Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 12:42
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku hawajskim Żółte Morze, usytuowana była na wznoszącej się ponad głównymi arteriami wyspy, niewielkiej górze wulkanicznej. Chowając swoje uroki przed niepowołanymi oczami w zwyczajnie wyglądające chatce ze strzechowym dachem, wewnątrz zapierała w piersiach dech. Całe wyposażenie związane było z ludowością tubylców. Na ścianach wisiały maski ludowe, oraz przyrządy pomocne w połowach. Wesoła kolorystyka żółci, zieleni i różu dodawała typowo hawajskiego nastroju. W powietrzu unosił się słodki zapach orchidei pomieszany z typową wonią świeżych ryb. Bez wątpienia było to niesamowite miejsce i tam właśnie kierował się Draco. Jadał tam już nie raz i nigdy jeszcze, choćby nie wiadomo w jak złym wszedł tam humorze, nigdy… przenigdy w takowym nie wyszedł… Hermiona szła obok niego, co jakiś czas niepewnie się rozglądając. Dawno wyszli już poza turystyczną część wyspy, a przebywanie na nieznanym sobie terenie i to z Malfoyem u boku, nie specjalnie napawało ją poczuciem bezpieczeństwa.
- Czym się denerwujesz?- usłyszała pytanie i spojrzała w jego piękną spokojną twarz, przyglądającą jej się z uwagą.
- Tym, że nie wiem gdzie jestem. I że na dodatek jestem tu z tobą.- odpowiedziała szczerze. „Aha, a żeby tego było mało, to moja przeklęta różdżka została w pokoju!” westchnęła w myśli.
- Nie martw się. Już prawie jesteśmy na miejscu. Pokażę ci coś.- powiedział tajemniczo.
- Czemu ja ci ufam?- zapytała retorycznie, na co Draco jedynie się roześmiał.
Szli jeszcze przez chwilę w milczeniu, kiedy nagle Draco stanął przed jednym ze zwyczajnych domków.
- Nooo panno Granger jesteśmy na miejscu.- powiedział, wskazując dłonią na wiszący nad drzwiami szyld, pokazujący zieloną wyspę otoczoną żółtymi falami i napis „Kai Melemele”.
- Tutaj?- zadziwiła się Hermiona.- Ciągnąłeś mnie taki szmat, żeby pokazać mi chatkę?- pytała, niczego nie rozumiejąc. Draco zaś stał nie wzruszony słuchając jej wywodów.- No i czemu się nie odzywasz?- warknęła w końcu, zirytowana jego zachowaniem
- Bo czekam aż skończysz.- odparł obojętnie.- A teraz z łaski swojej, zanim ocenisz coś po opakowaniu, zajrzyj do środka.- A mówiąc to popchnął drzwi, tak że te stanęły otworem. Hermionę owionął ciepły powiew niosący od środka ten cudowny hawajski zapach.. Zauroczona weszła do środka, a krok za nią to samo zrobił Draco. Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu… była oczarowana. Kolory współgrały ze sobą, tworząc tło do fantastycznych masek i licznych harpunów. Małe drewniane stoliki, niemal pachniały jeszcze żywicą. W jednym z rogów zauważyła nawet wiszący hamak.. Okręciła się do koła, właśnie trafiła do raju. Wiedziała, że jej towarzysz obserwuje ją dokładnie, z lekkim uśmiechem.. Odwróciła się, żeby spojrzeć na niego.
- Tu jest..- zaczęła, ale słowa więzły jej w gardle. Nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia bajeczności tego miejsca.
- Wiem.- szepnął z uśmiechem.
- DRACO??- doszedł do nich głos kobiety stojącej za kontuarem. Starszej, nieco otyłej i już na pierwszy rzut oka sprawiającej wrażenie sympatycznej pani, zapewne właścicielce lokalu, szeroki uśmiech wykwitł na ciemnej, okrągłej twarzy. Draco również się uśmiechnął i nie zważając na zdziwioną minę Hermiony, ruszył do kontuaru.
