Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 13:01
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




21

Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem przybliżając ich do świąt, oraz oczekiwanego przez Hermionę ślubu Igora i Ani. Z każą chwilą kobieta cieszyła się coraz bardziej, tak jakby to ona, a nie jej przyjaciel brała ślub. Po cichu również zazdrościła Igorowi, jednak nigdy nie powiedziała tego głośno. W jej mniemaniu Draco nie rwał się ani do oświadczyn, ani tym bardziej do ślubu. Nigdy też na ten temat nie rozmawiali, zręcznie unikając go w swoich konwersacjach… W końcu sama, przed sobą musiała przyznać, że ich znajomość trwa odrobinę za krótko, więc dała spokój rozmyślaniom na temat zostania panią Malfoy. Szybko jednak pojawiły się inne zmartwienia, Draco ewidentnie posmutniał. Chodził przybity, jakby ciągle z głową w chmurach. Często po powrocie z pracy, zastawała go w jego gabinecie, głęboko zamyślonego. Czyżby jej ukochany miał jakiś problem? Nie wiedziała, a najgorsze było to, że Draco uparcie twierdził, że wszystko jest okey.
– Powiesz mi w końcu, co cię gryzie?- zapytała dzień przed wigilią, kiedy budząc się rano, zastała blondyna stojącego przy oknie w sypialni i tępo wpatrującego się w dal.
– Zapewniam cię słonko, że to nic wielkiego.- odwrócił się do niej, siląc się na uśmiech.- Po prostu problemy w pracy. Zawsze tak jest na koniec roku.- zełgał na poczekaniu. Prawda była jednak taka, że martwił się o to, jak ma jej powiedzieć, że wyjeżdża i to już za dwa tygodnie, jak ma ją przekonać, żeby pojechała z nim, a ponad to martwił się o to, jak kobieta zareaguje, kiedy dowie się, że jej projekty zostały zaakceptowane przez organizatorów Targów Mody..
– Draco.- powiedziała poważnie, podchodząc do niego.- Jesteśmy ze sobą od przeszło pół roku, a ty nigdy nie martwiłeś się pracą. Powiedz mi co się dzieje?- prosiła tuląc się do niego.- Martwię się o ciebie…
– To się nie martw, bo wszystko jest okey.- szepnął tuląc ją do siebie.
– Czasem mi się wydaje, że chodzi o mnie…- szepnęła smutno.- Może ty już nie chcesz ze mną być, co?- zapytała.
– Hermiono! Słońce ty moje!- przytulił ją jeszcze mocniej, biorąc jej twarz w swoje dłonie, tak żeby mogła spoglądać mu w oczy.- Skąd ci to przyszło do głowy, skarbie? Nie ma na świecie nic ważniejszego dla mnie od ciebie! NIC. Kocham cię!
– Ale nie powiesz mi, co cię gryzie.- bardziej stwierdziła, niż zapytała.
– Wszystko w swoim czasie, a teraz zbieraj się, bo nie zdążysz do pracy.- zaśmiał się, wskazując głową na zegarek. Również Hermiona zerknęła w jego kierunku, a już po chwili z piskiem gnała do łazienki. Miała niecałe pół godziny…
– Zrobię ci kawy!- zaśmiał się, widząc jak znika za drzwiami do toalety.
Kilka minut później siedzieli już w kuchni sącząc gorący napój. Draco ciągle był czymś zmartwiony, lecz po porannej rozmowie, Hermiona dała za wygraną i więcej nie wypytywała go, o co chodzi.
– Dziś pewnie wrócę później.- westchnęła, na co on spojrzał na nią zainteresowany.- Muszę iść na zakupy, ślub Igora za dwa dni, a ja nie mam jeszcze sukienki.- wytłumaczyła.
– Może zaprojektuj sobie sama?- zaproponował.
– Draco, wydaje mi się, że ten temat już zamknęliśmy, prawda?- zapytała ostro. „Tobie się wydaje..” pomyślał w duchu.- Nie zaprojektuję sobie nic, bo nie jestem projektantką.- dodała. „Jeszcze” uzupełnił jej wypowiedź w myśli.
– Herm, a może jednak warto byłoby…
– Nie.- ucięła, wchodząc mu w słowo.- I nie wracajmy już do tego.
