu narzeczonej, żeby czuła się jak księżniczka. Do tej pory nieźle mu to wychodziło. Rano, kiedy zabrał sporego już Amigo na spacer, udało mu się w piekarni na rogu kupić jeszcze ciepłe bułki i francuskie rogaliki, a w jednej z przydrożnych kwiaciarenek, mimo wczesnej pory dostał bukiet wspaniałych słoneczników. Wiedział, że jego ukochana, największy sentyment ma właśnie do tych kwiatów. Potem postanowił zrobić śniadanie, przybierając stół tymi właśnie kwiatami, a na samym końcu, zapachem świeżej kawy i delikatnymi pocałunkami, wybudził swoją wybrankę ze snu. Jak on uwielbiał ten jej zaspany uśmiech, kiedy sen umykał spod jej powiek, a do jej świadomości docierało, że on Draco Malfoy jest blisko niej.- Dziś montują oświetlenie w głównej sali, więc chciałabym wszystkiego tam dopilnować.- wytłumaczyła po chwili.
– Ale wrócisz do domu przed wieczorem, co?- zaśmiał się. Hermiona cały swój wolny czas poświęcała ostatnio na dopieszczanie i remontowanie swojej galerii na Piątej Alei, w czym często zatracała się tak bardzo, że do domu wracała taksówką, kiedy wskazówki zegarów zbliżał się do godziny dziesiątej wieczorem.- Dziś walentynki, moglibyśmy wyjść na randkę.- uśmiechnął się uroczo, a jej serce mocnej zabiło na ten widok. Czasem zastanawiała się, czy to możliwe, żeby z każdym dniem kochała go coraz bardziej. Wszystko jednak wyglądało na to, że tak właśnie jest…
– Od kiedy to Malfoy celebruje walentynki?- zaśmiała się siadając mu na kolanach i spoglądając głęboko w niesamowity błękit jego oczu.
– Odkąd związał się z panną Granger.- odpowiedział uśmiechając się łobuzersko, po czym skradł jej całusa.- To jak? Pójdziesz ze mną na randkę, panno Granger?- zapytał, kładąc dłonie na jej kolanie.
– Z czystą przyjemnością, panie Malfoy.- odpowiedziała.- Ale teraz już się zbierajmy, bo ty zaraz spóźnisz się do banku, a i w galerii za niedługo zjawią się elektrycy.- zawyrokowała, zgrabnie zeskakując z jego kolan i ruszając w kierunku schodów, prowadzących do ich sypialni, żeby się przebrać. Już po chwili, do uszu Draco dobiegł miarowy szum prysznica, miał nieodpartą chęć pójścia na górę, w celu pomocy Hermionie w prysznicu, wiedział jednak, że brunetka ma rację i zaraz musi być w banku, więc powstrzymał się przed rozpoczynaniem igraszek. Odbije to sobie wieczorem. A jako, że dziś piątek, to również przez cały weekend…
– Możemy iść?- zapytał, kiedy kilka minut później obserwował, jak Hermiona zapina ostatnie guziki swojego długiego płaszcza.
– Tak, tak. Jestem gotowa.- odparła, drapiąc za uchem Amigo, który jak co dzień pojawił się w holu, żeby pożegnać swoich właścicieli. Wiedział, że jego pan i tak zjawi się w domu w porze lunchu, żeby zabrać go na spacer do Central Parku, więc z merdającym wesoło ogonem, mógł ich teraz pożegnać.- Trzymaj się Kumplu i bądź grzeczny.- Hermiona raz jeszcze pogłaskała psa po grzbiecie i łapiąc za swoją torebkę ruszyła w kierunku drzwi, które Draco już dla niej otwarł.- Jakiż dżentelmen się z ciebie dzisiaj zrobił.- zaśmiała się, kiedy taka sama sytuacja powtórzyła się na dole.
