No dobra, byłam smutna, zawiedziona, bardzo
rozczarowana i chyba sama do końca nie wiedziałam, co o tym wszystkim
myśleć. No ale niech będzie...
Ty. Twe oczy były jak niebo,
A
włosy miękkie i rozkoszne
Twój dotyk oddalał nieuchronne piekło
Z Tobą
cierpienie było radosne
Pomiędzy przyjaźnią, a miłością
Od
początku czasu do końca trwaliśmy
Druga zbyt blisko graniczy z
zazdrością
Pierwszą się nigdy nie nasyciliśmy
Te wersy, które
pomogłeś pokochać
I te struny, na których grać mnie uczyłeś
Dziś mnie
nie cieszą, mogę tylko szlochać.
Czy nie zrozumiałeś? Nie
zauważyłeś?
Muzyka, przy której niegdyś moja dusza
Tańczyła, do
Ciebie na oślep biec chciała
Dziś nawet blady cień szczęścia
zagłusza
Jak kropla rozkoszy – wiecznie za mała
Te dni są
teraz jak bolesne piętno
Wypalane na nowo przy każdym
wspomnieniu
Gdzie życie, co wraca, gdzie całe piękno?
Pamięć coraz
głębiej topi mnie w marzeniu