Tak się zastanawiam, czy aby przypadkiem tego tematu nie było, ale sobie nie przypominam (co nie jest rzeczą dziwną dla starych sklerotyków), a biorąc pod uwagę fakt, że aktualnie nie ma nic o tym temacie (albo ja nic nie wiem o tym) chyba mnie nie zlinczujecie.
Zastanawia mnie, jak inni (czyli nie ja) odbierają słowa "przyjaźń", "przyjaciel". Jak dla mnie przyjaźń jest rzeczą (?) dużo głębszą od miłości, a to dlatego, że miłość zdarzyło (i nadal zdarza) mi się przeżywać (choć nieodwzajemnioną), a przyjaźni nie. A mówiąc ściśle zdarzyło mi się ostatnio. Przez jakieś dwie godziny (od 1 do 3 rano - znaczy tak około) miałem przyjemność rozmawiać z pewną osobą i czuję, że przez ten (i tylko ten) czas byliśmy przyjaciółmi. Nasze umysły biegły tym samym torem, wypowiedziane zostało słowo, a odczytane zdanie. Uczucie było niepowtarzalne i nie wiem, czy się powtórzy (najpierw musimy się spotkać, co bedzie najwcześniej pod koniec sierpnia). Ale ta osoba (nieważne, czy to chłopak czy dziewczyna) stała się dla mnie najbliższą. Jeśli ta tendencja (oczywiście biorąc poprawkę na istniejącą wtedy cudowną atmosferę) się utrzyma to chyba będę mógł mówić o przyjaźni.
Jak Wy sądzicie? Czym jest dla was przyjaźń? Czy można miec więcej niż jednego przyjaciela/przyjaciółkę?