Witam!
Może to wstyd w pierwszym poście już sobie pozwolić na publikację, ale do odważnych świat należy.
może kiedyś
jeszcze, jeszcze
pójdę tą ścieżką, tą bez zakrętów
moze się nie będzie wiła
stroszyła kamieniami
gniewała obalonym drzewem
szydziła rowem, głębokim na dwa metry
ale już spokojna, łaskawszym spojrzy okiem
zdumiona, zdumiona
a las niezazdrosny, ten las rozzieleni mi się w oczach
i będzie cały zielonością ten las
z zielonym motylem, zieloną konwalią
maliną, jagodą
dławiąco duszący
i głęboko w płucach zakwitnie
zieloną myślą, zielonym sercem, zielonym obrazem
może w tej ścieżce
głęboko, daleko
te grudki żwiru i ziarna piasku
nie spłyną krwią zieloną jak roślinny sok
gdy je przebiegnę bosymi stopami
gdy będę chciała koniecznie, na siłę stać się zielona
odpocząć, zasnąć
usiądę tu na tej prostej ścieżce
bez wyboi, kamieni, zakrętów
usiądę tu pod niebem
dla Niego, dla Niego
i będę się zrastać w skupieniu, w ciszy
pobożnie, w zgodzie z naturą
z butwiejącym drewnem
gnijącą dżdżownicą
tak długo i spokojnie
w moim mateczniku
z ostatnią wizytą przyjdę kiedyś
na pewno, na pewno
odejdę za rękę z wiatrem
by wrócić zielona
zamacham gałęzią topoli
koniecznie topoli
smukłą, wysoką
i będę bliżej Niego
tak blisko, jak nigdy
zielona nareszcie
EDIT 1: Motyw matecznika został zaczerpnięty z Pana Tadeusza. Myślę, że teraz wszystko jasne.