Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Everytime... [(nie)spełniony romans], ZAKOŃCZONE

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 8 ] ** [88.89%]
Gniot - wyrzucić [ 1 ] ** [11.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 9
  
Kitiara
post 08.12.2004 22:16
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



To opowiadanie jest nowe i jest zainspirowane absolutnie fantstycznym clipem Britney o tym samym tytule (nie lubię jej, ale nowa płyta, no i everytime... i piosenka i video, palce lizać)

Jest to coś na granicy romansu, obyczaju i dramatu z otwartym zakończeniem
Jeżeli ktoś czuje się zdegustowany na myśl o parze Hermiona/Draco, niech sobie odpuści...


I.

And everytime I try to fly
I fell without my wings
I feel so small
I guess I need you baby
[Britnry Spears, Everytime]


Znowu.
Za każdym razem gdy słyszała to określenie, wzdrygała się wewnętrznie. Zwłaszcza gdy padało ono z jego ust. Mówił to tak sugestywnie.
Słowo „szlama” nabierało w ustach Malfoya niemal fizycznej postaci. Miało swoją konsystencję, barwę i kształt.
Hermiona skrzywiła się i zastanowiła, czy ustąpić tym razem temu kretynowi. Przystojnemu kretynowi. Prawie wszystkie dziewczyny w Hogwarcie rzucały mu tęskne spojrzenia. Prawie. Nie ona. Ona go nienawidziła.
Miał zdolność zadawania bólu samym spojrzeniem. Wzrok zimnych, szarych oczu potrafił ciąć jak stalowy sztylet. Tak jak w tej chwili.
- Nie słyszałaś, szlamo? Zjeżdżaj mi z drogi!
Malfoy był utalentowany. Potrafił zadać słowem prawie fizyczny cios.
Ból był nie do zniesienia i rodził jeszcze większą nienawiść.
- Nie jesteś bogiem, Malfoy – warknęła Gryfonka, patrząc na niego z pogardą.
- Ale jestem lepszy od takiej szlamy jak ty.
Parkinson zarechotała rozkosznie a Hermiona posłała dziewczynie uwieszonej na ramieniu blondyna, spojrzenie seryjnego mordercy.
„Kiedyś ją strzelę po gębie” – pomyślała ze złością.
Wyminęła Malfoya, a przynajmniej starała się to zrobić, tylko że on specjalnie ją potrącił, tak że wypadły jej z rąk wszystkie książki, które niosła.
- Nawet nie potrafisz chodzić jak człowiek, durna szlamo.
Hermiona nie wytrzymała tej zniewagi.
- Jesteś sukinsynem, Malfoy! – krzyknęła. – Twój ojciec to morderca! To on! On zamordował moich rodziców! On brał w tym udział – Nie mogła powstrzymać łez, które popłynęły po jej policzkach. Pierwszy raz popłakała się przy tym dupku. Pierwszy i ostatni.
- Twój ojciec to świnia, tak samo jak ty – dodała już spokojniej.
- Uważaj na to, co mówisz, Granger – Draco wyciągnął różdżkę, a Hermiona szybkim ruchem zrobiła to samo.

- Co tu się dzieje? – McGonagall wyrosła jak spod ziemi
- Schować te różdżki, ale już. A ty , Malfoy, pomóż pozbierać koleżance książki i to migiem!
Obydwoje niechętnie schowali różdżki za poły szat, a Draco z ociąganiem pozbierał cztery tomiszcza i podał je Hermionie.
- Koleżanka, też mi coś – wymamrotał pod nosem.
- Spadaj!- odfuknęła brązowooka Gryfonka i ruszyła w stronę Wieży Domu Lwa.

„Świnia” – pomyślała. Po policzkach płynęły jej łzy.
Nigdy się nie przyzwyczai...
Dlaczego w ustach Malfoya te słowo raniło ją bardziej, niż w ustach kogokolwiek innego? Czy dlatego, że po raz pierwszy, właśnie on ją tak nazwał ?Nie wiedziała.
W drugiej klasie przepłakała całą noc, gdy zwrócił się do niej przy tylu ludziach per „durna szlamo” i obiecała sobie, że nigdy więcej to wyzwisko nie zmusi jej do płaczu. Nie pomogło.
A teraz – po śmierci rodziców – było jeszcze gorzej.
Bo dla nich była kimś... Kochali ją i byli z niej dumni, ba,nawet ją podziwiali..
Rozpierała ich duma, że Hermiona jest tak utalentowaną czarownicą. Że jest czarownicą.
Teraz nie było już nikogo, kto by ją bezinteresownie kochał.
Harry i Ron byli jej przyjaciółmi, ale to nie było to samo, nie to samo...
Hermiona rzuciła książki na łóżko i otarła rękawem szaty strumienie słonych łez.

„Jestem nikim – pomyślała. – Jestem tu tylko dzięki wyrozumiałości Dumbledore’a. Do Durmstrangu nikt nie przyjąłby szlamy.” W takiej chwili załamania, nie miało dla nie znaczenia, że w Hogwarcie uczy się mnóstwo dzieci mugolskiego pochodzenia. Liczyło się tylko to, że ona jest szlamą.
Zbyt często akurat jej to było przypominane. Może za często.
A może w duchu zawsze czuła się niegodna uczęszczania do szkoły Magii i Czarodziejstwa? Może dlatego tak bardzo przykładała się do nauki, jakby starała się tym przyćmić fakt swojego pochodzenia? Czyżby w głębi duszy wstydziła się swoich rodziców – mugoli? Szybko jednak odrzuciła tą myśl, jako niedorzeczną. Kochała rodziców bardziej niż kogokolwiek innego.

Rodzice...
Tak bardzo za nimi tęskniła.
Zginęli okrutną śmiercią. Zupełnie niepotrzebnie.
Nigdy nie zapomni widoku ich zimnych ciał. Obydwoje mieli szeroko otwarte oczy, a na ich twarzach malował się wyraz skrajnego przerażenia i niewyobrażalnego cierpienia.
Strumienie łez płynące po policzkach Hermiony były coraz silniejsze, aż w końcu dziewczyna wybuchła niekontrolowanym szlochem.
Nikt nigdy nie widział jej płaczącej ,nawet po śmierci rodziców. Zawsze robiła to w samotności, tak jak teraz.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach i pozwoliła sobie na wybuch rozpaczy.

***
- Hermiono, zjedz coś – w głosie Harry’ego brzmiała szczera troska.
Znowu nie mogła nic przełknąć na śniadaniu. Ale zmusiła się. Hermiona była realistką i wiedziała, że musi coś jeść, cokolwiek.
- Teraz mamy Transmutację Zaawansowaną, prawda? – zapytał się Ron.
- Tak – bezbarwnie odpowiedziała dziewczyna.

Tak było cały czas. Dzień w dzień. Już od trzech miesięcy. Kończył się listopad i to samo. Żadnych efektów, przynajmniej pozytywnych.
Zagadywali ją, a ona mówiła byle co i uciekała myślami do bolesnych wspomnień, tak jakby chciała się ukarać za to, że nie było jej wtedy w domu. Była na Grimmuald Place 12. Gdy wróciła, zastała to co zastała. Jej wina. Jej bardzo wielka wina. Gdyby była wtedy w domu, prawdopodobnie zginęłaby z rodzicami. Ale byłaby razem z nimi aż do końca. A tak? Musiała żyć.
Czasami myślała też o swoim pochodzeniu. To były niewesołe, przygnębiające rozważania.

Dni mijały szybko i bezbarwnie. Hermiona uciekała w naukę i w marzenia o lepszym świecie, bez rasowych podziałów i to trochę łagodziło ból.
Tylko, że nauka, wspomnienia szczęśliwych chwil w domu rodzinnym i marzenia powoli zaczynały być niewystarczające. Panna Granger coraz częściej myślała o realnej ucieczce z tego świata.