– Marnujesz talent.- westchnął.
– Chcesz się teraz kłócić?- warknęła. A kiedy rozbawiony pokręcił głową, że nie. Westchnęła- To dobrze. Ale teraz lecę, spotkamy się wieczorem.- całując go delikatnie, teleportowała się do gabinetu. To był jej ostatni dyżur przed świętami, potem do pracy wróci dopiero po nowym roku, miała więc nadzieję, że dziś nie będzie zbyt ciężko, bo czując zbliżające się wolne, nie miała specjalnej ochoty na nawał pracy. Była już przebrana, kiedy w gabinecie pojawił się Igor.
– Cześć panie młody.- powitała go wesoło.
– Witaj moja starościno.- zaśmiał się. Hermiona istotnie zgodziła się zostać ich świadkiem, po tym jak sama Ania, poprosiła ją o to.- Jestem padnięty.- jęknął.- Nie miałem pojęcia, że przygotowania do ślubu, pochłaniają aż tyle energii.- westchnął zakładając fartuch.
– Coś o tym wiem..- zaśmiała się.
– No fakt.-odpowiedział.- Mam nadzieję, że dziś nie będzie za dużego ruchu…
– No to jest nas już dwoje.- odparła z uśmiechem.- Jak sobie pomyślę, że wrócę tu dopiero po świętach, to aż nie mam ochoty dziś pracować.
W tym samym momencie do gabinetu weszła Martha, przyglądając im się z rozbawieniem. Jej pojawienie Igor skwitował jedynie westchnieniem „No i się zaczęło!”, co Hermiona uzupełniła swoim dźwięcznym śmiechem. Pielęgniarka istotnie trzymała w dłoni jakąś kartę, zapewne nowy pacjent.
– Co masz Martho?- zapytała ciekawie Hermiona.
– Obawiam się, że coś co zepsuje ci humor.- westchnęła.
– Aha.. czyli coś związane z Weasleyem, tak?- zapytała Hermiona, spoglądając na przyjaciółkę.- No dalej, mów. Zapewniam cię, że dziś nic nie zepsuje mi humoru..
– Skoro tak mówisz, to proszę.- powiedziała wręczając jej kartę.- Brown trzeba zrobić kontrolne USG.
– Tylko tyle?- zaśmiała się Hermiona.- Martho, dawno już mi przeszło.
– To dobrze, bo on jest z nią.- westchnęła pielęgniarka.
– I pomyślałby kto, że ma tyle czasu.- warknęła Hermiona.- Już są?
– Tak, czekają w zabiegowym.- powiedziała Martha, wychodząc z gabinetu, gdzie Hermiona i Igor znów zostali sami.
– Iść z tobą?- zapytał
– Do USG?- zdziwiła się. Wiedziała, że chce ją wspomóc psychicznie, ale tym razem, naprawdę już nie trzeba było. Ron to już przeszłość, teraz liczy się tylko Draco.- Dam sobie radę, ty idź na obchód.- odpowiedziała, po czym przewieszając przez szyję stetoskop wyszła z gabinetu. Usłyszała jeszcze tylko, jak Igor westchnął „Zuch dziewczyna! I za to właśnie cię lubię!”, po czym raźnym, pewnym siebie krokiem ruszyła w kierunku pokoju zabiegowego, gdzie znajdował się sprzęt do USG. Nie potrzebowała już głębszych oddechów przed wejściem, ani chwili na przygotowanie się. Po prostu z biegu nacisnęła klamkę, wchodząc do zabiegówki.
– Witam państwa.- przywitała się służbowo, widząc Levander z zaokrąglonym już nieco brzuszkiem, siedzącą na kozetce, a obok niej trzymającego ją za rękę Rona.- Już się kiedyś spotkaliśmy, moje nazwisko Granger, procedurę już państwo znacie… Pana zapraszam na krzesło obok drzwi, a panią proszę o odsłonięcie brzucha.- instruowała, przygotowując sprzęt USG i potrzebne żele. Widziała jak Ron spogląda na nią w niemym zachwycie. Jednak nic sobie z niego nie robiła. Przygotowawszy niezbędne przyrządy podeszła do Leander, która leżała już przygotowana na kozetce.- Jak się pani czuje, pani Brown?- zapytała, spoglądając na kobietę. Cóż, była jej pacjentką, a jak wiedziała, każda przyszła matka, lubi pogadać sobie na temat swojego cudownego stanu.
