Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

11 Strony « < 5 6 7 8 9 > »  
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Potti
post 05.11.2005 10:16
Post #151 

Plotkara


Grupa: czysta krew..
Postów: 2140
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Paris or maybe Hell

Płeć: Kobieta



chyba ktoś naprawdę nie ma czasu:)


--------------------
voir clair dans le ravissement
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 23.11.2005 15:56
Post #152 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



łeeee...zaglądam tu co jakiś czas...i wciąż nie ma i nie ma...buuu...chyba nie zapomniałaś, co?? sad.gif

nie chcę być UPIERDLIWA, bo sama nie lubię, jak się mnie pogania oraz postów w stylu " KIEDY NASTĘPNY PART???!!!"

ale spytam...

KIEDY NASTĘPNY PART??? tongue.gif ,nie żebym niecierpliwa była ale ciekawa tylko...ah

mam nadzieję, że mi nie skasują tongue.gif mojej ambintnej wypowiedzi, ale wydaje mi sie, że ne mówie tylko w swoim imieniu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 23.11.2005 18:10
Post #153 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Ręka Boga to wg mnie dobry ff, ale nie ma głębszego sensu. Skupia się na wymyślnych torturach i nie byłem chętny do czytanie "bycia szlachetnym". Ale odważyłem się i.... ścięło mnie z nóg. MISTRZOWSKIE OPOWIADANIE!! A scena przesłuchania uczniów przejdzie chyba do historii...
Tak więc - Ręka Boga - nie!
Być Szlachetnym - tak!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
haren
post 03.12.2005 20:59
Post #154 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 21
Dołączył: 28.11.2005




Kiedy będzie następna częśc?
Zakochałam sie w twoich opowiadaniach zwłaszcza w tym i "Everytime".
Kiedy następna częśc?????????????????????????????????? wub.gif


--------------------
jestem po to by życ.
by życ i kochac.
ehm.mylog.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
porucznik184
post 07.12.2005 20:19
Post #155 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 34
Dołączył: 01.07.2004




no cóż, nie komentuje za często, ale muszę stwierdzić: opowiadanko(wlasciwie to juz powiesc smile.gif ) genialne, kiedy nastepne party??? :]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 11.12.2005 14:24
Post #156 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



QUOTE
Albus jest Strażnikiem Tajemnicy tylko państwa Granger???

Oczywiście, co oznacza, według mnie, że Voldemort zna posiadłość Malfoyów, ale nie ma poojęcia o tym, że tam zamieszkują też Grangerowie. Innymi słowy, nawet jezeli odwiedzi Malfoyów, a państwo Granger będą u siebie, on o tym nie będzie miał pojęcia. W końcu to magia.

Tytułem wstępu: przepraszam, że tak długo czekaliście, ale miałam w domu remont i bajzel, więc przez dwa tygodnie byłam odcięta od kompa i netu, a nie miałam czasu udać się do kafejki.

Barty - bardzo Ci dziękuję za korektę : )


Poniedziałek, 26 listopada, 1996

Hermiona nastawiła budzik na godzinę siódmą, ale obudziła się o szóstej trzydzieści i nawet nie marzyła o ponownym zaśnięciu.
„Cholerny Wizengamot” – pomyślała i uświadomiła sobie, że nie umówiła się z Dumbledore’em, a przecież mieli się udać do Ministerstw w godzinie, o której w Hogwarcie podawano śniadanie. Wstała cicho, żeby nie budzić współlokatorek i zauważyła na stoliku przy łóżku niewielki, złożony na dwoje kawałek pergaminu, na którym widniał napis „do panny Granger” i od razu domyśliła się, kto był jego autorem. Krótki liścik zawierał prośbę, by zjawiła się za kwadrans ósma w gabinecie dyrektora, zawierał także hasło. Mogła nawet przyjść wcześniej, jeśli miała ochotę. Wyglądało na to, że stary mag czytał w jej myślach. Hermiona uśmiechnęła się lekko i poszła wziąć prysznic. Nabrała nagle pewności, że przesłuchanie wcale nie będzie takie straszne, zwłaszcza, że już wiedziała, jak się ubierze i jak będzie się zachowywać. Nie zamierzała rozkleić się przed Wizengamotem, ani zachowywać pokornej postawy. Mówiła prawdę, a racja była po jej stronie i nic nie musiała udowadniać. Poza tym zamierzała pojawić się ubrana schludnie i elegancko, ale na sposób mugolski. Ze względu na rodziców i na to, że była z nich dumna i ich kochała. I nie zamierzała nikogo przepraszać, ani za swój strój, ani za obciążające Wiceministra zeznania. Nie zamierzała też pleść frazesów jak jest jej przykro donosić o tak niecnym czynie ze strony osoby na wysokim stanowisku. W gruncie rzeczy wcale nie było jej przykro. Była spokojna i pewna siebie. Puściła gorącą wodę i zamknęła oczy, dodając sobie energii jej ożywczym strumieniem. Nie zdawała sobie do końca sprawy, że nuci stary mugolski kawałek „You are so beautiful to me”.

******
Po tym, jak McGonagall oznajmiła, że dyrektor udał się z Hermioną Granger do Ministerstwa na wstępne przesłuchanie w związku z jej kontrowersyjnym wywiadem dla „Proroka Codziennego”, Ron poczuł się paskudnie. Nie był nawet w stanie zjeść połowy tego, co zazwyczaj. Czuł na sobie spojrzenia pełne ciekawości lub, co gorsza, pogardy. Zagęszczenie spojrzeń było dużo większe niż dotychczas i nie mógł mieć żalu do tych uczniów, którzy patrzyli na niego nieprzychylnie. W końcu był bratem Wiceministra. Z troską popatrzył na swoją młodszą siostrę. Ginny grzebała widelcem w talerzu, ale, gdy na nią spojrzał, podniosła wzrok i ich oczy się spotkały.
- Nie zamartwiaj się – powiedział cicho.
- I kto to mówi – odrzekła sarkastycznie i gorzko się uśmiechnęła.
- Może nas nie zlinczują – humor Ronalda od jakiegoś czasu bywał coraz częściej typowo brytyjski.
- Ron, ja zlinczuję ciebie, jeżeli nie przestaniesz czuć się winny za Percivala – Harry nie zamierzał dłużej milczeć. Jego jasnozielone oczy zabłysły irytacją, zanim nie wrócił do konsumowania jajecznicy.
- Nic nie poradzę na to, jak się czuję – odrzekł Ron raczej opryskliwie. Od wczoraj stosunki miedzy nimi były chłodne, a, ściślej rzecz biorąc, Harry z powodu rozterek emocjonalnych zachowywał ogromną rezerwę wobec wszystkich i wszystkiego. Także wobec przyjaciela.
- Ale nikt cię za to tak naprawdę nie obwinia, ani ciebie, ani Ginny – Potter stwierdził, że odrobina łagodności i szczerości mu nie zaszkodzi. Nawet uśmiechnął się miękko i ciepło do Ginewry, która siedziała naprzeciwko nich, po czym przeniósł wzrok na osobę, która zbliżyła się do ich stołu.
- Ty na pewno nie, Harry – Ginny spróbowała odwzajemnić uśmiech. – I na pewno nie Hermiona.
- Ani nikt przy zdrowych zmysłach – usłyszała odpowiedź zza swoich pleców.
- Cześć, Malfoy – powiedziała smętnie, nie odwracając się
- Cześć, gołąbki gryfońskie – Draco wolał od razu przywitać się ze wszystkimi, także z tymi, którzy nie mieli żadnej ochoty na towarzystwo Ślizgona.
Większość osób przy stole patrzyło na niego jak na intruza, a inni z chorą ciekawością, ale niektórzy mieli w oczach szczere współczucie, o którym wspominała mu Tonks. Sam nie wiedział, co jest bardziej irytujące.
- Może chcesz usiąść? – spytał Longbottom i Draco poczuł się surrealistycznie. Zrobiło mu się nagle niebywale głupio, bo od kiedy pamiętał, dokuczał Neville’owi jak tylko potrafił. Ostatnimi czasy to się zmieniło, ale przeszłości nie da się, tak po prostu, obejść szerokim łukiem i żyć dalej. „Robię się strasznie wrażliwy i uczuciowy” – pomyślał z lekkim rozbawieniem.
- Dzięki, Longbottom, postoję...
Ale Neville zdążył już posadzić sobie Ginny - delikatnie protestującą - na kolanach i Draco był zmuszony skorzystać z jego uprzejmości.
- Nie ma za co... Oj, Gin, nie wyrywaj się. Ja wiem, że wolałabyś posiedzieć na kolanach u Draco Malfoya, ale naprawdę jestem o ciebie zazdrosny – z rozbawieniem patrzył jak jego dziewczyna sztywnieje i lekko się rumieni.
- Jesteś okropny – Ginewra spiorunowała wzrokiem Dracona, chociaż mówiła do Neville’a.
- Przecież ja nic nie powiedziałem – Ślizgon uniósł ręce w geście poddania i starał się ignorować pełne nienawiści spojrzenia niektórych Gryfonów. Uśmiechnął się za to do dziewczyny i puścił jej oko.
- Bo nie pozwalam ci siedzieć na kolanach u Malfoya? – Longbottom uśmiechnął się łobuzersko.
- Bo mi coś insynuujesz – sapnęła wściekle.
- Czyżby siedzenie na kolanach było czymś zdrożnym? Chyba nie myślisz o czymś więcej? - Neville najwidoczniej dobrze się bawił, dokuczając Ginny.
Nawet Ron pogodził się z tym, że jego siostra dorosła i, pomimo swojego stanu psychicznego, uśmiechnął się prawie łobuzersko.
- Normalnie mam ochotę ci przywalić, Nev – warknęła rudowłosa.
- Musisz się, Longbottom, pogodzić z moim nieodpartym zwierzęcym magnetyzmem – Draco podchwycił temat z charakterystycznym dla siebie, rozbrajającym urokiem zimnego drania.
- Pozwolisz, że wyprowadzę twojego nowego kolegę z błędu, Neville? – bardzo grzecznie i z bardzo złośliwym uśmiechem skomentowała całe zajście Ginewra.
Longbottom, Weasley i Potter zachichotali, a Malfoy zrobił minę człowieka cierpiącego.
- Ranisz moje uczucia, wiewióreczko. A zresztą, nie przyszedłem do ciebie, tylko do Pottera – spoważniał i wbił wzrok w zielonookiego. – Musimy pogadać, nie sądzisz?
Potter nachmurzył się, ale nie protestował.
- Skoro tak uważasz – odrzekł zimno.
- Musimy i moje uważanie nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli sądzisz, że mi było łatwo tu przyjść i narażać się na ciepłe spojrzenia osób łaknących mej śmierci w męczarniach, to się mylisz. Ale ostatnio przywykłem do tego i do ciekawości też. Powinienem się na jeden dzień zgłosić do magicznego ZOO i sam sobie zafundować napis na klatkę, najlepiej z napisem "osobnik, który patrzył na gwałt swojej koleżanki ze szkoły i jej nie pomógł" – jadowita gorycz jego słów sprawiła, wszyscy ciekawscy poczuli lekkie zawstydzenie. Gryfoni milczeli.
- Pod spodem jeszcze powinien być dopisek "możesz zadać trzy pytania, jeśli wrzucisz galeona na pomoc dla bezdomnych psidawek i szpiczaków" – Draco nie zamierzał przemilczeć własnych odczuć, nie mógł spokojnie znosić cichego i chorego zaciekawienia własną osobą. - Powinni mnie też jakoś śmiesznie ubrać, albo nie, najlepiej gdybym był nagi, bo ludzie mogliby naocznie sprawdzić, czy podnieca mnie słowo „gwałt”.
- To, co mówisz, Malfoy, jest naprawdę chore – Longbottom nie zamierzał pocieszać Ślizgona. – Większość ludzi wcale tak cię nie postrzega, robi to zdecydowana mniejszość.
- Powinieneś iść do skrzydła szpitalnego i poprosić o coś na uspokojenie – Ginewra mówiła bez ironii. – Może cię drażnić głupota ludzka, ale taką gadką pogarszasz własne samopoczucie.
- Nie lituj się nade mną – warknął Draco.
- Nie lituję się, Malfoy. Dawałam ci tylko dobrą radę. Jeśli nie zauważyłeś, ja i Ron też stanowimy bardzo ciekawy obiekt obserwacji – odrzekła całkiem spokojnie.
Ślizgon musiał jej przyznać w duchu rację.
- Każdy wie, że nie można odpowiadać za czyny brata.
- I nie można obwiniać się za coś, na co nie miało się wpływu, Malfoy – cicho dodał Neville. – Jeśli powiesz, że się nad tobą lituję, dam ci po łbie.
Draco rzucił mu spojrzenie pełne przekory i złości, ale zmilczał, bo Longbottom był poważny.
- Potter – zwrócił się ślizgoński intruz do Harry’ego, który się nie odzywał – za kwadrans tam gdzie zawsze, stoi?
- Stoi, Malfoy – odpowiedział Harry i odprowadził Malfoya wzrokiem.
- Szczerze powiedziawszy, skoro już tam był, na pewno mógł jakoś pomóc Hermionie. Poczucie winy nie bierze się znikąd – spokojnie i chłodno oznajmił Dean, pogardliwie wzruszając ramionami.
- Tak, ja pewnie też mogłam swojego brata telepatycznie powstrzymać od popełnienia przestępstwa i Ron także, nie za bardzo nam się tylko chciało – Ginewra wyglądała na złą i urażoną.
- To co innego – odpowiedział Thomas.
- Możliwe, ale też rodzi irracjonalne poczucie winy – grzecznie wtrącił Neville.
Gryfoni, którzy siedzieli blisko, przysłuchiwali się tej wymianie zdań.
- Jeżeli chodzi o winę i o jej poczucie, to na pewno w stosunku do Malfoya nie jest nic irracjonalnego. Zapomnieliście, że to Ślizgon? – Dean był pewny siebie i mówił z wyższością, ale w jego głosie dało się też słyszeć urazę.
- Myślę, że powiedziałeś już wystarczająco dużo – Seamus spojrzał na kolegę znacząco.
- I nie masz pojęcia, czym jest poczucie winy – Ron zacisnął usta, wstał i wyszedł, tylko po to żeby nie wybuchnąć płaczem, albo przylać Thomasowi, a Ginny mruknęła pod nosem „dzięki, Dean”.
Neville westchnął i uznał, że nie ma sensu przemawiać Thomasowi do rozsądku.
- Powiem ci coś, Dean – Harry był zdziwiony, że jego głos brzmi tak spokojnie, a on jest opanowany, bo w głębi duszy najchętniej przyłożyłby czarnoskóremu Gryfonowi prosto w zęby. – Też byłem w Ministerstwie i równie dobrze to ja mógłbym się znaleźć na jego miejscu i mógłbym zrobić tyle samo, co on, czyli gówno. Mogło się też zdarzyć tak, że Hermiona weszłaby tam sama i wolę nie myśleć, co zrobiliby jej, gdyby nikt nie patrzył, skoro zgwałcili ją na oczach innego ucznia. Może do tej pory już by nie żyła, bo utopiłaby się, albo podcięła sobie żyły – Ginewra poczuła zimy, przenikliwy dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, ale wiedziała, że Harry nie mówi bez racji. - Widzisz, ja w przeciwieństwie do ciebie, jestem mu wdzięczny, że tam był i pomógł Hermionie wykaraskać się później z dołka psychicznego. I, chociaż to brzmi egoistycznie, dziękuję swojemu ślepemu fartowi, że to nie ja musiałem bezsilnie patrzeć na poniżenie mojej przyjaciółki. Gdybyś chociaż przez chwilę racjonalnie pomyślał, zrobiłoby ci się żal Malfoya i byś mu współczuł, zamiast pieprzyć takie niedorzeczności. Nie masz pojęcia do czego jest zdolny zwykły kujon Percy. Ja się przekonałem na własnej skórze i jeżeli jeszcze raz powiesz coś takiego, jak przed chwilą, to uszkodzę cię, nie zważając na konsekwencje.
Po „przemówieniu” Harry’ego zapadła pełna konsternacji cisza, a Seamus gotów był przysiąc, że Dean rumieni się pod swoją ciemną karnacją.
- Przepraszam wszystkich, że wychodzę wcześniej, ale jestem umówiony – dodał Potter i wstał od stołu.

******
Dumbledore nie zdziwił się tym, że Hermiona przyszła wcześniej, nie zdziwił się też jej strojem. Gryfonka miała na sobie czarne, klasyczne spodnium z wciętym w pasie żakietem, a pod spodem kremową bluzkę. Krawat z barwami Gryffindoru nadawał jej wyglądowi odrobinę kokieterii, a zarazem dziecięcości, wynurzając się zza zapiętego żakietu i stanowiąc jedyną ozdobę szyi dziewczyny. Włosy upięła w gładki kok, zużywając przy tym sporo „Ulizanny” i wykorzystując zaklęcie wygładzające, tylko dwa pasemka włosów opadały wzdłuż policzków dziewczyny, delikatnie się kręcąc. Miała bardzo delikatny makijaż. Albus uznał, że ma do czynienia z młodą kobietą, która chce walczyć o sprawiedliwość, a przede wszystkim już wie, jak to zrobić.
- Witam, Hermiono. Pięknie wyglądasz – powiedział i wyciągnął do niej dłoń.
- Dziękuję, pan też nie grzeszy brakiem elegancji – uśmiechnęła się zafascynowana niecodziennym, dystyngowanym wizerunkiem dyrektora, ściskając pewnie jego rękę.
Dumbledore miał na sobie długą, granatową szatę bez cienia ekstrawagancji, jego głowę zaś zdobiła idealnie czarna tiara, ale krótsza niż zazwyczaj, co dodawało mu powagi. W rezultacie nie wyglądał teraz na wesołego staruszka, ale potężnego czarodzieja, którym w istocie był.
- Z takim towarzyszem mogę stawić się przed dziesięcioma Wizengamotami – dodała z uznaniem panna Granger.
- Z takim nastawieniem możesz wyjść zwycięsko z dwudziestu przesłuchań, Hermiono, nawet gdybym nie był przewodniczącym – zrewanżował się dyrektor Hogwartu.
- Dziękuję. Przy panu, mimo wszystko, czuję się pewniej – jej policzki lekko się zaróżowiły.
Albus Dumbledore nie odpowiedział, pogładził tylko swoja długą, białą brodę i zaprosił dziewczynę gestem, by usiadła.
- Napijesz się herbaty, zanim wyruszymy w podróż kominkiem? - spytał. – Proponuję cynamonowo-miętową.
- Poproszę.

