Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Weźmisz czarno kure...
Magiczne Forum > Talk Show > Talk Show
Pages: 1, 2
PrZeMeK Z.
QUOTE(abstrakcja @ 07.09.2008 11:24)
Dżizas, Katon.
...

Zaraz rzucisz się na mnie z pazurami, ale trudno - muszę to napisać.
Według mnie to, czy pójdziesz do tego tak zwanego nieba [w które defakto i tak nie wierzę na takiej zasadzie, jaką Ty wyznajesz, ale mniejsza z tym] nie zależy od tego w co i jak wierzysz. To zależy od tego jak postępujesz. A to niekoniecznie musi iść ze sobą w parze.

U [niektórych] katolików dostrzegam dziwne poczucie bezpieczeństwa - że oni i tak pójdą do nieba, bo wierzą. Bo chodzą do Kościoła w każdy pierwszy piątek miesiąca, bo chodzą do spowiedzi, do komunii i tak dalej. Nie ważne, co robią na codzień. Ważne, że raz w miesiącu zaświecą oczami przed księdzem w konfesjonale i już są czyści, tak? Bardzo wygodne. A mówi się, że to ateista 'lubi iść po najmniejszej linii oporu'...

W ten sposób chyba najłatwiej jest oczyścić swoje sumienie. Co więcej - można popełniać stale ten sam grzech, potem 'za niego żałować' i znów mieć go odpuszczonym. Hipokryzja, jakich mało. Bo, skoro czegoś żałuję, to chyba normalną koleją rzeczy byłoby nie popełniać tego po raz drugi, prawda? Zaraz mi wyjedziesz, że człowiek ma słabości etcetera. TAK. Ma słabości. Więc niech z nimi próbuje walczyć, a nie usprawiedliwia się spowiedzią. Bez sensu.

Myślę, że gruntem nie jest 'wierzyć', bo wiara moim zdaniem nie jest do końca zależna od nas. Albo się wierzy, albo nie, i tyle. Na siłę nikogo do wiary nie zmusisz, siebie również. Grunt to postępować zgodnie z własnym sumieniem. Grunt to nie krzywdzić drugiego człowieka. Grunt to nie robić jak i nie mówić czegoś, czego będzie się w przyszłości żałować.
*


Chwała Ci za słówko "niektórych" w drugim akapicie. Zaczynasz łapać, że generalizowanie to brzydka sprawa.

Wydaje mi się, że nie rozumiesz pojęcia "wiara". Wierzyć to nie znaczy tylko wierzyć w istnienie Boga. Czy nawet w Jego aktywne działanie w ludzkim życiu. W słowie "wiara" zawiera się i postępowanie zgodnie z sumieniem, o którym piszesz, i cała masa innych rzeczy. Nie jestem w temacie aż tak zorientowany, by Ci to szczegółowo wytłumaczyć, chciałem tylko zwrócić uwagę, że mylisz pojęcia.
Co do "albo się wierzy, albo nie, i tyle" - słyszałaś o czymś takim jak nawrócenie/utrata wiary? smile.gif
Katon
Mnie przede wszystkim ciekawi, co Ty Abstrakcjo w ogóle możesz wiedzieć o Niebie. Po co się nim interesujesz? Nie wierzysz w nie, więc się od niego odczep, a nie ustawiaj swoich malutkich mebelków w miejscach, które Cię nie interesują. Co to jest za cecha, że ateiści muszą koniecznie zmieniać nauczanie Kościoła pod siebie, jakby nie mogli znieść, że może być takie, a nie inne, chociaż nie wierzą w Kościół. Ja nie wiem kto pójdzie do Nieba - raczej bliska mi jest koncepcja, że wszyscy. Ale no to jest koncepcja, nie taka znowu mocna. Może ciężko tam będzie trafić marnym katolikom, ale skąd przekonanie, że łatwiej takim minimalistom, którzy uważają, że wystarczy być miłym i dobrym 'po swojemu'? No i oczywiście ciekawi mnie jak Ty radzisz sobie z własnymi błędami. Podejrzewam, że długo o nich myślisz wieczorem, zadajesz sobie samodoskonalące ćwiczenia, dokonujesz zadośćuczynienia, nie usprawiedliwiasz się... Jeśli tak to masz prawo krytykować przeciętnego polskiego bywalca konfesjonałów. Jeśli nie, jesteś oczywiście śmieszna.
abstrakcja
QUOTE(Katon @ 08.09.2008 11:42)
Mnie przede wszystkim ciekawi, co Ty Abstrakcjo w ogóle możesz wiedzieć o Niebie. Po co się nim interesujesz? Nie wierzysz w nie, więc się od niego odczep, a nie ustawiaj swoich malutkich mebelków w miejscach, które Cię nie interesują. Co to jest za cecha, że ateiści muszą koniecznie zmieniać nauczanie Kościoła pod siebie, jakby nie mogli znieść, że może być takie, a nie inne, chociaż nie wierzą w Kościół. Ja nie wiem kto pójdzie do Nieba - raczej bliska mi jest koncepcja, że wszyscy. Ale no to jest koncepcja, nie taka znowu mocna. Może ciężko tam będzie trafić marnym katolikom, ale skąd przekonanie, że łatwiej takim minimalistom, którzy uważają, że wystarczy być miłym i dobrym 'po swojemu'? No i oczywiście ciekawi mnie jak Ty radzisz sobie z własnymi błędami. Podejrzewam, że długo o nich myślisz wieczorem, zadajesz sobie samodoskonalące ćwiczenia, dokonujesz zadośćuczynienia, nie usprawiedliwiasz się... Jeśli tak to masz prawo krytykować przeciętnego polskiego bywalca konfesjonałów. Jeśli nie, jesteś oczywiście śmieszna.
*