- Aloha Hi’iaka.- zawołał, przechylając się i składając na jej policzku delikatny pocałunek. A potem stało się coś co zupełnie zbiło Hermionę z nóg, była tak zszokowana, że mogła tylko stać i obserwować jak Draco prowadzi zupełnie lekko, luźną konwersacje z właścicielką. I nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego, gdyby nie to, że robił to w języku hawajskim. Nagle jednak, jakby przypominając sobie o swojej towarzyszce, zwrócił na nią swoje spojrzenie i uśmiechając się gestem dłoni przywołał ją do siebie. Podeszła uśmiechając się do mierzącej ją wesołym wzrokiem kobiety.
- Hi’iaka, poznaj proszę Hermionę.- przedstawił Draco.- Hermiona jest moją starą znajomą ze szkoły.- mówił już po angielsku
- Miło mi poznać.- uśmiechnęła się kobieta.- Witaj w Kai Melemele, czyli w Żółtym morzu. Ja jestem Hi’iaka. To moja restauracja.- powiedziała, obiegając dłonią pomieszczenie.
- Jest… niesamowita.- szepnęła Hermiona.
- Zawsze będziesz tu miłym gościem.- zapewniła Hi’iaka.- A teraz zajmijcie sobie gdzieś miejsce, zaraz przyjdę po zamówienie.- powiedziała, podając im żółte karty z daniami.
- Masz otwarty ogród?- zapytał Draco.
- Oczywiście.
- W takim razie siądziemy w ogrodzie.- oświadczył, po czym nie czekając na reakcję Hermiony ruszył do tylnego wyjścia. Chcąc nie chcąc poczłapała za nim, jednak perspektywa wyjścia z tego pomieszczenia niemalże napawała ją smutkiem. Który jednak minął, tak szybko jak się pojawił, kiedy zobaczyła ogród. A okazał się on być niewielkim pasmem zieleni, usytuowanym przy samym brzegu skarpy. Od przepaści dzielił ich tylko płotek z drewnianych pali. Pod nimi rozciągał się widok na całą wyspę Maui, otaczający ją ocean oraz widniejące w dali, na ledwo widocznej linii horyzontu pozostałe wyspy. Tutaj stoliki też były drewniane, a przy nich poukładane zamiast krzeseł, były ręczenie ciosane ławki. Przy fasadzie budynku stało opartych, kilka finezyjnie malowanych desek surfingowych, a nieopodal odwrócone do góry dnem, trzy kolorowe, malowane na sposób ludowy łódki. Przy skarpie rosło kilka drzew, pomiędzy którymi wyrastały orchidee, które lekko kołysane przez wiatr, rozsiewały swój wspaniały zapach. Hermiona zauważyła też, kilka wbitych w ziemię dookoła nich pochodni, które pewnie zostawały zapalone wieczorem.. Westchnęła..
- Coś nie tak?- zapytał blondyn, spoglądając na nią znad karty dań.
- Nie. Ja tylko, czuję się jakbym trafiła do bajki.- odpowiedziała cicho. Nie wiedziała, czemu szeptała..
- Ja czuję się tak za każdym razem, gdy tu jestem.- odpowiedział szczerze.
- A często bywasz na Hawajach?- zadała pytanie. W końcu chciała się coś dowiedzieć o nim, o jego życiu… tak, żeby jego obraz więcej jej już nie męczył.
- Przynajmniej raz, jak nie dwa w ciągu roku.- odparł, spoglądając w ocean.- Ładuję tu akumulatory.- dodał, a odwracając się do niej z uśmiechem kontynuował.- Wiesz, kiedy tu przyjeżdżam czuję, jakby żadne problemy nie mogły mnie tu znaleźć, jakbym urodził się zupełnie nowy, bez przeszłości, ani narysowanej przyszłość, dokładnie w momencie kiedy moja stopa staje na hawajskiej ziemi.
Zamilkła, kontemplując jego słowa. Pełne szczerości, wypowiedziane z uśmiechem i.. takie prawdziwe. Bo czy ona nie czuła tego samego przyjeżdżając tutaj.
