Gorąca woda rozpuszcza postronki,
którymi byłem powiązany w środku
i czuję jak zła myśl utkwiona w łydce
rozpływa się powoli i całkiem znika
w końcu.
Supły zaciśnięte na nerwach,
które mi wiążą łopatki
będę czuł jeszcze długo; jak wiertła
wbite w głowę i kark,
ale łatwiej
już myśleć
odtąd, tędy i tam.
Zaczynam myśleć
stawiam tezę
myślę o niej
i wniosek mam
nieskażony tak bardzo
czerwoną farbą,
która wyciekła
ze światła
co wyje
na alarm.
Bezradność z dłoni wypływa
i znów je otwieram,
zamykam
i mogę zacisnąć
gdy trzeba.
Nie ma po co,
bo to nic nie da.
Ale lepiej mi z myślą,
że umiem.
I więzy w gardle puściły -
mogę śpiewać.
To da więcej (więc trzeba)
chociaż nie wiem jak.
Znów mam głowę, mam nogi, mam ręce
i czekam.
I myślę.
I wierzę
w świat,
w którym Bóg słucha modlitw
a myśl ma moc.
I na noc czekam
kiedy szepnę:
już po wszystkim
Będzie taka noc.