I znowu piszę w tym nastroju...
Nie ma Ciebie kilka chwil zaledwie
zasłuchanych w turkot
serca na patyku.
I cóż? Swiat się nie zmienił, nie uciekły
mi usta
rozkochane w Tobie,
nie zatonęły oczy w bezmiarze tęsknoty.
Wszystko
jest jak dawniej, poukładane
w strzępkach dni jak len suchych i
prostych.
Siedzę taka sama, jaką byłam, gdy spękaną
myślą dotknąłeś
mnie ostatni raz.
Nie zmieniłam się.
Drzewa tak samo szumią, osypując
szare,
brudnie tchnienie wiosny. Trawnik tak samo
leży połatany
eterycznym śniegiem i nic
za Tobą nie tęskni, nic nie wzdycha.
Mogę
się wydawać trochę sztywna, nieobecna,
zasłuchana w niecny szept
żywiołów
w szybkie słowa wiatru: "Widziałem go,
omiotłem
spojrzenie błękitne i dłonie i kark
i uśmiech wykwitły chorobliwie na
wargach".
Taka sama jak pamiętasz, identyczna z naturalną
składam
dłonie na podołku nudnych chwil.
Mówiłeś: "Aniele", lecz
skrzydła zostawiłam
gdzieś przy Tobie, za zakrętem, na zachłanną
pamiątkę.
I tylko bolesny szept w mej głowie:
"Czymże jest anioł
bez skrzydeł?"