– No wiesz, powinienem się obrazić.- fuknął urażony.- Ja ZAWSZE jestem dżentelmenem.- odgryzł.- Podwieźć cie księżniczko?- zapytał, kiedy doszedł do swojego czarnego Porche, które ktoś z obsługi budynku, wyprowadził już przed wejście. Draco w takich momentach, zwykł myśleć jedynie „Ehhh, uroki bycia bogaczem”.
– Nie dzięki, przejdę się.- odpowiedziała odprowadzając go do samochodu.- Wiesz przecież jak lubię chodzić po Nowym Yorku.- wyjaśniła widząc jego sceptyczną minę. On wolał się wozić samochodami i to koniecznie tymi najdroższymi, ale ona ceniła sobie ruch na wolnym powietrzu, nawet jeżeli temperatura tego powietrza spadała poniżej zera.- A ty zapnij pasy, Draco.- pouczyła, widząc jak ma zamiar zapuścić silnik, nawet nie dotknąwszy pasa bezpieczeństwa.- One nie wiszą koło siedzenia dla ozdoby.- dodała.
– Duszę się w pasach.- jęknął.
– Ale jesteś w nich bezpieczny, a to chyba ważniejsze.- odpowiedziała.
– Herm, złego licho nie bierze. Do zobaczenia po piątej!- zaśmiał się, po czym i tak robiąc po swojemu, ruszył z chodnika z piskiem markowych opon. Hermiona chwilę jeszcze stała na chodniku śledząc znikające w motłochu innych aut Porche i kręcąc z dezaprobatą głową. Gdyby ciągle byli w Anglii, pewnie nie naciskałaby tak na te pasy, bo tam ludzie raczej nie szarżowali za kierownicą, tutaj w Ameryce jednak, to coś zupełnie innego. Ileż razy już widziała na tych ulicach jakieś kolizje…
Uznając jednak, że Draco wie co robi, pomału ruszyła w kierunku Piątej Alei, gdzie za niecałą godzinę mieli się zjawić elektrycy. Remont galerii prawie dobiegł już końca, zamontowane były już lustra, wieszaki i zmontowane przymierzalnie. Teraz tylko zamontować oświetlenie, pomalować ściany, powiesić na nich, oczekujące w jej wyremontowanym już gabinecie obrazy i oczywiście poustawiać zamówione już meble. A potem mogła ruszać pełną parą. Miała już co prawda naszkicowany początek kolekcji, który miała zamiar zaprezentować na targach mody, jednak ciągle uważała, że to za mało. Draco śmiał się z niej, że popada w skrajności, bo najpierw nie chciała nawet słyszeć o zostaniu projektantką na poważnie, a teraz prawie warczy i gryzie, kiedy ktoś przerywa jej w pracy. W jego mniemaniu, kolekcję na targi mogła skomponować równie dobrze z tych projektów, które ma, a dzięki którym to wszystko w ogóle się wydarzyło. Ona jednak uważała, że żaden z tamtych nie jest wystarczająco dobry, aby zaprezentować go przez szerszą i było, nie było tak profesjonalną publiką, dlatego każdą wolną chwilę spędzała na projektowaniu. Dziś, po rozmowie z elektrykami i wskazaniu im odpowiednich rzeczy, też miała zamiar zając się tworzeniem nowych projektów. Prawdę mówiąc, to już nawet nie mogła się doczekać chwili, kiedy w swoim przytulnym gabinecie usiądzie za biurkiem z jednym ołówkiem w dłoni, a drugim zatkniętym za ucho i puści wodzę swojej fantazji. Miała dziś wenę i zamierzała mądrze z niej skorzystać..
Kiedy doszła na miejsce, okazało się, że ekipa elektryków już na nią czeka. Nie rozdrabniając się na większe kurtuazje, wpuściła czterech zmarzniętych mężczyzn do środka, gdzie wydając im odpowiednie rozporządzenia, zaniknęła za drzwiami swojej pracowni. Przez kilka ładnych godzin, nawet nie wyściubiała nosa ze swojego gabinetu. Pracę przerwało jej jednak pukanie…
– Szefowo, to myśmy już skończyli.- szef elektryków pojawił się w jej gabinecie.- Chce pani zobaczyć efekt?