- Chyba wiem co masz na myśli.- szepnęła.- Ja też, kiedy stanęłam tutaj kilka dni temu, poczułam że moje codzienne kłopoty i żale zostały w Anglii i czekają na lotnisku na mój powrót.- skrzywiła się mimowolnie, na wspomnienie tego wszystkiego.
- Jest aż tak źle?- zapytał widząc jej minę.
- Z czym?
- Skrzywiłaś się tak.. tak gorzko, jakby czekało na ciebie masę nieprzyjemnych spraw.- odpowiedział.
- Wiesz dorosłość z reguły nie jest przyjemna.- mówiła spoglądając w jego magnetyzujące niebieskie oczy, które wyrażały czyste zaciekawienie. Mimo, że szukała skrupulatnie, nie umiała odnaleźć w nich już ani cienia dawnej kpiny.
- A tak, coś mi się obiło o uszy.- westchnął, wzruszając ramionami, ale i on skrzywił się lekko.
- Aż tak źle?- zapytała cytując jego słowa, a on uśmiechając się do niej uroczo, zamyślił się na chwilę.
- Wiesz, kiedy ktoś stoi z boku to powie.. „Czego ten Malfoy chce jeszcze od życia”. Bo to prawda. Mam prawie wszytko.. pozycje, pieniądze, szacunek, opływam w luksusy, z moją urodą kobiety padają mi do stóp..- wymieniał.- A jednak..- skrzywił się.- To wszystko jest nie ważne. Co mi po pozycji, wystarczy jeden mały finansowy kryzys i już po niej, luksusy.. cóż, pojęcie względne. Nawet ktoś kto nie ma grosza przy duszy, może opływać w luksusy, bo dla jednego będzie to willa z 50 sypialniami, a dla innego własne małe mieszkanko, które sam sobie urządzi. Z resztą samo życie jest luksusem, a jeszcze szczęśliwe życie.. to już wielki luksus. Uroda, tak.. dziś, a jutro, za pięć, dziesięć za dwadzieścia lat? Będę stary i pomarszczony, uroda też przeminie. Szacunek ludzi… dobre sobie, w dzisiejszych czasach, w oczy cię szanują a za plecami szkalują. Nie ważne jest też bogactwo, pieniądze rzecz nabyta, dziś są jutro ich nie ma. A poza tym są rzeczy których za nie, nie kupisz.. Jak np. spokojny sen, czy miłość.- zakończył smutno. Hermiona słuchała w milczeniu jego wywodu. Nie wierzyła, że mówi to ten sam Draco, którego znała kilka lat temu.- Ale nie odpowiedziałem na twoje pytanie. Nie Hermiono, nie jest źle. Ale nie powiem ci też, że jest dobrze. Żyję, jestem zdrowy, mam pracę, którą lubię. To wszystko to są dobre rzeczy. Tylko, że widzisz, w moim życiu brakuje jakiegoś promienia słońca, kogoś kto swoją obecnością sprawiłby, że miałbym chęć żyć, a nie tylko wegetować.- wyjawił jej to co chował głęboko w sercu. Do tej pory mówił to tylko Blaisowi, ale ten stary wyga nigdy go nie rozumiał. Diabeł, został Diabłem, tym samym jakim był w szkole. Szalonym, porywczym, narwanym i wiecznie napalonym. Nie rozumiał pragnień o miłości. Nie potrzebował jej, Draco wiedział, że jedynie na razie. Ale teraz go nie rozumiał.
- Och.- szepnęła zszokowana tym wyznaniem.
- Już wybraliście kochani?- usłyszeli nagle Hi’iaki, odskoczyli od siebie jak oparzeni, nawet nie wiedzieli kiedy ich twarze zbliżyły się do siebie tak blisko. Obydwoje zarumienieni, jak nastolatkowie, których przyłapano na pocałunkach zwrócili swoje oczy na kobietę.
- Eeee?- Draco spojrzał na Hermionę.
- Ty wybierz.- szepnęła. Sama nawet nie otworzyła swojej karty.
- W takim razie to co zwykle.- powiedział, zwracając się do właścicielki.- Aha i dwa Mojito.
