Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 27.12.2004 16:55
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wklejam części regularnie. Przynajmniej na razie:)
Gorzej będzie jak dojdę do ostatniej, którą mam skończoną, wtedy będzie już wolniej...

Okey - oto następny "part":


Wtorek, 06.11.1996


Severus obudził się całkowicie wypoczęty, ale gdy wstał, przypomniały mu o sobie bólem narządy wszystkie wewnętrzne i całe ciało.
Kaskadą wróciły do jego umysłu wszystkie przykre myśli i wspomnienia z minionego dnia i minionej nocy.
„Życie jest piękne” – pomyślał cynicznie, idąc pod prysznic.

******
Hermiona otworzyła oczy. Przez jedną, małą chwilę czuła się dobrze, ale szybko przypomniało jej się wszystko, co przeżyła poprzedniego dnia.
W ogóle nie chciał wstawać z łóżka.
„Mogłabym tu zostać, zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić... – pomyślała - Ciekawe, czy Harry pił w nocy z Malfoyem?”
Wstała i skrzywiła się z bólu gdy postawiła pierwsze kroki.
Podreptała powoli pod prysznic.
Czuła się otępiała, tak jakby nie chciała dopuścić do świadomości tego, co stało się na przesłuchaniu, chociaż zdawała sobie sprawę z realizmu tych okropnych wydarzeń.
Opłukując ciało z piany, odważyła się obejrzeć wnętrze swoich ud.
Były idealnie sine i idealnie obolałe. Hermiona zaczęła się zastanawiać, jak w ogóle będzie chodziła tego dnia.
„Cudownie” – pomyślała bliska płaczu, wycierając się ręcznikiem.

******
Ron obudził się o siódmej rano.
Popatrzył na łóżko obok. Było puste.
„Gdzie on może być?” – pomyślał z niepokojem rudzielec.
„Włóczy się gdzieś czy co?”
Chłopak ziewnął i się przeciągnął.
Postanowił sprawdzić, czy Harry nie zasnął przypadkiem w Pokoju Wspólnym.

******
Wpół do ósmej Draco leżał już z otwartymi oczami i palił drugiego papierosa. Papierosa Harry’ego.
Ślizgon obudził się prawie zupełnie odkryty, bo Wielki Pijany Harry Potter zabrał większość kołdry.
Teraz Malfoy odgrywał się paląc papierosy Gryfona, nie zabrał mu jednak w odwecie całej kołdry, a jedynie tyle ile mu było potrzeba.
Potterowi było jego zdaniem stanowczo za dobrze.

Blondyn potrząsnął brunetem.
- Wstawaj! – powiedział głośno – bo spóźnimy się na śniadanie.
- Odwal się, Ron, – wymamrotał nieprzytomny Harry. – Boli mnie głowa.
- Nie dziwne, będziesz miał cały dzień przesrane. Ciesz się, że nie mamy eliksirów i nie jestem żaden Ron.
- Daj mi do cholery jasnej spokój, Neville. Chcę spać – wyjęczał nakrywając głowę kołdrą, Gryfon.
Draco wstał i szybko się ubrał.
„Powinienem się umyć... mam to w dupie” – pomyślał przytomnie.
Usiadł na łóżku i zapalił kolejnego papierosa, już ostatniego z paczki wiecznie rozczochranego zielonookiego bruneta.
Gdy skończył palić, zgniótł niedopałek i brutalnie ściągnął z Harry'ego kołdrę.
- Cholera – wymamrotał chłopak.
- Wstawaj, Potter, bo cię zrzucę! Myślisz, że będziesz się wylegiwał w moim wygodnym, ślizgońskim wyrku cały dzień? – Malfoy był poirytowany.
- Guzik mnie obchodzi, że masz kaca. Też czasem miewam coś takiego, chociaż pewnie nie w takim natężeniu jak ty teraz.
Harry zaczął się rozbudzać.
„O co mu chodzi z tym jego ślizgońskim łóżkiem?”
- To moje łóżko i nie jesteśmy w Slytherinie, tylko w Gryffindorze.... Seamus – nie miał pojęcia kto go budzi, znowu strzelił jakimś imieniem, które przyszło mu na myśl. – I dlaczego mówisz do mnie po nazwisku?
- BO ZAWSZE TAK DO CIEBIE MÓWIĘ, GŁĄBIE KAPUŚCIANY! – nie wytrzymał Draco.
Crabb i Goyle otworzyli na chwilę oczy, ale zaraz posnęli ponownie, mamrocząc coś do siebie.
„Ich też powinienem obudzić... ale brak śniadania raczej im nie zaszkodzi, poza tym śpią w swoim dormitorium i w swoich łóżkach.”

Harry odwrócił się nieprzytomnie na plecy i otworzył oczy.
Boże, ale ten gest bolał, ależ bolał.... Głowa mu pękała na dwie części. Chłopak się skrzywił i ponownie zamknął oczy. Za drugim razem otworzył je bardzo powoli, a następnie przetarł powieki.
Czyjaś dłoń podała mu okulary i Harry założył je na nos.
Jakże się zdziwił.
Był w obcym dormitorium.
Leżał w obcym łóżku.
Miał straszliwego kaca.
Nad nim stał wkurzony Draco Malfoy, który był niewątpliwie lokatorem tego dormitorium i właścicielem łóżka w którym on teraz leżał.
No tak, przecież mieli razem pić, tylko blondasa nie było, gdy przyszedł. Powoli wszystko zaczynało mu się przypominać.
„O w mordę goblina!” – pomyślał mało ambitnie zdechły Gryfon.

- Rusz swoją szanowną dupę, Potter i idź do siebie się ubrać. Wystarczy mi, że musiałem z tobą spać w jednym łóżku. Moim łóżku. Zabrałeś mi prawie całą kołdrę i było mi zimno, ponieważ mam zwyczaj sypiania nago, a teraz nie chcesz się stąd ruszyć. Spadaj pókim dobry, pijaku zatracony.
Do Harry'ego zaczęło powoli docierać, co mówił Ślizgon.
- Nie wywaliłeś mnie? – spytał zdziwiony.
- Było mi cię żal, ale teraz jestem wpieniony, Potter, więc lepiej się rusz. Chcę pościelić – Draco mówił już nieco spokojniej, ale nadal wyglądał nieprzyjaźnie.
Harry zwlókł się i usiadł na podłodze. Wziął swoje papierosy.
- Nie ma – powiedział żałośnie. – Musiałem wszystkie wypalić do wódki... powinieneś tu przewietrzyć.
Draco szybko zaścielił łóżko i patrzył teraz spod uniesionych brwi na Gryfona.
- Coś ty, Potter, naprawdę? – zadrwił. – Dzięki za radę, sam bym się nie domyślił... – podszedł do okna i je uchylił.
- Masz papierosy? – spytał z prośbą w głosie Harry
- Mam, bo co?
- Poczęstuj – blondas popatrzył na niego z nieprzeniknionym wyrazem oczu. – Proszę – dodał Harry, przeklinając się w duchu za to, że musi prosić Malfoya.
Draco podszedł do swojej szafy, wyjął nową paczkę Marlboro i poczęstował Harry’ego. Sam także zapalił i usiadł na podłodze obok swojego gościa.

- Po co musiałeś iść z matką do domu? – spytał nagle Harry.
- Nie twój zakichany interes!
- Okey, już nie będę pytał.
- Ja myślę.
Dopalili w milczeniu i Harry założył na siebie pelerynę niewidkę
Każdy krok w drodze do Pokoju Wspólnego powodował odzew w jego głowie i kiedy już doszedł na miejsce miał wrażenie, że jego nieszczęsny łeb jest wielki jak balon.
Ściągnął pelerynę i podał zaskoczonej, jego nagłym pojawieniem się, grubej damie, hasło.
- GDZIŚ TY BYŁ ?! – w głowie Harrey’ego eksplodowały kaskady bólu.
- Nie krzycz Ron.... – brunet starł łzy bólu z oczu.
Ronald W. Stał na środku Pokoju Wspólnego i patrzył na niego z wyrzutem.
- Piłem w nocy wódkę w Slytherinie, a teraz mam gigantycznego kaca.....
- CO?!
- Ciii, proszę... O której mamy opiekę?
- O dziesiątej piętnaście.... piłeś wódkę w Slytherinie? – zapytał z niedowierzaniem rudzielec.
- Tak, nie pytaj teraz o nic, idę spać. Obudź mnie na Opiekę...

