Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Z Pamietnika Śmierciożercy..., ...czyli jak uciec z Azkabanu ;D

Arendhel
post 06.09.2008 22:44
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



To jest moje pierwsze opowiadanie na forum . Więc badźcie wyrozumiali ... mam nadzieje że wam się spodoba , a jeśli nie to mi to powiedzcie w prost i nie owijajcie w bawałne ... Najwyrzej to skasuje i zamknę sie w sobie ... biggrin.gif

Tak dla informacji, opowiadanie jest na podstawie ksiązki J.K. aczkolwiek postać główna nie wiele ma z nią wiele wspólnego ... no praktycznien to wogóle nic ich nie łaczy! biggrin.gif Ale to tylko taki szczegół ...

PS.: Nie zwracajcie uwagi na błedy ortograficzne bo jestem dyslektykiem tongue.gif ( wiem, tragiczne ... ale potwierdzone przez specjaliste...ehhh)

Życze miłego czytania ! ( Mam nadzieje że to nie wpłynie bardzo na wasza psychikę tongue.gif )


~***~

W ciemności otworzyły sie drzwi . W których pojawiła się Meriweath oraz dwóch aurorów ciagnących ją usilnie :
- Nic na mnie nie macie... - krzyczała probójąc wyrwać się z uścisku .
- Mamy na ciebie więcej niz ci się wydaje ...- powiedział Szalonooki Moody z szerokim uśmiechem .
- Czarny Pan ...- nie dokonczyła bo aurorzy wrzucili ją jak worek kartofli do jednej z cel w Azkabanie .
- Posiedzisz do czasu przesłuchania ... - powiedział Deadalus Diggle - albo do kiedy dementor cię mocno ucałuje .
Meriweath podbiegla do drzwi z wyrazem zimnej furii na twarzy , lecz nagle przed aurorami wychylił się dementor .
Meriweath stanęła jak spraliżowana i poczuła zimno oraz ogromny strach do tej zakapturzonej postaci . Całe szczęście, radość, zawzietość i żądza mordu natychmiast się ulotniła a panna Mortifer zemdlała .

***

Meriweath otworzyla oczy . Wygladało na to że nastał już nowy dzień gdy zauwarzyła promienie światła przez szczeline którą można było nazwać oknem . Było zakratowane i raczej uciec się przez nie nie dało . Zmrózyła oczy i przyglądała się swojej celi .
Była mała , brudna ,wilgotna ,śmierdząca , a po wsztystkich kontach chodziły szczury . Meri wzdrygnęła się na ich widok . Nie żeby sie bała , ale były takie ochydne i niehigieniczne . Spojrzala na ściane po swojej prawej stronie i zauwarzyła tysiące poskreślanych kresek .
Widocznie ten kto tu był przed nią przeszmuglowal krede i zrobił sobie kalendarzyk . Kobieta spojrzała wyczekująco na drzwi ...
- Nie dam sie im złamać ! - powiedziała do siebie .- Jak ten zdrajca Snape ( smile.gif )...

Nagle otworzyły się drzwi . Stał w nich Szalonooki. Meriweath uniosła wzrok i wstała z zamiarem uderzenia go w twarz . Jednak zatrzymały ją ... kajdanki . Teraz dopiero zauawrzyła że jest przypięta do ściany .
Na jej twarzy pojawiło się zaszokowanie ,ale szybko je ukryła i wyprostowala się dumnie patrząc na niego z góry .
- Ty mi tu sie nie wyginaj ... masz dzisiaj przesłuchanie na którym zdecydują czy zostaniesz tu aż do swojej zasranej śmierci, czy od razu dementorzy cię ucałują .
- Nie wybieram ani jednego ani drugiego , wole uciec ...
Moody patrzył sie na nią spokojnym wzrokiem gdy nagle wybuchł gromkim śmiechem :
- Karzdy tak mówi ...- obkręcił się na pięcie i odszedł nadal się śmiejąc .
- Jeszcze zobaczymy ... - powiedziała sama do siebie .

***

- 30 maja, przesłuchanie śmierciorzercy Meriweath Mortifer - powiedział minister - Podejrzana o mordy na czterech aurorach : Nimfadorze Tonks ,Emeline Vance , Kinksley Shackelbocie i Sturgirze Podmorze , oraz uczniu Hogwartu Harrym Poterze ( nienawidze go tongue.gif smile.gif biggrin.gif ) .
Oskarrzyciele : Korneliusz Oswald Knot , Minister Magii ; Amelia Suzan Bones , Kierownik Przestrzegania Prawa Czarodziejów . Protokolonataka Lauren ...
- Przejdźmy do rzeczy ...- warknęła dośc głośno Meriweath zamknięta w specjalnej klatce z której w żaden sposób nie mogłaby uciec, przekrzykując Knota - ...nuży mnie ta wasza ministerska etykieta , już wole wrucić do Azkabanu ...
- Nie denerwój sie , wkrótce wrócisz - życił Moody .
Sędziowie Wizengamontu się roześmieli ale Knot ich natychmiast uciszył ręka .
- Czy przyznajesz sie do stawianych...
- Tak przyznaje sie - znów weszła mu w słowo .- I jestem z tego dumna ...
Po calej sali rozeszły się szepty ...Meriweath opserwowała wszystkich z nieskrywana satysfakcją .
- Jesli to wszystko to może ... - rzuciła Meri .
- NIE PRZERYWAJ MI !!!- wybuchnął w końcu Minister Magii .- MOŻESZ SPĘDZIĆ W AZKABANIE CAŁE SWOJE PARSZYWE ŻYCIE I NIC CIĘ NIE RUSZA ?!
Meiweath wzruszyła ramionami na tyle ile mogła .
- Meriweath Mortifer stoisz przed Rada Prawa Czarodziejów aby odpowiedzieć na zarzuty związe z działalnością śmierciorzerców - oznajmił Knot próbując oswoić swoje nerwy .- Wysłychaliśmy obciążających cię zeznań i wkrótce wydamy werdykt , czy chcesz dodac coś do swoich zeznań zanim ogłosimy wyrok ?
Pokręciła sztywno głową i stała dalej w milczeniu .
- Dziewczyno czy ty nie żałujesz w ogóle tego co zrobiłas !!!?- wykrzyknął Knot wstając .
Meriweath stała patrząc sie z krwiorzerczym uśmiechem na Knota który po chwili zaczął z nerwów bawić się piórem .
- Proszę wyprowdzić oskarżoną ... - Minister zniżył wzrok i wpatrywał się teraz w swoje papiery na biórku jakby były najciekawszą rzeczą na świecie .

C.D.N

//poprawiłam błąd w tytule.
//hazel


Ten post był edytowany przez hazel: 07.09.2008 18:26


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miętówka
post 06.09.2008 22:54
Post #2 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 558
Dołączył: 08.02.2007
Skąd: z górnej półki

Płeć: arbuz



Opowiadanie może być ciekawe. Błedów logicznych nie widzę.
Co do ortografii to... Dysleksjsa i w ogóle, wszystko rozumiem, ale istnieje program o nazwie Word (tudzież OpenOficce, zależy od systemu operacyjnego), przez który można gotowy tekst "przepuścić". A komputer pięknie, na czerwono, podkreśli błędy ortograficzne/słowa, których nie zna.
I przed znakami interpunkcyjnymi nie stawiamy spacji!
To tyle. Wena życzę.


--------------------
"In the Internet nobody knows you're a dog"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arendhel
post 07.09.2008 15:44
Post #3 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



Za dużo zachodu ... a ja jestem z natury osobą leniwą tongue.gif
Ale dzięki za szczerość i dobrą radę ...biggrin.gif


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 07.09.2008 15:49
Post #4 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



z takim podejściem to się dziwię, że napisanie aż tak długiego tekstu to nie było za dużo zachodu


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arendhel
post 07.09.2008 18:14
Post #5 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



No to dodaje wam na dokładkę kolejną część opowiadania . Mam nadzieje że bedzie sie wam podobał ... choć pewności nie mam ( trzeba mieć nadzieje ) smile.gif .

~***~

Meriweath zostala ponownie wprowadzona na sale.
- Sedziowie Wizengamontu żądają uwiezienia cię w Azkabanie na ... - Knot znów zaczął.
Meriweath całe życie przeleciało przed oczami.
- Nieee...- krzyknęła ponownie przerywając monolog Ministra.
- Słucham? - spojrzal na nią wyczekująco - Czy chciałabyś jednak coś dodać?- na jego twarzy było widać satysfakcje .
- Nie! - powturzyła - Nie chce iść do Azkabanu ... - wyobraziła sobie siebie gdy straciła zmysły.
- A jednak nie chcesz wrócić ...- zakpił Moody -...boisz się?
Meriweath zgromiła go wzrokiem.
- Wole smierć ... - dodala po chwili i wyprostowała się na tyle ile nie mogła by pokazać Moodiemu że się nie boji.
- Wlaśnie będziesz tam aż do swojej śmierci!- dokończyl swój tekst Knot.
Wszyscy w sali zaczeli pospiesznie szeptać.
- Jednak mamy dla ciebie pewna propozycje która może uratować twoje nędzne życie. - powiedziala podsekretarz Ministra - Czy jesteś zainteresowana?
Meriweath pozwoliła sobie zagościć wzrokiem na twarzy Umbrige.
- Widzę że tak ...- rzuciła z szerokim uśmiechem - a więc jeśli podasz nam nazwiska znanych ci śmierciorzerców i pomożesz nam ich znaleźć ...
- Nigdy . -weszla jej w zdanie.
- Jak sobie życzysz - powiedzial Minister -...nie bedziemy się z toba cackać! Mam jeszcze pięciu śmierciorzeców do przesłuchania...
- Powodzenia ...- znów weszła mu w zdanie.
Knot wziął głęboki oddech i powiedział:
- Aurorzy, prosze zabrać więźnia do Azkabanu ...- wydobył w końcu z siebie Minister.- Uwarzam przesłuchanie za zakończone ...
Szalonooki satnął przy klatce i szepnął dziewczynie.
- Dementorzy się juz napewno za toba stęsknil.
Meriweath odwróciła glowę w strone aurora i zauwarzyła lekki uśmieszek.