– Daj spokój Hermiono, ja wiem, że źle zrobiłam, ale ten wyniosły ton, to chyba przesada.- westchnęła Levander.- Znamy się od dawna, więc możesz mówić mi po imieniu. A czuję się dobrze.
– To znakomicie.- uśmiechnęła się do niej. Nic, kompletnie nic, nie robiła sobie już z tamtej sytuacji.- A dolegliwości ciążowe bardzo ci dolegają?
– Poza mdłościami wszystko jest w porządku. Czuję się kwitnąco.- zapewniła.
– I tak też wyglądasz. Do twarzy ci z ciążą.- znów się uśmiechnęła, sięgając po tubkę z żelem.
– Dziękuję.- szepnęła zaskoczona Brown.- Hermiono słuchaj…ja…ja cię chciałam prze…
– Nie masz mnie za co przepraszać Levander.- weszła jej w słowo Hermiona.- Stało się. A nawet to i lepiej.- westchnęła.- Cieszę się, że wam się ułożyło.
– A ty?- zapytał milczący do tej pory Ron.
– Co ja?- zapytała nawet nie odwracając głowy w jego stronę.
– Jak układa się tobie?- uściślił.
– Znakomicie. Jestem szczęśliwa, jeżeli o to pytasz.- odparła, włączając aparaturę.- Znów poczujesz nieprzyjemny chłód.- zwróciła się do kobiety, nakładając na jej brzuch, odrobinę przeźroczystej mazi.
– Masz kogoś?- Ron dalej drążył temat.
– Nie widzę potrzeby do opowiadania ci o tym.- warknęła.- Ale tak, mam. A teraz pozwól, że skupię się na badaniu.- chciała dać mu sygnał, że ma zakończyć swoje wypytywania. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Hermiona sondą USG, jeździła po brzuchu Levander, spoglądając na monitory.
– I jak? Wszystko w porządku?- zapytała ciężarna, z niepokojem spoglądając na monitor, z którego jednak nic nie umiała wyczytać.
– Jak najlepszym.- Hermiona uśmiechnęła się do niej.
– Ale…ale, co to jest? O tam, widzisz..takie migające..- dopytywała Levander, wskazując dłonią na migający punkt na obrazie monitora. Od dłuższego czasu ją to niepokoiło.
– To?- Hermiona wskazała palcem na punkcik, a kiedy Levander potwierdziła, że tak, Hermiona wytłumaczyła- To jest serce waszego dziecka. Tak bije i jest to zupełnie normalne…
– Jak to serce?- zdziwił się Ron.- Możesz to tutaj zobaczyć?
– Mogę zobaczyć o wiele więcej, a ty jeśli chcesz, to podejdź.- odpowiedziała przez ramię. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. W kilku krokach znalazł się przy monitorze, przypatrując mu się ciekawie.
– A co jeszcze widzisz?- zapytał
– O tutaj…- wskazała na ekran.- To jest rączka, tu są nóżki…o… a tu główka.- wskazywała po kolei.- Dziecko rozwija się prawidłowo i wygląda na to, że jest zdrowe. Jeśli chcecie, to jestem w stanie, choć nie na 100%, powiedzieć wam, czy to chłopiec, czy dziewczynka.- wytłumaczyła.
– To też widzisz?- zdziwiła się Levander.
– Jest jeszcze dość wcześnie, na zupełną pewność, ale wydaje mi się, że już wiem.- dopowiedziała, znów zmieniając ułożenie sondy.
– Powiedz!- przyszli rodzice szepnęli niemal w tym samym momencie.
– Cóż… wygląda na to, że wasza córeczka, urodzi się na początku wakacji.- odpowiedziała, odkładając sondę na miejsce i wypisując na karcie odpowiednie zalecenia.
– Dziewczynka?- szepnął Ron.
