Dawno nas tu nie było i dopiero teraz
dajemy nasze ff. Najpierw damy to, co juz było na tamtym forum, a potem nowe
części.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Biały dom
Wszyscy na ulicy Redbeans wiedzieli, że nikt
nie kupi starego domu spod numeru jedenastego. Dom był w opłakanym stanie.
Miał powybijane okna. Ogródek przypominał dżunglę. Metrowa trawa i winorośl
zasłaniały cały ganek.
Jednak pewnego dnia stała się rzecz wręcz dziwna,
ktoś kupił ten dom. Było to młode małżeństwo.
Nazajutrz każdy, kto
przechodził obok domu, nie wierzył własnym oczom. Stał tam taki sam dom
tylko, że wyglądał jakby dopiero co go postawiono. Wokoło czuć było świeżą
farbę. Żywopłot i trawa były elegancko przystrzyżone. Winorośl, oplatająca
ganek, nie była już taka gęsta. Dom był parterowy, miał jednak jeszcze
strych i małą wieżyczkę w swojej lewej części. Przy chodniku stała skrzynka
na listy. Z boku, nie wiadomo po co, wystawał długi drążek. Na białej
skrzynce napisana była ulica i numer domu oraz nazwisko nowego
właściciela.
C.H. Potter
Redbeans 11
Middlewich
Z domu
na ganek wyszedł mężczyzna. Był średniego wzrostu. Miał kruczoczarne włosy,
jasnozielone oczy, a na nosie okulary. Zszedł po schodkach na kamienną
ścieżkę, prowadzącą do furtki. Kiedy do niej doszedł, zajrzał do skrzynki.
Był w niej list i gazeta "Prorok Codzienny". W tej chwili zauważył
on kierującą się w jego stronę parę.
- Witaj Harry! -
przywitali się z nim Lucy i Alan.
- Hej!
- Jednak udało się
doprowadzić tę ruinę do stanu używalności?
- Nie gadaj Lucy, to jest
naprawdę ładny dom - powiedział Harry.
- Harry, nie uważasz, że
trochę za szybko przeprowadziłeś remont? No wiesz, mugole - powiedział
Alan.
Alan i Lucy Simmsonowie byli małżeństwem z naprzeciwka. Wprowadzili
się na Redbeans trochę wcześniej od Potterów.
- Wiem Alan, Cho
mówiła mi to samo. Ale dom mi się tak spodobał, że nie mogłem się
powstrzymać. Zapraszam was do środka.
Wszyscy troje weszli do domu przez
białe drzwi frontowe.
Simmsonom bardzo podobał się dom. Parterowy
dom Potterów był nieduży. Miał jednak zagospodarowany strych. Na dole
mieściła się kuchnia, pełna przeróżnych półek i małych szafek. W większości
stały na nich szklane buteleczki, słoiki, wazoniki, w których mieściły się
najpotrzebniejsze składniki do przyrządzania eliksirów oraz suszone zioła i
wszelakie rośliny. Poza tym mieściły się tu: okrągły, drewniany stół,
krzesła i inne sprzęty kuchenne. Obok kuchni była łazienka. Naprzeciwko
łazienki znajdował się salon z kominkiem, a dalej sypialnia Harry'ego i
jego żony.
- Harry, a co będzie na strychu? - zapytała się Lucy.
-
Jeszcze nie wiem - odpowiedział Harry.
- Jak to nie wiesz? Pokój dla
dziecka - powiedziała kobieta wchodząca do pokoju.
Była to Cho - żona
Harry'ego. Cho była niską kobietą o jasnej cerze, ciemnych włosach i
niespotykanej urodzie. Miała lekko skośne oczy brązowego koloru, w tej
chwili zwrócone w stronę męża.
- Dla dziecka? - zapytała chórem cała
trójka.
- Tak, Harry. Będziesz tatusiem.
Harry patrzył na żonę z
niedowierzaniem.
- Ta ... tusiem? - wykrztusił te słowa z wielkim
trudem.
Ale już po chwili ściskał żonę i cieszył się, że jego rodzina
wkrótce się powiększy.
Harry od razu napisał długi list do swoich
starych, dobrych przyjaciół ze szkoły - Rona i Hermiony Weasleyów,
małżeństwa. Pobrali się trzy lata wcześniej od Harry'ego i Cho. Mieli
już małego synka Jimmiego Chłopiec miał, podobnie jak jego tata, rude włosy.
Patrzył na świat niebieskimi oczkami. A poza tym był to mały, ruchliwy
brzdąc.
List zawierał wiadomość o nowym domu i o tym, jak Harry
dowiedział się, że zostanie tatusiem. Zaklejając kopertę i wchodząc na
strych, Harry o mało co nie przewrócił się. Wyglądał jakby zaraz miał skakać
i krzyczeć "Będę tatą, będę tatą". Gdy był na strychu, podszedł do
wąskich kręconych schodków. Wszedł po nich do domowej sowiarni. W sowiarni
na drążku siedziała śnieżnobiała sowa. Była to sowa Harry'ego, którą
dostał na jedenaste urodziny.
- No Hedwigo, przelecisz się trochę,
bo przyrośniesz do tego drążka - powiedział Harry do białej sowy, która
podniosła głowę spod skrzydła.
Sowa wzięła kopertę w dziobek i wyleciała
przez otwarte okno sowiarni.
Następnego dnia w skrzynce był
"Prorok codzienny" i jakaś ulotka. Chwilę później na drążku przy
skrzynce usiadła Hedwiga, a w dziobie trzymała kopertę, na której było
wypisane wielkimi literami:
C.H. Potter
Redbeans
11
Middlewich
Był to list z gratulacjami od Rona i
Hermiony:
Harry, Cho! Gratulacje!
To wspaniałe być
rodzicem!
Wiem, co mówię! Ma się w końcu doświadczenie w tych
sprawach.
Dalej Harry rozpoznał pismo Hermiony:
Harry! Mam
nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, abyśmy wpadli do was w przyszłym
tygodniu? Dołączam się do gratulacji Rona. Muszę kończyć, bo Jimmy rozlał
atrament na mój nowy obrus. Ach te dzieci! Zresztą sam zobaczysz. Masz
kleksa z pozdrowieniami od Jimmy'iego.
Do zobaczenia w przyszłym
tygodniu.
Hermiona, Ron i Jimmy.
Przez cały następny tydzień
skrzynka na listy pękała w szwach od listów i kartek z gratulacjami od:
Hagrida, państwa Weasleyów, rodziców Cho, Freda i George'a, Syriusza,
Nevilla, Ginny, Lupina, Dumbledora, McGonagall, Billa, Charliego,
Percy'iego i jego rodziny oraz innych przyjaciół ze szkoły. Harry i Cho
nie nadążali z wysyłaniem odpowiedzi, a Hedwiga była padnięta i ledwo
żywa.
W następnym tygodniu, w czwartek po południu do domu
Potterów przybyli Ron i Hermiona z małym Jimmy'im. Ron zadręczał
Harry'ego radami na temat wychowywania dzieci, a Cho razem z Hermioną
zastanawiały się, jak urządzić pokój dziecka. A pokój musiał być wyjątkowy.
Po obmyśleniu wyglądu pomieszczenia, rozpoczęły się prace nad jego
urządzaniem. Malowano ściany, wstawiano mebelki. Nie wiadomo było, czy
będzie to dziewczynka czy chłopiec, więc Cho powstrzymywała się z kupnem
niektórych rzeczy aż do narodzin dziecka.
Kiedy już urządzono pokój
zaczęto zastanawiać się nad imieniem dziecka. Ron z Harrym wybierali imię
dla chłopca, natomiast Cho z Hermioną imiona dla dziewczynki.
- A co
powiecie na Kathleen? - pytała się Hermiona
- Nieee... Może lepiej
nadamy jej imię po twojej matce, Harry? Lily to bardzo ładne imię - mówiła
Cho.
- Lily? - Harry podniósł głowę i wpatrywał się w sufit coś
szepcąc pod nosem - Już wiem! Emily! - krzyknął Harry.
- A
jeśli będzie chłopiec? - zapytał się Ron.
- Będzie mieć na imię... Billy
- wtrąciła się Hermiona
- No dobrze. Więc dziewczynka będzie mieć na
imię Emily, a chłopiec Billy - podsumowała Cho.
Głuchą ciszę, która
zapadła na chwilę zakłócić Jimmy, który zrzucił doniczkę z parapetu okna.
Gdy całą czwórka dorosłych odwróciła się w jego stronę, chłopczyk z niewinną
miną walnął wyrwanym kwiatkiem w ścianę, rozrzucając naokoło ziemię. Widząc
zdziwione miny dorosłych, uśmiechnął się dumny ze swojego dzieła.
- To
jego szósty - powiedziała Hermiona, patrząc na synka trzymającego w rączce
czerwone listki.
Ron odkładając filiżankę z herbatą na stół, powiedział
obojętnym tonem:
- Będzie obrońcą.
ROZDZIAŁ DRUGI
Jedenaste
urodziny
Od tego czasu minęło ponad jedenaście lat. Na
Redbeans wyrosło parę nowych domów. Małe drzewka koło domu Potterów nie były
już małe. Zupełnie jak dziecko Harry'ego i Cho.
***
Pokój na strychu bardzo się zmienił. Nie było już w nim małych, zielonych
mebelków. Stały tam teraz dębowe meble. Białe ściany oblepione były
plakatami drużyn quidditcha oraz zdjęciami najnowszych modeli mioteł. Na
biurku, stojącym pod oknem, leżały książki i albumy pełne zdjęć
najsłynniejszych drużyn oraz katalogi ze sprzętem do quidditcha. Na pierwszy
rzut oka można byłoby pomyśleć, że Harry i Cho mają syna, ale tak nie było.
Na łóżku przy ścianie leżała dziewczyna. Miała sięgające do ramion blond
włosy i zielone oczy, które wpatrzone były w kalendarz wiszący na
ścianie.
- To dziś - powiedziała do siebie szeptem dziewczyna.
Tak
jak zaplanowali rodzice, dziewczyna miała na imię Emily. Jednak najczęściej
nazywano ją po prostu Emmy.
- Emmy! - zawołała Cho, stojąca na
schodach. - Wstawaj, pomożesz mi!
Emmy zwaliła pościel na podłogę i
zaczęła skakać po łóżku w swojej niebieskiej pidżamie.
- Emmy,
przestań! Ubieraj się i schodź do kuchni, jak chcesz mieć ten
tort.
Dziewczyna obchodziła dziś jedenaste urodziny.
Odkąd sięgała
pamięcią, rodzice zawsze uświadamiali ją, kim tak naprawdę jest. Bo Emmy nie
była zwykłą dziewczyną, podobnie jak jej rodzice, którzy byli
najprawdziwszymi czarodziejami.
Emmy zeskoczyła z łóżka i podskakując
doskoczyła do łazienki, nucąc coś pod nosem. Łazienka była cała różowa,
zaczynając od płytek a kończąc na ręcznikach. Dziewczyna wiedziała o
wystroju łazienki tylko tyle, że był kaprysem podczas ciąży jej mamy.
-
To dziś, to dziś - śpiewała do szczoteczki, jakby była ona
mikrofonem.
Emmy umyła zęby i wyszła z łazienki. Ubrała się i skoczyła na
obrotowe krzesło. Kręcąc się, znowu krzyczała:
- To dziś, to już
dziś!
Po kilku obrotach zeszła z krzesła i głośno tupiąc, zbiegła po
schodach na dół do kuchni. Jednak nie było w niej mamy.
- Mamo!
Gdzie jesteś?! - krzyknęła.
- W szklarni, kochanie - odpowiedziała
Cho.
Emmy wybiegła z domu przez otwarte kuchenne drzwi.
W ogródku
prócz szklarni, znajdowało się małe oczko wodne, w którym pływały złote
rybki, a trochę dalej stała duża huśtawka. Dziewczyna weszła do
szklarni.
- Mamo, po co ci te wszystkie... rośliny?
- Emmy to nie
są chwasty. Wiem, że to miałaś na myśli. Zresztą niedługo i ty będziesz
musiała umieć je hodować.
- A skąd wiesz, że dostanę list?
- A
stąd, że wystarczy spojrzeć na twoją głowę.
Włosy Emmy nie zawsze były
kolory blond. Mając dwa i pół roku, dziewczynka zobaczyła jak tata za pomocą
różdżki sprawia, że łyżeczka sama miesza herbatę. Widząc, co potrafi ten
kawałek drewna, zapragnęła zrobić to samo. Chwilę później trzymała w
rączkach różdżkę taty. Gwałtownie nią machając, wypowiedziała dla nikogo nie
zrozumiałe słowa w stylu "gaga, gugu". I wtedy stało się coś, co
do tej pory jej rodzice nie mogą zrozumieć. Jej ciemne włoski zrobiły się
jasne. Od tamtej chwili Harry i Cho wiedzieli, że ich dziecko odziedziczyło
po nich magiczne zdolności i z niecierpliwością czekali na chwilę, kiedy
otrzyma ono list z Hogwartu - szkoły dla czarodziejów.
Nauka w Hogwarcie
zaczynała się w wieku jedenastu lat, a kończyła siedem lat później. To tu
poznali się rodzice Emmy. Oboje grali w quidditcha, sport czarodziejów.
Jest to skrzyżowanie koszykówki, futbolu i rugby. Gra odbywa się na
miotłach. Gra się czterema piłkami: kaflem, złotym zniczem i dwoma
tłuczkami. Kafel jest jasnoczerwoną kulą wielkości piłki do kosza. Właśnie
nią strzelali gole ścigający, których w drużynie było trzech. Mają oni za
zadanie przerzucić kafla przez jedną z trzech obręczy przeciwnika, za co
drużyna dostaje dziesięć punktów. Tłuczki to niewielkie, czarne i lśniące
kule, które próbują zrzucić zawodnika z miotły. Dwóch pałkarzy odbija
tłuczki podobną do kija baseballowego pałką tak, aby nie zrzuciły one
zawodników z ich drużyny. Obręczy broni obrońca tak, aby kafel się w nich
nie znalazł. W drużynie jest tylko jeden obrońca. Najważniejszą piłką w
całej grze jest złoty znicz - wielkości orzecha włoskiego, złota kulka z
małymi, srebrnymi skrzydełkami, bardzo szybka i trudna do złapania. W
poszukiwaniu znicza lata po boisku szukający. W momencie złapania znicza
kończy się gra, a szukający który go złapał zyskuje dla swojej drużyny sto
pięćdziesiąt punktów. Słynnym szukającym jednego z czterech domów Hogwartu,
Gryffindoru, był Harry Potter. Mama Emmy, Cho, także była szukającą, ale
Ravenclavu.
Emmy właśnie po rodzicach odziedziczyła pasję do quidditcha.
Uwielbiała oglądać mecze, dlatego też dwa lata temu tata zabrał ją na
mistrzostwa świata. Przywiozła stamtąd mnóstwo pamiątek, które rozwiesiła po
całym pokoju. Czasami latała na starej miotle taty - Błyskawicy.
Kiedy
Cho podlała wszystkie swoje rośliny, razem z Emmy udały się do kuchni. Tam
rozpoczęły przygotowania do przyjęcia urodzinowego. Kiedy skończyły robić
wspaniały tort, do kuchni wszedł Harry, który właśnie wrócił z pracy. Harry
był trenerem jednej z drużyn quidditcha. Kiedyś sam grał i przyczynił się do
zwycięstwa reprezentacji Anglii w mistrzostwach świata. W jednej ręce Harry
trzymał "Proroka Codziennego", a w drugiej, uniesionej nad głową,
pożółkłą kopertą, na której wypisano zielonym atramentem:
Panna E.
