Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 12:46
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca urlopu, bo oznacza ona powrót do codzienności i przymus stawiania czoła kolejnym problemom.. Jednak dla Hermiony koniec urlopu oznaczał również przymus zmierzenia się z oceanem współczucia, jaki zaleje ją zapewne, kiedy wszyscy zauważą już, że nie ma na palcu pierścionka.. Nie chciała żeby ludzie jej współczuli, nie chciała, żeby za jej plecami szeptano i spekulowano, nie czuła się na siłach tłumaczyć wszystkim, dlaczego idealna, kochając się para, rozstała się na dwa miesiące przed ślubem.. Chciała uciec i nie wrócić. Wiedziała jednak, że to nie możliwe… To, że straciła swoją szansę, zrozumiała kilka dni temu, kiedy po kilku nieprzespanych nocach, postanowiła, że da szanse sobie i Draconowi.. Tamtego ranka, z sercem pełnym nadziei teleportowała się na Maui, do tej samej zaciemnionej alejki, w której zniknęła kilka dni wcześniej i niewiele myśląc ruszyła w kierunku Ohana Waikiki West. Biorąc głęboki oddech podeszła do konsoli recepcjonistki, a kiedy poprosiła ją o poinformowanie Dracona o jej obecności, usłyszała że mężczyzna opuścił wyspę kilka godzin po tym, jak zrobiła to ona.. Nadzieja prysła, a Hermiona z krwawiącym sercem wróciła do domu, gdzie spędziła całą noc z butelką wina i zdjęciami.. Tylko one jej po nim zostały, tylko te zdjęcia i cudowne wspomnienia…
Dziś natomiast nadszedł czas powrotu do codzienności, musiała iść na dyżur i robić dobrą minę do złej gry.. Pogoda jakby w solidarności z załamaną kobietą, szczędziła dziś słońca. Niebo było zachmurzone, a wielkie kłębiące się chmury były zwiastunem rychłej, letniej burzy… Powietrze było ciężkie i niemal wyczuwało się w nim elektryczność. W taką pogodę nikomu nie chciało ruszać się z łóżka.. Jej nie chciało się podwójnie. Z głębokim westchnieniem, zwlekła się jednak z łóżka.. Za niecałą godzinę powinna być już na oddziale.. Po tym jak wmusiła w siebie dwa tosty i kubek kawy, złapała swoją torbę i z głośnym trzaskiem teleportowała się do swojego gabinetu. Igor, który siedział już przy biurku, przeglądając jakieś papiery podniósł swój wesoły wzrok..
- Aloha!- zawołał wesoło, wstając żeby móc ją uściskać.
- Witaj.- odpowiedziała, z całych sił starając się brzmieć w miarę wesoło.
- Eeeejjj, co to za ton?- zapytał, od razu wyczuwając, że coś nie gra i spoglądając jej głęboko w oczy. Hermiona jednak szybko odwróciła głowę..- Aaaaa rozumiem.- powiedział śmiejąc się.- Smutas, że trzeba było wrócić do pracy, co??- zagadnął.- W sumie to powinienem czuć się urażony.. liczyłem, że się choć trochę stęskniłaś..- rzucił przez ramię, puszczając jej oczko.
- Taaak- szepnęła siląc się na uśmiech- Wybacz.
- Tobie??- zapytał- Wszystko!!- Uśmiechnął się szeroko, podnosząc łobuzersko jedną brew.
- Nie rób takiej miny!!- warknęła- Przepraszam..- szepnęła, zdając sobie sprawę z tego, że warczy na niego tylko dlatego, że przypomina jej Malfoya.
- Hej, coś się stało?- podszedł do niej, obejmując ją po przyjacielsku.
- Wszystko się stało!!!- zaszlochała, odwracając się od niego.
- Siadaj.- poprowadził ją do krzesła.- I opowiadaj, co jest?
- Nic.- wyszeptała, chowając twarz w dłoniach.
- Nooo jak to? Wszystko, a nic?- zapytał, kucając przy niej i starając się odciągnąć jej dłonie od twarzy..
- Nie chcę o tym gadać, okey?- powiedziała wciąż zakrywając twarz..
- Jasne, jasne.- mówił, gładząc ją po dłoniach. Nagle zauważył biały nieopalony pasek skóry na jej palcu..- Hermiono, co się stało z twoim pierścio..- urwał, łącząc fakty.- O boże, tak mi przykro.- szepnął przytulając ją.- Chcesz o tym pogadać?
- Nie bardzo.- jęknęła.
