Narazie napisane zostało jedno
opowiadanie, które wyrwane jest z życia jego bohaterów. Sworzone to zostało
(opowiadanie) przeze mnie i przez wspaniałą Elle. Mam nadzieję, że się wam
spodoba. A jak sama nazwa wskazuje nie jest to jedyne opowiadanie jakie
tutaj będzie umieszczone. Życzę miłej lekturki.
Opowiadanie
pierwsze
"Śpiesz się nim śmierć Cię dogoni"
Była ciepła, letnia noc. Po niebie leniwie przesuwały się jasne
chmury, wróżąc ciepły, kolejny poranek. Prawie cała ulica usnęła w objęciach
Morfeusza kilka godzin wcześniej. Obecność tych, którzy nie zasnęli
zdradzało niebieskie światło na szybach odbijające się od telewizorów. Było
bardzo cicho, nikt ani nic nie przerywało tej słodkiej monotonii. Nawet
liście popychane przez wiatr zdawały się ucichnąć.
W jednym z
ładniejszych domów na ulicy, leżała brązowowłosa dziewczyna. Hermiona
rozmyślała nad swoim magicznym życiem. Mimo, że bardzo kochała swoich
rodziców drażniło ją jej pochodzenie, miała po dziurki w nosie bycia córką
mugoli. Nigdy nie powiedziała tego publicznie, ale teraz, gdy nie-magiczni
byli prześladowani zwyczajnie bała się. Nie tyle o siebie, co o swoich
rodzicieli. Zdawała sobie sprawę, że oni nie obronią się przed atakiem
śmierciożerców. Często rozmyślała, jak pomóc im, uchronić ich przed śmiercią
czy torturami.
Zastanawiała się teraz nad listem do profesora
Dumbledore’a. Miała nadzieję, że zrozumie jej obawy i postara się jej
pomóc oraz że nie zlekceważy jej prośby. Wiedziała, iż dyrektor ma wiele
problemów od dawna, a sama nie chciała dorzucać mu swoich, lecz zwyciężyła
dziecięca miłość do rodziców. Musiała napisać jak najkrócej i jak
najzwięźlej to, o co jej chodziło, i by mag nie tracił czasu na czytanie
zbędnych epopei, a skupił się nad jej problemem.
Teraz jednak jej
kobieca intuicja podpowiadała, że coś jest nie tak. Targana złym przeczuciem
zdecydowała się napisać ten list, chociażby teraz, w nocy. Szybko wstała i
podeszła do biurka, na którym leżała sterta papierów i długopisów.
Nagle
coś popchnęło ją do wyglądnięcia przez okno. To, co zobaczyła, a raczej
tego, czego nie zobaczyła, przeraziło ją śmiertelnie. Wszystkie pobliskie
latarnie zgasły, niebo pokryte było grubą warstwą chmur, spod których nie
widać było srebrnej tarczy księżyca. Na zewnątrz panowały egipskie
ciemności.
Przerażona wyciągnęła drżącymi dłońmi z szuflady latarkę,
którą zawsze miała pod ręką „na wszelki wypadek”. Z walącym jak
młot sercem włączyła urządzenie i poświeciła na ulicę. Ku jej jeszcze
większemu strachowi to nic nie dało. Strumień światła nie pojawił się w
miejscu, gdzie go puściła.
- O Boże! – Z jej ust wydały się
tylko te słowa, a następnie głośno przełknęła ślinę.
Przerażona,
upuściła latarkę na podłogę, która uderzyła z głuchym łoskotem. Mimo, że nie
była małą dziewczynką przestraszona, udała się w stronę sypialni rodziców.
Kiedy jednak schodziła po schodach usłyszała dziwny trzask. Szybko zawróciła
i schowała się za filarem, który zapewniał jej doskonałą widoczność, ale
zarazem ochronę. Nie wiedziała, co o tym myśleć…
„Może to
tylko Krzywołap rozwalił coś w kuchni, a może mama wstała, bo chciała się
czegoś napić i potrąciła krzesło, a może…” Myśli kłębiły się jak
oszalałe, lecz nie chciała dopuścić tej ostatniej do siebie.
