PrZeMeK Z.
19.09.2008 15:33
Wydzielono z tematu "Nastolatki i obozy" (już drugi wycięty stamtąd nowotwór, aż strach się bać).QUOTE(Avadakedaver @ 19.09.2008 14:56)
moi rodzice jakoś nie dawali mi klapsów, a potrafili mnie wychować na normalnego człowieka.
Chyba że zajebistość dziedziczy się w genach, jak wolisz.
Są dzieci, które można wychować bez klapsa i takie, których się nie da. Ja byłem bachorem tak nieznośnym, że kilka razy dopiero klaps przywracał mnie do porządku. I nie czuję się z tego powodu poszkodowany.
Oczywiście jest różnica między okazjonalnym klapsem a biciem dzieci.
harolcia
19.09.2008 16:24
Ja byłam zbyt chyba spokojnym i dobrym dzieckiem, bo tylko raz w życiu szlaban załapałam, jak po szkole zamiast wrócić do domu, to do koleżanki na sanki poszłam...
No ale widocznie ta dziewczynka potrzebuje ostrzejszego środka wychowawczego. O ile jej rodzice w ogóle interesują się tym, co ona robi i z kim czas spędza. Bo i takie przypadki się zdarzają...
Avadakedaver
19.09.2008 18:47
moi starzy tylko nie rozumieją jednej rzeczy: wtf is szlaban for?
ja tam łapię szlabany do dzisiaj. o, np. teraz siedzę przy kompie a mam szlaban. bo tylko na to dostaję ("nic innego nie działa" -> wg nich; a według mnie "nic nie działa" ale to inna sprawa)
a za co? bałagan w pokoju. fakt, że taki hardcorowy, no ale lol.
PrZeMeK Z.
19.09.2008 19:01
Szlabany działają, o ile rodzice potrafią je egzekwować. Zwłaszcza na młodsze dzieci. Jak takiemu brzdącowi odciąć telewizję i komputer, od razu robi się grzeczniejszy.
Moja mama zmuszała mnie do wychodzenia na podwórko, kiedy za długo czytałem książki, grożąc, że je spali
Haha. Kumpel miał jutro jechać na wesele do Olsztyna. Garnitur miał w domu, w którym, z tylko sobie znanych powodów, był ostatnio między 22 a 28 grudnia. Pojechał tam wczoraj, dziś wrócił z informacją, że ojciec spalił mu gajer za karę(nie wiedząc oczywiście o weselu), oraz mocnym postanowieniem odwiedzania rodzinnych stron przynajmniej raz na kwartał w celu ocalenia głośników, winyli, pierwszej gitary i paru innych gadżetów.
owczarnia
19.09.2008 19:49
Szlabany to koszmar. Największy dla rodziców. Weź i odetnij wszystko, ha ha ha. Albo musisz wyjść do pracy i nie pilnujesz gada, albo pracujesz w domu i wówczas musisz znosić snujące się, niezadowolone, smętne dziecko, które non stop marudzi i przeszkadza. Nie wiem, kto przy zdrowych zmysłach to wytrzyma, ja nigdy nie dałam rady i musiałam wymyślać inne kary. Zresztą, ja w ogóle nie lubię kar i staram się ich nie stosować. Kara jest porażką wychowawczą, dziecko prawidłowo prowadzone w ogóle nie będzie musiało być karane. I nie jest to utopia, zapewniam.
Oj Owieczko, nie zgodze sie. Kary czasem sa potrzebne, tylko najczesciej rodzice nie umieja karac i nie wiedza, ze najwazniejsza jest konsekwencja. Jestem przeciwnikiem bicia a nawet okazjonalnych klapsów, sa lepsze i skuteczniejsze sposoby na egzekwowanie posluszenstwa.
owczarnia
19.09.2008 20:42
O biciu to już nawet nie wspominam, najgorsze co można zrobić to uderzyć dziecko. Pomijając już oczywiste okrucieństwo, jako rodzice strzelamy sobie w stopę. A co do kar... Oczywiście, w tak zwanej sytuacji "zastanej" (vide Super Niania) czasem się bez nich nie obejdzie. Ale jeśli rodzice umiejętnie i świadomie postępują od samego początku, nie będą musieli karać dziecka. Nie mylić z egzekwowaniem posłuszeństwa (fuj, jak to brzmi), co nie ma nic wspólnego z karaniem. A przynajmniej nie musi mieć.
