Ostateczna Potyczka, Po Czarnym
Panie
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
![]() ![]() ![]() |
Ostateczna Potyczka, Po Czarnym
Panie
Shona |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 28 Dołączył: 23.05.2003 Skąd: Parafia Św. WC Kaczki ![]() |
Część pierwsza
Był upalny, sierpniowy dzień. Słońce wlewało się przez szczelnie zasłonięte okna do salonu, oświetlając stare, podniszczone meble. Na jednym z foteli w kolorze zgniłej żółci, który tak pasował do tureckiego dywanu jak mucha do słonia, siedziała wysoka i gibka dziewczyna. Jasne włosy swobodnie opadały jej na opalone ramiona. Oczy miała zielone, ale teraz nie można było tego zauważyć – przymknęła je, aby uchronić się przed blaskiem słońca. W prawej ręce trzymała zielony wachlarz. Oddychała miarowo, co jakiś czas unosząc głowę. Przez salon przeszła inna postać – tęga i korpulentna dama o trzech podbródkach. Pokręciła głową i otworzyła okno na całą szerokość. Podeszła do leżącej w fotelu dziewczyny i delikatnie dotknęła jej ramienia. -Panno Julianne… Przyszedł list – gruba dama, najwyraźniej służąca dziewczyny, podała jej złotą kopertę. -Dziękuję, Alma – Julianne uśmiechnęła się blado. Nie wyglądała na zdrową – miała przeraźliwie bladą twarz i mętny wzrok. – Odejdź, proszę. Alma posłusznie opuściła salon. Julianne odłożyła kopertę na stolik. Starała się na nią nie patrzeć. Bała się, że zawiera tę wiadomość, której najbardziej się obawiała. Sięgnęła ręką po kopertę. Lepsza jest najgorsza prawda od ciągłej niepewności. Powoli rozrywała papier. Z koperty wypadła mała karteczka. Julianne odłożyła ją na stolik. Po chwili jednak sięgnęła po nią. Nie wytrzymała już niepewności. Karteczka była równie złocista jak koperta. List wypisano na niej tak samo jadowitozielonym atramentem jak adres. Julianne przeleciała kilka linijek wzrokiem. W oczy wstąpiły łzy, a na twarzy pojawił się uśmiech. -Zwyciężyliśmy – szepnęła, przyciskając karteczkę do serca. – Wygraliśmy. *** Przy łóżku wysokiego chłopca stała uzdrowicielka. Zakładała mu bandaż, kręcąc głową z powątpiewaniem. Do namiotu wnoszono coraz więcej ludzi. Większość, ledwie trzymała się przy życiu. Chłopiec poruszył się niespokojnie. Krucze włosy, posklejane krwią opadały na poranione czoło. Z ramienia powoli sączyła się krew. Otworzył oczy. Były tak samo zielone, jak oczy Julianne. Nazywał się Harry Potter. Do jego łóżka przepychała się wysoka dziewczyna, z burzą kasztanowych włosów i pielęgniarskim czepkiem na głowie. Minę miała niewesołą, po policzkach ściekały łzy. Ona również była zaplamiona krwią. Podeszła do niego. -Wygraliśmy – uśmiechnęła się blado. -To nie jest dobre słowo, Hermiono – powiedział Harry głosem jakby z zaświatów. – Mówisz, jakbyśmy wygrali w jakiejś grze losowej, albo w quidditchu. Gdyby tak było, nie byłoby tego – wskazał ręką na rannych i konających, leżących niedaleko niego. – Zwyciężyliśmy? To prawda. Zwyciężyliśmy. Ale jakim kosztem? – spojrzał w twarz Herminy. – A Ron? Hermiona odwróciła twarz. -Nie żyje – wyszeptała. Harry’ego zatkało. Coś zaczęło go dławić w gardle. Do zielonych oczu cisnęły się łzy. On przeżył. Znowu przeżył. To niemożliwe, Ron nie zginął, wmawiał sobie. Za chwilę przyjdzie tutaj, usiądzie i zacznie rozprawiać o Armatach Chudleya. To nie możliwe… *** Julianne poprawiała turecki dywan, leżący w jej salonie. Niebo zaczęło przybierać barwę atramentu. Pojawiały się pierwsze gwiazdy. Julianne czekała na powrót Harry’ego z niepokojem. Wojna zmienia ludzi. Na ciele, i na duszy. Najbliżsi przyjaciele odchodzą na zawsze, wszędzie pełno trupów. I sam żyjesz z myślą, że jutro możesz zginąć. Prześladują cię różne myśli. Rozpaczliwie próbujesz pocieszyć siebie i przyjaciół, którzy zostali przy życiu. W końcu nie wytrzymujesz. Czasem, dzięki jednemu człowiekowi, cała wojna może się obrócić na twoją korzyść lub niekorzyść. Czasem, mimo, że za chwilę zostaniesz ugodzony mieczem prosto w serce, uda ci się zabić najgorszego wroga. To się właśnie stało z Ronem. Julianne wiedziała o tym, w liście zamieszczono listę poległych. Nie było na niej Harry’ego. To pozwoliło jej odetchnąć. Cera zaczynała nabierać zdrowych kolorów. Ale ciągle prześladowała ją myśl, jak bardzo się zmienił. Jak bardzo ją zmieniła ta wojna. Czy nadal będzie mogła odnaleźć w nim dawnego Harry’ego Pottera? Czy on odnajdzie w niej dawną Julianne Potter? Drzwi otworzyły się. Alma i trzy skrzaty domowe wprowadziły Harry’ego do pokoju. Za nimi wsunęła się Hermiona. Julianne uśmiechnęła się niewyraźnie. Niezbyt lubiła Hermionę. Zawsze wydawało jej się, że chce jej odebrać Harry’ego. *** Hermiona usiadła na fotelu w kolorze zgniłej żółci. Nie lubiła tego pomieszczenia. Wiedziała, że nie jest mile widziana przez Julianne. Sama też jej nie lubiła. Ale usiadła. Nie miałaby sił wracać sama do pustego domu, gdzie na powitanie nie dostanie kubka gorącego kakao. Jakby z oddali usłyszała głos Julianne: -Ta wojna wiele namieszała. Harry zmierzył ją morderczym wzrokiem. Julianne wzdrygnęła się. -Nie mów o wojnie jak o karcianej grze – wycedził przez zęby. – Może i odnieśliśmy zwycięstwo, ale to nie powód, że