Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 30.12.2004 17:37
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



QUOTE
chociaż opisujesz pewne sceny z dużą dokładnością

Łoj to prawda, to prawda!
wiem o ty, mam taką dziwaczną manię:)
He, he, he
może wkleję wam jeszcze dziś kolejny odcinek:]


No to wklejam!

Poniedziałek, 12.11.1996

Poniedziałkowe śniadanie spędzane było przez trójkę przyjaciół w absolutnej ciszy. Ron coraz silniej czuł, że Hermiona i Harry coś przed nim ukrywają.
Nagle, stało się coś, co mogło tylko zdenerwować obecnych na śniadaniu uczniów i nauczycieli. Do Wielkiej Sali wparował, nie kto inny, jak sam wiceminister w obstawie dwóch ochroniarzy, których zażądał sobie po incydencie z Malfoyem.
Severusa krew zalała i spojrzał ze złością na dyrektora, który wykonał, uspakajający gest dłonią, w jego kierunku. McGonagall zacisnęła, z dezaprobatą, usta w wąską kreskę. Reszta nauczycieli wraz z Lupinem, który siedział przy stole profesorskim patrzyła na przybyłych z jawną dezaprobatą.
Najgorzej jednak przyjęła tą wizytę Hermiona. Kiedy zobaczyła Percy’ego w drzwiach z wrażenia opuściła łyżkę, którą jadła owsiankę i pobladła, a usta jej posiniały. Poczuła, że robi jej się słabo i niedobrze.
Malfoy jedynie zacisnął pięści i patrzył na aiceministra z pogardą i nienawiścią.

- Co tutaj robisz? – Dumbledore nie silił się na żadne grzecznościowe zwroty.
- Przyszedłem po dwoje uczniów, aby przesłuchać ich ponownie... Draco Malfoy... – Percy wymówił to nazwisko z taką nienawiścią, że Albus nie miał wątpliwości, co do motywów ponownego przesłuchania – ...i Hermiona Granger muszą zostać poddani przesłuchaniu jeszcze raz.
Po tych słowach Harry pobladł i z przerażeniem popatrzył na przyjaciółkę. Hermiona poczuła jak ziemia wokół niej wiruje w zawrotnym tempie i zamknęła oczy, z których potoczyły się obficie łzy strachu i bezsilności.
- Hermiona, nie płacz. Ja na to nie pozwolę – powiedział cicho zielonooki do dziewczyny. Gryfonka pokręciła z rezygnacją głową .

- ABSOLTNIE WYKLUCZONE! - Draco był wściekły. Wyszedł zza stołu Ślizgonów i ruszył w kierunku stołu nauczycielskiego. – Możesz zabrać jedynie mnie. Granger z tobą nigdzie nie pójdzie – powiedział to tak, aby tylko Weasley go usłyszał. Jego oczy ciskały niebezpieczne błyski i widać było, że jest poważny i wzburzony; wręcz zgorszony zachowaniem wiceministra.
- Pójdziecie obydwoje i to bez dyskusji, gówniarzu!
- Zapomnij, Weasley – Draco odwrócił się i ruszył w kierunku stołu Gryfonów.
- Hermiona, wychodzimy stąd – powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy go słyszeli, czym wzbudził zdziwienie na twarzach uczniów i nauczycieli. – To jawna kpina, panie wiceministrze.
- Dasz radę wstać i wyjść? – zapytał cicho Hermionę, widząc w jakim jest stanie.
Mogła jedynie niepewnie pokiwać głową i Draco był niemal pewien, że jeżeli się podniesie to zemdleje, ale od czego miał swoje własne silne ręce?
Hermiona wstała bardzo powoli, przytrzymując się obydwoma rękami stołu i modląc się o to, by nie stracić przytomności. Gdy pomyślała, że musi przejść obok tej kreatury w ludzkim ciele, zrobiło się jej niedobrze.
- Wszystko będzie okey, nigdzie cię nie zabiorą, przysięgam – Draco wyszeptał jej to do ucha i dziewczyna popatrzyła na niego z bezbrzeżną nadzieją. Chłopakowi ścisnęło się serce bo tak naprawdę nie mógł być w stu procentach pewny tego, co się stanie.
- Nie pozwolę cię zabrać - dodał zimno Harry i Hermionie troszeczkę ulżyło.
- Chodź – powiedział Draco i podał dziewczynie ramię. Hermiona była w takim stanie, że uczepiła się go niemal z desperacją.
- Weasley, czy ty nie masz wstydu?! – zapytał ze złością. – My wychodzimy, dyrektorze – jego wzrok skierowany na Albusa był pełen nadziei i błagania.
- Pójdziecie teraz grzecznie z nami – powiedział wiceminister.
- Mylisz się, ewentualnie mogę iść jedynie ja – odrzekł spokojnie Draco, przytrzymując słaniającą się na nogach dziewczynę.
- Granger też pójdzie – Percy posłał chłopakowi perwersyjny uśmiech i gdyby nie to, że Malfoy podtrzymywał Hermionę, urzędnik dostałby pięścią w twarz.
- Po moim trupie! – warknął Harry zrywając się z miejsca. – Ona nigdzie nie pójdzie!
- Czyżby, Potter? – zadrwił Weasley.
- Tak. Harry ma rację – głos Dumbledore’a był zimny – Żadne z moich uczniów z tobą nie pójdzie. Nigdy więcej. Do widzenia.
- Nie ty o tym decydujesz – warknął Percy. – A wy dokąd? – złapał Dracona za lewe ramie, które chłopak mocno wyszarpnął. – IDZIECIE Z NAMI BEZ DYSKUSJI!
- NIGDZIE Z WAMI NIE IDZIEMY! - Draco przytrzymał Hermionę i odsunął się od wiceministra. – Chcesz ją zabić, sukinsynu? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Weź tylko mnie – w oczach Draco czaiła się desperacja i Weasleya to jedynie ubawiło.
- Pójdziecie obydwoje, a ty Dumbledore grzecznie na to pozwolisz. Prawda, Granger? – Hermiona nie była w stanie odpowiedzieć, kręciło się jej w głowie. Sam głos tego człowieka powodował, że wystąpił jej na plecy zimny pot, a całe ciało trzęsło się jak w febrze.

Dumbledore był wściekły.
- Nigdzie z tobą nie pójdą. To moi podopieczni. Nie pozwolę ich krzywdzić. Nie wiem, co im zrobiłeś, - dyrektor nie zamierzał na razie zdradzać, że mimo wszystko wie całkiem sporo - ale cała trójka po przyjściu z przesłuchania wyglądała, jakby wróciła ze swego prywatnego piekła. Nie zgadzam się na dręczenie mi uczniów! Poza tym, obydwaj znamy haniebne przyczyny twojej wizyty, wiceministrze. Odejdźcie, inaczej zmusisz mnie do użycia wobec ciebie przemocy, a wiesz, że potrafię być niemiły. – Jego głos był zimny, a oczy ciskały błyskawice. Albus był na granicy stracenia panowania nad sobą, a Hermiona na granicy omdlenia. Słaniała się na nogach do tego stopnia, że Draco musiał ją podtrzymywać obydwiema rękami.
W końcu ją podniósł. Nie mógł postąpić inaczej, bo miał wrażenie, że dziewczyna zaraz się przewróci. Popatrzył z nienawiścią na Weasleya i spokojnie wyszedł.