abstrakcja
19.09.2008 20:57
Ale w karach jest pewna luka. Mogą nie zdać egzaminu. To zależy też w pewnym sensie od dziecka. Jeśli dziecko nie 'boi się' [to dopiero głupio brzmi] rodziców, to będzie postępować wbrew ich woli nie licząc się ze szlabanem. ;]
Na jednym dziecku taka kara wyegzekwuje posłuszeństwo, a w drugim spotęguje bunt.
;]
Poza tym... tą z Majdanka to nie ukarać trzeba. Jej to trzeba wytłumaczyć, i tyle. To jest niedouczona dziewczyna, kurna, co ja gadam - to jest DZIEWCZYNKA, 9-letnia dziewczynka, która, sądzę nie miała w zamiarach niczego złego. Po prostu nie wiedziała, że tak nie wolno. Pewnie nikt jej tego nie powiedział. Nie chciała nikomu zrobić na złość. ;]
owczarnia
19.09.2008 21:19
Dziewięcioletnia?
abstrakcja
19.09.2008 21:38
No :>
Też się zdziwiłam... na tym zdjęciu wyglądała na jakieś czternaście.
Poza tym, co dziewięciolatka robiła w byłym obozie zagłady?
U nas takie wycieczki organizowano w 2 gimn... to jest jak mieliśmy po 15 lat :>
A chyba na własną rękę tam nie pojechała? :>
ojej, a cóż jest złego w wyrażeniu 'egzekwowanie posłuszeństwa' ? ;p i czemu to wg Ciebie nie ma nic wspólnego z karaniem? kiedy mówisz, że można się bez nich obejść to tak jakbyś zakładała, że dziecko nie popełni żadnych błędów i że zawsze będzie wiedziało, co mu wolno, a co nie. a superniania jakby nie patrzeć skończyła ten sam kierunek, z którym ja dopiero zaczęłam walkę, nawet z jej synem miałam styczność i miałam zajęcia z jej byłym mężem... okej, to nie ma nic do tematu.
QUOTE
Na jednym dziecku taka kara wyegzekwuje posłuszeństwo, a w drugim spotęguje bunt.
bullshit, jak mówiłam trzeba karać umiejętnie i to wszystko. i od samego początku.
owczarnia
19.09.2008 22:15
Okej, to inaczej w takim razie. Moim zdaniem jeśli dziecko popełnia błąd (podkreślam, mówimy cały czas o
dzieciach), nie ma powodu by go karać. Należy wyjaśnić, co zrobiło źle i dlaczego, wytłumaczyć jak powinno postąpić bądź (starszemu) przedstawić sposób rozumowania, który według nas byłby słuszniejszy. A już karanie dziecka za to, że nie wiedziało co mu wolno to w ogóle jakaś piramidalna bzdura. To do rodziców należy wpojenie dziecku zasad i to oni są winni, jeśli nie zrobili tego jak należy.
Piszesz tak, jakby brak kar równał się braku wychowania, puszczeniu dziecko na jakiś żywioł, przysłowiowemu "bezstresowemu wychowaniu". Tymczasem nic bardziej błędnego

.
no niestety ale całkowity brak kar wcale nie wychodzi na dobre. najlepszy jest system - dużo chwalenia, mało kar. słowo "kara" nie musi oznaczać czegoś strasznego, wyrządzania dziecku krzywdy, a mam wrażenie że większość właśnie tak to odbiera. kara powinna być adekwatna do tego co dziecko zrobiło. załóżmy, że mały pluje albo bije młodsze rodzeństwo. samo wytłumaczenie jest ważne, ale bez kary niewiele da. ona pozwoli zrozumieć, że plucie nierozerwalnie łączy się z karą i dziecko sie uczy że tak sie nie robi.
Avadakedaver
19.09.2008 22:34
generalnie mnie kary tylko wkur... zają, bo jedyne co wyszło z tych wszystkich kar jakie na mnie stosowali, to fakt, że teraz zamiast myśleć "posprzątam bo będzie kara", myślę "jak się dowiedzą, to będzie kara", i nadal nie sprzątam.