***

Meriweath znów trafiła do Azkabanu.
Po pewnym czasie dziewczyna przestała wiedzieć jaki jest dzień , miesiąc , lub chociarzby rok ... Nie wiedziała od jak dawna znajduje się w tym mrocznym ociekającym wilgocią miejscu.
Dementorzy przychodzili do niej karzdego wieczoru i wysysali z niej troche życia, pastwiąc się nad nią i przedłużając karzdego dnia jeszcze bardziej swoje wizyty.
Szalonooki który co jakis czas ją "odwiedzał" naśmiewał się z niej że muszą ją bardzo lubić. Jej przemęczone ciało bez ustanku przywoływało ją do porządku zakazując najmniejszego wypoczynku.
Od pewnego czasu zaczęła przypominac nawet cele w której była zamknięta ... jej strój był podobnie szary i bródny , całe jej cialo bylo "drugiej świerzości" ,a od czasu gdy dowiedziala się że dają jej tylko jeden posilek dziennie i to do tego jakis spleśniały, omszały i stechły chleb a do tego śmierdzacą wodę w ktorej pływały jakieś owady , była jeszcze chudsza niż zwykle .
To wogole nie przypominalo jej dawnego zycie za którym bardzo tęskiniła ... ale myśl że kiedyś z tamtąd ucieknie trzymała ja przy zdrowych zmysłach .

***

Któregoś wieczora ponownie przyszli dementorzy. Meriweath wyczuwała już nawet kiedy przyjdą się nad nia pastwić. Torturowali ja przez wiele godzin. W końcu pomyślała że mogłaby skonać i że dłużej tego nie wytrzyma . Wszytko by się skończyło i miała by święty spokój ... nawet jesli trafiła by do piekła. To lepsze niż to ...
Nagle do celi wpiegł perliście biały ryś - patronus. Wypeńdził obu dementorów, za co Meri podziekowała mu spocona na całym ciele z lekkim uśmiechem uznania ... który zaraz znikł gdy zobaczyla w drzwiach Moodyego. Na jej twarzy wykwitł grymas bólu i odrazy:
- Jak sie dzisiaj mamy? - zagadnął auror do prawie skonnanej dziewczyny .
- A jak wygladam? - wycharczała .
- Okropnie ...- skwitkował obracając w palcach kopertę.
- No to masz odpowiedz ...- w tym momecie znów na niego spojrzala i zauwrzyła kopertę ze złota pieczęcią .-... co to..?- spytala slabo.
- Wiedzialem że się zapytasz... - wyciagnal do niej koperte - w tych oto rękach trzymam twoje życie ...
Meriweath rozszezyla lekko powieki i wpatrywała sie jak zakleta w przedmiot w rekach aurora.
- Złapalismy śmierciorzerce który nie stawiał się tak jak ty i poszedł na współprace.- znów zczął obracać list w rękach .- Dał nam pewne informacje ... cześć z nich dotyczyła ciebie , pewnie sie cieszysz ...- uśmiechnąl się krzywo .
- Jestem wprost uradowana... - odzyskiwala powoli swój bojowy charakter .
- Bezczelna, jak zwykle ...- roześmiał sie goszko - ...ale nie przerywaj mi bo się nie dowiesz ...
Meriweath zamieniła sie w słuch .
- Więc, na czym to ja... ach , tak wyśpiewał nam gdzie znajdują się ... chyba 5 śmierciorzeców. Z ich gromadki niestety udalo nam się zlapac tylko 2 . A i wydał tez że torturowałaś ... 3 mugoli ...
Meriweath rozjaśniła sie twarz gdy przypomniala sobie o tym jak torturowła tych mugoli i jak krzyczeli z bólu oraz błagali ją o szybka śmierć .
- Robiłam to dla rozrywki ...- skwitkowała i machnęła reka jakby odganiała muche .-... a to coś zmienia?
- Wiele...
- To znaczy ?
- No cóż , Ministerstwo znów zaczęło omawiać tą twoją głupia sprawę no i w tym liście - pomachał nim . - jest wszystko wytłumaczone ... co ja ci bedę gadał .
Auror złamał złota pieczeć ,a koperta natychmiast wzleciala w powietrze i przybrala ksztalt ust :
- Panno Meriweath Mortifer , skazana 30 maja 2008 roku na dożywocie w Azkabanie . Chcemy panią powiadomić że po przeanalizowaniu nowych dowodów z wiarygodnego źrudła które zmuszają nas do zmieniania wyroku, Zostanie pani stracona 31 grudnia, czyli dokładnie za tydzień, przez jednego z dementrów Azkabanu który zloży na pani swój pocałunek . Pragnę wyrazić nadzieje że miewa się pani dobrze, Korneliusz Oswald Knot, Minister Magii .Ps.: Ssdzę że jest pani zadowolona z takiego wyroku bo o ile pamietam wolała pani ŚMIERĆ .
Po chwili koperta wybuchła a z niej wypadły zlote fajerwerki i ułożyło się w literkę "MM" jak Ministerto Magii .
- Korneliusz ma bardzo dobre poczucie humoru .- zachichotał Alastor . - Zważywszy na okolicznosci dnia twojej śmierci .
- Przepraszam?
Moody ktory zbierał sie juz do wyjścia byl zszokowany slowem "Przepraszam" w ustach śmierciorzercy:
- No co?- wybrnąl jakoś ze swojego szoku .
- Jak się nazywał ten zdrajca ? - ostanie słowo wypluła z obrzydzeniem .
- Igor Karkarow .- powiedzial spokojnie .
- Plugawy mięczak ! - wykrzyknęła i cisnęła talerzem ze spleśniałym chlebem w ściane roztrzaskując go na miliony części .
- No i nie bedziesz miala kolacjii ...- spojrzał na jej zmarnowaną postać - ...w sumie , niedługo umrzesz więc moge na ciebie poświęcic batonik . - wyjął z kieszeni batononik troche juz rozpuszczony i nie wygladający zachęcająco .- ... mam go juz od trzech dni w tej kieszeni , ale i tak jest lepszy niz to .- pokazał na spleśniały chlep leżący na ziemi . Żucił jej batonik .
Meriweath zręcznie go złapała . Obejrzała go dokładnie i odrzuciła na ziemię :
- Mugolski . - wypluła z niesmakiem .
- To nie jedz . - burknął i wyszedł .
Meriweath obserwowała batonik tak jaby zaraz miał dostac nóg i pobiedz za Moodym . Odwróciła wzrok i skrzywiła się na myśl o nugacie oblanym czekoladą ... a ona tyle nie jadła . Zaburczało jej mocniej w brzuchu i spojrzała ponownie na zawiniątko .
Przez głowe przebiegła jej mysl by zjeść go lecz zaraz zbesztala sie oschle i powiedziala , odwracjąc wzrok :
- Mugolskie gówno ...- warknęla .
Nad ranem zjadła batonik .( biggrin.gif )

C.D.N


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
asiatal
post 07.09.2008 18:48
Post #6 

?


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 928
Dołączył: 03.03.2007
Skąd: pomorze

Płeć: Kobieta



ej, nie chcę tu obrażać dyslektyków ale na początku co drugiego fanfica spotykam: "jestem dyslektykiem, więc nie patrzcie na bł. ort."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miętówka
post 08.09.2008 14:56
Post #7 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 558
Dołączył: 08.02.2007
Skąd: z górnej półki

Płeć: arbuz



Asiatal, bez przesadyzmu. Co trzeciego biggrin.gif.
Buźki w nawiasach (i komentarz w I parcie) doprowadzają mnie do szału. Zapomniałam napisać o tym ostatnio.
Moody troszeczkę niekanoniczny jak dla mnie. Ale jest dobrze.
Weź, mogę Ci betować te opowiadania, jak Ci się nie chce. Bo te błędy poprostu przeszkadzają w czytaniu tekstu.
Czy ja czegoś nie pisałam o NIE STAWIANIU SPACJI PRZED ZNAKAMI INTERPUNKCYJNYMI?!
Pisałam.


--------------------
"In the Internet nobody knows you're a dog"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
asiatal
post 08.09.2008 15:15
Post #8 

?


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 928
Dołączył: 03.03.2007
Skąd: pomorze

Płeć: Kobieta



a tak w ogóle to moim zdaniem, jeśli ktoś ma dysleksję to zanim wrzuci swój twór na forum, powinien tym bardziej znaleźć sobie betę. Albo pobawić się z Wordem. Pisanie fanfika to nie jest hop-siup. Dbaj autorko, o czytelników.
PS, nic do Ciebie nie mam smile.gif

Ten post był edytowany przez asiatal: 08.09.2008 15:16
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arendhel
post 08.09.2008 16:07
Post #9 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



blush.gif To silniejsze odemnie!!! Nic na to nie poradzę! Ja zawsze tak pisałam i teraz trudno mi sie odzwyczaić! Ehhh...
Początki sa trudne.
Okey...okey...postaram się nie robić błędów ortograficznych ani interpunkcyjnych.
I jak mówiłaś pobawię sie w Worda...

Aaa... a co do wstępu pierwszego posta. Ludzie poprostu przyznają się by inni nie byli zdziwieni gdy autorzy zrobią parę, no może troche więcej niż "parę" ... no dobra, sporo błedów ( jestem tego dowodem)!

Więc... umieszczam kolejnego posta. Na razie Miętówko postaram sie sama zadowolić ogół a potem zobaczymy...