teraz mówić o tam, jakby to był pikuś! -Spokojnie, Harry! – krzyknęła Julianne. -Ciebie tam nie było… Nie słyszałaś jęków konających… Nie widziałaś oślepiającego, zielonego światła, buchającego z różdżek śmierciożerców. Nie budziłaś się co dzień ze świadomością, że możesz zginąć – mówił. – Nie mów o wojnie, jak o jakiejś kłótni. ‘Nieźle namieszała’ – prychnął. Julianne nie wiedziała co powiedzieć. Nikt nie zauważył, kiedy Hermiona wyszła. *** O ile poprzedniego dnia rażącego światła słonecznego nie dało się wytrzymać, o tyle tego dnia nie było tak pięknie. Niebo było zasnute ołowianymi chmurami, a od krawężników odbijały się ciężkie krople deszczu. Na twarzy Hermiony nie dało się już odróżnić kropli deszczu od łez, spływających obficie po różowych policzkach. Znalazła się przed pustym domem. Światło nie buchało z okien. Wszystko było obce. Niby nie porozsuwane, a jednak rozsunięte. Obce. Hermiona poczuła się jak intruz, gdy weszła do własnego domu. Spojrzała w stronę ich pokoju. Jutro dostarczą ciało. Okropne słowo… Dostarczą… Jakby ciało Rona było przedmiotem. Dostarcza się jedzenie i kanapy. Zapaliła światło. Na środku salonu stała suknie ślubna i welon. Mieli się pobrać. Zgasiła światło. Nie mogła na to patrzeć. -To niesprawiedliwe – szepnęła do siebie. Nie ma już nikogo. W ciągu trzech lat nieustających bitw z Voldemortem i smierciożercami, jej rodzice zginęli, Ron poległ w czasie bitwy. A ona żyje. To właśnie wydało jej się niesprawiedliwie. Deszcz coraz mocniej zacinał… C.D.N -------------------- |
nadzieja |
![]()
Post
#2
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 217 Dołączył: 31.08.2003 Skąd: Nibylandia ![]() |
Na wstępie powiem, że nie jestem
obiektywna. Nie mogę być, skoro jest to pierwsze opowiadanie od 3 miesięcy,
które przeczytałam. Przyznaję przy tym, że jestem okropnie głodna
wszystkiego co ma służyć rozrywce i oderwaniu od rzeczywistości. Weź to pod
uwagę gdy bedziesz czytać pochwały, które tu zaraz naskrobię, i zanim
popadniesz w samo zachwyt poczekaj na opinie ludzi nie będących na fikcyjnym
głodzie
![]() Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę i zasługuje na pochwałę jest klimat. Wciągający, trochę mroczny, wciskający w fotel. Jest to o tyle ważne, ze gdy jest pozwala zatuszować niedoskonałości np. fabuły. Nie wszystko jest w niej idealne ( może dlatego, że jeszcze się na dobre nie rozwinęła...), ale nie zwraca się na to specjalnej uwagi i czyta dalej. Z komentowaniem treści jeszcze się powstrzymam. Wprowadziłaś w dobrze nam znany świat swoją własną postać, zazwyczaj jak widzę w opow. HP zmyslone imię natychmiast przestaję czytać. Tu się tak nie stało, dotrwałam nawet do końca. Pewnie dlatego, że wydała mi się ona interesująca, i zdecydowanie dlatego, że nie jest to jakaś słodka, głupiutka, blond księżniczka. Poczekamy co będzie dalej:). Zdania budowanie dobrze, nie robisz rażących błędów ( niepodważalny plus ![]() Aha, jeszcze jedno... powiedz mi, czy musiałaś uśmiercać Rona? Po traumatycznych przeżyciach z Syriuszem, to przestaje być śmieszne... |
Shona |
![]()
Post
#3
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 28 Dołączył: 23.05.2003 Skąd: Parafia Św. WC Kaczki ![]() |
Część druga
Harry spojrzał w przerażone oczy Julianne. Nie poznawała go. Zmienił się. A czego się spodziewała? Że wróci cały w skowronkach? Niedoczekanie. Ona się nie zmieniła. Widział to. Wciąż była tą rozrywkową Julianne. Ale na pierwszy rzut oka nie sprawiała takiego wrażenia. Na pewno sama myślała o sobie, jako o całkowicie odmiennej osobie. Ale wystarczyło spojrzeć w jej oczy. I znać ją. Poprawiła włosy. Spojrzała na niego dziwnie. -Zmieniłeś się – powiedziała w przestrzeń. -Spodziewałaś się czegoś innego? – odpowiedział po chwili, wpatrując się w okno. Deszcz zacinał coraz mocniej. – Ty się wcale nie zmieniłaś. Wstała i wyszła z pokoju. Minę miała zagniewaną. Obraziła się? Niby za co? Za to, że powiedział prawdę? Zawsze sama na to nalegała. Ale nie znosiła prawdy. *** Biała poduszka była już cała mokra. Hermiona podniosła głowę i spojrzała w lustro. -A więc płakałam – powiedziała, patrząc na zaczerwienione oczy i ostatnie łzy spływające po rumianych policzkach. Odwróciła głowę od lustra, a jej kasztanowe loki zatańczyły w powietrzu. Wstała i weszła do łazienki. -Hermiono Granger, nie wolno ci popaść w depresję – powiedziała do siebie, próbując zatrzymać łzy cisnące się do oczu. – Nie wolno ci – łzy powoli spływały po policzkach. Wytarła je i zamknęła oczy. – On wróci. Spróbuj w to uwierzyć. *** Julianne kopnęła z całej siły w krzesło. -AUA! – krzyknęła łapiąc się za stopę. Powiedział, że się nie zmieniła. Ale przecież nie jest już ta rozrywkową Julianne sprzed kilku lat. Nie była. Nie była? Na pewno nie. A może? Spojrzała na portret swojej matki na ścianie. Pochrapywała miarowo. -A jeśli ciągle jestem taka… jak dawniej? *** Zgasił światło jednym machnięciem różdżki. Ramię bolało niemiłosiernie. Ale nie tak, jak blizna. Paliła. Paliła żywym ogniem. Ale przecież Voldemorta już nie ma! Nie ma prawa palić żywym ogniem! Dotknął jej. Zabolało. -Jak to możliwe? – zapytał sam siebie. – Nie