Zaniósł Hermionę do pierwszej sali lekcyjnej i posadził ją na ławce. Dziewczyna przelatywała mu przez ręce, była całkowicie bezwolna i roztrzęsiona. Płakała cicho.
- Nie płacz – Draco delikatnie otarł jej łzy. – Ten sukinsyn się do ciebie ni zbliży, rozumiesz? – Hermiona pokiwała lekko głową.
- Poczekaj, przyślę do ciebie Pottera, nie zemdlejesz przez pięć minut?
- Chyba nie.
- Lepiej się połóż – mówiąc to ułożył ją delikatnie na ławce i wyszedł szybkim krokiem.
Po kilku minutach przyszedł do niej Harry.
- Chodź, Hermiona – powiedział. - Ciebie nie zabiorą, tylko Malfoy z nimi poszedł... z własnej woli. Dumbledore jest załamany.
Popatrzył na nią. Ona też wyglądała na załamaną.
- On go zabije – powiedziała cicho. - Weasley zabije Dracona.
Dziewczyna powoli wstała i ruszyła do drzwi. Jednak napięcie psychiczne, które towarzyszyło jej przez ostatnie chwile, nagła ulga, okropna wiadomość, którą usłyszała przed chwilą i to, że ostatnio nie jadła prawie nic, nie pozostały bez odzewu. Hermiona Granger przeszła dwa kroki i zemdlała.

******
Draco siedział na niewygodnym krześle w małej sali, która musiała być gabinetem wiceministra. Istotnie, to był jego gabinet.
Weasley patrzył na niego zza swojego biurka uśmiechając się obleśnie. Chłopak nie mógł wziąć ze sobą różdżki, był całkowicie bezbronny i zdany na łaskę Percy’ego.
- Myślisz, że jesteś odważny, Malfoy? – spytał z pogardą rudowłosy.
- Nie, myślę, że jestem tu z powodu mojego ojca. Poszedłem z tobą tylko dlatego, żeby nie spotkał go przykry wypadek w Azkabanie. Nie jestem odważny.
Percy zaśmiał się okrutnym, wypranym z emocji śmiechem.
- Jaki skromny... Jeszcze uwierzę, że jesteś szlachetnym człowiekiem, Malfoy.
- Na pewno bardziej szlachetnym od ciebie – zimno odparł młodzieniec. Wiedział, że może nie przeżyć tego przesłuchania i to niezależnie od tego co zrobi, czy powie. Percy czuł się upokorzony odmową jego matki i tym, że został pobity przez Lucjusza. Draco był doskonałym narzędziem do zemsty. Jego położenie komplikował też fakt, że nie zjawiła się z nim razem Granger, a to nie usposabiało, siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny, przyjaźnie.
Oczywiście, że Percival go nie zabije. Nie podczas przesłuchania i nie własnymi rękami. Ale może go na przykład zamknąć w Azkabanie, a tam działy się różne nieprzyjemne rzeczy.

- Pogadamy sobie jak mężczyzna z mężczyzną... Chyba wiesz Malfoy, że bardzo nie odpowiada mi brak panny Granger na naszym małym przyjęciu, co?
- Kolejne przyjęcie z twoim udziałem, jak raczyłeś nazwać tą parodię przesłuchania, mogłoby się skończyć dla niej dosyć tragicznie. Już i tak jest cieniem człowieka, możesz sobie pogratulować. – Draco był zły i postanowił powiedzieć Weasleyowi, bez względu na konsekwencje, kilka miłych słów.
- Chcę, żeby pan wiedział, szanowny panie wiceministrze, – zaczął z fałszywym szacunkiem - że gdy będę tylko miał taką okazję, zabiję pana jak psa... Uduszę cię gołymi rękami, ale najpierw cię wykastruje chory sukinsynu za to, że na moich oczach zniszczyłeś przyszłość wspaniałej dziewczynie i za to, że potraktowałeś moją matkę jak dziwkę. Pamiętaj psie, że nigdy, dopóki żyję nie wybaczę ci tego. Rozumiesz?
- Niczego nie nauczyłeś się, Malfoy – Percy wstał i podszedł do przesłuchiwanego. – Absolutnie niczego. Zapomniałeś, że jesteś tylko śmieciem, tak? Chcesz, żebym ci przypomniał?
- Możesz mnie nawet zabić... Znajdzie się kiedyś ktoś, kto ci dokopie, Weasley.
- Nie chcę cię zabijać i cię nie zabiję, Malfoy, zrobię ci coś o wiele gorszego...
W oczach Weasleya pojawił się tak niebezpieczny i fanatyczny błysk, że Drac mimo całej odwagi, której miał w sobie wiele i mimo determinacji by zachować zimną krew, naprawdę zaczął się bać.

******
Hermiona ocknęła się w skrzydle szpitalnym i zobaczyła, że pochylają się nad nią trzy zatroskane twarze. Dwie z nich należały do dyrektora szkoły i Severusa Snape’a, trzecia do Lupina. Nagle zza trzech głów wyłoniła się czwarta, której właścicielką była pani Pomfrey.
- Czy Draco już wrócił z przesłuchania? – zdołała tylko zapytać i wywołała tym konsternację na wszystkich twarzach, które się nad nią pochylały.
- Dziecko – powiedział Dumbledore. – Draco wyszedł z panem wiceministrem jakieś dziesięć minut temu. Udali się do ministerstwa za pomocą proszku Fiuu. Nie mam pojęcia kiedy wróci.
- Ach... Ale ja i tak wiem, że Percy go zabije. On nie zniesie tego, co stało się w sobotę, prawda panie dyrektorze?
- Nikt nikogo nie zabije – stanowczo odrzekł Albus. – Nawet tak nie myśl.
- Jak go zabije, to ja ukatrupię wiceministra – mściwie dodał Snape.
- Severusie! – Dumbledore popatrzył na Mistrza Eliksirów z wyrzutem.
- Ja pomogę Severusowi – spokojnie dodał Lupin i wyzywająco spojrzał na Albusa.
- Jesteście obydwaj niepoważni. Nikt nikogo nie będzie mordował. Draco został zabrany na przesłuchanie, a nie na egzekucję! - starszy mężczyzna zmarszczył, przy tych słowach, groźnie brwi.
- Tak? – oczy Severusa ciskały zimne błyski. – Jeśli Percy go nie zabije, to uszkodzi go o wiele bardziej. Ja byłem przesłuchiwany przez tego człowieka i wiem lepiej od pana, dyrektorze, do czego Weasley jest zdolny. Wiem czym mi groził i wiem co jest w stanie zrobić. To chory sukinsyn.
- Wyjdź w tej chwili, Severusie i nie denerwuj Hermiony – powiedział surowym tonem Albus. – Albo zostań i bądź cicho, dobrze? Ona sama doskonale wie do czego zdolny jest Percy, też była przesłuchiwana.
Severus zarumienił się jak piwonia:
- Ma pan rację, dyrektorze, przepraszam – popatrzył na bladą dziewczynę z wyraźną troską. Hermiona miała nieobecny, szklisty wzrok, wyglądała tak, jakby trawiła ją gorączka.
Pani Pomfrey także to dostrzegła i nakazała stanowczym głosem opuścić salę wszystkim trzem panom. O dziwo posłuchali jej bez szemrania..