Dziwią Cię ludzie, którzy wierzą 'po swojemu'? Mnie z kolei bardziej dziwi, że ileśtysięcy/milionów ludzi próbuje wierzyć tak samo. Mnie, jak sam się pewnie domyślasz, panie wszechwiedzący, nigdy nie bawiło postępowanie według jakichś tam narzuconych z góry zasad. Ja zasady mam swoje. Śmieszy mnie postępowanie mojej matki, która zawsze i wszędzie stawia Kościół jako niepodważalny autorytet. Idzie w zaparte nie dopuszczając do siebie nawet myśli, że może być omylna. Dziwnie kojarzy mi się to z klapkami na oczach.
Bo Kościół to, bo Kościół tamto, jakby swojego rozumu nie miała.
A to, czy myślę o moich błędach wieczorem, czy nie myślę, to - wybacz mi - nie Twoja sprawa. Ale jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć - to, owszem, nieraz o nich myślę.

QUOTE
Wydaje mi się, że nie rozumiesz pojęcia "wiara". Wierzyć to nie znaczy tylko wierzyć w istnienie Boga. Czy nawet w Jego aktywne działanie w ludzkim życiu. W słowie "wiara" zawiera się i postępowanie zgodnie z sumieniem, o którym piszesz, i cała masa innych rzeczy. Nie jestem w temacie aż tak zorientowany, by Ci to szczegółowo wytłumaczyć, chciałem tylko zwrócić uwagę, że mylisz pojęcia.
Co do "albo się wierzy, albo nie, i tyle" - słyszałaś o czymś takim jak nawrócenie/utrata wiary?


Ja na przykład wierzę w deistycznego Boga. Wierzę, że istniała jakaś siła stwórcza, nieporuszony poruszacz, natchnienie, które dało początek światu i wszystkiemu, co dziś na nim istnieje... I w to WIERZĘ. Nie wierzę jednak w to, że 'to coś', czymkolwiek lub Kimkolwiek jest, ingeruje w nasze życie. Nie wierzę w sens kultu i czczenia tego Kogoś lub czegoś.
Albo się wierzy, albo się nie wierzy. Tak, zawsze można się 'nawrócić', można też w pewnym momencie życia zwątpić, w to, w co się do tej pory wierzyło. Ale za sprawą czegoś. Musi wydarzyć się coś, co natchnie nas do takiej zmiany w naszym życiu. Chodzi mi o to, że nie może to być tak, że przykładowo dziś sobie postanowię, że zostanę wielką katoliczką i od jutra nią będę. Bo to bez sensu. Nic na siłę. Wiara NIE JEST do końca zależna od nas. To my jesteśmy zależni od niej.