******
Draco siedział na parapecie okiennym w łazience Jęczącej Marty i palił. Na szczęście nigdzie nie było widać upierdliwego ducha dziewczyny. Martwił się o Hermionę, ale miał nadzieję, że wróci szybko wraz z Dumbledore’em i podzieli się z nim tym, co zaszło na przesłuchaniu, i, oczywiście, miał nadzieję, że wszystko jest w porządku.
Drzwi otworzyły się cicho i wszedł Potter.
- Cóż takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć, Malfoy? – powiedział sarkastycznie i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni swoje papierosy.
- Jeśli zamierzasz w ten sposób ze mną rozmawiać, to po prostu wyjdę, a ty zostań i poczekaj na Jęczącą, na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa – Draco nie był dłużny Gryfonowi.
- A jak mam z tobą rozmawiać? Mam się obchodzić jak ze śmierdzącym jajkiem? A może mam się zwracać do ciebie per paniczu?
Malfoy zgniótł niedopałek o framugę i sprzątnął peta machnięciem różdżki.
- Okey, skoro tak, rzeczywiście pomyliłem się, proponując ci poważną wymianę zdań – zeskoczył z okna i wyminął palącego Harry’ego.
- Poczekaj, Malfoy i nie strzelaj fochów jak panienka – Gryfon mówił już bez drwiny.
- Posłuchaj, Potter. Masz prawo mnie nie lubić, ale jak będziesz się do mnie odzywał w ten sposób, to potraktuję cię w końcu Cruciatusem. Też mam coś takiego jak nerwy.
- Od pierwszego roku zachowujesz się jak wielki pan, któremu wszystko wolno, bo ma tatusia z wpływami i z niezliczoną ilością galeonów. Bezkarnie ranisz innych, a jeżeli ktoś sobie z ciebie zakpi, śmiertelnie się obrażasz. I nigdy się nie oduczysz przypieprzania się do cudzych rodziców. Ja też bardzo chętnie potraktowałbym cię Niewybaczalnym – Harry strzepnął popiół na posadzkę i zaraz go usunął różdżką.
- Właśnie dlatego chciałem porozmawiać – odrzekł spokojnie Draco. – Ale ty bynajmniej tego nie ułatwiasz, bohaterze.
- Och! I odpieprz się od mojego bohaterstwa! Ja się o to cholerną bliznę na łbie nie prosiłem! Może chcesz się zamienić?! Bo ja bardzo chętnie! – Harry był po prostu wściekły i kiedy się zaciągał drżała mu dłoń. Miał ochotę nakopać Malfoyowi i rzucać w niego najgorszymi przekleństwami.
- Uspokój się, Potter. Doskonale wiesz, że nie przyszedłem tu po to, żeby ci dokuczać, to ty zacząłeś od podtekstów, nie ja.
Harry zaklął tak obrzydliwie, że Ślizgon się zadziwił, i posłał rozmówcy spojrzenie pełne nienawiści, ale w duchu musiał przyznać temu jasnowłosemu kretynowi rację. Przynajmniej częściowo.
- Owszem, bo nie tylko ty masz patent na zaczynanie, Malfoy, chociaż bardzo to lubisz – wycedził Gryfon przez zęby, a Draco jedynie wzruszył ramionami.
- Wiem, że wczoraj to ja zacząłem, ale dłużny mi nie pozostałeś, zresztą dłużny nie byłeś nigdy – Ślizgon uśmiechnął się gorzko i ironicznie.
- Wara ci od moich, rodziców – warknął, podsumowując wczorajszy wieczór, Harry, i łypiąc na Malfoya nieufnie i ze złością.
- Och, Potter, nic mi do twoich rodziców, dobrze o tym wiesz... I przepraszam, jeżeli uraziłem twoją dumę – Draco skrzywił się nieznacznie.
- Nawet, kiedy przepraszasz, to w sposób obraźliwy. Mi też serdecznie przykro, że mogłem nadepnąć ci na odcisk, sugerując, że twoi starzy nie są idealni i święci.
- Nie zamierzasz odpuścić, prawda? – zirytował się Malfoy.
Harry wyrzucił swój niedopałek przez okno, dając tym samym upust złości i zamknął na chwilę oczy, tylko po to, żeby nie uderzyć rozmówcy w twarz, bo, mimo całego gniewu, wiedział, że Malfoyowi jest teraz ciężko z wielu powodów, a przemoc nie załatwiłaby sprawy. Przemoc nie załatwiała niczego. Popatrzył Draconowi w oczy. Jego spojrzenie było raczej poważne, smutne i tylko na dnie zielonych tęczówek tliły się iskry złości i rozdrażnienia.
- Nie. Bo ja mam jakieś moralne prawo nie trawić twojego ojca, przez którego omal nie umarła na drugim roku siostra mojego przyjaciela, i który zawsze mnie nienawidził, a nawet chciał mnie zabić, podczas gdy ty nie znałeś moich rodziców, którzy może i nie byli idealni, ale na tyle silni, że przeciwstawili się złu i oddali za mnie życie, niechcący robiąc ze mnie sierotę. Więc mógłbyś łaskawie nie stawiać między twoimi i moimi uwagami znaku równości, Malfoy. Zwłaszcza, że moi starzy od dawna nie żyją, a ja nigdy nie mogłem im podziękować za to, że istnieję.
Malfoy nie wiedział jak nazwać emocje, które nim zawładnęły. Przecież wiedział, że rodzice tego irytującego, rozczochranego głąba od dawana nie żyją, że Potter jest sierotą. Wiedział o tym zawsze, tylko nigdy nie zastanawiał się, jak to jest być na miejscu Pottera. A teraz, gdy Potter powiedział to na głos, Draco poczuł, że jest mu głupio i nie czuje się dobrze ze świadomością, że to on pierwszy najechał na rodziców Gryfona, prowokując go do riposty. Wrodzona duma, niechęć przyznawania się do błędu i wyolbrzymione poczucie własnej wartości powodowały, że trudno mu było się z tym pogodzić. Milczał, bo nie wiedział, co powiedzieć, i zdawał sobie sprawę, że cokolwiek teraz powie, to będzie ironia, sarkazm, zimna drwina, a tak mówić nie powinien, bo Potter nie był sarkastyczny, tylko poważny. Należałoby szczerze przeprosić i przyznać, że zachował się jak debil. Już raz przepraszał Pottera, ale to było co innego. Obecne okoliczności były bardziej krępujące, a Malfoyowie nienawidzili krępujących sytuacji i unikali ich jak ognia. Draco wbijał spojrzenie w swoje drogie, ciemnobrązowe pantofle ze smoczej skóry. Ale nagle nieznośna stała się myśl, że Potter ma na nogach cholernie tanie i cholernie zniszczone mugolskie trampki. Podniósł wzrok na Gryfona, który spokojnie stał i czekał na odpowiedź, albo jakąkolwiek reakcję.
- Owszem, zachowałem... zachowywałem się często jak palant, wczoraj też, ale nie musiałeś przypominać mi, że to twoi rodzice byli lepsi od moich. Mogłeś mnie walnąć, albo coś... Nie musiałeś mówić tego, co powiedziałeś, Potter – pomyślał, że Harry rzuci mu w twarz tekst o użalaniu się nad sobą, tak jak Blaise poprzedniego dnia, ale to nie nastąpiło.
- Nie, nie musiałem Malfoy, ale nie tylko ty masz licencję na ranienie innych. Myślisz, że mówiłem to z radością? Myślisz, że cieszę się, gdy myślę o kimś źle, bo muszę tak myśleć? Jeżeli tak, to się mylisz. Nie przyszło ci do głowy, że mnie zraniłeś i zdenerwowałeś, a ja miałem prawo odpłacić ci urokiem za klątwę? Oczywiście, że nie. Jesteś Malfoyem – w głosie Harry’ego nie było ironii, ale spokój, a nawet zrozumienie, co jeszcze bardziej wyprowadziło Dracona z równowagi.
- Och, zapewne, biedny Harry Potter jest wiecznie krzywdzony przez tego wrednego Malfoya... – ale nie zabrzmiało to ani jadowicie, ani przekonywująco. Tak naprawdę Draco mówił cicho i był prawie smutny.
- Nie jesteś po prostu zły – powiedział nagle Harry i jego samego zdziwiły te słowa, ale wiedział, że są na miejscu. – Tak samo jak ja nie jestem po prostu dobry i nigdy tak o sobie nie myślałem, chociaż ciebie rzeczywiście postrzegałem jako wcielenie zła.
- Nie pozostawiałem wam większego wyboru. Ani tobie, ani Weasleyowi, ani Granger. Oni mieli pecha, że są twoimi przyjaciółmi, a ja cię nienawidziłem... - odpłacił się szczerością za szczerość Ślizgon. - Wiesz, że było mi przykro wtedy, gdy wyciągnąłem do ciebie rękę, a ty odrzuciłeś moją propozycję przyjaźni? – powiedział nagle, bo nie zdążył ugryźć się w język
Harry zamrugał ze zdziwienia, ale bardzo szybko wrócił mu rezon.
- Chyba musisz przyznać, że twoja propozycja przyjaźni była raczej kontrowersyjna, a ja przez nią nie chciałem iść do Slytherinu, chociaż tiara bardzo chciała mnie do niego przydzielić. Pomyślałem, że tam trafiają same pewne siebie, wredne typy, takie jak ty.
- Niewiele się pomyliłeś, co? – Draco nagle się uśmiechnął, nieco smutno i sarkastycznie, a potem wzruszył ramionami.
- Chyba bardzo, w końcu Blaise jest Ślizgonką.
- Wyjątek potwierdza regułę, Potter – patrzyli sobie w oczy i żaden nie odwrócił wzroku.
- A ty?
- Co ja?
- Zmieniłeś się, Malfoy.
Draco pierwszy odwrócił spojrzenie i wymruczał coś, co według Harry’ego zabrzmiało jak „głupie farmazony”.
- Przepraszam za czepianie się twoich starych – wyrzucił nagle z siebie Ślizgon, dopóki miał ochotę i odwagę to zrobić, i popatrzył na Harry’ego z uśmiechem, który mu nie do końca wyszedł. Gryfon mógł podziwiać przez dwie sekundy nieco krzywy grymas ust rozmówcy.
- Ja też przepraszam, Malfoy.
Draco zazdrościł mu w tej chwili. Zazdrościł umiejętności przepraszania i przyznawania się do błędu. Potterowi dużo lepiej wyszły przeprosiny i uśmiech, który rozjaśnił nieco jego chmurną twarz. Malfoy pomyślał z irracjonalną zawiścią, że Harry jest od niego przystojniejszy.
- Zawsze będziesz lepszy ode mnie, Potter – w głosie Ślizgona nie gościła ironia, pewność siebie, czy poczucie wyższości. Malfoy stwierdził fakt.
Chłodny, spokojny, nawet szorstki głos Dracona, spowodował, że Harry zarumienił się lekko. Wypowiedziane takim tonem słowa nabierały mocy prawdziwego komplementu. Bez wazeliniarstwa.
- Mówiłem ci już, że nie jesteś taki zły. A ja wcale nie jestem taki dobry.
- Przestań pieprzyć, Potter, doskonale wiesz, że zawsze byłeś uczciwy, chociaż nie święty. Jesteś lepszy i lepszy pozostaniesz. Tak po prostu jest.
- Hermiona by cię nie kochała, gdybyś się nie zmienił na lepsze, gdybyś nie był kimś dobrym - Harry nie potrafił nic innego odpowiedzieć i nadal nie mógł się nadziwić, w jaki sposób stalowy wzrok Dracona mięknie i jak robi się ciepły na myśl o Hermionie.
Po twarzy Malfoya przemknął skurcz bólu. Tak bardzo się bał, że ją straci.
- To ona jest dobra, Potter i na pewno lepsza niż ty – powiedział, prawie z agresją.
- Teraz muszę się z tobą zgodzić i nie zamierzam protestować. I nie bój się, jest silniejsza, niż ci się wydaje.
- Może.
- Na pewno – stanowczo sprostował Harry. - Dziś nie narobimy sobie kłopotów u Dumbledore’a. Nie chcę tracić punktów. Obiecaj, że się nie wygłupisz.
- Nie tylko ode mnie to zależy – Draco znowu się zirytował.
- Wiem. Ja obiecuję zachowywać się jak człowiek cywilizowany.
- Ja też – niechętnie dodał Malfoy od siebie. – Zadowolony?
- Zadowolony będę, jak nie zrobimy sobie znowu obciachu.
- Ja też nie chcę narażać swojego Domu na straty punktów, Potter. Bądź spokojny.
- Zamierzam uwierzyć ci na słowo, dobry człowieku – Harry uśmiechnął się nieco ironicznie, ale także ciepło.
- To nie ja ci wmawiam, że jestem dobry, ale ty mi, Potter, więc zrezygnuj z aluzji – warknął Draco.
- Niektóre rzeczy nigdy się w tobie nie zmienią – Harry zakończył rozmowę z szerokim uśmiechem, machnął ręką i wyszedł pierwszy z łazienki, zostawiając Ślizgona nieco niezadowolonego. To on powinien mieć ostatnie słowo.

******
Wizengamot... Hermiona wpatrywała się odważnie w dwudziestu czarodziei i dziesięć czarownic. Odmówiła siadania, bo czuła się lepiej, gdy mogła stać - nie musiała wtedy tak wysoko podnosić głowy, żeby patrzeć na zgromadzenie. Wiedziała, że jej pełne spokoju i pewności zachowanie nie wszystkim się podoba, a w szczególności nie Knotowi, który, jako Minister Magii, wygłosił wstępną mowę. Hermiona jej nie słuchała. W pierwszej chwili poczuła niepokój i myślała, że nie podoła. Przed nią były same poważne i surowe twarze, więc na początku szukała wzrokiem Dumbledore’a, który zajmował miejsce na środku zgromadzenia, na niewielkim podwyższeniu po prawicy Korneliusza Knota. Z każdą chwilą jednak wracała jej pewność siebie i wróciła już zupełnie, gdy usłyszała pierwsze pytanie zadane przez Ministra:
- Dlaczego nie ma pani na sobie szaty? – nieco pretensjonalny ton urzędnika tylko ją zirytował, a w oczach zabłysły jej ogniki dumy i godnie uniosła głowę.
- Proszę odpowiedzieć, panno Granger – łagodnie zachęcił ją głos przewodniczącego. Dumbledore uśmiechnął się bardzo nieznacznie, pewien, że Hermiona wybrnie z tego pytania bez szwanku. Nie pomylił się.
- Jestem pochodzenia mugolskiego – powiedziała dobitnie. – A taki strój jest wśród nas strojem odświętnym. W ten sposób chciałam wyrazić swój szacunek dla przedstawicieli magicznego prawa czarodziejów, panie Ministrze. Jestem szlamą, dlatego tak się ubrałam – nie zwróciła uwagi na pełne zdziwienia i dezaprobaty pomruki. – Jestem z tego dumna, a mój strój nie uwłacza Ministerstwu Magii. Chciałam w ten sposób pogodzić dwa światy, do których należę.
Przez chwilę Knot był skonsternowany, ale zaraz odrzekł:
- To jest jednak zgromadzenie Wizengamotu, czyli, jak zauważyłaś, przedstawicieli czarodziejskiego prawa, dlatego powinnaś przyjść w szacie. I zwracam uwagę na słownictwo.
- Myślę, że wytłumaczenie panny Granger było w pełni uzasadnione i dobrze uargumentowane, zalecałbym więc przejście do właściwego przesłuchania, a nie skupianie się na stroju stojącej przed nami młodej damy – wesołe iskierki zamigały przez chwilę w niebieskich oczach starszego pana, a kilkoro obecnych członków zgromadzenia uśmiechnęło się lekko. Dumbledore szybko jednak spoważniał.
- Ale słownictwo, panno Granger, proszę trzymać na wodzy – dodał oficjalnie.
- Tak jest, sir, oczywiście. Przepraszam. Wiceminister nie stronił od takiego słownictwa podczas przesłuchania i dlatego tak się wyraziłam, nie z braku szacunku do szanownego zgromadzenia, ani do siebie samej. Będę o tym pamiętać – Hermiona wiedziała, że nie może sobie pozwalać na taką arogancję i szczerze obiecała poprawę.
Znowu przebiegł szmer zdziwienie i niezadowolenia, ale Hermiona usłyszała też kilka pomruków aprobaty dla jej dojrzałej odpowiedzi.
- Rozumiem. Możemy przystąpić do przesłuchania – Albus skinął głową w kierunku Amelii Susanne Bones - kierownika Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Proszę nam dokładnie opowiedzieć, co wydarzyło się podczas przesłuchania dnia piątego listopada bieżącego roku, panno Granger – powiedziała łagodnie i poważnie czarownica. – Proszę się nie krępować, nikt nie zamierza cię osądzać, chcemy cię jedynie wysłuchać.
Gryfonka przełknęła ślinę i głuchym głosem spytała, czy ma opowiedzieć o całym przesłuchaniu, czy tylko o gwałcie. W odpowiedzi Bones delikatnie poprosiła, żeby mówiła tylko o domniemanym przestępstwie Wiceministra i jego współpracownika, chyba że coś miało bezpośredni związek z dokonanym na niej rzekomym gwałcie. Amelia nienawidziła się za to, że musiała użyć określeń „domniemany” i „rzekomy”, bo oczy Hermiony w chwili pytania powiedziały jej całą prawdę, a ta prawda ją nieco przestraszyła. Ale prawo to prawo, a przesłuchanie to przesłuchanie.
Przez kilka chwil dziewczyna uporczywie milczała i myślała, że nie będzie w stanie wydusić z siebie słowa. To było trudniejsze niż sobie wyobrażała. Zgromadzeni czarodzieje patrzyli na nią w zupełnej ciszy i zauważyła, że Knot na chwilę pogardliwie wydął usta. Ten nieznaczny gest, który jej tak wiele powiedział, sprawił, że ostatecznie się przemogła i zaczęła mówić. I mimo, że chwilami załamywał się jej głos i musiała sobie robić przerwy, dotrwała do końca bez płaczu. Tylko kilku pojedynczych łez nie była w stanie powstrzymać. Była wdzięczna, że nikt ją o nic nie wypytywał, pomimo że chwilami mówiła nieskładnie i trochę bezsensownie. Widocznie uszanowali jej stan ducha i jej przeżycia. Widocznie jej wierzyli. Poczuła ulgę i dziwny smutek, a widok bladej twarzy Knota, który nie uśmiechał się już z wyższością, sprawił jej cichą i gorzką satysfakcję. Wysłuchała mowy końcowej Dumbledore’a z przymkniętymi oczami, ale połowy słów w ogóle nie zarejestrowała, bo miała ochotę jak najszybciej wybiec z tego miejsca i ulżyć sobie szczerym szlochem. Po tym, jak musiała odtworzyć swój największy koszmar, scena po scenie i szczegół po szczególe, czuła się tak abstrakcyjnie i dziwacznie, że nawet nie wiedziała, kiedy Albus zabrał ją do gabinetu Ministra Magii i wprowadził do kominka. Była prawie nieprzytomna. Wszystko zdawało się przytłumione i nierealne – dźwięki i barwy zamazywały się i zlewały ze sobą. Dopiero „lot” z jednego kominka do drugiego nieco ją otrzeźwił. Dyrektor z troską doprowadził uczennicę do krzesła, a gdy Hermiona usiadła, spytał, czy wszystko w porządku i czy nie chce jakiegoś drinka, albo mocnej kawy. Potrząsnęła głową, wymamrotała, że nic jej nie jest i spojrzała w pełne troski, niebieskie oczy starego człowieka. Kiedy spróbowała się uśmiechnąć, rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach.