~***~


Po dwóch dniach od obwieszczenia o swojej śmierci Meriweath była zadowolona, że wreszcie umrze. Dementorzy przestali by ja dręczyć, nie musiałaby już widzieć tej, wnerwjającej twarzy Moodyego z wiecznie doklejonym uśmieszkiem...
Nagle wszedł Moody, ze swoim wspomnianym uśmieszkiem na twarzy:
" O wilku mowa " - skrzywiła się.
- Przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa w ostatnich dniach twojego życia...
- Och jakiś ty miły, aż rzygać mi się chce widząc twoja radość z naszego spotkania - zakpiła.
- Ooo...- Zawtórował jej podobny i równie przesłodzonym głosem, który natychmiast zmienił - nie no, w sumie mam przerwę i nudzi mi się, a ty jesteś jedynym, śmierciorzercom który jeszcze nie stracił zmysłów...Więc...
- Czego chcesz?- Warknęła opryskliwie.
-...Przyszedłem pogadać. Smakował batonik?- Spytał z kpiącym uśmiechem, gdy jego oczy powędrowały do papierka po batoniku leżącego w jakimś kącie.
Meriweath odwróciła głowę, od Moodyego by ukryć swój szkarłatny rumieniec zażenowania.
- Widzę, że tak... - Pogłębił swój uśmiech.
- Wcale mi nie smakował!!!- Warknęła ponownie - To była wola przetrwania...
- Oczywiście... - Pokiwał głową sztywno.- Chyba nie obrazisz się jak zacznę jeść, w końcu to moja przerwa...- Wyjął pudełko.
Szalonooki otworzył je,a ze środka wyłoniła się bułka z mięsem, sałatą,serem i ketchupem. Z bijącej pary od "kanapki" wydedukowała, że jest świeża. Meriweath utkwiła swój wzrok w bułce i nieświadomie chciała do niej podejść, lecz zatrzymały ja łańcuchy.
Moody widząc jej zachowanie uśmiechnął się wrednie jak na aurora:
- Chcesz?- Pomachał jej przed twarzą hamburgerem.
Meriweath wyciągnęła złaknioną rękę, gdy nagle zobaczyła napis na pudełku: „McDonald”. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu i rozżalenia.
- Nie zjem tego, czegoś...- Dziewczyna zastanawiała się w ogóle, co to jest, wiedziała wyłącznie, że to dzieło mugoli, bułka z mięsem, oblana tonami pomidorowego sosu... Rozmarzyła, ale zaraz wróciła do swojej dawnej postawy.
- To Hamburger. - Powiedziała auror - To jest jedna z rzeczy, które lubię, u mugoli, fast food'y. Chcesz?
- Nie, nie lubię hamburgerów!!!- Warknęła i znów odwróciła wzrok, nadal czując urzekający zapach.
- Skąd wiesz jak nie jadłaś? - Spytał Moody'e - Ale jak nie chcesz, nie będę cię zmuszał... - Ugryzł wielki kęs bułki i starł keczup z kącika ust.
Meriweath wszystkimi siłami woli próbowała powstrzymać ślinotok, który zbierał się powoli w jej ustach.
Odwróciła wzrok i zobaczyła, że Moody właśnie oblizywał palce.
- Żałuj, pycha, niebo w gębie po prostu. - Zaczął się oblizywać.
Dziewczynie zrobiło się nie dobrze z głodu.
- Ty też przyszedłeś się tu nade mną pastwić, co?- Wypluła te słowa.- Jesteś gorszy niż ci Dementorzy!
Zastanowił się chwile.
- Dziękuje, schlebiasz mi...- Teatralnie odgarnął włosy.-... Myślisz, że dzięki temu uciekniesz?
Nagle w głowie panny Mortifer zapaliła się lampka.
" Właściwe, to, po co mam tu czekać posłusznie na śmierć. Mogę, chociaż spróbować, nie mam już nic do stracenia...”.Jej twarz diametralnie się zmieniła.
Szalonoki zszokowany patrzył na dziewczynę, która już nie była tak załamana jak wcześniej.Spojrzał bezwiednie na swój zegarek i wstał:
- No niestety musze cię opuścić, moja przerwa się skończyła.- Pomachał jej kpiąco się uśmiechając i dodał - Będę na twojej egzekucji, zawsze chciałem to zobaczyć, podobno to wspaniale widowisko. - Omiótł ją jeszcze raz spojrzeniem, taksując jej błogo uśmiechniętą twarz, która uznał za szaleństwo.
"Wiedziałem, że już dłużej nie wytrzyma...” - Pomyślał auror idąc wolno korytarzem.
Gdy Moody wyszedł Meriweath zaczęła planować wielką ucieczkę.

***

Wielkimi krokami nadchodził dzień jej egzekucji, jednak była przygotowana.
31 grudnia Meri obudziła się wcześniej i czekała aż po nią przyjdą, gdy w końcu drzwi się odtworzyły a przed nimi stały dwa patronusy i ich właściciele.
- Już czas. - Powiedział Diggle.
Moody rzucił jakieś zaklęcie, i już nie była przyczepiona kajdankami do ściany,ale miała je wyłącznie na rękach połączonych łańcuchem, za który pociągnął ją uschło Deadlus. Wypadła przed cele i szła sztywno wzdłuż korytarza popychana, co jakiś czas przez Moody'ego. Nagle pod koniec korytarza, gdy Alastor popchnął Meri któryś tam raz z rzędu, nagle się o coś potknął i upadł na twarz z głuchym jękiem.
Meriweath uśmiechnęła się, a Dedalus pomógł wstać koledze po fachu.
- Cholera...- Zaklął Alastor ze złości.
- Co się stało?- Spytał, Diggle.
- Potknąłem się o coś...- Rozejrzał się wokół siebie, ale nic nie zobaczył.
- Nie te lata, co kiedyś?- Spytał uśmiechając się kpiąco.
- Właśnie, że te...- Warknął na niego i szarpnął jeszcze mocniej Meriweath, która omal się nie przewróciła.
Otworzyła się ogromne mosiężne drzwi:
- To Sala Mortis, ostatnie miejsce, które widza skazani.- Uśmiechnął się wrednie sycząc jej do ucha.
Meri trzymała się dzielnie i nie zważając na słowa Moody'ego oglądała z zaciekawieniem dziecka sale. Aurorzy przyglądali się jej z szokowaniem przypominając sobie jak się zachowywała jeszcze przed tygodniem.
Dziewczyna podeszła do jednej z trumien i opuszkami palców przejechała po jej brzegu. Moody podszedł do niej szybko i pociągnął ja na środek okrągłej sali. Podniosła głowę i zobaczyła jak na lorze nad nią wchodzą ludzie oświetlani przez światło słoneczne wychodzące z oszklonego sufitu. Meri uśmiechała się do wszystkich przyjaźnie dając do zrozumienia, że jest nie w pełni rozumu. Diggle spojrzał na Moody'ego znacząco z ukosa...Drugi auror odpłacił mu tym samym i odeszli razem w pod ścianę wyczarowując z różdżki dwa, patronusy które zrobiły barierę ochroną na około komnaty.
Meriweath nie zwracała na nich ani trochę uwagi, za to przyglądając się zafascynowanym wzrokiem błękitnemu niebu. Uśmiechnęła się szerzej na ten widok. Patrzyła się na nie dość długo, gdy w końcu ktoś zadzwonił dzwonami, które umieszczone były na loży dla gości. Meriweath nie zwróciła na ten dźwięk ani krzty uwagi do póki słońce nie zaszło za ciemnymi chmurami, które pojawiły się z nikąd.
Skrzywiła się na ten widok jak u dziecka, któremu zabrało się upragniona zabawkę, oczy jej się w tedy zaszkliły i zaszły mgłą niezrozumienia. Teraz już jej się tak nie podobały postacie wysoko przy szklanym suficie. Ich oczy zaszły cieniem, a uśmiechy uwydatniły się jeszcze bardziej nienawistnie i pełne chęci mordu. Meriweath schyliła głowę, a z jej oczu popłynęły łzy. Ktoś jęknął z niesmakiem. Wszyscy rozejrzeli się po sali, oraz jej dole, Aurorzy również zastanawiali się, kto wydal ten jęk, ale w koncu uznali, że to było westchnięcie, które mogło odbić się echem dając tak owy oddźwięk. Wszyscy znowu spojrzeli na skruszona dziewczynę.
Meriweath znów spojrzała do góry. Teraz poczuła się jak w środku nocy, w sali zrobiło się zupełnie ciemno, gdyż za oszklonym sufitem były tak ciemne i ciężkie chmury, że widoczność tego miejsca mogła być ograniczona dla każdego statku a co dopiero dla mugolskich radarów...
Dzwony znów wydały z siebie odgłos. Dziewczyna nagle poczuła chłód. Szedł prosto od jej nóg aż do ramion, a potem okolił jej głowę. Włosy się jej zjeżyły na karku i co już nie dziwne na jej głowie również. Spojrzała jeszcze raz w górę. Leciał ku niej dementor.
- To mi się nie podoba! Ja już nie chcę...- Zawyła w rozpaczy.
Zszedł na tyle nisko by dotknąć dziewczyny swoimi zimnymi rękami. Pannie Mortifer łzy spływały teraz niepowstrzymanie, a gdy oderwały się od jej ciała zamieniły się w małe kryształy lodu, które spadały na marmurową podłogę rozbijając się z głuchym trzaskiem. Meriweath otworzyła oczy a wtedy dementor uniósł ją nad ziemią przytrzymując jej twarz jedną ręka, która miała nienaturalnie zadarta i oszronioną. Druga ręka czarna postać ściągnęła swój kaptur, odsłaniając gołą czaszkę. Była czarna, a w oczodołach jarzyły się jaskrawe dwa małe czerwone punkciki. Patrzyły na nią porządliwie i wręcz z tęsknotą. Dementor złapał twarz dziewczyny w obie ręce nadal unosząc się nad podłogą, co sprawiało jej niebywały ból.
Otworzyła ponownie oczy, które były do tej pory zamknięte ze strachu przed potwornymi oczami, a wtedy Dementor się nachylił i wycisnął na jej ustach pocałunek.Oboje ich omiotło białe światło, które wciągał łaknący bólu dementor. Oczy jej się zeszkliły, a później zamarzły jako lud. Usta jej stały się czarne, a cały proces ciągnął się w nieskończoność póki panna Mortifer nie stała się sina jak trup. Dementor wtedy odsunął swoja twarz od skazanej i zakrył ją sobie kapturem puszczając śmierciorzerczynie jak zużytego śmiecia, który opadł bezwładnie na ziemie w dziwnej pozie, z białymi oczami i otwartymi czarnymi ustami.
Dementor odleciał natychmiast tak szybko jak się pojawił, a widownia zaczęła klaskać z uciechy. Dwaj aurorzy patrzyli na ciało z monotonnym wyrazem twarzy, choć Diggle zdawał się być trochę poruszone i chętny odpłacenia się dementorowi w podobny sposób, co ludzie na loży.
Moody zdjął pole ochronne i podszedł do sfatygowanego ciała panny Mortifer. Wszyscy opuścili lorze już wyszli z sali rozmawiając uradowani o wydarzeniu, które działo się jakieś parę minut temu jak o przedstawieniu w teatrze. Aurorzy wzieli ciało panny Mortifer, jeden za nogi drugi za ręce i włożyli ja do skrzyni, zamykając wieko, gdy nagle ktoś ich zawołał...
- Przepraszam panów muszę z wami porozmawiać...- rzucił Knot wychylający się za barierką na loży .
- Dobrze...- Odpowiedział Moody i wyszedł razem z Diggl'em.
Sala opustoszała .