– Oczywiście, proszę niech pan prowadzi.- uśmiechnęła się do niego serdecznie i odkładając czarny flamaster, którym zaznaczała coś na projekcie jednej z wieczorowych sukni, ruszyła za starszym mężczyzną w roboczych ciuchach. Kiedy szklanymi schodami zeszli z podestu na parter, mężczyzna dał znak jednemu ze swoich pracowników, a ten naciskając kilka włączników, ukrytych w miejscu, gdzie docelowo miała zostać ustawiona konsola doradcy, spowodował, że w dolnej galerii rozbłysły światła. Wszystko było dokładnie tak, jak sobie Hermiona wymarzyła. Eleganckie, kryształowe żyrandole zaświeciły się na suficie, nadając rozchybotanych blasków ścianom. Kilka punktowych lampek umieszczonym na ścianach i w zagłębieniach, gdzie kiedyś zawisną jej kreacje, dodało tylko blasku. Było jasno i elegancko. Dokładnie tak, jak chciała, żeby było. Już niemal widziała pełny efekt, kiedy ściany galerii zostaną pomalowane tak, jak sobie wymyśliła, a wszystko uzupełnią odpowiednie meble. Całość remontu, nie powinna potrwać już dłużej niż tydzień. Na samym zaś końcu, nad drzwiami zaświśnie wielki szyld z napisem DRAMIONE Fahion Colection…
– I jak?- szef elektryków wdarł się do jej wizji idealnej galerii, sprowadzając ją z powrotem na ziemię. Nieco zawstydzona, że dała się ponieść fantazji w obecności tych mężczyzn, spłonęła skromnym rumieńcem.
– Idealnie!- odpowiedziała, okręcając się dookoła własnej osi.- Wykonaliście kawał dobrej roboty panowie.- pochwaliła.- Ile?- rzeczowe pytanie. A kiedy padła odpowiednia kwota, bez namysłu wyciągnęła swoją książeczkę czekową i wpisując odpowiednią liczbę, powiększoną o całkiem niezłą premię, wręczyła czek szefowi.- Za dobrą i szybką robotę, zasłużyliście na premię.- wyjaśniła z uśmiechem, widząc zdziwienie malujące się na twarzy mężczyzny.
– Robienie z panią interesów, panno Granger, to czysta przyjemność.- mężczyzna ukłonił się kurtuazyjnie, po czym zwracając się do pracowników, zawołał- Dobra chłopaki, nic tu po nas. Szefowa pewnie chce jeszcze popracować.
Nie minęło dwadzieścia minut, a po mężczyznach nie było ani śladu. Hermiona zaś, jednym ruchem swojej różdżki uprzątnęła pomieszczenie. Postanowiła, że nie będzie już dziś projektować. W końcu umówiła się z Draco na randkę wieczorem, a to wymagało odpowiedniego przygotowania…
Zamykając galerię, ruszyła w stronę domu. Jak na złość jednak, zaczął padać deszcz, zastanawiając się, czy nie złapać taksówki, rozglądała się po ulicy. Miała jakieś dziwne przeczucia, tak jakby coś się działo, albo miało stać. Śmiejąc się z siebie, że to zapewne z powodu pogody, ruszyła dalej pieszo. Deszcz zmyje z niej irracjonalne zaniepokojenie. Nie uszła jednak nawet przecznicy, kiedy usłyszała obok siebie trąbienie. Gotowa robić awanturę niedzielnemu kierowcy, który trąbi na nią, kiedy idzie po chodniku, odwróciła się w stronę jezdni. Wyrzuty jednak utknęły w jej gardle nie wypowiedziane, a zamiast tego, na twarzy pojawił się uśmiech. Obok chodnika stał zaparkowany, jednak z ciągle włączonym silnikiem czerwony samochód, marki Kamaro, a jego wnętrza serdecznie uśmiechał się do niej znajomy brunet…
– Diabeł!- zawołała.- A co ty tu robisz?