Katon
No jasne, że się nie da zmusić samego siebie do wierzenia. Ale zawsze śmieszy mnie przekonanie ludzi, że ich własny 16letni pogląd na temat spraw ostatecznych jest tyle samo wart co wielowiekowych instytucji z ich teologami, pismami, świętymi i objawieniami. Można w ogóle nie wierzyć w nic 'nadnaturalnego', ale wiara, że jakieś osobiste wydumy są coś warte nieco mnie bawi. Deizm to poważny prąd intelektualny i przejmujesz go z całym dobrodziejstwem inwentarza obnosząc się przy tym ze swoją intelektualną niezależnością. A zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że jeśli wszechświat został tylko raz wprawiony w ruch przez deistycznego Boga to musi to być świat ściśle deterministyczny? taki w którym sytuacja B zawsze wynika z sytuacji A, a ta z poprzedniej i tak aż do początku świata. Wielki mechanizm, w którym nikt i nic nigdy nie wsadziło szprychy w koła. No a my oczywiście jesteśmy elementem tego mechanizmu i to całkowicie i nieodwracalnie, vide wszystko co robisz to nie żadne Twoje przemyślenia, wybory, przekonania tylko fizyka Twojego układu nerwowego; i już w momencie Twoich narodzin dysponując wystarczającą ilością danych można byłoby wiedzieć o każdym Twoim wyborze absolutnie wszystko. Nie, nie zastanawiałaś się. Może to i zdrowiej dla Ciebie.
abstrakcja
QUOTE(Katon @ 08.09.2008 19:30)
No jasne, że się nie da zmusić samego siebie do wierzenia. Ale zawsze śmieszy mnie przekonanie ludzi, że ich własny 16letni pogląd na temat spraw ostatecznych jest tyle samo wart co wielowiekowych instytucji z ich teologami, pismami, świętymi i objawieniami. Można w ogóle nie wierzyć w nic 'nadnaturalnego', ale wiara, że jakieś osobiste wydumy są coś warte nieco mnie bawi. Deizm to poważny prąd intelektualny i przejmujesz go z całym dobrodziejstwem inwentarza obnosząc się przy tym ze swoją intelektualną niezależnością. A zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że jeśli wszechświat został tylko raz wprawiony w ruch przez deistycznego Boga to musi to być świat ściśle deterministyczny? taki w którym sytuacja B zawsze wynika z sytuacji A, a ta z poprzedniej i tak aż do początku świata. Wielki mechanizm, w którym nikt i nic nigdy nie wsadziło szprychy w koła. No a my oczywiście jesteśmy elementem tego mechanizmu i to całkowicie i nieodwracalnie, vide wszystko co robisz to nie żadne Twoje przemyślenia, wybory, przekonania tylko fizyka Twojego układu nerwowego; i już w momencie Twoich narodzin dysponując wystarczającą ilością danych można byłoby wiedzieć o każdym Twoim wyborze absolutnie wszystko. Nie, nie zastanawiałaś się. Może to i zdrowiej dla Ciebie.
*



A zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że jeśli Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo jednocześnie dając nam wolną wolę, i stworzył on również szatana, upadłego anioła, o którym od początku wiedział, że się zbuntuje, to albo nie jest on miłosierny, albo nie jest on wszechmogący?
A zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że jeśli Bóg wie o nas wszystko, od momentu naszego urodzenia aż do śmierci, to nasza wolna wola jest w tym momencie bez sensu, a my robimy jedynie za Jego 'marionetki'?
A zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że bez sensu jest całe swoje życie podporządkowywać czemuś, czego istnienia nie możemy w żadnej sposób udowodnić?
A zastanawiałeś się kiedyś nad tym, dlaczego dobry Bóg pozwala żyć człowiekowi w tak złym i okrutnym świecie, zsyłając na niego potopy i różne inne świństwa a swojemu jednorodzonemu jak mówią Synowi, każe umierać na krzyżu za nasze 'winy'? Zastanawiałeś się nad tym, czy ma to jakiś sens i czy jest dobre i dla kogo?
...

Zastanów się...


Katon
No. Wyobraź sobie, że się zastanawiałem.

I tylko jeden przykład z brzegu. Jeśli Twoja koleżanka zna Cię na tyle dobrze, że przewiduje 90% Twoich działań to czy Twoja wolna wola jest w 90% bez sensu?
abstrakcja
QUOTE(Katon @ 08.09.2008 19:54)
No. Wyobraź sobie, że się zastanawiałem.

I tylko jeden przykład z brzegu. Jeśli Twoja koleżanka zna Cię na tyle dobrze, że przewiduje 90% Twoich działań to czy Twoja wolna wola jest w 90% bez sensu?
*



Niesamowicie głupi przykład. ==
Kiedyś jak chciałeś mnie zjechać albo powalić jakimś tekstem, to lepiej Ci to wychodziło.
Starzejesz się.

Podstawowa wada tego porównania - koleżance dajesz się poznać i to jest w pewnym sensie Twoja zasługa - a Bóg Cię zna jeszcze zanim Ty się narodzisz...