***

Było słoneczne, grudniowe popołudnie.
Hermiona spokojnie szła korytarzem wracała z biblioteki do Wieży Gryffindoru. Wszyscy byli ubrani swobodnie i prawie nikt nie nosił szat, także ona. W końcu była sobota.
Musiała przejść obok grupy siódmorocznych Ślizgonów.
„O nie, znowu on...” – pomyślała z rozpaczą. Miała wrażenie, że Draco Malfoy ją prześladuje.
„Może mnie nie zaczepi, może da mi tym razem spokój...” – Hermiona miała dosyć. To zaczęło ją powoli przerastać. Zwłaszcza niewybredne żarty pod jej adresem, w których ostatnio rozmiłował się blond włosy przystojniak, wzbudzając podziw swoją elokwencją u tej tlenionej kretynki, Parkinson.
Włosy miał niedbale spięte w koński ogon, a część krótkich kosmyków opadała na piękną twarz chłopaka. To właśnie był najbardziej groteskowe. Wyglądał jak anioł a zachowywał się jak wcielony diabeł. Gorzka, przewrotna ironia losu.
- Hej, Granger – Malfoy nie mógł przepuścić takiej okazji. Hermiona zacisnęła zęby i przymknęła powieki.
- Wiesz jaka jest różnica między szlamą a dziwką? – dziewczyna nie uznała za stosowne odpowiadać.
- Nie chcesz wiedzieć?... I tak cię oświecę, w końcu to dotyczy bezpośrednio ciebie.
- Nie mam ochoty tego słuchać – warknęła Hermiona.
Chciała po prostu przejść obok Malfoya, jego ochroniarzy, Zabini i Parkinson, ale blondyn złapał ją za rękę.

- Ale posłuchasz... Chodzi o to – chłopak nachylił się do ucha Hermiony ale mówił tak, żeby słyszeli go wszyscy – że nie każda dziwka jest szlamą, ale każda szlama rodzi się dziwką.
Hermionie zrobiło się słabo z upokorzenia. Oni się śmiali. Nawet Parkinson, jedynie Zabini uśmiechała się pobłażliwe a Draco wbił w Gryfonkę wzrok pełen pogardy i zimnej drwiny.

- Puść mnie – Hermiona czuła, że za chwilę albo zemdleje, albo się popłacze, było jej niedobrze.
- Puszczę cię, ale najpierw powiesz ile bierzesz za jeden numerek.
Hermiona się mocno wkurzyła. Ten tekst spowodował, że poczuła się dotknięta do żywego.
- Nie stać cię – powiedziała ze złością.
- Mnie na wszystko stać – w głosie Malfoya zabrzmiała niebezpieczna nuta, ale to tylko rozwścieczyło Gryfonkę. Pancy się znowu zaśmiała.
- Na mnie cię nie stać – odpowiedziała zimno. - Jestem dużo droższa od tej suki, Parkinson.
- No, jesteś wyszczekana. Nie radzę ci. Więcej. Tak mówić.- Głos Malfoya był jak płynny lód.
- No, uderz mnie – powiedziała wyzywająco Granger – nie masz odwagi?
- Ty szmato! – warknęła tleniona Ślizgonka i chciała dać w twarz Hermionie, ale Zabini ją przytrzymała.
- Po co mam cię bić? – zadrwił Draco – Poczekam aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – Hermiona powiedziała to tak cicho, że usłyszał ją tylko Malfoy.
Wyglądał na zaskoczonego, a nawet zaszokowanego jej słowami, ale tylko przez chwilę. Jego twarz odzyskała w ciągu sekundy zwykły, pogardliwy wyraz. Puścił ja.
- Spadaj, Granger – powiedział beztrosko i odwrócił się do swoich „przyjaciół.”

***
Łazienka Prefektów.
„Cóż za przywilej” – pomyślała Hermiona.
Było późno. Prawie jedenasta w nocy, dlatego zdziwiło ją, że w tym kierunku zmierz ktoś jeszcze.
Malfoy.
„Kur*wa” – pomyślała wściekle Hermiona.
- Granger, o tej porze grzeczne dziewczynki już śpią. Ale ty chyba miałaś jeszcze jakichś klientów, co? – zadrwił.
Nie odpowiedziała mu.
- Właź pierwsza, w końcu jesteś kobietą. – Dziwne, ale nawet ten wyraz potrafił zabrzmieć w jego ustach jak obelga.

Hermiona puściła gorącą wodę z pianą o zapachu jaśminu.
Od zajścia na korytarzu minęły trzy dni.
„Już za tydzień Święta – pomyślała – cała ta banda kretynów wyjedzie i będę miała spokój.”
Zakręciła kurek i weszła do parującej wody. Przepłynęła kilka razy mini basen jaki stanowiła wanna w Łazience Prefektów. Czuła się dobrze.. nie chciała z stamtąd wychodzić.

Poczekam, aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.- te słowa odezwały się niechcianym echem w jej głowie. Hermiona się skrzywiła.
Poczekam, aż zdechniesz. – poczuła niemal perwersyjną przyjemność na wspomnienie tej zimnej deklaracji. Właściwie po co miała żyć? Dla kogo?
Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – powtórzyła sama do siebie słowa, które wtedy skierowała do Malfoya.
- Ja też – powtórzyła. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Już wiedziała co musi zrobić. To było takie proste.
Zamknęła oczy i zanurzyła się cała w gorącej wodzie. Poczuła błogość. To było miłe. Powoli odpływała w niebyt. Traciła oddech i ogarniała ją senność.
„Wybacz mi Harry, wybacz mi Ron...”
Pomyślała o rodzicach i lekko się uśmiechnęła. Minutę później straciła przytomność.

***

„Co ona tam tak długo robi do kur*wy nędzy?” - pomyślał poirytowany Draco. Minęło już pół godziny, a ta wariatka nie wychodziła.
- Granger! – wrzasnął i uderzył pięścią w drzwi – Co tym do cholery robisz tyle czasu?!
Cisza.
- Onanizujesz się czy co?!
„Złe posunięcie... Na takie teksty na pewno nie odpowie”
- Granger jak się nie odezwiesz to wchodzę do środka! Mówię poważnie!!
Cisza.
Bardziej intuicyjnie niż rozumowo, Draco poczuł, że coś jest nie tak, jak powinno. Po takiej deklaracji chyba by się odezwała. Poczuł ukłucie strachu.
„A jeżeli zemdlała?’ – pomyślał. Przecież było wiadomo wszystkim, że Granger je dużo mniej od tragedii, która ją dotknęła. Może leży nieprzytomna na posadzce łazienki.
„A co mnie to obchodzi?” – Pomyślał poirytowany. Tylko, że tego nie mógł tak zostawić, zwłaszcza że czuł cały czas dziwny niepokój.

Jeszcze raz uderzył dłonią w drzwi łazienki.
- Jeżeli się teraz nie odezwiesz to wchodzę!
Cisza.
- Alohomora – Malfoy wypowiedział proste zaklęcie i wszedł do środka.
Złożone ubranie, zapach jaśminu i wszędzie ani śladu Granger. Przez dosłownie dwie sekundy stał jak oniemiały, aż zrozumiał.
„O Chryste” – pomyślał.
Jak w jakimś sennym koszmarze wskoczył do wanny. W butach, w spodniach i w swoim wspaniałym nowym ciemnozielonym swetrze.
Zanurkował i wyłowił zupełnie nieprzytomną dziewczynę z wody. Była bezwładna i przez to ciężka, ale Draco nie należał do chucherek. Pierwszą rzeczą którą zrobił zanim w ogóle wyciągnął ją z wanny, było sprawdzenie pulsu.
Był. Ale tak nikły, że w każdej chwili mógł ustać.