ma już Voldemorta. Nie istnieje. Blizna nie ma prawa boleć – nie ma takiej opcji! *** -Pięknie. Nawet chusteczek już nie mam. NIC! NIKOGO! – wrzasnęła histerycznie Hermiona. Rzuciła poduszką. Manekin, na którym wisiała jej ślubna suknia, przewrócił się. Nie wstała. Nie podeszła. Nie podniosła manekina. Po co? I tak jeszcze dziś musi się tego pozbyć. Wyrzucić. Oddać. Zapomnieć. Chce zapomnieć? *** Spojrzała w lustro. Spojrzała w swoje oczy. W nich jest ukryta cała prawda. Ona się zmieniła. Musiała się zmienić, choćby w najmniejszym stopniu. Jest inna. A jeśli nie? Jakiś denerwujący głos mówił, że się nie zmieniła wcale. Drugi mówił, że się zmieniła. -Pani Potter? – trzeci głos należał do Almy. Zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem. Gdyby widziała samą siebie, upewniłaby się, że jest inna osobą. *** Spod bandaża wyciekała krew. Na zgniłożółty fotel kapnęło kilka szkarłatnych kropli. Po czole również ciekła krew. Powoli sączyła się z blizny. Drzwi otworzyły się nagle. Do pokoju wpadła Julianne z wściekłością wymalowaną na twarzy. Spojrzała na męża. Złapała się za czoło. Harry spojrzał na nią. -On wrócił… *** Podniosła kasztanowy sweter i wtuliła w niego twarz. Ten znajomy zapach… Nigdy go już nie poczuje… -Nie płacz – powiedziała do siebie, ocierając mokre policzki. – Musisz być silna. Przycisnęła sweter mocniej do twarzy. Zasnęła. *** Zapadła cisza. Po chwili rzuciła się w jego stronę. -Nie mógł – powiedziała ze strachem, zawiązując nowy bandaż. Krew nadal ciekła. *** Widział wszystko jakby przez mgłę. Głosy słyszał jakby zza szybo. Tracił świadomość. Blizna piekła żywym ogniem. Nie mógł wrócić. Ron go zabił. Dzięki niemu oni jeszcze żyją. Nie mógł wrócić. A jeśli? *** Błądziła po wąskich korytarzach. Oddychała powoli i miarowo. Słyszała rozanielone głosy. Znalazła kilka białych piór. Usłyszała swoje imię. Wypowiedziane przez dziwnie znajomy głos. Odwróciła się. Zobaczyła go. Uśmiechał się jak zawsze. Patrzył na nią tym samym wzrokiem. Tym samym, którym patrzył na nią przed swoim odejściem. Podeszła do niego i wyciągnęła rękę, jakby się bała, że odleci. Że rozpłynie się w powietrzu. Próbowała go uchwycić. Nie udało się… rozpłynął się w powietrzu… Obudziła się. C.D.N -------------------- |
Cinija Nicija |
![]()
Post
#4
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 17 Dołączył: 23.04.2003 ![]() |
Śliczne....................
Dawno nie czytałam czegoś tak.....wzruszającego ![]() Zastrzeżenie jedno - za szybko przeskakiwałaś w tej części z miejsca na miejsce. Rozumiem, że to miało trzymać w napięciu, no bo akcja dzieje się w 3 miejscach na raz, ale bez przesady ![]() Temat ani nowy, ani oklepany... taka mieszanka. Mania na to, że Voldi powraca, jak Harry jest dorosły, jest deczko wkurzająca... ale Harry jeszcze jest u ciebie chłopcem. Piszesz tak, jakbyś sama straciła kogoś bliskiego. Jeżeli to nieprawda, to świetnie się wczułaś w rolę, a jeżeli tak, to dobrze, że przelałaś te uczucia na klawiaturę. Śliczne................... -------------------- Padfoot... Padfoot, where are you?!
You aren't beyond the veil, so where ARE you? You are in the different place... Strong's gone... only Wormtail and Moony left... Padfoot... Pad...foot... Pad...........foot............ - said Harry. Ron was looking at the floor. Hermione was crying... <img src="http://nimbo.net/quiz/raven.gif" alt="i'm in ravenclaw!"><br> <a href="http://nimbo.net/quiz/houses.html" target="0">be sorted</a> @ <a href="http://nimbo.net" target="0">nimbo.net</a> |
Megan |
![]()
Post
#5
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: Dolina Godrika ![]() |
Gratulacje. Opowiadanie jest świetne. Ma
swój klimat, jest poprawne stylistycznie, literówek czy ortografów raczej
nie zauważyłam. Denerwują mnie tylko odrobinę ciągłe zmiany czasu i miejsca
akcji. Chodzi mi o to "skakanie" między kilkoma różnymi wątkami.
Niech te fragmenty opisujące uczucia poszczególnych osób będą trochę
dłuższe, bo chociaż bardzo się staram trudno mi za nimi nadążyć.
-------------------- ...And even left alone one day,
ain't gonna change, it's not my world, before me there's a road I know, the one I choose myself to go... --------------------------- ![]() ![]() |
Bloodlust |
![]()
Post
#6
|
||
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 21.03.2004 ![]() |
Smakowicie wzruszające (= Przepiekne opisy
przezyć- autentycznie można się w czuc w położenie bohaterów- to ogromny
plus! Moje gratulacje! Mam zastrzeżenie do jednego zdania:
Rozbawiły mnie te słowa (= Można by było przyczepic się jeszcze do nadmiernej ilości pytań zadawanych sobie np. przez Hermionę. Troszeczkę to męczące, chociaż rozumiem, że ma to wprowadzić klimat do ficka. Pozdrawiam =) -------------------- ![]() |
||
Shona |
![]()
Post
#7
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 28 Dołączył: 23.05.2003 Skąd: Parafia Św. WC Kaczki ![]() |
Ponieważ ta część była pisana daaawno, nie
mogę się w niej zastosować do Waszych wskazówek... Napisanych mam jeszcze tą
i następną część, dalej będę się stosować do Waszych rad. Proszę mi
bezlitośnie wytykać błędy, pomyłki, i co mam poprawić.