C.D.N

Ten post był edytowany przez Arendhel: 08.09.2008 16:24


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arendhel
post 15.09.2008 19:18
Post #10 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



~~*~~

Po paru nastu minutach dwaj ludzie stali na samym szczycie więzienia dla czarodziejów. Nie byli to aurorzy, ani dementorzy, zwykli "morscy grabarze" jak pieszczotliwie nazywali ich ludzie w Wizengamoncie.
Stanęli obaj przed czarną skrzynią. Nie byli okazami zbyt przystojnymi. Jeden był chudy jak tyczka i bardzo wysoki, natomiast drugi był kompletnym przeciwieństwem swojego kolegi łącznie z burzą kręconych ciemnych włosów, których chudzielec nie miał zbyt dużo. Obaj spojrzeli na wieko z napisem: Meriweath Kalipso Rashell Mortifer; morderczyni 4 czarodziejów oraz 3 mugoli; śmierciorzerczyni.
Jeden wzdrygnął się i zwrócił wzrok na wypalony znak śmierciorzercy. Drugi przełknął głośno ślinę.Skinęli do siebie nawzajem głowami i podnieśli skrzynie wyrzucając ją do morza. Spadała z głuchym chlupotem rozdzierając wielkie fale bijące nieubłaganie o mury Azkabanu. "Grabarze" naciągneli na siebie swoje czarne palta i ruszyli spowrotem do więzienia.

***

Godzinę później z daleka od Azkabanu gdzieś na Oceanie Atlantyckim dryfowała szczelnie zamknięta czarna trumna, która o dziwo nie zatonęła. Dzień był dość pogodny, a mewy latały spokojnie w przestworzach... gdy nagle czerwone światło wychynęło w powietrze z głośnym hukiem rozłupując wieko trumny, z której wystawał nie, kto inny a Meriweath Mortifer z różdżką. Co dziwniejsze była żywa?. Miała roztrzepane włosy jak zwykle, a jej twarz była osnuta fala radości i lekkiego obrzydzenia:
- Powietrze...- wykrztusiła z pomiędzy odoru unoszącego się nad drugim ciąłem w skrzyni. To ciało również było... Meriweath, lecz różniło się od żywej szklistymi i wyblakłymi oczami, oraz czarnymi ustami i bledszą cerą.- Jest za czyste...- wycharczała, a jej twarz pozieleniała jeszcze bardziej.
Wychyliła się za trumnę i zaczęła wymiotować. Nie wierzyła w ogóle, że tak długo wytrzymała w zamknięciu ze swoja martwą repliką. Gdy wkońcu skoczyła spojrzała na nieżywą postać, patrzyła na nią z oczami bólu, niezrozumienia i strachu, a jej usta były nienaturalnie wykrzywione. Meriweath odsunęła się od niej nie spuszczając z niej jednak wzroku.
- Nie patrz tak na mnie - powiedziała do trupa jakby myślała, że wykona jej prośbę
Krzywiąc się widząc, że jej kopia patrzy nadal w jej stronę.
-... Nie miałam wyboru. - wzięła ja za ręce i uniosła lekko zesztywniale ciało - Teraz tez nie mam.- Wyrzuciła ciało do morza.
Chwile unosiło się na powierzchni lecz wkońcu zatonęła w toni. Meriweath długo wpatrywała się w wodny cień z kamienna twarzą. To co zrobiła, było złe, wiedziała o tym i to ja przerażało. Nigdy wcześniej się tak nie czuła... była śmierciorzercą, nie miała skrupułów, dla Czarnego Pana mogła by zrobić wszystko...
To dlaczego czuła się teraz tak źle?
Wkońcu odwróciła wzrok na różdżkę próbując odgonić swoje idiotyczne – jej zdaniem- rozważania.
- Moody się zdziwi...- mruknęła a jej twarz wykrzywił złowieszczy uśmieszek.
Nagle cos zatrąbiło.
- Mugolski statek? - spytała samą siebie - Niemożliwe. - rozejrzała się wokół.
Mewa zaskrzeczał jej z boku. Spojrzała na nią z gniewną miną.
- A ty co się gapisz?- warknęła na ptaka jednak on się nie ruszył i tylko przekrzywił głowę.
Meriweath chciała już się zamachnąć na nią z różdżka, lecz w ostatniej chwili się zatrzymała.
- Zaraz , zaraz...- spojrzała na nią spojrzeniem znawcy -... ty jesteś mewą...- wszystkie trybiki w głowie panny Mortifer ruszały się coraz szybciej -... czyli ląd jest już blisko!- wykrzyknęła i stanęła na swojej "tratwie" krzycząc głośno - TAK!!!- poślizgnęła się na czymś w trumnie i wypadła z głośnym luskiem do wody.
Wychynęła natychmiast na powierzchnie i odgarnęła ze złością swoje kasztanowe włosy które pod wpływem wody poskręcały się jeszcze bardziej. Wypluła wode z ust.
- Cudownie...- wysyczała przez zęby.
Nagle znów coś zatrąbiło, a zza horyzonty wychynął statek, wielki parowiec...
Twarz dziewczyny drasycznie zmieniła wyraz na ęłnie szczęścia... spojrzała na ten mugolski wymysł prawie z uznaniem - lecz zaraz się otrząsnęła uswiadamiając sobie swoją głupotę. Rzuciła na trumnę zaklęcie:
- Bombarda.
Rozpadła się natychmiast, a Meriweath podpłynęła szybko do największego kawałka i trzymając się kurczowo zaczęła krzyczeć.
- Pomocy, pomocy...- wołała sztucznie.
Statek po 20 minutach był na tyle blisko by ktoś zauważył "rozbitka". Rzucili jej koło ratunkowe i wciągnęli na pokład...
Marynarz który pomógł jej wstać spojrzał nią z mieszaniną wstrętu i troski.
- Co się stało...?- padły pierwsze słowa od marynarza.
Meriweath nie pomyślała o tym by musieć odpowiadać na takie pytania... a raczej wiedziała że takie pytanie padnie, tyle że nie miała pojęcia co odpowiedzieć, lecz jak to Mortifer oraz śmierciorzerca umiała działać w każdej postaci...
- Mój statek się rozbić...ja bardzo dziękować za wasza pomoc... ja nie wiedzieć... - mówiła z francuskim akcentem uśmiechając się słodko do młodego chłopka -... gdzie ten statek płynąc...
Okrążyła ich chmara ludzi. Byli pobierani w szorty, kostiumy kompielowe, wysmarowani kremem do opalania, a co druga osoba miała na sobie okulary przeciwsłoneczne. Wpatrywali sie w nia z zaszokowaniem. Jakis chińczyk wyskoczyl zza grupki ludzi i wyciagnął jakis srebrny kwadratowy przedmiot, a zaraz potem oślepiło ja jasne światło jakiejś lampki w "urządzeniu" - jak je nazwała... Chińczyk usmiechnął sie do niej i zaczął pokazywać jakiejś kobiecie swoje urzadzenie, ktora odwzajemniła mu sie podbnym usmiechem...
"Turyści..."-skrzywiła sie przecierając jeszcze oczy.
- Och , do Anglii , moja droga ... - marynarz odwzajemnił uśmiech spoglądając na jej dość nietypowe ubranie .
Też byście zwrócili gdybyście zobaczyli kobietę w czymś worko-podobnym na sobie , przesiąkniętego zapachem zgnilizny i dwucentymetrowym brudem ...