- Zaraz przyniosę.- powiedziała starsza kobieta, po czym odeszła, a ich spojrzenia znowu się spotkały.
- A więc jesteś samotny.- szepnęła Hermiona, Draco pokiwał głową.- I nie wierzę, że takiemu pleyboyowi jak ty, taki stan rzeczy przeszkadza.- dodała, a on się zaśmiał.
- Pleyboyem to ja byłem w szkole. A potem dorosłem.- powiedział, zaglądając jej w oczy. Jednak już po chwili, swój niewidzący wzrok przeniósł na ocean i niskim głosem, niemal szepcząc dodał- I tak, przeszkadza mi. Wiesz, pewnie cię to zdziwi, ale marzy mi się ślub, taki skromny, tylko ja, ona i ksiądz. Chciałbym móc co rano budzić się przy ukochanej kobiecie i wiedzieć, że będę to robił do końca życia, każdego kolejnego dnia zauważając, kolejną zmarszczkę na ukochanej twarzy, czy siwy włos w rozsypanej na poduszce kaskadzie. Chciałbym, żeby po moim domu poniósł się śmiech dziecka, mojego syna, bądź córki. Chciałbym poczuć małe ręce oplatające się wokół moich kolan, usłyszeć, jak mały człowiek przez sen mówi, że mnie kocha…- zamilkł, ciągle obserwując horyzont.- Takie przyziemne, a tak trudne do zrealizowania.- westchnął.
- Ja..ja nie wiem co powiedzieć.- szepnęła. Miała odruch, żeby złapać go za rękę, jednak opanowanie przyszło w momencie, kiedy znów podeszła do nich Hi’iaka z drinkami.
- Nie musisz nic mówić.- zapewnił upijając łyk, zielonego napoju.- Chciałaś wiedzieć, więc ci powiedziałem.
- No właśnie. Dziękuję, za szczerość. Zaskoczyłeś mnie.- powiedziała, bawiąc się słomką.
- Ja się naprawdę zmieniłem.- zapewnił.- Nie ma już tego ulizanego tępego bubka zapatrzonego w krew. Tego uczył mnie ojciec, to wpajała matka i tak chciał Sama-Wiesz-Kto, ale ich już nie ma. A ja.. cóż, czuję się tak jakby mi ktoś zwrócił wolność. Tyle, że za błędy młodości trzeba płacić. I ja za nie płace, do dziś.. Nie jednokrotnie słyszałem na początku swojej nowej drogi „dziecko śmierciożerców”, „poplecznik zła”. Z taką opinią trudno jest coś zbudować, ale udało mi się. Dziś łatka śmierciożercy zniknęła, a ja jestem oceniany za moje czyny, nie za postępowanie ojca. Ale są rzeczy, które się ciągną. Wspomnienia, które skradają sen w nocy. Jednym z nich jesteś ty.- westchnął spoglądając na nią poważnie.
- Ja?- zdziwiła się
- Ty. Ty i twoje zapłakane, wpatrzone we mnie oczy, kiedy po raz kolejny raniłem słowem. Wina wobec ciebie, jest jedną z blizn przeszłości.
- Ale…- zaczęła, nie wiedziała, co powiedzieć, była w szoku. Gdzie się podział ten zuchwały chłopaczek, z wiecznie ulizaną grzywką?- słuchaj, no!!! -zaczęła zbierając siłę.- Kurcze, jesteś fajny i w ogóle taki szczery. Chyba nawet ci wierzę, wiesz? No ale takie szeroko zakrojone przeprosiny, to już przesada. Zważ, że ja też nie byłam ci raczej dłużna. A łzy? Cóż, kobiety tak mają. Owszem, płakałam nie raz, ale gdyby każdy chciał mnie za to przepraszać i mieliby się ustawić w kolejce począwszy od nawarstwienia win, to zapewniam cię, że byłbyś na szarym końcu. A poza tym do cholery, gdzie jest Malfoy??- powiedziała śmiejąc się.
- Malfoy? Głęboko schowany.- powiedział ze śmiechem.