Katon
A co to ma do tematu? Do wolnej woli? Wiedza o tym co się stanie nijak się ma do tego kto jest podmiotem sprawczym tych wydarzeń.
Ludwisarz
Zagadke pt. "Wolna wola - wszystkowiedzacy Bog" rozwiazalem w drugiej klasie gimnazjum na kartce papieru na lekcji religii. Bardzo proste, nie trzeba sie ani denerwowac, ani wchodzic w dyskusje.
Katon
Ciekawe czy podobnie jak ja, hehe.
abstrakcja
Och. Ale ja wiem, o co Wam chodzi, tylko mnie się to nie podoba. I nie widzę żadnych podstaw, by w to wierzyć.
Katon
Nie, nie wiesz. Tak czy inaczej nie odniosłaś się do fragmentu w którym na podstawie Twoich własnych przekonań podważyłem Twoją wolną wolę.
abstrakcja
QUOTE
Wiedza o tym co się stanie nijak się ma do tego kto jest podmiotem sprawczym tych wydarzeń.


Tak, zgadzam się.
Ale... spójrz.
Jest sobie taka postać A [abstrakcja na przykład] i postać B [Bóg]. Postać B pewnego dnia wymyśla sobie postać A i ją stwarza. Dając jej przy okazji wolną wolę. Ale B wie, co zrobi A pierwszego dnia, drugiego, trzeciego, czwartego... i każdego następnego. A podąża swoją drogą, a tak jej się przynajmniej wydaje. Robi na co ma ochotę, przynajmniej w takim stopniu, w jakim jest to możliwe w obecnym świecie.
Któregoś dnia A umiera i spotyka się z B. B zaczyna ją sądzić, według ustanowionego przez siebie prawa. [A załóżmy była zła i niedobra.] Sądzi ją [pytanie -poco ten cały cyrk? skoro B wiedział od samego początku, że A będzie zła i niedobra] i zsyła do piekła.
Wychodzi na to, że A sama sobie na to zasłużyła. A z drugiej strony - przecież była tylko zabawką, tylko 'zaprojektowanym' już wcześniej programem. Bo B od początku wiedział, jaka będzie. Ona tego nie wiedziała.
Więc jaki jest sens , kiedy nasz miłosierny Bóg stwarza takich ludzi, jak nasz przykład? Ludzi, o których od początku wie, że zasłużą sobie na piekło?
To nie szatan jest stwórcą zła. Stwórcą zła jest w takim razie Bóg. Stwarza 'złych' ludzi, którzy czynią zło na świecie, przy okazji krzywdząc tych 'dobrych' i a potem i tak zsyła ich do piekła...

Wybacz Katon, ale nie widzę tu sensu.


PrZeMeK Z.
Abstrakcjo, walczysz! Zaczynasz używać argumentów! Tak trzymać.

QUOTE
To nie szatan jest stwórcą zła. Stwórcą zła jest w takim razie Bóg. Stwarza 'złych' ludzi, którzy czynią zło na świecie, przy okazji krzywdząc tych 'dobrych' i a potem i tak zsyła ich do piekła...

Bardzo ładnie przeprowadzony wywód, tylko zastanawia mnie, dla ilu młodych ludzi przeprowadzających takie i podobne rozumowania szokiem jest odkrycie, że na to też ktoś wpadł wieki temu.

A konkretnie do tego fragmentu - czy gdyby zło nie istniało, umiałabyś docenić dobro? Nie miałabyś przecież porównania.
abstrakcja
QUOTE
Bardzo ładnie przeprowadzony wywód, tylko zastanawia mnie, dla ilu młodych ludzi przeprowadzających takie i podobne rozumowania szokiem jest odkrycie, że na to też ktoś wpadł wieki temu.

A konkretnie do tego fragmentu - czy gdyby zło nie istniało, umiałabyś docenić dobro? Nie miałabyś przecież porównania.



W to, że 'na to też ktoś wpadł wieki temu' to ja nie wątpię. Wręcz przeciwnie, ja wcale nie twierdzę, że odkryłam tutaj Amerykę, czy coś. Tylko, że... co to ma do rzeczy, to raz? A dwa, ja tu widzę pewne sprzeczności, a jeśli ktoś sprzed wieków też je widział, to nie rozumiem i dziwi mnie [naprawdę mnie dziwi], dlaczego tyle tysięcy ludzi nadal próbuje ich nie dostrzegać.

Konkretnie - Tak. Gdybym od czasu do czasu nie chorowała, to też nie doceniałabym pewnie zdrowia na tyle, na ile je doceniam.
Ja zawsze twierdziłam, że fundamentem wszystkiego jest wszechobecna harmonia. Dlatego 'Bóg', Kimkolwiek lub czymkolwiek on jest, nie może być dobry. Bóg musi być osobą neutralną, w której siły dobre i złe się równoważą. Nie widzę innego wytłumaczenia.
Ale ... to nie ja tu wszystkich przekonuję o wierze w Jego bezgraniczne miłosierdzie i tak dalej.
Ja tylko próbuję udowodnić, że to się ze sobą nie zgadza.