- ... na pewno coś dla pani znajdziemy do przebrania . - skrzywił się patrząc ponownie na strój .- Ile pani dryfowała ?
- Eee...- kolejne bardzo ciekawe pytanie 'Ile mogła dryfować ?" , a po co mu ta wiedza?” zdenerwowała się w duchu, choć na twarzy utrzymała swój neutralny wyraz -...ja nie wiedzieć ...
Marynarz pokiwał ze zrozumiem głową i odgonil gapiów któzy robiegli sie natychmiast po pokładzie, na odchodne chińczyk znów błysnął jej lampka z kwadratowego przedmiotu i odszedł. Marynarz zaczął ja oprowadzać po statku ...
- Tam mamy kuchnie i stołówkę , a tam są leżaki ...a tu najczęściej przesiadują turyści gdy chcą się poopalać lub po prostu poobserwować morze...- gadał opętańczo szybko pokazując mugoli którzy wesoło do nie machali .
Odwzajemniła uśmiech tyle że jej był nieco blady i skrzywiony .
"Boże, gdzie ja jestem ..."- studiowała w myślach .- "JA, na MUGOSKIM STATKU?!"- skrzywiła się gdy jakaś grupka dzieci rzuciła się na nią , a raczej na piłkę która uciekła im tocząc się akurat pod nogi panny Mortifer .
Spojrzała na dzieci groźnie , a one od razu usunęły się z piłka biegnąc szybko i spoglądając na nią przestraszone .
Uśmiechnęła się do samej siebie w myślach , bo otwarcie nie mogła przy tym marynarzu który na chwilę przestał mówić spoglądając na dzieci jednak po chwili znów zaczął wykonywać tak nie porządną w tej chwilę przez dziewczynę czynność .
Wkońcu nie mogąc już tego wytrzymać powiedziała w miarę miło i rozsądnie jak na tą sytuacje:
- ...czy może Pani zaprowadzić mnie gdzieś gdzie mogę się ubranie i spać ...- spytała udając nadal Francuzkę .- jeśli to nie być kłopota...
- Pan ...- poprawił ja młodzieniec z uśmiechem rozbawienia .- To żaden problem , ku pani szczęściu mamy jedną wolną...- wziął ja pod rękę nie zauważając już na brud jej ciała i zaprowadził do jakiejś kajuty .
Była mała i niezbyt funkcjonalna , bo już przy pierwszym wejściu uderzyła się w głowę z głośnym jękiem , na co marynarz odpowiedział "Że trzeba się do tego przyzwyczaić ..." .
"Niech sam się przyczaja"- warknęła w myślach .
Usiadła na łóżku które chybotało się na wszystkie strony .
- A więc tu jest łazienka ...- pokazał na drugie równie małe drzwi co pierwsze .- ...zaraz przyniosę pani cos do przebrania . A tak na przyszłość jestem David ...- wyciągnął nonszalancko rękę .
Meriweath ja przyjęła i zaczęła już :
- A ja ...- no właśnie czy on mógł wiedzieć , może był czarodziejem , nie mogła mięć pewności , a Meriweath było dość nie spotykanym imieniem -...Francheska ...- powiedziała szybko .
- Miło poznać ...- uśmiechnął się do niej mrożąc lekko oczy .
Spojrzała znacząco na dłoń chłopaka który nadal mocno ściskał jej własną. Nie lubiła gdy mężczyźni zdobywali się na przesadne zainteresowanie nią . Wiedziała że jest nie przeciętnej urody, może nie była pięknością, ale jak sadziło wielu - miała to coś . Za jej czasów szkolnych wszyscy uczniowie połci męskiej zwracali na nią uwagę . Nie tylko dlatego że – jak uważały jej zazdrosne koleżanki- była dość urodziwa, ale i dlatego że była dość inteligenta by na czwartym roku uczyć siódmoklasistów do owutemów . Miała piękne kasztanowe poskręcane we wszystkie strony krótkie włosy oraz oliwkowo zielone oczy, a zadarty piegowaty nos tylko uszlachetniał jej poważną i wyniosła twarz . Nie można było się więc dziwić dlaczego była adorowana na każdym kroku .
David widząc jej jednoznaczny wzrok mówiący nie wiele więcej nić : „ Puść mnie wkońcu, tłuku!” .
Puścił rękę dziewczyny rumieniąc się jak piwonia . Wyszedł pospiesznie z kajuty i równie pośpiesznie wrócił niosąc jakieś buty , za dużą bluzkę o dwa rozmiary i jakieś spodnie równie obszerne co bluzka , a wszystko w różnych kolorach .
- Proszę...- podał jej i zbliżył się ponownie do drzwi - i pamiętaj , gdybyś czegoś potrzebowała...
- Zgłosić się do pani ...- uśmiechnęła się słodko .
- Tak zgłosić się do mnie...- roześmiał się i wyszedł .
Meriweath opadła bez sił ze swoim słodkim uśmieszkiem .
- A teraz tylko musze cię zeskrobać ...- zaczęła wyginąć usta ze wszystkich sił próbując się pozbyć przesłodzonego uśmiechu .
Po pewnym czasie wstała i wzięła swoje NOWE ubrania . Umyła się i przebrała . Teraz wyglądała prawie jak człowiek z wyjątkiem tych ubrań ...
Westchnęła i rzuciła się na łóżko zaśmiewając opętańczo :
- Udało się , udało ! - wołała .
Odwróciła się na bok... po radości przyszedł smutek . Czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, ale próbowała udowodnić samej siebie że to wyłącznie efekt głodu . Zamknęła oczy , a przed nimi pojawiła się pewna postać ... Theawirem, ze swoją przerażoną i zniekształconą twarzą . Krzyczała. Meriweath otworzyła natychmiast oczy... Rozejrzała się po pokoju, jakby zaraz miał koło niej pojawić się trup jej repliki . Westchnęła głęboko, gdy doszła do wniosku że pokój był pusty . Zwinęła się w kłębek i znów odwróciła się w stronę ściany, nie zamknęła jednak oczu . Czy to był strach? Sama nie wiedziała, bądź nie chciała dopuścić siebie do tej myśli ...
Pokręciła natychmiast głowa rozsypując na twarz poskręcane we wszystkie strony ciemne włosy .
„O czym ty myślisz Mortifer?- warknęła na siebie w myślach- Postąpiłaś słusznie ! Ty ją stworzyłaś ty mogłaś uśmiercić !” – mówiła do siebie ostro .
Była śmierciorzercą, , nie znała litości, była wierna i lojalna swojemu Panu, a przede wszystkim nie miała uczuć .
„To dlaczego teraz użalasz się za nad sobą, dlaczego czujesz winę, dlaczego płaczesz?”- spytał cichy głosik w jej głowie .
Meriweath podniosła rękę i otarła mokry policzek ze złością .
„Łzy. Oznaka słabości !” – pomyślą już wściekła- „Nie jestem słaba ! jestem najsilniejsza z nich wszystkich ! Od tych wszystkich lansujących się tylko na sługi Czarnego Pana! Ja jestem prawdziwa...”
Chciała krzyczeć, jednak ponownie ułożyła się na cały czas chyboczącym się łóżku. Tym razem zamknęła oczy i odpłynęła w sen – by zmierzyć się ze swoimi lekami .