Nie myśląc nad niczym i działając zupełnie instynktownie Draco wyciągnął ciało Hermiony z gorącej wody, zawinął w duży ręcznik, który leżał przygotowany obok i pędem pognał do skrzydła szpitalnego z nieprzytomną dziewczyną na rękach. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że potrafi tak szybko biec...

Ten post był edytowany przez Kitiara: 08.12.2004 22:21


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 26.12.2004 07:50
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



IV.


And everytime I see you in my dreams
I see your face, it’s hunting me
I guess I need you baby
[Britney Spears, Everytime]



Niedzielne śniadanie. Hermiona nie była w stanie przełknąć absolutnie nic. Prawie całą noc nie spała, a teraz czuła się jak wyjęta z wyżymaczki. Wzdrygnęła się na myśl o takim porównaniu, ale inne jej do głowy nie przychodziło.
Jej uczucia były tak ambiwalentne, że nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Wiedziała, że śmierć rodziców trochę osłabiła jej twardy charakter. Że nie pozwoliłaby Malfoyowi na żaden pocałunek, gdyby nie przeszła tego piekła, które przeszła; gdyby nie czuła się taka zdruzgotana, bezradna, bezbronna, nikomu niepotrzebna.
Wstydziła się. Tęskniła za tym i wstydziła się, że tęskni. Miała absolutny mętlik w głowie i nie mogła się nikomu zwierzyć. No bo komu?
Harry’emu? Byłoby mu głupio, nie wiedziałby co ma powiedzieć, radziłby pogadać z jakąś dziewczyną, cokolwiek, na pewno by jej nie pomógł... bo jak?
Ronowi? Jeszcze lepiej. Nie zdziwiłaby się, gdyby po takim zwierzeniu nazwał ją odpowiednim epitetem, albo po prostu się na nią obraził. Nie mogła ostatnio znieść towarzystwa Ronalda W.
Profesor McGonagall? Hermiona uśmiechnęła się z przekąsem na myśl o zapiętej na ostatni guzik, poukładanej i pedantycznej profesor Transmutacji, która była jej opiekunką.
Wiedziała, że nie ma na świecie takiej osoby, z którą mogłaby porozmawiać o swoich uczuciach i problemach. Sama musi sobie radzić.

- Hermiono, mam cię nakarmić? – spytał poważnym tonem Harry, wyrywając ją z zamyślenia. – Co z tobą, już normalnie zaczynałaś jeść i znowu podejmujesz strajk głodowy? Zrób sobie tosta z marmoladą, ale już, bo sam to zrobię i narobię ci obciachu przy całej sali karmiąc cię jak małe dziecko.
- Odwal się – odrzekła tonem pełnym ironicznej kurtuazji, ale zabrała się za smarowanie tosta marmoladą.
- Grzeczna dziewczynka – mruknął zielonooki Gryfon. Hermiona posłała mu w odpowiedzi jedynie spojrzenie mało gościnnego bazyliszka. Chłopak nie zraził się. Wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął się łagodnie.
- Anorektyczki wcale nie są pociągające, Herm – zażartował.
- Niektórym się podobają – odcięła się dziewczyna i ugryzła pierwszy kęs. Tost smakował dobrze..
- O, na pewno. Niektórzy są też masochistami albo mają inne dziwaczne upodobania. Kobieto, ty nikniesz w oczach.
- To dobrze, może w końcu całkiem zniknę.
- Dobra, dobra. Jedz i nie gadaj takich bzdur, Herm. Kto by mi pomagał przy pracach domowych z Eliksirów i Transmutacji gdybyś znikła, co? Twój duch? – Harry posłał jej rozbrajający uśmiech i dziewczyna odwzajemniła się tym samym. Co prawda jej uśmiech był nieco bledszy, ale szczery.

Hermiona przełknęła ostatni kęs kanapki i spojrzała na stół Slytherinu.
Oczywiście Draco na nią patrzył. Odwróciła szybko wzrok i zabrała się za smarowanie drugiego tosta. Doszła do wniosku, że lepiej zjeść niż narazić się na bycie karmioną przez Malfoya albo Pottera
Spojrzała jeszcze raz na blondyna. Wkurzało ją to, że jego wzrok jest pełen troski. Miała ochotę wstać, podejść do niego i wrzasnąć, żeby przestał się na nią gapić. I znowu jako pierwsza odwróciła wzrok.
„Nienawidzę go – pomyślała w desperacji – nienawidzę”.
Powtarzała sobie to w myśli raz po raz, ale wiedziała, że nie czuje nienawiści. Sama nie wiedziała co czuje.

- Hermiona, co się stało? Czemu płaczesz? - usłyszała nagle troskliwy szept Harry’ego. Nie miała pojęcia, że po jej policzkach toczą się łzy. Szybko wytarła je wierzchem dłoni.
- Masz jakieś problemy? – dodał zaniepokojony chłopak.
- Nie, nic się nie stało, chyba mi coś wpadło do oka, Harry... Nie przejmuj się – uśmiechnęła się smutno i dokończyła drugiego tosta, nie mając śmiałości spojrzeć w stronę stołu naprzeciwko. Harry nie nalegał na wyjaśnienia i była mu bardzo wdzięczna z tego powodu.
Chociaż rzeczywiście miała problemy. A raczej jeden, za to bardzo ogromny problem. Problem o szarych oczach i jasnych włosach.

***

Hermiona była zadowolona, że Malfoy nie zaczepił jej ani razu podczas przerw. Nie mogła jednak uniknąć faktu, że dosyć często mówił jej zwykłe „cześć”. Ku swojej irytacji, albo się rumieniła, albo w odpowiedzi bąkała coś niewyraźnie pod nosem.
Któregoś pięknego dnia, jedno z takich niewinnych powitań Ślizgona stało się przyczyną niemiłego, ale i zabawnego incydentu.
Powiedział jej „cześć” pod salą Transmutacji i zanim Harry zdążył wyrazić swoje zdziwienie, Ron oburzyć się, a Hermiona odpowiedzieć, zabrała głos najmniej spodziewana osoba w gronie czekających na panią profesor uczniów.
- Draco, co się z tobą dzieje? Ty naprawdę zrobiłeś się jakiś dziwny... – zaszczebiotała Parkinson i poprawiła wystudiowanym ruchem swoje tlenione włosy. – Witasz się normalnie z tą szlamą przy ludziach z twojej sfery. W ogóle straciłeś poczucie godności.
Wszyscy czekali z zaciekawieniem, rozbawieniem bądź z wyraźnym niesmakiem na jakąkolwiek i czyjąkolwiek reakcję.

Harry miał właśnie zrobić coś, o co nigdy by siebie nie podejrzewał, to znaczy dać w twarz kobiecie, ale sytuację uratował Malfoy Junior.
Popatrzył chłodno na swoją ex i powiedział:
- Pansy, nie odzywaj się do mnie publicznie. Jeszcze ktoś pomyśli, że z tobą rozmawiam.
Deklaracja blondyna odniosła sukces, bo panna Parkinson zamknęła swoje podmalowane na cukierkowy róż usta i nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Wśród uczniów rozległy się pojedyncze chichoty, a niektórzy uśmiechali się jedynie z pobłażaniem.
Harry Potter posłał Malfoyowi spojrzenie pod tytułem „ale o co chodzi?” i nawet się do niego uśmiechnął.
- Nie podrywaj mnie, Potter – skomentował cicho Malfoy, co wywołało z kolei szczery uśmiech Hermiony i zaraźliwy chichot Millicenty Bulstrode.