******
Wszystkie lekcje były męką dla Harry’ego Pottera. Męką, bo po tym jak porozmawiał z Malfoyem i wyjaśnili sobie parę spraw, cały czas myślał o tym, jak niesprawiedliwie potraktował poprzedniego dnia Blaise. Nie wytrzymał i pobiegł do niej przed obiadem
- Blaise, poczekaj – zamiast Zabini odwrócił się Malfoy, który szedł z nią ramię w ramię. Dziewczyna obejrzała się dopiero po krótkiej chwili. Harry rzucił Draconowi znaczące spojrzenie i arystokrata mruknął do koleżanki, że zajmie jej miejsce przy stole obok siebie, uśmiechając się przy tym dwuznacznie. Ślizgonka skinęła lekko głową i wyczekująco patrzyła na swojego chłopaka. - Słucham – powiedziała z lekką rezerwą, chociaż miała ochotę go przytulić.
- Ja... – wydawał się zakłopotany i nie wiedział przez chwilę, jak zacząć.
„Cały Potter” – pomyślała.
- Chciałem tylko przeprosić za wczoraj... To w końcu nie twoja wina, że moje relacje ze Snape’em są tak popieprzone, jak tylko mogą być. Nawet bardziej, niż ci się wydaje. W ogóle ja sam jestem jakąś pomyłką natury i w ogóle nie powinno mnie być na świecie od piętnastu lat. Ale jestem i to wszystko jest... no... takie porąbane – Harry zdał sobie sprawę, że mówi raczej od rzeczy i zamilkł, rumieniąc się mocniej niż na początku.
- Chociaż raz, Potter, muszę się z tobą zgodzić. Podejrzewałem od zawsze, że jesteś pomyłką natury – chłodny i drwiący, chociaż łagodny, męski głos sprawił, że Harry zatrząsł się ze złości. Ale czego można się było spodziewać po tym podłym nietoperzu? Tylko tego, że pojawi się nagle za twoimi plecami z jakąś sarkastyczną, wredną uwagą. Tak jak teraz.
- Dzień dobry, sir. Piękny dzień dziś mamy, prawda? – wycedził i obejrzał się, a jego zielone oczy ciskały gromy.
Snape uniósł brew, uśmiechając się z delikatną drwiną. Blaise modliła się, żeby nie zaczęli rzucać w siebie przekleństwami. Według niej kiedyś musiało do tego dojść. Chyba że jeden z nich zachowa rozsądek i trzeźwy umysł, i do tego nie dopuści. Na Pottera właśnie przestała liczyć.
- Dzień dobry – spokojnie odrzekł nauczyciel. – Owszem, Potter, przepiękny nie licząc mżawki i mgły - dodał miękko. - A teraz przepuść mnie, chłopcze – i ujął łagodnie ramiona Harry’ego, po czym przesunął go nieco w lewo, robiąc sobie dojście do stołu nauczycielskiego. Dopiero teraz Gryfon zauważył, że stał tak niefortunnie, iż ostatni z docierających na posiłki profesorów nie miał jak przejść. Zacisnął zęby i zmełł wulgarne przekleństwo, przełykając podwójną porażkę. Pogoda była paskudna, ale jak mógł liczyć na to, że wprawi Mistrza Eliksirów w konsternację? Tego złośliwego, wrednego, zimnego chemika a’la Batman? I jeszcze to jego stanie w przejściu do stołu nauczycielskiego. Żenada.
- Harry... To tylko Snape... I nie był dla ciebie nieprzyjemny – łagodnie uspokoiła go Zabini, kładąc dłoń na ramieniu Gryfona. Był tak rozdrażniony, że omal się jej nie wyrwał, ale opamiętał się w ostatniej chwili.
- Nie, wcale...
- Nie, był po prostu sobą, Harry. Myślałam, że go znasz – Blaise wpatrywała się w oczy Pottera i na chwilę zapomniał o Snape’ie i o tym gdzie jest. Po prostu musiał ją pocałować. I zrobił to w chwili, gdy Severus właśnie mówił dyrektorowi, że u niego „wszystko w porządku, jedynie Potter zastanawia się, czy załatwić go po postu Avadą, czy też zmyślnie otruć, albo udusić.”
- Nie sądzę... – odrzekł Albus z jasnoniebieskim błyskiem w oku, patrząc na Harry’ego i Blaise. Ta ostatnia odsunęła się od chłopaka i wyszeptała Harry’emu do ucha:
- To Wielka Sala, a ty stoisz przy stole nauczycielskim.
Zarumienił się, ale nadal ją obejmował.
- Smacznego – powiedział i udał się w kierunku swojego stołu, ignorując złośliwy i rozbawiony wzrok Snape’a. Dopiero gdy zabrał się za stek, jego myśli wróciły do Mistrza Eliksirów.
Hermiona przyglądała się z zaciekawieniem jak morderczo traktuje płat mięsa - jakby ćwiartował wroga. Miała szczęście, że nie widziała, jak okrutne spojrzenie rzuca w kierunku stołu nauczycielskiego.
- Myślę, że Harry wybierze coś bardziej spektakularnego, żeby cię unicestwić, Severusie – Albus z uśmiechem nałożył sobie największy stek, a Snape powiódł oczami za jego spojrzeniem, w kierunku stołu Gryfonów i ujrzał pałający zielony płomień tęczówek Pottera skierowany prosto na niego, oraz widelec, który wbił się morderczo w kawał soczystego steku i powędrował do ust chłopaka. Żaden z nich nie oderwał wzroku od oczu tego drugiego.
- Obawiam się, mimo wszystko, Albusie, że ten szczeniak robi mi po prostu dwuznaczne insynuacje – kąciki ust Snape’a zadrgały.
Harry oblizał usta, gdyż stek był bardzo soczysty, na co dyrektor zachichotał jak złośliwy chochlik.
- Och, te steki wyglądają apetycznie, dyrektorze – Severus prawie wymruczał, nie odrywając spojrzenia od Pottera. Sugestywnie zwilżył językiem wargi i Harry z wrażenia upuścił widelec.
- Nic ci nie jest? – spytała troskliwie Hermiona, nurkując pod stół. Podniosła sztuciec, który upadł przy jej krześle, i oddała przyjacielowi.
- Zrobię mu tysiąc ran kłutych i wypiję puchar jego krwi – wysyczał wściekle Harry i Hermiona uznała, że na razie nie będzie z nim rozmawiać. – A potem go wskrzeszę i zrobię to jeszcze raz.
Granger uznała, że nie warto tłumaczyć Harry’emu, że żadna magia nie wskrzesi umarłego, a tym bardziej, że zabicie wampira jest niebezpieczne i trudne, nie wspominając o tym, iż krew wampira jest w dużych ilościach trująca. Całkiem słusznie uznała, iż to jedynie podsyciłoby zawziętość chłopaka.
- W dormitorium mam eliksir uspokajający – łagodnie powiedział Ron, patrząc z niepokojem na niezdrowe rumieńce przyjaciela. Nie powiedział nic więcej, bo płomień, zielony jak zaklęcie zabijające, uderzył w jego oczy zza okularów Harry’ego, a widelec Pottera znowu gwałtownie zagłębił się w kawałku steku. Harry posłał morderczy i nieco obłąkany uśmiech Snape’owi, który całkiem spokojnie kroił swoją porcję mięsa. Tak spokojnie, że Potter miał ochotę poćwiczyć na nim Cruciatus, chociaż wiedział, że nie będzie mu to dane. Na szczęście miał swój soczysty stek.

*
- Panie profesorze! – zawołała za Snape’em Hermiona. – Ma pan teraz chwilę czasu? – skrzywiła się lekko, słysząc zza pleców nieco dramatyczne „zdrajczyni” Harry’ego.
- Jeśli chcesz porozmawiać o Potterze i o tym jak niesprawiedliwie go traktuję, to nie mam nawet sekundy, a jeśli chodzi o coś istotnego, to mogę poświęcić ci kwadrans. Zapraszam do siebie.
- Kiedy pan przestanie być tak sarkastyczny? – spytała z lekką irytacją, prawie za nim biegnąc, gdyż Snape stawiał długie, sprężyste kroki.
- Nigdy, Granger – odrzekł lakonicznie i przewróciła jedynie oczami, wiedząc, że w tym temacie nic nie wskóra.
Ostatnie chwile drogi przebyli w milczeniu.
- Zapraszam – kurtuazyjnym gestem przepuścił ją przed sobą do swojej prywatnej kwatery. – O co chodzi, Granger?
- Chciałam prosić o wypisanie pozwolenia do biblioteki.
Uśmiechnął się przewrotnie.
- Och, tylko uważaj, bo Pince może bardzo uważnie sprawdzać jakiekolwiek pozwolenia ode mnie, albo dla zasady uznać je za fałszywe – zdziwione spojrzenie Gryfonki spowodowało, że spoważniał i nieco zmiękł. – Nieważne, Granger. Mieliśmy małą scysję z panią P. W czym ci mogę pomóc? Ale najpierw powiedz mi jak się czujesz i czy bardzo cię dziś maglowali. Jeżeli Knot był nieuprzejmy mogę z nim trochę porozmawiać – wskazał jej uprzejmie krzesło przy biurku, a sam siadł naprzeciwko, wyciągnął pergamin, inkaust i orle pióro. Hermiona wpatrywała się przez chwilę w nauczyciela, w końcu uśmiechnęła się nieco smutno i powiedziała:
- Nie musi pan z nikim... rozmawiać. Zadano mi tylko jedno konkretne pytanie i zrobiła to pani Bones... Potem cały czas mówiłam ja i nikt mi nie przerywał, ani nie wypytywał mnie szczegółowo i chyba większość mi uwierzyła. Czuję się całkiem dobrze, sir – westchnęła przeciągle, ale Snape wiedział, że mówi prawdę i czuje się lepiej.
- Ulżyło ci, ale zapewne dopiero później, prawda? – nie zdawał sobie sprawy, że w jego głosie pobrzmiewa troska, ale Hermiona była tego świadoma i uśmiechnęła się do niego tak, że prawie zaniemówił. Zachował jednak powagę i zimną krew. Jak to Severus.
- Prawda... Ale ja przyszłam do pana po pozwolenie na korzystanie z lektur dotyczących ludzkiej seksualności, sir – patrzyła uważnie na minę profesora. Zdziwienie było zbyt delikatnym określeniem, aby opisać wyraz jego twarzy, ale po chwili oblicze Mistrza Eliksirów wyrażało jedynie spokój.
- Mogę wiedzieć, dlaczego nie poprosiłaś o to swojej opiekunki? – zmarszczył brwi i umoczył orle pióro w atramencie.
- Wolałam poprosić pana... tak po prostu, bez żadnego konkretnego powodu... Może najzwyczajniej w świecie pana polubiłam – prawie się roześmiała widząc, jak Snape omal nie zrobił kleksa z wrażenia.
- Jak będziesz sadziła mi dyrdymały o sympatii to żadnego pozwolenia nigdy ci nie wypiszę, Granger – czarne oczy nie były tak bezdennie oziębłe, jak Severus chciałby, żeby były. Spokojnie skończył pisać pozwolenie i, zanim go podał Gryfonce, spytał chłodno:
- Czy to, co powiedziałem, jest jasne?
- Oczywiście, sir – wyciągnęła rękę i znowu się tak uśmiechnęła. – Przepraszam za szczerość, zawsze byłam bezpośrednia.
- Ja też jestem bezpośredni i mówię wprost, że lubienie mnie nie może wyjść nikomu na dobre i powinno być surowo zabronione – łagodna kpina była przesiąknięta goryczą.
- Uwielbiam pana poczucie humoru, profesorze. Dziękuję za pozwolenie i do widzenia – prawie wyfrunęła z tym swoim uroczym uśmiechem.
- Bezczelne Gryfonki! – oznajmił na głos Severus wszem i w wobec, ale słyszała go jedynie jego kwatera i lustro. – Lubić się jej mnie zachciało! – żachnął się i spojrzał w swoje mroczne odbicie, ignorując przyjemne ciepło, rozlewające się wokół serca.
- Uuu! Kto tu kogo lubi mistrzuniu i kto o kogo się troszczy – zakpiło jego odbicie i Snape musiał wyjść, żeby nie rozbić lustra.
„Paranoja” – pomyślał udając się do sali eliksirów. Uśmiechnął się krzywo na myśl o doprowadzeniu jakiegoś ucznia na skraj rozstroju nerwowego i prawie zatarł ręce.

******
- Naprawdę chcesz iść na kolację? Proszę, pobądź ze mną, nawet w kuchni... skrzaty dadzą ci wyżerkę, Blaise... – Harry trzymał Zabini mocno za rękę i odciągał ją od Wielkiej Sali. Już w ogóle nie myślał o Severusie Snape’ie, zdecydował, że lepiej wychodzi mu myślenie o czarnowłosej Ślizgonce.
„Mam słabość do ciemnowłosych” – pomyślał z lekkim rozbawieniem i mocno ją pocałował.
- Minus dziesięć punktów od Gryffindoru, Potter – głos Mistrza Eliksirów był łagodny i niemal ciepły. – Całujesz publicznie moją uczennicę. Ładnie to tak? – minął obejmującą się parę z lekko drwiącym półuśmiechem i puścił perskie oko Zabini, tak, żeby Harry tego nie zauważył. Miał dobry humor i czuł się „wewnętrznie lekki”. Nie mógł znaleźć innego określenia na opisanie swego samopoczucia, jedynie właśnie lekki. Omal nie poklepał po plecach rozzłoszczonego Pottera, który zacisnął dłoń na różdżce i zaczął w myśli liczyć do dziesięciu. Snape w życiu by się nie przyznał, że „wyznanie” Hermiony ma dla niego jakiekolwiek znaczenie. Czymże było lubienie Severusa Snape’a? Jego nie można lubić, powinno się go obawiać, szanować go, liczyć się z nim. A ona go lubiła. Mało tego – ośmieliła mu się to powiedzieć. A co najgorsze – on sam czuł na myśl o tym dziwne ciepło w okolicy żołądka, które przemieszczało się niebezpiecznie blisko serca. No i była jeszcze Tonks. Najbardziej przeraził go fakt, że myśląc o swoim sercu i odczuwanym, absolutnie nie mającym prawa zaistnieć, cieple pomyślał od razu o Nimfadorze. Na pewno dodała mu lubczyku do porannej kawy, na pewno. Inne wytłumaczenie nie istniało. To, że ta głupia, niezdarna siksa zwariowała na tyle, żeby coś do niego czuć, nie robi na nim najmniejszego wrażenia, absolutnie żadnego.
- Dobrze się czujesz, Severusie? – głos Albusa wyrwał go ze swoistego transu, a raczej z zapatrzenia się w siedzącą po jego lewej stronie Tonks, która miał nadal naturalny, raczej mysi kolor włosów, ale ubrana była w zieloną, powłóczystą suknię z dosyć dużym dekoltem.
- Doskonale, dyrektorze – miękki, niski głos spowodował, że Nimfadora spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła. – Myślałem o czymś.
- A nie o kimś? – niebieskie błyski zza okularów połówek dopadły czarne oczy, które zachowały swój stalowy chłód. - Myśli pan, że piersi kurze w sosie chrzanowym są warte zachodu? – zimnym tonem zmienił temat Mistrz Eliksirów. - Och, piersi zawsze są warte zainteresowania, Severusie, sam powinieneś o tym wiedzieć najlepiej.
- Ależ Albusie! – Minerwa była lekko zdegustowana, chociaż mina Severusa sprawiła, że kąciki jej ust zadrgały.
To była jedna z chwil, w których Mistrz Eliksirów Hogwartu marzył o zamordowaniu Dumbledore’a. Tonks udała, że się krztusi, a Snape posłał jej mordercze spojrzenie i zacisnął usta w wąską kreskę, po czym ostentacyjnie nałożył sobie puree ziemniaczane i sałatę, obficie polewając to sosem vinegret.