– Na to wygląda.- odpowiedziała.- A teraz już wam dziękuję. Na dziś to wszystko. Tutaj masz odpowiednie zalecenia- powiedziała wręczając kobiecie jakieś kartki.- Zgłoś się za jakieś 6 tygodni na następne badanie. Do widzenia.- pożegnała się. Była z siebie dumna. Zmierzyła się sama ze sobą i wyszła z tej walki zwycięsko. Odbiła się od własnych smutków i gniewu i z wielką radością mogła stwierdzić, że ani Ron, ani Levander, czy też cała ta sytuacja już jej nie rusza. Wyleczyła się z toksycznej miłości…
– Poczekaj.- usłyszała za sobą, kiedy wyszła z gabinetu. Odwróciła się, spoglądając na Rona, który zostawiając Levander wybiegł za nią.
– Czego chcesz?- warknęła.
– Porozmawiać.
– Już ci zdaje się powiedziałam, my nie mamy o czym rozmawiać.- odpowiedziała, chcąc ruszyć. Znów poczuła jego uścisk na dłoni. Odwracając się do niego szepnęła.- Radzę mnie puścić.- o dziwo posłuchał.
– Chciałem cię przeprosić.- wyszeptał.
– Przeprosić mówisz… A za co?- zapytała lekko poirytowana.- Za to, że zdradziłeś mnie na miesiąc przed ślubem? Za to, że mnie okłamywałeś? Że traktowałeś mnie, jak przedmiot? Że zabrałeś mi marzenia? Czy może za to, że zrobiłeś sobie dziecko, w czasie, kiedy usilnie błagałeś mnie o powrót? No, powiedz… za co chciałeś mnie przeprosić?- wyrzuciła z siebie wszystkie swoje żale. Widziała zdziwienie na jego twarzy. Pewnie nie spodziewał się, że usłyszy aż tyle żalu i jadu w jej głosie. Być może nie spodziewał się nawet, że cokolwiek powie…
– Za wszystko.- odpowiedział.- Przepraszam za wszystko i jeszcze za to, że przeze mnie straciłaś przyjaciół. Ja rozumiem Hermiono żal do mnie, ale błagam… błagam cię, nie odgrywaj się na Harrym i Ginny. Jeżeli ktoś jest winny, to ja. Do nich wróć, w końcu jesteście przyjaciółmi.- mówił smutno, cały czas jednak spoglądając jej w oczy.
– Byliśmy przyjaciółmi, mówiąc ściślej.- odpowiedziała twardo.
– Przecież ich potrzebujesz, wiem o tym.- szepnął.
– A skąd niby ten wniosek?- warknęła.- Nie, nie potrzebuję ich! Mam przyjaciół. I wyobraź sobie, że znalazłam ich w najmniej spodziewanych osobach… ale o tym, już nie muszę ci mówić! Wracając jednak do Potterów to, nie są już moimi przyjaciółmi, bo przyjaciele nie zachowaliby się tak, jak zachowali się oni! Aha i nie odgrywam się na nich, po prostu ułożyłam sobie życie od nowa, a dla nich i dla ciebie nie ma w nim miejsca!
– Zmieniłaś się.- szepnął spuszczając wzrok.
– Nie przeczę. Pewne sytuacje hartują.- odparła sucho.
– Ale w głębi serce wciąż jesteś tamtą Hermioną…
– Nie. Tamtą Hermionę stworzyłeś sobie ty, a ta teraz, jest sobą!- odpowiedziała chcąc ruszyć do gabinetu. Ta rozmowa pomału ją już męczyła.
– Ale..- zaczął, jednak urwał widząc zbliżającego się Igora.
– Wszystko w porządku?- zapytał mężczyzna podchodząc do nich.
– Jak najlepszym, pan Weasley miał kilka pytań, dotyczących zaleceń dla panny Brown.- odpowiedziała, sucho zerkając na Rona.
– Aha, to dobrze.- westchnął Igor.- A tak na marginesie Hermiono, to ktoś cię szuka. Jakaś kobieta, nie chciała powiedzieć w jakieś sprawie. Czeka w gabinecie.- powiedział odchodząc.
– Muszę już iść.- powiedziała w kierunku Rona.- Życzę szczęścia w życiu.