Przerażona
wyglądnęła za filaru, na dół, na spory przedpokój. Najpierw nic nie
dojrzała, lecz w chwilę później zobaczyła kilka postaci. Z jej ust wydał się
przytłumiony krzyk, gdyż zasłoniła je dłonią, przerażenia. Wiedziała, kto
stoi na dole i nogi się pod nią ugięły. W korytarzu jej domu stało siedmiu
śmierciożerców. Na twarzach mieli białe maski, więc nie dojrzała ich twarzy.
Nawet gdyby ich nie mieli nie rozpoznałaby nikogo, gdyż była za daleko.
Serce waliło jej jak młotem, bała się, że za chwilę wyskoczy jej z piersi.
- Boże tylko nie to! – Powiedziała cicho, gdy ujrzała coś,
czego bała się najbardziej.
Czarodzieje trzymali dwie, skrępowane osoby.
Hermiona rozpoznała w nich od razu swych rodziców. Łzy od razu popłynęły jej
do oczu, wiedziała, co teraz się stanie.
- Gdzie jest wasza córeczka?
– Rozległ się lodowaty głos, który dosłyszała nawet ona.
- Nie ma
jej tu! – Odpowiedziała hardo pani Granger.
- Nie kłam, wiemy,
że tu jest. Crucio! – Powiedział z satysfakcją czarodziej.
Dziewczyna chciała krzyknąć, że tu jest. Wiedziała jednak, że jest za
późno i nic nie pomoże. Widziała jak śmierciożerca znęca się nad jej matką z
ogromną satysfakcją. Mogła teraz w ciemno powiedzieć, że uśmiecha się spod
swej białej maski.
- A teraz powiesz gdzie jest? – Powiedział
ponownie, gdy przerwał zaklęcie.
- Nie… ma… jej…
tu! – Odpowiedziała mu kobieta z ogromną trudnością.
-
Cru… - Chciał zacząć jeszcze raz zaklęcie, lecz drugi śmierciożerca mu
przerwał.
- To nic nie da, nie powie sami musimy jej poszukać sami.
– Rzekł, a jego głos wydał się dziwnie znajomy dziewczynie.
-
Nie! – Krzyknęła przerażona kobieta.
- Milcz! –
Najpierw uderzył ją w policzek, a następnie wycedził przez zęby. –
Avada kedavra!
Zakończył cierpienie kobiety jednym zaklęciem. Po
policzkach Hermiony płynęły łzy, których nie potrafiła powstrzymać i nie
chciała.
- Mamusiu. – Szepnęła cichutko, skryta nadal za filarem.
- Hermiono! – Rozległ się okrzyk przepełniony okrutnym i
ironicznym śmiechem. – Gdzie jesteś? Pokaż się nam.
Dziewczyna
jednak pozostałą na swoim miejscu. Nawet, gdyby chciała nie mogła się
ruszyć. Sparaliżował ją strach i niema rozpacz. Spełniły się jej najgorsze
sny, właśnie teraz, gdy chciała ich zapobiec.
- Pokaż się nam, bo twój
tata pożałuje tego! No chodź do nas.
Zadrżały jej ręce i przestała
płakać. Po jej głowie przeszła jedna myśl „Tylko nie tata!”.
- Nie wychodź, uciekaj! – Krzyknął pan Granger. Wolał sam
umrzeć niż narażać swoją jedyną córkę.
- A więc jednak jest. Twoja żona
nas okłamała zapłacisz nam za to. Avada kedavra!
Dziewczyna po raz
drugi zobaczyła zielone światło, dzisiejszej nocy. Następnie rozległ się
głośny, okrutny śmiech zabójców jej rodziców.
- Nie! –
Krzyknęła wyskakując ze swej kryjówki.
- Proszę państwa o to i nasza
poszukiwana. – Powiedział znajomy głos.