******
Severus mało co przełknął na śniadaniu.
Zauważył, że nie ma Pottera.
„Może się wreszcie otruł?” – pomyślał obojętnie.
„W końcu to wcale nie byłoby dziwne...”
„Sam się otruję... Cholera, przecież nie mogę...”
Popatrzył uważnie na Granger. Była jakaś taka, sam nie wiedział... Poważniejsza, spokojniejsza, przygaszona? Trudno było mu nazwać swoje przeczucia...
W tej chwili bardziej interesował go Draco.
Spojrzał na stół swoich podopiecznych.
Malfoy mówił coś ze złością do tej tępej Parkinson.
„Jeszcze trochę i wywalę ją z zajęć... obniża poziom... ale go wkurzyła...”
Draco był blady i wycieńczony. Jego cienie pod oczami nie mogły być już chyba głębsze.
Był poważny, smutny, zgaszony i zdechły. Wyglądał tak, jakby miał się w każdej chwili popłakać, albo zacząć rzucać w ludzi przekleństwami bez powodu. Albo i jedno, i drugie.
„Muszę dziś z nim porozmawiać” – pomyślał mistrz eliksirów wracając do swojej nieszczęsnej parówki z musztardą, na którą tak naprawdę nie miał jakiejś większej ochoty.

*
- Gdzie Harry? – spytała Hermiona przy stole Gryfonów.
- Śpi. Ma kaca.
- To jednak pił wódkę z Malfoyem – obojętnie powiedziała Hermiona, przeżuwając niechętnie kanapkę z szynką.
- Z Malfoyem?.... Możesz mi powiedzieć, co się do cholery dzieje?
- Jeżeli jeszcze nie zauważyłeś to dzieje się ostatnio bardzo dużo nieprzyjemnych i dziwnych rzeczy – odpowiedziała zimno dziewczyna. – Daj mi w spokoju zjeść.
Ron jej się przyjrzał. Była taka sama jak zwykle. A jednak coś się w niej zmieniło. Nie mógł określić, co dokładnie. Była jakby doroślejsza i jakaś taka dziwnie przytłumiona i smutna.
Ron westchnął i zabrał się do jedzenia.

Hermiona patrzyła z uwagą na stół nauczycielski. Wszyscy byli tam wyjątkowo poważni. Poważni aż do bólu. Nawet wiecznie uśmiechnięta Tonks.
Dziewczyna przyjrzała się Mistrzowi Eliksirów. Wyglądał bardzo statecznie, dostojnie i był jakiś spokojny i jakby smutny. Wyraźnie bardzo intensywnie nad czymś myślał.
„Mam nadzieję, że mu nic nie zrobią...”
Zwróciła wzrok na stół Slytherinu.
Nie chciała się przyznać sama przed sobą, że interesuje ją, czy Draco Malfoy pojawił się na śniadaniu, ale tak właśnie było.
Przyszedł. Wyglądał jak przepuszczony przez magiel, ale przyszedł.
Parkinson mówiła mu coś na ucho, ale on wydawał się jej w ogóle nie słuchać, a po chwili powiedział jej chyba coś bardzo niemiłego, bo dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła się do siedzącej po jej lewej stronie Blaise, która wcale nie wydawała się tym zachwycona.
Draco spojrzał prosto na Hermionę i Gryfonka szybko odwróciła wzrok.

„Czemu ona mi się tak przygląda? – pomyślał Malfoy – pewnie myśli, że wczoraj nie starałem się zbytnio jej pomóc... Cóż ma prawo być zawiedziona, może powinienem jednak bardziej się postarać” - nałożył sobie jajecznicę i zaczął jeść bez większego apetytu.
Chłopak wiedział, że takie obwinianie się nie ma większego sensu, ale inaczej nie potrafił.
- Draco – usłyszał znowu ten mdlący, wysoki głos z lewej strony.
- Czego znowu, Pansy?! – warknął.
- Co ty taki jesteś, co? – zagruchało dziewczę elokwentnie i położyło blondynowi dłoń na udzie, którą Ślizgon strącił ze złością, irytacją, a nawet z obrzydzeniem w szarych oczach.
- Daj mi spokój! – warknął. – Miałem wczoraj ciężki dzień i ciężki wieczór i nie mam ochoty na żadne migdalenie się z tobą, ani na twoje słodkie gadki.
- Dobrze, już dobrze. Ale myślę, że pokochanie się dziś wieczorem nie zrobiłoby ci źle, skarbie – zagruchała mu do ucha, a jego ewidentnie zemdliło na myśl o seksie.
Po tym co wczoraj widział w ogóle go mdliło, ale zemdliło go potrójnie na myśl o seksie z Parkinson.
„Co jest, tyle razy się z nią pieprzyłem...” - pomyślał
„Właśnie uprawialiśmy jedynie seks, a nie miłość... ohyda” – pomyślał z obrzydzeniem.
- Pansy, czy do ciebie dociera, że ja nie chcę?! – zirytował się.
- Możesz powiedzieć, co ci jest? Odbiło ci? Jeden dzień w towarzystwie Dumbledore’a, Pottera i tej szlamy, Granger i już ci się poprzestawiało?
- Coś ty powiedziała?! – wycedził chłopak, patrząc na „swoją dziewczynę” zimnym, złym wzrokiem.
Pansy wyglądała na absolutnie zdziwioną.
- Jeszcze raz użyjesz określenia szlama w jakimkolwiek kontekście, a przyłożę ci w twarz, Pansy – wysyczał cicho. – Zrozumiałaś? Masz przy mnie tak nie mówić.
- Naprawdę coś ci się stało – dziewczyna była wstrząśnięta i zaszokowana – naprawdę, coś...
- TAK! – kilka osób spojrzało na nich z zaciekawieniem i Draco zniżył głos o kilka tonów – Wiesz co mi się stało? DOROSŁEM, może ty też powinnaś, co? A teraz daj - mi – spo - kój.
Pansy obraziła się na niego i nie odezwała się aż do końca śniadania, z czego blondyn był absolutnie zadowolony.
„Głupia krowa” – pomyślał o dziewczynie, z którą chodził już trzeci rok. Nagle uderzyła go z mocą myśl, że żadna normalna dziewczyna by go nie zechciała tylko taka wywłoka jak Pansy. Dlatego z nią był. Ani Ginny, ani Hermiona, ani Blaise, nawet taka postrzelona Lovegood by go pewnie nie zechciała. Żadna laska, która reprezentowała sobą coś więcej niż fryzurę, makijaż i wieczną ochotę na seks.
Draco nic więcej już nie zjadł, jedynie udawał że je i dłubał w jedzieniu.

******
Harry, Ron i Hermiona nie rozmawiali zbyt wiele w ciągu dnia.
Hermionę irytowała troska w współczucie w oczach Harry'ego oraz zaciekawiony wzrok Rona.
Była dla obydwu chłopców nieprzyjemna i często odwarkiwała.
O ile Harry rozumiał ją i starał się jej nie denerwować, o tyle Ron doprowadzał ją do szału.
W końcu Harry wziął go na bok, powiedział mu coś cicho i Ron przestał się narzucać z ciągłymi pytaniami, ale nadal przyglądał się Hermionie z zaciekawieniem.