***
- Gdzie pan się wybiera, panie dyrektorze? – spytał Snape Albusa, gdy ten z determinacją złapał garść proszku Fiuu, leżącą na kominku w pokoju nauczycielskim.
- Do Korneliusza Knota – uprzejmie odrzekł Albus. – To niedorzeczne co wyprawia Percy Weasley i on jako minister powinien ukrócić jego prywatę!
- Życzę powodzenia, ale podejrzewam, że Weasley ma na niego niezłe haki.
- Nawet jeżeli tak jest, – w oczach dyrektora zabłysnęły ogniki irytacji – to dzisiejsze przesłuchanie Dracona jest jawną prowokacją i bezprawiem. Minister nie będzie miał żadnego wyboru i mnie usłucha...
- Obyś miał rację Albusie.
- Mam rację, Severusie, mam rację... – jego głos był jasny i stanowczy i Mistrz Eliksirów poczuł lekką ulgę.
Niestety tylko lekką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ostatni kwadrans i kolejny, który Albus straci na interwencji, to prywatne piekło Draco Malfoya. Mężczyzna bał się, że Percy posunie się do czegoś naprawdę okrutnego.

***
Percy Weasley wychylił głowę ze swojego gabinetu i poprosił do siebie swoich napakowanych ochroniarzy.
Kiedy weszli, Weasley usiadł okrakiem na biurku i wyjaśnił chłopakowi z uśmiechem pełnym pogardy, wyższości i poczucia władzy:
- Tych dwóch panów to mugole, którzy doskonale potrafią bić, nawet lepiej niż pan Matrojew, Malfoy. Ty z tego, co wiem lubisz dobre bicie.
- Ten pan... – zwrócił się teraz do dwóch mężczyzn o byczych karkach i czerstwych twarzach, obracając w dłoni od niechcenia różdżkę – ...groził mi bardzo przykrą śmiercią. Czy moglibyście mu wytłumaczyć, że to duży błąd?
Dwóch napakowanych panów tak skutecznie pokazało Draconowi jego błąd, że po trzech minutach ledwie trzymał się na krześle, a z ust i nosa sączyła mu się krew.
- Stop, kretyni! – warknął wiceminister. – Mieliście bić tak, żeby nie zostawiać śladów!
Szybkimi ruchami różdżki zamaskował obrażenia blondyna, włącznie z dużym limem pod okiem, co oczywiście nie zredukowało bólu, jaki czuł chłopak.
- Pojąłeś Malfoy, kim a raczej czym jesteś? Jeśli tak to słucham.
- Dla ciebie jestem śmieciem, ale tak w ogóle należę do gatunku Homo Sapiens – powiedział obolałymi wargami młodzieniec.
- Uważasz, że jesteś zabawny, Draconie Malfoy, tak? – Weasley wyszczerzył się ze złością do chłopaka. – Ci panowie... – mówił już bardzo spokojnie - ...mieli obiecaną zabawę z milutką ciemnooką szlamą, ale dzięki tobie ta zabawa ich ominęła i nie sądzę, żeby z tego powodu byli szczęśliwi.
Na te słowa Dracona oblał zimny pot i poczuł jednocześnie niewysłowioną ulgę. Ulgę, że Hermiona jednak nie zjawiła się na przesłuchaniu. Gdyby stał upadłby z wrażenia.
- Jesteś nienormalny, Weasley – powiedział cicho, patrząc wiceministrowi prosto w oczy. – Jesteś nienormalnym i niemoralnym sadystą. Ona mogłaby tego nie przeżyć, czy ty sobie z tego dajesz sprawę?
- Ona jest stworzona do tego, żeby korzystać z jej wdzięków. Widziałeś jakie ma cycki, Malfoy? Od kiedy zrobiłeś się taki moralny ? – drwił Weasley z okrutnym uśmiechem. – Jeżeli zechcę uzyskam nakaz na przesłuchanie tej słodkookiej dziwki i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Ani Dumbledore, ani twój stary, który chciałem ci przypomnieć, siedzi w więzieniu... Więc uważaj na swój niewyparzony jęzor.
- Nigdy nie pozwolę ci zabrać jej na przesłuchanie, będę wolał ją otruć, Weasley i oszczędzić jej upokorzenia i bólu – wiceminister popatrzył uważnie na swojego więźnia. Dojrzał w jego oczach niezwykłą powagę i determinację. Ze złością skierował na niego różdżkę.
- Tormento – powiedział zimno.
Dwóch mężczyzn patrzyło, z obojętnym wyrazem tępych twarzy, jak młodzieńcem wstrząsają spazmy cierpienia. Wiceminister tak długo trzymał go pod działaniem klątwy, że gdy ją zdjął, Draco bezwładnie osunął się na podłogę. Z jego nosa ponownie polała się krew, a oczy miał zasnute mgłą niewyobrażalnego cierpienia. Jeszcze kila sekund i zemdlałby, albo stracił zdrowy rozsądek.
- Nie będę się z tobą pieścił, Malfoy... Moi ludzie mieli obiecaną rozrywkę i nie zamierzam im tej rozrywki odmawiać – słowa wiceministra docierały do leżącego na podłodze chłopaka jak przez mgłę. Nie do końca rozumiał ich znaczenie i był tak obolały, że jego zmysły funkcjonowały wolniej, niż normalnie. – Możesz być pewien, że gdy ja z tobą skończę, oni z tobą dopiero zaczną...
- Grey, Warner, wyjdźcie, zawołam was jak już znudzi mi się zbawa z Malfoyem w niech pan zobaczy, panie Wiceministrze jaki jestem wytrzymały na ból. Nie martwcie się, do tego co chcecie z nim zrobić będzie się doskonale nadawał.
Mężczyźnie opuścili salkę i stanęli przed drzwiami by pełnić straż.