Dziewczynę pochwyciły
niewidzialne liny i ściągnęły na dół w krąg śmierciożerców. Stała pośrodku
zamaskowanych czarodziei. Nie mogła już płakać, gdyż strach jej na to nie
pozwalał.
- Panowie, o to nasz cel. Zabawiliśmy się już wystarczająco na
jej rodzicach, więc teraz tylko ją pożegnajmy. Crucio! – Rozległo
się na raz kilka głosów.
Wszystkie różdżki wycelowane były w dziewczynę.
Jej ciało przeszyła ogromna moc. Umysł rozdzielał się na miliony kawałków.
Nie mogła nic powiedzieć ani krzyknąć, bo w ustach czuła słodki smak krwi.
Nagle wszystko ustało, ból znikł.
- Masz serdeczne pozdrowienia od
Czarnego Pana, szlamo! – Szepnął ktoś.
Hermiona popatrzyła się
jedynie w stronę, z której dochodził dźwięk. Sprawiło jej to okropny ból,
lecz dojrzała mężczyznę, który to powiedział. Nie miał już maski na twarzy,
rozpoznała go od razu, był to Lucjusz Mafloy.
- Severusie zakończysz
cierpienie swojej „ulubionej” uczennicy? – Zapytał właśnie
on jegomościa stojącego obok niego.
- Z przyjemnością. – Rozległ
się znajomy głos, który dziewczyna słyszała wcześniej.
- Profesor Snape?
– Zapytała cicho, na tyle ile pozwalały jej siły.
- Zgadza się
moja droga. – Mężczyzna zdjął maskę, pod którą krył się jej były
belfer. – Giń, Avada kedavra!
Po raz ostatni tej nocy, po raz
ostatni w życiu, dziewczyna ujrzała zielone światło. Ugodziło ją prosto w
serce, ale nic nie poczuła prócz błogości. Ból, cierpienie się skończyło.
Nareszcie przestała się bać, nie musiała się o nic martwić. Umierała
szczęśliwa, że jej troski w końcu się zakonczyły.
***
Na
ziemi leżała młoda, obiecująca czarownica z mugolskiej rodziny. Nie żyła, a
nad nią stało siedmiu mężczyzn, którzy śmiali się. Nie poczuwali się do
żadnej odpowiedzialności. Ich serca były z lodu, a śmierć nie znaczyła dla
nich nic.
- Dobra robota Severusie, Czarny Pan będzie zadowolony.
– Powiedział Lucjusz Mafloy, który dowodził w tej wyprawie. –
Wracamy, nic tu po nas!
Wszyscy śmierciożercy teleportowali się z
miejsca zbrodni. Pozostawili troje ofiar na pastwę losu. Nie wiedzieli, że
na szafce obok łóżka dziewczyny pozostała jedynie czerwona róża, a obok niej
koperta. W środku znajdował się list, którego nie zdążyła przeczytać.
Zaadresowany był do niej czarnym atramentem, a z drugiej strony widniał
napis nadawcy. Zamazany był łzami, lecz można było dojrzeć dwa słowa
„Harry Potter”.
Pozdrawiam
Powiedzmy sobie wprost: super! Masz dar
pisania, ale szkoda, że to takie krótkie!
siistars
27.06.2004 23:41
Poprostu super
!!!!!! Szkoda że było tego tak mało.
Zazwyczaj opowiadania są Harry'm więc
dzięki za wyczekane opowiadanie o Hermionie. Czyta się dobrze, brak rażących
błędów, masz łatwość opowiadania, a to jest dar. Interesująca akcja, dość
niespodziewany pomysł na fabułę. Napięcie narasta, nie ma za dużo dialogów.
Podoba mi się także moptyw z nieprzeczytanym listem. Jedyne do czego mogę
się przyczepić to postępowanie Snape'a. Nie sądzę aby zabił Hermionę ,
ale to w końcu twoje opowiadanie. Czyli podsumowując pisz dalej.
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Kiniulka
28.06.2004 12:28
To jest SUPER, BOMBA i ... aż brak mi słów
żeby to opisać .... Bardzo mi się podoba i czekam z niecierpliwością na
dalsze opowiadania. Mam ogromną nadzieję, że pojawia się jak najszybciej.