Potter
Redbeans 11
Middlewich
- Mamo, mogę polatać na
mio-tle?
- Nie Emmy, nie możesz. Wiesz ile jest roboty, a zresztą za
dużo mugoli.
Ale Emmy nie słuchała mamy, która była odwrócona i nie
widziała tego, co tata trzymał w jednej ze swoich rąk. Jabłko, które
trzymała w ręku, spadło jej na podłogę. Podbiegła do taty, złapała list i
wybiegła z kuchni do ogrodu. Usiadła na białej huśtawce i szybko rozerwała
pożółkłą kopertę. Treść listu była jej po części znana. Często czytała list
taty, który zachował go w swoim albumie rodzinnym. Treść listu była
taka:
Hogwart
Szkoła Magii i Czarodziejstwa
Dyrektor: Albus Dumbledore (Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki
Czar., Gł. Mag, Najwyższy Szycha, Międzynarodowa Konfed.
Czarodziejów.
Szanowna Panno Potter!
Mamy przyjemność
poinformowania Cię, że zostałaś przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny
rozpoczyna się pierwszego września. Oczekujemy Twojej sowy nie później niż
31 lipca.
Z wyrazami szacunku
Hermiona Weasley
Zastępca
Dyrektora
Emmy rozłożyła drugi arkusz papieru i czytała
dalej:
Hogwart
Szkoła Magii i Czarodziejstwa
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy
komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą tiarę dzienną
(czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo
podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki
srebrne)
UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w
naszywki z imieniem.
PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po
jednym egzemplarzu następujących dzieł:
"Standardowa księga zaklęć
(I stopień)" Mirandy Goshark
"Od pierwszego zaklęcia do
współczesnych czasów - historia magii"
Harriet Strickett
"Teoria magii" Adalberta
Waffinga
"Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika
Switcha albo ulepszona wersja Hermiony Weasley
"Tysiąc magicznych
ziół i grzybów (nowe wydanie)" Phyllidy Spore
"Magiczne wzory i
napoje" Arseniusa Jiggera
"Jak obronić się przed złymi mocami i
nie popsuć sobie fryzury"
Morgan Delura
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1
kociołek
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1
miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO
jednego kota ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE
STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH
MIOTEŁ.
Emmy włożyła list z powrotem do koperty i powiedziała do
siebie:
- Idę do Hogwartu.
W tej chwili do ogródka weszła jakaś
dziewczyna o brązowych włosach, sięgających do brody. W ręku trzymała taką
samą kopertę, co Emmy. Była to Kitty Simmson, córka Lucy i Alana z
naprzeciwka oraz najlepsza przyjaciółka Emmy. Także miała jedenaście
lat.
- Emmy! Dostałam, dostałam! - krzyczała Kitty,
podsuwając jej pod sam nos żółtawą kopertę.
Emmy siedziała jak wryta na
huśtawce.
- Emmy, Emmy! - mówiła Kitty, machając Emmy przed oczami
ręką - Emmy to prawda, idziemy do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Wyobraź
sobie Hogwart.
- Wiem - powiedziała Emmy i zeskoczyła z
huśtawki.
Obydwie dziewczyny zaczęły tańczyć w kółku, trzymając się za
ręce.
- Idziemy do Hogwartu, idziemy do Hogwartu! - śpiewały
obydwie.
- Czyżby impreza się już zaczęła? - powiedział rudowłosy
chłopak stojący przy szklarni.
Był to James Weasley, który nie był już
małym brzdącem, zrzucającym kwiaty z parapetu.
- Jimmy - krzyknęła
Emmy, rzucając się na niego.
- Emmy! Zejdź ze mnie!-
krzyknął.
- O, przepraszam - powiedziała Emmy, pomagając wstać
Jimmy'iemu - A co tak wcześnie?
- Bo ta... Bo tak mi się
chciało.
Emmy popatrzyła na niego podejrzliwie.
- To ja już pójdę -
powiedziała Kitty.
W drzwiach do kuchni, Emmy minęła się z Ronem i
Hermioną.
- Ciocia, wujek, super że jesteście.
Chwilę później w
ogródku zrobiło się trochę tłoczno. Emmy znowu podejrzliwie patrzyła na
wszystkich. Wujkowie Emmy, George i Fred, których nigdy nie odróżniała,
ponieważ byli bliźniakami, za pomocą różdżek przestawiali stoły i krzesła,
znakomicie się przy tym bawiąc. Harry przyniósł talerze, na których Cho
kładła różne przysmaki. Na środku największego stołu stał tort czekoladowy z
różowym napisem, który dość trudno było odczytać, ponieważ była to robota
Emmy. W ogródku stały jeszcze dwa stoły, przy jednym siedzieli dorośli:
Harry, Cho, wujkowie Fred i George, Ron, Hagrid, ciocia Hermiona oraz
Simmsonowie. Przy drugim, mniejszym, siedzieli: Emmy, Kitty oraz Jimmy. Po
zdmuchnięciu świeczek przez Emmy, a raczej pierwszej warstwy tortu przez
wujka Hagrida, Cho pokroiła ciasto. Wujek Hagrid był gajowym w Hogwarcie
oraz nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami. Gdy wszyscy zjedli po
kawałku tortu, Harry wstał i powiedział:
- Uwaga! Proszę o
ciszę! - i wszyscy przerwali rozmowy - Dziś moja córka obchodzi
jedenaste urodziny. Z tej okazji chcę wznieść toast - Harry podniósł puchar
i upił trochę z niego (pyszną lemoniadę) - A teraz Emmy czas na
PREZENTY! - wykrzykując słowo "prezenty", machnął różdżką, a
przed Emmy pojawił się stosik kolorowych pudeł i pudełeczek z
różnokolorowymi kokardami.
Z jednej z nich dochodziło dziwne stukanie.
Emmy podeszła i zaczęła zrywać zielony papier z pierwszego prezentu. W
środku była srebrna klatka, ale nie pusta. Wewnątrz niej siedziała młoda
sówka. Była bardzo mała, lecz ruchliwa, wpatrywała się w Emmy żółtymi
oczami, a na szyi, z pomiędzy brązowo - czarnych piórek, wystawała jej
czerwono - złota kokarda. W kopercie, przyczepionej do klatki, była kartka z
treścią:
Dla Emmy, najlepszej przyjaciółki:
James, ciocia i
wujek.
- O! Dzięki Jimmy, jest słodka - podziękowała Emmy,
otwierając klatkę z sową.
- To pójdźka, najmniejsza w Wielkiej Brytanii
- powiedział Jimmy, gdy sowa wyleciała z klatki i poleciała nad jego
głową.
Sówka siedziała na ramieniu Emmy. Emmy postawiła sowę na stole,
przy swoim talerzu i zaczęła zrywać czerwony papier z podejrzanie długiej
paczki. Przeczytała najpierw kartkę przy niebieskiej kokardzie:
Od
rodziców, z pomocą wujka Rona.
Liścik nie podpowiedział Emmy zbytnio
o zawartości pudełka, więc szybko je otworzyła. Nie mogła uwierzyć w to, co
zobaczyła. A zobaczyła najnowszy model miotły Sky Turbo.
- Prosto z
pasa produkcyjnego - powiedział wujek Ron, który ma sklep ze sprzętem do
quidditcha.
Wujkowie Fred i George mieli otwarte usta z wrażenia, kiedyś
byli przecież pałkarzami w szkolnej drużynie Gryfonów. Jimmy, który był
obrońcą w szkolnej drużynie Gryffindoru, tak jak przepowiedział Ron, gdy
mały chłopczyk zwalił z parapetu mnóstwo filodendronów i niedośpianów
ognistych oraz innych roślin o czerwonych kwiatach lub liściach, patrzył na
miotłę blady jak duchy w Hogwarcie. Za to ciocia Hermiona, która jest
nauczycielką transmutacji w Hogwarcie, nie była zbytnio zachwycona tym
prezentem. Emmy dobrze wiedziała, że pierwszorocznym nie wolno mieć
mioteł.
- Emmy, no i jak- podoba ci się? - spytał się Harry.
Ale
dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła tylko tępo na miotłę, dalej nie
wierząc w to, co widzi. Gdy Emmy i Jimmy otrząsnęli się z szoku, dziewczyna
otworzyła resztę prezentów. W paczkach były słodycze i przeróżne zabawki do
robienia psikusów ze sklepu wujków Freda i Georga oraz książka od cioci
Hermiony - wydanie specjalne do transmutacji z dodatkowymi notatkami i
radami, związanymi z tym przedmiotem. Od wujka Hagrida dostała "Zestaw
dla młodego hodowcy sów".
- Jimmy mi pomógł wybrać - powiedział
mężczyzna.
Hagrid był półolbrzymem, miał ponad dwa metry wzrostu. Jego
mama była olbrzymką, a ojciec czarodziejem.
Kitty podarowała jej dziwne
pudełko, które okazało się być zaczarowanym etui na okulary. Emmy nosiła
okulary od małego. Po otwarciu wszystkich prezentów goście usiedli z
powrotem przy stołach.
- Harry, mam nadzieję, że nie pozwolisz Emmy
zabrać miotły do Hogwartu - powiedziała Hermiona.
- Myślałem, że zjawi
się Dumbledore i Percy z rodziną. Dobrze, że wyczyściłem kominek - mówił
Harry do Hagrida, odwracając się w stronę Hermiony. - Co mówiłaś
Hermiono?
- Mówiłam, że mam nadzieję iż nie pozwolisz Emmy wziąć miotły
do szkoły - powtórzyła.
- Ależ oczywiście - powiedział Harry niezbyt
przekonująco.
Przy stole młodszych także toczyły się rozmowy:
-
Kitty, jak działa to pudełko? - zapytała Emmy.
- Zdejmij okulary, to
ci pokażę. - powiedziała Kitty.
Otworzyła pudełko i już miała włożyć
okulary, gdy sowa Emmy wskoczyła do niego i zamknęła się z cichym
klapnięciem. Emmy wstała szybko i uwolniła sowę, stawiając ją z powrotem na
stole.
- A tak w ogóle to jak ją nazwiesz, Emmy? - spytał się
Jimmy.
- Jeszcze nie wiem, coś się wymyśli - odpowiedziała.
Emmy
zrozumiała już działanie pudełka, gdy Kitty rzuciła okulary przed
siebie.
- Kitty! Co ty robisz?! - krzyknęła Emmy, rzucając się
za swoimi okularami w czarnych, drucianych oprawkach owalnego kształtu.
Jednak, gdy już miała je złapać, pudełko otworzyło się, uniosło w
powietrzu, złapało okulary i zamknęło je wewnątrz siebie, a potem wróciło na
swoje miejsce. Emmy wstała, otrzepała się i powiedziała do kwiczących
przyjaciół:
- Mogłaś mi powiedzieć.
Wtedy Jimmy
powiedział:
- Jesteś szybka, byłabyś dobrym szukającą.
- Wiem
- powiedziała, siadając z powrotem przy stole. - Mam zamiar nią
zostać.
Jimmy spojrzał na nią dziwnie swoimi niebieskimi oczami. Ale ona
tego nie zauważyła, bo wpatrywała się w swoją sowę, która wydłubywała pestki
z kawałka arbuza na talerzu chłopca.
- Wiem, jak będzie miała na
imię! - krzyknęła.
- Jak? - powiedzieli chórkiem Kitty i
Jimmy.
- Pestka.
Mała sowa wyczuła, że mówi się na jej
temat, bo zaczęła podskakiwać, przy okazji wpadając w budyń waniliowy.
Wieczorem, kiedy Emmy z rodzicami odprowadzali gości do kominka, gdzie za
pomocą Proszka Fiuu dostawali się do swoich domów, Jimmy powiedział:
-
Emmy, Kitty. Do zobaczenia na King's Cross.
Emmy długo nie mogła
zasnąć tej nocy. Trzy razy wysuwała pudełko spod łóżka i oglądała
miotłę.
- Za sześć tygodni Hogwart - powiedziała do siebie i
zasnęła.
ROZDZIAŁ TRZECI
Ostatnie dni wakacji
Dwa tygodnie
przed rozpoczęciem roku szkolnego, Emmy razem z tatą i Kitty wybrali się na
zakupy na ulicę Pokątną. To nie był jej pierwszy pobyt na ulicy Pokątnej.
Ale ten był inny niż wszystkie. Emmy odwiedziła sklepy, w których jeszcze
nigdy nie była. W sklepie Madam Malkin kupiła sobie szkolne szaty. Następnie
w księgarni zakupiła wszystkie podręczniki. Kupiła też kociołek, wagę i
teleskop. W aptece zamówiła podstawowe składniki eliksirów. Kiedy Emmy,
razem z tatą i Kitt,y przekroczyła próg sklepu z różdżkami pana Ollivandera,
gdzieś w głębi małego pomieszczenia zabrzmiał dzwoneczek. Z pomiędzy półek
wyłonił się sprzedawca.
- Dzień dobry - powiedzieli wszyscy
troje.
- Dzień dobry - odpowiedział staruszek. - Pan Potter, a więc
kolejna różdżka dla Pottera.
Sprzedawca patrząc na Kitty
stwierdził:
- Jesteś bardzo podobna do matki, Emmy.
- Ja
nie jestem Emmy, to jest Emmy - powiedziała Kitty, wskazując na
przyjaciółkę. - Ja jestem Kitty Simmson.
- O, przepraszam! Teraz
widzę podobieństwo. Te oczy... Takie jak u taty.
Mówiąc to, spojrzał na
prawie białe włosy dziewczyny.
- To moja robota, różdżka taty -
powiedziała Emmy do sprzedawcy widząc, że wie o co chodzi.
- No dobrze.
Popatrzmy - powiedział pan Ollivander i wyciągnął z kieszeni długą taśmę ze
srebrną podziałką. - Która ręka ma moc?
- Eee... prawa - odpowiedziała
Emmy.
Pan Ollivander zmierzył jej rękę od ramienia do palca wskazującego,
od nadgarstka do łokcia, następnie odległość od ramienia do podłogi i od
kolana do pachy, a na końcu obwód głowy. Potem pokręcił się przy półkach i
zdjął z nich kilka pudeł.
- Proszę spróbować tej - powiedział. - Wierzba
i pióro feniksa. Siedem cali. Dość giętka. Proszę wziąć i machnąć.
Emmy
wzięła różdżkę i machnęła nią, powodując lawinę spadających pudełek prosto
na głowę taty. Harry, który nie bez powodu zyskał miano jednego z
najszybszych szukających, wykorzystał swój refleks w ratowaniu głowy.
Zaklęciem odsyłającym sprawił, że pudełka powróciły na półkę.
- To
chyba nie ta - powiedział Harry.
- No więc wypróbujemy tą... - mówiąc
to, jeździł palcem po półkach. - Nietypowy gatunek drewna jak na różdżkę,
sprowadzony z Chin. Dawno już nie robiono takich różdżek. Mało osób w Anglii
stosowało je w praktyce. Wiśnia lodomroźna, róg jednorożca, 11 i pół cala,
bardzo giętka - mówiąc to pan Ollivander wygiął ją tak, że obydwa końce
prawie się zetknęły, a gdy jeden koniec puścił, różdżka od razu się
wyprostowała.