Po obiedzie Ron postanowił porozmawiać z przyjaciółmi.
Poszli do dormitorium chłopców, żeby nikt im nie przeszkadzał.
- Słuchajcie, przepraszam za Percy’ego. Nie wiem, co się z nim stało. Zawsze był jakiś inny od nas wszystkich, ale to co stało się teraz... przepraszam. – Rudzielcowi było ciężko mówić i był bliski płaczu.
- Słuchaj, Ron. Przecież to nie twoja wina. Nie możesz obwiniać się o to co robił twój brat - stwierdził spokojnie Harry.
- Wiem, ale mi strasznie za niego wstyd, chociaż nie uważam go już za swojego brata i nie chcę go znać to i tak boli.
- Wiem Ron, ale nic nie poradzisz na to, że Percy wybrał taki sposób życia, jaki wybrał. Nie możesz się tym zadręczać – powiedział Harry łagodnie.
-Tylko... ja chciałem, żebyście wiedzieli co czuję. Jak bardzo mi przykro – Ron ze złością wytarł zdradliwą łzę z kącika oka.
- Wiemy, Ron – Hermiona po raz pierwszy tego dnia spojrzała na niego łaskawie. Uświadomiła sobie jak musi mu być ciężko. Przecież jago rodzony brat zachował się wczoraj na oczach wszystkich jak świnia. Pomyślała z bólem o Ginny, która też musiała się czuć podle. Obiecała sobie, że z nią później porozmawia.
- Nie przepraszaj już. Nie jesteś taki jak... on. – Hermiona się skrzywiła, nie chciała nawet wymawiać imienia wiceministra magii.
- Rozumiemy, że czujesz się źle i cię nie obwiniamy - cicho powiedział Harry.
- Na pewno nikt ani o tobie, ani o Ginny nie myśli źle, Ron... – dodała jeszcze od siebie Hermiona.
Ta rozmowa pomogła wszystkim trojgu, zwłaszcza Ronowi.
Odetchnął trochę, gdy powiedział przyjaciołom co go gryzie. Martwiło go tylko zachowanie Hermiony.
Harry powiedział mu jedynie, że dla niej jako dziewczyny, przesłuchanie było czymś naprawdę okropnym, zwłaszcza że Percy i Igor wcale nie starali się być mili dla żadnego z nich.
Ronowi jednak nie dawało spokoju to, że jego przyjaciółka ma chwilami taki nieobecny, pusty i smutny wzrok, i patrzy nieprzytomnie w jeden punkt. Martwił się o Hermionę i czuł, że dziewczyna coś ukrywa. Coś bardzo przykrego.


******
Severus dorwał Dracona tuż po kolacji i kazał mu się udać ze sobą do swojego gabinetu.
Chłopak ruszył niechętnie za sowim opiekunem. Zastanawiał się o czym Mistrz Eliksirów chce z nim rozmawiać.

- Siadaj Draco – zaczął mężczyzna spowity w czerń. – Profesor Dumbledore powiedział mi dziś w nocy coś, co mnie zaniepokoiło... Twoja matka zabrała cię na noc do Dragon Tower. Możesz mi powiedzieć po co?
- Nie mogę, sir – gładko odpowiedział Draco.
- Rozumiem... w takim razie odpowiadaj tylko tak lub nie na moje pytania. W sobotę widziałem się z twoją mamą i sobie porozmawialiśmy. Mam powody, aby się martwić twoją nocną wizytą w domu.
Chłopak popatrzył uważnie na mistrza eliksirów.
- Zgadzasz się na taki rodzaj rozmowy? – zapytał łagodnie Severus.
- Tak, sir.
„Co tracę? Przecież ten facet i tak wiele rzeczy wie i wielu się domyśla, niech pyta” – pomyślał chłopak.
- Dobrze. Czy twoja wizyta miała związek z Czarnym Panem?
- Tak, sir. – Draco odpowiedział cicho i odwrócił wzrok.
- Czy dotyczyła tak zwanej Próby?
- Tak – Draco starał się nie denerwować, ale mu to nie do końca wychodziło. – Mogę zapalić, sir? – spytał cichutko.
- Oczywiście, proszę bardzo
Draco popatrzył na ukochaną popielniczkę profesora i wyjął swoje Marlboro.
- To jaspis? - zapytał
- Owszem, mam do tego cuda swoisty sentyment – Draco popatrzył na Snape’a uważnie. Kogo jak kogo, ale jego nie podejrzewałby o żadne sentymenty. – Może ci kiedyś o tym opowiem... Posłuchaj Draco, ja też musiałem przez to przejść. Wiem, że Próby nie można nazwać inaczej, jak Swoim Małym Prywatnym Piekłem. Obiecuję nie wypytywać cię szczegóły.
Chłopak był mu wdzięczny za te słowa. Zaciągnął się mocno.
- Przepraszam, nie poczęstowałem pana, proszę bardzo.
- Dziękuję – Severus wyjął papierosa i zapalił. – Powiedz, czy przeszedłeś wczoraj, a raczej dzisiaj w nocy Próbę, Draco? – Snape był zły na siebie, że musi go oto pytać, ale właściwie nie miał wyboru, przecież musiał wiedzieć.
- Tak, sir – z ciężkim westchnieniem odparł blondyn. Chłopak spuścił wzrok i odgarnął kosmyk włosów za ucho.
- Czy zostałeś poddany obydwu jej częściom?
- Tak, sir – Draco wyglądał, jakby miał się popłakać.
„Cholera” –pomyślał Mistrz Eliksirów.
- Musiałeś kogoś zabić? – zapytał nienawidząc sam siebie za te pytania, a głos lekko mu zadrżał przy ostatnim słowie.
- Nie, sir. Musiałem torturować jakiegoś mugolskiego chłopca – w oczach Ślizgona pojawiły się łzy, a był to bardzo niecodzienny, żeby nie powiedzieć egzotyczny, widok – Ale później zabiła go na moich oczach ta Lestrange, moja ciotka – Draco wytarł wierzchem rękawa oczy.
- Rozumiem. Zadam ci tylko jeszcze jedno, jedyne pytanie, mogę? – głos nauczyciela był łagodny.
- Niech pan pyta – chłopak wzruszył ramionami, zgasił papierosa i sięgnął po następnego.
- Czy wypalono ci Mroczny Znak?
- Nie, sir. Mam być przyjęty w ich szeregi dopiero gdy skończę Hogwart.
Severus ciężko westchnął, wyjął swoje papierosy i zapalił.
- Nie zamierzam być wierny Voldemortowi – spokojnie powiedział nagle chłopak. – Mam zamiar szpiegować dla Dumbledore’a, właśnie dlatego muszę udawać bardzo lojalnego sługę. Chyba pan to rozumie?
Severus patrzył szczerze zaskoczony na Dracona.
- Wiesz co mówisz?
- Wiem doskonale – Malfoy skrzywił się z bólem – Wiem. Powiedziałem też matce, że jeżeli ojciec nie zacznie szpiegować dla Jasnej Strony, to się go wyrzeknę i zrzeknę się wszelkiego dziedzictwa Malfoyów. Na piśmie urzędowym.
- Draco, to bardzo poważna sprawa, ale chyba o tym wiesz – oczy młodzieńca wyrażały dojrzałość i zdecydowanie. Severus westchnął ciężko.
- Rozumiem cię. Nie wiem tylko skąd u ciebie taka nagła zmiana i taka dojrzała, męska decyzja.
- Ja wczoraj usłyszałem i zobaczyłem za dużo, by tolerować niepotrzebną, nikomu nie służącą przemoc i jakikolwiek rasizm, sir. To wszystko.
Severus popatrzył uważnie na swojego ucznia. Wiedział, że wpływ na jego decyzje miały nie tylko wydarzenia nocne, ale i to co stało się na przesłuchaniu. Bał się jednak na razie o to pytać. Bał się odpowiedzi.