***** Część trzecia Spojrzała tępo w sufit. Był tak blisko niej. Nie zdążyła go uchwycić. Rozpłynął się w powietrzu. Nie było go. Zamknęła oczy. Nie będzie płakać. Musi zapomnieć. Musi uwierzyć, że nigdy go nie było. A jeśli nie musi? *** Otworzył oczy. Nad nim pochylała się uzdrowicielka. Zakładała mu bandaż. Znowu tam był? Rozejrzał się. Nie. Leżał w wysterylizowanym pomieszczeniu. Nie widział krwi. Nie widział bólu i cierpienia. Nie widział bólu i cierpienia takiego, jak TAM. Odetchnął. Do sali wniesiono omdlałą kobietę. Z ręki zwisał jej kasztanowy sweter w dużym ‘R’ na przedzie… Spojrzał na nią. Znał ten sweter. Znał ją. To była Hermiona Granger. *** -Mamy szczęście, że skończyło się na czyszczeniu żołądka – do jej uszu dobiegł pierwszy z głosów. -Ona ma szczęście – sprostował drugi. – Idiotka, wzięła kilkaset tabletek. -Pewnie ma problemy osobiste, albo zawodowe. Nie wyglądała na zadowoloną z życia, kiedy tutaj się znalazła – pierwszy głos był pełen wyrzutu. Otworzyła oczy. Leżała w przestronnej sali. Czuła nieprzyjemny zapach leków. W ręce nadal trzymała sweter Rona. Spuściła głowę. *** -Pani Potter? Julianne podniosła głowę i spojrzała na uzdrowicielkę. Kiwnęła głową. Uzdrowicielka uśmiechnęła się. -Już wszystko dobrze – powiedziała. – Krwawienie nie ustaje, ale się zmniejsza – dodała, po czym odeszła. Julianne usiadła, ale wcale nie była przepełniona radością. Przeciwnie. Czy nie byłoby lepiej, gdyby się nie udało? Nie wolno jej tak myśleć. A kto jej zabroni? Nikt. Lepiej by było. Dla niej. O wiele lepiej. *** Zapomniene obrazy przesuwały się przed jej oczami. Zamknęła je, by zatrzymać na dłużej ulatujące wspomnienia. A przecież tak chciała zapomnieć. Chciała? Oczy były pełne łez. *** Bandaż był cały czerwony. Blizna ciągle paliła. Ramię bolało. Nie mógł wrócić. Jak? Na pewno nie chciał być duchem. Nie mógł wrócić. Nie miał potomka. A jeśli miał? Nie miał. A jeśli? *** -Wszystko idzie zgodnie z planem – głos, równie zimny jak głos Voldemorta, odbił się od ścian lochu. – Już niedługo spotkam się z nim… Sam na sam… *** Siedziała przed kominkiem i tępo wpatrywała się w ogień. Zmienił się. Mówił, że ona się nie zmieniła. Myli się. A jeśli nie? Myli się. Zmieniła się. Przynajmniej tak jej się wydaje. Już nie potrafiła go zrozumieć. *** Usiadła na łóżku. Wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w biały kubek. Dzisiaj dostarczą ciało. A jej przy tym nie będzie. Będzie leżała w tym okropnie czystym łóżku, wpatrywała się w okropnie czystą ścianę i nerwowo bębnić palcami o wysterylizowany stolik. *** Wstala z fotela i założyła płaszcz przeciwdeszczowy. Musiała poważnie z nim porozmawiać. Muszą sobie wyjasnić parę rzeczy. Parę? Muszą sobie wiele wyjaśnić. Chciała z nim być. Chyba. Nie była pewna. Może lepiej by było, gdyby… …gdyby zginął na wojnie? C.D.N -------------------- |
Bloodlust |
![]()
Post
#8
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 21.03.2004 ![]() |
Nyo, podoba mi sie coraz bardziej. Jestem
potwornie ciekawa Julianne i jej historii. Cudownie, ze ten fick pojawił się
na forum, bo dawno nie czytałam tak interesującego opowiadania
potterowskiego (które, tak na marginesie, uwielbiam).
Podobaja mi sie te króciutkie zdania- podążą sie za tokiem myślenia bohatera. Czekam na więcej! -------------------- ![]() |
Megan |
![]()
Post
#9
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: Dolina Godrika ![]() |
Nadal przeszkadza mi za szybkie
przemieszczanie się między wątkami, ale nie zauważyłam jakichś większych
zmian- wszystkie części są utrzymane w podobnym (smutnym) klimacie.
Zastanawia mnie tylko skąd Hermiona wytrzasnęła tyle tych tabletek
nasennych, a także jakim cudem zdążyła zażyć ich aż kilkaset, bo zazwyczaj w
kilkanaście minut po zażyciu jednego opakowania traci się przytomność (na
wszelki wypadek uprzedzam, iż posiadam te informacje od kilku osób, które
eksperymentowały z tego typu środkami, a nie z własnego doświadczenia bo mi
jeszcze życie miłe
![]() -------------------- ...And even left alone one day,
ain't gonna change, it's not my world, before me there's a road I know, the one I choose myself to go... --------------------------- ![]() ![]() |
Cinija Nicija |
![]()
Post
#10
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 17 Dołączył: 23.04.2003 ![]() |
Taki szczegół, że nie w dużym
"R", tylko z dużym "R", no nie?
![]() Jeeeeeeeeeeeeeest! Znalazłam jakiś błąd! Jestem genialna ![]() ![]() ![]() Nie mogła się machnmąć kedavrą, bo.... bo... eee.... no bo nie umiała:) Za duże napięcie by było ![]() -------------------- Padfoot... Padfoot, where are you?!
You aren't beyond the veil, so where ARE you? You are in the different place... Strong's gone... only Wormtail and Moony left... Padfoot... Pad...foot... Pad...........foot............ - said Harry. Ron was looking at the floor. Hermione was crying... <img src="http://nimbo.net/quiz/raven.gif" alt="i'm in ravenclaw!"><br> <a href="http://nimbo.net/quiz/houses.html" target="0">be sorted</a> @ <a href="http://nimbo.net" target="0">nimbo.net</a> |
Shona |
![]() ![]()
Post
#11
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 28 Dołączył: 23.05.2003 Skąd: Parafia Św. WC Kaczki ![]() |
Dół, dolina... Przepraszam. Kryzys
umiejętności przechodzę... Dół, dwa metry mułu... przepraszam.
