Jeden kwiat. Drugi. Trzeci.
Niewinne jak
słodkie dzieciaczki!
Cieniutkie płatki, gładziutkie,
tylko żyłki
odznaczają się lekką wypukłością.
Zrywam je, biorę do
ręki.
Leciutkie, pachnące, miłe.
Lekko się uśmiecham -
gdzie były,
gdy śnieg pokrywał ogród?
Gdzieś z tyłu głowy, nagle
Okropna myśl
mnie uderza.
Padają zmięte, zerwane kwiaty...
Niedługo urodzą się
MOJE trojaczki.