******
Dumbledore nie owijał w bawełnę.
- Korneliuszu – powiedział wyszedłszy z kominka w gabinecie ministra – musisz przerwać to haniebne przesłuchanie, którego właśnie dopuszcza się wiceminister.
- Och, on ma prawo...
- On nie ma żadnego prawa mścić się na tym chłopcu za własne porażki. Przerwij to w tej chwili, inaczej sam to zrobię i nie będę przy tym uprzejmy.
Niebieskie oczy Albusa patrzyły chłodno na Korneliusza. Rzadko kiedy wyglądały jak kryształki lodu, a właśnie tak wyglądały teraz. Knot poczuł się nieswojo.
Wiedział, że nie ma innego wyjścia, nie mógł przecież pozwolić na bezkarne wtargnięcie dyrektora Hogwartu na przesłuchanie, ale nie mógł mu tego też zrobić. Draco był uczniem Albusa, a wiceminister nie miał nakazu przesłuchania i to co robił, rzeczywiście było samowolką. Ciężko westchnął i ruszył ze starym czarodziejem do drzwi.

***
Do leżącego na ziemi chłopaka dotarło w końcu w pełni to, co powiedział Weasley. Podniósł się, z heroicznym wysiłkiem, i na powrót usiadł na niewygodnym krześle. Całe ciało bolało go jak wysmagane biczem.
- Jak ci się podoba pomysł zabawy z moimi milusińskimi ochroniarzami, co? Może lepiej było przytargać ze sobą Granger? – drwił wiceminister.
- Pieprz się, Weasley – cicho odrzekł Draco. – Pieprz się razem ze swoimi ochroniarzami, chory sukinsynu.
Percy zaśmiał się zimno i uderzył Dracona na płask w lewy policzek, potem w prawy i znowu w lewy.
- O ile się nie mylę, to oni będą pieprzyć ciebie, Malfoy... I zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem.
Draco zaczął się śmiać. Jego śmiech był pełnym goryczy śmiechem szaleńca i tak nagle jak się zaczął, tak nagle się skończył.
- Możesz ze mną zrobić, co zechcesz. Nie dbam o to, szanowny panie wiceministrze, ale wiedz że zawsze będę lepszy od ciebie. Zawsze. Nawet jeśli mnie zmieszasz z błotem i stłuczesz jak niewiernego kundla, będę bardziej ludzki od ciebie i ludzi twojego pokroju, mam nadzieję, że to rozumiesz.
Kolejne klątwy, które wstrząsały ciałem chłopaka, posypały się jak grad. Przerwy jakie dostawał od swojego oprawcy między kolejnymi atakami bólu trwały nie więcej jak piętnaście - trzydzieści sekund. Dziesięć minut później Draco leżał wyczerpany na podłodze, kaszlał i pluł krwią. Pan wiceminister nie stronił też od "kar cielesnych" i Draco czuł się okropnie.
Weasley wlał mu do gardła eliksir wzmacniający i zamaskował widoczne obrażenia. Młodzieniec poczuł się lepiej, ale tylko fizycznie. Tak na prawdę, dopiero teraz, zaczął się bać. Wiedział, że to co go czeka odbije się na nim o wiele bardziej od zestawu razów i klątw, które zaserwował mu Wiceminister.
- Słuchaj, Malfoy – Percival uśmiechnął się do młodzieńca z wyższością. – Nauczysz się dziś bardzo pożytecznej rzeczy. Nauczysz się ponosić konsekwencje podjętych przez siebie czynów.
- Obym nigdy nie upadł tak nisko jak ty, Weasley. Od dziś będę się modlił tylko o to – w głosie blondyna nie było ani cienia sarkazmu. Draco mówił całkiem poważnie i wyglądał na przygnębionego.
- Myślisz, że jesteś taki cwany, Malfoy? Zobaczymy co powiesz za godzinę – Weasley wykrzywił twarz w grymasie kogoś kto jest "lepiej poinformowany”.
Draco Malfoy się bał. Naprawdę się bał. Ale prędzej połknąłby własny język, niż okazał strach przy Percym. Wiceminister nie był w stanie wyczytać z jego szarych oczu nic więcej poza jawną pogardą. Nie wpłynęło to pozytywnie na jego uczucia względem „przesłuchiwanego”.
- Nauczę cię pokory i okazywania szacunku starszym, mądrzejszym i wyżej postawionym od ciebie, bezczelny gówniarzu – oznajmił Weasley bardzo spokojnym, suchym i rzeczowym tonem.

Niestety, pan Wiceminister nie zdążył spełnić swej, jakże nęcącej obietnicy, ponieważ drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem, a w nich ukazali się, zakłopotany Korneliusz Knot i wściekły Albus Dumbledore.
- Obawiam się, panie Weasley, że będzie pan musiał skończyć przesłuchanie już teraz – powiedział cicho minister. – Nie miał pan nakazu ani nie działał pan bezpośrednio z ramienia Ministerstwa Magii i chociaż osobiście nie mam zastrzeżeń, co do faktu, że na pewno miał pan istotne powody by przesłuchać Draco Malfoya... – w tym momencie Dumbledore posłał mu spojrzenie Puszka na diecie bezmięsnej – ...to jednak w zaistniałej sytuacji, dyrektor Hogwartu ma prawo go zabrać, zwłaszcza że, jak sam powiedział, nie chciał swojego ucznia puszczać na przesłuchanie. Pan Malfoy pojawił się tu z własnej, nieprzymuszonej woli i wbrew postanowieniu Albusa Dumbledore’a, który ma w tej chwili prawo do kierowania jego losem, jako przełożony i opiekun uczniów, szkoły do której przesłuchiwany uczęszcza. Przykro mi, ale na tym musi pan zakończyć... Ufam, że w niedalekiej przyszłości, będzie pan mógł spokojnie dojść prawdy, ku chwale Ministerstwa...
- Dosyć tego, Korneliuszu! – Dumbledore wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić cierpliwość, a to zdarzało się niebywale rzadko. – Jesteś ministrem magii, a do człowieka, który jest tobie podległy, zwracasz się jak jego sługa. Śmiem nazwać to żałosnym, niegodnym twej funkcji postępowaniem.

Zarówno Knot jak i Weasley mieli bardzo niewyraźne miny. Percy przy okazji był wściekły, bo ominęła go okazja upokorzenia Malfoya juniora, a przez to "dokopania" Malfoyowi seniorowi, ale obiecał sobie odrobić zaległości jak najszybciej.
Starając się zachować spokój powiedział.
- Oczywiście, Dumbledore... – jego usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu. - Ale nie zdziw się jeśli w niedalekiej przyszłości uzyskam nakaz dający mi prawo do przesłuchania Malfoya... i panny Granger – ostatnie słowa powiedział patrząc prosto w oczy Dracona, który, o ile to możliwe, zrobił się dużo bledszy niż był.
- Ja też mam sporo do powiedzenia w tej sprawie, Weasley – cierpko odrzekł Albus - i mam szczerą nadzieję, że nie uzyskasz takiego pozwolenia. To szczyt hańby, aby czarodziej z tak dobrego domu jak twój, upadł tak nisko, że przez Ministerstwo Magii, załatwia prywatne porachunki.
Knot wyglądał tak, jakby chciał zaprotestować przeciwko „oszczerstwom wobec wiceministra”, ale Albus uciszył go jednym, wymownym spojrzeniem