Nie wiem jak to zrobili, ale za to się nie spóźniam, jak się spóźniłem 5 minut kiedyś to dostałem opierdziel, za drugim razem jeszcze większy i wytłumaczyli mi żeby się nie spóźniać, bo nikt nie lubi na kogos czekac. no i tadam! spóźniam się regularnie ale tylko do szkoly, bo tam nikt na mnie nie czeka i maja gdzies czy przyjde punktualnie czy nie przyjde wcale.
A uderzyć to uważam że można tylko raz, nastolatka jakiegoś, kiedy na prawde przesadzi, bo skoro nigdy nie dostal a dostanie teraz to bedzie znak ze na prawde przesadzil, i sie zreflektuje. nie mam na mysli bycia piescia po twarzy, ale taki klaps w czerep bardziej.
wiem, im mean.
owczarnia
19.09.2008 22:35
Najuś, no ale przecież dziecko to nie pies Pawłowa

. Trzeba raczej zastanowić się dlaczego dziecko pluje (rozumiem, że na innych) lub bije młodszego braciszka? Gdzie popełniliśmy błąd? Skąd w ogóle w naszym dziecku agresja? A może to wina podwórka, kolegów, przedszkola? W zależności od wieku dziecka można uciec się do różnych rozwiązań, ale kara jest zawsze porażką. Zawsze. To oznacza, że nie daliśmy sobie rady, po prostu. I nikt nie ma na myśli krzywdy dziecka, to jest jasne jak słońce, chodzi o sam fakt negatywnych konotacji. Rodzice mają się kojarzyć z miłością i poczuciem bezpieczeństwa, nie z przykrościami.
Co innego ponoszenie konsekwencji własnych czynów (również w zależności od wieku, rzecz jasna). Przy czym należy się dobrze zastanowić i wyważyć sytuacje, kiedy koniecznie należy dziecku przyjść z pomocą, a kiedy można wykorzystać moment na tak zwaną naukę życia.
oj nie, to że kara jest porażką, to już totalna bzdura. zakładasz jakąś utopię, aby nie popełniać błędów przy wychowaniu rodzice musieliby być idealni. nawet wykwalifikowany psycholog rozwojowy może mieć problemy z wychowaniem dziecka

oczywiście powinniśmy zastanowić się czy to właśnie my i gdzie popełniliśmy błąd. dlatego właśnie mówiłam, że trzeba nad tym pracować od samego początku. oczywiście, że zwracać uwagę i na siebie, i na środowisko. wcale nie chcę tu myśleć jednotorowo. ja wiem, jesteś matką, masz doświadczenie i inaczej na to patrzysz. ja mogę polemizować jedynie na bazie wiedzy jaką posiadam i intuicji. zakładam, że jesteś bardzo dobrą matką i wspaniale wychowałaś syna. ale nie powiesz mi, że nigdy przenigdy nie zastosowałaś żadnej kary

a z tym psem Pawłowa to śmiej się, ale jakby nie patrzeć, mnóstwo rzeczy sprowadza się do warunkowania, a karny jeżyk to myślisz, że co innego jest? i, o dziwo, działa.
owczarnia
19.09.2008 23:04
Dupa tam jestem, a nie wspaniała matka. Pewnie, że go ukarałam, dawałam nawet szlabany, do czego się przyznaję, konstatując własną głupotę oraz brak wyobraźni i doświadczenia. Plus niedojrzałość, rzecz jasna. I z perspektywy mogę powiedzieć tylko jedno: lepiej już wprost przyznać się dziecku, że rodzic też człowiek i czasem nie wyrabia, niż wlepiać kary bo nic lepszego nie umiemy wymyślić. Dzieci niezwykle mocno reagują na szczerość i uczciwość. Jeśli czują, że są bezwarunkowo, mądrze kochane, jeśli wiedzą, że ich dobro jest dla nas najważniejsze, nigdy same z siebie ie będą chciały zrobić nic, by nas zawieść. W ogóle, dzieci są strasznie mądre, mądrzejsze niejednokrotnie od dorosłych i czasem wystarczy po prostu ich posłuchać, a same podadzą nam rozwiązanie...