Edit - O Boże... Pomówmy o czymś przyjemnym! == Błagam.
Neonai
QUOTE(abstrakcja @ 08.09.2008 21:41)
A dwa, ja tu widzę pewne sprzeczności, a jeśli ktoś sprzed wieków też je widział, to nie rozumiem i dziwi mnie [naprawdę mnie dziwi], dlaczego tyle tysięcy ludzi nadal próbuje ich nie dostrzegać.
*



pewnie Cię to nie przekona, ale..kurcze no, z wiarą to jest tak własnie, że pewne rzeczy przyjmuje się bez rozumowej analizy. wierzący człowiek nie musi mieć na każdy aspekt dotyczący Boga logicznej odpowiedzi. na tym to polega.
Katon
Ciągle nie dostrzegasz różnicy pomiędzy wiedzą, a wpływem. To, że Bóg wie co się wydarzy nie znaczy wcale, że nie masz wolnej woli. To po pierwsze. A po drugie cały Twój sposób rozumowania tkwi w newtonowskim wyobrażeniu czasu, które oczywiście wszyscy w sobie nosimy. Ale warto je wyprzeć kiedy myśli się o Bogu. Dla niego nie ma wtedy, potem, jutro, za milion lat. Najprawdopodobniej dla niego istnieje coś w rodzaju wiecznego teraz.
Ludwisarz
Zgadzam sie w tej kwestii z Katonem calkowicie i przedstawiam moj rysunek.
Zanim go jednak obejrzycie - chwila wstepu. Przede wszystkim musimy uwierzyć, choćby na chwilę, że Bóg jest absolutem. Jest wszędzie, jest wszystkim. Jest panem czasu i przestrzeni. On jest przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Bo dla Niego to nie istnieje, dla Niego nie ma punktu odniesienia. On jest w każdym momencie - nie jest więc typem.. jasnowidza czy kogoś komu powiedziano jaka przyszłość będzie.

user posted image

Najlepiej wyobrazić sobie, że ta niebieska chmura nakłada się na wszystko, wykracza nawet poza obrazek. Takie są dogmaty wiary.
Zatem w NOW podejmujemy decyzję o FUTURE. To jest nasza własna, niezależna wola, a Bóg jest w każdym z tych momentów. To nie jest tak, że on skacze w przyszłość, żeby zobaczyć co się stanie. On jest każdą nanosekundą naszego świata - stąd dla Niego nie ma poczucia czasu jakie my mamy. On jest jednocześnie teraz gdy podejmujemy decyzję i wtedy gdy jej skutki się dopiero ukazują.
PrZeMeK Z.
user posted image
owczarnia
QUOTE(PrZeMeK Z. @ 06.09.2008 13:27)
Jestem pewien, że taki miałaś zamiar. Ale na przykład: "Och, co za śliczna filozofia. I doprawdy, jakże godna chrześcijanina, katolika. Grunt to nasi, reszta niech się buja" odczułem jako wybitnie złośliwe i dość wyraźnie mi pewną postawę sugerujące. Dajmy już temu spokój. Chyba oboje powinniśmy przestać sobie nawzajem sugerować różne rzeczy.

Zwróć uwagę na oddzielenie akapitów. To było celowe, albowiem odnosiło się właśnie nie do Ciebie personalnie, stanowiło sobą li i jedynie maleńką prowokację, mającą na celu a) sprawdzenie jak bardzo jesteś przewrażliwiony, b) pokazanie dziur w Twojej argumentacji smile.gif. Podpunkt a) to oczywiście żart.


QUOTE(PrZeMeK Z. @ 06.09.2008 13:27)
Powiedzmy, że czytając między wierszami nieustannie odnoszę takie wrażenie. Może błędne, nie przypisuję sobie nieomylności. Ale męczy mnie to, że gdybym przeczytał Twoje odpowiedzi do moich postów, nie wiedząc, na czyj post odpowiadasz, Twojego rozmówcę wyobraziłbym sobie jako zaślepionego, przekonanego święcie o własnej racji fanatyka-hipokrytę. A naprawdę kimś takim nie jestem.

Dlatego też nigdy nie należy czytać tylko jednej strony wink2.gif. A tak na poważnie, to przesadzasz. Ani fanatyk, ani hipokryta, po co zaraz takie wielkie słowa?


QUOTE(PrZeMeK Z. @ 06.09.2008 13:27)
Dobrze, spróbujmy na spokojnie. Bez złośliwości, wycieczek osobistych i tym podobnych niepotrzebnych elementów. Zen.
*


Wycieczek osobistych nie zauważyłam, bo nie uprawiam. Inna sprawa, że mnóstwo osób bierze po prostu wszystko do siebie, ale za to to ja już doprawdy nie mogę odpowiadać. A złośliwa jestem tak, jak oddycham, nic nie poradzę. Nie zabieraj mi tego, please czekolada.gif.