- Kurcze, a moglibyśmy go poszukać? Stęskniłam się za tym pajacem.- posłała mu czarujący uśmiech.
- Zobaczę, co da się zrobić.- zapewnił.- Ale myślę, że się zgodzi, też już dawno nie powyzywał nikogo od szlam.
Roześmiali się. Udało im się rozładować atmosferę. Przez chwilę gadali niezobowiązująco, o swoich dawnych zatargach, śmiejąc się do rozpuku, kiedy wspominali obelgi którymi się raczyli. W międzyczasie zajadali się przyniesionym z restauracji obiadem, na który składała się patera owoców morza, z purre ze słodkich ziemniaków. Rozmawiali ze sobą, jak starzy znajomi, nie zauważywszy upływu czasu. Obiecane dwie godziny minęły już dawno, a oni ciągle siedzieli razem śmiejąc się. Draco poinformował ją, że jest prezesem jednego z trzech magicznych banków, na które rozpadł się Grinngot, po odejściu goblinów. Dowiedziała się, że ciągle mieszka w pobliżu Londynu, jednak już nie w Malfoy Manor, które sprzedał tuż po śmierci ojca, pieniądze przekazując na rzecz sierot, po rodzicach, których zabił Voldemort. Mieszkał teraz w niewielkim dworku, niecałą godzinę drogi od Londynu, jednak sporo czasu spędzał w Ameryce, gdzie prowadził interesy. Tam też miał mieszkanie i nie wykluczał, że kiedyś przeprowadzi się tam na stałe. Poza tym stamtąd miał bliżej do Blaisa. Mimo, że Miami, gdzie mieszkał Diabeł, od Nowego Yorku oddzielał kawał drogi,zawsze było to bliżej niż z Anglii.
- Wiesz.. Diabeł w końcu znalazł swoje piekło.- zaśmiał się Draco, opowiadając jej o Florydzie
- Tak. Pewnie jest zadowolony, co?- zapytała
- A jak. Wiesz, tyle kobiet go pożąda, tylu facetów mu zazdrości. Zab, został ślizgonem, takim jakim był w szkole. To całe zamieszanie wokół jego osoby, to tylko woda na jego młyn.- tłumaczył
- Taaak i te blibordy. Codziennie mijam co najmniej trzy w drodze do i z pracy.- zaśmiała się Hermiona.
- Tak, no i jest jeszcze coś..- zaczął, a widząc jej ciekawą minę dodał- Kiedy długo się nie widzimy, Blaise dzwoni do mnie ze stałym teksem ” Nooo stary!!! Przecież wieki mnie już nie widziałeś!!- Draco świetnie udawał głos swojego przyjaciela- a ja mu wtedy na to odpowiadam „No co ty, Zab, przecież właśnie na ciebie patrze!!! Niezłe te gatki od Armaniego, ale te skarpetki w środku mogłeś sobie podarować”, a potem słyszę zwykle jakąś piękną wiązkę epitetów.- dokończył z uśmiechem, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem, do którego on również zaraz się dołączył.
Humory dopisywały im przez całe popołudnie. Na stole co rusz pojawiała się nowa szklanka z mojito, a oni z każdą chwilą coraz więcej mieli sobie do opowiedzenia..
Po tym, jak Draco kończył swoje opowieści, Hermiona opowiadała mu o starych znajomych. Mówiła o talencie kucharskim Goyla. O szczęściu Pansy, o radości Harrego i Ginny w oczekiwaniu na dziecko… A on słuchał. Jego uwadze nie uszło to, że zagaduje go historiami innych, nic nie mówiąc o sobie. Postanowił przejąc inicjatywę..
- A ty?- zapytał w końcu.
- Co ja?
- No, co ty robisz, kim jesteś, czy jesteś szczęśliwa?- zapytał świdrując ją oczami.
- Hmm- zamyśliła się.- Na swój pokręcony sposób tak. Choć nie zawsze. Wiesz, wydawało mi się kiedyś, że dorosłość jest łatwiejsza, a tymczasem okazuje się, że jednak nie. Dorosłość to wieczna walka.- powiedziała gorzko.