Wspaniałe. Niepokojąco wygląda mi to na
jednopartówkę... Ale może to i lepiej- niech takie zakończenie zostanie,
inaczej to straci cały czar.... Takie mam wrażenie. Masz talent literacki,
nie zmarnuj go!
podoba mi się. tylko: a) za którkie,
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/cool.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='cool.gif'
/> troche za dużo powtorzeń na początku, c) jakoś nie podobało
mi się to zakończenie - z tą czerwoną różą i listem od Harry'ego.
poza tym jest świetne.
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
No fakt... było torchę ZA KRÓTKO
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/dry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />
, ale mimo to opowiadanie bardzo mnie wciągnęło... Dobrze piszesz i... co tu
dużo gadać - podoba mi sie
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/>
-->Szczególnie fajny był wątek z nieprzeczytanym
listem...
Niom... było miło , wychwaliłam Cię , ale muszę to zrobić :
KIEDY BĘDZIE NEXT ???
Opowiadanie drugie
Śmierć ma
oblicze młodości
Był ciepły, pogodny wieczór, na
szerokim parapecie okna pewnego domu siedziała długowłosa, ruda dziewczyna.
Wpatrywała się we wschodzącą, pełną tarczę księżyca. Lekki wietrzyk
delikatnie muskał jej twarz. Jednak nie przeszkadzało jej to w spokojnym
odpoczywaniu po trudnym i wyczerpującym roku nauki. Wręcz przeciwnie
ochładzało ją i jej myśli.
Z błogiego, melancholijnego zamyślenia
wyrwał ją hałas dobiegający z kuchni. Niechętnie wstała i poszła na miejsce
"zbrodnii". Zastała tam Rona i wyrzuconą stertę garnków z
szafek.
- Mam pytanie. Co ty u diabła robisz?
- Yyyy, no nic, tak
sobie tylko pomyślałem, że… może trzeba je umyć - odpowiedział,
czerwieniąc się.
- Tak, oczywiście - powiedziała sarkastycznie Ginny. -
Już ci wierzę. Nie umiesz kłamać, więc mów, czego szukałeś? I po kie licho
zrobiłeś ten bałagan?
- A nie powiesz mamie?
Dziewczyna popatrzyła
na brata kontem oka udając, że się ciężko namyśla. Wiedziała, że jeśli dowie
się czego szukał jej "ukochany" braciszek, będzie miała na niego
haka. Była myślącą dziewczynką, która znajduje plusy, tam gdzie inni widzą
tylko same minusy.
- Obiecuję - odpowiedziała po dłuższym namyśle i
dodając w myślach - jak mi uwierzysz to jesteś skończonym idiotą.
-
Pomyślałem sobie tak "Są wakacje, rodziców nie ma, to może znajdę
trochę proszku fiuu, skontaktuję się z Harrym i zaproszę go do nas"?
Ale mama była przezorna i schowała cały zapas...
- Wiesz co, ty jesteś
taki głupi czy tylko udajesz? - powiedziała ironicznie Ginny. - A
pomyślałeś, że kominek jego wujostwa jest poza siecią? Głupi jesteś...
/>- No co... Już nie pamiętasz, że kiedyś oddałabyś wszystko, byleby tylko
Harry spędził w twoim towarzystwie chociaż minutę i nie takie miałaś
pomysły? - odgryzł się Ron.
Na krótszą chwilę chłopak wybił siostrę z
toku racjonalnego myślenia, miał rację co mówił taka była prawda, a raczej
przeszłość. Ale to dawne czasy, więc długo, Ginny nie zastanawiała się nad
uszczypliwą uwagą w rewanżu. Przecież musiał ktoś przejąć profesję znęcania
i dogryzania Ronowi od Freda i Georga i trafiło właśnie na Rudowłosą.