Dumbledore, który uważnie przyglądał się Draconowi, dostrzegł, że wyraz ulgi, który pojawił się na jego twarzy, po wypowiedzi Percy’ego, ustąpił na nowo przerażeniu. Posłał chłopakowi uspakajające spojrzenie i to trochę pomogło.
Dyrektor Hogwartu nie był głupi. W istocie był bardzo mądrym człowiekiem i domyślił się, że Draco był bity i traktowany klątwami, a następnie obrażenia na jego ciele zostały zamaskowane za pomocą magii. Zdusił w swym wnętrzu słuszny gniew i łagodnie powiedział.
- Idziemy Draco.... z powrotem do Hogwartu.
Podszedł do kominka i bezceremonialnie wziął w dłoń garść proszku Fiuu.
- Do zobaczenia, Malfoy... Mam nadzieję, że następnym razem pojawisz się tu ze swoją koleżanką, panną Granger – Draco zacisnął zęby i pięści słysząc z ust wiceministra te bezczelne słowa, a Dumbledore łagodnie położył wolną dłoń na ramieniu młodzieńca.
- Przekaż jej serdeczne pozdrowienia - dodał z jadowitym uśmiechem Percy.
Albus był wstrząśnięty bezczelnością tego człowieka, ale nie mógł okazać swojego oburzenia z wiadomych powodów
Jednak Draco nie puścił tego mimo uszu. Rzucił się na Weasleya z pięściami i, gdyby nie szybka interwencja Dumbledore’a, pobiłby go, dając wiceministrowi świetny powód do przesłuchań, a nawet do zamknięcia go w Azkabanie.
Proszek Fiuu rozsypał się po podłodze, a Albus trzymał w ramionach wyrywającego się młodzieńca.
- Niech pan mnie puści - warknął Draco, a widząc złośliwe rozbawienie w oczach wiceministra, poczuł jeszcze większą wściekłość.
- Uspokój się – Dumbledore przytulił go do siebie opiekuńczym gestem.
- Nie dawaj Weasleyowi pretekstów do dalszych perfidnych poczynań – wyszeptał mu do ucha i poczuł jak ciało chłopaka lekko się odpręża, a on sam kiwnął potwierdzająco głową.
Stary czarodziej nabrał w dłoń kolejną porcję proszku.
- Przeprosiłbym za niego, jest zdenerwowany, chociaż w zaistniałej sytuacji nie ma za co przepraszać – powiedział sucho w kierunku obydwu urzędników.
Zanim Dumbledore i Malfoy znikli w kominku, Draco popatrzył Percy’emu w oczy i spokojnie powiedział.
- Jeżeli zbliżysz się do Hermiony Granger na odległość mniejszą niż kilka metrów, nie ręczę za siebie, Weasley. Lepiej to zapamiętaj. I zapomnij o jakimkolwiek przesłuchiwaniu tej dziewczyny - Percival, po tych słowach, jedynie perfidnie się uśmiechnął.

*
- Jak się czujesz, Draco? – spytał łagodnie Dumbledore, kiedy z naleźli się w jego gabinecie.
- Bywało lepiej – chłopak spróbował się uśmiechnąć.
- Dobrze się trzymasz – Albus ku zdziwieniu chłopaka nalał sobie i jemu po małej szklaneczce Ognistej Whisky.
- Dziękuję – powiedział Malfoy i wypił trunek jednym haustem.
Dumbledore upił łyk ze swojej szklanki. Przyglądał się uważnie młodzieńcowi. Dałby sobie rękę uciąć, że chłopak nieźle dostał w kość. Nie chciał jednak naruszać jego dumy i sprawdzać obrażeń fizycznych, jakich Draco doznał podczas „przesłuchania”.
- Bardzo cię maltretował? – spytał cicho, pozwalając chłopakowi na powiedzenie tylko tego, co ten zechciał powiedzieć.
- Myślałem, że będzie o wiele gorzej – odpowiedział szczerze Ślizgon. – Dziękuję, że pan interweniował... naprawdę.
W głosie Dracona było coś takiego, że Albus się przeraził i podziękował w duszy wszystkim znanym i nieznanym bogom, że tak szybko udało mu się przerwać cyrk, jaki odstawił wiceminister. Nie pytał jednak o przyczynę błysku zwierzęcego strachu w oczach młodzieńca, który zagościł tam jedynie na chwilę, ale dla takiego wytrawnego belfra jak Dumbledore, był bardzo wyraźny. Wiedział, że było to coś, o czym chłopak na pewno by mu nie powiedział.
Wstał, położył rękę na ramieniu Dracona i ścisnął je uspokajająco.
- Dobrze, że nie pozwoliłem iść Hermionie – głos Malfoya był bardzo cichy. – Nie wiem co by się stało... A raczej wiem tak dobrze, że nie pozwoliłem jej iść. Niech pan nigdy nie dopuści do tego, żeby ją przesłuchiwano, błagam. – Draco ujął w swoją dłoń rękę starego mężczyzny, spoczywającą na jego ramieniu i spojrzał dyrektorowi, z niemą desperacją, głęboko w oczy. – Nich mi pan to obieca.
- Obiecuję – odpowiedział szczerze i z mocą Dumbledore. – Wiceminister nie przesłucha Hermiony, chyba, że po moim trupie, a nie zamierzam zbyt szybko umierać.
- Dziękuje – Malfoy blado się uśmiechnął do starego czarodzieja.
Albus tylko skinął głową.
- Idź do skrzydła szpitalnego, Draco – powiedział po krótkiej chwili milczenia – weź od pani Pomfrey jakiś eliksir na wzmocnienie i Eliksir Uspokajający a potem idź do siebie i się prześpij. Nie musisz dzisiaj być na żadnych zajęciach, czuj się usprawiedliwiony.
- A co z Hermioną? – zapytał nieśmiało blondyn.
Dumbledore uśmiechnął się łagodnie.
- Na razie jest w ambulatorium, ale powinna niedługo wyjść. Sam z nią możesz porozmawiać. To jej powinno pomóc, bo się o ciebie martwiła. Chyba zresztą słusznie.
- Hermiona się martwiła o mnie?! – Draco wytrzeszczył, całkiem zabawnie, oczy i Albus się uśmiechnął szerzej.
- Owszem... zresztą sama ci powie w skrzydle szpitalnym.
Chłopak wstał i ruszył do drzwi.
- Panie dyrektorze... – odezwał się już w progu.
- Słucham, Draco? – Dumbledore popatrzył na niego ciepło zza okularów połówek.
- Przepraszam, że kiedyś pana nie doceniałem i... dziękuję za wszystko – chłopak się zarumienił i spuścił wzrok.
- Nie musisz ani mnie przepraszać, ani mi dziękować. Po prostu bądź dalej taki, jaki jesteś teraz, Draco. Do widzenia.
Młodzieniec wydukał niewyraźnie pożegnanie i ruszył do ambulatorium. Czuł się zmęczony i tak wyczerpany psychicznie, że dzień wolny od zajęć wydał mu się błogosławieństwem.