Mężczyzna wyjął z szuflady biurka odznakę prefekta i wręczył ją Ślizgonowi.
- Proszę – powiedział. - Jesteś już dojrzałym, młodym mężczyzną. Nikt inny w Slytherinie nie zasłużył na nią bardziej niż ty. Od dzisiaj prefektami jesteście ty i Blaise Zabini. Powodzenia.
- Nie wiem czy zasłużyłem - powiedział zdziwiony chłopak. - Przez tyle lat byłem beznadziejnym, rozpieszczonym gnojkiem, może nadal jestem.
- Twoje słowa przekonują mnie tylko jeszcze bardziej, że podejmuję słuszną decyzję – Severus uśmiechnął się smutno, a jego twarz wyrażała spokój i ulgę.– Rzadko zdarza się by ktoś dorósł tak szybko jak ty. Będziesz dobrym prefektem, Draco.
- Dziękuję – wymamrotał blondyn i wziął do ręki odznakę.
Patrzył na nią zupełni inaczej niż na początki piątego roku. Wtedy kojarzyła mu się z poczuciem władzy, teraz z odpowiedzialnością...

*
Kiedy Draco opuścił gabinet Severusa, udał się na poszukiwanie dyrektora Hogwartu. Zamierzał mu o wszystkim powiedzieć sam i powiedzie już teraz.
- Granger, ty durna szlamo, uważaj jak chodzisz! – usłyszał znajomy głos byłej
Prefekt Slytherinu.
Pansy darła się na Hermionę, która musiała na nią niechcący wpaść. Gryfonka była załadowana, jak zwykle, mnóstwem książek i teraz schyliła się, żeby je pozbierać bąkając przy okazji jakieś przeprosiny do Ślizgonki.
- Gówno mnie obchodzi, że byłaś zamyślona. Uważaj jak chodzisz! Takich łamagowatych szlam nie powinni przyjmować do szkoły!
Hermiona podniosła książki i spojrzała ze złością na Pansy.
Poza nimi i Draco na korytarzu pierwszego piętra, była jeszcze tylko Cho Chang ze swoją koleżanką, ale jakoś nie uznały za stosowne, żeby zareagować, mimo że Chang była prefektem naczelnym.
Podobno ta cała azjatycka piękność nie lubiła zbytnio Hermiony, chociaż według Draco nie usprawiedliwiało to jej bezczynności, a poza tym uważał Cho za dziewczynę ładną, płytką i cukierkowatą. Nie lubił jej.

Teraz naprawdę się zdenerwował; zarówno na Parkinson jak i na Chang.
Pansy obrzuciła pogardliwym spojrzeniem Hermionę i zamierzała odejść.
- Chwileczkę! – Draco nie zamierzał tego tak zostawić.
- Jedna mała chwilę, Pansy.
- Nie gadam z tobą. Jestem na ciebie wkurzona.
- Gówno mnie obchodzi, czy jesteś na mnie wkurzona, czy nie. – Draco przedrzeźnił wcześniejszą wypowiedź Parkinson, a obydwie Krukonki zaczęły przyglądać się z zainteresowaniem sytuacji na korytarzu.
Hermiona popatrzyła na chłopaka z zaciekawieniem.
- Mogę wiedzieć Chang dlaczego nie interweniujesz, w momencie gdy ktoś używa zwrotu szlama? Myślałem, że jesteś prefektem naczelnym. To chyba do czegoś cię zobowiązuje?
Cho zdziwiła się niepomiernie.
- Od kiedy to, Malfoy, obchodzą cię takie rzeczy? O ile wiem sam nadużywasz określenia szlama – powiedziała drwiąco.
- Już nie. I nie będę jako prefekt tego tolerował.
- Widzę, że powróciłeś do łaski – zadrwiła Ślizgonka.
- Przymknij się, Parkinson! – warknął.
Dziewczyna pobladła. Draco był cholernie zły, a wtedy nie bywał przyjemny.
- Masz w tej chwili przeprosić Granger, albo pójdziemy razem do dyrektora. Nie sądzę, żeby był zachwycony.
Hermiona zrobiła oczy jak spodki.
- Chyba cię porąbało! Nie ma mowy! – Pansy była zła.
- Jak ty się do mnie odzywasz, Parkinson? – spytał rozjuszony chłopak. – Trochę kultury. Podobno jesteś dziewczyną, chociaż czasem nie jestem tego pewien.
Teraz wszystkie cztery młode kobiety patrzyły na niego jakby miał co najmniej cztery głowy, albo inne dodatkowe części ciała.
- Przeproś ją w tej chwili, albo wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencję.
Pansy wytrzeszczyła na niego oczy. Chłopak mówił zupełnie poważnie.
Na korytarzu zapadła absolutna cisza.
- Widzę, że nie zamierzasz zrobić tego, co grzecznie cię proszę...
- Nie chcę, żeby ona mnie przepraszała – stanowczo powiedziała Hermiona.
- Mało mnie obchodzi czy tego chcesz, Granger. Panna Parkinson cię przeprosi. Albo będę dla niej nieprzyjemny. No więc jak będzie, Pansy?
- Przepraszam.
- Pełnym zdaniem, kochanie – drwiąco powiedział Draco.
- Przepraszam, że nazwałam cie szlamą. – Pansy miała niewyraźną minę.
- Tak już lepiej – Draco patrzył uważnie na zdziwioną Hermionę.
- Mogę już odejść panie prefekcie? – wycedziła wściekła i upokorzona Pansy.
- Za chwilę. Muszę to powiedzieć przy świadkach. Następnym razem od razu pójdziesz do dyrektora. Mówię poważnie. Nie zamierzam tego tolerować... Możesz sobie iść, gdzie chcesz. Żegnam – powiedział zimno.
Pansy odeszła. Była wściekła.

- No, no, co ci się stało, Malfoy? – zadrwiła Cho.
- Nic nadzwyczajnego, Chang. Ty też następnym razem wylądujesz u dyra za brak interwencji – powiedział chłodno.
- Wszystko w porządku? – zapytał Draco zaszokowaną całym wydarzeniem Hermionę.
- Chyba tak.
Chang przyglądał się im spod przymkniętych powiek. Wyglądała jak kocica, która obserwuje mysz.
- Następnym razem nie łaź z taka ilością książek po korytarzu, Granger. Jeszcze komuś zrobisz krzywdę.
Hermiona patrzyła mu prosto w oczy. Draco poczuł się niepewnie. W końcu tyle razy sam nazywał ją szlamą, a teraz zachował się wręcz irracjonalnie.
Miał ochotę ją przeprosić ale na pewno nie przy Chang i tej Arabelli Scott, czy jak jej tam na chrzcie nadali.
Nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji ze strony chłopaka, Hermiona odwróciła się, żeby odejść.
- Uważaj na siebie – powiedział jeszcze cicho zanim się oddaliła i rzucił zimne spojrzenie Cho Chang, która właśnie pomyślała, że z Dracona jest bardzo przystojny mężczyzna.

*
Draco miał nadzieję, że zastanie Albusa Dumbledore’a w pokoju nauczycielskim i ku jego uldze ta się właśnie stało.
Kiedy tylko zapukał i wszedł, zwrócił się od razu do siwobrodego czarodzieja.
- Profesorze Dumbledore, chciałbym z panem porozmawiać.
- Proszę bardzo, Draco – powiedział ciepło mężczyzna.
- Ale ja chciałbym z panem porozmawiać na osobności, sir – dodał grzecznie chłopak.
Większość nauczycieli obecnych w pomieszczeniu posłała mu zaciekawione i zdziwione spojrzenia.
- W takim razie poczekaj chwilkę na zewnątrz, zaraz pójdziemy do mojego gabinetu, Draco - spojrzenie starszego mężczyzny wyrażało ciepłe zainteresowanie i cień troski.
- Dobrze, panie dyrektorze, poczekam – Draco wymamrotał coś na kształt przeprosin do reszty nauczycieli i wyszedł na korytarz.
Chciał mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą.