C.D.N

Ten post był edytowany przez Arendhel: 15.09.2008 19:19


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miętówka
post 16.09.2008 07:29
Post #11 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 558
Dołączył: 08.02.2007
Skąd: z górnej półki

Płeć: arbuz



Łeeeeeeee
A ludzie po pocałunku dementora stają się roślinkami. Czy coś koło tego wink2.gif. W każdym razie nie mają duszy.
Pomijając tę sprzeczność (jeśli w ogóle można ją pominąć) to jest całkiem dobrze. Kilka razy się zapomniałaś i postawiłaś spację przed wykrzyknikiem, ale widać, że starałaś się tego nie robić. I zabawa w Worda przyniosła naprawdę duże efekty!

Pisz dalej smile.gif


--------------------
"In the Internet nobody knows you're a dog"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arendhel
post 21.09.2008 14:51
Post #12 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



Co do tej duszy to szczegół. A tak szczeże to kopletnie o tym zapomniałam, ale co tam, stało się i się nie odstanie tongue.gif
Miło mi że chociaż jedna osoba interesuje się tym tematem... smile.gif
No więc życze miłego czytania!


~~*~~

- No niestety musze cię opuścić, moja przerwa się skończyła.- pomachał jej kpiąco się uśmiechając i dodał - Będę na twojej egzekucji, zawsze chciałem to zobaczyć, podobno to wspaniale widowisko. - omiótł ja jeszcze raz spojrzeniem, taksując jej błogo uśmiechniętą twarz.
Moody wyszedł na co dziewczyna jeszcze bardziej się rozchmurzyła i wyciągnęła rękę dotykając lewej strony klatki piersiowej, tam gdzie było jej wredne i zepsute serce.
- Z mego serca, z mej wierności do przekonać moich oraz by me życie uratować, dziele swe serce na pół by dać nowe życie do światła dnia. - wyrecytowała oschle i odciągnęła rękę z ogromnym wysiłkiem jakby nie chciała opuścić miejsca jej umieszczenia.
Gdy już jej się udało z jej ręki wytrysnął strumień światła formujący się w postać. Po chwili klęczała przed nią jej kopią. Uśmiechała się przyjaźnie i szczerze lustrując w przyjazny sposób cele panny Mortifer.
Meriweath powiedziała:
- Witaj...Thaewirem. - powiedziała chłodno do dziewczyny wymyślając jej na poczekaniu imię.
- Cześć...- odpowiedziała rześko uśmiechając się do niej.
Meriweath skrzywiła się na ten widok i otworzyła zdziwione oczy. Jej kopia nie powinna się tak zachowywać, powinna być identyczna jak ona.
- Co się z tobą dzieje...- warknęła nią groźnie.
Dziewczyna stała z klęczek i z miną obrażonej dumy podeszła do okna.
- Odpowiesz mi wreszcie...- warknęła ponownie.
- Nie bo na mnie krzyczysz...- jęknęła Thaewirem, po chwili po jej policzkach spłynęły gorzkie łzy i osunęła się na podłogę.
Meriweath spojrzała na nią przerażona, oprócz tego że płakała i co mogło tu sprowadzić cała hałastrę dementorów żywiących się bólem, to jeszcze poznała jej zachowanie ze swojego... z dzieciństwa. Straciła dużo sił to prawda, ale żeby nie móc zrobić poprawnej kropli? Była zawiedziona. Dotąd najlepsza we wszystkim co robiła w swoim życiu odkryła że coś może pójść nie tak jak ona by chciał. Co gorsza nie mogła poprawić swojego „dzieła”, ani stworzyć nowego. To był za duży wysiłek psychiczny i fizyczny , co gorsza jednorazowy , gdyż podzieliła sama siebie. Czytała o tym w wielu księgach o tematyce „Czarnej Magii”. Znała ich wszystkie tytuły na pamięć, co dodatkowo nęciło śmierciorzerców. Zaklęcie było jeszcze z dalekiej starożytności - z Egiptu - kiedy to faraonowie prosili swoich kapłanów do stworzenia dokładnych kopii monarchy. Osamotnieni władcy potrzebowali pomocy w rządach nad krajem , a kto mógł im lepiej doradzić niż ONI SAMI ? Jednak zaprzestali tego gdy kopie chciały przejąć miejsca oryginałów- i co niektórym się udało. Kiedyś nawet musieli wykasować pamięć całemu narodowi gdy ludzie zobaczyli Mekerinosa jednego z faraonów w towarzystwie swojego „brata bliźniaka” który potem zabił swojego twórcę z zawiści do pięknej żony „brata”... ale to inna historia. Rzecz w tym że władcy używali tego sposobu tylko w ostateczności w obawie przed klątwą położoną na tym zaklęciu. Do tej pory podobno znawcy tych kultur w magicznym świecie spierają się o prawdziwość tego zapewnienia które u każdej postaci postępowało w różny sposób... nie chcieli nawet opisać tego w księgach.
I jak zauważyliście panna Mortifer nie zrobiła sobie wiele ze słów jednej połowy specjalistów.
- O nie...- powiedziała na glos .-... nie płacz. - zaczęła cos nucić, coś co nuciła jej ciocia gdy była mała by ją uspokoić.
Thaewirem od razu się uspokoiła i nawet zaczęła klaskać w swoje kościste raczki z szerokim uśmiechem.
Meriweath skończyła a jej kopia wstała . Panna Mortifer spojrzała na zupełnie wolną - no nie licząc oczywiście miejsca w którym się znajdowały - Theawirem, która w tej chwili oglądała kalendarzach wyrysowany na ścianie niemal z fascynacją . Meri była natomiast kompletnie bezsilna... co ja frustrowało. Spojrzała krytycznie na zardzewiałe kajdanki, które bynajmniej nie zamierzały się rozpaść. Skupiła się jeszcze raz na zaklęciu otwierającym. Meriweath odkryła tą zdolność u siebie jeszcze w latach szkolnych . Niektóre jej zaklęcia działały, chociaż nie miałam w ręku różdżki albo tylko je pomyślała. Jej ciotka która opiekowała się nią po śmierci rodziców twierdziła, że to się zdarzało w rodzinie. Mówiła że różdżka to kondensator, dzięki niej zaklęcia są silniejsze i lepiej działają… a teraz… wszystko magio ochronne.
„Pieprzone kajdanki!”- wrzeszczała w sobie, jej myśli o ucieczce zaczynały powoli odchodzić w niebyt.
- Aaaa... SZCZUR! – zapiszczała Theawirem i wyciągnęła palec wskazujący w kierunku stworzenia które spojrzało na nią niemal z wyrzutem gdy krzyknęła formułę zaklęcia – DEPULSO!
Szczur przeleciał przez całą długość dość małej klitki i uderzył z głuchym piskiem o drewniane drzwi.
Meriweath zamierzała już ja zbesztać, ale oczywiście nie za to że zrobiła krzywdę zwierzęciu – bo szczurami gardziła w podobny sposób co jej kopia – ale za to że zaraz przyleci tu jakiś dementor słysząc zamieszanie. Powstrzymała się jednak i spojrzała jeszcze raz na rozpłaszczone zwierze leżące na podłodze, a potem na Theawirem która miała nadal utkwiony wzrok w gryzoniu, czekając na jego ruch...
Panna Mortifer spojrzała na rękę swojej kropli z której nie tak dawno wyskoczył strumień niebieskiego światła.
„To kopie też maja moce?!”- spytała sama siebie z niedowierzaniem.-„ Oh, Meriweath ty idiotko! Jasne że mają! Przecież to twoja kropla!”
Panna Mortifer przyglądała się niewinnie Theawirem, która nadal stała w miejscu.
- Nie przejmuj się – powiedziała do stojącej dziewczyny która natychmiast odwróciła głowę w jej stronę .- wątpię by wstał.
- Naprawdę...- spytała bojaźliwie przyglądając się zwierzakowi .
- Naprawdę. – powtórzyła Meri.
Theawirem usiadła na podłodze.
- Ale wiesz jesteś na tyle silna że dasz sobie radę, z takim nic niewartym gryzoniem, wkońcu jesteś mną. – ciągnęła dalej widząc lekki rumieniec zażenowania błąkający się po twarzy kopii.
„Żałosne...”- skwitowała w myślach i uśmiechnęła się kpiąco.
- Jesteś na tyle silna że możesz ... mnie uwolnić. – powiedziała pewnie lustrując teraz pełen wyższości wzrok Theriawirem.
- A co za to dostanę? - spytała zuchwale.
Panna Mortifer mogła się tego domyślić , w dzieciństwie była równie arogancka jak jej kropla - co zostało jej do dziś.
- Potem się pobawimy...- zaproponowała tajemniczo z uroczym uśmiechem przeplatanym z dozą dążenia do własnych celów .
Oczy Thaewirem rozjaśniły się na dźwięk słowa „pobawić” . Kucnęła przy Meriweath i dotknęła delikatnie kajdanek na jej nadgarstkach które hamowały wszelkie zaklęcia bez rózdżkowe uwalniające , niszczące oraz śmiertelne osoby która je nosiła. Meriweath wstała uśmiechając się swoim zwykłym kpiącym uśmiechem przecierając wolne już nadgarstki .
- To kiedy się pobawimy? - spytała uradowana Thaewirem
- Już nie długo ...- uśmiechnęła się do niej .- Musisz tylko tu posiedzieć.
Przycisnęła ramiona dziewczyny do ziemi tak by usiadła. Przypięła ją szybko do ściany. Wstała i oddaliła się do drzwi kucając przy ścianie. Nie mogła tak uciec , czuła niedaleko drzwi dementora.
Thaewirem przyglądała się sceptycznie kajdankom.
- Czy to na pewno zabawa? - spytała krzywiąc się.
- Tak...- przytaknęła pewnie Meriweath -...ale odbędzie się dopiero za tydzień .
- To dlaczego jestem teraz...przyczepiona?
- Bo to część zabawy...- wytłumaczyła .-...nie psuj jej...
Thaewirem zmrużyła oczy , ale w końcu pokiwała ze słowami :
- Dobrze . - uśmiechnęła się.
Meri odwzajemniła uśmiech jednak ten w jej wykonaniu był bardziej wredny i nieobliczalny, którego na szczęście Thaewirem nie zauważyła przyglądając się ze wzrokiem zaciekawionego dziecka kajdankom .
"To może się udać " - przyszło do głowy pannie Mortifer razem z falą radości .
Może to był i dość dziwny plan. Plan którego nikt by się nie podjął - przynajmniej o zdrowych zmysłach – niestety Meriweath była co gorsza osoba zdrową na umyśle...