QUOTE(Katon @ 06.09.2008 13:31)
Ja się nie użalam. Przynajmniej nie od teraz. Teraz pierwszy raz zachowam się jak prawdziwy katolicki fanatyk i napiszę, że pani katechetka robi dobrze, bo próbuje ocalić Twoje dziecko od ryzyka piekła, a przede wszystkim od pustego życia zakończonego gniciem w trumnie, wypełnionego w międzyczasie próbami nadania mu jakiegoś małego sensiku. Ale oczywiście powinna doczytać Ewangelię - zadzwonić, potem przyjść ze znajomymi, potem z biskupem, a potem otrząsnąć pył swoich butów na was i sajonara.

Jeśli ktoś naprawdę wierzy to mu ciężko z tym, że ktoś z jego bliskich nie. Ciężko mu, bo go kocha i chce dla niego dobrze. Chce dla niego Nieba. Jeśli jest w stanie w imię tego zrezygnować ze świętego spokoju, sympatii rodzinki i opinii fajnego zdystansowanego gościa i spróbować kogoś nawrócić to naprawdę wielki szacunek. Ale może i w życiu wiecznym istnieje dobór naturalny. I ktoś te kręgi piekła musi wypełniać. Stalin miał przynajmniej nieco rozmachu, może mu się trafi czyściec, kiedy te masy małych człowieczków będą się przysmażać, haha. Nudne już są te dyskusje, gdzie wszyscy skręcają się na lewo i prawo w przepraszaniu za księży, którzy cośtam cośtam i tłumaczeniu, że my oczywiście nie, że to że tamto. Oni walczą o Twoją duszę, ale spokojnie - przegrają, jeśli będziesz miałą dostatecznie dużo uporu, więc naprawdę nie bój się - nie pójdziesz do nieba.
*


Jedno pytanie: przeczytałeś w ogóle chociaż z grubsza moją rozmowę z Przemkiem? A nie, przepraszam, to była odpowiedź na post Matoosa. Ta, w której pisałam, że rozumiem iż pani katechetka tak z dobrego serca i dlatego nie widzę powodu, żeby być dla niej chamską. Inna sprawa, że gdyby pani katechetka nie pracowała dla kościoła katolickiego, zwyczajnie poszłaby do pierdla za nagabywanie ludzi, o werbowaniu do sekt nawet nie wspominając. Ci z Nieba też będą na torturach przysięgać, że oni tylko zbawić jak najwięcej osób chcieli... Że dla mnie nie ma różnicy, dodawać nie potrzebuję? Ale przyznam, że to z pyłem z butów było dobre cheess.gif.

I, jak już wielokrotnie podkreślałam, ja naprawdę to wszystko rozumiem. Naprawdę. Ale, drogi Mateuszu, jeśli zaczniesz łazić po nocy za obcą dziewczyną, wystawać pod domem itp., nie pomoże tłumaczenie, że Ty tak z miłości i tylko pilnujesz żeby jej się nic nie stało. Poza tym muszę powiedzieć, że straszak w postaci piekła zawsze uważałam za jeden z brzydszych wymysłów. Jest dokładnie tak samo wstrętny, jak genialny. Genialny, bo stanowi zasadniczy składnik opium, a wstrętny dlatego, że zabiera wszelką nadzieję na to, iż ludzie są z definicji dobrzy sami z siebie.
Katon
No, ale przynajmniej jest ktoś na tym forum, kto umie odczytywać nawet ciężki sarkazm jako sarkazm, a nie jako osobistą obrazę =)
owczarnia
Katon, dla samej jakości Twojego sarkazmu byłabym gotowa wyjść za Ciebie, gdyby nie fakt, że wiadomo. Jakkolwiek (żeby nie było za słodko) muszę dodać, że pomimo całej przeogromnej sympatii dla Przemka, z miłą chęcią utłukłabym go na miejscu Abstrakcji cheess.gif.
PrZeMeK Z.
Za "Abstrakcjo, walczysz! Zaczynasz używać argumentów! Tak trzymać.", jak rozumiem? Kiedy to właśnie był wyraz uznania, a nie złośliwość smile.gif

QUOTE
Wycieczek osobistych nie zauważyłam, bo nie uprawiam. Inna sprawa, że mnóstwo osób bierze po prostu wszystko do siebie, ale za to to ja już doprawdy nie mogę odpowiadać. A złośliwa jestem tak, jak oddycham, nic nie poradzę. Nie zabieraj mi tego, please.