- O! Widzę, że moi uczniowie mają dzisiaj świetne humory – skomentowała zachowanie czekających pod salą, nie zauważona przez nikogo profesor Transmutacji.
Padma Patil, która cały czas bezczelnie gapiła się na Pansy i złośliwie do niej uśmiechała, otrzymała od nauczycielki spojrzenie z serii „zobaczymy czy będziesz taka zadowolona, kiedy znajdziesz się w środku” i mina jej lekko zrzedła.
- Cieszy mnie to – dodała McGonagall, sunąc powoli swoim przenikliwym wzrokiem od twarzy do twarzy każdego z uczniów. – Cieszy mnie niezmiernie, bo zamierzam was dziś troszeczkę przepytać z teorii. Zapraszam do klasy, droga młodzieży...

***

- Hermiona... – Draco zagadnął ją po czwartkowej kolacji.
- Malfoy – warknęła – ty naprawdę nie zamierasz mi dać spokoju? Co ty sobie wyobrażasz, co? - spojrzała na niego ze złością. - Że wskoczę ci do łóżka, czy jak?!
- Ale ja... – Chłopak stał, kompletnie zaskoczony i zbity z tropu. – Ja chciałem cię tylko przeprosić – powiedział niepewnie i spuścił wzrok.
Takie zachowanie było do tego stopnia niepodobne do zadufanego w sobie, wiecznie zadzierającego nosa potomka Malfoyów, że Hermiona, która miała już odwrócić się i odejść, przystanęła wpół kroku.
- Przepraszam za to, że... Przepraszam za to, że cię pocałowałem. Nie chcę, żebyś sobie myślała, że ja.... – plątał się i nie wiedział jak ma skończyć, chciał się zapaść ze wstydu pod ziemię.
- W porządku. Nie gniewam się – powiedziała zimno dziewczyna.
- A mi się wydaje, że tak.
- To źle ci się wydaje – odwarknęła. Nie mogła ścierpieć, że okazała się tak słaba i zamiast strzelić go porządnie po gębie, najpierw odwzajemniła pocałunek, a potem popłakała się i uciekła. Fakt, że do tej pory tęskniła za jego bliskością, potęgował tylko jej złość. Tak, Malfoy miał rację, była na niego wściekła i nie potrafiła sobie poradzić z dręczącymi ją emocjami.
- W takim razie, jeszcze raz sorry, Hermiona...

- Za co ty ją przepraszasz? – Gryfonka usłyszała zimny, kobiecy głos.
- Nie twój zakichany interes, Pansy. Mówiłem ci, żebyś nie odzywała się do mnie przy ludziach, prawda? Idź, popraw swój idealny makijaż. – Draco nie zaszczycił Parkinson nawet jednym spojrzeniem.
- Powinieneś się leczyć, Draco. Upadłeś na mózg i jest z tobą coraz gorzej.
- Kobieto, skoro jesteś taka głupia to coś ci powiem! – Draco odwrócił się w kierunku tlenionej blondynki. - To, że zacząłem myśleć samodzielnie, a nie według schematów, które mi wpajano od dzieciństwa, nie oznacza, że upadłem, jak raczyłaś się wyrazić, na mózg. – Głos Ślizgona był lodowaty, a jego spojrzenie mogłoby zabić Pansy na miejscu, gdyby wzrok miał właściwości uśmiercające. - Oznacza jedynie, że w przeciwieństwie do niektórych, na przykład do ciebie, zacząłem używać rozumu. Jeżeli ci to nie odpowiada, to już twój problem.
W pobliżu rozmawiających zebrała się spora grupka gapiów. Rozmowy Draco – Pansy z ostatnich dni stanowiły dla uczniów Hogwartu niezłą rozrywkę. Ślizgoni mieli z tego największą frajdę, bo mogli sobie posłuchać rzadkich, acz ciekawych i treściwych dialogów, które odbywały się w ich Pokoju Wspólnym. Draco miał cięty język i bez użycia niewybrednych określeń potrafił powiedzieć pannie P. P., co o niej sądzi.

- Jesteś skończonym kretynem, Draco – skomentowała Parkinson.
- Jeżeli bycie kretynem pozwoli mi trzymać ciebie z daleka od mojej osoby, to cieszę się, że nim jestem.
Pansy odeszła. Ale zanim to zrobiła syknęła Hermionie prosto do ucha jedno bardzo wymowne słowo:
- Dziwka!
Normalnie Hermiona dałaby jej w twarz, ale to nie było „normalnie”. Dziewczyna za dużo przeszła ostatnimi czasy. Za wiele złych rzeczy przeżyła, żeby reagować „normalnie”.
Stała nieruchomo jeszcze kilka chwil. W końcu poczuła, że po jej policzkach płyną łzy. Popatrzyła na zebranych dookoła niej uczniów, zastanawiając się, czy ktokolwiek słyszał jak nazwała ją Parkinson.
Wytarła oczy rękawem szaty i ruszyła na uginających się nogach do Wieży Gryffindoru.


***

(*)Sobotnie śniadanie było męką.
Hermiona wypościła się ostatnimi czasy tak dokładnie, że była w stanie jeść naprawdę niewiele, a teraz kiedy dostała miesiączkę, bolał ją brzuch i miała lekkie mdłości, w ogóle nie była w stanie patrzeć na jedzenie, a co dopiero je konsumować.
Przez całe śniadanie czuła na sobie irytujące spojrzenie Dracona, który z dezaprobatą patrzył jak dłubie bezmyślnie w talerzu. Zdawała sobie też sprawę z tego, że Harry łypie na nią co chwila, ze swego miejsca po prawej stronie. Próbowała się zmusić do zjedzenia czegokolwiek, ale nie mogła. Z rozpaczą przełykała ślinę i krzywiła się z bólu przy każdym większym skurczu powodującym bóle menstruacyjne.
- Zjedz coś – syknął w końcu Harry, kiedy połowa uczniów już wyszła, a reszta powoli kończyła śniadanie.
- Nie mogę – jęknęła.
- To się zmuś. Chcesz zemdleć, Herm? – Dziewczyna usłyszała w jego głosie autentyczną troskę.
- Próbuję i nie mogę.
- Za słabo próbujesz. Nie ma strachu, zaraz ci pomogę.
- Chyba żartujesz? – oburzyła się Hermiona.
- Wcale, a wcale – pokręcił głową Harry.

Chwilę później wyszli prawie wszyscy. Przy stołach zostali tylko ostatni Puchoni i Krukoni. Przy stole Gryffindoru siedzieli tylko Harry i Hermiona, a przy stole Slytherinu jedynie Draco Malfoy, który złożył ręce na piersiach i obserwował ich spod półprzymkniętych powiek.
Hermiona podniosła się z zamiarem opuszczenia Wielkiej Sali, ale Harry mocno chwycił ją za rękę.
- Siadaj, Herm – powiedział i popatrzył na nią z powagą. – Przecież nic nie zjadłaś.
- Jesteś chory! – fuknęła.
- Nie, jestem zdrowy. To TY chcesz się wpędzić w chorobę Nawet jak nie możesz jeść, to powinnaś chociaż troszkę zjeść na siłę, zwłaszcza na śniadanie. Proszę – Harry położył na jej talerzu tosta z szynką i nalał do szklanki dziewczyny gorącej herbaty, która utrzymywała ciepło w dzbanku, w sposób magiczny.
- Nie zjem! – warknęła Hermiona i złożyła ręce na piersi. Wbiła wzrok przed siebie, tylko po to by zobaczyć jak Malfoy powoli podnosi się ze swojego miejsca i idzie prosto w ich kierunku.
„Cudownie” – pomyślała z rozpaczą. – „Czy mi się zawsze muszą spełniać wszystkie koszmary?”