PrZeMeK Z.
19.09.2008 23:07
Owco, Ty chyba naprawdę jesteś jakimś wychowawczym ideałem, skoro potrafisz wychować dziecko bez stosowania kar.
Dobra, mały sprawdzian: dziecko było z tatą na jesiennym spacerze po parku. Ojciec zarządził wcześniejszy powrót do domu, bo zaczęło się robić zimno. Dziecku zupełnie się to nie spodobało. Przez całą drogę wierzgało i wrzeszczało, a po powrocie do domu stanęło pośrodku pokoju i zaczęło wysypywać z reklamówki na podłogę wszystkie zebrane liście i kasztany. Stało pośrodku pokoju z bezczelną miną i, patrząc ojcu w oczy, wysypywało wszystko na ziemię mimo upomnień.
Po klapsie zrobiło wielkie oczy, histeryzowało przez pół godziny, po czym już więcej podobnych scen nie urządzało.
Przypadek autentyczny, żeby nie było.
Co Wy na to?
a widzisz Owieczko. tylko że wychowywać dziecko trzeba od najmniejszego, a na początku ciężko wytłumaczyć pewne rzeczy, ono jest za malutkie, by je zrozumieć. nie mówię oczywiście o okresie, kiedy tylko je, robi kupe i śpi na zmianę, tylko o tym trochę późniejszym, 2-3 latka. jak najbardziej zgadzam się co do kwestii uczciwości i szczerości. kar nie da się oddzielić od reszty wychowania, ale najważniejsze to pokazywać dziecku, że jest kochane

kurde, chce mieć dziecko.
edit: Przemek, sytuacja którą przytoczyłeś to nie jest nic nadzwyczajnego. zamiast klapsa można było zrobić cokolwiek innego karzącego, efekt byłby ten sam.
ah, nie mogę się doczekać wykładów z rozwojowej.
PrZeMeK Z.
19.09.2008 23:24
Toteż i nie upieram się, że w tej sytuacji konieczny był akurat klaps. Ale kara jak najbardziej.
filizanka
19.09.2008 23:31
Jakby jedno z mojej przyszłej gromadki wyrzuciło na środku pokoju liście, to pewnie poszłoby spać bez wieczorynki. Dla mnie to była najwyższa kara.
Myślę, że to zależy od dzieciaka. I prawdę mówiąc wolę już takie brzdące z charakterem, niż, niestety musze to napisać, siebie. ZAWSZE byłam grzeczna wobec dorosłych, ZAWSZE się słuchałam mamy i PŁAKAŁAM jak rozlałam colę w mcdonaldzie, chociaż wszyscy dokoła mówili, że przecież nic się nie stało. Chorobliwie potrzebowałam zachwycać wszystkich swoim ułożeniem. I to jest beznadziejne... Mdłe.
owczarnia
19.09.2008 23:35
Zamiast klapsa można było już w parku odwrócić się na pięcie i najzwyczajniej w świecie sobie pójść, ignorując foch. Oczywiście z ukrycia cały czas mając malca na oku i objawiając się w odpowiednim momencie. Bezczelny wzrok przy wysypywaniu był komunikatem aż nadto czytelnym. Dziecku - w jego mniemaniu - popsuto przyjemność, więc "zemściło się" w jedyny sposób, jaki mu przyszedł do głowy. W ogóle, można było nie dopuścić do focha, ale to już inna bajka.
PrZeMeK Z.
19.09.2008 23:54
Pewnie, że można było, ale skoro już wystąpił, to trzeba było przedsięwziąć jakieś środki.
Ha, w tym temacie i tak nikt nie wygra z Tobą, Owczarnio, na doświadczenie, więc się przy swoim zdaniu nie upieram. :]
owczarnia
20.09.2008 01:50
Wiecie, co jeszcze świetnie działa w takiej sytuacji (pomijając fakt, że nie należało do niej dopuścić)? Ja bym na miejscu tego taty po prostu podeszła do dziecka (mam na myśli jak już wysypuje całe zbiory na dywan z wyzywającą miną) i przytuliła je. Tak z zaskoczenia. Najpierw widzi, że doprowadza mnie swoim zachowaniem do granic wytrzymałości, a na koniec pękam, ale w zupełnie inny sposób, niż ono mogłoby sobie wyobrażać. Skrucha i wspólne zbieranie bałaganu gwarantowane. Później wspólna zabawa, a na koniec mała rozmowa o tym, jak bardzo się kochamy i nie chcemy sobie nawzajem robić przykrości.