![]() ![]() P.S Cinija, jestes genialna ![]() ************ Część czwarta Ze specjalną dedykacją dla Weroniki. Miło by było, gdyby w końcu zaświeciło słońce… Chociaż na chwilę. Żeby przez kilka sekund mógł je zobaczyć od tej strony p oraz ostatni. To irracjonalne. Ale ona tak właśnie myślała. Ale jak niby ktoś martwy, leżący w trumnie, która do tego była zamknięta, i kogo dusz ajuż zapewne spoglądała na nią z góry…. Jak mógł zobaczyć słońce od tej strony. Trumna była już w ziemi. Właśnie ją zakopywano. Hermiona zdjęła mały pierścionek z turkusem i rzuciła do grobu. *** Julianne siedziała przed kominkiem. Powoli sączyła kawę odstawiając mały palec. Unikała wzroku męża. Harry przeciwnie – ciągle na nią patrzył. Właśnie dlatego była taka poirytowana. -Przestań! – wrzasnęłą. Złocona filiżanka wypadla jej z rąk i z tzraskiem rozbiła się na okropnym dywanie. – Widzisz, co zrobiłeś?! -Ja? JA?! -Tak, ty! Ty! Odkąd wróciłes jesteś jakiś w ogóle!… I mam cię dość! Wynoś się stąd! – wrzasnęła. Szybko jednak tego pozałowała. Ale Harry już się podnosił. -Skoro tak stawiasz sprawę – powiedział przez zęby. Przed progiem odwrócił się i dodał – Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać. I odszedł. Oczy Julianne wypełniły się łzami. -Po co to powiedziałam? – pytała sama siebie. Usiadła na fotelu. *** Mogłaby przysiąc, że go słyszała. Powiedział, że tu wróci. Trzy słowa „Ja tu wrócę” wypełniły ją nadzieją. Dlaczego? Przecież i tak tutaj nie wróci. Nie będzie chciał być duchem. Nie wróci w swoim ciele. NIGDY nie zobaczy go znowu. Na tym świecie. A więc, dlaczego te słowa dodały jej otuchy? Poza tym, umarli nie mówią. Nie, Hermiono, jesteś stanowczo zbyt… Zdołowana? Nie. Nie jest zdołowana. Gorzej. *** Julianne otworzyła oczy. -Witaj – usłyszała syczący głos. Był tak podobny do głosu Sami-Wiecie-Kogo… Ale to nie mógł być on. Przecież ten cały Ron go zabił. Nie ma już Voldemorta. Spojrzała w kominek. Nie, to nie był on. To był mężczyzna o czarnych włosach i ciemnych oczach. Nienawistne spojrzenie przeszywało ją na wskroś. Znała skądś tę twarz. -Julianne, nei mów, że nmie poznajesz syna twego mistrza – uśmiechnął się zimno. Ramię zapiekło. -Tak – odpowiedział na pytanie ukryte w spojrzeniu kobiety. – Wzywałem cię, ale przy twoim mężu, Mroczny Znak nic nie pomagał. -Ale… ja… przecież… -Do nas, nie można się uwolnić. *** -Proszę – tak dobrze znany mu głos odpowiedział na długie pukanie. Wszedł. Z kuchni dobiegł brzękot sztućców. Harry wszedł tam szybko. Stała tam pani Weasley. Ku jego zaskoczeniu, nie płakała, z powodu pogrzebu syna. Stała sobie przy kuchni i gotowała kartoflankę. -Witaj, Harry – powiedziała wesoło. Nie brzmiała to sztucznie. – Już w domu? A Ron, widzisz, jeszcze go nie ma! -To pani nie wie… nic? -A o cyzm mam wiedzieć? – spytała. -Dzisiaj… kilka godzin temu… Ron został pogrzebany na cmentarzu niedaleko Grimmuald Place. Wielka chochla spadła na podłogę. C.D.N -------------------- |
Megan |
![]()
Post
#12
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: Dolina Godrika ![]() |
W tym parcie jest chyba najwięcej
literówek. Styl ten sam co w pozostałych częściach. Robi się coraz
ciekawiej, tylko czemu takie to krótkie. Nawet się rozsmakować w treści nie
zdążyłam i już koniec.
![]() -------------------- ...And even left alone one day,
ain't gonna change, it's not my world, before me there's a road I know, the one I choose myself to go... --------------------------- ![]() ![]() |
Shona |
![]()
Post
#13
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 28 Dołączył: 23.05.2003 Skąd: Parafia Św. WC Kaczki ![]() |
Część piąta
Dla Giny, bo przy niej mnie wena złapała XD. Znowu padało. Ciężkie krople i lekkie kropelki odbijały się od białego, kamiennego krzyża. Spływały po jej długich włosach, zatrzymywały się na zamszowej czapce. Delikatnie moczyły końcówki palców. Mieszały się ze łzami. Delikatnie opadały na trawę. Spływały z aksamitnych bratków, tulipanów. Wiatr towarzyszący deszczowi bawił się każdą gałązką stojącej niedaleko wierzby. Rozwiewał jej czarny płaszcz. Czesał włosy. zobaczyła duży zygzak na niebie – wielką, złotą błyskawicę. Skupienie energii elektrycznej. Chwilę potem usłyszała donośny grzmot. Niebo płakało. Wcześniej nie mogła uwierzyć, że on nie żyje. Wtedy było słonecznie. Niebo nie mogło uwierzyć. Im ona bardziej w to wierzyła, tym bardziej pogarszała się pogoda. Niebo płakało. Płakało razem z nią, mieszało swoje i jej łzy. Przyklękła na mokrej trawie. Miała wyrazisty, żywy i mocny kolor. Wspaniała zieleń, jaką niegdyś oboje się zachwycali. Mały, biały krzyż służący za nagrobek, otoczony był małymi wiązaneczkami. Poczuła dziwne ciepło na ramieniu. Odwróciła głowę. Średniej wielkości, spracowana ręka o krótkich palcach trzymała się kurczowo jej ramienia. Podniosła spojrzenie. Zobaczyła