Przy stole nauczycielskim zostali jedynie Hooch, McGonagall i Snape. Rolanda chciała omówić z opiekunami Slytherinu i Gryffindoru sprawę kolejnych treningów Quiddicha. Drużyny tych Domów zawsze sprawiały trenerce najwięcej problemów.
Teraz Severus cieszył się, że mógł zostać w Wielkiej Sali nieco dłużej. Patrzył z zaciekawieniem, jak jego najlepszy uczeń podchodzi do Pottera i Granger, którzy wzbudzili zainteresowanie pozostałych na sali osób, głównie dzięki buńczucznej postawie Hermiony i jej głośnych deklaracji, że nie będzie jadła.
- Stawiam dziesięć galeonów, Severusie, że Malfoy zamierza pomóc Potterowi nakarmić Granger – powiedziała chłodno pani Hooch, wbijając swój przenikliwy jastrzębi wzrok w Opiekuna Ślizgonów.
Minerva prychnęła:
- Też coś!
- Ja dorzucam swoje dziesięć – powiedział Snape, głodnym wzrokiem obserwując przebieg wydarzeń. – Wchodzisz, Minervo? – Mężczyzna uniósł wysoko brwi i spojrzał natarczywie w oczy opiekunki Gryfonów.
- Jesteście niepoważni, jak dzieci zupełnie! – żachnęła się kobieta. - Ale niech wam będzie. Abo się z nimi pokłóci, albo wyjdzie z Wielkiej Sali.
- Albo stracisz dwadzieścia galeonów – powiedziała zimno Rolanda.

- Nie, no, Hermiona! Zjedz grzecznie, albo włożę ci tego tosta siłą do ust. – Harry zaczynał się niecierpliwić.
Zielonooki popatrzył z nadzieją na Malfoya. Modlił się, żeby chłopak pomógł mu z tą cholerną, krnąbrną dziewuchą. Mogła w każdej chwili stracić przytomność i wcale nie wyrażała chęci współpracy, a z tego co wiedział, potrafiła nieźle przyłożyć, gdy ktoś ją zdenerwował. Tak, pomoc zdawała się w tej delikatnej kwestii niezbędna. W końcu to Draco zapowiedział Hermionie, że sam będzie ją karmił jeżeli dziewczyna o siebie nie zadba.
- Robisz przedstawienie, Harry – spokojnie stwierdziła Hermiona. – Nawet nauczyciele tu patrzą.
- Niech się patrzą! Masz zjeść! Jesteś dorosła, czy nie?!
- Jestem i dlatego mi nie będziesz rozkazywał. Źle się czuję.
- I tym bardziej powinnaś zjeść śniadanie. – Zimny głos Malfoya rozległ się po jej lewej stronie.

- Właśnie wygraliśmy zakład, Severusie – Rolanda spokojnie łyknęła soku z dyni.
- Nie bądź taka pewna swego – powiedziała Minerva, chociaż zasłyszane słowa Dracona sprawiły, że jej szczupłe ciało osunęło się w krześle.
- Minervo, nie bądź optymistką. Przegrałaś – orzekł Mistrz Eliksirów i posłał pani wicedyrektor jadowity uśmiech.

- Odwal się, Malfoy – Hermiona „grzecznie” odpowiedziała na koleżeńską radę Ślizgona.
Draco nic nie odpowiedział, jedynie usiadł obok Hermiony i popatrzył wymownie na Harry’ego.
- Nie dajesz sobie rady? – spytał spokojnie. – Spróbuj, może ci się uda.
Hermiona poczuła się urażona, że blondyn zachował się tak jakby była powietrzem, jakby nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia.
Harry podniósł tosta i oświadczył.
- A teraz Hermiona grzecznie zje kanapeczkę - poczuł się pewniej mając psychiczne wsparcie i mało go obchodziło, że kilkanaścioro uczniów z Hufflepuffu i Ravenclawu przygląda się całemu zajściu ze szczerym zainteresowaniem.
- Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić tego tosta, Harry? – Dziewczyna bynajmniej nie była zadowolona z faktu, że wzbudza ciekawość uczniów i nauczycieli pozostałych na sali.
- Nie wiem, oświeć mnie Hermiono. – Chłopak postanowił dobrze się bawić.
- Wsadź go sobie głęboko w dupę!! – nie bez satysfakcji wykrzyknęła Hermiona, co wywołało jedynie nikły ironiczny uśmiech Dracona i rozbawiony śmiech Pottera.
Kilkoro uczniów wydawało się rozweselonych, część była bardzo zdziwiona. Pani Hooch zakryła dłonią usta, by dwójka pozostałych nauczycieli nie zauważyła jak mocno ubawiła ją scena rozgrywająca się przed jej oczyma.

- Panno Granger! – Minerva była oburzona.
- Granger, dziesięć punktów od Gryffindoru za niewybredne słownictwo – chłodnym głosem stwierdził Snape. - Hamuj się.
Dziewczyna miała już coś odpowiedzieć nauczycielowi, ale postanowiła pójść za jego radą i pohamować się.

- Tosty nie są od wkładania ich w tyłek, służą do jedzenia – oznajmił cicho ale bardzo wyraźnie Malfoy, wywołując ironiczne uśmiechy u Hooch i Snape’a.
- Kretyn – stwierdziła szeptem Hermiona, patrząc Ślizgonowi w oczy.
- To jest niedorzeczne. Wychodzę! – Dziewczyna wstała z zamiarem wyjścia z Wielkiej sali, ale młodzieńcy siedzący po obydwu jej stronach złapali ją jak na komendę za ręce i oznajmili chórem, sadzając ją z powrotem na krześle:
- Siedź i jedz!
Obydwaj popatrzyli na siebie z konsternacją.
- Chociaż raz się ze mną zgadzasz, Malfoy – stwierdził Harry.
- Wolę opcję, że to ty raczyłeś zgodzić się ze mną, Potter – zimno oznajmił Draco. – Jeżeli nie zjesz tego tosta, to stąd nie wyjdziesz, Granger – dodał, patrząc Gryfonce w oczy.
- Już nie Hermiono? – zadrwiła dziewczyna.
- Jesteś krnąbrna, uparta i działasz ze szkodą dla swojego zdrowia. – Chłopak puścił uwagę mimo uszu.
- To moje zdrowie – wysyczała Hermiona.
- A my o nie dbamy i cię nakarmimy – Harry przemawiał łagodnym tonem, jakby miał do czynienia z wyjątkowo trudnym dzieckiem.
- Właśnie, nakarmimy cię skarbie. Czy tego chcesz, czy nie – Malfoy ponownie zgodził się z Potterem, chociaż wolałby opcję odwrotną.

- HA! Sev, mamy po dziesięć galeonów! – oznajmiła radośnie pani Hooch i posłała rozbawione spojrzenie wszystkim, zdziwionym jej deklaracją uczniom.
- Ciszej, kobieto, hazard jest nielegalny – wyszeptał Severus posyłając Rolandzie rozbawione, ale też po części poirytowane spojrzenie.
- Jak dzieci – oznajmiła dystyngowanym szeptem Minerva i poprawiła zapięty pod samą szyję kołnierzyk.

- Nie jestem twoim skarbem – warknęła Hermiona – i nie będę jadła. Koniec dyskusji.
Draco jedynie sardonicznie się uśmiechnął.
- Będziesz jadła, skarbie – Harry nie mógł sobie darować. – Popatrz jaki ładny tościk, Herm. Bądź grzeczną dziewczynką i zjedz kanapeczkę.
- Nie mów do mnie w ten sposób, bo przyłożę, Harry – wzrok dziewczyny miotał wściekłe błyski.
- No, zjedz – Harry podsunął jej kanapkę pachnącą szynką pod sam nos.
- Odczepcie się ode mnie obydwaj! – Ruchem tak szybkim, że niemal niezauważalnym, dziewczyna wyciągnęła różdżkę i zbliżyła ją do twarzy Gryfona.
- O, jaka tygrysica – Malfoy nadal miał przyklejony do twarzy swój najlepszy ironiczny uśmieszek.
- Zwłaszcza ty, Malfoy – syknęła Hermiona i ze złością skierowała różdżkę na Dracona.