******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 11.12.2005 14:32


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 11.12.2005 14:34
Post #157 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



- No widzisz? Dobrze znać przydatne zaklęcia, których prawie nikt nie zna.
- I dobrze jest śmiać się z Pottera razem ze Snape’em.
- Nie moja wina, że puścił mi oko.
- Nie musiałaś się w odpowiedzi tak radośnie szczerzyć – Harry, nadal trochę naburmuszony, usiadł na łóżku Blaise, a ona przewróciła oczami.
Przydatnym nazwała zaklęcie zapraszające, które łamało bariery wiekowe, lub bariery płci, jak w przypadku tej strzegącej dormitoriów dziewczęcych przed „inwazją” chłopców.
- Och, Harry, wiesz, że teraz najnormalniej stroisz fochy? I ty i Snape zachowujecie się trochę jak duże dzieci. Przestań się dąsać, proszę – objęła go i pocałowała. – Jak to dobrze, że skrzaty mają tyle słodyczy – chwyciła ogromną porcję ciasta czekoladowego i podała Potterowi talerz z łakociami. Ze smętną miną podniósł do ust karmelową szyszkę.
- Mniam, prawda? – spytała dziewczyna, przełknąwszy pierwszy kęs.
- Prawda – Harry szybko zjadł swój smakołyk i pocałował umazane czekoladą usta Ślizgonki. – Ale to bardziej mi smakuje.
- Mmmm... – wydobyło się z gardła Blaise, zanim go delikatnie odepchnęła. - Bez takich, dobra? Kolacja niedługo się skończy, a ja chciałam porozmawiać.
- Rozmawiamy – radośnie zauważył Potter, wsuwając dłoń pod jej bluzkę i podkoszulek. – Bez słów – dodał i pocałował ją w szyję.
- Harry... – tym razem odsunęła się bardzo stanowczo, chociaż dłonie, które gładziły ją po plecach były naprawdę cudowne. – Ja mówię poważnie.
Gryfon westchnął przeciągle i z irytacją zmarszczył brwi.
- Chciałem nie myśleć o Snape’ie, a ty właśnie każesz mi to robić.
- Chciałam cię tylko prosić, żebyś się nie wyżywał na mnie emocjonalnie, tak jak zrobiłeś to wczoraj, Harry – zobaczyła, że się rumieni. – I przeprosić, jeżeli byłam zbyt natarczywa. Nie chciałam i nie chcę cię zmuszać do zwierzeń, na które nie jesteś gotowy. Chodziło mi tylko o to, że... Harry, jeżeli zaczniesz się zachowywać dojrzale, szanować profesora Snape’a, jeżeli przestaniesz być wobec niego arogancki, to on też da ci spokój, a jeżeli zdobędziesz się na odwagę, zachowasz dojrzale i poprosisz go o szczerą rozmowę, to wtedy nawet zacznie cię szanować, czego oczywiście zewnętrznie nie okaże, ale to, że Snape czegoś nie okazuje, nie oznacza, że nie ma uczuć, Harry.
- Dziękuję. Już go polubiłem – sarkastycznie oznajmił Potter. – Teraz proszę o sesję związaną z pobytem u świętej pamięci Notta, panno Zabini.
Rozgniewała się. Naprawdę się rozgniewała.
- Dobrze, skoro uważasz, że jestem nieczułą intelektualistką, to nie będę z tobą rozmawiała. Skoro nadaję się tylko do łóżka, to proszę, zróbmy to, tylko szybko, bo za dziesięć minut wrócą Millicenta i Pansy.
- Ale mi nie o to chodziło, Blaise - Potter wydawał się całkowicie zaskoczony i nieco bezradny.
- Nie? Mi też nie chodziło o to, żeby dać ci gotową receptę, chciałam tylko doradzić, a ty potraktowałeś to protekcjonalnie. Widocznie nie nadaję się według ciebie do szczerych rozmów – skrzyżowała ramiona na piersi i patrzyła na niego bardzo nieprzychylnie.
- Wcale tak nie myślę, przecież wiesz...
- Nie, nie wiem, po twoim wczorajszym występie nad jeziorem i tym, co mi przed chwilą powiedziałeś, nie wiem – oznajmiła zimno.
- Och, Blaise – znowu się zirytował. – To nie takie proste!
- A czy mówię, że proste? Powiedziałam ci tylko, co o tym myślę, nie kazałam ci przecież lecieć do Snape’a w tej chwili i wyciągać go z Wielkiej Sali, błagając o poważną rozmowę. Zdaję sobie doskonale sprawę, że to trudne. Gdyby tak nie było, Severus Snape dawno by z tobą porozmawiał. Wiem też, że to on powinien ci zaproponować rozmowę, bo jest nauczycielem, ale jeszcze nie spotkałam nikogo tak emocjonalnie skrytego i zamkniętego jak on. Do jego emocji, uczuć, do jego ludzkich odruchów trzeba się przebijać przez gruby mur obojętności i cynizmu. Nigdy mi się nie zwierzał, bo to przecież Snape, ale założę się o tysiąc galeonów, że miał przesrane dzieciństwo i, zapewne też wczesną młodość.
Harry zarumienił się lekko, słysząc o dzieciństwie Snape’a, ale tym razem jego rumieńca nie wywołało wspomnienie dotyczące ojca i Syriusza znęcających się nad młodym ”Smarkerusem”, ale obraz skulonego, czarnowłosego chłopca patrzącego ze strachem na mężczyznę, który wrzeszczy na kobietę.
- Ja też mam przesrane dzieciństwo. Nie znasz mojej mugolskiej rodziny, Blaise – powiedział cicho.
- To tylko nieco wam porozumienie. Ale nikt nie powiedział, że życie jest łatwe – odrzekła spokojnie. - Poza tym, nie obraź się, ale podejrzewam, że jego dzieciństwo było dużo gorsze od twojego. Masz przyjaciół w szkole, a jakoś Snape’a nie wyobrażam sobie jako duszy towarzystwa. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał przerąbane i w domu, i w szkole. Pewnie był dziwakiem i odludkiem, a tacy mają najgorzej.
- Och, ciekawe, skąd ty to wszystko wiesz! – Harry był zły, bo przecież Zabini miała rację.
- Bo obserwuję ludzi. Mogę wiedzieć, dlaczego się na mnie wściekasz? – spytała, przenikliwie patrząc mu w oczy.
- Wcale się nie wściekam – odrzekł już spokojniej. – Tylko drażni mnie, że jesteś taka pewna tego, co mówisz. Nie możesz wiedzieć tego na pewno – nie patrzył jej w oczy. Przygryzł dolną wargę i wbił wzrok w podłogę.
- Mało prawdopodobne, żebym nie miała racji - patrzyła na niego uważnie i z troską. -Wystarczy popatrzeć na Mistrza Eliksirów i kilka razy z nim porozmawiać, żeby dojść do takich wniosków. Wiele osób na pewno tak myśli, ale przecież nikt go o to wprost nie zapyta. Sam wiesz dlaczego. Dziwi mnie tylko, że to cię denerwuje.
- Wcale mnie nie denerwuję – wysyczał zielonooki, zaciskając dłoń na różdżce.
- Jak uważasz, Harry. Nie zmuszam cię do zwierzeń – powiedziała łagodnie Blaise, pocałowała go w policzek i zmierzwiła jego wiecznie potargane włosy. – Jeżeli cokolwiek, kiedykolwiek mi powiesz, to będzie twoja decyzja. Chcesz jeszcze jedną szyszkę?
Pomyślała, że chłopak musi wiedzieć więcej, niż jej się wydaje i ta wiedza wcale mu nie pomaga. Jednak nie chciała go naciskać, nie wtedy, gdy mogła jedynie wywołać awanturę, albo doczekać się tego, że Gryfon się na nią obrazi. Była cierpliwa.
- Przepraszam Blaise, już ci mówiłem, że to trudne.
- Już ci mówiłam, że wiem o tym i cię rozumiem, Harry. Nie musisz się tłumaczyć. Proszę – podała mu talerz z łakociami i tym razem Potter wybrał ciasto czekoladowe.
- Nikt nie da ci takiej dobrej kolacji jak ja – Zabini odstawiła talerz, tym razem częstując się szyszką.
- Raczej skrzaty domowe zatrudnione przez Dumbledore’a – spróbował się uśmiechnąć, ignorując kaca moralnego, spowodowanego brakiem szczerości wobec Blaise. Ale naprawdę nie potrafił jeszcze o tym rozmawiać. Kac był tym większy, że ona wcale nie nalegała na to, żeby się zwierzał. Wyszedł mu przez to nieco sztuczny grymas, a Zabini roześmiała się i stwierdziła, że „seksownie się krzywi”, co spowodowało, że twarz lekko mu się rozjaśniła.

******
Draco nie miał kiedy spytać Hermiony, czy wszystko w porządku i jak się czuje po porannym przesłuchaniu. Nie miał ani czasu, ani okazji. Dopiero po kolacji. Domyślił się, że jest w bibliotece i tam też ją znalazł, ale nie od razu. Nie siedziała przy żadnym z dużych stołów, ale przy jednym z tych mniejszych, dwuosobowych, przytulnie zaszytych między wysokimi regałami i niewidocznych na pierwszy rzut oka. Podszedł do niej na palcach i nachylił się nad jej uchem:
- Witaj – szepnął.
Prawie podskoczyła, szybko zatrzasnęła książkę, którą czytała, zakryła okładkę rękami i się odwróciła.
- Nie rób tak więcej – sapnęła. - Przestraszyłeś mnie.
- Zauważyłem. Mogę wiedzieć, co tak zaabsorbowało całą twoją uwagę? – ciekawie się jej przypatrywał, a po chwili usadził swoje cztery litery na krzesełku obok, nie spuszczając z niej wzroku.
- Idź do siebie, zaraz do ciebie przyjdę. Doskonale wiem, o czym chcesz porozmawiać – zmieniła temat, a oczy Dracona zalśniły jeszcze większą ciekawością.
„Święta Petronelo od pechowych łgarzy, co za denerwujący typ!” – pomyślała z irytacją.
- A właśnie, że nie wiesz – uśmiechnął się chytrze. – Nie wiesz i wykręcasz się od odpowiedzi. Co czytasz? – teraz mruczał jej prosto do ucha.
- Same nudy. Eliksiry kulinarne, takie tam... – przysunęła książkę bliżej siebie i przytrzymała mocniej. Spróbowała się przy tym niewinnie uśmiechnąć.
- Ale kłamiesz – pocałował ją w policzek. – W żywe oczy łżesz – udawał święcie oburzonego, uśmiechając się łobuzersko. – No pokaż – stanowczo wysunął jej książkę z rąk, a Hermiona poczuła rezygnację.
- Ych... – sapnęła z irytacją i skrępowaniem, gdy Draco z zaskoczeniem i wyraźnym rozbawieniem przeczytał tytuł.
- A są ryciny? – spytał zadziornie, trącając ją łokciem.
- Pacan – zakłopotanie i irytacja ustąpiły miejsca politowaniu dla głupoty charakteryzującej męski ród.
- To nie ja czytam takie poradniki – zripostował od razu. - Kto ci dał pozwolenie? – nadal zawadiacko się uśmiechał. - Snape. I, jak zauważyłeś, czytam, a nie oglądam, ale możesz otworzyć. Obrazki też są. Dla takich mniej rozgarniętych, którzy nie czytają – wydęła pogardliwie usta.
- Lwiątko się zdenerwowało, ale całkiem niepotrzebnie...
- Nie mów do mnie w taki sposób – zaperzyła się.
- Nawet włosy ci się nastroszyły, to jak mam mówić?
Nagle spoważniał i pocałował ją prosto w nos.
- Wcale nie musisz czytać takich bzdur – odsunął od niej książkę.
- To nie są bzdury, a ja nie muszę, tylko chcę – zmarszczyła się z dezaprobatą, chociaż uwielbiała, kiedy w jego oczach pojawiała się ta troskliwość i... delikatne zakłopotanie.
- Chodzi mi o to, że nie musisz. No wiesz... – zarumienił się lekko.
- Wiem, że nic nie muszę Draco – teraz to ona go pocałowała w nos.
- Ja naprawdę, no wiesz, nie oczekuję od ciebie, no tego, ten... – ze złości na samego siebie przygryzł wargę. – Przepraszam za brak elokwencji, ale nie wiem, co mówić, żeby cię nie zranić, ostatnio tak się taktownie popisałem, że boli mnie patrzenie w lustro, a ty... No właśnie, to mnie trochę zawstydza – zrobił skwaszoną minę. Był Malfoyem, a Malfoyowie z reguły nie przyznają się, że cokolwiek ich zawstydza. Malfoyów z reguły nie zawstydza nic.
- Nic nie poradzisz na to, że pragniesz.. czegoś więcej niż przytulanie i pocałunki – rozkoszowała się tym, jak ładnie różowieją jego policzki.
- No nic, znaczy... ale ja...
- Tak, wiem, niczego ode mnie nie oczekujesz, ale ja nie mogę patrzeć jak się męczysz i nie mogę znieść tego, że jestem taka nie-zde-cy-do-wa-na. Chcę być zdecydowana! – zawierciła się niespokojnie, zastanawiając się, czy aby na pewno mówi z sensem.
- To do tego potrzebne ci książki? Wcale nie musisz czytać o tym, co masz robić, żeby było mi jak w niebie – Draco przedrzeźniał mentorski ton. – Wystarczy mi, kiedy jesteś blisko.
Teraz to ona się zarumieniła, ale spojrzała na niego z przyganą.
- Tak, to wszystko czego potrzebujesz. Wystarczy, że siądę obok ciebie i już jesteś zaspokojony. Ciekawy z ciebie przypadek - zakpiła.
- Hej, doskonale wiesz, o co mi chodziło! Po co ci te dyrdymały pod tytułem jak sprawić, „żeby on umierał z rozkoszy”, czy coś w tym guście – Draco śmiesznie zamachał rękami, i przysięgłaby, że parodiował Parkinson, zaczytaną w kolorowych piśmidłach.
- Draco, to nie jest "Czarownica", tu nie piszą o tym w taki sposób – uśmiechała się pobłażliwie. Tak naprawdę miała ochotę się roześmiać, ale nie chciała go zrazić.
- Może nie w taki, ale coś w tym stylu.
- Nieprawda. W zupełnie innym. Nie jestem Pansy – poczuła się urażona jego szyderczym tonem.
- Wcale nie chciałem ci nic takiego zasugerować – popatrzył na nią koso.
- Doskonale wiesz, że nie czytuję bzdur. Po prostu krępuję cię to, że czytam... coś takiego. Ale zdecydowanie nie powinno.
- Wcale mnie nie krępuje – z zachwytem patrzyła na powracający rumieniec.
- Malfoy – zmarszczyła brwi, okazując cierpliwość na miarę kochającej matki wobec krnąbrnego dziecka – Sam mówiłeś, że to cię zawstydza.
- Zmieniłem zdanie – popatrzył na nią wyzywająco.
Roześmiała się. Musiała zakryć usta dłonią, inaczej wybuchłby radosnym śmiechem na całą bibliotekę. Nikt nie wzbudzał w niej tak sprzecznych uczuć, jak on. Draco natomiast udawał święcie poważnego.
- Naprawdę... nie wiem, skąd się biorą takie okazy, jak ty – sapnęła.
- Skądinąd – odrzekł i szczerze się uśmiechnął. – Pewnie cieszysz się, że mój ojciec nie ma większej liczby potomstwa, co?
- Zrobiłby wtedy krzywdę całej społeczności czarodziejów. Już zrobił.
Patrzył na nią z wymownym milczeniem.
- Widocznie mam słabość do wykolejeńców moralnych.
- Dziękuję za komplement.
Pocałowała go w policzek, żeby się nie obraził. Z Malfoyem wszystko było możliwe.
- Proszę – szepnęła i pocałowała go jeszcze raz.
- Powiesz mi jak było rano? No wiesz... – wpatrywał się intensywnie w jej ciemne oczy.
- Całkiem dobrze. Nie wypytywali mnie szczegółowo ani nic takiego. Byli raczej wstrząśnięci i trochę skrępowani. Ale powiedziałam im o twojej obecności, bo nie chciałam kłamać i teraz pewnie ty dostaniesz wezwanie. Przepraszam.
- Za co? – przytulił ją i pocałował w czoło. – Bardzo chętnie im powiem, co myślę o Weasleyu. Wiesz, że żal mi Ronalda i Wiewióry? Tak jakoś mi przykro, jak na nich patrzę.
- Mi też, ale rodziny się nie wybiera. Pomyśl o biednej Molly, albo o koledze z pracy swojego ojca – Arturze.
- Zawsze się z nich nabijałem i nieco głupio mi o nich myśleć – za zakłopotaniem zmarszczył nos i podrapał się szerokim końcem różdżki aa uchem.
- Ale z Rona i Ginny wcale, co? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Z Wiewióry się nie śmiałem. No, nie za bardzo... Zdradzę ci sekret. Podobała mi się przez jakiś czas. Nadal uważam, że jest bardzo ładna...
- Taaak? – wyczekujące spojrzenie Hermiony nieco go rozbawiło. – A ja nie jestem?
- Jesteś – powiedział to tak stanowczo, że się uśmiechnęła. - Dla mnie jesteś najpiękniejsza, ale sama przyznasz, że Weasleyówna to taka trochę miss szkoły, a ty zawsze chodziłaś z tymi rozczochranymi włosami, które teraz tak naprawdę uwielbiam...
- Rozczochrane włosy, tak? – złożyła ręce na piersi i zmarszczyła brwi.
- No, nie tak jak u Pottera...
Przerwała mu, kładąc palce na jego ustach.
- Skończ zanim twoje komplementy całkowicie wymkną ci się spod kontroli – zajrzała mu głęboko w oczy. Uśmiechała się. Znowu się zarumienił.
- Nie chciałem żeby to zabrzmiało w ten sposób. Ja naprawdę kocham ciebie i twoje nastroszone włosy... – zamilkł, słysząc swoje brednie i odkaszlnął. – Znaczy, po prostu cię kocham.
- Dziękuję. A moje włosy już się nie gniewają – uśmiechnęła się rozbrajająco. - Natomiast zadziwia mnie fakt, że czarodziej czystej krwi bujnął się w szlamie – spoważniała.
- Nie mów tak... – o ile wcześniej Draco po prostu się rumienił, teraz miał na policzkach krwiste plamy.
- Przez tyle lat tak często mi to przypominałeś, że czasami łapałam się na tym, że w ten sposób o sobie myślę, a teraz nie chcesz tego słuchać? To nie było miłe, ale z czasem się przyzwyczaiłam – nie wiedziała, dlaczego mu to mówi, dlaczego się żali. Przeprosił ją i nie zrobił tego raz, ale czasami jej się to po prostu boleśnie przypominało. – Miałam kilka takich momentów, że podejrzewałam cię o nieszczerość, o to że się bawisz moim kosztem, że...
- Hermiono, przestań! – był naprawdę zaszokowany.
- To ty przestań – znowu położyła palce na jego ustach. – Posłuchaj mnie. Bardzo trudno kochać kogoś takiego jak ty. Masz apodyktyczny charakter i czasami... zapominasz być miły, a gdy wpadasz w szał, po prostu się ciebie boję. - Ale ja nie potrafiłbym zrobić ci krzywdy! – patrzył na nią z konsternacją i niedowierzaniem. I z poczuciem winy.
- Daj mi skończyć, Draco – powiedziała stanowczo. – Chciałabym, żebyś po prostu docenił to, że cię kocham i że chcę cię kochać. Takie durne uwagi pod tytułem „po co czytasz te głupoty” sprawiają, że czuję się przez ciebie wyśmiewana. Wiem, że to tylko żarty, którymi maskujesz swoje ludzkie uczucia, ale to nie jest przyjemne. Czy nie mógłbyś powiedzieć mi czegoś miłego? Tylko dowcipkujesz, albo każesz mi wyjść ze swojego pokoju, bo „inaczej się zapomnisz”. Jak mam nad sobą pracować, jak mam się przełamać, skoro nie za bardzo chcesz mi pomóc?
Nie wiedział, co ma zrobić, albo powiedzieć. Było mu po prostu wstyd. Nie miał pojęcia, że ona w ten sposób to odczuwa.
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak wypominanie, wiem, że dla ciebie to też trudne i wcale cię nie obwiniam. Tylko, no wiesz...
- Nie chciałem cię zranić. I naprawdę żałuję tych wszystkich lat, kiedy zachowywałem się jak palant i ci dokuczałem. - Wiem.
- Tak naprawdę to dziękuję ci za szczerość – przytulił ją mocno. – Potter miał rację – uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- W czym? – naprawdę się zaciekawiła.
- W tym, że jesteś silniejsza niż mi się wydaje. Co nie zmienia faktu, że i tak jesteś krucha, a ja chcę się tobą opiekować. Przepraszam, że się zbłaźniłem.
- Nie gniewam się, to u ciebie naturalne. Nie przestanę cię z tego powodu kochać ani interesować się tym jak sprawić, żebyś „umierał z rozkoszy”... Uwielbiam kiedy się rumienisz.
- Zauważyłem – stwierdził nieco zgryźliwie, ale i tak patrzył na nią z uwielbieniem. Odruchowo spojrzał na zegarek i zaklął.
- Właśnie powinienem wchodzić do gabinetu dyrektora – wyjaśnił Hermionie.
- Jasne, jasne, unikasz poważnej rozmowy na TE tematy – zakpiła.
- No oczywiście, zwłaszcza, że już jestem spóźniony – spojrzał na nią z urazą.
- Wiem, odpłacam ci tylko urokiem za klątwę.
- Też cię kocham, trzymaj się ciepło i... – pochylił się do jej ucha - ...ucz się dalej – wyszeptał i pocałował ją w policzek. Był bezgranicznie szczęśliwy, gdy dla odmiany zarumieniła się Hermiona.