*
Wszedł cicho na, urządzoną w bieli, salę szpitalną. Nikogo tam nie było poza skuloną na łóżku, drobną dziewczyną, która cicho płakała.
Podszedł na palcach i pochylił się nad nią.
- Cześć, Hermiona. Co się stało? – spytał szepcząc prosto do jej ucha. Dłonią delikatnie rozczesał zmierzwione loki dziewczyny.
Gryfonka podniosła na niego załzawione oczy.
- Draco? – spytała niepewnie. – Nie zrobili ci krzywdy? – wypaliła zanim się zastanowiła nad tym co mówi i zarumieniła się lekko.
- Nie, niezbyt wielką – blondyn uśmiechnął się do niej uspokajająco. – A ty dobrze się czujesz? – zapytał z troską.
- Tak – skłamała. Wcale nie czuła się dobrze. Gdy go nie było zamartwiała się nie tylko przesłuchaniem Dracona, ale także tym, ze jej okres spóźniał się dwa dni. Dwa dni to nie było wiele, ale w sytuacji, w której się znalazła, napawało ja to niemałym strachem.
- Marnie łżesz – powiedział dobrodusznie Draco.
- Ty też – odcięła się Hermiona. – Myślisz, że nie słyszę z jakim trudem przychodzi ci mówienie? Ciekawe ile zaklęć maskujących musiał użyć Weasley, żeby nie było widać jak mocno się na tobie pastwił, zwłaszcza za to, że... mnie tam nie było – powiedziała z gorzkim uśmiechem.
- Jeszcze jedno słowo, a się wkurzę. Nie ma w tym cienia twojej winy. Dobrze wiesz, że chciał się wyżyć ze względu na mojego ojca – głos chłopaka był spokojny i stanowczy.
- Owszem i dobrze wiem, że potem chciał się wyżyć także za to, że nie poszłam na przesłuchanie. – Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę z motywów postępowania Percy’ego.

- Czego pan sobie życzy, panie Malfoy? – zapytała chłodno pani Pomfrey, wyłoniwszy się zza zaplecza ambulatorium.
Draco wyjaśnił grzecznie o co chodzi i wypił podane eliksiry.
- Proszę iść do siebie i nie denerwować mi pacjentki – dodała zrzędliwie.
- On mnie nie denerwuje – powiedziała zimno Hermiona. – A poza tym, to czuję się już lepiej i chcę wyjść... Obiecuję, że nie pójdę dziś na żadne zajęcia i będę odpoczywać – ostatnie zdanie dodała, gdy Pomponia otworzyła usta, by zaprotestować.
- Skoro cię nie denerwuje, to widocznie tak jest... – pani Pomfrey wolała dać za wygraną. Wiedziała, że Hermiona jest niezłym uparciuchem. - Możesz iść Granger, ale najpierw napij się jeszcze kilka łyków Eliksiru Wzmacniającego, nie zaszkodzi ci na pewno.
Dziewczyna grzecznie przyjęła fiolkę z płynem i wypiła małą porcję.
- Dziękuję za opiekę, pani Pomfrey. Do widzenia – powiedziała i wstała z łóżka.
- Do widzenia – Draco uśmiechnął się do pielęgniarki i ruszył do wyjścia w ślad za Gryfonką.

- Poczekaj, odprowadzę cię, jesteś blada i marnie wyglądasz – Draco potrafił czasem walić komplementy w stylu Harry’ego.
- Dzięki, ale ty też nie wyglądasz szałowo – Hermiona skrzywiła się i posłała mu wiele znaczące spojrzenie. – A jakby zdjąć z ciebie zaklęcia maskujące to pewnie w ogóle byłoby kiepsko – po ostatnich słowach popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Przecież wiesz o co mi chodziło, Hermiono – Draco uśmiechnął się do niej przepraszająco i za chwilę skrzywił się z bólu, bo dała o sobie znać rozwalona warga. – A co do tych zakląć maskujących, wcale nie było ich tak dużo.
- Mam się przekonać? Założę się, że jeżeli było ich mało to dotyczyły poważnych obrażeń.
- Oj wcale, że nie. Nic mi nie jest – Draco obruszył się jak mały chłopiec.
Hermiona przystanęła w miejscu i popatrzyła na niego uważnie.
- Nic ci nie jest? – zrobiła dwa kroki w jego stronę. - Skoro nic ci nie jest to pozwolisz, że pójdę z tobą do twojego dormitorium, zdejmę z ciebie zaklęcia maskujące i po prostu to sprawdzę?
Draco miał już odmówić, ale postanowił wykorzystać sytuację i wyciągnąć z niej wszystkie przyczyny podłego nastroju.
- Nie ma sprawy, pod warunkiem, że później szczerze mi opowiesz dlaczego płakałaś – Hermiona była zaskoczona taką odpowiedzią. Przez chwilę nie mówiła absolutnie nic, a w końcu kiwnęła lekko głową.
- Zgoda – powiedziała – opatrzę ci rany i powiem ci, co mnie gryzie.
- Rany! – żachnął się Draco. – Kilka siniaków, rozwalona szczęka... – w porę ugryzł się w język.
- No, widzę, że trochę tego jest – Hermiona uśmiechnęła się niemal złośliwie.
- Wcale niedużo i prawie nie boli – łgał, jak najęty, Malfoy junior.
- Spoko, sama sprawdzę – Hermiona wyjęła z kieszeni szaty różdżkę i sugestywnie zaczęła się nią bawić.
- Potrafisz być okropna, wiesz? – Draco zmarszczył z dezaprobatą nos.
- Wiem, Ron nawet stwierdził kiedyś, że czasem się mnie boi – dziewczyna popatrzyła na Ślizgona sugestywnie.
- Ja się nie boję, ale nie chciałbym dostać od ciebie po pysku tak jak w trzeciej klasie. Naprawdę bolało – Draco uśmiechnął się szczerze i wywołał blady uśmiech na twarzy koleżanki, co sprawiło mu niemałą ulgę.
- Mam nadzieję, że mi więcej nie przywalisz – dodał wzruszając lekko ramionami.
- To zależy tylko od ciebie. Jak będziesz grzeczny i miły dla kolegów i koleżanek to nic ci nie grozi – udzieliła dobrej rady Hermiona i ruszyli dalej korytarzem.
- Mam być grzeczny i miły? – Draco wymówił obydwa słowa, jakby uczył się czegoś nowego. – A możesz mi podać definicje tych dziwnych rzeczy? Nie bardzo wiem o co chodzi.
- Tego akurat nie musisz mi tłumaczyć. A jak nie wiesz to twój problem.
- Próbowałem cię tylko rozweselić – chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Nie, próbowałeś mi zdradzić pewną prawdę o sobie, ale tego już dawno się domyśliłam – odrzekła Gryfonka.
- Ha, ha, ha... bardzo zabawne – Draco miał na ten temat własne zdanie.
- Nie zabawne, tylko tragiczne – Hermiona wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła.
- I tak przekonam cię, że się mylisz.
– Zobaczymy – dziewczyna posłała mu spojrzenie pod tytułem „udowodnij” i znowu przystanęła. Byli już prawie w lochach.
- Idź do siebie, ja zaraz przyjdę – powiedziała.
- A ciebie gdzie niesie?
- Coś załatwić. Nie martw się, nic mi się nie stanie, idź do siebie – Hermiona zaczęła się irytować.
- No już dobrze, pójdę... będę grzeczny – uśmiechnął się od ucha do ucha, jak małe dziecko czekające na pochwałę.
- No popatrz. Rewelacja...
- Powiedziałbym, że rewolucja... Masz na mnie zły wpływ.
- Zły?
- Aha. Tracę powoli reputację drania i nic na to nie mogę poradzić. Dobra, spadam – Draco popatrzył na nią z zaciekawieniem i ruszył do siebie.