Severus już trzymał swoją różdżkę w pogotowiu, a Rolanda spytała cicho:
- Sev, zakładamy się o to jakim przekleństwem w niego miotnie?
- Myślę, że nie miotnie – odrzekł Snape.
Podczas tej wymiany zdań Harry stracił cierpliwość. Odłożył kanapkę na talerz i wyrwał zaskoczonej Hermionie różdżkę z ręki.
- Niebezpieczeństwo zażegnane – pani Hooch cieszyła się, że nie doszło do zakładu. Nie lubiła przegrywać.

- Posłuchaj mnie, Hermiona – powiedział Harry ze złością. – Może i cię zdenerwowałem tymi tekstami... Tym, że mówiłem jak do małego dziecka. Ale powiedz mi jak mam mówić, skoro argumenty do ciebie nie trafiają, co?
- Po prostu ją nakarm. Pomogę ci – ton głosu Dracona był chłodny i uprzejmy.
Zanim oburzona Hermiona zdążyła zareagować, Draco najspokojniej w świecie przytrzymał jej ręce na plecach i sucho oznajmił:
- Potter cię nakarmi, a ty grzecznie zjesz, Granger i nie zmuszaj mnie do używania siły.
- Jesteście chorzy – syknęła ze złością Gryfonka i mocno się szarpnęła.
- To chyba ty chcesz być chora – sprostował Harry, a Draco nieznacznie ścisnął ręce dziewczyny.
- Ała! – warknęła ze złością.
- Granger, ja jestem bardzo delikatny, za chwilę mogę nie być. Bądź rozsądną dziewczyną i zjedz chociaż jedną kanapkę. Czy ty lubisz tracić przytomność? – pytanie zadał dosyć jadowitym tonem.
- Robicie ze mnie przedstawienie. Z siebie też! – Hermiona była bliska łez.
- Ty robisz z siebie przedstawienie – cicho powiedział Harry. - Swoim upartym, bezmyślnym zachowaniem.
- Z łaski swojej wyjdźcie z sali – Draco rzucił w kierunku uczniów bardzo nieprzyjemne spojrzenie. – To nie jest ani cyrk, ani teatr tylko miejsce posiłków. Skończyliście jeść? To do widzenia. Jak za chwilę nie poznikacie to osobiście się wami zajmę.

- Jazda stąd – Severus poparł swojego podopiecznego i patrzył chmurnym wzrokiem jak uczniowie niechętnie opuszczają Wielką Salę. – A ty Granger tracisz kolejne pięć punktów za swoją infantylną postawę i upór godny małego dziecka. Myślałem, że jesteś inteligentną dziewczyną.
- Malfoy, ty także tracisz pięć punktów – oznajmiła z powagą Minerva i posłała urażone spojrzenie Severusowi. – Używasz przemocy wobec uczennicy.
- Jakiej przemocy, pani sor?!– obruszył się chłopak. – Ja tylko próbuję zapobiec nieszczęściu. Potter nie ma pojęcia, jak ona potrafi przyłożyć i może nie powinien zbyt szybko się o tym przekonywać.
- Przyłożę tobie, Malfoy – syknęła dziewczyna. – Może nawet dwa razy.
- Och, a za co ten drugi Hermiono, co? – zapytał cicho i ironicznie.
Dziewczyna miała już odpowiedzieć za co, ale przypomniała sobie o obecności Harry’ego.
- Po to, żeby było po równo! – warknęła i ponownie spróbowała wyszarpnąć ręce.
- To boli!
- Bo się szarpiesz.
- Świnia!
- Uparty bachor.
- Cham!
- Zawzięta smarkula.

- Przestańcie! – Harry nie dopuścił do posypania się mniej wybrednych epitetów, przynajmniej w przypadku Hermiony. – Chcesz stracić kolejne punkty? – spytał cicho dziewczynę.
- Wiesz ile mnie obchodzą te zakichane punkty?! A ty, Malfoy puść mnie w tej chwili! – Hermiona była coraz bardziej zła.
- Puszczę cię – powiedział spokojnie Draco. – Pod jednym warunkiem. Zachowasz się jak dorosła kobieta i zjesz chociaż jednego tosta. Nic ci się nie stanie, a jeżeli czujesz się źle, to najwyżej poczujesz się trochę lepiej. Z dolegliwościami udaj się do pani Pomfrey, ale nie zwalczaj ich głodówką. Tym możesz sobie jedynie zaszkodzić.
- Jakiś ty troskliwy! – prychnęła Hermiona.
- Mogę cię puścić? – spytał spokojnie nie zwracając uwagi na sarkastyczny ton dziewczyny. – Czy zamierzasz zachowywać się jak niepoprawne dziecko?

Hermiona nic nie odpowiedziała. Zdziwiła ją autentyczna troska w głosie Ślizgona, Harry’ego zresztą też, ale nie zamierzał się nad tym rozwodzić.
- Hermiona, Malfoy ma rację – powiedział zielonooki. - Dlaczego ty postępujesz w myśl zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy”? Przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że powinnaś zjeść cokolwiek, a ty nawet herbaty nie chcesz się napić... Zjedz i zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey da ci coś na ból brzucha, dobrze? – Harry mówił z taką troską, że dziewczyna zawstydziła się z powodu swojego krnąbrnego zachowania.
- Mogę cię puścić? – łagodnie spytał po raz drugi Ślizgon.
Cisza. Hermiona zacisnęła zęby. Nie lubiła przyznawać się do błędów, a teraz musiała to zrobić.
- Mogę cię puścić? – po raz kolejny zadał to samo pytanie Malfoy junior i delikatnie rozluźnił uścisk na łokciach dziewczyny.- Czy wolisz, żeby Potter karmił cię na siłę z moją skromną pomocą? Bądź dorosła.
- Dajcie mi święty spokój, sama zjem! – Hermiona tym razem wyrwała bez problemu ręce i spojrzała na niego koso.
- No, to rozumiem – Harry uśmiechnął się szeroko, za co otrzymał spojrzenie z serii „lepiej zamilcz, bo nie ręczę za siebie”.

- No – pani Hooch wstała i popatrzyła z uznaniem na stół Gryffindoru. – Pan Malfoy i Pan Potter otrzymują po dziesięć punktów za uświadomienie koleżance Granger, że jeść nie tylko się powinno, ale nawet trzeba.
– Nie patrz tak na mnie, dziewczyno – dodała widząc zabójcze spojrzenie Hermiony. - Niedługo będziesz tak chuda, że cię podmuch wiatru przewróci. Chyba, że złoci chłopcy Hogwartu – przy tych słowach uśmiechnęła się złośliwie - będą cię tak skutecznie pilnować jak dzisiaj... albo zmądrzejesz sama.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, patrzyła tylko z niechęcią na profesorkę, która powoli wyszła z sali.
Severus i Minerva także wstali i ruszyli do drzwi.
- Tylko cisza i spokój was uratują – oznajmił Snape i wraz z panią wicedyrektor udał się do pokoju nauczycielskiego.