-
Mój obiekt westchnień przynajmniej wiedział, że do niego wzdycham. A twój
tylko książki widzi, bo ty jesteś tchórzem, który nie umie powiedzieć tego
co myśli w cztery oczy. Mój drogi, kochany braciszku.
Ron zrobił się
czerwony ze złości. Nigdy nie przypuszczałby, że jego MŁODSZA siostra będzie
mu dogryzała w "taki sposób". Najmłodsza, a zaraz po bliźniakach
najbardziej pyskata.
- Ale dość tych pogaduszek, posprząta tu lepiej i
nie licz, że znajdziesz proszek fiuu. Mama zabrała resztę bojąc się, że
możesz podobny numer odstawić. Idę na górę i radzę ci nie przeszkadzać mi
kolejnymi łomotami.
Powiedziała, a następnie wyszła z kuchni
trzaskając drzwiami. Była troszeczkę wytrącona z równowagi i wiedziała, że
na kontynuowanie swoich wcześniejszych rozmyślań nie ma szans. Udała się,
więc wpierw do salonu, gdzie zostały jej rzeczy: książki, pergaminy i pióra.
Na kartkach papieru narysowane były przepiękne rysunki - portrety jej
bliskich. Były ciepłe i bardzo naturalne, lecz dziewczynie wciąż wydawały
się niedoskonałe, a co za tym idzie brzydkie. Chciała aby obrazowały one nie
tylko zewnętrzne cechy, ale także część duszy.
Zamknęła otwarte na
oścież okno i odwróciła się w stronę schodów prowadzących na górę.
/>Przypomniała sobie, że obiecała napisać do Hermiony. Bo przecież nikt nie
zrozumie kobiety tak, jak druga kobieta.
Wpatrując się w pustą
przestrzeń przed sobą zastanawiając się co ma napisać, wyłączyła się ze
świata żywych. Nie usłyszała krzyku brata dochodzącego już ze swego pokoju,
dopiero silny podmuch powietrza uprzytomnił ją, ścinając ją z nóg i rzucając
na ziemię. Wcześniej uderzyła prawym bokiem o fotel stojący jej na
"przeszkodzie".
Była obolała, lecz nie przeszkadzało jej to
racjonalnie myśleć. Szybko wyciągnęła różdżkę zza paska, kierując ją przed
siebie. Nie zobaczyła jednak nikogo. Pomyślała, że to może Ron zrobił jej
taki "żart" i chce się odegrać, na swe nieszczęście nie wiedziała,
jednak że sprawca ukrywa się pod peleryną niewidką.
- Ron co ty u
diabła robisz? Do końca ci odbiło? - krzyczała, a jej złość powoli
wzrastała, gdy nie słyszała odpowiedzi.
Chciała szybko przemknąć do
pomieszczenie, gdzie był jej brat. Jednak otrzymała kolejny, silniejszy
cios, który zwalił ją z nóg na dobre. Ze zranionej na czole głowie sączyła
się krew, a różdżka którą nieświadomie przygniotła, złamała się na pół.
/>Leżała nieprzytomna i bezbronna, nie zdając sobie sprawy jakie piekło
rozpoczęło się w jej domu.
Napastnicy - niewidoczni i dlatego
podwójnie skuteczni - nie przybyli, by okraść dom Wesley'ów, o nie... bo
i z czego?
Biała dłoń pojawiła się jak z nikąd. Dotknęła szyi
dziewczyny sprawdzając jej puls.
- Żyje - odezwał się suchy i zimny
głos, który mógł zmrozić krew w żyłach.
- Obudź ją, musimy z nią
porozmawiać - rozkazał kolejny.
- Nie zostawmy ją zajmijmy się lepiej
jej bratem.
Mężczyźni zostawili, więc nieprzytomną dziewczynę i cicho
zeszli do pokoju Rona. Chłopak leżał pod ścianą nieprzytomny. Nie było widać
żadnych zewnętrznych ran, najprawdopodobniej został tylko oszołomiony.
/>- Wstawaj - powiedział blond włosy mężczyzna, kopiąc przy tym
Rudzielca.