Kiedy dziewczyna wzięła ją do ręki, poczuła uderzenie
miłego chłodu w palcach. Machnęła nią kilka razy nad głową, a z jej końca
wystrzelił snop niebiesko - srebrnych iskier. To była ta różdżka. Pan
Ollivander zawołał:
- Świetnie! No więc teraz ty,
Kitty.
Różdżka, którą jej podał (brzoza, serce smoka, osiem i pół cala,
sztywna), okazała się tą właściwą. Harry zapłacił za różdżkę Emmy, a Kitty
za swoją, po czym wszyscy troje wyszli ze sklepu.
Udali się do sklepu
Rona ze sprzętem do quidditcha. Emmy ominęła obojętnie stoisko z miotłami i
podeszła do półki z preparatami do czyszczenia mioteł.
- Emmy!
Popatrz jaka... A zresztą nic - Kitty opuściła palec wskazujący na stoisko
z miotłami
Przypomniała sobie o nowej miotle przyjaciółki, która była o
wiele lepsza, od tych stojących w sklepie. Harry uciął sobie krótką
pogawędkę z Ronem. Kiedy dziewczyny oglądały szczotki do czesania witek
miotły, Harry mówił coś szeptem do przyjaciela. Emmy zauważyła to, więc
podeszła do lady.
- Dzień dobry, wujku! - powiedziała z
uśmiechem.
- Cześć! Jak tam sprawuje się miotła? - spytał się
Ron.
A Emmy dalej szczerząc zęby i wpatrując się podejrzliwie w tatę
stwierdziła:
- Wypróbuję ją dopiero na boisku quidditcha, w którejś
ze szkolnych drużyn.
- Na pewno trafisz do Gryffindoru - mówiąc to
Ron wyglądał na osobę, która była całkowicie pewna tego, co mówi.
Emmy,
podobnie jak Kitty, nie miały zielonego pojęcia o tym, jak uczniowie byli
przydzielani do domów, których było cztery: Gryffindor, Slytherin,
Ravenclaw, Hufflepuff. Rodzice nie chcieli im powiedzieć. Gdy wyszli ze
sklepu, Emmy nie mogła zapomnieć o cichej rozmowie wujka i taty. Po powrocie
dziewczyna poukładała książki i inne rzeczy do szkoły w kącie i weszła po
krętych schodach do sowiarni. Tam Emmy nakarmiła Pestkę "Sowimi
ciasteczkami" w kształcie małych myszek. Chciała też dać parę Hedwidze,
ale biała sowa tylko się skrzywiła i wyleciała z sowiarni na
łowy.
***
- Za tydzień koniec wakacji i do Hogwartu -
powiedziała do siebie Emmy, siedząc w ogórku na huśtawce.
Na niebie
zobaczyła kolorowego ptaka i Hedwigę, które chwilę później siedziały na
drążku przy skrzynce, ładując do niej list.
- Ciekawe od kogo? -
spytała samą siebie, idąc do skrzynki.
W skrzynce był list do taty.
-
Dziwne - pomyślała, patrząc na godło Hogwartu, widniejące na
kopercie.
Dostała kartkę i paczkę od wujka Syriusza, który mieszkał na
Jawie. Emmy odwróciła kartkę z palmami na drugą stronę i
przeczytała:
Kochana Emmy!
Gratuluję dostania się do Hogwartu.
Życzę dobrego semestru. W paczce jest spóźniony prezent urodzinowy dla
Ciebie.
Pozdrów mamę i tatę.
Wujek Syriusz.
- Jest coś do
mnie, Emmy? - spytał się Harry, stojący na ganku.
- Jest -
odpowiedziała, pokazując tacie godło Hogwartu. - Tato, byłeś niegrzeczny,
używałeś czarów na wakacjach - zażartowała i weszła do domu, czytając jakąś
ulotkę.
Emmy wiedziała od Jimmy'iego, że w czasie wakacji nie wolno
używać czarów niepełnoletnim czarodziejom.
W swoim pokoju dziewczyna
otworzyła paczkę od wujka Syriusza. W środku było małe, szklane pudełko a w
nim... Emmy otwierała je powoli, powoli i nagle z pudełka wyskoczył mały,
niebieski płomień, okrążył głowę Emmy dwa razy i zatrzymał się jej przed
nosem. Dziewczyna nie mogąc uwierzyć własnym oczom, podniosła powoli rękę i
poprawiła okulary na nosie, które zsunęły się na sam czubek. Przed nosem
miała małego człowieczka ze skrzydełkami, który miał około trzech cali.
-
Wow, czy...-kim ty jesteś? - zapytała się Emmy.
Stworzonko nie
odpowiedziało, ale wskazało liścik przywiązany do szarego
papieru.
Emmy, a to mój prezent urodzinowy. To król elfów, którego
uratowałem z niewoli. Ma na imię Tykon. Nie umie angielskiego, ale szybko
się uczy.
Wszystkiego najlepszego
Wujek Syriusz.
P.S.: Je
cukier.
Emmy podniosła głowę znad kartki i spojrzała na świetlistą
plamę, wiszącą w powietrzu. Mały ludzik klepał się po brzuszku, oblizując
małe usteczka. Emmy od razu zrozumiała, o co chodzi. Tykon był głodny.
Dlatego dała mu cytrynowego dropsa, wyciągniętego z pudełka pod łóżkiem. Elf
polizał parę razy cukierka, po czym połknął go w całości.
- Tykon!
Ja zbankrutuję na dropsach, jeżeli będziesz tak dużo jadł! - powiedziała
dziewczyna.
Ludzik, nie rozumiejąc jej, roześmiał się tylko i wyciągnął
następnego dropsa, trochę mniejszego od jego głowy.
Nazajutrz Emmy
obudziły dziwne odgłosy, dochodzące z sowiarni. Emmy otworzyła lewe oko i
spojrzała na podłogę, na której stało małe szklane pudełko. Nie widząc nic
szczególnego, położyła się z powrotem.
- TYKON!!! -
zerwała się i usiadła na łóżku.
Chciała z niego zeskoczyć, ale zaplątała
się w kołdrę i upadła na podłogę. Wygramoliła się spod kołdry i na
czworakach weszła po schodach do wieżyczki.
-
Pestka!!! Hed... - ale Hedwiga siedziała na drążku znudzona tym,
co się wokoło dzieje.
Pestka za to latała za niebieskim, świetlistym
punkcikiem, aż pióra wylatywały jej z ogona. Tykon tylko się śmiał,
uciekając sprytnie przed dziobem sowy.
- Tykon, chodź tu -
powiedziała Emmy, ale chwilę później przypomniała sobie, że elf nie zna
angielskiego.
Zaczęła więc ganiać za nim razem z Pestką. Złapanie elfa
nie było dla niej trudne, w końcu chciała zostać szukającym. Zeszła do
pokoju, trzymając Tykona mocno w dłoni. Podeszła do szklanego pudełka i
wsadziła do niego na siłę elfa. Potem zeszła na dół.
***
Przez
ostatnie dni wakacji Emmy i Kitty uczyły Tykona angielskiego, wytresowały go
prawie jak psa. Reagował na polecenia takie jak: "nie dotykaj",
"nie rusz", "chodź tu", "do pudełka",
"cicho" i tym podobne. Emmy pisała do Jimmiego z prośbą o rady,
dotyczące Tykona. W tym krótkim czasie mały elf zjadł sto kostek cukru i
sześć paczek dropsów cytrynowych. Jedynym zdaniem, jakie Tykon umiał
powiedzieć poprawnie było: "Daj jeść".
***
-
Jutro już jadę do Hogwartu - powiedziała Emmy, patrząc na bilet.
Przy
schodach stał kufer i klatka Pestki. A Tykon, razem ze swoim pudełkiem,
będzie wisiał sobie na szyi Emmy w skórzanym woreczku od wujka Hagrida.
Emmy schowała bilet do torby, nakarmiła Pestkę, Hedwigę i Tykona, który
z każdą kostką cukru świecił coraz jaśniej. Tykon ziewnął i nawet bez
rozkazu wejścia do pudełka, wszedł do niego. Emmy schowała szklane pudełko
do skórzanego woreczka i położyła na stoliku przy łóżku. Zdjęła okulary z
nosa, chciała położyć je na stoliku, ale pudełko na okulary od Kitty od razu
je schowało. Dziewczyna poszła spać, myśląc o jutrzejszym
dniu.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Pierwszy września.
Następnego
dnia Emmy wstała bardzo wcześnie. Przetarła zaspane oczy. Ze stolika
stojącego obok łóżka, wzięła okulary i wsadziła je na nos. Ze skórzanego
woreczka dochodziły odgłosy stukania Tykona.
- Już cię wypuszczam,
Tykon - powiedziała Emmy zaspanym głosem.
Kiedy wypuściła elfa, Tykon od
razu krzyknął:
- Daj jeść!
- Poczekaj, daj mi się
obudzić! - dźwignęła się z trudem z łóżka i dała Tykonowi
dropsa.
Jednego połknął od razu.
- Tykon, jak zjesz, to właź do
pudełka - powiedziała Emmy i zeszła na dół.
Elf pokiwał głową i połknął
drugiego dropsa.
- O, już wstałaś - powiedziała Cho, widząc Emmy. - Co
chcesz na śniadanie?
- Tosty pszenne z serem - odpowiedziała i
poszła na górę się umyć.
Po zjedzeniu śniadania Emmy ubrała się, a potem
pomogła tacie zapakować jej kufry do samochodu. Jechali samochodem
Simmsonów.
- Tato, po co mam zabrać Hedwigę do szkoły? - ale tata jej nie
odpowiedział.
- Emmy, już spakowana? - spytał się Alan.
- Tak
wujku - odpowiedziała.
- No to jedziemy - powiedział Alan.
Kitty
pożegnała mamę, a Emmy rodziców i pojechali na stację.
***
Na
King's Cross jak zwykle było dużo mugoli. Pierwszego września sowy na
dworcu nie wzbudzały już takiego zainteresowania jak dawniej. Ministerstwo
Magii wywieszało na dworcu plakaty z informacją, że pierwszego września
odbywa się zjazd członków "Klubu Hodowców Sów".
Kiedy
dziewczyny wypakowały kufry, Kitty spytała się Emmy:
- Po co
wzięłaś Hedwigę?
- Sama nie wiem. Tata chciał, abym ją wzięła -
odpowiedziała Emmy, wzruszając ramionami.
W tym czasie pan Simmson
poszedł po wózki na bagaże. Kiedy wrócił, pomógł dziewczynom wstawić kufry
i klatki na wózki. Potem po kolei przeszli przez barierkę między peronem
dziewiątym i dziesiątym. Znaleźli się na peronie dziewięć i trzy czwarte.
Emmy i Kitty rozglądały się dokoła siebie. Przy peronie stał szkarłatny
parowóz, a za nim wagony pełne ludzie. Na tabliczce widniał napis:
"Pociąg expresowy do Hogwartu, godzina jedenasta". Dziewczyny
pchały swoje wózki wzdłuż pociągu, rozglądając się za wolnymi miejscami. W
końcu znalazły pusty przedział. Tata Kitty pomógł im wtaszczyć ciężkie
bagaże do przedziału. Ponieważ zostało im jeszcze trochę czasu do odjazdu,
wyszli z pociągu. Wtedy dziewczyny zauważyły w tłumie Jimmy'iego i
pomachały ręką w jego stronę. Chłopiec podszedł do nich.
- Cześć
dziewczyny! - powiedział, patrzą niespokojnie na Emmy.
Zastanawiał
się, czy i tym razem rzuci mu się na szyję. Ale dziewczyna nie zrobiła nic
takiego. Razem z Kitty odpowiedziały mu:
- Cześć Jimmy!
- W
którym jesteście przedziale? - zapytał się chłopak.
- W tym -
Kitty wskazała ręką ich przedział.
- Wpadnę do was podczas podróży.
-
Jimmy? - spytała się Emmy.
- Tak?
- Jak będziemy przydzielani do
domów?
Jimmy nie odpowiedział jej. Uśmiechał się tylko tajemniczo. W tej
chwili rozległ się gwizdek.
- To ja zmykam! - powiedział Jimmy
i pobiegł do swojego przedziału.
Emmy i Kitty, zanim wsiadły do pociągu,
zdążyły jeszcze pożegnać się z panem Alanem. Kiedy już siedziały w
przedziale, wychyliły się przez okno i pomachały mu. Pociąg ruszył. Po kilku
minutach zakręcił. Za oknami zaczęły się przesuwać domy. W tym momencie do
ich przedziału weszła jakaś ciemnowłosa dziewczyna.
- Cześć!
Jestem Holly Baldwin - przedstawiła się.
- Ja jestem Kitty
Simmson.
- A ja Emily Potter. Ale możesz mówić do mnie Emmy.
-
Potter? Córka tego Pottera? - zdziwiła się Holly.
Zaskoczona reakcją
dziewczyny, Emmy powiedziała tylko:
- Tak, jestem córką
Harry'ego Pottera.
Holly ciągle wpatrując się w Emmy, usiadła z
wrażenia. Zajęła miejsce obok Kitty. Wtedy Emmy zapytała się jej:
- Ty
też jesteś pierwszoroczna?
- Ooeey. Tak. - ocknęła się Holly.
- Do
jakiego domu chciałabyś trafić? - spytała się Kitty.
- Moi rodzice
byli ze Slytherinu. Ale ja wcale nie muszę - odpowiedziała Holly.
Kitty,
kiedy usłyszała słowa "byli ze Slytherinu", automatycznie
przesiadła się na stronę Emmy. Holly spytała się dziewczyn:
-
Chciałybyście być w drużynie quidditcha? Bo ja bardzo. Jestem dobrym
pałkarzem. Wałek mamy przysłużył mi się w treningach.
- Ja nie lubię
grać. Wolę obserwować grę - powiedziała Kitty.
Emmy poczuła, że Holly
nadaje na tych samych falach, co ona. Rozpoczęła więc, trwającą ponad
godzinę, rozmowę o ulubionych drużynach, obejrzanych meczach, itd. Nie
wspomniała jednak o swojej miotle. Kitty oparła się o krawędź okna i
obserwowała przesuwające się krajobrazy. Nudziła ją ta rozmowa. Na pytania
dziewczyn odpowiadała słówkami: "tak", jasne", itp. Rozmowę
przerwało pojawienie się w drzwiach przedziału czarownicy z wózkiem pełnym
słodyczy. Emmy kupiła sobie dwie paczki fasolek Bertiego Botta, kilka
czekoladowych żab i dropsy dla Tykona, o którym przypomniała sobie, widząc
żółte opakowanie cukierków. Kiedy czarownica z wózkiem oddaliła się od ich
przedziału, Emmy wyszła na korytarz, pokazując Kitty skórzany woreczek na
szyi. Przyjaciółka rozumiejąc, o co chodzi, kiwnęła głową. Po wyjściu Emmy,
Holly spytała się:
- Czy coś się stało?
- Nic takiego. Po prostu Emmy
jest uczulona i musi wziąć leki.
- Tak? A na co jest uczulona?
Kitty ni odpowiedziała. Ale, kiedy odwróciła głowę w stronę okna,
powiedziała cicho sama do siebie:
- Na ciebie.
Na korytarzu Emmy
wyjęła szklane pudełko i wypuściła Tykona. Elf wyleciał szybko z pudełka i
z wielką pretensją w głosie krzyknął:
- Emmy niedobra! Emmy
zagłodzić Tykona!
- Cicho Tykon! - powiedziała Emmy i na
siłę wcisnęła Tykonowi do buzi żółtego dropsa.