******
- Jak tam młodzi gniewni, Albusie? – Severus postawił na stole dyrektora bimber własnej roboty, pędzony na akonicie. Oczywiście na jego bardzo niewielkich ilościach. Dumbledore popatrzył niezbyt przychylnie na butelkę.
- Dziś zachowywali się jak dorośli ludzie. Czy ty chcesz mnie spić, albo wprowadzić w jakiś trans? To jest bardzo mocne.
- A pan jest bardzo delikatnym typem, dyrektorze – zażartował Mistrz Eliksirów. – Czy mogę usiąść?
- Oczywiście, Severusie – stary mag machnął różdżką i na stole pojawiły się dwa małe kieliszki, do których Snape nalał trunku.
- Muszę cię spić i wywieźć gdzieś daleko. Jutro w nocy czerwonooki upomni się o plany zabezpieczeń naszej ukochanej uczelni i o rozmieszczenie dormitoriów mugolaków. Mam ogromną ochotę upozorować własną śmierć, a najlepiej naprawdę się wykończyć. Nawet nie wiesz, jak się boję o te dzieciaki.
- Severusie, nawet ty nie wiesz o tym, jak zabezpieczone są pokoje tych dzieci. Zakładam, że Voldemort zdaje sobie sprawę z tego, że nie możesz poznać wszystkich moich małych tajemnic, prawda?
- Prawda, poza tym, jeżeli nam się uda, nie będzie się nawet o tych tajemnicach przekonywał, bo nie zdąży. Ale jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie tylko panowie w maskach i czerwonooki potworek dostaną po zadach, ale także my dwaj.
- Wiesz, że nie podejmowałbym takiego ryzyka, gdybym nie widział naprawdę ogromnych szans na powiedzenie. Demony zazwyczaj są honorowe.
- Tak, kiedy nie czują twojego strachu, widzą twą moc i potęgę, i kiedy mają dobry humor – Severus wypił swoją porcję i wlał sobie kolejną, a Albus umoczył jedynie usta w swoim kieliszku.
- Mmm... Bardzo dobry, Severusie, jak zwykle. Z tym humorem to trochę przesadziłeś.
- Być może, ale nie gwarantuję, że się nie przestraszę, a Og jest o wiele mądrzejszy i wiele groźniejszy od Czarnego Pana, chociaż z zupełnie innych powodów. Dlatego siedzi przeważnie w zaświatach.
- I może warto go wezwać, zanim zrobi to ktoś inny, Severusie – całkiem logicznie zauważył Dumbledore.
- Nie sądzę, żeby Voldemort chciał sobie sprowadzać do współpracy konkurencję i to potężniejszą od siebie. Ma manię wielkości – Snape wychylił kolejny kieliszek.
- I jest nieobliczalny – łagodnie dodał dyrektor Hogwartu. – Dlatego pentagram narysuj już dzisiaj. Pojutrze udaję się do Edynburga na konferencję Magicznej Rady Seniorów. Sam ją zwołałem i możesz powiedzieć, że zasugerowałeś mi konieczność omówienia pilnych spraw naszego świata w odpowiednim gronie, a ja na to poszedłem. Zjazd będzie trwał trzy dni, ale będziemy mieć ze sobą kontakt ponadmentalny, więc pojawię się tu w ciągu paru sekund.
- To oznacza, że jutro w nocy musimy to zrobić – Snape się skrzywił, a potem dodał ze swoim jadowitym uśmiechem. – Rozumiem, że lepiej nie informować czerwonookiego, iż jest pan jedynym czarodziejem, który może aportować się w każdym miejscu tego zamku w każdej chwili, dyrektorze?
- To radziłbym zachować w tajemnicy – Albus pogładził swoją długą brodę. - A teraz wznieśmy toast za powodzenie naszej małej misji.

***
******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 14.12.2005 18:58


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Mesjasz Ciszy
post 11.12.2005 20:46
Post #158 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 11.12.2005




Świetne opowiadanie. Przeczytałam od początku aż do ostanio wklejonej części za pierwszym razem i chyba się zakochałam wub.gif Pisz dalej i oby jak najwięcej.


--------------------
Nie ma już słońca ni deszczu bez Ciebie.
Czekam na chwilę, gdy spotakam cię w niebie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
porucznik184
post 11.12.2005 20:55
Post #159 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 34
Dołączył: 01.07.2004




ah, tak, to wlasnie to co lubie....... :]

jedno jedyne zastrzezenie mam :
na samym koncu jest fragment w ktorym Albus mowi Snape'owi zeby narysował pentagram.... troche zbyt okultystycznie mi to zabrzmialo i za malo czarodziejsko (w sensie HP smile.gif )

no, ale to tylko moje subiektywne odczucia. fic swietny, pozostaje tylko czekac na next party :]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 12.12.2005 18:37
Post #160 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Bombowy kawałek poprostu super. a zakonćzony w takim miejscu... Heh czekam z niecierpliwością na następny odcinek .Pozdro


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 13.12.2005 19:43
Post #161 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



łaaa...no wreszcie się doczekałam biggrin.gif suuuper jak zwykle z resztą, no i zakończyłaś w takim ciekawym momencie, że teraz będzie mie męczyć mój brak cierpliwości...jana cholera co też oni wymyślili???

muszę sie jescze raz powtórzyć...jestem pod ogromnym wrażeniem twojej twórczości...obszerność idzie wraz z zachowaniem wysokiego poziomu...a chyba po napiszaniu tylu rozdziałow może sie obniżyć wena...a Tobie chyba raczej się podnosi niż spada!!!


bardzo ...bardzo fanie... biggrin.gif

WARTO BYŁO CIERPLIWIE CZEKAĆ!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Dorcas Ann Potter
post 18.12.2005 13:18
Post #162 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 309
Dołączył: 14.06.2005




Kitiaro, czasem za długo opisujesz jeden dzień, co mi oczywiśącie całkowicie nie przeszkadza smile.gif.

Jak zwykle super (znowu nieodpowiednie wyrażenie smile.gif)

Może byś wkleiła ostatni rozdział 'Zmowy...' do Kwiatu? Bo jest tylko 8, a 9 brak smile.gif.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
haren
post 23.12.2005 23:55
Post #163 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 21
Dołączył: 28.11.2005




przeczytałam. jednym tchem przeczytałam.
szybko przeczytałam.
bardzo, bardzo szybko przeczytałam.
sama piszę opowiadanie, więc wiem jakie to straszne gdy ktoś cię zmusza byś pisała dalszą częśc.
ale ja właśnie nie mam wyboru.
zmuszam cię.
wiem, ze masz mnie pewnie za kolejną idiotkę, która zachwala co popadnie.
ale ja taka nie jestem, przynajmniej na idiotkę się nie uważam.
tyle miałam ci do "napisania".


--------------------
jestem po to by życ.
by życ i kochac.
ehm.mylog.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ciasteczko
post 28.12.2005 16:34
Post #164 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 69
Dołączył: 03.12.2005




o kurcze.
czytam to od dosc dawna bo mi caly czas cos przeszkadza :|
ale jest fantastyczne!
ogolnie najbardziej z postaci podoba mi sie snape :>
jest genialny :-)
a blaise to taki odpowiednik lilien z 'i belive...' co nie smile.gif?

pozdrawiam i czekam na kolejną część :*

a to na osłode : czekolada.gif


--------------------
najpiękniejsi, najmądrzejsi, najbogatsi, najsprytniejsi, najlepsi.
Slytherin.


Wielka fanka Blaise'a Zabiniego & Severusa Snape'a <33!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
RappaR
post 15.01.2006 12:03
Post #165 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 10.01.2006




Fan Fiction świetny, miło się czyta, przy czytaniu mniejszych błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych się nie zauważa. Jeśli zaś chodzi o treść to skomentują ją po kolei:
Draco Malfoy - stanowczo go za dużo. Zrobiłaś z niego głównego bohatera kosztem innych, a najlepszą postacią według mnie nie jest: u Ciebie stał się "rycerzem bez skazy". Dobry, wyrozumiały, skromny, slachetny - jak Ginny w Kanonie - cokolwiek zrobi jest wspaniałe. Nie jest to złe, jeśli jest tego mniej, jednak mi to u głównego bohatera trochę przeskadza.
Hermiona Granger - świetnie przedstawiona, mimo że jej dużo nie czuje sie tego przesytu co przy Malfoju. Postać której nie mam nic do zarzucenia.
Harry Potter - postać według mnie świetnie skonstruowana. Silnie emocjonalna, targana na przemian różnymi silnymi uczuciami, mająca wręcz hustawkę nastrojów, która jednak wynika z zewnątrz. Po prostu weług mnie najlepsza postać, zaś Blaise wydaje sie jej świetnym uzupełnieniem. Zdecydowanie go za mało i za bardzo go pomijasz. Według mnie to on powinienem być głównym bogaterem, a nie Malfoy.
Blaise - postać, która jest świetnym uzupełnieniem Pottera, jak już wspomniałem. Za rzado się pojawia, a na dodatek jeszcze rzadziej z Potterem co traktuję jako minus.
Snape - postać według mnie mnoga. mam wrażenie, którego nie mam przy innych postaci - jest wiele Severusów Snapów, którzy mają różne charaktery i się zamieniają ze sobą mejscami w różnych momentach.
Fabuła - bardzo dobry pomysł, JEDNAK to co planujesz z demona jest według mnie z leksza denne. Demonów, zwykle nie trawię i nie lubię jak się pojawiają w niektórych światach. Weług mnie świat Rowling jest całkowicie nieodpowiednia do istnienia drugiej strefy obok, gdzie żyją jakieś potężne istoty, które można przyzwać. Już nieumarli bardziej pasują. Do innych rzeczy nie mogę się przyczepić. I jeszcze sztampowe pytanko:
Kiedy następna część tongue.gif biggrin.gif
Ps. Potter jest BARDZO BOGATY, odziedził OGROMNY majątek po Ojcu i z tego co mi wiadomo ubierał się w rzeczy NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI, patrz SZATA WYJŚCIOWA i WIZYTY NA POKĄTNEJ. Więc raczej nie oszczędzał by na trampkach. Podejrzewam, że masz tak minimum 1,9, może nawer 2 metry. Jednak średnia wzorstu jest 1,77. Więc raczej niski Percy raczej nie ma 1,9. Gdybys obniżył wzorst wszystkim o 20 cm nawet, nikt by nie uznał tego za jakąś bandę kurdupli. Jestem w Gimnazjum i mało który gimnazjalista mnie przewyższa, a mam "tylko" 1,85.

Ten post był edytowany przez RappaR: 15.01.2006 12:36
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
hermionka_7
post 16.01.2006 13:11
Post #166 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 01.01.2006
Skąd: Zabrze




Po prostu nie mam słów... zachwyciło mnie i się w tym zakochałam... Snape jest genialny laugh.gif Błędów nie wytykam (nie ma po co, a na pewno i tak prawie w ogóle ich nie ma biggrin.gif ), treść jest wink2.gif,a bohaterowie.... wub.gif miodzio
KIT! KIT! KIT! DAWAĆ MI TU NEXT PART'A! (przyłączcie się proszę do moich apeli, bo genialna autorka gotowa jest się obrazić i co się z nami stanie w oczekiwaniu na kolejną część?! )
niezależnie od wszystkich twoich komentarzy, krowki.gif landrynki.gif czekolada.gif nutella.gif zelka1.gif dla Ciebie na wenę, zachętę itp. biggrin.gif
Czekamy..... huh.gif mad.gif cry.gif sleeping.gif


--------------------
user posted image user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 18.01.2006 13:39
Post #167 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Dołączył: 12.11.2005
Skąd: 3miasto

Płeć: Kobieta



Do przeczytania tego ficka zachęciła mnie Dorc...
QUOTE
Jeżeli chcesz przeczytać coś Kitiry zobacz "Być Szlachetnym" tego na pewno szybko nie przeczytasz

I to prawda trochę czasu mi to zajęło gdyż tak na co dzień nie udawało mi się dostać do kompa...Ale...WARTO BYŁO!!!
Droda Kitiaro...Dorc ma 800% rację że jesteś geniuszem...Jesteś iluzjonistą pióra...Ja również jestem fanką twoich ficków i powieści i czekam na dalszą część z nieskrywanym wielkim wyczekiwanie.Weny życzę.

Pozdrawiam

Kara


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 26.01.2006 18:15
Post #168 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 15.07.2005
Skąd: Tarnów




heh Sevcio jest cudny smile.gif kazdy Twoj ff jest genialny:) troche juz ich zdazylam przeczytac:D przyznam ze z poczatku zaczelam czytac tylko dlatego ze w Twoich ff (tych ktore przeczytalam) jest Albo Sevcio:) Luc:) Albo Draco:) ewentualnie ktos ze Slizgonow:) ale z czasem czytalam dlatego ze mi sie bardzo podobaly:)
pisz dalej tak fajnie
juz nie moge sie doczekac dalszej czesci:)
pozdrawiam


--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boją się ciemności bo w niej kryją się demony, ale nie pochodzą z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwości są piękne tylko w ciemności.

.........................................................................................

Przyjaźń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zastąpi przyjaźni - ani pieniądze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... Uśmiech jest najprostszą drogą do ludzkich serc...Uśmiech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...Uśmiech bogaci obdarzonego, nie zubożając dającego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ciasteczko
post 29.01.2006 00:53
Post #169 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 69
Dołączył: 03.12.2005




Kit błagam Cię nie katuj nas już dłuzej i wrzuć cos tongue.gif
Bo ja cierpie na głód fickowy tongue.gif

pozdr.


--------------------
najpiękniejsi, najmądrzejsi, najbogatsi, najsprytniejsi, najlepsi.
Slytherin.


Wielka fanka Blaise'a Zabiniego & Severusa Snape'a <33!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 29.01.2006 14:08
Post #170 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Już Was nei katuję, już wklejam.
Przepraszm za długie oczekiwanie i mam nadzieję, że się spodoba.

Barty, dzięki za korekę, jak zwykle ; )

Wtorek, 27 listopada, 1996

Budzik zadzwonił równo o siódmej. W pierwszym odruchu Draco miał go zamiar wyłączyć i przestawić na wpół do ósmej. Zaraz przypomniał sobie jednak, że ma się stawić o ósmej przed Wizengamotem i skrzywiwszy się nieprzyjemnie, usiadł na łóżku. Nie dostał oficjalnego wezwania sowią pocztą, ale wręczył mu je osobiście Dumbledore, zaraz po zajęciach Oklumencji. Malfoy miał ochotę olać to i zostać w Hogwarcie, albo ubrać się byle jak i żuć podczas przesłuchania magiczną gumę, robiąc od czasu do czasu ogromne balony. Problem polegał na tym, że to wcale nie pomogłoby Hermionie, a z niego zrobiło głupka. Drugi szkopuł zaś wynikał z faktu, że nie miał byle jakich ciuchów; jego rodzina nie mogła sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, a on też nie za bardzo mógł im psuć reputację. No właśnie! Co by na to powiedział jego ojciec? Albo gdyby się nie stawił? Poza tym przecież musiał tam iść. Był naocznym świadkiem gwałtu i po prostu musiał zeznawać. Czuł jednak okropny dyskomfort na myśl o tym, że będzie musiał opisywać to, co widział, a także swoje emocje. I tak trudno mu było wyrzucić to ze swojej pamięci, mimo że usilnie starał się zapomnieć. Teraz będzie mu jeszcze trudniej. Bał się też tego, co może zrobić lub powiedzieć, gdyby ktoś, na przykład Knot, zadał mu o jedno pytanie za dużo.
Otrząsnął się i poszedł pod prysznic, a gdy ogolił się zaklęciem, przyszedł mu do głowy pomysł. Eliksir Zimnej Krwi. Niemal pobiegł do szafeczki, w której go ostatnio schował, ale gdy tylko wyciągnął rękę, cofnął ją szybko. Przy Czarnym Panu musiał udawać chłód i obojętność ze względu na dobro swoje i innych, chociażby własnego ojca. Ale teraz? Byłby zwykłym tchórzem, który boi się własnych emocji i własnej słabości. Gdyby zrobił to w tej chwili, piłby eliksir za każdym razem, kiedy miałby się znaleźć w trudnej sytuacji, a przecież nie o to chodziło. Nie chciał się uzależnić od znieczulenia emocjonalno-psychicznego, chociaż myśl o wypiciu eliksiru była kusząca. Zbyt kusząca.
Odwrócił się i ruszył w kierunku szafy z ubraniami.
„Założę najbardziej odświętną, cholerną szatę jaką mam” – pomyślał prawie mściwie i modlił się jedynie, aby nie spotkać Percy’ego Weasleya.