QUOTE
Zamiast klapsa można było już w parku odwrócić się na pięcie i najzwyczajniej w świecie sobie pójść, ignorując foch.
To to ja akurat uważam za straszne. Najgorsze co może być to zignorowanie problemu. A pokazanie dziecku że po zrobienie czegoś złego rodzic po prostu sobie pójdzie może nauczyć, że i w przyszłości rodzic "oleje" sprawę.
Mi rodzice nie musieli dawać żadnych wymyślnych kar. Bo niejako strach przed nimi wymuszał na mnie "grzeczność".
owczarnia
20.09.2008 03:46
Nic podobnego. I nie chodzi o ignorowanie problemu, wręcz przeciwnie. Należy pokazać dziecku, że - podobnie jak w normalnym życiu - histeria nie prowadzi absolutnie do niczego. Szarpiąc się i tupiąc dzieciak chciał na ojcu wymusić dłuższy spacer. Należy jasno i czytelnie pokazać mu w takim momencie, że absolutnie nie tędy droga. Tłumaczenie nie ma w takim momencie najmniejszego sensu, bo do dziecka w amoku i tak nic nie dotrze. Krzyk czy inny objaw agresji jest absolutnie niedopuszczalny. Jedyne sensowne zachowanie, to prosta reakcja po tytułem "dopóki tak się zachowujesz, nie mamy o czym gadać". Dzieci dopiero uczą się swoich emocji i interakcji ze światem, często sobie z tym nie radząc. Same nie wiedzą do końca dlaczego tak się zachowują, chcą żeby "coś" się stało, na tyle mocnego, by dana rzeczp potoczyła się po ich myśli. I tylko od dorosłego zależy w tym momencie, jakie skojarzenia wyniosą z takie doświadczenia i jakie ewentualne wnioski.
Inna sprawa, że spokojna rozmowa przed spacerem, ewentualnie w trakcie odegranie scenki pt. "ale tatusiowi zimno" nie dość, że pozwoliłoby uniknąć awantury, to jeszcze dało dziecku możliwość "zaopiekowania" się tatą i troskliwego "odprowadzenia" go do domku, żeby nie zmarzł

.
na mnie szlabany nigdy nie działały i nadal nie działają. Nie wiem czy wszystkie dzieci tak mają, czy tylko ja jestem taka dziwna, ale w pewnym sensie próbowałam nimi manipulować
owczarnia
21.09.2008 19:57
Nie tylko Ty tak masz, moje dziecko ma dokładnie tak samo. Bardzo szybko spostrzegłam, że absolutnie nie tędy droga, zresztą ja na ogół szlaban mu dawałam jak już mnie szlag trafiał, a jak mi przechodziło i rozum wracał, to się po prostu dogadywaliśmy. I tak jak na szlabanie zacinał się w sobie jeszcze bardziej, tak po rozmowie zawsze były rezultaty. Wiadomo, że cudów nie ma i jak ktoś jest leniem to nagle się pracusiem nie stanie, ale przynajmniej kuma, że pewne rzeczy trzeba i życie.
nigdy w życiu po dostaniu szlabanu nie pokorniałam. Nigdy.
Avadakedaver
21.09.2008 22:43
amen! wiem coś o tym!
no i nikt nigdy po szlabanie nie spokornieje, bo ani w tym konsekwencji nie ma, ani żadnej nauczki, tylko wzbudzanie w dziecku strachu przed nakryciem i wzmaganie buntu. a kiedy rodziców nie ma telewizor gra. czyli nic dobrego ze szlabanu nie wynika.
Avadakedaver
21.09.2008 23:12
powiedz to moim starym.