- Okey, rozumiem. Ale pamiętaj, że jakby coś to zawsze służę pomocą..- zapewnił.- Jeśli chcesz, możesz też zatrzymać się u mnie na kilka dni.. Moje mieszkanie, to nie jakiś Sheraton, ale zawsze coś..
- Jesteś kochany.- powiedziała, uśmiechając się blado.- Ale mam gdzie mieszkać. Mam dom po rodzicach na przedmieściach.
- Rozumiem.- uciął, dając znak, że nie będzie wypytywać.
Hermiona ogarniając się z grubsza nałożyła fartuch, a kiedy w wielkim wiszącym obok szafki lustrze, poprawiała makijaż, do gabinetu weszła Martha..
- Hermiono!!- wykrzyknęła wesoło.- Jak dobrze cię widzieć!!- złapała młodą kobietę, radośnie ją ściskając.
- Ciebie też, Martho.- szepnęła.- Wybacz, nic ci nie przywiozłam, ale wróciłam trochę wcześniej i tak jakoś nie pomyślałam.- wytłumaczyła się, zdając sobie sprawę z tego, że zajęta Draconem zupełnie zapomniała o upominkach.
- Ależ co ty mówisz, skarbie!!- oburzyła się pielęgniarka.- Najważniejsze, że ty już do nas wróciłaś.- powiedziała, całując ją w policzek.- A jak tam narzeczony? Stęsknił się?- Hermiona skrzywiła się mimowolnie, właśnie tego się obawiała.. „Bądź silna!!” powtarzała w myślach, po czym spoglądając w twarz przyjaciółki odpowiedziała..
- Mówiąc szczerze to nie bardzo… Jego sekretarka dobrze się nim zajęła. Można powiedzieć na cały etat, plus spore nadgodziny.- powiedziała kwaśno.
- Och to dobrze, że ma takich dobrych pracowników.- powiedziała Martha, do której nie dotarł jeszcze sens tych słów i ich ironia, jednak już po chwili jej twarz stężała..- Jak to nadgodziny? Nie chcesz chyba powiedzieć, że..
- Obawiam się Martho, że nawet jeśli nie chcę, to muszę.. – skrzywiła się kwaśno.- Wróciłam dwa dni wcześniej i zastałam ich w łóżku.. Aż się dziwię, że wcześniej nie zauważyłam tych gigantycznych rogów.- zażartowała smutno, odwracając wzrok, aby ukryć jak bardzo jest to dla niej bolesne.
- Hermiono.. tak mi przykro.- szepnęła pielęgniarka, przytulając ją do piersi.- Będzie dobrze.. musi być. Zobaczysz, jeszcze się ułoży.- szeptała, głaszcząc ją czule po głowie.
- Och Martho.. dziękuję.- szepnęła.
- Nie ma za co, słonko.- pielęgniarka uśmiechnęła się do niej, ocierając łzę z jej policzka.- Nooo, a teraz proszę się pozbierać pani doktor, pacjenci czekają.- zarządziła z uśmiechem, po czym wyszła.
- Ja… ja nie wiem co powiedzieć..- szepnął Igor.
- Nie musisz nic mówić. Po prostu pomilcz ze mną.- odpowiedziała spoglądając na niego w lustrzanym odbiciu.
- Masz moje słowo.- zapewnił.
- Dzięki.- posłała mu blady uśmiech.- A teraz chodźmy już na obchód.- dodała rzeczowym tonem, a chwilę potem zawiesiwszy sobie na szyję stetoskop, rzuciła się w wir pracy..
Nim minęło południe, cały szpital wiedział już, że młoda pani doktor nie jest już z ministrem sportu. Za sprawą Marthy, nikt jednak nie wypytywał Hermiony o szczegóły i mimo, że wiedziała o tym, że ludzie gadają, spekulują i snują plotki, o dziwo nie obeszło jej to aż tak bardzo… Kiedy skończyła obchód i wykonała wszystkie zlecone na dziś badania, po prostu zamknęła się w swoim gabinecie, z kubkiem zielonej, aromatycznej herbaty, stosem kart chorobowych swoich pacjentów i mocnym postanowieniem nadrobienia prawie miesięcznej nieobecności. Za oknem rozpętała się burza, co pewien czas niebo rozjaśniała błyskawica, a przez uchylone okno do gabinetu wlatywał orzeźwiający zapach ozonu.. Hermiona siedząc w swoim wygodnym skórzanym fotelu, pośród znanych sobie mebli i ramek z wyróżnieniami, czuła irracjonalny spokój i odprężenie. Przynajmniej to jedno się nie zmieniło. Pod tym jednym względem, ciągle jest Hermioną Granger, tą samą którą była przed wyjazdem na Hawaje.. I mimo, że zdawała sobie sprawę, że nigdy nie pokocha tego miejsca całym swoim sercem, czuła się tu bezpiecznie i spokojnie.. Z głębokich rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Proszę.- szepnęła, wracając do świata rzeczywistego. Drzwi uchyliły się, powodując lekki przeciąg.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale masz gościa.- Martha stała w progu z niewyraźną miną, a Hermiona pomyślała, że wie już kto jest tym gościem..