******
Korneliusz Knot miął swój melonik i wpatrywał się niepewnie w Percivala Weasleya.
- Jak to nie mogę tymczasowo pełnić funkcji wiceministra Magii? – spytał rudowłosy czarodziej i, prężąc się jak struna, podszedł do Knota, wbijając w niskiego, korpulentnego człowieczka rozjuszone spojrzenie. Gdyby Minister nie był tak poruszony i zakłopotany, tym, co przekazał swojemu zastępcy, zapewne dojrzałby tam także iskrę zwierzęcego strachu. Zwłaszcza, że poszukiwania współpracownika Weasleya, Igora Matrojewa, jak dotąd spełzały na niczym i już prawie nikt nie wierzył, że Bułgara da się odnaleźć. Knot jednak, jak zwykle zakłopotany w towarzystwie kogoś, kto swoją postawą i zachowaniem budził większy szacunek niż minister Magii, nie dojrzał przerażenia, kryjącego się pod maską złości.
- Dopóki nie wyjaśni się ta cała sprawa rozpętana przez Granger... Dzisiaj przesłuch..emy Malfoya juniora. Dosłownie za dziesięć minut – Korneliusz wzruszył ramionami i popatrzył na wiceministra prawie przepraszająco. – Musisz zrozumieć, że jej zeznanie brzmiało, jakby to powiedzieć... bardzo przekonywująco.
- Co mnie to obchodzi, jak brzmiało? Ważne, że ta smarkula łże jak niedomyty mugol, ale czego można się spodziewać po dziewusze wychowanej wśród nich! – wysyczał Percy przez zaciśnięte zęby.
- Przykro mi – Knot wyprostował się na tyle, na ile mógł i odchrząknął. – Na razie jesteś podejrzany o nadużycie władzy i wykorzystanie swojej pozycji wobec bezbronnej nastoletniej czarownicy. Tymczasowo twoje miejsce zajmie osoba wybrana wczoraj późnym wieczorem przez Radę Nadzorczą. Na razie, podczas godzin pracy, będziesz przebywał w odosobnionej sali, pod nadzorem dwóch Aurorów i będziesz objęty zaklęciem, które nie pozwoli ci na zbyt daleką aportację. Tak postanowiła Rada Wizengamotu. Potrwa to tak długo, dopóki nie będziesz oczyszczony z zarzutów, albo nie zostaniesz oskarżony. Musisz udostępnić ten gabinet, hm... Lucjuszowi Malfoyowi – Korneliusz cały się spiął, wymawiając to nazwisko. Malfoy wygrał z Averym i to tylko jednym głosem, ale wygrał. Knot spodziewał się więc różnych reakcji po Percivalu, który, delikatnie mówiąc, nie przepadał za Malfoyami. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło. Młody Weasley ryknął jak ranny smok i przez chwilę Knot miał wrażenie, że czarodziej chwyci go za gardło i zacznie dusić. Percival jednak podniósł najbliższe krzesło i rąbnął nim w ścianę z taką siłą, że widowiskowo się roztrzaskało.
- Czy ten pieprzony śmierciojad ma całą radę w kieszeni?! A może także Wizengamot?! – Weasley obnażył zęby i Knot cofnął się asekuracyjnie w kierunku drzwi, a różdżkę trzymał w pogotowiu.
- Posłuchaj, jak mówiłem, to tylko tymczasowo – Minister postanowił zignorować uwagę o przynależności ideologicznej Lucjusza. - Jeżeli jesteś niewinny, wszystko się szybko wyjaśni.
„Nie wiem tylko, po co Granger miałaby kłamać” – pomyślał całkiem logicznie, na głos jednak tego nie powiedział, gdyż zachowanie
wiceministra nie wróżyło nic dobrego.
- Jeżeli, Knot? – syknął Percy.
- Posłuchaj – Minister poczuł delikatne ukłucie irytacji. – Sprawy mają się tak, jak się mają. Nie pogarszaj swojej sytuacji nieracjonalnym zachowaniem. Napraw to krzesło i oddaj gabinet Malfoyowi. Wiem, że go nie cierpisz, ale nie poradzisz nic na wynik głosowania rady. Też mam nadzieję, że nie potrwa to dłużej niż czterdzieści osiem godzin.
Korneliusz nie miał stuprocentowej pewności, co do niewinności Percy’ego. Prawdę powiedziawszy, jakąkolwiek pewność w tym względzie powoli tracił i wcale nie był z tego powodu nieszczęśliwy. Percy mógł wyciągnąć na światło dzienne brudy z jego młodości. Na szczęście jego bliski współpracownik nie mógł się odnaleźć, a to właśnie Matrojew wyśledził młodzieńcze wybryki obecnego Ministra. Knot od dawna już wstydził się błędów i niedopatrzeń, których był winien jako młody urzędnik i nie zamierzał babrać się w przeszłości. Gdyby Igor przepadł bez śladu, na co wyglądało, a Percy trafił do więzienia, Korneliusz spałby o wiele spokojniej. Poza tym Weasley nie zachowywał się jak człowiek niewinny. Przynajmniej nie jak człowiek, który ma czyste sumienie.
Wiceminister wpatrywał się w rozwalone krzesło wzrokiem, który na szczęście nie miał zdolności obracania przedmiotów i ludzi w pył, inaczej roztrzaskany mebel już by nie istniał, a Korneliusz poszedłby w jego ślady.
- Reparo – warknął niemile Percival i po chwili krzesło z cichym stukiem odzyskało swój normalny kształt.
- Tak już jest lepiej. Dziękuję za współpracę. Proszę za mną – Knot odetchnął i poprowadził Wealseya do drzwi.
W progu Percy rzucił avadujące spojrzenie Lucjuszowi, czekającemu na rozwój wypadków, i poszedł z dwoma młodymi Aurorami do odosobnionej sali. Malfoy natomiast skłonił się ceremonialnie Ministrowi Magii i wszedł do swojego tymczasowego gabinetu.
- To kiedy oddajesz mi swoje stanowisko, Korneliuszu? – spytał sarkastycznie ze stalowym błyskiem w oku, obdarzając Knota uśmiechem pełnym pobłażliwej wyższości.
- Prosiłbym o zachowanie powagi, Lucjuszu – Knot nadął się majestatycznie, skinął głową na pożegnanie i wyszedł.
- Oczywiście, panie Ministrze – syknął pod nosem Malfoy.
Usiadł za biurkiem i uśmiechnął się z gorzkim cynizmem.
„Mam to, czego chciałem od zawsze, czyli władzę. Ciekawe czemu wcale mnie to nie cieszy...”

******
- Dziś maglują Malfoya... – bardziej stwierdził, niż zapytał Harry, ze smakiem wcinając kiełbaski i jajecznicę.
- Jakżeby inaczej – Hermiona się skrzywiła.
- Oj, przestań. Mówiłaś przecież, że Wizengamot wcale nie jest taki straszny i wszyscy traktowali cię łagodnie... Tylko ja mam niemiłe wspomnienia z nim związane – teraz dla odmiany skrzywił się Potter
- No właśnie – wtrącił się Ron i uśmiechnął nieśmiało. – Znaczy, że Malfoy nie ma tam źle.
„Chyba” – pomyślał, bo przyszło mu do głowy, że, być może dziewczęta traktują lepiej niż chłopców. Na głos jednak tego nie powiedział,
- Tak, ale wiecie, jaki jest Malfoy. Boję się, że coś palnie. Że się wygłupi, zacznie jakąś gadkę, czy zrobi coś bardzo niemądrego – panna Granger zmartwiła się i dziobnęła swoją kiełbaskę.
- Ej, Malfoy nie napieprzy głupot! To przykre, że to ja ci muszę coś takiego uświadamiać – Harry, mówiąc to, delikatnie się zarumienił. – Znaczy... On się teraz zachowuje bardzo dorośle. Nie narobi sobie kaszany, Herm.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem – Potter wzruszył ramionami i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ja bym nie był taki pewny – powiedział bardzo cicho Ron. – Ale myślę, że da sobie radę – dodał pośpiesznie, widząc coraz bardziej zachmurzoną minę Hermiony.
- Daj spokój, przesłuch..ą go tak jak ciebie, może nawet mniej stresogennie, bo tylko jako świadka - Harry ze smakiem zaczął wchłaniać kolejną porcję jajecznicy, a wygłodzonemu, jak zwykle, Ronowi odstąpił dwie ze swoich kiełbasek.
- Tylko, Harry, oczywiście – panna Granger odłożyła swój widelec, demonstrując tym samym, że przeszła jej ochota na jedzenie.
- Rany boskie, Herm, przecież wiesz, że nie miałem na myśli nic złego i wcale nie uważam, że to coś, co nic nie znaczy. Kurde! – z wrażenia upuścił nóż. Ron podniósł go szybko.
- Wiem, Harry, uspokój się. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? Jestem przewrażliwiona... – spróbowała się uśmiechnąć, ale Potter poczuł się już tym wszystkim zmęczony.
- Posłuchaj. Troszczę się o ciebie, staram się nawet tobą opiekować, nie zawracając ci głowy tym, co ja przeszedłem i co zrobił mi Nott. Uwierz mi, nie chciałabyś się zamienić, Herm – wstał i wyszedł, zostawiając na talerzu niedojedzoną jajecznicę.
- Kurna – Ron wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
- Jestem pipa – pociągnęła nosem Hermiona.
- Nie jesteś – Weasley nagle odzyskał cały rezon. – Przecież Harry nie chce o tym wcale mówić i myśleć, i w ogóle mu się nie dziwię. Tylko czekałem aż wybuchnie... Ale i tak nie był to potężny wybuch.
- Dzięki Ron. Chyba powinnam go przeprosić...
Weasley nie zaprzeczył. Zastanawiał się właśnie, czy wypada mu swobodnie jeść dalej. Nic nie mógł poradzić na to, że jego żołądek był przepastny.
- Znaczy... Mi się wydaje, że on się nie gniewa, Herm...
Granger potrząsnęła swoją kasztanową i bardzo gęstą czupryną.
- Jest jeszcze gorzej. Pewnie mu przykro i czuje się niezrozumiany – znowu zaczęła dziobać swoją kiełbaskę z pochmurną miną.
- Wiesz, jaki jest Harry. Szybko mu przejdzie, Hermiono. Masz prawo być nietaktowna, nie musisz wiecznie wszystkiego robić poprawnie – Ron poczuł przypływ weny. – Zresztą, nie powiedziałaś nic, co mogłoby go obrazić. Po prostu... – zaciął się nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Po prostu Harry jest tak samo przewrażliwiony jak ja – Hermiona uśmiechnęła się smutno. – Potrafisz być naprawdę kochany, Ron. Dziękuję – pocałowała go w policzek.
- Nie ma za co – Weasley swoim zwyczajem zaczerwienił się. – Hermi, czy ty będziesz... kończyła tą kiełbaskę? – spytał nieśmiało.
Zamiast odpowiedzieć roześmiała się i mruknęła coś o tym, że jest niemożliwy, ale odstąpiła mu swój talerz.

******
Draco, pozwól na chwilkę – Snape zauważył Malfoya przemierzającego lochy w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów.
- Tak? – szare oczy popatrzyły na niego pytająco.
- No, podejdź do mnie, chłopcze – Severus zmarszczył brwi zirytowany opieszałością ucznia.
- Chciałem tylko zapytać, jak się czujesz po wizycie w Ministerstwie.
- Całkiem dobrze. Omal się nie wygłupiłem, ale... No... Zawsze, gdy chciałem powiedzieć coś szczeniackiego, albo nie na miejscu, to Dumble... – przerwał widząc, jak brwi Mistrza Eliksirów w mgnieniu oka zlewają się w jedną surową i niezadowoloną kreskę. – Za każdym razem profesor Dumbledore patrzył na mnie w taki sposób, że się opamiętywałem. On naprawdę czyta w myślach.
- Wydaje ci się. To tylko wysoce posunięte zdolności oklumencyjne i legilimencyjne. Gdyby było inaczej, ja też czytałbym w myślach, a tego nie potrafię. Po prostu odczytywał twoje intencje, Draco... i dlatego w oklumencji tak ważne jest pozbycie się wszelkich emocji –Severus uniósł palec wskazujący i uderzył w mentorski ton.
- Ojcze chrzestny, ale ja naprawdę nie prosiłem o wykład – Draco przewrócił oczami i złośliwie się uśmiechnął.
- A chcesz szlaban u Filcha? – łagodnie spytał Snape.
- Ale za co? – Draco miał nadzieję, że wygląda grzecznie i układnie. Nie wyglądał.
- Za lekceważące podejście do nauczyciela.
- Mówiłem teraz do ojca chrzestnego – ze słodka minką odrzekł Malfoy.
- Tak, ale jesteśmy na terenie szkoły. Nie na darmo nazywacie mnie Postrachem Hogwartu. A teraz zmykaj, póki się nie rozmyślę, i nie spóźnij się na żadne zajęcia. Twoja matka tyle razy mi kazała się tobą opiekować, że chyba zacznę jej słuchać – uśmiechnął się jak człowiek, który nie umie się szczerze uśmiechać, czyli nieco krzywo.
- Dziękuję za troskę, sir – Draco odwzajemnił grymas i podążył we wcześniejszym kierunku.

*
- Czemu nie było cię na śniadaniu, Draco? – Goyle grzał swoje wielkie dłonie przy kominku.
- Bo miałem mały spacerek z dyrem – odrzekł lakonicznie Malfoy, patrząc przy tym nie na Vincenta, czy Gregoy’ego, który siedział obok najlepszego kumpla, ale na Parkinson, która wydawała się pochłonięta jakąś lekturą.
- Od kiedy to ty czytasz, Pansy? – nie mógł sobie darować drobnej złośliwości.
- Czytam wtedy, kiedy chcę, a ty nie wiesz o mnie wszystkiego – odrzekła i z powrotem wróciła do książki. – Miłosne zaklęcia i eliksiry na każdą okazję – wymruczał Draco, podchodząc i przechylając głowę, żeby przeczytać tytuł.
Millicenta, która siedziała w fotelu obok i piłowała zawzięcie paznokcie, zachichotała cicho.
- Och, tobie nawet ta książka by nie pomogła, jesteś za gruba – Parkinson postanowiła się nadąsać i wstać. – Idę się przyszykować na zajęcia.
Panna Bullstrode od razu przestała się śmiać. Parkinson nigdy nie wyróżniała się taktem, nigdy też nie myślała o innych, często też z tego względu raniła ludzi, niekoniecznie nieświadomie.
- Też cię kocham, sucha wywłoko – oznajmiła bardzo cicho i wróciła do piłowania paznokci, ale teraz już z chmurną miną.
- Pansy, ty za to jesteś za głupia, żeby tą książkę zrozumieć! – krzyknął Draco za oddalającą się Parkinson. Nie raczyła się nawet obejrzeć. Uśmiechnęła się jedynie okrutnie i poszła do siebie.
- Przepraszam, Milli – dodał już ciszej.
- Za co? –wzruszyła ramionami i nie odrywała wzroku od wykonywanej czynności.
- Za nią – Malfoy wyglądał na zmartwionego. – Oberwało ci się przeze mnie.
- Słuchaj, skończ ten temat, dobrze? – Millicenta rzuciła mu stanowcze spojrzenie.
- Okey, ja tylko... No, przykro mi, że ona była... jest taka podła.
Bullstrode przewróciła oczami.
- Dzięki za troskę, ale o coś cię prosiłam.
Draco zajął fotel, w którym wcześniej siedziała Pansy.
- Merlinie, gdzie ja miałem oczy? – powiedział bardziej do siebie samego, niż do kogokolwiek w pokoju, a zbyt wielu słuchaczy nie miał.
- Nie chcę się wyrażać, ale znam odpowiedź – Millicenta przerwała w końcu piłowanie paznokci i popatrzyła na Malfoya. – Gdzie byłeś, kiedy cię nie było? – spytała cicho.
- Wizengamot – odpowiedział krótko i już było wszystko jasne, bo cała szkoła rozmawiała o tym, że Granger była przesłuchiwana przez ten szacowny organ władzy czarodziejskiej.
- Coś jak ustalenie zeznań? – spytała jego rozmówczyni bardzo ostrożnie. Nie chciała się wykazywać taktem na miarę Parkinsonówny.
- No, coś w tym stylu. Przepraszam, ale nie chcę o tym gadać - schował twarz w dłoniach i westchnął przeciągle.
- Rozumiem. Blaise się martwiła.
- Bo jej wczoraj nie uprzedziłem, że nie będzie mnie na śniadaniu.
- Troskliwa kobieta.
- Ano.
- Zaraz mamy zajęcia, wiesz?
Pokiwał smętnie głową.
- Poczekamy aż Blaise zejdzie i pójdziemy z nią oraz z nimi, dobra? – wskazał głową Crabbe’a i Goyle’a.
Millicenta uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy – oznajmiła i wróciła do piłowania paznokci.