Ja nigdy nie dostałem szlabanu. Ale ja byłem dzieckiem wrażliwym, a nie potworem, który ma w dupie, więc uwagi moich rodziców zwykle do mnie trafiały.
widzisz, a moi rodzice nigdy nie próbowali wytłumaczyć tylko od razu był szlaban

a też byłam dzieckiem wrażliwym.
owczarnia
23.09.2008 04:44
Uderzenie dziecka może skończyć się obowiązkową reedukacją rodzica, a nawet zawieszeniem praw rodzicielskich - informuje "Rzeczpospolita", relacjonując przygotowany w Ministerstwie Pracy projekt zmian w ustawach zapobiegających przemocy w rodzinie.
Karane mają być wszystkie naruszające godność zachowania wobec dzieci. A więc zarówno przemoc fizyczna, jak i psychiczne maltretowanie czy zaniedbywanie ich potrzeb życiowych.
Szybsza ma być interwencja w sytuacjach kryzysowych. Projekt zakłada m.in., że pracownik socjalny będzie miał prawo nawet do zabrania dziecka z domu, w którym - jak podejrzewa - dzieje się coś złego. Natomiast bijący będzie usuwany z domu, i to natychmiast, nawet wtedy, gdy należy on do niego. Jeśli nie będzie miał gdzie mieszkać, trafi do noclegowni.
Sąd będzie mógł skierować rodziców na obowiązkowe zajęcia korekcyjno-edukacyjne. Psychologowie bardzo na te programy liczą, bo oceniają, że 90% rodziców bije dzieci, nie znając innych metod wychowawczych.
Według Ministerstwa Pracy, do bicia swoich dzieci przyznaje się co dziesiąty rodzic. Obecne rozwiązania prawne, zapobiegające przemocy w rodzinie, są nieefektywne. Ofiary zbyt długo czekają na pomoc. stądA tak nawiązując jeszcze do szlabanów, to co Wy wiecie o szlabanach!... Moi rodzice nie pozwalali mi na nic. Na NIC. Nie do pomyślenia było, żebym się wybrała mając lat 17-19 z koleżanką do kawiarni, a co dopiero na przykład na dyskotekę! Na szkolne potańcówki zawsze musiałam sobie jakoś specjalnie zasłużyć, pomimo średniej 5.0, srebrnej tarczy, listów gratulacyjnych i czego tam jeszcze wtedy nie było. Jak kiedyś jeden raz matka zobaczyła mnie z okna całującą się z chłopakiem na do widzenia pod klatką, przez całe wakacje miałam zakaz samodzielnego wychodzenia z domu. A byłam już wtedy w liceum... Mierzenie czasu jak szłam do koleżanki po zeszyt (15 minut), podsłuchiwanie rozmów telefonicznych. O imprezach wszelkich mogłam zapomnieć, byłam na jednej (słownie: jednej) osiemnastce, i to tylko dlatego, że dziewczyna była córką dobrych znajomych. Moja własna osiemnastka polegała na zaproszeniu kilku koleżanek (wyłącznie dziewczyn) do domu na ciasto i kanapki, o 22 musiały wyjść. Żadnych wyjazdów bez rodziców, nawet na jeden dzień, tylko wycieczki szkolne. Zero kasy, dopiero jak zaczęłam zarabiać sobie sama korepetycjami miałam swoje ("po co ci pieniądze? jedzenie i picie masz w domu"). Z tego co wiem, przebijał moich starych tylko jeden ojciec koleżanki, który kładł się na balkonie i podsłuchiwał jej rozmowy z koleżankami. Więc błagam Was, nawet nie próbujcie mi się tu żalić

.
Wniosek zaś z tego wszystkiego jeden: im bardziej usiłujesz córkę trzymać na (jak najkrótszej) smyczy, tym szybciej zajdzie w ciążę. Amen.
Avadakedaver
23.09.2008 06:48
to nie przejdzie.
PrZeMeK Z.
23.09.2008 10:08
Też myślę, że ta ustawa nie przejdzie. No i bądźmy szczerzy - który Polak "wlezie z butami" w życie sąsiada i złoży na niego doniesienie? Przecież za każdym razem, gdy zdarzy się jakaś tragedia typu ojciec gwałcący córkę, sąsiedzi twierdzą, że nic nie wiedzieli.
No i kto będzie płacił za "bijących" umieszczonych w noclegowni? Nie przejdzie.
