to nic
plączę się w kruchym
śniegu
który jest o gorącym oddechu na skórze
o północy w
zapadniętej kapliczce
krzyczę do ciebie na sto kilometrów
to nic
to
nic
że zabierasz mi całą radość
tym pięknym uśmiechem
że
pogrzebałeś pod czarnym swetrem
moją wolność
i zakułeś myśli w
dyby
jedyne co lata wokół głów swobodnie
to ten prezent od ciebie
- złudne nadzieje
nie martwię się wcale
na zawsze zostaniemy
przecież ci sami
z wytartym przebaczeniem
i przyczepionym pocałunkiem
w kącikach ust
a ja premiowo roześmiana
wcale nie na
przekór
tylko specjalnie dla ciebie
i mej starej
głupoty
jedynej nie wspólnej