******
Cały dzień mijał wszystkim we względnym spokoju. Hermiona wybąkała przeprosiny tuż przed obiadem, a Harry oczywiście je przyjął, później spędził też urocze pół godziny na błoniach w towarzystwie Blaise. Po kolacji Dumbledore poprosił do swojego gabinetu Hermionę i Dracona, Potterowi zaś i Malfoyowi objaśnił, że nie muszą stawiać się u niego o ósmej i że „maja odwołany szlaban”; nikt przecież nie musiał wiedzieć, że pobierają lekcje oklumencji.

*
- Veritaserum? – spytał Draco nieufnie. – Oczywiście nie musimy wyrażać zgody, prawda?
- Oczywiście – Dumbledore przytaknął z powagą, spróbował swojej kawy ze śmietanką, po czym machnął nad kubkiem różdżką, wyczarowując na powierzchni sporą dawkę cynamonu.
- Czy ja także mogę prosić? – spytała grzecznie Hermiona, po czym otrzymała upragnioną przyprawę. Kiedy zamieszała parujący płyn, po gabinecie dyrektorskim rozszedł się przyjemny aromat.
Malfoy rozdął nozdrza, ale nie uraczył się cynamonem.
- Ja się godzę, ale pod warunkiem, że nie będzie mnie przesłuchiwał cały sztab – powiedziała po chwili napiętej ciszy panna Granger.
- Ty?! – Draco wyglądał na oburzonego. – Niech przesłuchają pod przymusem tego pieprzonego gwałciciela! Przepraszam Herm – dodał od razu skruszony.
- Radziłbym zachować spokój i powagę, panie Malfoy – rzekł spokojnie dyrektor.
- Oczywiście – chłopak westchnął i łyknął dużą porcję ożywczego napoju.
- Przesłuchiwaliby was tylko Minister, pani Bones i ja. Na takim przesłuchaniu znalazłby się też protokolant, zobowiązany specjalną przysięgą do milczenia. Byłyby więc obecne tylko cztery osoby – łagodnie wyjaśnił Albus, gładząc swoja siwą brodę.
- W takim razie wyrażam zgodę – odrzekła po prostu Hermiona i, już uspokojona, skupiła się na piciu kawy.
- Ale ja nie – Malfoy zmarszczył brwi i potrząsnął głową.
- Wydaje mi się, że wystarczy jeśli ja udzielę zeznań, prawda? – Gryfonka pytająco popatrzyła na Dumbledore’a.
Dyrektor skinął głową, uważnie przyglądając się wyraźnie zbuntowanemu chłopakowi.
- Nie wyrażam zgody na to, żeby przesłuchiwali ciebie, Hermiono – Draco popatrzył wymownie i autorytarnie na swoja dziewczynę. Poczuła złość; chciał mówić jej, co może robić, a czego nie. Już miała mu dobitnie wytłumaczyć, że sama o sobie decyduje, kiedy Malfoy zwrócił się bezpośrednio do poważnego i pełnego wyczekiwania Albusa:
- Jeżeli wystarczą zeznania tylko jednej osoby, to możecie przesłuchać mnie. Uważam, że dla Hermiony byłoby to trochę za wiele – dodał, łypiąc niepewnie na pannę Granger. Wcale nie musiała być zachwycona jego postawą. Miała zmarszczone brwi i wpatrywała się w niego natarczywie, ale nic nie mówiła.
- Mogę zeznawać tylko ja? – trudno było stwierdzić, czy pyta Dumbledore’a czy Hermionę.
- Możesz, bo byłeś bezpośrednim świadkiem zdarzenia – przytaknął Albus w zamyśleniu. – Chyba, że panna Granger mimo wszystko chce zeznawać.
Nie odpowiedziała. Wpatrywała się chmurnie w swój kubek. To co robił Draco było naprawdę miłe, bo chciał jej oszczędzić nieprzyjemności. Robił to w dobrej wierze. I jego zeznania będą tak samo ważne, jak byłyby jej. Bo był świadkiem. Podniosła w końcu wzrok. Patrzył na nią prawie błagalnie.
- Hermi, proszę, wystarczy im moje zeznanie. Nie chcę, żebyś robiła w tej sprawie cokolwiek, czego nie musisz robić...
Szare oczy zbitego szczeniaka prawie całkowicie pozbawiły ją chęci powiedzenia tego, co myśli. Prawie. Potrząsnęła głową i oznajmiła:
- A może ja też chciałabym ci zaoszczędzić tych zeznań, Draco? – spytała spokojnie.
Zarumienił się.
- Oj, wiem, ale ja... Proszę cię o to.
Gryfonka przygryzła dolną wargę, a potem przekornie się uśmiechnęła.
- Jestem dużą dziewczynką i naprawdę dam sobie radę.
- Hermiona, ja mówię poważnie... Skoro wystarczą moje zeznania, to dlaczego...
- Mogę powiedzieć dokładnie to samo – przerwała mu Granger.
- Mam pomysł – Dumbledore postanowił się wtrącić. – Może zeznawajcie oboje i nie będzie problemu – i kiedy Malfoy zrobił wielce nieszczęśliwą minę, Albus zmarszczył groźnie brwi. – Chciałem zauważyć, że Hermiona nie jest twoją córką i ma na tyle rozsądku, że wie, co mówi i robi, Draco.
- Dziękuję, sir – dziewczyna uśmiechnęła się do dyrektora.
- Profesor Dumbledore ma rację – oznajmiła Draconowi. – A jeżeli tak bardzo chcesz, możesz zeznawać pierwszy. - Kiedy tylko niezadowolony Ślizgon otworzył usta, zaczęła mówić dalej, nie dając mu dojść do głosu. - Słuchaj, nie możesz mnie trzymać pod kloszem, chociaż najchętniej byś to zrobił. Już nawet moi rodzice zrozumieli, że jestem prawie dorosła i liczą się z moim zdaniem. Ty też być mógł.
- Ale ja liczę się z twoim zdaniem! – Draco się zaperzył. – Chciałem ci tylko oszczędzić dodatkowych przykrości – wyglądał na nieszczęśliwego.
- Przykrości nie da się uniknąć, takie jest życie – wzruszyła ramionami Doceniam twoją troskę, ale możesz tę przykrość podzielić ze mną. Nie musimy się licytować o to, kto będzie zeznawał. Rozumiesz mnie? – zrobiła się trochę smutna i Malfoy się zawstydził.
- No, okey... Dobrze. Masz rację – wpatrując się we własne dłonie zaciśnięte na kubku.
- Doskonale, rozumiem, że oboje będziecie składać zeznania pod Veritaserum, tak? – Dumbledore złożył czubki palców, tak jak to miał w zwyczaju, i patrzył wyczekująco na dwójkę uczniów.
- Tak, sir – odpowiedzieli niemal jednocześnie.
- W takim razie jutro rano razem udajemy się do Ministerstwa. Wszystko nie potrwa więcej niż godzinę – Albus uśmiechnął się łagodnie, a Hermiona i Draco grzecznie się pożegnali i wyszli.
- Chciałem dobrze – Malfoy łypnął niepewnie na swoją dziewczynę.
- Wiem – ku jego zaskoczeniu, szeroko się uśmiechnęła. – Jesteś strasznie opiekuńczy. To fajne, chociaż troszeczkę przesadzasz. Mimo wszystko, kręci mnie to, że tak bardzo o mnie dbasz – przygryzła dolną wargę i popatrzyła na niego w taki sposób, że się zarumienił.
- Och, ciekawe, gdzie wyczytałaś taki fantastyczny tekst – Draco nie lubił się rumienić, więc koniecznie musiał powiedzieć coś kąśliwego.
- Nie obrażaj mnie, Malfoy . Naprawdę jesteś sexy z tymi rumieńcami – objęła go i wspięła się na palce, żeby go pocałować.
To było naprawdę za wiele. Był jej zbyt spragniony, żeby zachować chociaż minimum obojętności. Nawet nie wiedziała kiedy przycisnął ją do twardej ściany. Całował ją zachłannie, a jego dłoń wślizgnęła się pod ubranie Hermiony i głaskała delikatnie brzuch.
- Ty też mnie kręcisz, Granger, i nie masz nawet pojęcia jak bardzo – wymruczał jej do ucha, nie przestając pieścić ciepłej, gładkiej skóry.
- To zakrawa na perwersję, jesteśmy pod gabinetem dyrektora – wyszeptała, uśmiechając się tak, że był całkowicie pewien, iż jego krew właśnie zaczęła się gotować. Zastanawiał się tylko, jakim sposobem jeszcze żył.
- Merlinie, kobieto, gdybym wcześniej wiedział, jaka jesteś naprawdę, nawet bym nie spojrzał na Parkinson – oznajmił z gorącym przekonaniem.
- A jaka jestem? – jej spojrzenie, uśmiech, cichy, zmysłowy głos sprawiały, że miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale wiedział, że z wielu obiektywnych powodów nie jest to dobry pomysł. Cieszył się, że tak doskonale idzie mu nauka samodyscypliny.
- Granger, w tej chwili jesteś przede wszystkim denerwująca i złośliwa – uśmiechnął się wrednie. – Poza tym lubisz się mądrzyć. A tak w ogóle to jesteś cholernie seksowna, słodka, gorąca i, co najważniejsze, lecisz na mnie – znowu ją pocałował, tym razem delikatnie, i przesunął dłoń na jej plecy. Jęknęła cichutko, mocno wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła go do siebie.
- Oszaleję przez ciebie – wyszeptał w jej szyję.
- Może nie – odszepnęła i pogłaskała czule jego kark.
- Rany boskie, przestań, bo już oszalałem – odsunął się od niej gwałtownie i złapał ją za ręce. – Kocham cię, ale...
- Ja też cię kocham, więc może pójdziemy do ciebie – powiedziała to tak po prostu, a Draco aż zaniemówił.
- Książki cię zdemoralizowały – zażartował niepewnie.
- Mówiłam poważnie – popatrzyła mu prosto w oczy.
Przez chwilę milczał i chociaż bardzo jej pragnął, tak bardzo, że chciało mu się wyć, powiedział:
- Nie.
Posmutniała, wyrwała dłonie z jego rąk i zbiegła szybko po krętych schodach.
Dogonił ją, odwrócił ku sobie i mocno przytulił. Płakała.
- Miona, kochanie, nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę. Jeszcze aż na tyle sobie nie ufam.
- Ja ci ufam – wychlipiała, wściekła, że pozwoliła sobie na łzy. – Jesteś osioł.
- Zapewne masz rację. Ale gdybyś wiedziała, ile kosztowało mnie powiedzenie „nie”, nazwałabyś mnie bohaterem. - Nadal uważam, że jesteś osłem, Draco – popatrzyła na niego nieprzychylnie i otarła oczy rękawem szaty.
- Chcę mieć pewność, że cię nie skrzywdzę – powiedział łagodnie.
- Krzywdzisz mnie, kiedy dajesz mi kosza – warknęła nieuprzejmie.
- Nie daję ci kosza i nawet tak nie myśl, a zresztą... dobrze o tym wiesz – zajrzał jej głęboko w oczy. Miała dziwne spojrzenie; pełne oddania i czułości, a zarazem głębokiej urazy.
- Z twoim podejściem nigdy nie będziesz miał pewności.
- Hermiono, ale to naprawdę dla mnie nie jest aż tak ważne – powiedział marszcząc brwi.
- Zauważyłam – syknęła, a potem lekko się zarumieniła i miękko dodała. – I to sprawia, że jeszcze bardziej pragnę ci dać wszystko, co mogę.
Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, ale cisza nie była taka zła, bo w ciszy mógł się zastanowić. Jeszcze raz ją przytulił. Znowu naszło go pragnienie, żeby zabrać ją gdzieś daleko i ochronić przed wszystkim, co złe. Głaskał ją delikatnie po włosach, a Hermiona zamknęła oczy.
- To daj mi chociaż jeden dzień... Sobie też. Może to nadopiekuńczość z mojej strony, ale ja chcę dla ciebie jak najlepiej... I nie wydaje mi się, żeby kilka dni czekania coś zmieniło, chyba że na lepsze...
- Gbur – szepnęła, ale bez złości.
- Pójdę z tobą do łóżka, w chwili, gdy będę absolutnie pewien, że tego chcesz i, uwierz mi, będę w stanie to stwierdzić, Herm – popatrzył na nią i się uśmiechnął.
- Czyli mam tak próbować aż do śmierci? – na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Obiecuję, że w chwili, gdy mnie przekonasz, nie będzie odwrotu I chyba będzie to całkiem niedługo, bo robisz, kochanie, niesamowite postępy – szeroki uśmiech Dracona i jego wiele mówiące spojrzenie, spowodowały, że się zarumieniła, ale nie odwróciła wzroku.
- Jeśli jeszcze raz mnie wyprosisz ze swojego dormitorium, to więcej nie przyjdę - zagroziła
- Chyba już mi się nie uda... – objął ją i ruszyli wzdłuż korytarza w kierunku Wieży Gryffindoru. Wiedział, że go posłucha i na pewno nie przyjdzie tej nocy, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby zrobiła to przed końcem tygodnia. Naprawdę

******
- Czy ja cię wzywałem, Severusie? – czerwone oczy wpatrywały się w leżącego na podłodze mężczyznę. Snape zaciskał zęby z bólu, ale jakoś wykrzesał z siebie siły, żeby odpowiedzieć:
- Nie, Panie.
- Dobra odpowiedź, prawda Nagini?
Wąż zasyczał cichutko u stóp swojego pana. Niepokojące, błyszczące oczy gada wwiercały się w niego i Snape przysiągłby, że pupilka Voldemorta jest cholernie inteligentną bestią. Nagini wysunęła łeb do przodu, a potem cofnęła się i mrugnęła oczkami jak klejnoty, jakby chciała przyznać mu rację. Jej wzrok miał właściwości hipnotyzujące i Snape odwrócił spojrzenie.
- Skoro nie, to co tu robisz? – łagodnie zapytał Voldemort. Zbyt łagodnie.
- Przyniosłem ci plany zabezpieczeń Hogwartu, Panie. Tak jak prosiłeś. Miały być na dzisiaj... Plany rozmieszczeń dormitoriów, w których znajdują się także dzieci mugolskiego pochodzenia. Mam też ich nazwiska... – to, że Czarny Pan nie mówił nic o nazwiskach mugolaków, nie oznaczało, że nie chciał ich mieć. Snape doskonale wiedział, że to był szczegół, którego miał się bez trudu domyślić.
- Doskonale, ale ja cię przecież jeszcze nie wezwałem. Jesteś gorliwy Snape, możnaby powiedzieć nadgorliwy... – Voldemort roześmiał się cicho.
Severus nie ośmielił się podnieść z podłogi. Wolał nie wiedzieć, jakie byłyby konsekwencje wstawania bez pozwolenia czerwonookiego. Cichy i niemal minutowy Cruciatus sprawił, że Mistrz Eliksirów Hogwartu prawie nie widział na oczy, w uszach mu szumiało i czuł nieznośny, pulsujący ból w czaszce, który nie chciał przejść od razu po zdjęciu zaklęcia. Być może nie przejdzie przez najbliższe godziny.
- Pomińmy milczeniem fakt, że zjawiłeś się za wcześnie, w końcu nic takiego się nie stało. A Dumbledore? – Voldemort spytał o to jakby od niechcenia.
- Wyjeżdża jutro na Konwent, który sam zwołał, Panie. Za moją małą namową oczywiście.
- Rozumiem. Wstawaj i daj mi te plany oraz nazwiska. Rozumiem, że to wszystkie zabezpieczenia Hogwartu? – Czarny Pan postukał nieaktywnym końcem różdżki w magiczną mapę.
- Wszystkie, o których wiem, i o których udało mi się wyciągnąć wiadomości od starego, Panie – powiedział usłużnie Severus. I nie kłamał. O żadnym innym zabezpieczeniu nie wiedział.
- Multum zaklęć ochronnych, blokady magiczne... - mruczał pod nosem Voldemort. – Z większością nie będzie problemu, niektóre jednak zajmą trochę czasu, ale sobie poradzimy. Założę się, że ten kochaś mugoli i szlam ma coś, czego nawet tobie nie wyjawił – czerwonooki wykrzywił się sarkastycznie. – Ale najwyżej się zaryzykuje.
- Wątpię w to, żebym o czymś nie wiedział. Ten stary głupiec mi ufa jak rodzonemu synowi – Snape zdobył się na pogardliwy grymas i tym razem oczywiście skłamał. W tej chwili cieszył się z własnych zdolności oklumencyjnych.
Voldemort miał zamiar zapytać o Malfoya i jego rzekome spoufalanie się z jedną ze szlam, ale stwierdził, że to w tej chwili najmniej istotna rzecz. Sprawa z synem Lucjusza wyjaśni się wystarczająco podczas „odwiedzin” w Hogwarcie.
- Możesz się oddalić, Snape – Voldemort skrzywił się pogardliwie, aby po chwili badawczo przyjrzeć się swemu słudze.
- Następnym razem nie radzę ci zjawiać się przed wezwaniem. Mogę nie być tak pobłażliwy, jak teraz. Żegnam, Severusie.
- Żegnam cię, Panie – pokornie odrzekł Mistrz Eliksirów i aportował się na skraju Zakazanego Lasu. Ledwo dotarł do zamku. Dłuższy niż trzydzieści sekund Cruciatus, rzucony na dodatek przez Voldemorta, osłabiał nawet najbardziej wytrzymały organizm. Nie wykluczając wampirzego. .
Snape specjalnie udał się wcześniej do Voldemorta. O północy miał zaplanowany mały sabat z Dumbledore’em i musiał być w Hogwarcie. Liczył się z karą, ale osłabienie było mu bardzo nie na rękę. Zaklął cicho i oparł się o framugę drzwi sali wejściowej. Przed oczami zadrgały mu czerwone mroczki. Otrząsnął się i pewnie stanął na nogi. Do Voldemorta wybrał się przed dziesiątą wieczorem, więc nie mogła być godzina późniejsza niż jedenasta. Oznaczało to, że ma jeszcze godzinę na wlanie w siebie środków wzmacniających i pobudzających. . Dumbledore zapewne się o niego niepokoił, więc najpierw postanowił udać się do niego. Po kilku krokach usłyszał nieprzyjemny świst nad głową i skrzywił się z odrazą. Nie musiał patrzeć do góry.
- Czego chcesz, Iryt? – warknął i zgrzytnął nieprzyjemnie zębami.
- O! Irytek drażni tłustowłosego profesorka – poltergeist zachichotał złośliwie.
- Słuchaj, nadęta, bucowata podróbo ducha... wiesz, że ze mną nie warto zaczynać, prawda? – spytał Snape prawie przymilnie i raczył w końcu popatrzeć do góry.
Irytek trzymał w dłoni coś, co niezbicie przypominało łajnobombę, i wyglądał jakby się zastanawiał, czy ma ją upuścić na profesorską głowę.
- Prawda? – spytał Severus jeszcze raz, jeszcze bardziej przymilnie.
Irytek zdecydował się schować cuchnącą broń do magicznej kieszeni, w której nosił ukryte jeszcze kilka wymiotek produkcji Weasleyów i gryzące frisbee. Zaniechał napadu na Mistrza Eliksirów. Do dziś pamiętał, jak nieprzyjemnie było wisieć do góry nogami przez dobę w podziemiach, a do tego nie móc wydobyć z siebie głosu. Ponadto Snape wyglądał na wybitnie niezadowolonego. Duszek przybrał minę niewiniątka, co nadało jego fizjonomii jeszcze złośliwszy wyraz, niż kwitł na niej zazwyczaj. Uśmiechnął się wszechwiedzącym uśmiechem i wydał z siebie odgłos pierdnięcia.
- Moje nerwy są na wyczerpaniu, Iryt – oznajmił chłodno i spokojnie Severus.
- A gdyby Irytek powiedział... – poltergeist nie dokończył, bo zrobił to za niego profesor:
- ... że coś wie? – brew Snape’a podjechała do góry.
Irytek milczał przez chwilę denerwująco, ale groźne spojrzenie nauczyciela zadziałało. Poltergeist czuł niejaki respekt tylko wobec trojga ludzi i jednego ducha. Krwawego Barona, McGonagall, Dumbledore’a i Naczelnego Postrachu Hogwartu. Zawirował w powietrzu i zanucił:

Zabini i Potter obściskują się ciemną nocą
W Pokoju Życzeń, pod kocem strasznie się pocą.
Co tam się działo, lepiej nie zobaczyć,
Może jeszcze w korytarzu da się ich wypatrzyć.