Co do szlabanów - znałem jeszcze bardziej drastyczny przypadek: rodzice pozwalali córce na kontakt z JEDNĄ koleżanką, a i to tylko w domu córki i pod nadzorem rodziców. Mieszkali w domu oddalonym od sąsiednich o kilkaset metrów w każdym kierunku i otoczonym wysokim ogrodzeniem.
Córka w wieku lat siedemnastu zaszła w ciążę z zamężnym facetem, który potem porzucił ją z dzieckiem.
Co tylko potwierdza Twoje wnioski, Owczarnio.
Ech, niektórych rodziców to tylko pozbawić praw rodzicielskich.
Nazywanie dawania klapsa biciem dzieci jest oczywiście ohydną językową manipulacją.
owczarnia
23.09.2008 12:48
Ciekawe, czy będziesz podobnego zdania, jak na którymś ze spotkań forumowych (na które mam nadzieję oraz szczery zamiar w końcu kiedyś dotrzeć) wkurzysz mnie mocno mocno, w związku czym podejdę i szczelę Cię w pysk. Publicznie. Nie mocno, żeby nie było, ale jednak (klaps odpada ze względu na nieuniknione skojarzenie erotyczne, a ja chcę żyć).
Tu chodzi o godność dziecka, nie tylko o faktyczny ból.
I mówi to osoba która mnie oskarżała o demagogię.
Avadakedaver
23.09.2008 15:03
taki maly dzieciak generalnie ma w pompie swoja godnosc (mowie o przypadku kiedy dziecko ma 2-5 lat (bo chyba starsze juz klapsow nie dostają), a nie wiecej i kiedy nie ma osob trzecich przy tym).
PrZeMeK Z.
23.09.2008 16:00
Dawanie klapsa przy osobach trzecich to w ogóle kiepski pomysł. Coś jak powiedzenie przy kolegach dziewięciolatka, że ten bawi się lalkami.
owczarnia
23.09.2008 16:38
Hm. Nie twierdzę, że pamiętam
wszystko z okresu jak miałam 2-5 lat, ale klapsy rozdawane przez matkę na ulicy pamiętam dość wyraźnie. Podobnie rozmaite słowne "upomnienia", po których marzyłam tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Ojciec nie bił mnie nigdy, matka owszem. Nawet często dość, rzekłabym. Wyznawała zasadę "lepiej bite niż nieżywe" i traktowała lanie jako coś zupełnie normalnego. Oczywiście nie znęcała się nade mną (przynajmniej w jej mniemaniu), ale główną karą przez nią stosowaną byłą odpowiednia ilość pasów na dupsko. Ostatni raz dostałam lanie jeszcze pod koniec podstawówki, czyli gdzieś koło 14-15 roku życia, więc ja tam nie wiem, czy starsze nie dostają... Mojego syna usiłowała w ten sposób "wychować" tylko raz. Następnego nie było, bo zakomunikowałam jej w dość mało delikatny sposób, że może stracić rączkę, jeśli ją jeszcze raz na Kubę podniesie. Tak, trudno nasze relacje uznać za poprawne

. Teraz jest
nieco lepiej, ale też na krótką metę tylko.
Więc, drogi Matoosie, zanim mi jeszcze raz wyjedziesz z demagogią, dobrze się zastanów.
No bo matce NIE WOLNO być dzieci. Matki biją w wyniku emocji, kiedy są sfrustrowane. Biją jak żywioł, a dziecko nie wie za co po co czemu. Ojcowie dają lanie właśnie, a nie biją. Chyba, że są patologiczni, ale sprowadzanie wszystkiego do patologii to żadna dyskusja. Ojciec wymierza karę za coś konkretnego. Dziecko wie za co ten klaps i ogląda rytuał, który zwykle kończy się delikatnym klepnięciem w tyłem ze dwa razy. Nie umniejsza to w niczym jego godności, ba, wręcz przeciwnie. Zostaje potraktowane poważnie i ukarane. Klapsy daje się zawsze za coś, czego się uprzednio zakazało. Itd, itp. Mówienie na dawnie klapsa 'bicie' to jak mówienie na areszt 'porwanie'.