panią Weasley. Rude włosy tańczyły wokół jej twarzy, niewielkie oczy były pełne łez. Obok stał Harry. I jego włosami zabawiał się wiatr. Był spokojny i opanowany. Mogła się tylko domyślać, jak bardzo przeżywał stratę przyjaciela. Wstała, i bez jednego słowa przytuliła twarz do szyi pani Weasley. Załkała parę razy cichutko. *** -O co ci chodzi? – zapytała Julianne rzeczowo. – Przecież nie ma już Czarnego Pana, nie mam być komu poddana! -Jestem synem największego z czarnoksiężników. Czarny Pan uczynił mnie większym, niż on sam, nim poległ na polu bitwy. Teraz moje nazwisko będzie budziło postrach wśród ludzi, nawet dla mugoli będzie brzmiało jak przekleństwo! -Czarny Pan nie miał syna – odparła Julianne wstając. -Miał i nadal ma – odpowiedział. – A teraz posłuchaj… -Nie będę słuchała – Julianne zatkała uszy rękoma i zamknęła oczy. – Nie wypełnię ani jednego twojego polecenia! Nie! Jestes tylko nędznym śmierciozercą, który ma jakieś urojenia! -Przykro mi, ale się mylisz. Może cię to zadziwi, ale jestem przyrodnim bratem twojego męża. Starszym, oczywiście. *** -Cichutko, nie płacz – panie Weasley sama z trudem powstrzymywała łzy. Głowa Hermiony wciąż była wciśnięta w jej kark. Łzy niedoszłej synowej spływały jej po obojczyku. Ona gładziła ja po miękkich włosach i pocieszała jak mogła. – Tak musiało być. Zginął w chwale boahtera, Hermiono. Zginął, ale jakby żyje – na zawsze zapisał się w naszych sercach. Profesor Binns będzie prowadził o nim nudne wykłady. Gazety piszą o nim jako o bohaterze. Zawsze chciał być bohaterem. Zawsze… -On miał tyle planów, ambicji, aspiracji – załkała głośniej Hermiona. Podniosła głowe. Oczy miałą czerwone i zapuchnięte. Łza kapnęła jej z nosa. Harry odruchowo wytarł nos przyjaciółki chusteczką. -Nie płacz. To nic nie da – powiedział cicho. Sam kiedyś stracił kogoś bliskiego. Wiedział, jak bolały Hermionę pocieszenia pani Weasley. Za kilka dni spojrzy na to trzeźwo, z rozsądkiem. Za kilka tygodni rana zacznie się goić. Ale miną lata, zanim się porządnie zabliźni. Spojrzała na niego z wdzięcznością. *** Julianne przetrawiała słowa mężczyzny, którego głowa wystawała z jej kominka. -Oczywiście, po Czarnym Panie mam wszystko – dodał od niechcenia. – Imiona, nazwisko… Drugie oblicze… -I czego ode mnie oczekujesz? – zapytała. -Szykuje się ostatni bój. Musisz mi pomóc zwabić swojego mężusia gdzieś na łono natury. Tam odbędzie się nasza ostateczna potyczka. Bój, w którym albo on zwycięży syna Czarnego Pana i jego popleczników, albo my zabijemy jego. I tę garsteczke jego kumpli – dodał po krótkim namyśle. Usiadła na kanapie. Spojrzała w oczy drugiego Lorda Voldemorta i kiwnęła głową. Po chwili rozległ się trzask. W salonie nie było już Julianne. Zamiast niej, na poręczy fotela siedziała czarna wrona. Wokół dzioba miała białą obwódkę. C.D.N -------------------- |
eNoPe |
![]()
Post
#14
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 105 Dołączył: 25.01.2004 Skąd: Las Venturas Płeć: Mężczyzna ![]() |
Nie no poprostu to FF jest genialne!
Dawno sie tak nie zaintrygowalem! Nie mam zamiaru sie do niczego
przyczepiac. Masz swoj wlasny styl, nie piszesz stylem Rowling a czesem
niektorym sie to zdarza. I to jest w tym FF najlepsze! Jestem ciekaw co
bedzie dalej i mam nadzieje ze niedlugo sie pokaze!
![]() -------------------- ;] wiadomo 24
|
Bratiin |
![]()
Post
#15
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 55 Dołączył: 16.02.2004 Skąd: Hammer Bay, Genosha Płeć: Kobieta ![]() |
To pierwsze tak głębokie opowiadanie
dziejące się w uniwersum Harry'ego Pottera, jakie czytałam. Uczucia są
tu bardzo dobrze opisane, ale... Nie podoba mi się to złe słowo. Poprostu
nie lubie takich opowiadań. Może jestem ignorantką i nieczułą istotą, ale
wolę się nie zaglębiać w cudze uczucia tak głęboko. Wolę opowiadania lekkie
i przyjemne, a to do takowych nie należy, choć oczywiście to nie jest żaden
błąd. Można nawet powiedzieć, że to opowiadanie jest za trudne dla mnie. I
może nie doroslam do niego?
-------------------- ...
|
Aeth |
![]()
Post
#16
|
![]() Ice Queen Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 97 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: krakowskie czeluście ![]() |
Rety, nie spodziewałam się, że tak mnie to
wciągnie. Intrygujące i przeszyte uczuciami. Smutne, ale jednak pełne
nadziei. Bardzo podoba mi się to "skakanie", tyle że jak na mój
gust trochę za mało treści zamieszczałaś w jednym wątku. Te wszystkie
pytania i wątpliwości bohaterów, ten cały przeraźliwy żal... Naprawdę,
zaimponowałaś mi tym fickiem, bo temat mnie samej wydaje się trudny,
zwłaszcza w tym całym klimacie "Pottera". Ale mam jedno większe
zastrzeżenie - wydaje mi się trochę przewidywalny
![]() ![]() -------------------- "May it be a light for you in dark places, where all other lights go out."