- A o co walczysz?- zagadnął.- Jeśli mogę spytać.
- O co? Walczę o miłość.- powiedziała gorzko.- Nieustannie konkuruję z pracą Rona. I o ironio, póki co wiecznie przegrywam.- powiedziała kwaśno, smutno się krzywiąc.
- Rona? Weasleya? Ciągle jesteście razem?- zapytał
- Czy razem? Cóż, ja z nim na pewno. Ale on chyba bardziej jest ze swoją pracą. Nooo ale kocha mnie. Nie mógł tu ze mną przyjechać, ale załatwił mi, że mieszkam w wielkim apartamencie i opływam w luksusy. Co rano przysyła sowę…- szeptała.
- A jednak masz wątpliwości.- nie zapytał, stwierdził.
- Nie, to nie tak. Nie ma wątpliwości i chcę zostać jego żoną. Ale boję się. Boję się, że on w końcu zamieszka w ministerstwie. A ja? Ja zgorzknieję. Nie będę miała dzieci, bo na razie Ron nie chce, a potem nie wiadomo, czy znajdzie czas. Będę leczyła ludzi, nie dlatego, że to kocham, ale dlatego, że tak będzie lepiej. I do samej śmierci będę farbowała włosy na blond, bo Ronowi tak się podoba.- wymieniała. Wypity alkohol rozwiązał jej język. A na duszy poczuła ulgę, że się wygadała.
- Jezu, przecież on cię terroryzuje.- stwierdził.
- Wcale nie.- odparła.- Kocha mnie. A poza tym, jakoś nie specjalnie mi to przeszkadza.
- Aha- westchnął.- Właśnie widzę. No, ale to twoje życie. A tak na marginesie… bardziej podobałaś mi się w swoich naturalnych włosach i nie daj sobie wmówić, że nie.- posłał jej uśmiech. A ona zarumieniła się jak wisienka. Była tak śliczna, i taka nie dostępna. Cholerny Weasley, niech go piekło pochłonie!!! Gdyby nie on, to Draco z miejsca byłby gotowy na oświadczyny… Hermiona była kwintesencją właśnie takiej kobiety, jakiej szukał. A te jej wielkie śmiejące się oczy.. „Cholerny Weasley!!!” warknął w myśli.- Macie już termin?- zapytał chcąc ponownie nawiązać dialog.
- Tak.- odpowiedziała rozpromieniona- 16 września.- „Niech cię piekło pochłonie Weasley!!!! I to natychmiast!” pomyślał.
- Ślub pewnie będzie piękny, co?- zagadnął
- O tak! Choć nie o takim marzyłam. Ja też, podobnie jak ty chciałam skromnej ceremonii, no ale..- zacięła się.
- Ron chciał inaczej.- dokończył za nią. „NIECH CIĘ PIEKŁO POCHŁONIE!!!! WEASLEY!!!!” warczały jego myśli.
- Tak, właśnie.- szepnęła Hermiona.- Ale cieszę się, że tak się stało. I już nie mogę się doczekać.
- Zapewne.- odparł nieco chłodno. „A JAK CIĘ PIEKŁO NIE POCHŁONIE, TO JA CIĘ ZATŁUKĘ, JEŚLI BĘDZIESZ JĄ ŹLE TRAKTOWAŁ!!!!!!” pomstował w duchu, obserwując błogi uśmiech malujący się na twarzy Hermiony. „CHOLERA ONA GO NAPRAWDĘ KOCHA!!”
Rozmowa znowu zeszła na neutralne tematy, a upływający czas zauważyli dopiero, kiedy Hi’iaka, porozpalała wokół nich pochodnie… Dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego, że całą wyspę pochłonęła już ciemność…
- O Boże, Draco!!- szepnęła zaskoczona Hermiona.- Ale się zasiedzieliśmy.
- Na to wygląda.- westchnął, rozglądając się dookoła. Nadchodziła chwila prawdy. Zaraz kobieta podejmie decyzję…
- Odprowadzisz mnie?- zaproponowała nagle, a jego serce, aż podskoczyło z radości.