***


Wielkimi krokami nadchodził dzień jej egzekucji , jednak była przygotowana .
31 grudnia Meri obudziła się wcześniej i czekała aż po nią przyjdą . Jej kropla również nie spała . Przez cały tydzień rozmawiały o swoim dzieciństwie . Meriweath nudziło się z Theawirem ale miała przynajmniej towarzystwo . Lepsze to, niż nic . Sądnego dnia...
Meri usłyszała kroki więc skierowała szybko palec wskazujący na siebie i powiedziała szeptem:
- Invisibellus...- całe jej ciało nagle zniknęło .
Drzwi odtworzyły się, a przed nimi stały dwa patronusy i ich właściciele .
- Już czas. - powiedział Diggle .
Moody rzucił jakieś zaklęcie , i Theawirem już nie była przyczepiona kajdankami do ściany ,ale miała je wyłącznie na rękach połączonych łańcuchem za który pociągnął ja oschłe Dedalus. Meriweath szybko wybiegła spoglądając wyczekująco na wejście do celi . Theawirem wypadła przed cele i szła sztywno wzdłuż korytarza popychana co jakiś czas przez Moodyego . Meriweath patrzyła się krzywo na aurora z wyraźną chęcią strzelenia go w twarz , ale wtedy by się zdradziła i plan spalił by na panewce . Nagle pod koniec korytarza gdy Alastor popchnął Theawirem któryś tam z kolei raz, Meri nie wytrzymała i podstawiła mu niewidzialna nogę . Alastor potknął się i upadł na twarz z głuchym jękiem . Meriweath patrzyła się na to zajście z prawdziwym triumfem spoglądając na rozbawioną kopie .Otaksowała brudna podłoge i zauważyła leżącą różdżkę .
"Musiała wypaść temu debilowi z kieszeni ."- uśmiechnęła się wrednie podnoszącą z ziemi przedmiot -" Jego strata ."
Dedalus pomógł wstać koledze po fachu .
- Cholera...- zaklął Alastor ze złości .
- Co się stało?- spytał Diggle .
- Potknąłem się o coś...- rozejrzał się wokół siebie , ale nic nie zobaczył .
- Nie te lata co kiedyś?- spytał uśmiechając się kpiąco .
- Właśnie że te...- warknął na niego i szarpnął jeszcze mocniej Theawirem która omal się nie przewróciła.
Otworzyła się ogromne mosiężne drzwi:
- To Sala Mortis , ostatnie miejsce które widza skazani.- uśmiechnął się wrednie sycząc Theawirem do ucha.
Kropla trzymała się dzielnie i nie zważając na słowa Moody’ego oglądała z zaciekawieniem dziecka sale. Aurorzy przyglądali się jej z szokowaniem . Meriweath odeszła pod ścianę i równym zaciekawieniem przyglądała się sali .
Jej kropla podeszła do jednej z trumien i opuszkami palców przejechała po jej brzegu . Moody podszedł do niej szybko pociągnął ja na środek okrągłej sali . Podniosła głowę i zobaczyła jak na lorze nad nią wchodzą ludzie oświetlani przez światło słoneczne wychodzące z oszklonego sufitu . Theawirem uśmiechała się do wszystkich przyjaźnie dając do zrozumienia że jest nie w pełni rozumu . Diggle spojrzał na Moody’ego znacząco z ukosa...drugi auror odpłacił mu tym samym i odeszli razem w kąt sali wyczarowując z różdżki dwa patronusy które zrobiły barierę ochroną na około komnaty .Meri odetchnęła z ulgą i wpatrywała się teraz w widownię .
"Parszywe świnie!" - krzyczała w sobie przyglądając się ich zaciekawionym twarzą .Zerknęła w prawa stronę napotykając twarz Ministra .- "Rzucę jedną avadą , może nikt nie zauważy ..." - zacisnęła mocniej rękę na rączce różdżki z pokrętnym uśmieszkiem . Wycelowała już przedmiot w Knota ale w ostatniej chwili się jednak potrzymała .- Za dużo mam do stracenia , zabije go innym razem ...
Theawirem nie zwracał na nich ani trochę uwagi i z zaciekawionym wzrokiem przyglądała się za to błękitnemu niebu . Uśmiechnęła się szerzej na ten widok . Patrzyła się na nie dość długo gdy wkońcu ktoś zadzwonił dzwonami które umieszczone były na loży dla gości . Kopia podobnie jak oryginał nie zwróciła na ten dźwięk ani krzty uwagi do póki słońce nie zaszło za ciemnymi chmurami które pojawiły się z nikąd .
Theawirem skrzywiła się na ten widok jak u dziecka któremu zabrało się upragniona zabawkę , oczy jej się w tedy zaszkliły i zaszły mgłą niezrozumienia. Theawirem schyliła głowę , a z jej oczu popłynęły łzy . Meriweath jęknęła z niesmakiem na widok słonej kropli wody spływającej bezwiednie po policzku jej kopii .
"Co sobie o mnie pomyślą ?" - patrzyła się na Theawirem niemal ze złością .
Wszyscy rozejrzeli się po sali , oraz jej dole , aurorzy również zastanawiali się kto wydal ten jęk , ale w końcu uznali że to było westchnięcie które mogło odbić się echem dając tak owy oddźwięk . Wszyscy znowu spojrzeli na skruszona dziewczynę .
Theawirem oraz jej pierwowzór znów spojrzały do góry . Teraz poczuły się jak w środku nocy , w sali zrobiło się zupełnie ciemno , gdyż za oszklonym sufitem były tak ciemne i ciężkie chmury że widoczność tego miejsca mogła być ograniczona dla każdego statku, a co dopiero dla mugolskich radarów...
Dzwony znów wydały z siebie odgłos . Theawirem zatrzęsła się niekontrolowanie . Włosy jej się zjeżyły na karku i co już nie dziwne na jej głowie również . Spojrzała jeszcze raz w górę . Leciał do niej dementor .
- To mi się nie podoba ! Ja już nie chce...- zawyła w rozpaczy .
Zszedł na tyle nisko by dotknąć dziewczyny swoimi zimnymi rękami . Kopii łzy spływały teraz niepowstrzymanie , a gdy oderwały się od jej ciała zamieniły się w małe kryształy lodu które spadały na marmurową podłogę rozbijając się z głuchym trzaskiem . Theawirem otworzyła oczy a wtedy dementor uniósł ją nad ziemią przytrzymując jej twarz jedną ręka która miał nienaturalnie zadarta i oszronioną . Druga ręka czarna postać ściągnęła swój kaptur , odsłaniając goła czaszkę . Była czarna , a w oczodołach jarzyły się jaskrawe dwa małe czerwone punkciki . Patrzyły na nią pożądliwie i wręcz z tęsknotą . Dementor złapał twarz dziewczyny w obie ręce. Nadal unosząc się nad podłogą , co sprawiało jej niebywały ból .
Otworzyła ponownie oczy które zacisnęły się jej natychmiast gdy zobaczyła potworne oczy , a wtedy Dementor się nachylił i wycisnął na jej ustach pocałunek .Oboje ich omiotło białe światło które wciągał łaknący bólu dementor . Oczy jej się zeszkliły , a później zamarzły jako lud . Usta jej stały się czarne , a cały proces ciągnął się w nieskończoność póki Theawirem nie stała się sina jak trup . Dementor wtedy odsunął swoja twarz od skazanej i zakrył ja sobie kapturem puszczając ja jak zużytego śmiecia , który opadł bezwładnie na ziemie w dziwnej pozie , z białymi oczami i otwartymi czarnymi ustami .
Dementor odleciał natychmiast tak szybko jak się pojawił , a widownia zaczęła klaskać z uciechy . Dwaj aurorzy patrzyli na ciało z monotonnym wyrazem twarzy , choć Diggle zdawał się być trochę poruszone i chętny odpłacenia się dementorowi w podobny sposób co ludzie na loży .
"Ale..."- pomyślała zszokowana Mortifer -" Ja, ja... ja nie chciałam !”- utkwiła oczy w nie tak dawno żywym ciele .
Panna Mortifer nie rozumiała samej siebie . Dążyła do tego, przez ten cały czas... wiedziała że do tego dojdzie, miało dojść, taki był plan . Pozatym zrobiła to o trzeźwej myśli, myśli śmierciorzercy... właśnie ! Była już prawie wolna . Dlaczego więc się nie cieszyła... dlaczego czuła ból w sercu, dlaczego ... żałowała tego co zrobiła ? Dlaczego...?!
Najgorsze było to że twarz Theawirem zwrócona była w jej kierunku z wyblakłym wzrokiem i utkwionym w nią pytaniem które sama sobie zadawała : "Dlaczego?"
Meriweath odwróciła wzrok a w myślach powiedziała : "Przepraszam..." - pomyślała i natychmiast się wzdrygnęła . Nigdy nie pomyślała , a tym bardziej powiedziała tego słowa ... takim tonem .
Moody zdjął pole ochronne i podszedł do sfatygowanego ciała kropli. Wszyscy opuścili lorze już wyszli z sali rozmawiając uradowani o wydarzeniu które działo się jakieś parę minut temu jak o przedstawieniu w teatrze . Aurorzy wzięli ciało Theawirem , jeden za nogi drugi za ręce i włożyli ją do skrzyni , zamykając wieko , gdy nagle ktoś ich zawołał ...
- Przepraszam panów muszę z wami porozmawiać...- rzucił Knot wychylający się za barierką na loży .
- Dobrze ...- odpowiedział Moody i wyszedł razem z Digglem .
Meriweath wykorzystała nadarzającą się okazję i podbiegła do trumny . Otworzyła wieko i znów napotkała oczy pełne bólu i cierpienia . Odwróciła szybko wzrok i z zamkniętymi oczami weszła do środka zamykając wieko .


(_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_)


Meriweath obudził łagodny męski głos :
- Francheska , obudź się ...- ktoś gładził ja delikatnie po ramieniu .- Przyniosłem Pani śniadanie ...
Meriweath zmarszczyła nos z niesmakiem przypominając sobie swojego skrzata domowego .
- Odczep się głupi skrzacie - zamachnęła się nokautując osobnika swoim lewym sierpowym .
Spojrzała gniewnie na postać która okazała się być Davidem .
"Fuck! To nie skrzat !" - Meriweath spojrzała zdezorientowanym wzrokiem po kajucie i nadal leżącym chłopaku .
Nagle sobie przypomniała gdzie tak właściwie jest i co tu robi ...
- Jaki skrzat? O co chodzi ?- warknął na nią pocierając swój obolały policzek .- Ja przyniosłem Pani śniadanie i dostałem w twarz !
Spojrzała na talerz leżący na stoliku nocnym . Skrzywiła się zawstydzona . Pierwszy raz tak się czuła ...
" No nie, najpierw mówię "przepraszam" , a teraz ten pieprzony rumieniec !" - warknęła na siebie w myślach - "To źle wpływa na moją psychikę ."
- Ja nie wiedzieć...- powiedziała czerwieniąc się mocniej -...to było nie chcący ... dziękować pani za śniadanie ...
Chłopak wstał, otrzepał swój biały mundur i powiedział już łagodnie :
- Nic nie szkodzi...- odepchnął -...moja siostra tez jest ... nerwowa – polozył nacisk na słowo siostra -... gdy ktoś ja budzi ... zbyt wcześniej . Smacznego ...- uśmiechnął się do niej i wyszedł .
Meriweath spojrzała łaknącym wzrokiem na talerz pełen jajecznicy . Wyciągnęła już ręce gdy nagle do kajuty ponownie wszedł David . Schowała ręce za siebie i spojrzała na niego wyczekująco :
- Czy coś się stać ...? - spytała .
- Nie nic, chciałem tylko powiedzieć że niedługo zabijemy do portu . - odpowiedział wesoło .
- A co to za port ?- spytała ponownie z najsłodszym uśmieszkiem który widział ten świat .
Chłopak zażenowany zaczerwienił się na obu policzkach, z tym że jeden wyglądał teraz jak napuchnięta śliwka .
- Eee...- zaczął nie wiedząc gdzie podziać oczy .- ...do portu w Brighton .
- Świetnie ...- zakrzyknęła radośnie .
David wyszczerzył się do niej jeszcze raz i wyszedł na korytarz zamykając za sobą drzwi .
- To teraz z górki ...- powiedziała do siebie nadziewając kawałek kiełbasy na widelec i delektując się jego smakiem .
Czuła się jakby nie jadała od wieków, a to danie było dal niej wyjątkowym rarytasem ... pochłaniając posiłek zapomniała nawet dręczących ją myślach .

C.D.N


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
moonyyy
post 23.09.2008 19:40
Post #13 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 23.09.2008

Płeć: Kobieta



Te fanfik jest naprawdę dobry. Świetny.
No mam nadzieję na ciąg dalszy, bo ciągu dalszego jestem bardzo ciekawa.
A więc zapisz sobie trzy zasady:
1.Pisz!
2.Pisz!
3.Pisz!
Wklej sobie na tapetę i pamiętaj!


--------------------


W moim śmietniku obgryzłem wszystkie kości, bo ja chciałbym żyć w mieście miłości.
W moim śmietniku pogryzłem kilku gości, bo ja chciałbym żyć w mieście miłości
.
[COLOR=purple]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arendhel
post 29.09.2008 14:23
Post #14 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



Na wstępie chcę powiedzieć że to ostatnia część opowiadania, a tym samym najkrutsza ( nie wiem jak to sie stało? dry.gif ), mniejsza z tym... miałam chyba zły dzień bo ta część wyszła mi... hmmm... nie mogę znaleść odpowiedniego słowa... mroczna?Mam nadzieje że mi wybaczycie.