"The dwarf breathes so loud we could have shot him in the dark." "Haldir o Lórien. Henio aníron, boe ammen i dulu lîn. Boe ammen veriad lîn." "In the jungle the mighty jungle I've got a lovely bunch of coconuts"! "Ohana to znaczy rodzina, a w rodzinie nie można nikogo odtrącić ani porzucić." MovieForum, Strefa Forumowych RPG!!, FanfikPl - Pierwszy Polski Portal Fanfikowy! |
avalanche |
![]()
Post
#17
|
![]() Mistrz Różdżki Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1391 Dołączył: 11.04.2003 Skąd: Mementium Morium Płeć: Kobieta ![]() |
ograniczę się do krótkiego komentarza -
narazie bo nie mam weny
Fick dobry, ale za krótkie party jak dla mnie ![]() Ten post był edytowany przez avalanche: 09.05.2004 11:42 -------------------- "Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald |
Shona |
![]()
Post
#18
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 28 Dołączył: 23.05.2003 Skąd: Parafia Św. WC Kaczki ![]() |
Część szósta
Z dedykacją na pewnego przemiłego ADIKA. Przez otwarte na oścież okno deszcz wdzierał się do salonu. Firanka, dawno już zerwana przez wiatr, tańczyła wesoło na środku salonu. Czarna wrona przysiadła na parapecie. Patrzyła w stary, kamienny kominek, malowany srebrno-złotą farbą. Patrzyła ze znudzeniem, jakby piękny bal czerwonych, pomarańczowych i złotych płomieni, przybierających różnorodne kształty nudził ją. Ale patrzyła. Patrzyła ze zniecierliwieniem, jakby na coś czekała. Patrzyła też z nienawiścią, jakby to, na co czekała, było jej największym wrogiem. Patrzyła i z obrzydzeniem, jakby to, na co czekała, było oślizgłym ślimakiem. Targały nią mieszane uczucia. Byłą rozdarta na dwie połowy – pierwsza, nakazywała wierność temu, komu przyrzekała ją w białej sukni, przed pięknie przystrojonym ołtarzem. Druga, kazała jej zostać przy tym, który był synem tego, któremu słuzyła przez połowę życia, dla którego dała sobie wypalić Mroczny Znak. W ogniu ukazała się twarz mężczyzny. -Wyleć – nakazał wąłdczym tonem. Okno zamknęło się z trzaskiem. *** Wracali. Wiatr dął im w twarze, rozwiewał włosy. Kilka liści zaczepiło się we włosy Hermiony. Delikatne gałązki płaczącej wierzby zaplatały się w warkocze, kurczowo łapały za pień drzewa. Nie zwracali uwagi na lecącego nad nimi czarnego ptaka. Nie patrzyli po sobie. Nie wymieniali porozumiewawczych spojrzeń. Nie rozmawiali. Deszcz starał się zmyć łzy z twarz przygarbionych kobiet ubranych na czarno i wyoskiego mężczyzny w brązowym płaszczu. Hermiona ciągle płakała. Nikt nie próbował jej pocieszać. Na nic by to było. Dobrze pamiętał chwilę, w której umarł Syriusz. Żadne pocieszenia do niego nie docierały. Każde słowo otuchy pogłębiało ranę, która jeszcze dziś była bardzo świeża. Taka rana nie zabliźnia się z dnia na dzień. Trzeba lat, żeby się zagoiła. Ale blizna pozostanie na zawsze. *** Leciała tuż nad nimi. Widziała ich rozpacz. Nie rozumiała jednak, za kim oni tak płakali? Za tym niedorajdą, który do niczego by w życiu nie doszedł? Dobrze, że odszedł. Nie będzie już przeszkodą dla Harry’ego w osiągnięciu szczytu kariery. W tym momencie doszło do niej, co robi. Nie będzie żadnego szczytu kariery. Nie będzie miał kto dojść na szczyt. Wrona przysiadła na gałęzi i spojrzała smętnie na czarnowłosego mężczyznę. Co ona robi? Jak mogła dać się znów opętać? W tamtej chwili po kłótni z nim, wdała się w nieczysty układ, zupełnie niepotrzebny. Ale nie mogła się już wycofać. *** Usiadła na fotelu przy kominku. Drżący głos pani Weasley spytał cichutko: -Zrobić ci herbaty, kochanie? Kiwnęła głową i zapatrzyła się w płomienie. Tańczyły wesoło w kominku. Jedyna rzecz, które zdawała się być szczęśliwa. Pogładziła oparcie fotela. To był jego ulubiony fotel. Zawsze na nim siadał z talerzem pełnym łakoci. Pamiętała te pełne wyrzutu spojrzenia jego matki. Nad kominkiem wisiał zegar… ów stary zegar, który wskazywał, gdzie znajdują się domownicy. Jedna ze złotych wskazówek wskazywała „Pracę”. Czyja to wskazówka? Freda. Tak. Gdzieś tu powinna być jego wskazówka… -Z cytryną, Hermiono? spytała ciepłym głosem pani Weasley. -Mhm. Jest. Wskazuje podróż… *** Siedziała na gałęzi i wpatrywała się w księżyc. Z czarnych oczu spłynęły łzy. Sfrunęła na dół. Nie mogła. Nie potrafiła. Nie było już wrony. Młoda, piękna kobieta opierała się o pień wiekowego drzewa. Po policzkach spływały łzy. -Jestem niczym – westchnęła. Usiadła na mokrym kamieniu. Naciągnęła kaptur na głowę. Przyciągnęła do siebie nogi i wtuliła głowę między kolana. Nie chciała tego zrobić. W chwilach goryczy zawsze robiła coś niedorzecznego. Coś głupiego. Coś, czego później żałowała. Dała się na nowo wciągnąć w to… W to bagno. Od nich nie można odejść. Nie można się uwolnić. Przedramię zapiekło. *** Nie umieli jej pocieszyć. Podnieść na duchu. Rozumiał ją. To jest jeszcze zbyt świeże. Nigdy nie przeżyła takiej tragedii. Nawet, kiedy zmarli jej rodzice. Zamknie się w sobie. Nie będzie do siebie dopuszczać nikogo. C.D.N -------------------- |
matematyka |
![]()
Post
#19
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 71 Dołączył: 12.02.2004 Skąd: Kraków ![]() |
ja nie będę orginalna: podoba mi
się!!!
Mój komentarz: Wg mnie party są trochę za krótkie i w sumie nic sie w nich nie dzieje, np. dwa ostatnie rozdziały można by było zmieśćić w jedenj części. Oprócz tego nie dodawaj już tak dużo opisów uczuć Hermiony jak "to był jego ulubiony fotel" albo "miał tyle różnych planów". Co prawda doskonale jest oddany nastrój Hermiony zaraz po tej tragedii, ale było już o tym tak dużo, że nie trzeba więcej (rozumiem, że klimat opowiadania jest taki, ale co za dużo to niezdrowo). Można by napisać jak Hermiona oswajała się ze stratą Rona. Pisz nadal o Julianne, napisz co z światem czarodziejów. I czy w Twoim ficku Dumbledore jeszcze żyje? Jeżeli tak, go umieść go proszę w swoim opowiadaniu. Jeżeli nie to jestem w załobie. -------------------- "Gdyby nasz mózg był tak nieskomplikowany, że moglibyśmy go zrozumieć, bylibyśmy wówczas tak głupi, że i tak byśmy go niezrozumieli."
|
Shona |
![]()
Post
#20
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 28 Dołączył: 23.05.2003 Skąd: Parafia Św. WC Kaczki ![]() |
Część siódma.