- Oczywiście.- odparł z szelmowskim uśmiechem, po czym wspólnie ruszyli zapłacić rachunek. Już po chwili przemierzali ciemne uliczki, kierując się do hotelu.
- Gdzie mieszkasz?- zapytał po chwili milczenia, kiedy zbliżali się już do jasno oświetlonej, głównej promenady.
- Ohana Waikiki West.- odpowiedziała.- Wiesz gdzie to jest?
- Tak wiem.- odpowiedział z dziwnym uśmiechem, który Hermionie wydawał się dość podejrzany, jednak nic nie powiedziała.
Kiedy w końcu dotarli do hotelu dochodziła już północ. Każde z nich ogarnęło wzrokiem jego uśpioną fasadę i pogrążone w ciemności okna, po czym milcząc Draco wyprzedził Hermionę, otwierając jej drzwi do patio. Uśmiechnęła się uroczo, kiedy mijała go w wejściu. „Gentelmen jak się patrzy”- westchnęła w myśli. Podeszli do wind, gdzie mężczyzna nacisnął guzik.
- Dziękuję, za miłe popołudnie- zaczęła, po czym uśmiechnęła się szeroko i dodała- i wieczór.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- odpowiedział, również z szerokim uśmiechem, w momencie kiedy otwarły się drzwi windy. Nie myśląc wiele wszedł do środka. Hermiona jednak ciągle stała w holu.
- Draco.- zaczęła.- To miłe, że chcesz mnie odprowadzić, ale naprawdę nie musisz aż do samych drzwi. Tu możemy się rozstać.- zapewniła
- Rozumiem.- powiedział szczerząc się.- Czyli chcesz poczekać na drugą windę, żeby nie jechać ze mną, tak?- zapytał, stając w drzwiach, żeby winda nie odjechała.
- Mieszkasz tutaj??- Hermiona nareszcie załapała, o co chodziło z tym tajemniczym uśmiechem.
- Brawo Szerlocku.- pochwalił z uśmiechem- Na 72 piętrze, tak samo, zdaje się co ty.- mówił ciągle się śmiejąc, po czym spojrzał na nią poważnie, lecz z wesołymi błyskami w oczach.- To jak? Jedziesz?
- Ugh!!- fuknęła wchodząc do windy z miną obrażonego dziecka.- Mogłeś mi powiedzieć.- jęknęła.
Draco, który opierał się o ścianę i przyglądał się jej uważnie, parsknął głośnym śmiechem.
- Nie śmiej się! Zrobiłam z siebie idiotkę.- mruknęła cała czerwona.
- Oj nie przesadzaj- pocieszył ją.- A nawet jeśli, to zrobiłaś to w ten swój uroczy, Grangerowski sposób. Więc nawet nie zauważyłem.- zapewnił
- Nie czaruj!- warknęła, nagle jednak coś jej się przypomniało.- Powiedziałeś, że mieszkasz na 72 piętrze, ta?- pokiwał głową.- I jesteś blondynem!!!
- Nooo…tak.- powiedział śmiejąc się i kompletnie nie rozumiejąc.- O co chodzi?- dopytywał.
- A więc to o tobie rozmawiały te dziewczyny.- szepnęła, a widząc, że się jej przygląda, dodała- Dziś rano w windzie, dwie panienki. Strasznie były tobą oczarowane.- powiedziała śmiejąc się, właśnie kiedy winda zatrzymała się na ich piętrze.
- Taaaak?- zapytał, wychodząc za nią i podchodząc do drzwi swojego pokoju, jednak po krótkiej chwili wahania, podszedł do niej.- Aaaa to pewnie te ślicznotki z 56.- stwierdził
- Skąd wiedziałeś??- była zaskoczona.
- Łaziły za mną na plaży. Typowe gruppies, puste i głupie.- zawyrokował.- Ehhh dlaczego ja przyciągam takie jak magnez?- zapytał, bardziej siebie niż ją.