*
- Czego się napijesz, Draco? – zapytał Albus gdy już byli na miejscu.
Chłopak nigdy wcześniej nie był w gabinecie dyrektora i teraz rozglądał się z zaciekawieniem. Jego uwagę przykuły zwłaszcza portrety poprzedników Dumbledore’a, które łypały na niego z zaciekawieniem.
- Kawy, herbaty, a może coś mocniejszego? – przy ostatnich słowach w oczach starego czarodzieja zalśniło leciutkie rozbawienie, ale Draco dostrzegł w nich też nikły smutek, lekko obawę i zmęczenie.
- Poproszę kawę, sir i dziękuję – usłyszał Ślizgon z niedowierzaniem własny głos.
„Chyba powinienem poprosić o wódkę, nie?” - pomyślał z przekąsem.
- Dobry wybór, chłopcze – powiedział Albus i po chwili obydwaj mężczyźni siedzieli przy dwóch kubkach gorącej, aromatycznej kawy.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać, Draco? – zapytał łagodnie Dumbledore.
Chłopak westchnął głośno.
- To w cale nie jest takie łatwe, sir i nie wiem jak zacząć.
- Najlepiej od początku – ciepło zachęcił dyrektor.
- No właśnie... tylko, że ja nie mogę zacząć od początku... No dobrze.
Draco opowiedział mu o swojej Próbie i o decyzji, co do szpiegowania Voldemorta po ukończeniu Hogwartu i po wstąpieniu w szeregi Śmierciożerców.
Profesor ani razu mu nie przerwał, za co chłopak był mu niezmiernie wdzięczny.
Cały czas patrzył na czubki swoich butów, a na koniec dodał, że zrozumie, jeżeli zostanie wyrzucony ze szkoły, bo w końcu torturował nielegalną klątwą małego mugola.
Gdy skończył, nieśmiało popatrzył na Dumbledore’a.
Nie dostrzegł ani gniewu, ani odrazy w stosunku do swojej osoby. W oczach starego mężczyzny była jedynie troska, zrozumienie i współczucie. Draco po raz kolejny musiał sam przed sobą, ze wstydem, przyznać że źle ocenił tego starego, mądrego człowieka, który tak naprawdę dbał o uczniów jednakowo, ale on był takim egoistą, że nie potrafił tego ani zrozumieć, ani docenić.
- Nie zostaniesz wydalony ze szkoły, Draco... – powiedział cicho Albus a chłopak ponownie spuścił wzrok – i nie dyskutujmy o tym więcej. Chciałbym jednak abyś jeszcze raz przemyślał swą bądź, co bądź trudną decyzję. Abyś się zastanowił. To nie jest łatwe zadanie.
- Wiem, sir. Ale ja doskonale zdaję sobie sprawę z konsekwencji mojej decyzji. I naprawdę tego chcę. Już nie zmienię swojego postanowienia. Inaczej nie potrafię.
Albus uważnie popatrzył na Ślizgona. We wzroku chłopaka, w jego glosie była zapalczywa determinacja, ale też powaga i stanowczość. Młody Malfoy patrzył mu prosto w oczy i był zupełnie szczery.
Albus Dumbledore zrozumiał, że siedzi przed nim dorosły młody mężczyzna, który dobrowolnie i z pełną świadomością wszystkich konsekwencji zdecydował się poświęcić dla dobra innych.
- Widzę, że już to przemyślałeś. Jesteś odważny, Draco. Odważny i mądry. Zawsze w ciebie wierzyłem
Malfoy junior zdawał się zaskoczony tymi słowami. Był trochę zażenowany. Zarumienił się i spuścił wzrok.
„Jak on się zmienił i to w ciągu jednego dnia. Co ten chłopak musiał przejść.” – pomyślał ze smutkiem Albus.

- Chciałem panu o tym powiedzieć osobiście i od razu, dyrektorze. Mogą zdarzyć się różne rzeczy... – Draco międlił w palcach swoją szatę.
- Rozumiem cię, Draco. Chciałbym ci jeszcze zadać jedno pytanie – głos mężczyzny był bardzo łagodny. – Zastanów się, czy nie warto na nie odpowiedzieć szczerze, chociaż podkreślam, że nie będę naciskał.
Draco popatrzył nieufnie na profesora a jego nozdrza rozdęły się, jakby wietrzył jakieś niebezpieczeństwo. Momentalnie stał się czujny, ale skinął posłusznie głową.
- Powiedz mi, co stało się w czasie przesłuchania? Obydwoje z Hermioną wyglądaliście na załamanych, chociaż bardzo staraliście się to ukryć.
- Nie mogę o tym mówić – sucho stwierdził chłopak.
Szukał jakichś słów, które mogłyby zasugerować dyrektorowi, że jego wylewność może mieć opłakane skutki.
- Widzi pan – zaczął ostrożnie – istnieją pewne obiektywne fakty, które nie pozwalają mi o tym mówić. Mam nadzieję, że pan rozumie, co mam na myśli..
- Doskonale rozumiem, Draco – starszy mężczyzna wyglądał na załamanego.
Albus Dumbledore zrozumiał, że potwierdziły się jego najgorsze obawy, że Percy i jego współtowarzysz dopuścili się nadużycia władzy w stosunku do uczniów Hogwartu. Mało tego, że zastraszyli ich i szantażowali.
Mimo stanowczości w głosie Dracona, Albus postanowił jednak spróbować dowiedzieć się prawdy. Czuł, że Percy zrobił coś naprawdę karygodnego, poza tym był zwolennikiem twierdzenia, że prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Dlatego spróbował jeszcze raz.
- Obiecuję, Draco, ze to co powiesz nie wyjdzie poza ten gabinet, jeżeli ci na tym zależy i nikt więcej się o tym nie dowie. Uwierz mi. Lepiej jest zrzucić brzmię z serca, wygadać się, niż dusić w sobie ból, złość i gniew. Nawet ten słuszny gniew. Nikt poza mną się o tym nie dowie, obiecuję.
Draco miał naprawdę ogromną ochotę się wygadać, ale się bał.
Bał się, że starszy, miły pan, przestanie być miły, a stanie się bardzo wściekły i w tej wściekłości podejmie jakieś działania, które ściągną nieszczęście, bądź to na rodziców Hermiony, bądź na jego ojca. Sam nie wiedział co ma robić. Z drugiej strony Dumbledore był wcieleniem spokoju i stateczności. Na pewno dużo w życiu widział i słyszał i pewnie mimo wewnętrznego gniewu, przyjąłby to ze spokojem. Ale mimo wszystko. Jak on ma o tym mówić, skoro nawet trudno mu o tym myśleć? Więc zawzięcie milczał wbijając wzrok w podłogę. Był bliski załamania nerwowego
- Draco, ja mówię poważnie. Nikt się nie dowie. Wiem, że nie chcesz mówić nie dlatego, że jesteś tchórzem. Po prostu nie możesz, ale naprawdę poczujesz się lepiej kiedy mi o tym powiesz.
Po tych słowach, chłopak się zirytował.
- Nie, – powiedział głośno i dobitnie – ja się nigdy nie poczuję lepiej. Niech mi pan wierzy. Nigdy już nie będę tym samym człowiekiem, którym byłem i chyba nigdy nie będę już normalnie funkcjonował. Ale to moje zmartwienie – Draco wstał. Wiedział, że jest niesprawiedliwy, i że Dumbledore chce dla niego jak najlepiej, tylko że nie potrafił postąpić inaczej.
- To twój wybór, chłopcze. Jeżeli jednak będziesz chciał porozmawiać, zawsze znajdę dla cienie czas i pamiętaj, że potrafię być dyskretny – starszy mężczyzna mówił cicho i łagodnie
- Nie sądzę, panie dyrektorze, żebym miał ochotę o tym rozmawiać – powiedział zimno Draco. – Do widzenia, sir – dodał już cieplejszym tonem – i dziękuję, że mnie pan wysłuchał i zrozumiał.
- Nie dziękuj, Draco. To mój obowiązek wysłuchiwać uczniów. Do widzenia i przemyśl to, co ci mówiłem.
Malfoy bez słowa opuścił gabinet dyrektora i udał się do siebie.