Wszyscy zamaskowani przeciwnicy zdjęli pelerynki niewidki
czekając aż ich ofiara ocknie się.
Dzierżąc w dłoniach różdżki,
utworzyli mroczny krąg. Miała być to jedna z większych akcji, jakie wykonali
ostatnimi czasy śmierciożercy, a największa jaką wykonać mieli młodzi
czarnoksiężnicy. Nie zabrakło nikogo z młodych "adeptów" Czarnego
Pana, który chciał sprawdzić ich wytrzymałość i odwagę. W końcu zabicie
niewinnego dziecka wymaga więcej heroizmu niż torturowanie dorosłego, a tym
bardziej że był to ich rówieśnik.
- Może ocucimy go? - zapytał jakiś
drżący głos należący do niskiego i niepozornego chłopca.
- Nie
poczekamy chwilę - odezwał się blondyn, który dowodził akcją. - Co my tu
mamy?
Wziął z półki zdjęcie Rona, na którym był on wraz z Harrym i
Hermioną. Dowódca zaczął mu się dokładnie przyglądać. Cała trójka radośnie
się uśmiechała i ściskała na tle zamku Hogwart.
W pewnym momencie
ramka wraz z fotografią "przypadkowo" spadło na ziemię. Rozbiła
się szybka idealnie w centrum, gdzie znajdowały się trzy postacie.
-
Uuu, czyżbym zniszczył cenną pamiątkę? Tak mi przykro, chociaż... nie wydaje
mi się żeby on - wskazując na Rona - jeszcze kiedyś to używał lub oglądał. -
dodał z ironicznym uśmieszkiem
Na jego słowa reszta zgromadzenia
zareagowała cierpkim i nieprzyjemnym śmiechem, który ścinał krew w
żyłach.
- No... panowie.. - ciągnął. - Czas chyba zakończyć
przedstawienie... Ty! Mały - wskazał palcem na jednego z młodszych -
podejdź tu do mnie. Czas, żeby każdy z was się wykazał. Znajomość czarnej
magii jest przecież podstawową umiejętnością, każdego śmierciożercy.
/>Może i czternastoletni chłopiec podszedł do przywódcy trzymając mocno w
lewej dłoni. Klęknął przez blondynem i czekał na dalsze instrukcje.
-
Cóż, na co czekasz chłopcze? - powiedział "mistrz" do odrobinę
wystraszonego czarodzieja.
- Tak jest! Crucio! - wymierzył
cios prosto w leżące bezwładnie ciało Rona.
Leżący momentalnie
otworzył oczy, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Oddech stał się
nierównomierny i płytki. Napastnik z uśmiechem na twarzy torturował go
dalej, teraz już pewny siebie.
- Aaaaaaa! - krzyczał Ron, a do jego
oczu napływały łzy. Wiedział, że to jest już koniec, ale mimo
przeszywającego bólu martwił się o Ginny. Nie miał pojęcia, czy już jest
martwa, czy śmierciożercy zajęli się nią w inny sposób... Nie chciał prosić
o litość. Zaśmiał się w duchu, że być może za dużo czasu przebywał z Harrym
Potterem, którego odwaga udzieliła się i jemu.
- Wystarczy! -
krzyknął dowódca.
Gdy ból zaczynał ustawać chłopak spojrzał prosto w
twarz blond młodzieńca.
- Malfoy ty plugawa świnio! - krzyknął na
tyle głośno na ile pozwalało mu obolałe gardło.
"Tleniony"
odwrócił się, a na jego ustach zagościł perfidny uśmieszek.
- Widzisz,
Weasley kto jest górą? - powiedział, a następnie wstąpił do kręgu.
Ron
choć chciał, nie mógł powiedzieć już nic. Po prostu nie miał siły.
-
Tak kończą marne ścierwa jak ty, Weasley. Skończcie z nim, im szybciej ten
wyrzutek zejdzie ze świata żywych, tym szybciej świat będzie mam winny
dozgonną wdzięczność - odezwał się przywódca. - Musimy jeszcze zająć się tą
małą - dokończył.