- Pomyślmy? Jesteś bogaty i to widać, tak po pierwsze. A poza tym jesteś cholernie przystojny i masz ten swój malfoyowy urok osobisty… po prostu przyciągasz kobiety. Taki fluid. A że te nie odpowiednie..- powiedziała wzruszając ramionami, a on się roześmiał.- Co cię śmieszy?- zapytała, okey może i jej wypowiedź nie była specjalnie logiczna, ale żeby aż taki śmiech?
- Do czego to doszło..- zaśmiał się.- Doczekałem się chwili, kiedy Granger prawi mi komplementy!!- zakończył, a teraz parsknęła śmiechem również ona.
- Hahaha, faktycznie. Świat się kończy.- powiedziała wesoło.
- No dobra, złotko!!- Draco nagle jakby oprzytomniał, Hermiona zerknęła na niego ciekawie, a on kontynuował.- Fajnie się gada, ale ty musisz podjąć decyzję. Obiad trochę się przedłużył, ale umowa jest ciągle aktualna. Czas podjąć decyzję, czy mam zniknąć.- mówił poważnie, zerkając na nią ciekawie i z wyczekiwaniem.
- Nie podejmę tej decyzji.- powiedziała, a on niemal skoczył z radości.- Za dobrze mi się z tobą gadało, a poza tym nie znalazłam jeszcze starego Malfoya.- dokończyła z uśmiechem.
- Pomyślałby ktoś, że tak się stęskniłaś.- zaśmiał się.
- Nic nie mówię, ale przez cały dzień miałam dzisiaj niedosyt, że ani razu nie nazwano mnie szlamą.- zaśmiała się.
- Jezu… mojito ci zaszkodziło Granger.- powiedział, podchodząc do niej i sprawdzając temperaturę.- bo gorączki nie masz, więc to nie udar.
- Bardzo śmieszne.- odepchnęła jego dłoń z uśmiechem.- A teraz pozwolisz już, że pójdę spać?- zapytała.
- Oczywiście, ale pod jednym warunkiem.- odpowiedział, zbliżając się do niej z łobuzerskim uśmiechem. Spojrzała na niego zaciekawiona, ale również speszona.- Skoro, nie potrafiłaś podjąć dziś decyzji, przedłużymy sobie nasz mały układzik na jutro i zjesz ze mną śniadanie.- powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
- No cóż..- udała, że się zastanawia, a robiła to na na tyle przekonująco, że zaczął podejrzewać już, że mu odmówi.- Wstaję o 8.30.- powiedziała z uśmiechem.
- Jezu… toż to świt!- zawył, ale widząc jej minę, szybko dodał- okey, ten jeden raz mogę nastawić budzik.- uśmiechnęła się, a on odszedł w kierunku swojego pokoju
- W takim razie do jutra.- powiedziała otwierając drzwi.
- Taaa do jutra.- szepnął, wchodząc już do siebie. Jednak, kiedy obydwoje znikali już w drzwiach, Draco cofnął się o krok i zawołał..
- Ejjj Granger!- w drzwiach obok pojawiła się głowa Hermiony.- Chciałem ci tylko życzyć miłych snów… szlamo.- powiedział, z uśmiechem, a po ostatnim słowie puścił do niej oczko.
- Jezuuuu jak mnie tego brakowało.- szepnęła rozbawiona.
- Właśnie przyznałaś się, że ci mnie brakowało.- zaśmiał się cicho.
- OCH ZAMKNIJ SIĘ MALFOY!!- warknęła zupełnie tak, jak w szkole, rozbawiona tą sytuacją.
- No dobra, właśnie cię zrozumiałem.- westchnął, udając że ociera łzę. Po czym uśmiechnął się do niej jeszcze raz i zniknął w swoim apartamencie.
Chwilę później zamknęły się również drugie drzwi. Mieszkańcy pokoi oddali się wieczornej toalecie, rozmyślając nad wszystkim co się tego dnia wydarzyło. Kilka minut później, niemal równocześnie, zgasły ostatnie dwa światła palące się w pokojach hotelowych. Ohana Waikiki West pogrążył się we śnie, a jego mieszkańcy zbierali siły do kolejnego pełnego wrażeń dnia…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2024 01:08