Z jednej strony mu ulżyło – bo powiedział o swojej decyzji, ale z drugiej czuł się nie fair w stosunku do dyrektora. Przecież ktoś dorosły musi się o tym dowiedzieć, tylko jak o tym mówić z praktycznie obcym człowiekiem? Matka to było zupełnie co innego. I jej też nie powiedział dokładnie wszystkiego. Tego nie dało się opowiedzieć, bo jak? Jak mówić o takim bestialstwie. Starał się już o tym nie myśleć, ale i tak, kiedy brał prysznic, wszystko nagle wróciło do niego z taką siłą, że osunął się na kolana i zaczął łkać jak małe dziecko.

******
O godzinie dziewiątej, Severus siedział w swoim gabinecie. Skończył sprawdzać wypracowania czwartoklasistów i sączył sobie spokojnie drinka z czystej i soku dyniowego, zastanawiając się czy nie napisać do Narcyzy z prośbą o wcześniejsze spotkanie, gdy do drzwi zastukał dyrektor i przyniósł list od pani Malfoy.
Prawie zawsze poczta do Severusa przechodziła przez ręce Dumbledore’a, bo u Mistrza Eliksirów nie było przecież żadnych okien.
- Proszę, Severusie - powiedział uprzejmie Albus.
- Dziękuje, panie dyrektorze.
- Bardzo proszę. Był u mnie Draco...
- Powiedział ci, co zamierza, Albusie?
- Tak i z jednej strony jestem z niego dumny, a z drugiej martwię się o niego.
- To tak jak ja.
- On się bardzo zmienił w tak krótkim czasie, zastanawiam się przez jakie piekło musiał przejść zarówno w ministerstwie, jak i w Dragon Tower... Biedny dzieciak.
- Już nie dzieciak, panie dyrektorze.
- To prawda, Draco Malfoy nie jest już dzieckiem – Dumbledore westchnął głęboko. Dobranoc, Severusie.
- Dobranoc, Albusie.

Gdy dyrektor wyszedł, Mistrz Eliksirów odpieczętował starannie zalakowaną korespondencję.
Narcyza prosiła o spotkanie w Środę, w Świńskim Ryju, w Hogsmeade o jedenastej w nocy. Prosiła, żeby nie odpisywał jeżeli zamierza się pojawić. Miał napisać do niej tylko wtedy, gdy nie będzie mu pasował termin bądź miejsce, ale jemu odpowiadało wszystko. W sumie ucieszył się, że Narcyza napisała do niego zanim on to zrobił.
Spalił list w rozpalonym kominku i delektował się papierosem, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – powiedział zdziwiony.
Persona, którą ujrzał w drzwiach wprawiła go w istny szok.
- Dobry wieczór, panie profesorze – powiedział rozczochrany, zielonooki chłopak, zbyt podobny do ojca, by Severus mógł zachować wobec niego bezstronną postawę obojętności.
- Potter, co ty robisz poza wieżą Gryffindoru... – spojrzał na ścienny zegar – dziesięć minut po dziewiątej wieczorem, możesz mi wytłumaczyć?
- Chciałem z panem porozmawiać – Harry miał smutną i poważną minę.
- A czy to nie może poczekać do rana? – spytał lekko poirytowany Mistrz Eliksirów.
- Nie, sir. Ja już od rana chciałem z panem porozmawiać, tylko wcześniej nie czułem się dobrze – chłopak spuścił wzrok. Snape dopiero teraz zwrócił uwagę, że Gryfon nie ma na sobie szaty a jedynie dżinsy i jakąś za dużą powyciągana bluzę.
„Boże, w co on się ubiera?! A raczej w co ubiera go ta kretynka, Petunia Dursley?” – pomyślał.
- Siadaj, Potter i mów o co chodzi – głos profesora był spokojny i zmęczony.
Harry bez słowa wyjął fiolkę z trucizną i postawił ją na biurku.
Snape wyglądał na zaskoczonego. Popatrzył chłopakowi w oczy z wyrazem oczekiwania.
- Nie będę tego potrzebował – zaczął nieśmiało Harry. - Podjąłem decyzję, że będę żyć i eee... i to by było na tyle – Harry przeklął się w duchu za rażący brak elokwencji.
- Tak szybko? – Snape wyglądał na bardzo zdziwionego. – Nie minął nawet tydzień, a ty już podjąłeś decyzję? – jego brwi uniosły się lekko.
Gryfon przełknął głośno ślinę.
- Tak, sir – powiedział bardzo cicho.
Czuł się podle kłamiąc. Ale czy on kiedykolwiek powiedział cokolwiek do tego człowieka zupełnie szczerze? Nigdy. Taka była prawda. Zawsze łgał Severusowi Snape’owi. Zawsze. Tylko, że teraz do cholery jasnej musiał, co wcale nie polepszało jego podłego samopoczucia.
- I chcesz, żebym ci uwierzył, Potter, tak? – pytanie było postawione bardzo łagodnym tonem.
- Taka jest prawda.
- I chcesz, żebym uwierzył, że nic tobą nie kierowało przy podjęciu tej decyzji? Że to twój własny, osobisty wybór, który nie jest niczym uzależniony, tak, Potter? – znowu ten łagodny głos, bez cienia tak znajomej drwiny, czy sarkazmu.
- Tak – powiedział Harry bezczelnie patrząc profesorowi w oczy. – Nie mogę inaczej i nie chcę.
„Pieprzona Hermiona... nie... pieprzony Percy Wielki Wiceminister Weasley” – pomyślał ze złością chłopak.
- Rozumiem. Jak zwykle kłamiesz, Potter, ale ja już zdążyłem się przyzwyczaić – Harry nie mógł znieść tej łagodności w głosie Snape’a. Zacisnął zęby. Miał ochotę zabić kogoś za zaistniałą sytuację, kogokolwiek, najlepiej siebie, ale siebie właśnie nie mógł.
- Nie będę naciskał, żebyś powiedział mi co się stało... – Severus widział cichą desperację w oczach chłopaka. - Szczerze powiedziawszy, to nawet boję się tego co mógłbym usłyszeć... Możesz odejść, Potter. Cokolwiek skłoniło cię do podjęcia tego kroku... nieważne... może tak nawet będzie lepiej. Idź już do siebie.
Ale Harry nie odszedł, to co powiedział Snape spowodowało, że właśnie bardzo chciał mu powiedzieć prawdę. Chciał raz w życiu być szczery z tym zgorzkniałym, nieszczęśliwym mężczyzną. Chciał być bardzo szczery. I wobec Snape’a i wobec siebie.
Bo właśnie do niego dotarło, że Severus Snape był nieszczęśliwy. Gdyby było inaczej, Mistrz Eliksirów nie byłby takim zgryźliwym i złośliwym osobnikiem, jakim był..