- Jeśli to Ron, to powiedz mu, żeby szedł do diabła.- warknęła.- Nie chcę go znać.
- Ale to nie jest..- zaczęła Martha, jednak w tym czasie w progu stanęła jeszcze jedna osoba.
- Mam nadzieję, że mnie nie odeślesz do diabła, kochanie.- Molly Weasley uśmiechnęła się do niej dobrodusznie.. Serce Hermiony, znów skurczyło się boleśnie. Tak bardzo kochała tą kobietę.. tak mocno cieszyła się, że już niedługo będzie nazywać ją mamą.. A teraz?
- Pani Weasley!- szepnęła- Och… nie, oczywiście, że nie. Proszę, niech pani wejdzie.- wskazała kobiecie fotel naprzeciwko.- W porządku Martho.- powiedziała widząc, że pielęgniarka mierzy niedoszłą teściową dziewczyny nieprzychylnym wzrokiem.
- To ja panie zostawię.- powiedziała, ciągle przypatrując się starszej rudej kobiecie, po czym zniknęła za drzwiami.
Molly nie spoglądając niedoszłej synowej w oczy usiadła na wskazanym przez Herminę miejscu, nerwowo szarpiąc uchwyty swojej torebki..
- Może czegoś się pani napije.- szepnęła Hermiona, widząc stres ukochanej kobiety.
- Nie złociutka, dziękuję.- szepnęła tamta, podnosząc wzrok na młodą kobietę.- Przyszłam tutaj w nadziei, że może ty..- zająknęła się.- może ty.. powiesz mi co się stało.- dokończyła
- Domyślam się, że po to.- smutno odparła Hermiona.- Cóż, miłość się skończyła.
- Po dziewięciu latach? Na dwa miesiące przed ślubem?- dopytywała.
- Też jestem w szoku, proszę mi uwierzyć. To nie jest łatwa sytuacja, kiedy cały świat rozpada się na drobne kawałki, a budowę od nowa trzeba zacząć samemu.- szeptała Hermiona, siłą powstrzymując się przed łzami.- Ale dobre w tej całej sytuacji jest to, że dowiedziałam się teraz, a nie po ślubie.- tak naprawdę, to chciała tym bardziej przekonać siebie, niż panią Weasley.
- No właśnie. O czym się dowiedziałaś? Co wy ukrywacie, dziecko?- dopytywała Molly, bliska histerii.
- Jak to, co ukrywamy?- dziwiła się Hermiona.
- Ron zjawił się u nas kilka dni temu, dopytując czy się odzywałaś..- zaczęła.- przez kilka dni chodził dziwnie struty, a wczoraj oznajmił nam, że to koniec, że odeszłaś od niego i że nie będzie ślubu. Chciałabym wiedzieć, dlaczego go zostawiłaś..- zapytała smutno,a w Hermionie, aż się zagotowało. Więc chciał winę zwalić na nią.. O nie, co to, to nie. Pani Weasley miała prawo, żeby poznać prawdę, nawet jeśli ona miałaby ją załamać..
- Dlaczego ja go zostawiłam?- zapytała ostro. Może trochę zbyt cierpko, bo Molly zwróciła swoje zbolałe spojrzenie na nią.- I pewnie zapomniał wspomnieć o Levander, prawda?- wypytywała
- Levander? To ta dziewczyna, z którą Ron pracuje? A co ona ma do rzeczy?- Pani Weasley ewidentnie nic nie rozumiała
- Cóż.. całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że to właśnie ją zastałam w łóżku z Ronem, kiedy wróciłam do domu z wakacji, na które on nie mógł pojechać ze mną, bo podobno musiał pracować.- mówiła spokojnie, patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Co ty mówisz, Hermiono?- Molly była w szoku.- Przecież Ron nie mógłby..- zaczęła, a po chwili w jej oczach pojawiły się łzy.- Tak strasznie cię przepraszam..- wychlipała.- Tak, strasznie przepraszam, że tak cię skrzywdził. Jesteś taka dobra, tyle przeszłaś.. Och Hermiono, wybacz.- chlipała, a Hermionie, aż serce się krajało. Szybko obeszła biurko i kucając obok skulonej w sobie kobiety, mocno ją objęła.