Chwilę później Hermiona udała się do sali eliksirów i przeprosiła na chwilę Snape’a.
Nauczyciel nakazał ciszę, oznajmił że wraca za kilka minut i wyszedł z Gryfonką.
- Nie jesteś w skrzydle szpitalnym?
- Nie, już wyszłam... Mam do pana prośbę, ale musimy się udać do pańskiego gabinetu.
Severus bez słowa ruszył korytarzem i Hermiona zdziwiła się trochę jego uległością.
- A o co chodzi? – zapytał po drodze.
- Eee... potrzebuję jakichś maści albo eliksirów kojących obrażenia zewnętrzne i przyspieszających gojenie.
- Chyba nie dla siebie?! – przestraszył się nauczyciel.
- No... nie – Hermiona wolała nie kłamać.
Snape otworzył zaklęciem gabinet i zaprosił ją do środka. Popatrzył uważnie na uczennicę. Wyglądała na zakłopotaną. Nagle go oświeciło.
- Bardzo z nim źle? – spytał. Cały czas martwił się o Dracona i nawet zapomniał być niemiły, co bardzo odpowiadało czwartoroczniakom pozostawionym w tej chwili samym sobie.
- Jeszcze nie wiem, sir – Hermiona lekko się zarumieniła i kiedy zobaczyła zmarszczone czoło nauczyciela dodała: – Zaklęcia maskujące.
Snape powiedział pod nosem coś, co brzmiało podobnie do „Weasley”, „skurwiel” i „cham”, ale dziewczyna przezornie udała, że nie słyszy

Severus podszedł do szafki z zapasami i zaczął ją przeglądać. Nie dopytywał się już o nic, co Hermionie bardzo odpowiadało. Po paru chwilach podał jej maść, która przyspieszała gojenie i działała łagodząco oraz jeden ze średnio silnych eliksirów przeciwbólowych.
- Są twoje Granger, nie musisz ich odnosić... Mam spory zapas –dodał, gdy zobaczył, że zamierza zaprotestować.
- Dziękuję – wymamrotała i znowu się zarumieniła.
Mistrz Eliksirów pomyślał z roztargnieniem, że Hermiona jest bardzo ładną dziewczyną, ale szybko musiał odsunąć od siebie te rozważania, bo to przypominało mu o niechlubnym czynie Weasleya, co rodziło w nim gniew i mogło się odbić bardzo negatywnie na uczniach.
- Nie ma za co, Hermiono. Masz dziś zwolnienie z lekcji i Draco pewnie też, co? – spytał z niewielką dawką ironii i sarkazmu.
Dziewczyna skinęła głową.
- Jeszcze raz dziękuję, sir.
- Jeszcze raz nie ma za co i możesz przekazać panu Malfoyowi, że was przepytam na najbliższych zajęciach, skoro macie dzisiaj takie luzy... obiboki... – Snape uśmiechnął się lekko.
Panna Granger była jedną z bardzo niewielu osób w szkole, której nie dziwiło, że Severus ma poczucie humoru i jedną z niewielu, która jego poczucie humoru rozumiała, a nawet doceniała. Odpowiedziała nauczycielowi bladym uśmiechem.
- Dobrze, przekażę, sir.
Hermiona wyszła i poczekała za progiem na Snape’a.
Kiedy nauczyciel wyszedł, wyglądała tak jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu spojrzała Severusowi w oczy i powiedziała.
- Jest pan wspaniałym człowiekiem, profesorze.
Zanim w ogóle dążył cokolwiek odpowiedzieć, a nawet przyswoić sobie do końca jej słowa, odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w kierunku Pokoju Wspólnego uczniów Domu Węża.

***
Harry bardzo martwił się o Hermionę, którą zostawił w skrzydle szpitalnym. Był też zaniepokojony o Malfoya. To, o czym mu opowiedziała Hermiona, skłoniło go do przypuszczenia, że Percy Weasley odbije sobie w nikczemny sposób nieobecność dziewczyny na przesłuchaniu. Zielonooki wzdrygnął się na tą myśl i przeszły mu po plecach ciarki obrzydzenia gdy przypomniał sobie dwóch nowych ochroniarzy wiceministra.
„Dzięki Bogu Hermiona nie poszła” – przeleciało mu przez myśl.
To, że Draco i Harry nie byli ani przyjaciółmi, ani kolegami, a nawet się nie cierpieli nie zmieniało faktu, że od dnia wspólnego pobytu w Ministerstwie Magii, patrzyli na siebie nieco inaczej.
Potter, w głębi duszy, podziwiał Malfoya za dobrowolny udział w przesłuchaniu ale zastanawiał się po jaką cholerę Draco się pakował w coś takiego. Przecież Dumbledore nie chciał go puścić, a Weasley był wściekły.
Harry nie miał przecież pojęcia, że głównym powodem dla którego Draco poszedł z Wiceministrem i jego gorylami, był strach o ojca. Malfoy junior słusznie przypuszczał, że, jeżeli nie stawi się na przesłuchaniu, z Lucjuszem może być bardzo krucho.