Skoro tak ładnie prosisz...
Biorę różne rzeczy do siebie, bo nie przywykłem do złośliwości rzucanych ot tak, w przestrzeń. To dla mnie jakiś nowy sposób dyskutowania, dopiero się go uczę :]
owczarnia
QUOTE(PrZeMeK Z. @ 09.09.2008 15:22)
Za "Abstrakcjo, walczysz! Zaczynasz używać argumentów! Tak trzymać.", jak rozumiem? Kiedy to właśnie był wyraz uznania, a nie złośliwość smile.gif
*


WIEM. I o to właśnie chodzi, Przemuś czarodziej.gif.


Kochanie brawo, brawo! Jeszcze troszkę i udowodnisz, że nie jesteś taką idiotką, za jaką Cię wszyscy mają...
abstrakcja
QUOTE(TimmY @ 09.09.2008 00:25)
Zgadzam sie w tej kwestii z Katonem calkowicie i przedstawiam moj rysunek.
Zanim go jednak obejrzycie - chwila wstepu. Przede wszystkim musimy uwierzyć, choćby na chwilę, że Bóg jest absolutem. Jest wszędzie, jest wszystkim. Jest panem czasu i przestrzeni. On jest przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Bo dla Niego to nie istnieje, dla Niego nie ma punktu odniesienia. On jest w każdym momencie - nie jest więc typem.. jasnowidza czy kogoś komu powiedziano jaka przyszłość będzie.

user posted image

Najlepiej wyobrazić sobie, że ta niebieska chmura nakłada się na wszystko, wykracza nawet poza obrazek. Takie są dogmaty wiary.
Zatem w NOW podejmujemy decyzję o FUTURE. To jest nasza własna, niezależna wola, a Bóg jest w każdym z tych momentów. To nie jest tak, że on skacze w przyszłość, żeby zobaczyć co się stanie. On jest każdą nanosekundą naszego świata - stąd dla Niego nie ma poczucia czasu jakie my mamy. On jest jednocześnie teraz gdy podejmujemy decyzję i wtedy gdy jej skutki się dopiero ukazują.
*




Bardzo fajny wykres. Ale to wszystko dowodziłoby, że jest tak jak mówi nasz drogi Kononowicz - nie ma niczego, a wszystko czym zajmujemy się na codzień tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia ani sensu. Jest tylko Bóg, a do nas należy służenie Mu i wielbienie Go... Dodam tylko, że w tym wszystkim nie widzę nawet miejsca na 'zabawę w miłosierdzie'.

Owczarnia, a ja myślisz - dlaczego to zignorowałam? ;]
Katon
Już nieważne, bo wróciliśmy do sytuacji w której obrażasz się na argumenty zamiast z nimi dyskutować, więc offtop można unieważnić.
abstrakcja
Wiecie co mnie wkurza?
To, że na przykład tacy członkowie Stowarzyszenia Świadomości Krischny- no Krisznowcy [ale nie tylko oni!] wierzą sobie w Jezusa jako 'wielkiego proroka, który miał dar od Boga'.
Ja pierniczę.
No , czy to nie jest bez sensu?
On powiedział wyraźnie, że jest Synem Bożym.
Więc albo był tym Synem Bożym, albo był oszustem, albo wariatem. Nie ma innych możliwości. Cudowny prorok odpada.
:>