- Kochana, cudowna pani Weasley… Molly.. to nie twoja wina.- szeptała, tuląc ją i lekko kołysząc.- To nie jest niczyja wina. Po prostu…stało się. Ale czasu nie da się już cofnąć, a pewnych rzeczy po prostu nie można wybaczyć.. – szeptała.
- Ależ ja rozumiem Hermiono. Boże, kochanie jak ty sobie poradzisz?- zapytała, łapiąc Herminę za policzki.
- Będę musiała.- szepnęła cicho.- Choć nie łatwo jest budować od samych podstaw, w momencie, kiedy straciło się wszystko.- Mimo, że bardzo chciała, nie udało jej się powstrzymać łzy, która pociekła po jej policzku.
- Boże, jak on tak mógł.. Kogo ja wychowałam?- szeptała pani Weasley, tuląc Hermionę.
- Wychowała pani świetnego faceta. Tylko, że okazało się, że jednak nie dla mnie..- szepnęła wstając.
- Boże, Hermiono… jak… po tym wszystkim, potrafisz mówić o nim dobrze?- zapytała, spoglądając na młodą kobietę
- Bo pomijając końcówkę, spędziłam z nim dziewięć cudownych lat.. Dał mi wiele chwil, których nigdy nie zapomnę.. – tłumaczyła, uśmiechając się blado, kiedy przed jej oczami przewijały się obrazy szczęśliwych chwil.
- Jesteś cudowna skarbie.- szepnęła słabo Molly, ocierając swoje łzy i zbierając się do wyjścia.
- Szkoda, że on tego nie widział.- westchnęła Hermiona, wstając aby pożegnać swojego gościa.
- Też żałuję..- westchnęła starsza kobieta.- Wybacz mi tą wizytę, gdybym wiedziała, co zrobił ci mój syn, nigdy bym tu nie przyszła..
- Dobrze pani zrobiła.- szepnęła Hermiona.- Przynajmniej miałam okazję, żeby się pożegnać.- powiedziała, po czym serdecznie uściskała pulchną kobietę, pozwalając sobie na łzy.- Będzie mi pani brakowało.- szepnęła
- Mnie ciebie też, Hermiono. Mnie ciebie też.- westchnęła, klepiąc Hermionę po plecach. Po czym ocierając kolejne łzy, teleportowała się, znikając z głośnym trzaskiem…
Hermiona opadła na swój fotel, chowając twarz w dłoniach. Tak bardzo kochała tą kobietę i tak bardzo cierpiała raniąc ją.. Z drugiej jednak strony, cieszyła się z tego spotkania. Wiedziała, że wraz ze zniknięciem Molly z jej gabinetu, zamknęła pewien rozdział w swoim życiu. Teraz nadszedł czas na tworzenie następnego, już bez Rona i jego rodziny u boku.. Ten rozdział musiała zacząć pisać sama… A dopiero czas pokaże, czy na którejś z jego kart, pojawi się nowy bohater…
Wchodząc po cichu do gabinetu, Martha zastała ją, ocierającą łzy. Było jej szkoda młodej kobiety, którą tak bardzo lubiła, a której mimo szczerych chęci nie mogła pomóc.
- Wszystko w porządku, Hermiono?- zapytała, łapiąc ją za ramię
- Tak.-szepnęła słabo.- W porządku Martho. Właśnie pożegnałam kobietę, za którą prawdopodobnie będę tęskniła bardziej niż za Ronem.- szepnęła.
- Przykro mi.- westchnęła, delikatnie ściskając ramię lekarki
- Wiem Martho, mnie też.- westchnęła, klepiąc dłoń pielęgniarki.
- Tak bardzo chciałabym ci jakoś ulżyć, złotko. Ale nie potrafię.- przyznała pielęgniarka.
- Obawiam się, że z tym muszę uporać się sama. A kiedy już to zrobię, zacznę budować swój świat na nowo..- powiedziała Hermiona, zerkając na blat biurka.- I wiesz, co?- zapytała nagle.
- Tak?
- Ja jeszcze będę szczęśliwa.- szepnęła, ciągle wbijając wzrok w biurko, jakby chciała wyczytać na jego blacie swoją przyszłość.
- Będziesz, oczywiście że będziesz!!- Martha poklepała ją po ramieniu, po czym zakładając swój płaszcz, wyszła zostawiając Hermionę samą..
Po kilku minutach jednak i ona ruszyła do domu. Teleportując się przed bramę swojego nowego, starego domu, czuła tak jakby po rozmowie z panią Weasley zostawiła przeszłość za sobą..
Z głośnym westchnieniem przekroczyła bramę.. małą furtkę, która prowadziła do jej nowej przyszłości…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 04.05.2024 16:05