Ron nagle poruszył się. Jeśli się nie przesłyszał, to
znaczy, że Ginny wciąż żyje. Z całych sił starał się podnieść, mimo że
bolało go wszystko, wstał na chwiejących się nogach i stanął oko w oko ze
szkolnym kolegą. Potem popatrzył na twarze reszty młodych śmierciożerców,
nie znał nikogo z nich. Nie widział ich nigdy w Hogwarcie, nie byli też
Anglikami, bo słyszał obcy akcent z ich ust.
Chciał coś zrobić, chciał
uderzyć Malfoy'a, pozabijać ich wszystkich i uratować siostrę, która
była gdzieś w domu. Być może ranna, lub nieświadoma tego co się tutaj
dzieje. Nie mógł jednak tego zrobić.
Draco zobaczył, jak rudzielec
przeszukuje kieszenie z nadzieją, że znajdzie tam różdżkę.
- Tego
szukasz? - powiedział wskazując na magiczny patyk, który trzymał w ręce. -
Masz pecha Weasley. Chyba nie sądziłeś, że zapomnę o twojej różdżce? No cóż
Weasley... myślenie nigdy nie było twoją mocną stroną... i już nie będzie.
Skończcie z nim - ostatnie polecenie wydał swoim podwładnym, którzy
troszeczkę przestraszeni, aczkolwiek pewni ruszyli w stronę Rona.
- Co
zrobiłeś z Ginny?
- Nie twoja sprawa Weasley... Lepiej nic nie mów,
jeśli próbujesz opóźnić egzekucję to ci się to nie uda. Wiedz, że jak
skończymy z tobą, zabierzemy się za twoją siostrę...
- Zostawcie moją
siostrę pieprzone dupki!
Krzyknął i upadł, bo jeden ze
śmierciożerców niespodziewanie rzucił na niego Cruciatosa. Był krótki, lecz
wystarczająco bolesny by osłabić Rona, który nie był już w stanie wstać
samodzielnie.
Nie wstał teraz i nie zrobił tego już nigdy. Młody
Malfoy nie pozwolił żadnemu adeptowi zabić Wesley'a. Zrobił to
osobiście, szybciej niż jakikolwiek z nich. Z wściekłością w oczach i
mściwym uśmieszkiem wymówił dwa słowa : Avada Kedavra. Ronald Weasley zginął
z rąk swojego szkolnego wroga.
Następnie z całych sił Dracon uderzył go
w brzuch i splunął prosto w twarz.
- Wychodzimy, Sean i Matt, zajmijcie
się nim, będziemy na dole - zarządził Malfoy, a następnie udał się do
salonu, gdzie znajdowała się wciąż nieprzytomna Ginny.
Była blada jak
ściana, utraciła dużo krwi z rany na głowie. Draco nawet nie próbował jej
budzić, tylko w sposób strażacki przerzucił ją przez ramię i wyszedł z domu
Wesley'ów. Nie czuł jej ciężaru, przepełniony był zadowoleniem z
wykonanej misji.
W chwilę później z domu wyszło dwóch młodych
śmierciożerców, którzy mieli zająć się ciałem Rona.
- Wracamy -
rozkazał oschle Dracon Malfoy i teleportował się, a za nim reszta jego
podwładnych pozostawiając za sobą tylko złe wspomnienia.
/>
Pozdrawiam.
Fajne opowiadanka, ale znalazłam kilka błędów, np:
QUOTE
Zamknęła otwarte, na oścież, okno i odwróciła się w stronę schodów prowadzących na górę.
Tych przecinków nie trzeba. Jeszcze gdzies cos było, ale nie pamiętam gdzie (jakies literówki)
Mnie się bardzo podoba.
Masz fajny stl, robisz tylko malutkie błedy.
Pisz dalej, a ludzie cię docenią
Drugie opowiadanko też mi się podoba, ale
nie tak jak pierwsze. Brakuje mi w nim czegoś, jakiegoś intrygującego
zakończenie, może?
Czekam na opowiadanie 3 i pozdrawiam
Gal