*
Na Transmutacji, Harry siedział jak struty. Chciał jak najszybciej wyjść i pobiec do ambulatorium, ale lekcja dłużyła mu się niemiłosiernie. Co jakiś czas zerkał na wolne miejsce Dracona obok Blaise Zabini i na samą Blaise, a puste krzesło obok niej budziło w nim większy niepokój niż chciałby to sam przed sobą przyznać. Zabini była przygaszona i jakby zrezygnowana. Widać było, że cała sytuacja trochę ją przeraża. Zresztą, gdy Harry rozejrzał się po klasie, dostrzegł że wszyscy uczniowie mają niewyraźne miny. Pomyślał, że każdy z niech boi się, iż w każdej chwili może zostać wezwany na przesłuchanie. Zielonooki Gryfon domyślał się jeszcze jednej rzeczy. Uczniowie byli przerażeni tym jak Hermiona zareagowała na wizytę wiceministra. Panna Granger, która była wiecznie opanowana, rzeczowa i wygadana, pobladła, trzęsła się jak osika i nie była w stanie sama przejść kilku kroków, a na koniec jeszcze straciła przytomność...
Blaise spojrzała na puste miejsce po lewej stronie Harry’ego.
„Cholera” – pomyślała i zwróciła spojrzenie na krzesło po jej prawej stronie. Draco, z którym ostatnio była w dosyć dobrych stosunkach nie chciał jej powiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się w ministerstwie. Raz tylko mu się wyrwało, że to było okropne i on nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać na ten temat. Ale to, co Zabini zobaczyła w Wielkiej Sali, było straszne. Jeszcze nikogo nie widziała w takim stanie w jakim była rano Granger. Wieść, o omdleniu Hermiony, rozeszła się jak błyskawica i Blaise postanowiła ją odwiedzić w skrzydle szpitalnym.
Ron z niepokojem obserwował Harry’ego. Martwił się o Hermionę i tylko o Hermionę. Miał swoje powody. Zawsze postrzegał ją jako silną osobowość, a to, jak zachowywała się w Wielkiej Sali, napełniło jego serce czymś w rodzaju grozy i teraz nie mógł się w ogóle skupić na tym, co mówi McGonagall.
Sama nauczycielka także wydawała się przygaszona i nieobecna duchem. W ogóle atmosfera w Hogwarcie bardzo się zachmurzyła po wizycie wiceministra...

***
Harry szedł szybkim krokiem do ambulatorium. Chciał porozmawiać z Hermioną. Wiedział, że ona bardzo martwi się o Malfoya i w sumie nie dziwił się, że tamtych dwoje zbliżyło się do siebie od dnia tragicznych wydarzeń. Jedynie Ron, który biegł teraz żeby nadążyć za Harrym, był tym zdziwiony a nawet zdegustowany.
Potter zastanawiał się, czy mu nie opowiedzieć o całym zajściu, ale wolał żeby zrobiła to Hermiona.

- Dzień dobry pani Pomfrey! - zawołał od progu ambulatorium. – Co z Hermioną? – spytał rozejrzawszy się po pustej sali.
- Właśnie, co z nią? – dopytywał się zasapany Ron, który niemal biegł za przyjacielem.
- Wyszła razem z Malfoyem jakąś godzinę temu. Pewnie jest u siebie w dormitorium. Ma dziś zwolnienie z zajęć.
- Z Malfoyem?! - krzyknął Ron.
- Malfoy już wrócił? – zdziwił się w tym samym momencie Harry. – I co z nim? – zapytał od razu ze szczerym zainteresowaniem, które bardzo zdziwiło Pomponię.
- Nie jest chyba źle, chociaż brał eliksir przeciwbólowy i wzmacniający – powiedziała i wzruszyła ramionami.
- Jak zwykle robi z siebie męczennika – prychnął Ron.
- Nie sądzę – wzrok Harry’ego, który spoczął na przyjacielu, był lodowaty. – Istnieje coś takiego jak zaklęcia maskujące Ron, a poza tym... Ty nie masz pojęcia, jak wygląda przesłuchanie u pana wiceministra, ja mam.
Pani Pomfrey odchrząknęła znacząco i chłopcy wyszli z ambulatorium.
- Ron... – powiedział cicho Harry. – Ja nie chciałem, żebyś poczuł się winny. – To nie jest twoja wina, że Percy zachowuje się tak okropnie.
Ron stał ze spuszczoną głową i wyglądał jakby miał się popłakać.
- Nie pozwalam ci się obwiniać, to niedorzeczne... - Harry zmusił się żeby poklepać przyjaciela po plecach i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Tak, ja wiem, ale czuję się podle, Harry – Ronald Weasley uśmiechnął się smutno.
- Nie powinieneś... Nie powinieneś, Ron.
Rudzielec uśmiechnął się smutno. Wiedział, że jego przyjaciel ma rację, co nie zmieniało faktu, że, niestety, czuł się winny.

Minęła ich Blaise, która też kierowała się do ambulatorium. Przechodząc uśmiechnęła się lekko do Harry’ego, który się zarumienił.
- Idziecie do Hermiony Granger? – przystanęła zadając pytanie.
- Nie, już byliśmy – Ron potrząsnął głową. – Nie ma jej w skrzydle szpitalnym... Prawdopodobnie jest w swoim dormitorium.
- Szkoda, chciałam z nią porozmawiać.
- Czemu? – spytała zdziwiony Harry.
- Dlatego, że zachowywała się bardzo dziwnie w Wielkiej Sali. Szczerze powiedziawszy, przestraszyłam się – Zabini wbiła wzrok w podłogę. – To było irracjonalne. Gadałam z nią kilka razy i to jest w ogóle... niepodobne do tej dziewczyny... Ona była zawsze taka... opanowana – Blaise popatrzyła przepraszająco na Rona i Harry’ego.
- Sorry, może ja nie powinnam się tym interesować. Nawet nie wiem dlaczego chcę z nią porozmawiać, po prostu chcę - zaczęła się tłumaczyć. - Wydaje mi się, że wiceminister zrobił jej coś strasznego, inaczej Draco nie wykłócałby się, żeby została... O, on też się ostatnio dziwnie zachowuje... Zmienił się na lepsze... nawet bardzo.
- Malfoy zmienił się na lepsze?! – Ron zrobił okrągłe oczy ze zdziwienia.
- Tak, a co w tym dziwnego? – spytała czarnowłosa Ślizgonka. – Przecież każdy może się zmienić... Na lepsze lub gorsze, to normalne – dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Ale Malfoy? – rudzielec miał minę sceptyka.
- Tak, Malfoy – powiedział spokojnie Harry. – On chyba dostał niezła lekcję od życia, nie tylko na tamtym przesłuchaniu. Na dzisiejszym zapewne też. Coś go gryzie. Sprawia wrażenie zupełnie innej osoby niż był wcześniej, nie zauważyłeś tego Ron?
- Możliwe, ale ja i tak bym mu nie ufał – Ronald Weasley pokręcił niepewnie głową i wbił wzrok w ścianę.
Harry mu się nie dziwił. Jego rudowłosy przyjaciel nie miał pojęcia, co Draco przeżył w Ministerstwie Magii. Potter miał. I wcale nie zazdrościł Ślizgonowi jego zmian na lepsze.
- Zaraz mamy kolejne zajęcia... Opiekę – przypomniała Blaise urywając dyskusję na temat przemian osobowościowych Dracona Malfoya. – Idziecie?
Obydwaj chłopcy skinęli głowami i potelepali się smętnie, za koleżanką z grupy, na błonia.

******


Ten post był edytowany przez Kitiara: 30.12.2004 17:43


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Kitiara   [i][color=green]Sobota, 03.11.1996[/b] Sobot...   12.12.2004 22:16
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Kitiara   Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wk...   27.12.2004 16:55
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Kitiara   ****** W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, ...   06.01.2005 16:51
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Kitiara   Proszę bardzo. Kolejny "odcinek" Z g...   08.01.2005 18:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   [b][color=olive]Noc z poniedziałku 19 listopada, 1...   24.04.2005 08:53
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.04.2024 01:24