W tej chwili usłyszała na
korytarzu zbliżające się kroki. Szybko złapała elfa w dłoń, którą schowała
za siebie. Ale blask z niebieskiego światełka bił zza jej pleców. W drzwiach
pojawiła się jednak znajoma sylwetka wysokiego chłopaka, dobrze zbudowanego,
o niebieskich oczach z bujną, rudą czupryną.
- Jimmy, to ty.
Wystraszyłeś mnie - powiedziała Emmy.
- Co tu tak stoisz sama? -
zapytał się Jimmy.
Emmy nie odpowiedziała, tylko wypuściła Tykona z
dłoni. Elf podleciał do chłopaka i zaczął mu się przyglądać. Jimmy wpatrywał
się w niego. Mały ludzik odwrócił się w stronę Emmy i zapytał:
- Ten
pan nie skrzywdzić Tykona?
- Nie, Tykon. Jimmy nie skrzywdzi cię -
odpowiedziała, śmiejąc się z miny Jimmy'iego.
- Elf. Nie wierzę
własnym oczom - powiedział, okrążając go.
Tykon miał bladoniebieskie
ciałko, krótkie, kręcone włosy granatowego koloru. Spiczaste uszy odstawały
mu, a w błękitnych oczach odbijała się postać Jimmiego. Miał, tak jak ważka
długie, wąskie skrzydełka, które były przezroczyste i mieniły się na
niebiesko. Krótko mówiąc, elf od stóp po czubek głowy był cały
niebieski.
- Masz Tykon - Emmy dała mu jeszcze jednego dropsa.
Jimmy
obserwował uważnie każdy ruch elfa.
- No dobra - Emmy wrzuciła
dropsa do szklanego pudełka. - Wchodź Tykon.
Elf zrobił salto w powietrzu
i schował się w pudełku, które się za nim zamknęło.
- Dlaczego
karmisz go tutaj? Przecież Kitty wie o Tykonie? - zapytał się chłopak,
patrząc na Emmy, chowającą pudełko do woreczka na szyi.
- Ale Holly o
nim nie wie - odpowiedziała.
- Kto? - zapytał.
- Chodź, to ją
poznasz - i weszli do przedziału.
Jimmy przywitał się z dziewczyną,
podając jej rękę.
- Jimmy jest obrońcą w drużynie Gryffindoru -
powiedziała Emmy do dziewczyny.
I tak zaczęła się znowu długa rozmowa o
quidditchu. Kitty natomiast siedziała dalej wpatrując się w okno, nie
słuchając co mówi reszta.
- To ja już pójdę. Lepiej załóżcie szaty, bo
niedługo będziemy na miejscu - powiedział Jimmy i wyszedł.
Dziewczyny tak
zrobiły, przebrały się w czarne szaty, a parę minut później pociąg zatrzymał
się. Wszyscy wysiedli z pociągu. Na niebie błyszczały gwiazdy, a ponad
głowami uczniów, tłoczących się na peronie, było widać wujka Hagrida, który
trzymał w ręku lampę i wołał donośnym głosem:
- Pirwszoroczni,
proszę tutaj!
- Dobry wieczór wujku - powiedziała Emmy do wysokiego
mężczyzny o gęstej, czarnej brodzie.
- Emmy, jak tam podróż? -
spytał się.
- Dobrze. Dzięki - odpowiedziała.
- Pisał do
mnie Syriusz. Masz tego, no wiesz...
- Mam wujku - odpowiedziała
Emmy, pokazując woreczek, wiszący na jej szyi.
- No to dobrze -
powiedział i krzyknął jeszcze raz - Do mnie pirwszoroczni! Już wszyscy?
No to idziemy.
I cały rządek dzieciaków ruszył za gajowym. Szli po
stromej, wąskiej ścieżce. Było strasznie ciemno, a drogę oświetlała jedynie
lampa Hagrida. Idąc wciąż wąską ścieżką, doszli do wielkiego, czarnego
jeziora. Po drugiej stronie, na wzniesieniu stał ogromny zamek z wieloma
basztami i wieżyczkami.
- Po czworo do łodzi! - krzyknął Hagrid,
wskazując na flotę łódeczek, stojących przy brzegu.
Emmy, Kitty i Holly
oraz nieznajoma o długich blond włosach weszły do jednej z łódek.
- Czy
wszyscy siedzą? - rozejrzał się Hagrid, stojący na łódce i nasłuchujący
odpowiedzi.
Wszyscy chórkiem odpowiedzieli "tak".
-
NAPRZÓD! - krzyknął Hagrid i flota łódeczek ruszyła.
Wszyscy gapili
się w ciszy na zamek, do którego powoli dopływali.
- Jestem Cora Malfoy -
odezwała się blondynka.
Emmy gwałtownie zwróciła wzrok w jej stronę.
Znała to nazwisko. Tata opowiadał jej o swoim największym szkolnym wrogu,
Ślizgonie - Draco Malfoyu.
- Emily Potter - przedstawiła się
Emmy.
- Ooo! Córka słynnego Harry'ego Pottera. Nie sądziłam,
że tak szybko się spotkamy - powiedziała dziewczyna. -A to? - spytała się,
wskazując na Kitty i Holly.
- A to są moje przyjaciółki - Kitty
Simmson i Holly Baldwin.
- Jesteście czystej krwi? - zapytała się Cora,
patrząc z krzywą miną na Kitty i Holly.
- Tak - odpowiedziały
obydwie.
- Głowy w dół. - Hagrid przerwał rozmowę dziewczyn, które się
skuliły w łódce.
Łódki przepłynęły przez kurtynę z bluszczu i wpłynęły do
ciemnego tunelu, który prowadził pod zamek. Dotarli do czegoś w rodzaju
przystani, gdzie wysiedli z łódek. Potem ruszyli w górę korytarzem. Szli po
omacku za lampą Hagrida. Doszli do kamiennych schodów, po których weszli aż
do dębowej bramy. Hagrid uderzył w nią swoją wielką pięścią trzykrotnie.
Brama otworzyła się natychmiast. Stała w niej ciocia Hermiona, ubrana w
szatę koloru zgniłej zieleni. Na głowie miała tiarę tego samego koloru.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nowy
nauczyciel
- Dziękuję Hagridzie - podziękowała gajowemu, który
odszedł, i zaczęła mówić dalej do tłumu pierwszorocznych.- Nazywam się
profesor Hermiona Weasley. Witajcie w Hogwarcie. A teraz proszę za mną.
I
tak się stało. Cała grupa pierwszorocznych ruszyła za panią profesor.
Przeszli przez dębową bramę i znaleźli się w Sali Wejściowej. Sklepienie
było tak wysoko, że ginęło w mroku, małe, płonące pochodnie oświetlały
kamienne ściany. Chwilę później opuścili Salę Wejściową i weszli do
następnego pomieszczenia. W komnacie nikogo nie było, ale naprzeciwko nich
były następne drzwi, zza których było słychać resztę uczniów szkoły.
-
Proszę o uwagę. Zanim dołączycie do reszty uczniów, zostaniecie przydzieleni
do swoich domów, a jest ich w Hogwarcie cztery: Gryffindor, Slytherin,
Ravenclaw i Hufflepuff.
- Holly ja na pewno trafię do Slytherinu, a
ty? - powiedziała Cora.
Holly nie odpowiedziała, wzruszyła ramionami, a w
myślach powiedziała sobie "Wolałabym trafić do Hufflepuffu niż iść z
tobą do Slytherinu."
- Tu, w szkole, wasze osiągnięcia będą
nagradzane punktami, a przewinienia stratą punktów. Dom , który zdobędzie
największą ilość punktów pod koniec roku zdobywa Puchar Domów. No dobrze, a
teraz poprawcie szaty. Zaraz odbędzie się ceremonia przydziału. Ustawcie się
trójkami.
Emmy szybko odciągnęła Holly od Cory i stanęła między nią, a
Kitty. Cora odeszła w głąb tłumu.
- Dzięki - powiedziała Holly, widząc
jak blondynka znika w tłumie. - Emmy, czy ten cały James nie powiedział ci,
jak to będzie z tym przydziałem?
- Nie - odpowiedziała Emmy, przełknęła
ślinę i spojrzała na Kitty, która pobladła.
- Hej, tam z tyłu,
proszę się ustawić - krzyknęła pani profesor i otworzyła drzwi Wielkiej
Sali, dodając: - No, idziemy za mną.
Weszli do wielkiego pomieszczenia,
oświetlonego tysiącem świec, zawieszonych w powietrzu. Szli między dwoma,
długimi stołami. A obok tych stały jeszcze dwa. Emmy patrzyła w stronę stołu
Gryfonów, szukając wzrokiem Jimmiego. Gdy go zobaczyła, pomachała mu i
stuknęła Kitty, żeby zrobiła to samo. Gdy rząd pierwszorocznych doszedł do
wzniesienia, na którym stał stół nauczycieli, Emmy zauważyła siedzącego tam
dyrektora szkoły - Albusa Dumbledora.
Jako mała dziewczynka miała
przyjemność go poznać. Jej mama mówiła, że jednym z jej pierwszych słów,
oprócz "quidditcha", było nazwanie Dumbledora dziadkiem. Emmy
uśmiechnęła się do niego. Gdy to zauważył, też się
uśmiechnął.
Pierwszoroczni stanęli w rzędzie, zwróceni do nauczycieli.
Kitty, która była coraz bledsza, zaczęła przypominać duchy, które latały nad
nimi. Dziewczyny wpatrywały się w granatowe sklepienie sali. Mrugało na nim
tysiące gwiazd.
- Jest zaczarowane, tak, aby przypominało zaczarowane
niebo - szepnął jakiś chłopak. - Czytałem o tym w książce o historii
Hogwartu.
Tymczasem Hermiona ustawiła przed nimi stołek o czterech
nogach. Na stoliku spoczywała spiczasta tiara. Wyglądała na bardzo starą.
Była postrzępiona, połatana i okropnie brudna. Emmy utkwiła w tiarze wzrok.
Nie wiedziała, po co im ten brudny, stary kapelusz. Kitty zmieniała kolor
twarzy jak lampki na choince. Tym razem była jasnozielona. Emmy spytała się
jej:
- Wszystko w porządku? Nie zemdlejesz?
- Nieee -
powiedziała Kitty i osunęła się na podłogę.
Hermiona podeszła do leżącej
na podłodze dziewczyny i wypowiedziała zaklęcie. Kitty uniosła się o dwie
stopy w górę. Pochodzący z mugolskich rodzin pierwszoroczni, byli zachwyceni
tym oryginalnym pokazem. Hermiona rzuciła na Kitty zaklęcie ocucające. Kitty
w tej samej chwili otworzyła szeroko oczy i spytała:
- Co się
stało? Gdzie ja jestem?
- W Hogwarcie, panno Simmson - powiedziała
pani profesor.
- Zemdlałaś - dodała Emmy.
- Widzę, że z tobą
wszystko w porządku. Możemy więc rozpoczynać ceremonię przydziału -
powiedziała Hermiona.
Kiedy wypowiedziała te słowa, tiara drgnęła. Szew w
pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko na kształt ust. Tiara zaczęła
śpiewać:
Bardzo dawno temu
Założono tą szkołę,
Lecz tylko ja
uczniów
Wyznaczam dolę.
To ode mnie zależy,
W jakim domu
zamieszkają.
Zakładają mnie na głowę
I już po chwili przydział
znają.
Może trafią do Gryffindoru,
Gdzie męstwo - główna
cecha,
Gdzie czci się odwagę,
Gdzie przygoda czeka.
A może pójdą do
Slytherinu,
Gdzie z Mugoli się drwi,
Gdzie bogactwo i władza
Po
nocach się śni.
Może zamieszkają w Ravenclawie.
Tu bystrość się
ceni,
Tu płonie wiedzy żądza,
Wyrasta ród mądrych czarodziei.
Albo
przypadnie im Hufflepuff.
Tu sprawiedliwość króluje,
Tu pogardza się
leni
I na nagrodę pracuje.
Ja nigdy się nie mylę,
Więc śmiało mnie
wkładajcie.
Ani trochę się nie bójcie.
Tylko swój los
poznajcie.
Kiedy tiara skończyła śpiewać, cała sala rozbrzmiała
oklaskami. Tiara ukłoniła się i znieruchomiała. Profesor Weasley, stojąca
przy stoliku, rozwinęła zwój pergaminu. Po rozwinięciu sięgał on aż do
ziemi.
- Uczeń, którego nazwisko wyczytam, ma wystąpić z rzędu,
usiąść na stołku i założyć tiarę na głowę - powiedziała i wyczytała pierwsze
nazwisko. - Acoll, Andre!
Z szeregu wystąpił chłopiec o brązowych
włosach. Usiadł na stołku i nałożył tiarę, która opadła mu na oczy.
-
GRYFFINDOR! - krzyknęła po chwili tiara.
Z powodu głośnych oklasków
na stole Gryfonów trzęsły się złote puchary i talerze (na razie puste),.
Chłopiec zdjął tiarę i usiadł przy stole Gryfonów. Profesor Weasley
wyczytała następne nazwisko, znane już Emmy.
- Baldwin,
Holly!
Holly szepnęła do Emmy:
- Trzymaj kciuki.
Odwróciła
się, zacisnęła pięści i powiedziała sama do siebie:
- Byle nie do
Slytherinu.
Podeszła do stołka, usiadła na nim i nałożyła tiarę. Tym
razem tiara zastanawiała się trochę dłużej, ale w końcu krzyknęła:
-
GRYFFINDOR!
Uradowana Holly pokazała Emmy, że też trzyma za nią
kciuki, po czym usiadła przy stole Gryffindoru.
Potem tiara
przydzieliła kolejne dwie osoby do Ravenclawu i Hufflepuffu, co wywołało
burzę oklasków przy stole Krukonów i Puchonów.
- Cragg, Mildred!
- wywołała Hermiona.
Do stołka podeszła chuda i wysoka brunetka. Tiara
przydzieliła ją do Slytherinu. Po głośnych oklaskach Ślizgonów, Hermiona
wyczytała to samo nazwisko. Z rzędu wystąpiła dziewczyna, wyglądająca
identycznie jak Mildred Cragg. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyny były
siostrami, a do tego bliźniaczkami. Druga z sióstr, Minnette, także trafiła
do Slytherinu. Po kilku kolejnych przydziałach przyszła kolej na Corę
Malfoy. Tak jak mówiła, trafiła do Slytherinu.
Po odczytaniu
długiej listy osób na literę M, Hermiona wyczytała z uśmiechem na twarzy
nazwisko Potter.
- Potter, Emily!
Emmy wzięła głęboki wdech.
Zanim podeszła do tiary, spojrzała jeszcze na ledwo stojącą Kitty oraz na
Jimmiego, który mocno zacisnął powieki i trzymał za nią kciuki. Na sali
rozległy się szepty.
- Potter? Córka Harry'ego Pottera?
Emmy
nałożyła tiarę na głowę. Ręce trzęsły się jej jak galareta.
-
Hmm... Niezła z ciebie figlara, rządna przygód i wrażeń. Odznaczasz się
wielkim sprytem. W swoim domu dasz upust swojej energii - powiedziała tiara
do Emmy, a na całą salę krzyknęła - GRYFFINDOR!!!
Szczęśliwa
Emmy zeskoczyła ze stołka i pobiegła do stołu Gryfonów, którzy tym razem,
mocą swoich oklasków, zrzucili parę talerzy i pucharów.