- Dosyć – warknął Snape. – Co ty wiesz o poezji, Iryt? – dodał kpiąco.
Poltergeist zignorował tę zniewagę. Oczywiście nie mógł wiedzieć, co działo się w Pokoju Życzeń, jednak był na siódmym piętrze i wszystko sobie „dośpiewał”.
- Teraz pewnie odprowadza ją do pokoju wspólnego Slytherinu. Łiii! – zagwizdał przeciągle i uciekł, chichocząc opętańczo.
W Severusa wstąpiły nagle nowe siły. Najpierw postanowił udać się do lochów, następnie zażyć eliksiry, a dopiero potem iść do dyrektora..

***
Stali tuż przy ścianie, prowadzącej do pokoju wspólnego Ślizgonów. Całowali się
- Idź już, Harry – szepnęła Blaise, wysuwając się z jego uścisku, ale on znowu ją przyciągnął i długo całował.
- Nie chcę iść – wymruczał jej do ucha.
Zachichotała.
- Idź, bo jeszcze nas nakryje nietoperz i będziesz miał przerąbane – zażartowała.
- Snape mnie nie obchodzi. - Warknął Harry, zachmurzając się nieznacznie.
- Ależ cię napadło. Uwziąłeś się, żeby go nie cierpieć, tak? – złożyła ręce na piersiach i wpatrywała się w Pottera.
Przez kilka chwil panowała martwa cisza. Gryfon zacisnął zęby.
- Nieważne, Harry – powiedziała już miękko. – Idź, bo jest późno.
- Zabini ma rację, Potter – usłyszeli chłodny głos. – Lumos – rozbłysło nikłe światło. - Minus pięć punktów od Slytherinu, Blaise i wracaj do dormitorium. Do dormitorium, powtarzam. – Dodał dużo bardziej stanowczo, gdy nie ruszyła się z miejsca.
- Tak jest, sir – powiedziała i podała hasło, po czym, ociągając się, weszła przez uruchomiony portal.
- Długo podsłuchiwałeś? – spytał bez cienia poważania Gryfon.
Cały szacunek, który zrodził się w nim ostatnimi czasy do Mistrza Eliksirów, ulotnił się przez ostatni dzień. Czuł znowu wszechogarniającą nienawiść i wmawiał sobie, że mu z tym dobrze.
- O ile pamiętam, Potter, jestem twoim nauczycielem i nie jesteśmy na „ty” – chłodno i łagodnie oznajmił Snape. – Powinieneś być już w łóżku.
- A pan nie powinien zachowywać się jak szpieg – warknął Harry. – Długo pan podglądał i podsłuchiwał? Jest pan żałosny – uśmiechnął się cynicznie.
Severus poczuł, że zalewa go fala wściekłości, ale się opanował.
- Nie pogarszaj swojej sytuacji, Potter. Na razie straciłeś tylko dziesięć punktów, ale może być dużo gorzej – był zadowolony, że jego głos nadal jest spokojny, bo wewnątrz omal nie eksplodował od tłumionej złości.
Harry nienawidził tego spokoju bardziej niż czegokolwiek na świecie. Bardziej niż Voldemorta. A przynajmniej tak zdawało mu się w tej chwili. Marzył o tym, żeby upokorzyć Severusa.
- Myślę, że odczuwasz radość, mogąc mną pogardzać i mścić się za to, jaki był dla ciebie mój ojciec – Gryfon miał w dużym poważaniu fakt, że nie był z profesorem „na ty”. - Jesteś żałosny. Już jako dziecko byłeś żałosny, Smarkerusie... – poczuł dziką satysfakcję, kiedy wymówił to przezwisko, tym potężniejszą, że ujrzał wyraz szoku na twarzy nauczyciela. - ...i tak ci zostało – dokończył ze złośliwym triumfem.
Potter nie poznawał swojego głosu. Prawie syczał i mówił z taką wściekłością, że nie brzmiał normalnie. Ekstremalne zaskoczenie i niedowierzanie, malujące się na obliczu Mistrza Eliksirów, sprawiły, że chłopak wykrzywił się w zjadliwym grymasie. Nie bał się nawet ewentualnej kary, nie obchodził go szlaban.
Bezbrzeżne zdziwienie i coś jeszcze, czego Harry nie mógł zidentyfikować, szybko ulotniły się z oblicza Severusa. Jego twarz wydawała się wykuta z kamienia. Harry czekał na jakąś reakcję, ale Snape nie odjął mu kolejnych punktów, ani nie dał mu szlabanu.
- Idź do siebie, Potter, i nie łaź więcej po nocy – powiedział po prostu zimnym, bezdźwięcznym, suchym i wypranym z emocji głosem.
Harry zamrugał ze zdziwienia, ale odwrócił się i prawie pobiegł ciemnym korytarzem. Dopiero na zakręcie przyświecił sobie różdżką i nawet nie włożył peleryny niewidki. Ręka mu się trzęsła, więc nikłe światło oświetlające mu drogę było niestabilne i migotliwe. Nie obchodziło go, czy zobaczy go Filch, albo czy spotka się ze złośliwym Irytkiem. Poczuł pieczenie pod powiekami.. Wmawiał sobie, że to tylko łzy wściekłości i że wcale, absolutnie wcale nie czuje się podle z powodu tego, co powiedział do Severusa Snape’a.

***
Severus sceptycznie wpatrywał się w krąg i pentagram. Był pewien, że wszystko zrobił dobrze i że krew Dumbledore’a i jego własna jest zmieszana w idealnych proporcjach. Musiał się jednak przez chwilę zastanowić.
Starał się nie myśleć o Potterze. Harry był, jaki był, ale nawet po nim nie spodziewał się takiej arogancji i bezczelności, a ściślej biorąc zwykłej podłości. Przez ułamek sekundy miał ogromną ochotę na to, żeby rozerwać chłopaka gołymi rękami, ale tak naprawdę było mu po prostu przykro. Doskonale wiedział, że Harry chciał mu dokuczyć, świadomie go obrazić i zranić. Kiedy pił swoje eliksiry, przyszła mu do głowy szalona myśl, żeby pokazać Potterowi do końca swoje najgorsze wspomnienie. Pożyczyć myślodsiewnię, wziąć bachora za kudły i go do niej zawlec, a potem wyrzucić na zbity pysk i zaaplikować mu tygodniowy szlaban u Filcha w godzinach nocnych. Zdawał sobie jednak sprawę, że to by nic nie dało, może jedynie Potter bardziej by go znienawidził. I wiedział, jakie jest wyjście z sytuacji. Szczera rozmowa. Ale gdy pomyślał o szczerej rozmowie ze Złotym Chłopczykiem Gryfonów, trafiał go szlag.
„Skup się Severusie” - pomyślał.
Właśnie dochodziła północ, więc czas na wzywanie demonów był idealny. Można je było wzywać o każdej porze, jednak północ i jej okolice były najlepszym rozwiązaniem.
- Severusie, czy coś cię trapi? – spytał łagodnie Albus.
„Nawet w takiej chwili próbuje się bawić w terapeutę” – Snape zmarszczył brwi z irytacją.
- Tak, zastanawiam się, czy wszystko jest w należytym porządku – oznajmił chłodno.
- I to naprawdę wszystko? – kojący głos Dumbledore’a podziałał mu jedynie na nerwy.
- Czy ty nie widzisz, co robimy?! – Snape zacisnął palce na srebrnym pucharze z krwią i spojrzał z niesmakiem na dyrektora. – Chcę przypomnieć, że za chwilę będziesz inkantował wezwanie Oga, więc może daruj sobie szczere, nocne rozmowy – wysyczał sarkastycznie.
- Każda pora jest dobra na szczere rozmowy, Severusie - bardzo łagodnie podsumował Albus.
- Ty chyba nie jesteś normalny? Mam to rzucić i ci się zacząć zwierzać? – omal nie rąbnął pucharem w Dumbledore’a, ale, gdyby to uczynił, musieliby od nowa mieszać swoją krew.
- A więc przyznajesz, że jest coś jeszcze – łagodnie podsumował jego wybuch siwowłosy mag.
Severus na chwilę zaniemówił. Następnie przymknął powieki, modląc się o cierpliwość.
- Jeżeli nawet coś jest, to jest to moja sprawa- wycedził. – I nie zamierzam o tym rozmawiać. A teraz pozwól, że skupię się na tym, aby ta cholerna posoka znalazła się w odpowiednich miejscach.
- Rozumiem, trzeba było tak powiedzieć od razu- łagodnie odrzekł Albus.- I nie denerwuj się, Severusie.
- Wcale się nie denerwuję – syknął. – Ale mnie rozpraszasz.
To nie była prawda i Dumbledore o tym wiedział, ale zmilczał. Snape miał doskonałą koncentrację i podzielną uwagę. Wampir popatrzył na cztery czarne świece, jeszcze nie zapalone i postawione tak, aby symbolizować cztery kierunki świata. Nie było zbyt jasno, bo mieli do dyspozycji jedynie światło z różdżki dyrektora, ale Mistrzowi Eliksirów ono wystarczało, zwłaszcza, że nie narzekał na kłopoty ze wzrokiem.
Krew rozlana w odpowiedni sposób z odpowiednią inkantacją miała być ochroną dla wzywających. Demon nie mógł się tak po prostu rzucić na magów, bo krew śmiertelnych go powstrzymywała i dawała wzywającym czas na pertraktacje. Dopóki zaklęcie ochronne nie zostało zdjęte z krwi, dopóty demona można było odesłać. Kiedy zaklęcie wzmagające ochronę zostało zdjęte i demon przekroczył barierę, należało liczyć tylko na to, że dotrzyma słowa. Na szczęście istoty te były prawdomówne i słowne... lecz także przebiegłe, więc należało uważać, jak się z nimi rozmawia. Wszystko musiało być precyzyjnie ustalone. Inaczej demon mógł znaleźć wygodne dla siebie luki w umowie i posiać nieco więcej zniszczenia niż się od niego oczekiwało, lub pozwlekać nieco z powrotem w zaświaty i podręczyć nieprzyjemnie śmiertelników. Na szczęście demony były wzywane bardzo rzadko.
Severus w skupieniu rozlał powoli krew kierując się od podstawy każdego ze świeczników ku następnemu, od kierunku północnego zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Krew musiała być rozlana bardzo wąskim strumykiem, a co było najważniejsze musiało jej wystarczyć. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę że średnica okręgu z wrysowanym pentagramem, na obrzeżach którego znajdowały się świece, wynosiła trzy metry. Snape szedł powoli, rozlewając intensywnie czerwoną ciecz i powtarzając rytmicznie „sanguine protecto”. Dumbledore natomiast przygotowywał się do inkantacji wywołującej demona.
Gdy młodszy czarodziej skończył, Albus zgasił nawet różdżkę.
Wymagana była ciemność.
Następne minuty były chwilami wyczekiwania i napiętego skupienia. Severus jedynie bardzo cicho powtarzał za dyrektorem, w odpowiednich momentach, „wzywamy cię, Ogu” i czuł jak wszystkie włoski na jego ciele powoli stają dęba. Na początku nie działo się nic, potem po kolei zapaliły się świece, ale w odwrotnej kolejności, niż Snape rozlewał krew. Ich blask był upiorny, lekko fioletowawy, ale, co dziwne, dawał wyraźne światło. Następnie obaj czarodzieje poczuli podmuch wiatru; suchego, przeraźliwie zimnego i nie poruszającego, ani szatami, ani płomieniami świec. Gdy Dumbledore zamilkł, nastąpiła chwila dzwoniącej w uszach ciszy. Severus miał wrażenie, że znajduje się poza czasem. Trochę się bał. No dobrze, bardzo się bał, więc popatrzył na spokojne oblicze Albusa i stłumił wszelki lęk. Ryk, który nagle usłyszeli, nie był wcale rykiem, ale z tym się na początku Snape’owi skojarzył. Brzmiał jak setki krzyczących z wściekłości i bólu ludzi. I chociaż był przeraźliwie głośny, nie ogłuszał, jedynie zmrażał krew i paraliżował. Nawet Dumbledore nieznacznie zadrżał. Po chwili w samym środku okręgu zmaterializował się Og.
- Kto śmiał zakłócić mi spokój? – upiorny chór potępieńczych głosów sprawił, że Severus zamknął na sekundę oczy i ogromnym wysiłkiem woli powstrzymał się od zatkania uszu, ale wiedział, że tego robić nie może, gdyż okazywanie słabości, czy strachu, było wysoce niewskazane. Określenie demon tysiąca głosów doskonale do Oga pasowało. Jego wygląd także nie podtrzymywał na duchu.
„I ja chciałem wywołać to kurestwo sam, i to bez odpowiedniego przegotowania. Merlinie, daj mi mądrość” – pomyślał z przerażeniem Snape i otworzył ponownie oczy. Dumbledore odchrząknął. Należało dopowiedzieć na grzeczne pytanie gościa.

***
******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 30.01.2006 08:24


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 31.01.2006 15:29
Post #171 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 15.07.2005
Skąd: Tarnów




Czy to wazne ile trzeba bylo czekac na nastepny part??
wazne jest to ze sie pojawil i to w takiej dobrej(świetnej) jakosci
wiadome Draco jak zwykle boski Lu jako nowy Wiceminister heheh
wiadome:P
nie moglo byc inaczej
a jak Percy mogl powiedziec ze nasz Lucjusz jest nieuczciwy i ze tylko dzieki lapowce jest Wiceministrem smile.gifbiggrin.gif
przeciez on jest takii uczciwy:)
czekam na nastepnego parta biggrin.gif
nie musi byc szybko:) byleby taaki fajny jak caly ff
zycze weny
Natalia

Ten post był edytowany przez Natalia: 31.01.2006 15:30


--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boją się ciemności bo w niej kryją się demony, ale nie pochodzą z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwości są piękne tylko w ciemności.

.........................................................................................

Przyjaźń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zastąpi przyjaźni - ani pieniądze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... Uśmiech jest najprostszą drogą do ludzkich serc...Uśmiech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...Uśmiech bogaci obdarzonego, nie zubożając dającego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 02.02.2006 21:08
Post #172 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Wreszcie sie doczekalismy Rozdział jest super czyta sie go z przyjemnoscia Czekam na następne party mam nadzieje że będą szybko ale dla takiego opowiadania mozna poczekac


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ciasteczko
post 05.02.2006 00:57
Post #173 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 69
Dołączył: 03.12.2005




nareszcie ^^
ale sie ucieszyłam jak zobaczyłam że wkleiłaś kolejną część biggrin.gif
i chodźbym miała czekać nawet rok to bede trwać tongue.gif!
ale super jest, super :]


--------------------
najpiękniejsi, najmądrzejsi, najbogatsi, najsprytniejsi, najlepsi.
Slytherin.


Wielka fanka Blaise'a Zabiniego & Severusa Snape'a <33!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Avadakedaver
post 11.02.2006 01:51
Post #174 

MASTER CIP


Grupa: czysta krew..
Postów: 7404
Dołączył: 02.02.2006
Skąd: Nadsiusiakowo

Płeć: włóczykij



ludzie, skoro doczekaliśmy się czwartego, piątego i szóstego tomu Harry'ego w polsce, to na nic już dłużej nie będziemy czekać.
Wszystko ma swoje dobre strony.
Bądżcie optymistami i dajcie kobiecie spokój, bo się zestresuje.


--------------------
i'm busy: saving the universe

W internecie jestem jak ninja - to przez rosyjskie porno.
Ty i 6198 osób lubi to.

(and all that jazz)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 11.02.2006 09:45
Post #175 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Dluzej to mozemy czekac jeszcze na 7 tom tongue.gif. Ale mi to nie przeszkadza znalazlem sobie kilka nowych fajnych ficków o hp i sobie czytam wiec mam co czytac zanim sie tu rozdzialik nie ujawni a na takie fajne opowiadanko mozna poczekac bo kazdy part jest swietny Sa lepsze i gorsze ale ogólnie poziom jest super


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

11 Strony « < 5 6 7 8 9 > » 
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 15:50