Odeszła zostawiając oniemiałego rudzielca na środku korytarza, tępo wpatrującego się w jej oddalającą się sylwetkę. Nie zwracała już jednak na niego uwagi, kolejny raz wygrała. Udowodniła sobie, że na dobre zamknęła już ten rozdział i może już spokojnie żyć od nowa. Teraz jej głowę zaprzątała tajemnicza kobieta, oczekująca na nią w gabinecie. Miała nadzieję, że to nie będzie znowu jakaś konfrontacja z przeszłością…
Przed drzwiami zatrzymała się na chwilę, poprawiając kitel i włosy, aby już po minucie, nacisnąć na klamkę. W gabinecie istotnie stała jakaś kobieta, zupełnie Hermionie nie znana. Na oko trzydziestoletnia szatynka, ubrana w gustowny kostium ze spodniami, oraz pasującą do wszystkiego szarą koszulą, w modną w tym sezonie kratkę. Wyglądała szykownie i elegancko. Nienaganny makijaż, zrobiony według najnowszych trendów, oraz modna fryzura, dodawały jej postaci jeszcze bardziej wyniosły ton…
– Witam, moje nazwisko Granger.- przywitała się kobieta.- Pani mnie szuka?
– Istotnie.- kobieta uśmiechnęła się do niej.- Miło mi panią poznać, pani Hermiono. Zapewne zastanawia się pani, kim jestem.- dodała, a kiedy Hermiona kiwnęła głową potwierdzając, że istotnie, dodała- Nazywam się Susan Wilson, przyjechałam się z panią zobaczyć, aż z Nowego Yorku.
– W takim razie słucham, pani Wilson, w czym mogę pani pomóc?- zapytała, gestem dłoni zapraszając kobietę do zajęcia miejsca na przeciwko niej.
– To raczej ja mogę pomóc pani, panno Granger.- odpowiedziała amerykanka.- Tak się składa, że nasz wspólny przyjaciel przekazał mi pewne…hmmm… interesujące materiały, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
– Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem.- odparła Hermiona, spoglądając na kobietę. Nie wiedziała kim ona jest i jakich mogą mieć wspólnych znajomych.
– Tak, tak.. Zabini powiedział mi, że tak się może stać.- odpowiedziała z uśmiechem. A więc chodziło o Diabła… Tylko co on wykombinował i jakie materiały mógł przekazać tej kobiecie.- Widzi pani, tak się składa, że jestem organizatorką Targów Mody, które za kilka miesięcy odbędą się w Nowym Yorku, a pani projekty… cóż… Hermiono pozwól, że tak się zwrócę… Masz niebywały talent, który marnujesz w tym szpitalu. Jesteś genialną projektantką, a ja jestem tutaj, żeby zaproponować ci udział w…
– Zaraz, zaraz..- Hermiona weszła jej w słowo.- A skąd pani wie, że ja projektuję?- zapytała zaskoczona.
– To jest pani, prawda?- zapytała wręczając jej, zrobione przed Malfoya kopie.
– T-tak, ale…- zaczęła. Nagle wszystko ułożyło się w całość. Draco zrobił kopie, a Diabeł je rozreklamował… A obaj, zakończą swoje żywoty i to bardzo szybko!!!
– Cieszę się.- odpowiedziała Susan, nie zrażona szokiem dziewczyny. W końcu Zabini powiedział jej, że cała akcja przeprowadzona została w zupełnej tajemnicy.- W takim razie oficjalnie proponuję ci udział w Targach. Kochana nie marnuj talentu!!!
– Zabiję ich!- warknęła Hermiona.- Zabiję!
– Rozumiem, że musisz się z tym przespać.- zaśmiała się Susan.- Proszę, masz tu moją wizytówkę. Odezwij się, kiedy przemyślisz sprawę. Będę w Londynie jeszcze trzy dni.- powiedziała wstając z krzesła.- To do usłyszenia.
– Tak, być może.- odpowiedziała Hermiona, kiedy amerykanka wyszła już z gabinetu. Była wściekła, jak oni mogli jej coś takiego zrobić!? Przecież to była jawna kradzież.. W tym samym czasie do gabinetu wszedł uśmiechnięty Igor..
– Kto to był? I czemu jesteś taka zła?- zapytał widząc minę przyjaciółki.
– Nie ważne.- warknęła.- Zastąpisz mnie dzisiaj?- zapytała po chwili.
– Jasne! A coś się stało?- zapytał z troską.
– Nie, po prostu muszę dokonać mordu!- warknęła wychodząc z pokoju…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 04.05.2024 14:17