- Brawo
Emmy! - krzyknął Jimmy i tym razem, to on rzucił się jej na szyję.
-
Jimmy, spokojnie! Ludzie się patrzą. Ja rzucałam się na ciebie przy
mniejszej ilości widzów.
Jimmy opamiętał się. Zarumieniony na twarzy,
usiadł na swoim miejscu. Spuścił głowę, nie chcąc widzieć reakcji kolegów.
Emmy, kiedy uwolniła się z objęć Jimmiego, pogratulowała Holly dostania się
do Gryffindoru.
Po krótkiej chwili dziewczyny usłyszały nazwisko
Kitty, które wyczytała ciocia Hermiona. Kitty siedziała przez chwilę na
stołku. W końcu tiara krzyknęła:
- RAVENCLAW!
Emmy nie mogła
uwierzyć w to, co usłyszała. Popatrzyła tylko na Kitty, która szła do stołu
Krukonów. Przyjaciółka nie wyglądała na zawiedzioną, z powodu decyzji,
podjętej przez tiarę. Emmy dalej patrzyła się tępo w uśmiechniętą twarz
Kitty. Najwyraźniej nie smucił ją fakt, że nie będzie blisko swojej
przyjaciółki. Emmy odwróciła się w stronę cioci Hermiony, która skończyła
już wyczytywanie nazwisk i zabrała Tiarę Przydziału.
- Gratuluję
Emily!
Dziewczyna usłyszała za swoimi plecami znajomy głos.
-
Walter? - odwróciła głowę.
Przed oczami miała chłopaka wyższego od
Jimmiego, ale mającego, tak jak on, rude włosy. Wypiął dumnie pierś, na
której lśniła odznaka prefekta. Walter był synem Perciego i Penelopy
Weasleyów.
- Wow! Aleś się dorobił - powiedziała Emmy, patrząc się na
metalową, błyszczącą blaszkę, przypiętą do szaty Waltera. - Ostatnim razem,
kiedy cię widziałam, byłeś tylko kujonem z trzeciej klasy.
Holly i Jimmy
parsknęli śmiechem. Oburzony Walter burknął tylko coś w stylu:
-
Bardzo śmieszne. - i usiadł na swoim miejscu.
Holly spytała się
Emmy:
- Skąd znasz tego głupka?
- To mój kuzyn. - wyłonił się
Jimmy znad głowy Emmy. - Nie zauważyłaś podobieństwa?
Holly skrzywiła
się, ale nie zdążyła nic powiedzieć. W tej chwili głos zabrał dyrektor
szkoły - Albus Dumbledore.
- Proszę o ciszę! - kiedy to powiedział,
wszyscy przerwali rozmowy i zwrócili głowy w jego stronę.
Dumbledore
wstał, uśmiechnął się szeroko i rozpoczął swoją przemowę:
- Witajcie w
nowym roku szkolnym. Zanim rozpoczniemy ucztę, chciałbym ogłosić kilka
ważnych spraw. Pierwszoroczni niech pamiętają, że nie wolno nikomu wchodzić
do Zakazanego Lasu. Próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu
września. A teraz najważniejsze! Jak wiecie w zeszłym roku odeszła od
nas wasza nauczycielka latania na miotle - pani Hooch. Powiedziała, że ma
was dosyć... Oczywiście, żartowałem. W tym roku zatrudniłem więc nowego
nauczyciela.
Emmy popatrzyła na siedzących przy stole nauczycieli. Część
z nich już znała. Obok wujka Hagrida, który uczył opieki nad magicznymi
stworzeniami, siedziała ciocia Hermiona. Miejsce przy niej zajmował
nauczyciel o ziemistej cerze, haczykowatym nosie i czarnych, tłustych
włosach. "To pewnie Severus Snape" - pomyślała Emmy. Tata
opowiadał jej czasami o swoim nauczycielu eliksirów.
- Szkoda, że
Snape nie odszedł - westchnął Jimmy, wyraźnie zawiedziony.
Jedno krzesło
przy stole nauczycieli rzeczywiście było wolne.
- Otóż nowym
nauczycielem latania na miotle jest... Harry Potter.
Kiedy Dumbledore
wymówił te słowa, do Wielkiej Sali wbiegł Harry, ubrany w odświętną szatę
szkarłatnego koloru.
- Dobry wieczór! - powiedział Harry cicho
do Dumbledora. - miałem kłopoty z Proszkiem Fiuu.
- Przybyłeś w
najodpowiedniejszym momencie Harry. Właśnie o tobie mówiłem.
Kiedy Harry
wszedł, wszyscy patrzyli się na niego. Profesor Snape pozieleniał na twarzy.
Rozległy się szepty, komentujące wydarzenie. A Emmy? Emmy siedziała sztywno
jak słup soli, nie wierząc w to, co widzi i słyszy.
- No to
fajnie. Kontrola dwadzieścia cztery godziny na dobę - powiedziała
oszołomiona.
- Da się wytrzymać - dodał Jimmy, wskazując na
mamę.
Kiedy Dumbledore znowu przemówił, ucichły wszystkie szepty.
-
Przywitajcie swojego nowego nauczyciela brawami.
Wszyscy, z wyjątkiem
Snape'a i Ślizgonów, zaczęli klaskać. Harry usiadł przy stole
nauczycieli, a dyrektor powiedział tylko:
- A teraz moi drodzy czas na
ucztę!
W tej chwili półmiski napełniły się najróżniejszymi
potrawami: befsztykami, pieczonymi kurczętami, kotletami schabowymi,
kiełbaskami, stekami, frytkami, gotowanymi i pieczonymi ziemniakami,
puddingiem, strudlami, sosami, ketchupem, miętówkami i dropsami cytrynowymi,
które Emmy schowała do kieszeni, z myślą o Tykonie,
- Już wiem, po
co miałam zabrać ze sobą Hedwigę - powiedziała Emmy, dalej biorąc dropsy z
miseczki.
- On naprawdę aż tyle je? - zdziwił się Jimmy.
- No
pewnie. Przez tydzień zjadł cztery paczki cukru w kostkach i sześć opakowań
dropsów cytrynowych.
- Kto zjadł? - zapytała się Holly, która nie
wiedziała, o co chodzi.
- Chyba możesz jej powiedzieć, o co chodzi. W
końcu jest w Gryffindorze - powiedział Jimmy.
- No dobrze, ale po
uczcie.
Po zjedzeniu deseru, który w przypadku Emmy składał się z
trzech
pączków z marmoladą, truskawek i różowego budyniu, dziewczyna
słuchała o czym rozmawiają inni Gryfoni. Holly i Jimmy niestrudzenie mówili
o quidditchu. Dowiedziała się z tej rozmowy, że w tym roku zwolniły się dwa
miejsca w drużynie - szukającego oraz pałkarza. Andre z Walterem
rozmawiali o nauce i o tym, kim byli rodzice Andre.
- Tata jest
mugolem, a mama czarownicą - powiedział Andre i zaczął się pytać o książki
o najsłynniejszych czarodziejach ostatniego wieku.
Emmy popatrzyła na
swój talerz. Desery już znikły. Ziewnęła i powiedziała do siebie:
-
Padam z nóg.
Ale w tym samym czasie wstał Dumbledore i powiedział:
-
A teraz moi kochani, gdy wszyscy się najedli, idźcie do łóżek.
Dobranoc!
Wszyscy zaczęli powoli odchodzić od stołów.
-
Pierwszoroczni Gryfoni, proszę za mną - powiedział Walter.
Emmy, ciągle
ziewając, wstała od stołu i dołączyła do reszty pierwszaków.
Wyszli z
Wielkiej Sali, a potem Walter poprowadził ich marmurowymi schodami. Mijali
kolejne korytarze, gdzie z portretów na ścianach, machali i kłaniali się im
ludzie, przedstawieni na obrazach. Ale Emmy, która ledwo co wchodziła po
schodach, nie zwracała na to uwagi. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się
przed nimi duch.
- Dobry wieczór ,Walterze! - przywitał się duch. -
Ach, nowi studenci. Jestem Sir Nicholas de Mimsy-Porpington - powiedział do
uczniów. - Życzę miłej nocy - i wsiąknął w ścianę, jak woda w gąbkę.
Szli
jeszcze kawałek i doszli do portretu, na którym byłą pulchna kobieta w
różowej sukni.
- Hasło? - zapytała nagle.
Walter odwrócił się do
wszystkich i powiedział:
- Zapamiętajcie hasło, bo inaczej Gruba Dama
nie wpuści was do pokoju wspólnego. Hasło to: "zgniłe pomidory" -
gdy to powiedział, portret usunął się, ukazując okrągłą dziurę w
ścianie.
Wszyscy po kolei weszli przez nią do pokoju wspólnego
Gryffindoru.
Był to okrągły, przytulny pokój, pełen wysiedzianych foteli.
Znajdowały się też tu: kominek i kilka stołów. Na ścianach wisiały obrazy i
makaty. Walter wskazał dziewczętom jedne drzwi, a chłopcom drugie.
Po
kręconych schodkach, Emmy weszła do swojego dormitorium. Stało tam pięć
łóżek, każde z kolumnami w rogach, między którymi wisiały aksamitne,
ciemnoczerwone zasłony. Ich kufry już tam stały. Oprócz Emmy i Holly spały
tam także: Aileen Keith, Colleen Mason i Shirley Walk.
- Emmy, Emmy -
szepnęła Holly. - Emmy śpisz?
- Śpię - powiedziała z wyraźnym
niezadowoleniem w głosie.
- Miałaś mi powiedzieć, kto zjadł cztery
paczki cukru i te dropsy.
- Tykon.
- Kto? - spytała Holly,
schodząc ze swojego łóżka.
Usiadła na łóżku Emmy i powtórzyła
pytanie:
- Kto?
Emmy otworzyła oczy, usiadła i zapytała się:
-
Tamte śpią.
Holly wyjrzała:
- Śpią.
- Podaj mi ten
skórzany woreczek.
Holly, nie wiedząc po co, podała go koleżance, która
wyciągnęła z niego szklane pudełeczko. Emmy wypuściła z niego Tykona, który
powiedział:
- Co Emmy ma dla Tykona?
- Cicho Tykon,
obudzisz resztę. To elf z wyspy Jawa. Dostałam go od wujka - wyjaśniła
koleżance.
- I to coś zjadło aż tyle cukru?
- Tykon nie być coś -
powiedział urażony elf. - Tykon być królem.
- On nie je nic poza
cukrem i cukierkami. Jak chcesz, to daj mu dropsa - mówiąc to, Emmy
wyciągnęła dropsy z kieszeni swojej szaty.
Holly wzięła je niepewnie z
rąk koleżanki i dała Tykonowi, który od razu je połknął. Po zjedzeniu
siedmiu dropsów błyszczał jak latarnie na ulicy, tyle że niebieskim
światełkiem. Holly była zachwycona tym widokiem. Pół godziny później Tykon
zaczął ziewać. Sam wszedł do pudełka, które Emmy zamknęła.
- Idź spać
Holly. Jutro będziemy nieżywe.
- Cześć - powiedziała Holly i położyła
się do łóżka.
Wkrótce obie zasnęły.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Pierwsze
lekcje.
Nazajutrz, tak jak przepowiedziała Emmy, i ona i Holly ledwo
co trzymały się na nogach.
- Dzień dobry! - przywitał się Harry.
-
O, cześć tato! Nie wiem czy taki dobry - odpowiedziała Emmy - A może
raczej dzień dobry panie profesorze, jak tam się spało?
- To miała być
niespodzianka, która trochę nie wyszła - wytłumaczył, lecz nie chciał
zdradzać szczegółów. - My się jeszcze nie znamy - powiedział Harry, patrząc
na ziewającą Holly.
- A tak... To jest Holly Baldwin.
- A
więc Emmy jesteś w Gryffindorze.
- Holly też tato - dodała Emmy.
-
No a Kitty?
- Kitty, Kitty trafiła do Ravenclav.
Emmy trochę
otrzeźwiała przy śniadaniu, kiedy Walter rozdał plany zajęć. Dzisiaj Emmy i
Holly miały:
9:00 - zielarstwo z Krukonami
10:00 -
transmutacja
11:00 zaklęcia
14:00 - obrona przed czarną magią
24:00
astronomia
- Holly, ja cię uduszę! - powiedziała Emmy,
patrząc na plan zajęć.
- Za co?
- Widzisz, o której mamy
ostatnią lekcję?
- O północy i co z tego?
- Przez twoją miłość
do Tykona ja znowu się nie wyśpię.
- Pokazałaś jej Tykona? - spytał się
Jimmy, który przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Jest super, co nie?
- Holly nie dała dojść do słowa Emmy.
Jimmy i Holly zaczęli rozmowę o
Tykonie, którą przerwała Emmy.
- Holly chodź, bo spóźnimy się na
pierwszą lekcję. Chcę pogadać przed lekcją z Kitty.
- Mamy
zielarstwo z Krukonami?
- Tak. Holly, jak ty czytałaś plan
zajęć?
Jimmy wytłumaczył im, jak trafić do cieplarni numer jeden. Kiedy
doszły, Emmy zawołała Kitty. Pogadały trochę. Przez całą rozmowę Holly i
Kitty patrzyły na siebie, jakby miały rzucić się sobie do gardeł.
Zielarstwo było trochę nudne. Pani Sprout mówiła o zasadach bezpieczeństwa,
to jednak nie przeszkadzało Andre zdobyć pięciu punktów dla Gryffindoru .
Podczas obiadu Emmy i Holly opowiadały Jimmiemu, jak jego mama na
transmutacji zmieniła pióro w jaszczurkę. Emmy nagle przerwała
opowiadanie.
- Co się stało Emmy? - zapytała Holly.
-
Tykon... - szepnęła. - Nie karmiłam go dzisiaj. Będzie zły. Holly podaj mi
dropsy.
- Proszę - powiedziała nie Holly, ale jakaś kobieta ubrana w
różową szatę.
- Dzię-kuję - wydukała Emmy.
Gdy kobieta odeszła,
Emmy od razu zwróciła głowę w stronę Jimmiego.
- Kto to był? -
zapytała.
- Madame Le Rouge - powiedział Jimmy.
- Madame? -
powtórzyła zdziwiona.
- Tak, nie kazała do siebie mówić pani
profesor.
- To ona tutaj uczy?
- Yhyy... - przytaknął Jimmy, mający w
buzi kawałek ugryzionego ciasta kokosowego.
- A czego? - zapytała
równie zdziwiona Holly.
- Obrony przed czarną magią - odpowiedział,
przełykając ciasto.
- Cooo? - obydwie dziewczyny prawie że
krzyknęły.
Emmy spojrzała na szatę, pod którą czuć było skórzany
woreczek.
- Idę go nakarmić, bo wyzionie ducha - powiedziała i odeszła
od stołu.
- Idę z tobą - krzyknęła za nią Holly.
- I ja też -
krzyknął Jimmy.
Tykon był bardzo niezadowolony z powodu późnej godziny
karmienia. Dziewczyny miały jeszcze pół godziny do pierwszej lekcji obrony
przed czarną magią. Emmy z rozmowy Jimmiego i Holly wyłapała różne
informacje na temat niejakiej Madame Le Rouge. Dowiedziała się, że uczy
dopiero drugi rok w Hogwarcie, urodziła się w Anglii, uczyła się w
Hogwarcie, po skończeniu szkoły wyjechała do Paryża. Była tam kilka lat, a
po powrocie zajęła posadę nauczyciela obrony przed czarną magią.