Avadakedaver
może lubił koloryzować
Katon
Abstrakcjo, napisałaś coś genialnego. Pierwszy raz nie ma w moim poście ironii. Poważnie. Twoja zazwyczaj błędna intuicja zaprowadziła Cię do sedna sprawy. Chyba każdy ma raz w życiu jakiś przebłysk, no naprawdę. Podpisuję się obiema rękami. Nie ma trzeciej opcji. Jezus z Nazaretu albo był Bogiem, albo walniętym mitomanem, albo oszustem. Z tą wiedzą trzeba przeczytać Ewangelię i jeszcze raz wszystko przemyśleć. Rezultaty bywają szokujące.
Zeti
Nie lubię długo dyskutować ze Świadkami Jehowy, więc, gdy zatrzymują mnie gdziekolwiek (zaczepiają mnie może dlatego, że noszę zwykle taukę z napisem "pax et bonum" tauka-rodzaj krzyża) mam już sprawdzony sposób na nich. Oni zwykle mają ze sobą Pismo Święte, więc otwieram je na opisie samobójstwa Judasza, czytam im fragment "Judasz poszedł i powiesił się" przerzucam kilka kartek wstecz, i rzucam cytatem "idż i Ty czyń podobnie" tłumacząc im, że posłużyłem się ich metodą. Oni zwykle stają jak wryci, albo szybko się wycofują.
PrZeMeK Z.
Ha, tylko się podpisać pod postem Abstrakcji.
I przybić piątkę Zetiemu. Genialna metoda! :]
Katon
Hehe. Ja zawsze lubiłem dyskutować z Mormonami, bo to ujmująco mili ludzie i na swój sposób bohaterscy. Przyjeżdżają na misję do kraju, o którym ledwo słyszeli i w pół roku uczą się języka, z którym nie mieli nigdy nic wspólnego. Ba! Mówią naprawdę nieźle. A to wszystko po to, żeby tłumaczyć katolikom w Polsce, że Jezus pojechał po Zmartwychwstaniu do USA i założył mały domek na prerii, gdzie wychowywał metysów. Helou!
owczarnia
QUOTE(Katon @ 20.09.2008 19:15)
Nie ma trzeciej opcji. Jezus z Nazaretu albo był Bogiem, albo walniętym mitomanem, albo oszustem. Z tą wiedzą trzeba przeczytać Ewangelię i jeszcze raz wszystko przemyśleć. Rezultaty bywają szokujące.
*


No błagam Cię, Katon.

A co ze zwykłym gościem, który miał parę fajnych pomysłów i trochę charyzmy? Z gościem, na którego plecach ślizgnęła się cała zgraja cwaniaków?

A tak już całkiem btw, to nie wiem czemu powyższe trzy założenia miałyby wykluczać proroka.

prorok
1. «osoba przepowiadająca przyszłość, zwłaszcza nadejście kataklizmów, kary bożej»
2. «charyzmatyczny przywódca lub reformator religijny, któremu przypisuje się szczególne posłannictwo boże i zdolności wizjonerskie»
Katon
Opcja jaką przedstawiasz jest absurdalna historycznie. Ale za to atrakcyjna światopoglądowo, stąd jej popularność. Do tego jawnie bluźniercza i szokująca wobec wszystkich światopoglądów panujących w ówczesnym świecie nauka i to głoszona w czasach kiedy nonkonformizm i prowokacja nie były w cenie.
owczarnia
Lol? W sensie absurdalności, rzecz jasna.
Katon
No absurdalna. Bo historia nie polega na tym, że tworzymy sobie logiczne, ale nie poparte zupełnie niczym teorie, tylko ciężko pracujemy na źródłach. Żeby rozważyć fenomen chrześcijaństwa, żeby w ogóle zacząć, trzeba się wgłębić naprawdę w ogromną masę czynników religijnych, geopolitycznych, nawet mentalnych i psychologicznych w pewnym sensie. Oczywiście wnioski mogą być różne i nie implikują wiary bądź niewiary. Odrzucają za to na pewno proste teoryjki w rodzaju apostołów-fałszerzy. Te są po prostu niewiarygodne.
owczarnia
No nie, bo z pewnością łatwiej założyć, że apostołowie wszyscy jak jeden pisali samą świętą prawdę, i że to się wszystko rzeczywiście wydarzyło. Ciekawa rzecz, że dzisiaj jak ktoś ględzi o objawieniach, to nawet sam Kościół mu gębę zamyka, żeby na głupka nie wyjść...

A co do tej historii, to no właśnie. Tak względem tych źródeł bym poprosiła.
Katon
No nie wiem, kiedy mamy źródło to traktujemy je krytycznie, ale nie zakładamy, że musi być stekiem kłamstw z definicji. Tak niestety są prowadzone 'krytyczne studia' nad Ewangelią i efekty są dość opłakane. Właściwie wszyscy apostołowie zginęli poniżającą i męczeńską śmiercią za bzdury, które sami układali w wieczerniku. I proszę, odrzućmy argument, że źródła chrześcijańskie o chrześcijanach są nic nie warte. Chyba, że uznamy podobnie w kwestii rzymskich źródeł o Rzymianach i egipskich o Egipcjanach. Poza tym są oczywiście żydowskie, rzymskie, szeroko pojęte arabskie (nie mylić z muzułmańskimi), greckie... No i jeszcze raz chciałem podkreślić argument, o absolutnej nieprzystawalności chrześcijańskiej nauki do niczego. Podobieństwa są powierzchowne, a sama esencja tak obrazoburcza, że złożenie jej na karb wymysłów garstki rybaków zakrawa na jakąś spiskomanię. Kimkolwiek był bądź nie był Jeszua z Nazaretu nie da się pozbyć problemu w tak tandetny sposób.

Fascynuje mnie co mają do tego wszystkiego objawienia.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.