- Tak naprawdę – zaczął cicho, a Severus popatrzył na niego uważnie. – Tak naprawdę, to chciałem otruć się ubiegłej nocy i nadal chcę, tylko z pewnych przyczyn, całkiem ode mnie niezależnych, po prostu nie mogę... Jeżeli to zrobię... ale o tym nie mogę powiedzieć. Mówię tak , bo chciałbym być z panem szczery. Teraz panu i tak nie jest łatwo – „jeżeli kiedykolwiek było” dodał w myśli. - Po co jeszcze miałbym kłamać panu w żywe oczy? Mam dosyć kłamstw... – Harry czuł się dziwnie, ale jednocześnie bardzo mu ulżyło.
Severus wziął w zamyśleniu fiolkę z trucizną i zaczął ją obracać w dłoniach.
- Widzę , że dorastasz... jeżeli już nie jesteś dorosły, Potter – spokojne, wyważone słowa profesora zaskoczyły Harry’ego. – Dzieje się z tobą to samo, co z Draco Malfoy’em i mimo, że powinno chyba cieszyć, iż obydwaj staliście się ostatnio bardziej dojrzali, to jednak tak szybki skok w dorosłość niepokoi i skłania do refleksji.. Jak już mówiłem nie będę naciskał, jeżeli którykolwiek z was zechce zdradzić, co tak naprawdę stało się w ministerstwie, to obiecuję dyskrecję, ale nie zamierzam tego z żadnego z was wyciągać. Ani z was, ani z panny Hermiony Granger. Możesz jej to przekazać – Harry skinął w odpowiedzi głową. – Wszystko jasne, Potter?
Harry skrzywił się słysząc po raz kolejny swoje nazwisko. Nie lubił tego. Od pamiętnego zdarzenia podczas lekcji Oklumencjii w zeszłym roku to nazwisko wywoływało w nim zbyt ambiwalentne uczucia. Zwłaszcza kiedy wymawiał je Mistrz Eliksirów. Harry miał ochotę powiedzieć to dużo wcześniej, ale nie miał odwagi. Teraz postanowił iść za ciosem.
- Tak, sir. I mam prośbę. Nie proszę, żeby pan mi mówił po imieniu - przy tych słowach poczuł się idiotycznie - w końcu jestem uczniem... ale ja od jakiegoś czasu nie znoszę, gdy ktoś zwraca się do mnie po nazwisku, które zostawił mi – Boże jakie to było trudne - ... człowiek, który był moim... ojcem... Nienawidzę tego nazwiska zwłaszcza w pańskich ustach. – Harry skrzywił się z bólem. Gdy mówił, patrzył cały czas w czubki swoich butów.
W końcu to z siebie wyrzucił. Oczekiwał drwiny ze strony Snape’a, ale nie doczekał się niczego i po jakiejś minucie dzwoniącego w uszach milczenia nieśmiało podniósł wzrok.

Snape przyglądał mu się uważnie. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył. Harry nie widział, co ma myśleć, bo w oczach starszego mężczyzny dostrzegał ból. Nie ironię, nie drwinę, tylko ból.
Severus Snape nie powiedział nic, bo nie wiedział, co właściwie ma powiedzieć. Nie po raz pierwszy pożałował, tego jak potraktował Pottera, gdy go nakrył w Myślodsiewni. Owszem miał prawo być wściekły, ale i tak były chwile, że wyrzucał sobie tą wybuchową reakcję.
Nigdy nie był pewien, co chłopak tak naprawdę wtedy czuł, ale teraz chyba już widział. Harry’emu było po prostu bardzo przykro i po raz pierwszy ucieszył się, że Potter nie widział jego wspomnień do końca, nie ze względu na własną osobę, ale ze względu na ciemnowłosego chłopaka w okularach, który siedział teraz przed nim, i któremu było najwidoczniej strasznie głupio. Severus wiedział, że powinien coś powiedzieć, tylko do jasnej cholery, co?
Nie miał bladego pojęcia.
Harry ponownie spuścił wzrok pod wpływem intensywnego spojrzenia czarnych, głębokich oczu.
- Ja tylko chciałem... – zaczął.
Przełknął ślinę i poczuł że się rumieni. Dlaczego to było takie trudne?
- Chciałem, że by pan wiedział, że mi przykro i...
- Dosyć! – przerwał mu stanowczo Snape, widząc, że Potter jest bliski łez i sam czując silny dyskomfort zaistniałej, cholernie niezręcznej sytuacji. – Nic więcej nie musisz mówić – dodał łagodniej, starając się, ku własnemu zdziwieniu nie używać nazwiska chłopaka.
Harry popatrzył na niego nieśmiało i przygryzł w zakłopotaniu dolną wargę.
Severus westchnął ciężko.
- Przemyśl jeszcze raz to, co ci mówiłem i idź zanim wlepię ci szlaban za łażenie po Zamku późnym wieczorem.
- Dobranoc, sir – wyjąkał Harry i bardzo szybko ruszył do drzwi, a kiedy wyszedł z gabinetu otarł łzy, która bezczelnie śmiały zacząć spływać z jego oczu. W końcu obiecał sobie, że już nigdy więcej nie zapłacze.

*
Severus jeszcze długo gapił się bezmyślnie w fiolkę z zielonym płynem, spoczywającym w jego dłoni.
Wspomnienia z przed lat powróciły do niego z taką siłą jak nigdy wcześniej...

- Dobrze ci się wisi, Snivelku? – drwiący głos tego zadufanego w sobie Casanovy Blaca, zadźwięczał tuż przy jego uchu.
Szumiało mu w głowie, a całą twarz miał czerwoną, bo do jego mózgu napłynęło mu mnóstwo krwi. Hektolitry krwi.
Ten kretyn Pettigrew zarechotał opętańczo.
Severus miał ochotę pozabijać ich wszystkich.
Pottera, Blaca, Pettigrew i Lupina, który bezmyślnie patrzył na to, co robią jego kumple i wcale nie reagował, a nawet tą szlamowatą smarkulę Evans, która robiła za siostrę miłosierdzia.
Nienawidził litości.
Już jako dziesięciolatek przyrzekł sobie, że nigdy nie będzie płakał i nigdy dla nikogo nie będzie miły ani dobry, bo po co jeżeli ludzie są źli? Jego własny ojciec był tyranem. Szybko wyrobił sobie zdanie, że wszyscy ludzie są zdolnymi do okrucieństwa, dwulicowymi szumowinami i są podli. Wszyscy i ci zwykli, i ci którzy tak jak on byli wampirami, czy wilkołakami. Dlaczego on miałby być inny? Tylko czy on posunąłby się do czegoś takiego do czegoś względem niego posuwał się Święty James Potter ? Chyba nie.
Teraz byłby go w stanie rozszarpać lub udusić, tyle że nie mógł bo wisiał głową w dół i był pod działaniem Drętwoty.
- Żałosne – zimny kobiecy głos dobiegł od lewej strony.
- Nie wtrącaj się siostrzyczko – Black wyciągnął w stronę Narcyzy różdżkę.
- Nie zamierzam. A poza tym, czym mi grozisz? Ja jestem już na siódmym roku. Pójdę Syriuszu i nie będę się wtrącać, ale mam nadzieję, że Severus kiedyś cię dorwie i spuści ci niezły wpierdol. Będę się o to modliła. Żałosne, Potter, wiesz? – jej głos był jak kostki lodu – odwróciła się i odeszła szybkim krokiem, posyłając zebranym wokół widowiska uczniom drwiące i pełne pogardy spojrzenie.
- Wredna małpa – powiedział cicho Potter. – Sorry, Syriuszu, w końcu to twoja kuzynka.
- W porządku, jest wredną małpą i wtrąca się do nie swoich spraw – Black wzruszył ramionami.
- No? – Rozległ się drwiący głos Pottera – ktoś chciałby zobaczyć Snivellusa bez majtek?
Część młodzieży uśmiechała się niepewnie, część była lekko zgorszona lecz zaciekawiona, niektórzy demonstracyjnie odeszli. Bali się podskoczyć Potterowi i Blackowi, w końcu było czego się bać, a poza tym kto narażałby się dla tego dziwaka, Snape’a?
Severus wisząc pomyślał w miarę przytomnie, że uczniowie tak naprawdę nie wierzą, że Potter posunie się do tego o czym mówi, on też wolał w to nie wierzyć.
Ale Potter się posunął...
Większość ludzi patrzyła ze zgrozą i odrazą na zgiętego wpół ze śmiechu Blacka i kwiczącego, tak, dosłownie kwiczącego Pettigrew.
- Jesteś chory, Potter – odważył się rzucić ktoś spośród tłumu i odejść oburzony.
- Och, więc to jednak prawda, Syriuszu – powiedział James drwiąco, patrząc na obnażonego, poniżonego na oczach innych, Severusa.
- Co, James? – zarechotał Black.
- To, co mówią o facetach z dużymi nosami – w głosie Jamesa brzmiała złośliwa drwina.
Nawet nie zastanowił się nad tym, co pomyślałaby o nim w tej chwili jego ukochana Evans. To co zrobił bardzo go ubawiło, cieszył się też, że sprawił tyle radości swojemu przyjacielowi, który śmiał się do łez.
- Przestańcie – rozległ się chłodny głos Lupina.
- Daj spokój, Remusie – warknął Black..
Lupin odszedł. Nie odzywał się do nich przez kilk godzin.
- I co z tego, James, że Snivelek ma dużego? – drwił zimnym, złośliwym głosem Black. - Przecież i tak każda dziewczyna wolałaby chyba przespać się ze strażnikiem Azkabanu.
Bardzo niewiele osób się zaśmiało. Ale Glizdogon rechotał za dziesięciu chłopa.