- Ona
jest bardzo miła, zobaczysz - wychwalał nauczycielkę Jimmy.
- I
bardzo ładna - dodała Emmy.
- Noo tak - speszył się chłopak i
spojrzał na zegarek. - To ja lecę, nie chcę się spóźnić na eliksiry. - i
szybko się oddalił.
- Do zobaczenia - krzyknęła Emmy, ale Jimmy
już jej nie usłyszał. - No to idziemy Holly.
Udały się do klasy obrony
przed czarną magią. Dziwnym trafem ani razu nie zabłądziły. Kiedy tam
doszły, ujrzały zbliżającą się Madame Le Rouge.
Madame była młodą
nauczycielką. Miała zaledwie dwadzieścia dwa lata. Miała brązowe oczy,
długie kręcone blond włosy i długie na pół cala paznokcie, pomalowane na
różowo. Otworzyła klasę i zaprosiła ich od środka. To, co Emmy ujrzała wcale
nie przypominało klasy, ale jej różową łazienkę. Zamiast ławek stał tam krąg
gigantycznych, różowych puf z dziwnymi frędzlami u boku. Mebel, stojący przy
tablicy chyba odgrywał rolę biurka. Pokryty był różowo - białym futerkiem.
Leżało na nim lusterko i kilka książek, w większości były to katalogi mody.
Wszyscy zajęli miejsca, wtapiając się w pufy, jak w bagna w Zakazanym Lesie.
Emmy i Holly patrzyły na siebie, nie wiedząc, co je czeka. Kobieta podeszła
do tablicy i różową kredą napisała:
MADAME MADLEN LE ROUGE
- To,
że lubię kolor różowy, nie oznacza jeszcze, że nie umiem uczyć. Prawda,
panie Acoll? - powiedziała kobieta.
- Ale skąd... ?
- Skąd
wiedziałam, że miał pan odwrócić się do panny Emily Potter i panny Holly
Baldwin, aby im to przekazać? A stąd, że mam swoje sposoby. Och Emmy, jaki
on jest do ciebie podobny.
Emmy nie zrozumiała:
- Kto pani profesor? -
zapytała.
- Oj, za dużo gadam - powiedziała do siebie i podeszła do
tablicy. - proszę, aby zwracano się do mnie Madame. Stare przyzwyczajenia.
No dobrze, teraz przystąpimy do lekcji. Co wiecie o Zakazanym Lesie? -
mówiąc to, spojrzała na dwóch chłopców siedzących z tyłu. - Lepiej odłóżcie
swoją wycieczkę na później, bo dziś będzie tam niebezpiecznie.
Jak się
później okazało ta dwójka planowała wyprawę do Zakazanego Lasu, a lekcja
była bardzo interesująca. Po wykładzie na temat wilkołaków w Zakazanym
Lesie, nikt nie chciał się do niego nawet zbliżać.
- Ale skąd ona
wiedziała...? - spytała się Emmy, dalej będąc w szoku.
- Podobno
miała uczyć wróżbiarstwa - powiedział Jimmy, który przysłuchiwał się
rozmowie dziewczyn. - Na naszych lekcjach nie zachowywała się tak
dziwnie.
- Taaak... - powiedziała Emmy, wzdychając. - Mam wrażenie, że
gdzieś ją już widziałam.
Emmy po szybkim zjedzeniu kolacji, wzięła parę
dropsów i odeszła od stołu.
- Gdzie idziesz? - zapytał Jimmy.
-
Idę spać.
- Spać? O tej porze?
- Tak jest - odpowiedziała Emmy,
patrząc spod okularów na Holly.
- Ja też - powiedziała szybko
Holly.
Następnego dnia Emmy i Holly miały problemy z pobudką, ponieważ
nocna astronomia dała im się we znaki. Do Wielkiej Sali wbiegły bardzo
późno. Zdążyły zjeść po toście i już musiały wychodzić z sali. Miały dzisiaj
dwie lekcje eliksirów i to z samego rana, a na dodatek ze Ślizgonami.
Dziewczyny nie znały drogi do klasy. Kiedy już drugi raz pomyliły drogę,
zamiast do sali eliksirów, trafiły do nieznanego im miejsca. Wtedy spotkały
Harry'ego.
- Dziewczynki, a co wy tu robicie? Nie macie lekcji? -
zapytał się.
- Mamy, dwie lekcje eliksirów, ale nie możemy znaleźć
drogi.
- Zaprowadzę was, ale i tak już jesteście spóźnione.
Harry
zaprowadził je do lochów, gdzie znajdowała się klasa profesora Snape'a.
Dziewczyny podziękowały mu i weszły do klasy.
- A może panna Potter
i jej koleżanka zaczną doceniać taką cechę jak punktualność, gdy Gryffindor
straci pięć punktów? - powiedział Snape, gdy weszły do klasy. -
Usiądźcie.
Mimo swego wieku Snape wcale nie złagodniał, ale i tak nie
miał już więcej okazji na to, aby odebrać Gryfonom punkty. Przeciwnie,
musiał im przyznać dziesięć punktów.
- No i jak tam pierwsza lekcja
eliksirów? - zapytał Jimmy, gdy spotkał dziewczyny na korytarzu.
- Pięć
punktów mniej.
- Ale Emmy szybko nadrobiła tę stratę - dodała
Holly.
- Jak?
- Pytał i pytał, ale przestał, gdy zorientował
się, że Emmy zna cały podręcznik na pamięć. Wtedy musiał nam przyznać
dziesięć punktów.
Jimmy spojrzał na dziewczynę z osłupieniem.
-
Zaleciało mi Walterem - powiedział Jimmy.
- Holly, chodź do dormitorium,
muszę nakarmić Tykona.
- Mogę ja go nakarmić? - poprosiła Holly.
-
Jak chcesz.
I poszły. Gdy weszły do pokoju wspólnego, Emmy zerknęła na
tablicę ogłoszeń. Przed oczami mignął jej czerwony napis:
LEKCJE
LATANIA NA MIOTLE ROZPOCZNĄ SIĘ W NASTĘPNY PONIEDZIAŁEK. BĘDĄ ODBYWAĆ SIĘ ZE
ŚLIZGONAMI.
Emmy szarpnęła Holly za szatę.
- Spójrz!
-
O co chodzi?
- No patrz - Emmy wskazała Holly ogłoszenie.
-
Lekcje latania na miotle! Super! - krzyknęła Holly.
-
Czytaj dalej.
- Ze Ślizgonami? A niech to wszystkie tłuczki
świata!
ROZDZIAŁ SIÓDMY
W drużynie.
Przez
następny tydzień Emmy i Holly z niecierpliwością wyczekiwały poniedziałku. W
poniedziałek obydwie zjadły tak szybko śniadanie, jakby goniło ich stado
irlandzkich kotów - wampirów, o których mówiła niedawno Madame Le Rouge. Gdy
zjadły, rozmawiały jeszcze chwilę z Jimmim o wolnych miejscach w
drużynie.
- Holly, tata skończył jeść - powiedziała Emmy, odchodząc od
stołu.
- Już idę.
I podeszły do Harry'ego.
- Widzę, że
jesteście gotowe do lekcji, chociaż wam to raczej niepotrzebne.
Był
słoneczny dzień. Lekcja miała odbyć się na płaskiej łące przed zamkiem. Emmy
i Holly pomogły Harry'emu przenieść miotły na łąkę. Każda miała po pięć
mioteł. Harry miał ich o wiele więcej, ale wszystkie przetransportował za
pomocą zaklęcia. Gdy doszli na miejsce, na zielonej trawie ułożyli miotły w
dwóch rzędach. Na łąkę powoli schodzili się Gryfoni i Ślizgoni.
- Czy
wszyscy już są? - spytał się Harry. - Na początku mam wiadomość dla
Gryfonów. Jak wiecie, kapitan drużyny - James Weasley, poszukuje pałkarza i
szukającego. Dyrektor Albus Dumbledore pozwolił w tym roku wam,
pierwszoroczniakom, brać udział w eliminacjach do drużyny. Czy są chętni? -
w górę podniosły ręce Emmy i Holly. - Nikt więcej? No dobrze. Wy dwie
zostaniecie po lekcji. - obydwie kiwnęły głowami. - A teraz rozpocznijmy
lekcję. Niech każdy stanie przy miotle, wyciągnie prawą rękę i powie
"Do mnie".
- Do mnie - zawołali wszyscy
jednocześnie.
Miotły Emmy i Holly od razu znalazły się w ich dłoniach.
Emmy spojrzała na Corę Malfoy, która stała naprzeciwko. Zauważyła, że jej
miotła dopiero za drugim razem wylądowała w jej dłoni. Po jej lewej stronie
stały bliźniaczki Cragg, które też miały miotły dopiero za którymś z kolei
przywołaniem.
- I tak nieźle sobie radzą - stwierdziła Holly,
stojąca koło Emmy.
Gdy już wszyscy mieli miotły w dłoniach, Harry pokazał
jak je dosiąść, aby nie spaść.
- Na mój gwizdek odepchniecie się
mocno nogami od ziemi. Wzniesiecie się na kilka stóp i wylądujecie,
wychylając się lekko do przodu. Uwaga! Trzy... dwa... jeden...
Kiedy
rozbrzmiał gwizdek, wszyscy wznieśli się w górę. Andre chwiał się na miotle.
Na wysokości pięciu stóp jego miotła okręciła się dookoła własnej osi.
Chłopak wisiał już tylko na jednej ręce, kurczowo zaciśniętej na miotle.
Widząc to, Harry za pomocą różdżki odholował go na ziemię. Emmy i Holly
zrobiły kilka kółek dookoła łąki i wylądowały na trawie.
- To wszystko
na dzisiaj. Na następnej lekcji poćwiczymy jeszcze start i lądowanie -
mówiąc to Harry spojrzał się na Andre. - Do widzenia.
Gryfoni i Ślizgoni
udali się do zamku. Z Harrym zostały tylko Emmy i Holly.
- Po
dzisiejszych lekcjach odbędą się na boisku do quidditcha eliminacje do
drużyny.
- Ale dlaczego dziadek...
- Miałaś nie nazywać go
dziadkiem.
- No dobrze. A więc dlaczego eee ... profesor Dumbledore
zgodził się na nasz udział w eliminacjach?
- Może uznał że, wam też
trzeba dać szansę.
Harry przerwał zbieranie mioteł i dodał:
- Aha
i jeszcze jedno! Jimmy nic o tym nie wie. Macie tu pisemną zgodę na
udział w eliminacjach. A teraz zmykajcie na lekcję.
No a teraz specjalnie dla Wilczków z
pozdrowieniami od Związki Czerwonych Kapturków zupełnie nowy fragmencik
rozdziału 7! :impra
Ostatnią lekcją tego dnia była historia
magii z profesorem Binnsem. Ciągnęła się jak ser na pizzy. Po skończonej
lekcji Emmy i Holly poszły do Harry'ego po miotły. W drodze na boisko
dziewczyny rozmawiały.
- Kiedy dostanę się do drużyny, będę mogła
latać na swojej miotle.
- To ty masz miotłę? - zdziwiła się
Holly.
- No pewnie i to nie byle jaką - Sky Turbo.
- Przecież ta
miotła została dopiero zaprojektowana.
- A no tak. Przecież ty nie
wiesz.
- O czym?
- Mój wujek, a tata Jimmiego ma sklep ze
sprzętem do quidditcha. Przysłano mu ją do wypróbowania, ponieważ jego sklep
jest najlepszy w całej Wielkiej Brytanii.
- Ale jakim cudem trafiła do
ciebie?
- Dostałam ją na jedenaste urodziny od rodziców.
Kiedy
doszły na boisko, spotkały Jimmiego.
- Co wy tu robicie? I po co
wam miotły?
- Masz i czytaj. - Emmy podsunęła mu kartkę pod sam
nos.
Jimmy wytrzeszczył oczy i wykrztusił:
- O nie! Nie ma
mowy!
- Jimmy! Będziemy grzeczne. Damy szansę innym -
zażartowała Holly.
- No dobrze. Ale macie do mnie mówić James. Jestem
James, kapitan James.
- Tak jest kapitanie! - zasalutowała Emmy,
jak majtek na statku.
Na boisku stała mała grupka Gryfonów. Drużyna
Gryffindoru była ubrana w strój do gry: szkarłatne szaty i skórzane
ochraniacze. Jimmy przestawił wszystkim członków drużyny.
- To jest Mike
Morton, nasz pałkarz - wskazał na wysokiego blondyna, który trzymał w ręku
pałkę do odbijania tłuczków. - Nie mamy dla niego pary. - A to nasza trójka
szukających: Amanda Blake, Jenny Fletcher i Elijah Cain - wskazał na dwie
dziewczyny i chłopaka. - A ja jestem obrońcą i kapitanem drużyny i nazywam
się James Weasley. Ustawcie się w dwóch grupach - po prawej stronie
kandydaci na szukających, a po lewej na pałkarzy.
Holly i Emmy spojrzały
na siebie i stanęły po odpowiedniej stronie. Emmy stanęła obok czterech
chłopców i jednej dziewczyny. Holly w swoim towarzystwie była jedyną
dziewczyną.
- Ja zajmę się naszymi przyszłymi szukającymi, a Mike
pałkarzami - powiedział Jimmy. - Najpierw sprawdzimy, jak latacie na
miotłach.
Obydwie grupy złapały miotły i wzniosły się w powietrze. Emmy
okrążyła parę razy bramki i zatrzymała się w powietrzu. Wyciągnęła z
kieszeni szaty pudełko, a z niego szmatkę, którą wyczyściła okulary.
Podleciał do niej Jimmy.
- Emmy, latałaś na swojej miotle w lato?
-
Nie.
- Pożyczysz mi swojego pudełka na okulary?
- A po co ci
ono?
- Zobaczysz. - wziął pudełko i wylądował przy Harrym, który
właśnie wszedł na boisko.
Emmy obserwowała ich. Najpierw o czymś
rozmawiali. Harry wyciągnął gwizdek i zagwizdał. Wszyscy wylądowali.
-
Mike weź skrzynię z piłkami i wybierz najlepszego pałkarza, a ja pomogę
Jamesowi wybrać szukającego - powiedział Harry. - James zaczynaj.
- Mam
bardzo dobry sposób, aby was sprawdzić. Ten, kto złapie okulary szybciej od
pudełka, zostanie szukającym. Wujku... - chłopak podał Harry'emu
szmatkę, którą Emmy wycierała okulary.
Harry dotknął ją różdżką i
wypowiedział jakieś zaklęcie. Ściereczka zamieniła się w okulary. Rzucił je
w stronę bramek, a pudełko uniosło się w powietrze i szybko schowało je
wewnątrz siebie. Jimmy rzucał okulary każdemu z osobna. Emmy czuła się coraz
bardziej niepewnie. Już cztery osoby nie złapały. Następną osobą, która
przystąpiła do testu, był ciemnowłosy chłopak. Już prawie złapał okulary,
ale i tym razem pudełko okazało się szybsze.
Teraz przyszła kolej na
Emmy. W tym momencie coś przewróciło się jej w żołądku. Dziewczyna wsiadła
na miotłę. Spojrzała na Jimmiego, który zamachnął się i rzucił okulary w
górę. Emmy wystartowała. Zauważyła, że już obok niej leci pudełko.