owczarnia
23.09.2008 19:40
Klapsy mojej matki bolały jak jasna cholera, ale to już nawet nie o to chodzi. Ona właśnie niemal nigdy nie biła mnie w złości, to być może byłabym jej w stanie wybaczyć. Ona zawsze najpierw zapowiadała karę, a później ją metodycznie wykonywała. Zawsze. Nigdy nie zapomnę, jak np. na mieście coś zbroiłam, na co matka z sadystycznym uśmieszkiem komunikowała mi, że "w domu sobie porozmawiamy". Oznaczało to tylko jedno: bicie. Miała nawet specjalny pas do tego celu. Ojciec parę razy zamachnął się na mnie, w złości właśnie, ale de facto nie uderzył mnie nigdy. A pisząc o tym, że moje stosunki z matką są obecnie nieco lepsze, miałam na myśli, że nie nienawidzę jej już teraz tak bardzo, jak kiedyś. Ale były czasy, że zupełnie na zimno rozmyślałam nad rozmaitymi sposobami zemszczenia się na niej. I stąd właśnie, na samą myśl, że moje dziecko, że jakiekolwiek dziecko miałoby kiedykolwiek odczuwać podobne upokorzenie, nienawiść, strach - robi mi się słabo. Nigdy, przenigdy nie ukarałabym dziecka taką zimną, wypraną z wszelkich emocji przemocą. Nigdy. Sama świadomość, że jest się słabszym, że nie potrafiłoby się, że nie można oddać, obronić się - jest potworna. Że osoba, która powinna o nas dbać, chronić nas, dawać nam ciepło, potrafi zamiast tego postępować w tak okrutny sposób. Nigdy, przenigdy nie odebrałam lania jako "poważnej kary", "rytuału" czy czego tam jeszcze. Zawsze odczuwałam wtedy tylko bezsilną nienawiść, w duchu wymyślając matce najgorszymi słowy. A zaczęło się od "zwykłych" klapsów, niezbyt mocnych dopóki byłam malutka (rok, dwa latka, trzy)...
Mateusz - aha, czyli matki biją bo histeryzują, a ojcowie, bo tak należy? jeju, śmieszne. obie strony, jeśli biją, to dlatego, że nie radzą sobie ze swoimi emocjami. zwykle osoby, które uważają bicie za odpowiednią karę, motywują to słowami "a no bo jak mnie bachor wkurzy to już nie mam siły..." czyli jest tu problem ze sobą, nie z dzieckiem. koniec kropka katona tata chodzi do żlobka.
Avadakedaver
23.09.2008 22:29
sucks. mój ojciec też się parę razy na mnie zamachnął, ale nigdy nie uderzył. zazwyczaj bywało to po wykrzyczeniu mu jakiejś okropnej prawdy o nim (gwoli zemsty za jakiś bezsens).
No i raz, raz jedyny dostałem pasem na dupsko, ale to już był hardcore. za oceny z anglika w podstawówce. teraz już nie mam do nich o to pretensji, chociaż fakt - poniżające to było niezwykle.
pamiętam je do dziś: 5, 2, 2, 1, 1, 1.
Mnie ojciec nigdy nie uderzył, nawet nigdy nie było rytuału zdejmowania pasa czy coś w tym stylu. Nie było nawet mowy o klapsie. Mama mnie tam pewnie wytarmosiła raz czy drugi. Ale jeszcze raz powtarzam, że trzeba oddzielić odchyły neurotyków (bardzo licznych w pokoleniu naszym i już naszych rodziców) od pewnej może nie najbardziej wysublimowanej, ale jednak funkcjonującej w dość zdrowy sposób przez wieki, metody wychowawczej, jaką jest lanie od ojca. Oczywiście dawniej nie przyszłoby nikomu do głowy, żeby dać lanie dziewczynce, ale równouprawnienie sięga wszędzie. Nie dajmy się zwariować. Nawet jeśli lanie jest złe, to świat, w którym każdy każdemu zagląda w życie rodzinne czy aby na pewno nikt tam nikogo nie bije i nie gwałci to jest jakiś horror. A to tego zmierzają te wszystkie 'kampanie społeczne'.
owczarnia
24.09.2008 00:15
Absolutnie się z tym nie mogę zgodzić co piszesz. Ale na dziś odpadam, mam dość. Czasem żałuję, że tak nie lubię alkoholu.