- Bardzo ładnie, skarbie – stwierdził Draco, gdy Hermiona skończyła jeść tosta i popiła go gorącą herbatą.
- Naprawdę się doigrasz – skomentował słowa Malfoya Harry, gdy zauważył błysk żądzy mordu w oczach dziewczyny. – Doigrasz się, a ja nie będę interweniował.
- Nie musisz, sam sobie poradzę – obojętnie odpowiedział Draco. – A ty, Hermiono, weź sobie jeszcze jednego tosta, widzę że ci smakują... To nie była prośba, Granger – dodał, gdy dziewczyna podziękowała za tą „wątpliwą przyjemność”. spojrzała na niego wzrokiem rozwścieczonego hipogryfa.
- Czy ty nie potrafisz zrozumieć, że nie jestem w stanie zjeść już czegokolwiek, kretynie? - Hermiona życiu nie przyznałaby się że poczuła się odrobinę lepiej i mdłości które odczuwała nieco się zmniejszyły. Z drugiej strony, rzeczywiście heroizmem z jej strony było skonsumowanie jednej kanapki i Draco jedynie uśmiechnął się ciepło w odpowiedzi na jej deklarację.
- Już druga kobieta mnie w tym tygodniu nazwała kretynem, Potter. Coś w tym musi być.
Hermiona zarumieniła się, kiedy przypomniała sobie okoliczności w jakich ostatnio chłopak został tak nazwany przez Pansy Parkinson. Rzuciła przelotne spojrzenie na blondyna i nie dojrzała w jego oczach błysku złośliwości, jedynie szczere rozbawienie i ciepło.
- Co by nie mówić, Malfoy. Musisz mieć w tej kwestii rację, więc nie będę się spierał – orzekł z miną filozofa Harry i wyszczerzył zęby w uśmiechu, zadowolony ze swojej błyskotliwej odpowiedzi.

Hermiona dopiła herbatę, wstała, powiedziała niezbyt miłym tonem „było pyszne” i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Herm! – krzyknął Harry. – Idę z tobą do skrzydła szpitalnego, poczekaj.
Hermiona przewróciła oczami, ale zatrzymała się i łaskawie poczekała, aż Harry podniesie się i wyjdzie razem z nią.
Draco jeszcze przez kilka chwil siedział przy stole Gryfonów i wpatrywał się bezmyślnie w drzwi do Wielkiej Sali. W końcu wstał i smętnie poczłapał do biblioteki, żeby skończyć kilka wypracowań na kolejny tydzień.


(*) Całą scena w Wielkiej Sali opisana została specjalnie na prośbę Nagini i zadedykowana jest właśnie Jej i Sonce, której ten pomysł także się spodobał.


***

- Hermiona, eee...
Dziewczyna obejrzała się niemal ze złością.
„Znowu on!” – pomyślała.
- Wypadło ci pióro, proszę... – Draco wyglądał na zmartwionego.
Dziewczyna wyrwała mu je z ręki.
- Dzięki – burknęła.
Była zła na samą siebie, że zachowuje się jak jakaś obrażalska pannica z przerostem ego, ale nic nie mogła na to poradzić.
- Ty się na mnie gniewasz, prawda? – chłopak popatrzył ze smutkiem na Gryfonkę, co ją tylko jeszcze bardziej zezłościło.
Była środa i właśnie skończyły się ostatnie zajęcia w tym dniu - Transmutacja. Lekcja była wyjątkowo trudna i nużąca. Hermiona marzyła tylko o pójściu pod prysznic i ciepłym łóżeczku. Nie chciało się jej iść nawet na kolację, wybierała się jednak na nią tylko po to, żeby Harry nie gderał jej o potrzebie jedzenia.

- Zrobiłeś ze mnie pośmiewisko razem z Harrym i dziwisz się, że czuję do ciebie urazę? Niesamowite, Malfoy.
- Boże, Hermiona! – Draco nagle przestał być cichy, miły i uprzejmy, i dziewczyna uniosła na niego zdziwiony wzrok.
- Obydwoje wiemy – powiedział już dużo ciszej – dlaczego się na mnie wściekasz. Przeprosiłem cię przecież. Co mam zrobić, błagać cię na kolanach o przebaczenie?
Hermiona patrzyła ze zdziwieniem na Ślizgona i nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć.
Przecież chyba nie przyznać się do tego, że czuje wściekłość nie za pocałunek, a na myśl o tym, że za tym pocałunkiem tęskni... Nie odpowiedziała więc zupełnie nic.

- Wiesz, co? Myślałem, że jesteś inna. Ale jesteś zwykłą zarozumiałą i obrażalską pannicą. Mam dość.
- To daj mi spokój i za mną nie łaź! – krzyknęła urażona i zraniona dziewczyna.
- Czy to moja wina, że chodzimy praktycznie na te same zajęcia?! Wcale za tobą nie chodzę! A jeżeli tak bardzo chcesz, to w ogóle nie będę się do ciebie odzywał! – Chłopakowi było przykro, czuł się źle. Nie chciał krzyczeć na Hermionę, ale był rozżalony jej chłodnym, bezdusznym stosunkiem.
Skąd mógł wiedzieć, że tak naprawdę nie jest jej obojętny.
- ŚWIETNIE! – Hermiona miała w oczach łzy. – Ja nie mam nic przeciwko temu! Daj mi święty spokój, Malfoy! – odwróciła się i poszła w kierunku Wielkiej Sali.
„Pobiłem właśnie rekord kretynizmu” – pomyślał Ślizgon. Był jednak zbyt dumny i zbyt urażony, by biec za dziewczyną i ją przepraszać.

***

Drogi Synu!
Oboje z matką jesteśmy z Ciebie bardzo dumni. Ostatnio Twoje wyniki w nauce osiągnęły bardzo wysoki poziom i tuszę, że utrzymasz je w tym stanie do ukończenia Hogwartu.
Wiem, że ta szkoła ma niższy poziom nauczania niż Durmstrang, i że prowadzi ją ten miłośnik szlam i mugoli, zramolały Albus Dumbledore, ale jednak cieszy się ona dużą renomą w naszym świecie, także wśród zacnych i szanowanych rodów, takich jak nasz ród Malfoyów, który od dwunastego wieku może pochwalić się wolnością od nawet kropelki mugolskiej, czy szlamowatej krwi.

Jesteś już prawie dorosły i niedługo będziesz mógł ukoronować swoją przynależność do arystokratycznej i najszlachetniejszej czystej krwi, wstępując w szeregi Czarnego Pana, który wyraził nadzieję, że Twoja inicjacja nastąpi, gdy tylko zdasz pomyślnie swoje Owutemy, Synu.
Jestem z tego powodu bardzo dumny i tuszę, że z należytym szacunkiem i powagą przyjmiesz ten zaszczyt i będziesz godnie służył naszej sprawie, przyczyniając się do oczyszczenia Magicznego Świata z tych, którzy nie są godni nosić miana Czarodziejów i Czarownic.
Mam nadzieje, że nie zawiedziesz ani Jego, ani moich i matki, oczekiwań wobec Ciebie.
Z wyrazami miłości
Twój ojciec Lucjusz Malfoy


„Miłości, czy ty masz jakieś pojęcie o miłości, drogi ojcze?” – pomyślał Draco z gorzką ironią. Jeszcze raz przebiegł wzrokiem po równym, pochyłym piśmie ojca, tak bardzo podobnym do jego pisma, skupiając się na ostatnich kilku zdaniach
- Niech to szlag! – zaklął na głos w swoim pustym, luksusowym dormitorium. – Niech to wszystko trafi jasny szlag!
Był piątkowy wieczór i do tej pory Malfoy junior miał wyrzuty sumienia po kłótni z Hermioną, ale był zbyt dumny i nie miał na tyle odwagi cywilnej, aby ją przeprosić. Poza tym, gdzieś w głębi duszy, cały czas czuł się przez nią pokrzywdzony.
A teraz jeszcze to.
List od ojca.
Jak zwykle chłodny i oficjalny.
Jak zwykle żadnych decyzji o swoim życiu nie mógł podjąć samodzielnie.
Albo zrobi to, czego pragnie ojciec, albo szanowny Lucjusz Malfoy wyrzeknie się krnąbrnego syna.
Albo zostanie Śmierciożercą, albo straci ojca i zyska śmiertelnego wroga.
Albo się pokornie zgodzi na zgotowany mu los, albo straci rodzinę i dom.
W obydwu przypadkach przegrywał.
W obydwu przypadkach musiał cierpieć.
Ale tylko w jednym przypadku straciłby szacunek do samego siebie.