Przyśpieszyła trochę. Pudełko na chwilę zostało w tyle. Spojrzała się do
tyłu. Popatrzyła się na pudełko. Nie zauważyła jednak, że leci prosto na
bramkowy słupek. W ostatniej chwili złapała się go ręką. Miotła obróciła się
dookoła słupka o 180 stopni. Emmy pochyliła się, aby złapać okulary, wtedy
miotła gwałtownie wyhamowała. Złapała je, ale w tej samej chwili ześlizgnęła
się z miotły i upadła na ziemię. Pudełko doleciało do jej ręki i zatrzymało
się na jej dłoni.
- Emmy! Udało ci się, udało! - Holly podbiegła
do przyjaciółki, która siedziała na ziemi i patrzyła z osłupieniem na
rękę.
Kiedy zdjęła z niej pudełko, w ręku trzymała już tylko
szmatkę.
- Chyba złamałam sobie palca - powiedziała, dalej wpatrując
się w szmatkę.
- Chyba znaleźliśmy nową szukającą - powiedział
Jimmy.
- Jestem szukającą? - Emmy zerwała się z ziemi i otrzepała. -
Jestem szukającą, jestem szukającą, rozumiesz to Jimmy? - krzyknęła
dziewczyna, rzucając się chłopakowi na szyję.
- Miałaś nie mówić na
mnie Jimmy - powiedział, próbując uwolnić się z uścisku dziewczyny.
-
Oni mają dziwną tendencje do rzucania się na siebie - powiedziała ze
spokojem Holly do Mike'a
- A to jest nasz nowy pałkarz -
powiedział Mike do Jimmiego, klepiąc Holly po ramieniu.
CDN
hm..
nudza mnie tego typu fficki, wole
jak ktos sam stwarza swoj swiat, a nie urozmaica np. Hogwart.. ogolnie nie
mam zastrzezen co do stylu, ale - jest po prostu, troche nudny..
A to już końcówka rozdziału siódmego.
Po powrocie do zamku Emmy poszła do skrzydła szpitalnego.
Pani
Pomfrey, szkolna pielęgniarka, za pomocą różdżki złożyła jej złamany
palec w ciągu dwóch sekund, a potem wcisnęła jej na siłę jakiś dziwnie
wyglądający eliksir wzmacniający. Emmy obiecała, że przez następne trzy dni
będzie go piła co wieczór. Kiedy wyszła, powąchała eliksir i skrzywiła
się.
- Nie ma mowy. Nie będę tego piła, choćby mnie mieli wyrzucić
z drużyn. - powiedziała i wylała eliksir do kwiatka, stojącego przy
oknie.
Kwiatek natychmiast zrobił się cały brązowy i opadły mu wszystkie
listki.
- Ja z tą drużyną to tylko żartowałam - powiedziała i czym
prędzej oddaliła się od kwiatka.
Kiedy miała już zakręcać, zauważyła
idącą w drugą stronę Madame Le Rouge.
- A tą co tutaj niesie? -
zdziwiła się Emmy i zaczęła śledzić nauczycielkę.
Szły nieznanym Emmy
korytarzem. Nauczycielka skręciła w następny korytarz. Kiedy Emmy wyjrzała
zza rogu, Madame znikła.
- Gdzie ona jest? - dziewczyna podeszła do
ściany, kończącej korytarz.
Wisiała na niej makata, przedstawiająca orła.
Emmy odchyliła róg makaty. Na ścianie wyrzeźbiona była płaskorzeźba. Po
środku znajdował się jakiś dziwny napis:
WŁÓŻ KSIĘŻYCOWE OKO,
PRZYSZŁY POZNASZ CZAS. PAMIĘTAM JEDNAK O TYM, ŻE TYLKO DWA OBROTY ŚWIATA
MASZ, A POTEM ZNIKASZ.
Nie dowiedziawszy się wiele z napisu, zaczęła
przyglądać się płaskorzeźbie, która konkretnie niczego nie przedstawiała -
jakieś dziwne znaki, kilka kształtów. Potem Emmy udała się do pokoju
wspólnego i opowiedziała Holly, o tym, co odkryła.
- I ona tak po prostu
znikła? - dziwiła się Holly.
- Nie mogła się teleportować. W
Hogwarcie to niemożliwe.
agniesha
27.05.2003 20:01
FF pisany fajnym stylem, ale nie podoba mi
sie to, ze harry jest nauczycielem latania na miotle.
ogolnie nawet-
nawet, nie najlepszy, ale i nie najgorszy. taki przecietny.
w sam raz na
popoludnie po dluuuuuugim szkolnym dniu.
no i plus za nie umieszczenie
siebie samej w glowenj roli.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle'
alt='wink.gif'>
powodzenia w dalszym pisaniu!
Mi także się podoba. Napisane fajnym
stylem, ale mam dwa zastrzeżenia.
Po pierwsze:
Jak to możeliwe, że Ron
i Hermiona się pobrali? Możliwe, że mi to nie pasujo bo po przeczytaniu
trzydzieści razy czterech tomów Potter'a jestem przyzwyczajony do tego,
że oni się nie kochają, ale to tak na marginesie.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
Po drugie:
Zapominasz czasem, podkreślam
CZASEM
znaków typu kropki i przecinki, ale to się nie rzuca w oczy.^^
Mam
nadzieję, że już w krótce napiszesz następny part...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/turned.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'
/>
Życzę Ci veny twórczej i powodzenia w pisaniu...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/czarodziej.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='czarodziej.gif'
/>
Przeczytalam.Nie lubie fickow typu HP, ale
przelamalam sie i jakos dotarlam do konca. Niezbyt mnie to fascynuje, choc
przyznam, ze pomysl z elfem wtrynzalajacym cukierki byl niezly. Wnerwilo
mnie troche, ze Hermiona na umor przedstawia zywa kopie McGonnagal. No i
jeszcze to jej malzenstwo z Ronem... Duzo rzeczy zaciagnietych jest z
ksiazki... Jeden kujonek, powtarzajacy slowa Hermiony wchodzac do Wielkiej
Sali, corka Malfoya... Poza tym, jasne bylo, ze skoro byly wolne 2 miejsca:
palkarza i scigajacego w druzynie Gryffindoru to zajma je wlasnie Emily i
jej qmpela.
Popelniasz czasem razace bledy, np. OBYDWIE. Powinno byc
OBIE. Dlatego przeczytaj kilka razy, nim cos wkleisz.
Wklejaj krotsze
party, bo ich dlugosc utrudnia troche czytanie.
Popieram Abaskę. Jak to ktoś kiedyś
powiedział "Potter wychodzi nam uszami". Czasami mam wrażenie,że
niektórzy ludzie nie potrafią pisać bez niego ficków.
ff bardzo mi się podoba. co z tego, że jest
o hp? jest przecież trochę inny świat, przygody, postacie (chociaż czasem
przypominają poprzednich bohaterów, np. ten Walter dokładnie jak Percy).
styl pisania też mi się podoba. troszkę czasu zajęło mi przeczytanie całości
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle'
alt='tongue.gif'> a właśnie: jak długo to piszecie?
Te postaci są podobne, bo w końcu to ich
dzieci, dzieci często, przynajmniej w jakimś stopniu, są do rodziców
podobne. Ten fick piszemy ponad rok, napisane mamy danaście rozdziałówi
jeżeli dobrze pamiętam to będzie ich jeszcze trzy.
Poza tym nasz fick
różni się od innych o HP, w roli głównej nie jest Harry, ale jego córka.
Postaram się dawać krótsze posty, OK?
I jeszcze jedno: pomysł na to ff
powstał bardzo dawno, fick miał być o córce Harry'ego i będzie (niedługo
będziemy przygotowywać drugą część, bardziej orginalną).
Podoba mi się. W przeciwienstwie do
niektórych ficków o Potterze nie jest nudny. Piszesz w podobnym stylu co
Rowling i dobrze ci to wychodzi.
Ten post jest króciutki. Życzę miłego
czytania.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Miotła.
Przez kilka następnych
tygodni Emmy nie miała czasu na rozmyślanie o dziwnym zniknięciu Madame Le
Rouge. Kilka razy poszła z Holly do biblioteki, aby poszukać jakiejkolwiek
informacji o Księżycowym Oku. Nawet wszystkowiedzący Andre nie przydał się w
tej sprawie. Przez cały październik Emmy i Holly chodziły na treningi, które
według nich samych nie były im potrzebne. Nawet, kiedy się obijały, Jimmy
nie denerwował się zbytnio. Tylko raz, kiedy od rana miał okropny humor,
wydarł się na nie tak, że przez cały tydzień wykonywały wszystkie jego
polecenia. Emmy zauważyła, że Holly i Mike bardzo dobrze się dogadują.
Częste wypady Holly do biblioteki okazywały się spotkaniami z
Mike'm.
Pewnej nocy Emmy leżała na łóżku, wpatrując się tępo w
sufit.
- Holly, prawda że podoba ci się Mike - odezwała się nagle
Emmy, dalej wpatrując się w sufit.
- CO?!
- Przyznaj się, on ci
się podoba.
- Wcale, że nie! - zaprzeczyła szybko Holly.
-
Podoba ci się.
- NIE!
- Przyznaj się.
- No, może
trochę.
- Wiedziałam! - mówiąc to, Emmy rzuciła poduszką w
Holly.
- A to za co?
- Za to, że nic mi nie
powiedziałaś.
- Wcale nie musiałam - powiedziała Holly i rzuciła
poduszką w Emmy.
Rozpętała się prawdziwa bitwa na poduszki, do której po
chwili dołączyły się Aileen, Colleen i Shirley.
- Co tu się dzieje? -
dziewczyny usłyszały głos, który należał do profesor Weasley.
- Nic
ciociu... to znaczy pani profesor - powiedziała Emmy.
- Jest już
późno, kładźcie się spać. Nie chcę słyszeć już żadnych hałasów - nakazała im
Hermiona i wyszła, mrucząc coś pod nosem w stylu: "Ach te
dziewczyny".
- Ciociu? - zdziwiła się Shirley.
- To
przyjaciółka ze szkoły mojego taty. Jest mamą Jamesa Weasleya i mówię do
niej ciociu.
- Jamesa Weasleya? Tego przystojniaka, kapitana naszej
drużyny? - zapytała Colleen.
- Co ja słyszę. Jimmy ma swoje fanki i
to w moim dormitorium - stwierdziła z uśmiechem Emmy.
- Lepiej na
niego uważaj - szepnęła jej do ucha Holly, za co oberwała poduszką.
-
Jimmy to tylko przyjaciel.
- Dobra, dobra - powiedziała Holly i wróciła
do swojego łóżka.
Po upływie dwudziestu minut wszystkie już spały.
Nazajutrz, podczas śniadania, dziewczyny chichotały i żartowały sobie z
Jimmiego.
- Zakładamy fan klub Jamesa Weasleya, kapitana DRUŻYNY
GRYFFINDORU. Która chce się zapisać?
- Bardzo śmieszne - powiedział
James, patrząc na śmiejącego się Mike'a.
Świetne.
A najbardziej podoba mi się
zestawienie par.
Kto by przeżył po raz kolejny Harego i
Hermionę?
Poza tym uważam to opowiadanko za bardzo zabawne.
Potter nie
miał nikogo oprócz przyjaciół, a jego córka
jest otoczona gronem wujków i
ciotek - miła perspektywa.
To zmienia cały fick, bo nie opowiada już o
niechcianym chłopcu, ale o kimś kto wychował się w pełnej rodzinie-
beztrosko i bez Voldemorta na karku.
Wiesz, co najbardziej mi się podoba,
to to że Dumbledore został mianowany dziadkiem i chyba mu sie to
podoba.
A Emily ma tyle różnych ciotek i dziadków, kuzynów
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>
w Hogwarcie, a nawet ojców, że musi się pilnować. Mam prośbę-
Napisz coś
więcej o syriuszu i jak Harry w końcu pokonał Voldzia, ożenił się no i w
ogóle. No i jak został tak normalnym czarodziejem. To trochę dziwne oglądać
młodzież jako dorosłych:)
Zwykle się nie rozpisuję i daję jakiś cytat,
ale trudno
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>
Poza tym czy stary Knot nadal jest ministrem Magii?
Pozdrowienia dla
ciebie, i wytłumacz mi co znaczy MY NAPISAŁYŚMY?
Hej! Pozdrowienia dla Alisi i odpowiedzi na jej pytania (nie wszystkie):
Knot nie jest ministrem magii, ale nie rozpisujemy się na ten temat i nawet nie wymyślałyśmy nazwiska nowego ministra.
Syriusz mieszka sobie beztrosko na Jawie, został oczyszczony z zarzutów już dawno temu, nie ma żony, mieszka w rezydencji niedaleko plaży, więcej nie zdradzimy.
QUOTE |
Pozdrowienia dla ciebie, i wytłumacz mi co znaczy MY NAPISAŁYŚMY? |
Bo jesteśmy dwie Ellie i Longina i jest to nasz wspólny fick
O tym jak Harry pokonał Voldzia przekonasz się z siódmej części.
My piszemy o córce Harry'ego i zamierzchłe czasy nas nie interesują. Co znaczy "normalny czarodziej'?
A to jest nowa część rozdziału ósmego:
Nadejście poczty przerwało chichoty i żarty. Do Wielkiej Sali wleciały setki sów. Emmy nie spodziewała się od nikogo przesyłki. Jednak wypatrzyła w górze Pestkę i Hedwigę, które trzymały w dziobach dużą paczkę. Zrzuciły ją na stół, wprost na talerz Andre. Owsianka wylądowała na jego idealnie zawiązanym krawacie. Pestka zaczęła dziobać krawat, zjadając z niego owsiankę.
- Andre nie masz czasem ochoty na bekon albo tosta z dżemem? - spytała się Holly.
- Mama mówiła mi, że dzięki owsiance urosnę - powiedział Andre.
Był to chłopiec o niskim wzroście (pewnie dlatego tak często jadł owsiankę) o piegowatej twarzy i czarnych, kręconych włosach, mówiący z francuskim akcentem.
- I ty wierzysz mamie? - zadrwiła z niego Holly.
Emmy nic nie mówiła, tylko rozwiązywała sznurek ze znajomej paczki. Chwilę później na blacie stołu leżała najlepsza miotła na świecie. Miała polerowaną rączkę, na której widniał napis: Sky Turbo. Miotła zaczęła się wyginać i podskakiwać, tak jakby była zrobiona z gumy.
- Niby tylko sprzęt do quidditcha, ale z jakim charakterkiem - powiedział Mike.
- Chodź Holly zaniesiemy ją do dormitorium i pójdziemy na zielarstwo.
Wstając od stołu, Emmy powiedziała sama do siebie:
- A więc mecz na swojej miotle.
Na te słowa miotła się wygięła i lekko drgnęła.
Kiedy szły przez Wielką Salę, oczy wszystkich uczniów zwrócone były w ich stronę. Rozległy się szepty:
- Czy to jakiś nowy model?
Cora Malfoy jak zwykle była złośliwa:
- Trzeba jeszcze umieć latać na takiej miotle - powiedziała.
Ale nawet ta uwaga nie zdołała popsuć dobrego humoru Emmy.
Na zielarstwie pani Sprout pokazała im zaklęcie przycinające rośliny.
- Powtórzcie: Catus flores!
Wszyscy powtórzyli słowa zaklęcia.
- Dobrze, a teraz pójdziemy na skraje lasu. Tam będziecie mogli poćwiczyć.
Holly, odkąd wyszli z zamku, mówiła tylko o tym, co drużyna osiągnie z taką miotłą.
- Znicza będziesz łapać w przeciągu kilku sekund.
- Holly zamiast ruszać językiem, poruszaj trochę różdżką. - wtedy Emmy coś świsnęło koło ucha.