Dla wszystkich, którzy pragną pokoju na świecie... Musi się jakoś pozbierać. Nie ma sensu żyć w ten sposób. Musi coś ze sobą zrobić. Wstała z krzesła. Stojący na oparciu kubek upadł na podłogę. Kawałki czerwonego fajansu rozsypały się po parkiecie. -Reparo – powiedziała cicho. Czerwony kubek leżał na podłodze. Podniosła go. Przez chwilę klęczała na drewnianej posdzce wpatrując się w czerwone języki ognia. Lubił ogień… Te chwile przy ognisku… Już nigdy nei będzie szczęśliwa… -Nie wolno mi tak myśleć – skarciła się szeptem. – Może i go tu nie ma, może nei może mnie przytulić, pocałować, ale jest tu… Jest… Wierzę w to… - wyszeptała. Nie wierzyła we własne słowa. Wstała i zaniosła czerwony kubek to kuchni. *** Zapiekło jeszcze bardziej. Kazał jej wykonać zadanie, a ona nie potrafiła tego zrobić. Nie potrafiła oddać go w ramiona śmierci. On sobie nie poradzi. Nie sam… Wtedy była ich cała armia… Ale Czarny Pan też miał armię. I nieliczni zostali zabici lub zesłani to Azkabanu. Jego syn mógł reaktywować oddziały swojego ojca… Ale… skąd pewność, ze on jest jego synem? Czarna wrona wleciala na najwyższą gałąź drzewa. *** Ilekroć tłumaczyła sobie, że jemu jest teraz lepiej, tym mniej w to wierzyła. Bo jak może być mu lepiej bez nich? Bez niej? Jego matka mówiła – kiedyś się spotkacie… Znowu się spotkają… Będą szczęśliwi. Otworzyła drzwi łazienki. Spojrzała w lustro. W oczach malowała się rozpacz. Usta drgały lekko, jakby wydobywało się z nich tysiące bezszelestnych spazmów. Włosy – niegdyś starannie ułożone i błyszczące, stały się matowe, potargane. Na brzegu wanny leżała maszynka do golenia. Może tym razem się uda? Może znajdą ją z apóźno. Sięgnęła po nią. Przyłożyła do żył. Chciała pociagnąć, ale jakiś wewnętrzny głos powiedział stanowczo „Nie”. -Muszę sobie z tym poradzić – pierwsza łza spłynęła po policzku. – Muszę się z tym pogodzić… Starać się żyć normalnie – druga i trzecia kapnęły na jej spódnicę. – Starać się być szczęśliwa – kilka następnych łez wytarła rękawem szaty.- Może to jeszcze jest wykonalne… *** Herbata powoli stygła. Żółty imbryk stał pośrodku drewnianego stołu. Obok niego pani Weasley położyła czerwony talerz pełen kanapek z ogórkiem i papryką. Wszystko wyglądalo tak rodzinnie… Tak domowo… Przysiągł sobie, że pomoże Hermionie wrócić do normalności. Sięgnął po kanapkę. Musi wiedzieć, że ma się do kogo zwrócić… Blizna zapiekła. Płonęła żywym ogniem. Złapał się obiema rękami za głowę i zacisnął powieki. On nie mógł wrócić… Nie, na pewno nie… Nie mógł wrócić! Ron zabił go poświęcając własne życie… Dlaczego ta blizna tak boli? Nigdy aż tak nie bolała… Nawet wtedy… -Harry, co się stało? Nie był zdolny odpowiedzieć. Upadł na posadzkę. Stracił świadomość… *** Jest niczym. Tylko nędzne nic mogłoby coś takiego zrobić… Narażała się na jego gniew… Wiedziała, że to może się skończyć tylko śmiercią… Albo ona, albo on… Ona miała wybór. Mogła żyć bezpiecznie bez niego. Mogła też umrzeć, aby uchronić go przed nim. Podejmowanie decyzji jest trudne. Julianne podeszła do okna i otworzyła je. Deszcz już nie padał. Malenki wróbel siedział na drzewie. Nucił wesołą pieśń. Bez niego żadna pieśń nie będzie już taka wesoła, radosna, pełna życia… Tak czy inaczej, będą rozdzieleni… Zamknęła okno i spojrzała w płomienie. tanczyły żywego oberka, to rosną,c to malejąc. Wypelniały pokój przyjemnym blaskiem i ciepłem. Podjęła decyzję. C.D.N Moze nie najdłuższa, ale... -------------------- |
Miaka |
![]()
Post
#21
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 64 Dołączył: 16.05.2004 ![]() |
Potrafisz stworzyć cudowny klimat.
Mroczny, tajemniczy. Fajnie zmieniasz miejsca akcji, wprowadzasz nowe
postaci i wydarzenia. Natomiast co do Twoich krótkich partów, to ich długość
moim zdaniem jest odpowiednia. Kończą się w ciekawych momentach, w których
chciałoby się powiedzieć : "I co dalej???". Wzmagają tylko
"apetyt" na dalsze części. Bardzo ładnie. Naprawdę. Jest to jedno
z nielicznych, naprawdę wartościowych (pod względem literackim i
stylistycznym) opowiadań na tym forum.
|
Smerfka |
![]()
Post
#22
|
||
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 87 Dołączył: 08.06.2004 ![]() |
Zgadzam się z MIAKĄ w 100% - mi też się bardzo podoba , ale mam też jedno zastrzeżenie... Mianowicie w twoim opow , chociaż pięknym i urzekającym ,od kilku partów nie zaobserwowałam niestety rozwinięcia akcji... W każdym parcie czytamy tylko o płaczącej Hermi , cierpiąceym Harrym itd... Mam nadzieję , ze szybko rozwinie się akcja z synem Voldemorta - bo twój fick naprawdę wciąga !!! Masz talent...GRATULUJĘ ![]() -------------------- ***** One day u'll ask me - "what's more important for u, ur life or mine?" And I'll say : mine... And u'll walk away, never knowing, that YOU are my life... *** "Najbardziej odczujesz brak drugiej osoby,kiedy będziesz siedział obok niej, wiedząc, że ona już NIGDY nie będzie Twoja..." |
||
porucznik184 |
![]()
Post
#23
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 34 Dołączył: 01.07.2004 ![]() |
Ten FF jest po prostu G E N I A L N Y
!!!
Masz naprawdę dobry styl pisania. Ale muszę jednak zgodzić się ze zdaniem któregoś z czytelników(czytelniczek) że za szybko przekakujesz z miejsca do miejsca.... Co nie zmienia faktu że opowiadania genialne ![]() Pisz dalej! |
kaola |
![]()
Post
#24
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 50 Dołączył: 17.06.2004 Skąd: warszawa ![]() |
świetny!
![]() -------------------- ...i już mnie tu nie ma!
|
Szara Wilczyca |
![]()
Post
#25
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 43 Dołączył: 08.05.2004 Skąd: Z Biedronki ;) ![]() |
Moja droga...to wspaniałe
opowiadanie...w całym moim wilczym,młodym życiu nie czytałam czegos bardziej
wzruszającego...
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Co za wzruszający fick... ![]() ![]() ![]() -------------------- Ugryźć Cię?
|
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 12.05.2025 05:25 |