– Przejeżdżam sobie.- odparł lakonicznie.- Chodź podwiozę cię do domu.- zaproponował, a ona bez oporów wsiadła do auta. Ten deszcz był jednak trochę męczący.
– Jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś przejeżdżał przez centrum.- zauważyła. Zwykle przejeżdżał przez aleję bankową, mając nadzieję, że natknie się tam na Draco.
– Bo zwykle nie jeżdżę.- odpowiedział.- Ale dziś na Business Avenue, był okropny wypadek. Cała ulica jest zakorkowana, a sama Business zamknięta. Zdaje się, że wypadek był śmiertelny.- opowiedział.- Stąd chcąc, czy nie musiałem przejechać z sesji przez centrum, ale jak widzisz dobrze się złożyło, o wpadłem na ciebie.- zaśmiał się.- Mów co słychać.- zagadnął, a Hermiona opowiedziała mu o postępach w remoncie galerii, jej sielankowym życiu z Draco i o Amigo, którego zapracowany Diabeł jeszcze nie miał okazji poznać.
– No, nie powiem!- zaśmiał się.- Malfoy kupujący szczeniaka, to jak dla mnie dość abstrakcyjny widok, no ale czego się nie robi z miłości.- zarechotał, a ona pacnęła go w ramię.
– A ty i Mandy?- zagadnęła nieśmiało, nie wiedząc czy przez przypadek, panna Moore nie jest już przeszłością.
– No jak to, co? Miłość kwitnie- zaśmiał się szczerze. Hermiona widząc jego maślane oczy na wspomnienie Mandy, doszła do wniosku, że w Blaise’a naprawdę strzeliła strzała amora..- Ale póki co szczeniaka nie mam zamiaru jej kupować.- dodał nieco złośliwie, a Hermiona w odpowiedzi pokazała mu język.- No, jesteśmy panno Granger.- podjął po chwili, kiedy zatrzymał się pod odpowiednim budynkiem.- Życzę udanych walentynek i pozdrów mojego drogiego przyjaciela, Draco Pantofla Malfoya.- zaśmiał się.
PO krótkim pożegnaniu ruszyła w stronę budynku. Nie dane jej jednak było przejść spokojnie obok stróżówki, gdyż w chwili, kiedy to robiła, stróż zawołał za nią:
– Pani Granger, ci państwo na panią czekają.- wyjaśnił, wskazując dłonią na mężczyznę i kobietę, ubranych w dżinsy i skórzane kurtki. Hermionie serce podskoczyło do gardła. Kim byli ci ludzie?
– Witam.- przywitała się kobieta.- Pani Hermiona Granger, tak?- zapytała dla potwierdzenia, przyglądając jej się badawczo, tak jakby starała się rozpoznać to po samej jej twarzy.
– Tak, a państwo, to kto?- zagadnęła, czując jak miękną jej kolana. Miała coraz gorsze przeczucia.
– Komisarz Morris i podkomisarz Muddock, komenda policji Nowy York.- parka błysnęła jej legitymacjami przed nosem, a Hermionie przeszło przez myśl, czego chce od niej policja.- Panno Granger, czy niejaki Dracon Malfoy, to ktoś z pani rodziny?- po tym pytaniu, nogi Hermiony ugięły się już całkowicie, więc policjantka poradziła jej, żeby usiadła.
– Draco to mój narzeczony, a o co chodzi?- dopytywała zdenerwowana. – Czy coś się stało?
– Obawiam się, że…- Hermionie włosy zjeżyły się na karku, kiedy komisarze wymienili znaczące spojrzenia…
– Co się stało?!- szepnęła, powstrzymując łzy. Miała naprawdę złe przeczucia co do tego, co zaraz usłyszy…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 04:21