Boże, Severus nigdy nie czuł się tak strasznie jak w tamtej chwili.
Poczuł jak zdradzieckie łzy złości, nienawiści i poniżenia zaczynają napływać mu do oczu, ale mężnie je przełknął. Nigdy nie będzie płakał. Mogą mu zrobić co tylko chcą i tak się kiedyś zemści. Zemści się z nawiązką. Ale na pewno, żaden z nich nie zobaczy jego łez. Nigdy...
Tamtej nocy płakał, ale w samotności... Starał się plakać bezgłośnie, tak żeby nikt go nie usłyszał, dławiąc się własnymi łzami.To był ostatni szczery płacz w jego życiu.


Ostatni. Severus poczuł łzy sływające bezwiednie po jego policzkach, w dłoni ścickał fiolkę z trucizną. Czuł się jak w transie. Jak w transie odkręcił buteleczkę, zamknął oczy, zacisnął zęby i szybkim ruchem wylał zawartość do rozpalonego kominka.
„Nie mogę, nie teraz... Muszę się czegoś napić.”
Wytarł ze złością kilka pojedynczych łez
Wyjął z barku butelkę Smirnoffa.
„Schlam się najlepszym mugolskim alkoholem – pomyślał ironicznie. – Cóż za marnotrastwo...”
Czuł się zmęczony i rzeczywiście taki był. Nie zjadł też za wiele tego dnia. Wystarczyły tylko dwie pełne szklanki, żeby, odurzony alkoholem, zasnął z głową wspartą na biurku.

******
- Witaj Remusie – dyrektor uśmiechnął się do mężczyzny, który pojawił się punktualnie o dziesiątej wieczorem w kominku, w jego prywatnej kwaterze.
- Witam pana dyrektora.
- Cóż tak oficjalnie Remusie... Napijesz się czegoś?
- Tak, poproszę gorącej herbaty, Albusie – Lupin uśmiechnął się smutno. Wyglądał na zmęczonego. – To co się dzieje... – powiedział przepraszająco - nie musisz mnie ukrywać... Po co się narażasz?
- Ach, zaraz się narażam – żachnął się Dumbledore. - Nie mogę nie pomóc jednemu ze swoich najlepszych ludzi. - Albus machnął ręką, dając do zrozumienia, że nie ma o czym dyskutować.
- Będziesz mógł tu zostać, jak długo to będzie konieczne, Remusie.
- Myślę, że Severus nie będzie zachwycony, zwłaszcza w obecnej sytuacji... Co z Harrym? – Zapytał nagle Lupin z troską…
- Chyba dobrze, chociaż przeżywa ciężkie chwile. Nieźle sobie radzi jak na szesnastolatka.... Stała się przykra rzecz i wiem, że jesteś zmęczony, ale o tym musisz się dowiedzieć, bo dotyczy to także Harry'ego. – Albus zdał Remusowi relację z przesłuchania trojga uczniów, czym Lupin wydał się bardzo zaniepokojony.
- Czemu przesłuchiwali uczniów, Albusie? Czyżby z jakichś powodów zależało im na tym, by to Severus został oskarżony? Tak a propos – brwi Remusa zwęziły się w grymasie dezaprobaty - ktokolwiek zabił Notta, zasłużył na szacunek, a nie na śmierć... – Albus popatrzył karcąco na młodszego maga.
- Wydaje mi się, że to byłaby niezła okazja aby usunąć mnie ze stanowiska – powiedział po chwili dyrektor – i na moje miejsce dać kogoś... wygodnego dla ministerstwa...
Remus pokiwał głową ze zrozumieniem, irytacją i tak niecodzienną u niego złością.
- Wystarczy udowodnić, że zatrudniasz niebezpiecznego dla otoczenia przestępcę... Ohyda – Remus wyglądał na zmęczonego i smutnego.
- Nic nie da się poradzić na ludzką głupotę, Remusie – dawno już się o tym przekonałem... Ale mam nadzieję, że coś da się zrobić. W końcu nie jestem aż takim głupcem za jakiego ma mnie Percy Weasley.
- Gnida – Remus nie krył jawnej nienawiści. – Jak dowiem się, że zrobił coś Harry’emu albo Hermionie, to osobiście go odwiedzę.
- Widzę, że młody Malfoy zbytnio cię nie obchodzi – Remus skrzywił się lekko na słowa starszego mężczyzny, ale bez większej odrazy. – Musisz wiedzieć, że on się ostatnio bardzo zmienił i to właśnie po tym przesłuchaniu. Chociaż on już od rana był inny... Żebyś tylko mógł widzieć twarze Hermiony i Dracona, gdy wyszli razem z tego pomieszczenia – Albus się skrzywił.
- Razem?!
- Tak... Mi też się to nie podobało – powiedział dyrektor z naciskiem. – Ale nic na to nie mogłem poradzić - dodał widząc minę Lupina. – Poza tym, w tych okolicznościach... Cóż wydaje mi się, że Hermiona miała szczęście, iż przesłuchiwali ją razem z Draco. Nie patrz tak, on zachował się bardzo dojrzale. Naprawdę uważam za szczęście to, że byli przesłuchiwani razem.
- Czemu? – Remus zmarszczył brwi. – To chyba wbrew procedurze.
- Chodzi mi o Percy’ego, a konkretnie o to jak patrzył na pannę Granger i jak się do niej odnosił. Naprawdę lepiej, że weszli tam razem, chociaż i tak moja intuicja podpowiada mi, że Percy dopuścił się jakiegoś nadużycia. Mam nadzieję tylko, że nie było to nic okropnego.
Lupin wyglądał na podłamanego
- Jeżeli dopuścił się jakiegoś bestialstwa to odwiedzę go podczas pełni... I nie patrz tak na mnie.
- Lepiej mi się nie narażaj. Siedź cicho i nie bądź drugim Severusem... No tak wygadałem się, – staruszek westchnął – ale i tak to powinieneś wiedzieć.
- To jednak on zabił Notta?! Boże! – Remus zbladł.
- Chciał się przyznać, ale mu kategorycznie zabroniłem. Ministerstwo nie ma żadnych dowodów, a Severus jest zbyt cenny, by go stracić.
- To prawda. Chyba mu po cichu pogratuluje, że wykończył tego śmiecia.
- Remusie... – powiedział z wyrzutem Albus
- Muszę się napić – Wilkołak zrobił minę cierpiętnika.
- Ja też – rzucił ku zdziwieniu Lupina, Dumbledore, który prawie niegdy nie pił alkoholu. – A przede wszystkim musze ci opowiedzieć o pewnej decyzji młodego Malfoya, która zapewne bardzo cię zadziwi...

***
******


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Kitiara   [i][color=green]Sobota, 03.11.1996[/b] Sobot...   12.12.2004 22:16
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Kitiara   ****** W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, ...   06.01.2005 16:51
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Kitiara   Proszę bardzo. Kolejny "odcinek" Z g...   08.01.2005 18:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   [b][color=olive]Noc z poniedziałku 19 listopada, 1...   24.04.2005 08:53
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 21:37