Miłego czytania...

~~*~~


Meriweat szła po wiejskiej drodze obrzeżonej, splatanymi, wielkimi żywopłotami, pod letnim niebem, jasnym i błękitnym jak niezapominajki - jej ulubione kwiaty . Patrzyła się na nie podziwiając zachłannym zielonym wzrokiem barwę przestworzy . Zobaczyła drewniany drogowskaz wystający z krzaków i jeżyn po lewej stronie drogi jedno z ramion wskazywało kierunek z którego przyszła "Brighton" 5mil, drugie wskazywało kierunek w którym zmierzało informowało : "LitleHangleton", 1 mila . Szła w wzdłuż piaszczystej drogi . Była zmęczona . Cała ta ucieczka odebrała jej dużo sił . I nawet gdyby chciała nie mogła by się deportować - co już nawiasem mówiąc próbowała zrobić przez co miała niesymetrycznie obciętą grzywę która irytująco często właziła jej w oczy . Pozostała jej wyłącznie piesza wędrówka od portu . Nogi ja panicznie bolały, spodnie w które była odziana szorowały po ziemi strzępiąc nogawki . Nie miała sił nawet nieść torby którą dostała od Davida na odchodne . Miała w niej coś do jedzenia , mapę i słownik francusko-angielski ...
"Po cholerę mi ten słownik..."- pomyślała zirytowana tym że wczesniej nie pomyslała o tej zbednym przedmiocie .
Przytłoczona ciężarem torby przystanęła wyjmując grubą książkę i wyrzucając ja na jakąś z posesji .
"Komuś zawsze się przyda.." - pomyślała rozbawiona .
Wyjęła potem coś do picia i mapę . Napiła się łyk i spojrzała na drogę od Brighton .
Teleportacja była o wiele prostsza, nie musiała znać tych wszystkich uliczek, drużek , zakrętów innych wnerwjających ścieżek. Westchnęła :
- Za tym wzgórzem powinno być LitleHangelton...- spojrzała ponownie na drogę i skrzywiła się zmarnowana ruszając w dalsza drogę .

***

Panna Mortifer stała przed ogromnym kamiennym budynkiem . Był całkowicie opustoszały, przynajmniej tak wyglądał ...
Większość dachówek leżała na całkowicie obrośniętym wysoką trawą ogródku, a raczej dżunglą . W ścianach było mnóstwo ubytków, a okna porozbijane . Otrzepała się z kurzu i pyłu . Musiała jakoś wyglądać , wkońcu miała stanąć przed Jego Obliczem .
Wypuściła z głuchym świstem powietrze i weszła do środka ... drzwi przeraźliwie zaskrzypiały , ale ona na to nie zważała idąc dalej . Weszła do wielkiego, mrocznego holu, którego kamienną posadzkę pokrywał wspaniały dywan . Szła powoli wzdłuż korytarza z zadumanym wzrokiem wlepionym w mrok . Stanęła przed masywnymi, drewnianymi drzwiami i zawahała się przez chwile...
Usłyszała za sobą skrzypienie i jakby... chlupot wody . Odwróciła się z powrotem do wejścia i zobaczyła sunącego za nią trupa . Wyblakły wzrok Theawirem utkwiona była w ciele Meriweath . Śmierciorzerczyni patrzyła się z niemym przerażeniem na ten wytwór, a jej kropla z pochyloną do przodu posturą zbliżała się powoli do swojego twórcy . Włosy Theawirem przylepione były do jasno niebieskiej skóry już rozkładającego się ciała , a twarz przybrała wygląd cierpienia – cierpienia upamiętniającego jej śmierć . Meriweath nie ruszyła się na krok, może dlatego że się bała, może dlatego że czuła się silna i starła się stawić czoła wyzwaniu, teraz to nie miało znaczenia . Nie rozróżniała tych pojęć ... Sina ręka kropli złapała wkońcu obszerna bluzkę Meriweath i przysunęła swoja twarz prawie dotykając nosem brody panny Mortifer . Meri utrzymywała z trudem wiszący ciężar który jeszcze chybotał się na dwie strony . Theawirem uśmiechnęła się do niej czarnymi ustami, a panna Mortifer poczuła się jakby widziała swoje zdjęcie z albumu gdy jeszcze miała 5 lat - jak wtedy życie było proste, jakie szczęśliwe... idealne .
Jej kropla przekrzywiła głowę nadal nie odrywając od niej wzroku :
- Pobawimy się ? – spytała bez sensu.
Meriweath wpatrywała się w nią z dystansem .
- Nie...- powiedziała chłodno .
Z twarzy Theawirem zszedł słodki uśmiech i podźwignęła się do oryginały na wysokości ucha panny Mortifer i ponownie spytała, ale to pytanie było nasączone żądzą wiedzy, smutkiem i bólem – takim jak wtedy gdy na nią patrzyła jej bezwładna trupia twarz w Sali Mortis :
- Dlaczego?- wychrypiała jej do ucha .
Meriweath zamknęła oczy. To pytanie od pewnego czasu za dużo dawało o sobie znać . Za dużo było możliwości do tego pytania, za dużo dróg, za mało czasu ... by odkryć dobra odpowiedź . Zobaczyła przed zamkniętymi oczami wszystkie twarze osób które uśmierciła i ich agonie uwiecznioną w przeraźliwym krzyku...
Otworzyła oczy . Theawirem tam nie było ... jedynie łomoczące przez wiatr drzwi które nie były domknięte . Spojrzała na swoja bluzkę, była czysta, a co dziwniejsze nie pognieciona . Spojrzała ponownie na wejście frontowe do dworu .
„Co się ze mną dzieje?”- spytała samą siebie .
„Nie masz pewności.”- odpowiedział jej głosik w głowie .
„Do czego?”- spytała ponownie Mortifer .
„Do życia...”- powiedział głosik .-„ Przez tyle lat, wiernie służąca swojemu Panu, na każde jego skinienie i zawołanie, a jednak teraz masz wątpliwości? Czy na pewno ...- zaczął głosik .
-Dobrze zrobiłam !- powiedziała stanowczo .
„Nie ma innej drogi... nigdy nie było...”- dokończyła posępnie w myslach a potem obróciła mosiężną gałkę .
Weszła do salony który mienił się od światłem świec oświetlając bladą twarz postrachu wszystkich czarodziei . To był on - Czarny Pan . Jego słudzy którzy również się tam znajdowali - choć nie interesowali ją tak jak ten Wielki człowiek w czarnym skórzanym fotelu - umilkli i spojrzeli na dziewczynę z prawdziwym zszokowanie, które potem przemieniło się w uznanie, bądź zazdrość .
Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać podniósł swój monotonny wzrok obserwujący nie tak dawno obraz swojego znienawidzonego ojca który bezczelnie uśmiechał się z płótna, i wykrzywił usta w grymasie który najprawdopodobniej miał być uśmiechem .
- Panie, wróciłam...- skinęła z respektem głową , choć w jej samej nadal kłębiło się od wątpliwości.
To była jej klątwa.

THE END

Dzięki że wytrwaliście do końca! Bylo ciężko, wiem. Koniec nie jest powalający ale podobno skonczyć opowiadanie, ksiązke, wiersz itp. jest najtrudniej. Dlatego wybaczcie mej skromnej postaci która dopiero sie uczy oddać "na papierze" prawdziwą histrię ( albo część osnutej prawdą, jak kto woli ;P).
Mam tylko skromna nadzieje że choć troche wam się podobało... i nie wysmieje cie mnie tak odrazu wink2.gif


Ten post był edytowany przez Arendhel: 29.09.2008 14:25


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miętówka
post 29.09.2008 16:38
Post #15 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 558
Dołączył: 08.02.2007
Skąd: z górnej półki

Płeć: arbuz



To już koniec??? A mi się tak podobało. Chcę więcej!
Widać, żeś się w Worda nie bawiła. Naprawdę widać.
Uwaga ogólna: Wiem, że jak ktoś się nauczy przed kropkami przecinkami etc. stawiać spację, to się tak łatwo nie odzwyczai. Ale próbuj, bo jest tego coraz mniej.
Literówki, blędy interpunkcyjne i logiczne, że aż piszczy. Ortograficznych nie ma. Chyba.
Nie będę robić wyliczanki, napisz na PW jak chcesz się więcej dowiedzieć o błędach.
Pisz i publikuj bo ja chcę więcej!

P.S. Najkrótsza przez "ó".


--------------------
"In the Internet nobody knows you're a dog"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arendhel
post 01.10.2008 17:31
Post #16 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 05.09.2008

Płeć: Kobieta



Moja wena gdzieś umknęła, albo w ogóle się nie pojawiła, jak kto woli...
Pozatym dzięki za twoje dobre słowo Miętówko i Tobie moony, choć wądpie żeby komukolwik podobało sie w podobny sosób jak wam. Szczeże to jestem zaszokowana że czytałyście te moje, nazwijmy to komicznie "bazgroły", za co jestem wam bardzo wdzięczna, bo potrzebowałam choć tyle obiektywnej opinii.
Żałuje tylko jednego...
...że wiele osób wstrzymała się przed komentarzem do tematu. Przyznaje że liczyłam na oczerniające komentarze, a tu ani tych ani tych dobrych ( pomijajac oczywiście posty wcześniej wymienionych, oraz em i asistal, którzy wyrazili się bardziej o mnie i moim podejściu, niż o ff).

Jednak dziękuje tym co "zamienili" kilka słów na tym temacie. I sądze że już niedługo pojawi sie kolejny temat mojego autorstwa... tak, daje czas na płacz, badż wyśmianie... < czeka 5min. >
Już wszyscy? Okey... więc wracając do tematu... co ja...?< zastanwia się> ah, tak! Tak łatwo się ode mnie nie uwolnicie wink2.gif

A i Mietówko, z chęcia poznam błędy w ostatnim rozdziale, wyślij mi je na pw.
Dziekuje za uwage ... do nastepnego kliknięcia ;P


--------------------
Czas nie leczy ran,
on przygotowuje nas do bólu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.04.2024 01:47