Draco Malfoy usiadł przy stole i zaczął pisać list do rodziców.
Długi, smutny, pełen goryczy i żalu list, w którym oznajmiał swoim szanownym rodzicielom, że nie chce mieć już z nimi nic wspólnego.

***

Draco siedział nad jeziorem i wrzucając do wody kamyki, obserwował rozchodzenie się fal.
Myślał nad listem, który wysłał poprzedniego wieczoru do domu.
Nie odczuwał żalu z powodu podjętej decyzji, ani nie oczekiwał żadnej odpowiedzi od matki, która trzymała zawsze stronę swego szlachetnego małżonka, czy tym bardziej od ojca.
Powinien czuć niepokój, ale czuł jedynie ulgę i wewnętrzną harmonię.
Kolejny kamyk, nieco większy od pozostałych, poszybował daleko i z cichutkim pluskiem wylądował prawie na środku jeziora.

- Ładny rzut – Hermiona usiadła obok chłopaka i popatrzyła na kręgi rozchodzące się falami po przejrzystej wodzie.
- Teraz ty za mną łazisz? – zadrwił Draco nawet nie racząc spojrzeć na dziewczynę.
- Przestań – odpowiedziała cicho.
- W porządku – Ślizgon nie chciał się kłócić. W duchu cieszył się nawet, że pierwsza się do niego odezwała. Sam nie wiedziałby co powiedzieć, jak zacząć jakąkolwiek rozmowę.
- Co się z tobą dzieje? Zmieniłeś się.
- Przecież ci mówiłem. Opowiedziałem ci niemal całe swoje życie. – Draco popatrzył Hermionie w oczy. – Zapalisz?
- Nie, dziękuję.
- Nie będzie ci przeszkadzało jak ja to zrobię?
- Proszę bardzo.
Siedzieli w absolutnym milczeniu przez dobrych kilka minut. Żadne z nich nie odczuwało potrzeby mówienia, jedynie potrzebę bliskości drugiej osoby
Draco zgasił papierosa i za pomocą prostego zaklęcia sprzątnął niedopałek.

- Bardzo kochałam swoich rodziców... nadal kocham i tęsknię za nimi – Hermiona wpatrywała się uparcie w jezioro.
- Ja już nie mam rodziców – chłodno odrzekł Draco.
- Nie rozumiem. – Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Nie chcę być... – Zawahał się na chwilę i lekko się zarumienił. – Nie chcę być tacy jak oni, nie chcę być jednym z nich. Nie mam już domu, bo ojciec nie zechce mieć do czynienia z wyrodnym synem, który odrzuca życiową szansę... Nieważne. – W jego głosie słychać było chłód, ronię i sarkazm.
Hermiona była zdziwiona jego deklaracją. W głębi duszy poczuła do chłopaka coś na kształt szacunku. Miała świadomość, że decyzja Dracona wymagała odwagi, samozaparcia, rezygnacji z życia pełnego luksusów.

- I co teraz? Gdzie będziesz mieszkał? Co będziesz robił? – spytała po kilku chwilach ciszy.
Draco wzruszył ramionami.
- Będę pracował dla starego Dumbla.... Na razie przekoczuję w Hogwarcie, a potem się zobaczy. A ty? Zamierzasz wrócić do rodzinnego domu? – popatrzył jej uważnie w oczy. – Przepraszam, nie powinienem o to pytać, wybacz – dodał zaraz, uświadamiając sobie jak nietaktowne były jego słowa.
- W porządku... Zamierzam sprzedać dom, nie mogłabym w nim mieszkać, nie po tym, co się stało – głos jej się załamał, a z oczu popłynęły łzy. – Przepraszam, ostatnio często się rozklejam.
- Nie przepraszaj, przecież to normalne, że ci smutno. - Podał jej czystą, jedwabną chusteczkę.
- Dziękuję.

- Hermiona, przykro mi, że tak się paskudnie zachowałem w środę po Transmutacji – odezwał się ze skruchą po kilku minutach ciszy.
- Ja też zachowałam się okropnie. Nie przepraszaj.
- Mimo wszystko, przykro mi. To wszystko wyszło nie tak jak chciałem. Zawsze coś schrzanię... Nie słuchaj mnie. Bredzę.
Hermiona popatrzyła uważnie na chłopaka.
- Nie bredzisz – powiedziała cicho.
- Bredzę. Zawsze powiem, albo zrobię coś nie tak, mam to chyba we krwi. – Draco z irytacją wrzucił koleiny kamyk do wody.
- To nieprawda... Gdyby tak było nie odważyłbyś się przeciwstawić ojcu – czułą, że wstępuje na niepewny grunt, ale Draco nie zdenerwował się, jedynie ironicznie się uśmiechnął.
- A może to głupota nie odwaga? Sam nie wiem. Czuję wewnętrzny spokój po tej decyzji.
- To znaczy, że jest słuszna. Tylko, czy ty będziesz teraz szczęśliwy? Straciłeś rodzinę i nie będziesz miał już tego co do tej pory. Przeszedł ci koło nosa olbrzymi majątek... Nie mówię tak bo mam cię za materialistę, tylko że jak człowiek jest przyzwyczajony do pewnego poziomu życia, to trudno mu z tego zrezygnować.
- To jest akurat mój najmniejszy problem – Draco wrzucił do jeziora chyba już setny kamyk i zapatrzył się na fale. - Moje szczęście nie zależy ani od poparcia apodyktycznych rodziców, ani od ilości galeonów na koncie u Gringotta. Od jakiegoś czasu zupełnie inaczej pojmuję to, co nazywamy szczęściem... Będę szczęśliwy mogąc zrobić coś dobrego. – Hermiona popatrzyła na jasnowłosego Ślizgona z niemym zdziwieniem. Słowo „dobry” w jego ustach brzmiało jakoś egzotycznie, ale chłopak mówił bardzo poważnie.
- To oczywiście nie wszystko, bo moje szczęście zależy jeszcze od jednej, bardzo ważnej osoby. – Kolejny kamyk poszybował daleko i opadł w toń jeziora.
- Od kogo? – automatycznie spytała dziewczyna, chociaż w głębi duszy czuła, że zna odpowiedź.

Draco wstał i popatrzył na nią.
- Od ciebie, Hermiono – powiedział po prostu i powoli ruszył w kierunku Zamku.
Nie potrafiła nic na to odpowiedzieć. Siedziała jeszcze przez dłuższy czas nad jeziorem i mimo że było zimno, nie przejmowała się tym.
Hermiona Granger rozmyślała. Myślała o swoim życiu, o swojej przeszłości i przyszłości.
Zamknął się za nią jeden ważny rozdział życia i wkraczała w następny.
Nie była już dzieckiem, była dorosłą kobietą i sama musiała sobie radzić ze swoimi problemami, uczuciami, sama musiała podejmować istotne decyzje.
Wzięła kamyk w dłoń opiętą ciepłą rękawiczką i rzuciła.
- Niezły rzut, Granger – pochwaliła samą siebie. Zrobiło się już późno. Dziewczyna wstała i otuliła się mocniej płaszczem.
Westchnęła i bardzo wolno ruszyła w stronę Zamku.
Nagle uświadomiła sobie, że ma przed sobą całe długie życie...


KONIEC

Ten post był edytowany przez Kitiara: 26.12.2004 08:05


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 05:58