Dotknęła głowy i odwróciła się. Zobaczyła przerażoną twarz Andre.
- Prze - pra - szam - wydusił.
Emmy spojrzała na chłopca, jakby miała go rozszarpać.
- Emmy spokojnie, odrosną - powiedziała szybko Holly, stając między nią a Andre, by ta nie rzuciła się na niego z różdżką.
- WIEM! - odpowiedziała Emmy z zaciśniętą pięścią.
- W sumie to dobrze się stało, już dawno powinnaś je ściąć. Będzie ci wygodniej na meczach - stwierdziła Holly i spojrzała na Andre, który wyglądał jakby kamień spadł mu z serca, niestety na nogę.
Wracając do zamku, Emmy i Holly spotkały Corę i bliźniaczki Cragg. Jak zwykle musiały się czegoś czepić, tym razem włosów Emmy.
- Potter, to jakaś nowa moda - krzyknęła jedna z bliźniaczek.
Emmy i Holly i tak nigdy nie wiedziały, która do nich mówi, Mildred czy Minnette.
- Chodź Emmy - powiedziała Holly. - Z tym trzeba iść do fachowca.
- Fachowca?
- Tak jest, fachowca i specjalisty.
- Możesz powiedzieć o kogo chodzi? - poprosiła grzecznie Emmy z pewną obawą w głosie.
CDN...
Tajemnicza
22.07.2003 23:00
Bardzo mi sie podba wasz Fick. Jest taki
miły i ciekawy. Niektóre sprawy są tajemnicze, a ja lubie wszystko co
tajemnicze =D Bardzo lekko się czyta to opowiadanko i nie ma błędów.
Znalałam tylko kilka zjedzonych literek. Macie jakis taki lekki
"dryg"do pisania. Zebym ja tak miała...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>
Ale dosyć rozczulania hehehe^^ Czekam na nastpnego ciekawego pościka. Pa i
pozdraffiam wszystkich.!
" który wyglądał jakby kamień spadł mu z serca, niestety na nogę "<-- to mi sie spodobalo =) takie wesole...
Co do textu, tak jak powiedziala Taj, baardzo sympatyczny... Ale naprawde wkurza mnie, ze Emmy to zywa kopia Harry'ego. Pootter mial Blyskawice, najszybsza miotle swiata, Potterowna ma cos tam jakiegos, najszybsza miootle swiata. I to mnie w tym opowie dreczy. Nie klonujcie!! Nie warto =P
My nie klonujemy, to było uwarunkowane genetycznie

Ale nie będziemy ci pisać o tym skąd się biorą dzieci

co do miotły, to niedługo dowiesz się paru interesujących szczegółów na temat tego modelu, który się zwie Sky Turbo.
A to kolejny króciutki fragment
Holly ciągnęła ją za rękaw szaty, aż dociągnęła ją do drzwi, przez które Emmy wcale nie chciała przechodzić. Były to drzwi do klasy Madame Le Rouge.
- Ale ja nie chcę. Poradzę sobie - powiedziała Emmy, jakby szła na skazanie.
Holly wepchnęła ją do klasy. Madame Le Rouge właśnie zmieniała kolor firan z różowych w fiołki na różowe w róże.
- Witaj Emmy. Zaraz coś z tym zrobimy. Nie przejmuj się, będzie wszystko dobrze.
Dziewczyny zdębiały. Madame Le Rouge, nawet nie odwracając się w ich stronę i dalej spokojnie zmieniając firanki, wiedziała o co chodzi.
- No, wygląda lepiej - stwierdziła, patrząc na firanki. - Ten fiolet mnie drażnił. No wiecie dziewczynki, róż to taka ostoja spokoju. - dziewczyny rozejrzały się po wściekle różowej klasie, dalej nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
Madame wzięła różdżkę, dotknęła głowy Emmy i wypowiedziała zaklęcie.
- I po kłopocie. A teraz zmykajcie, bo spóźnicie się na trening.
Dziewczyny odeszły bez słowa. Uznały, że nie warto tego komentować.
Trening miał być dla Emmy niesamowity. Mogła latać na swojej miotle, ile się da. Na boisku wszyscy chcieli dosiąść jej miotły, choćby na chwilę wzbić się na niej w powietrze, ale Jimmy rozgonił miłośników nowoczesnego sprzętu do quidditcha. Pierwszy mecz w tym roku miał odbyć się z drużyną Ravenclav.
- Koniec tego dobrego. Teraz parę informacji o przeciwniku. - cała drużyna od razu się uspokoiła i zwróciła w stronę Jimmiego. - Krukoni mają nowego szukającego - pierwszaka, podobno dobry - mówiąc to spojrzał na Emmy miotłę, którą trzymała w ręku. - Dziś będę ćwiczył z Emmy, a reszta niech poćwiczy sama, tylko solidnie - tak żeby wyglądało to na trening.
Jimmy i Emmy poszli na jedną stronę boiska, a reszta na drugą.
- No dobra. Widzę nowy sprzęt w rękach. Zobaczymy jak latasz na tej miotle. Chyba nie miałaś jeszcze okazji na niej latać. Jesteś już na tyle szybka, że możesz ćwiczyć z prawdziwym zniczem. Zobaczymy.
Emmy pstryknęła palcami nad leżącą na ziemi miotłą, która od razu znalazła się w jej rękach. Jimmy nie mógł uwierzyć w to co widzi. Kiedy Emmy odleciała, powiedział sam do siebie:
- Nawet nie powiedziała "do mnie".
- Wypuszczaj go! - krzyknęła.
Jimmy otworzył skrzynię z piłkami i wypuścił znicza.
Emmy powiedziała cicho do miotły:
- No dobrze mała, za zniczem. - i miotła ruszyła w stronę błyszczącego w oddali światełka.
Emmy bardzo szybko złapała znicza i z triumfującą mina podleciała do Jimmiego.
- To za łatwe dla ciebie, więc to trochę utrudnimy. Ty się odwrócisz, żebyś nie wiedziała, gdzie odlatuje znicz.
Emmy obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i zawisła głową w dół.
- Wypuszczaj! - krzyknęła Emmy.
I tym razem szybko uporała się z zadaniem. Potem Jimmy utrudnił jej zadanie, ponieważ podczas lotu próbował zrzucić ją z miotły. Ćwiczyli, aż się ściemniło. Po ćwiczeniach Emmy ścigała się z Jimmim po całym boisku.
- Emmy zwolnij! Nie dogonię cię!
Emmy zatrzymała się w powietrzu i odgarnęła włosy z czoła.
- Ładnie ci w nowej fryzurze - powiedział Jimmy, rumieniąc się na całej twarzy.
Emmy, podobnie jak on, zarumieniła się i nie wiedziała, co powiedzieć. Jimmy przerwał niezręczną ciszę, krzycząc:
- Teraz ty gonisz!
Rano Emmy zwlokła się z łóżka z wielkim trudem. Po prawie trzygodzinnym chrzcie nowej miotły i zabawie z Jimmim nie miała siły na nic. W jej dormitorium nie było żadnej z dziewczyn. Emmy, nie spiesząc się zbytnio, ubrała się i zeszła do pokoju wspólnego.
cdn
Oto ciag dalszy, no moze jego niewielka czesc:
- Cześć Emmy. Ładna fryzura - powiedział Andre, stojąc w bezpiecznej odległości, jakby się bał, że Emmy się na niego rzuci.
- Dziękuję. W sumie nic się nie stało. Możesz spać spokojnie, już się nie gniewam.
- Cześć Andre. Cześć Emmy.
- No nareszcie jesteś, gdzie byłaś? - powiedziała Emmy do Holly, która właśnie weszła.
- Na śniadaniu. Nie chciałam cię budzić, bo wyglądałaś, jakbyś ścigała Jimmiego więcej niż te parę razy, o których mi mówiłaś.
- Oj cicho bądź. Jestem głodna, chodź - powiedziała i pociągnęła Holly za sobą.
Po zjedzeniu śniadania Emmy zgarnęła parę dropsów dla Tykona.
- Muszę go wypuścić na trochę dłużej, bo ostatnio chorował - powiedziała Emmy o elfie.
Przez ostatni miesiąc zmiana pogody nie sprzyjała elfowi, który całe swoje dotychczasowe życie spędził na egzotycznej wyspie.
Rozmowę o Tykonie przerwał Walter.
- Dzień dobry Emmy! Słyszałem że, zamęczyłaś znicza wczoraj na treningu.
- O Wolter! Masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Coś się ciekawego stało? - spytała się Emmy.
- Nie, dlaczego tak sądzisz? - powiedział takim tonem, jakby nie chciał się dzielić przyczyną swojego dobrego humoru. - Chciałem tylko dać ci do przeczytania Proroka Codziennego. Jest w nim ciekawy artykuł o twojej miotle.
- Dzięki - odpowiedziała i wzięła do ręki gazetę.
Szarpiąc stronami, dotarła do artykułu, który zajmował niecałe pół strony.
"Ministerstwo Magii, a konkretnie wydział sportu, wstrzymał produkcję nowego modelu mioteł "Sky Turbo". Minister Działu Sportu stwierdził, że miotły są niespokojne i drapieżne. A oto relacja zdana przez niezadowolonego klienta.
- Zrzuciła mnie i pobiła - stwierdził.
Obecnie zanotowano, że miotły posiadają tylko cztery osoby w całym kraju. Ich miotły nie sprawiły większych problemów. Resztę wycofano ze sprzedaży. Przewodniczący Związku Działaczy Ligi Quidditcha, Dunbar Oglethorpe , stwierdził że cztery zadowolone osoby, posiadające Sky Turbo, przypadły im do gustu. Według niego te miotły zachowują się jak konie albo wielbłądy."
- Cztery osoby, oswoiłaś miotłę, zmęczyłaś znicza, nic więcej nie trzeba - ten mecz wygramy - powiedziała z pewnością w głosie Holly po przeczytaniu artykułu.
- Uspokój się, skąd wiesz, że tej miotły nie ma ktoś ze szkoły?
- O tym nie pomyślałam.
- Chodź, oddam Walterowi gazetę i zaniosę Tykona do pokoju taty. Dam mu witaminę C. A potem muszę wysłać Pestkę do mamy.
Po południu Jimmy zwołał całą drużynę do siebie.
- Bierzcie miotły i idziemy na trening.
- Jimmy! Odpuść! - powiedziała Emmy. - Wczoraj chyba wystarczająco długo ćwiczyliśmy?
Jimmy popatrzył się na proszącą Emmy, a potem na chichoczącą drużynę.
- Noo... dobrze. Odpocznijcie. Ale w poniedziałek macie dać z siebie wszystko.
- Tak jest, kapitanie James! - krzyknęła chórem cała drużyna i rozeszła się.
Holly poszła gdzieś z Mike'm, a Emmy udała się do szkolnej sowiarni, by dać Pestce list do mamy.
CDN
Taa, Longina, wiemy, ze mamy fajne emoty
=P
Poza tym: Ty nie masz co robic, tylko posty nabijac, jaki masz
aktualnie nastroj? Sorry, ale nie sadze, by to kogos specjalnie
interesowalo... W dodatku jakby kazdy pisal, jaki ma nastroj, toby sie
niezly smietnik na forumie zrobil. Wiec nastepnym razem sie zastanow, jak z
czyms takim wyskoczysz
Co do ficka: Czyli ze ta cala Sky Turbo leci,
jak jej sie powie? Jesli tak, to jest to idiotyzm. Jakby lud w szkole mial
Sky Turbo, toby wszyscy lapali znicze w trymiga... I zero Quidditha.
Czyzbyscie chcialy tu zrobic romantyka? James i Emmy... Moim zdaniem
juz za dlugo sie znaja, by pomiedzy nimi cos zaiskrzylo...
A te dwie
ostatnie czesci byly troche nuzace. A moze jakies niespodziewane zwroty
akcji? Czytelnika trza czyms przyciagnac, a nie, ze prawie wciaz jest
swiadomy, co za chwile sie stanie...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wacko.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wacko.gif'
/> Poniedziałek był wietrzny. Całą noc padało, a nad ranem
pojawiła się mgła, która potem opadła.
- Piękna pogoda. Nie ma co -
powiedziała Emmy przy śniadaniu, patrząc na niebo, które zawsze
odzwierciedlało to, co się działo na zewnątrz.
- Jak utrzymam się na
miotle to będzie dobrze - powiedziała Amanda.
- Będzie znosić kafla -
dodał Elijah.
Narzekanie na pogodę przerwało przyjście poczty. Niektóre
sowy wyglądały, jakby ktoś je wrzucił do pralki i ustawił na wirowanie. Emmy
wyraźnie wypatrywała Pestki.
Czekasz na coś konkretnego? - zapytała
Holly, kończąc rozmowę z Mike'm.
- Tak... - złapała małą
paczuszkę.
- A można wiedzieć na co?
Emmy powiedziała szeptem:
-
Mama sporządziła lekarstwo dla Tykona. Idę do pokoju taty, zmuszę Tykona do
wypicia tych ziół. Jak nie będzie chciał wypić, to go zwiążę i wleję mu to
do gardła.
- Chyba za pomocą lejka - uśmiechnęła się Holly.
Gdy Emmy
wyszła z Wielkiej Sali, Mike zapytał się Holly:
- Co za pomocą
lejka?
- Nic, nic, absolutnie nic.
Emmy znalazła krótszą drogę do
pokoju taty, nagle gdy już miała skręcać, usłyszała głosy.
- ...
Clifford, zmykaj do dormitorium.
- Tak Madame, już idę - powiedział
piskliwy głos, po czym ucichł.
- Clifford - u niego od małego widać że,
ma tendencję do złego. - powiedziała do siebie Madame Le Rouge. Dobrze, a
teraz Emily gdzie jesteś?
Emmy coś podskoczyło w żołądku. "Skąd ona
wiedziała, że tu jestem i że się ukrywam" - pomyślała.
- ... Emily.
- Madame zawołała jeszcze raz.
Emmy odskoczyła i schowała się za ścianą.
Potem zauważyła światło bijące zza ściany i usłyszała trzask zerwanych
kabli, wrzuconych w wodę oraz poczuła lekki powiew wiatru. Stała za ścianą
jeszcze chwilę. Gdy wszystko ucichło wychyliła głowę. Zobaczyła tylko pusty
korytarz, korytarz który już kiedyś widziała. Ten, na którego końcu, za
makatą była dziwna płaskorzeźba. Dziewczyna wyszła z ukrycia i podeszła do
makaty. Odchyliła róg. Pod spodem wszystko się poruszało. Małe, dziwne znaki
zmieniały miejsce tak, jakby były żywe.
- Tu się coś dzieje i to coś
poważnego - powiedziała sama do siebie, przykrywając makatą
płaskorzeźbę.
Poszła dalej korytarzem. Doszła do zwykłej, szarej,
zamkowej ściany i zaczęła się jej przyglądać. Nagle przestała przyglądać się
ścianie i wyjęła różdżkę. Dotknęła nią ścianę w miejscu, gdzie był mały,
wyskrobany czymś ostrym znicz.
- Disendium - powiedziała cicho, a w
miejscu znicza, pojawiła się zwykła klamka. Emmy nacisnęła na klamkę, a
fragment ściany otworzył się jak drzwi. Za ściennymi drzwiami był pokój
Harry'ego.
Abaska bądz wyrozumialsza jestem sama Ellie
Boze!! To ja az taka wredna
jestem?? A myslalam, ze takie potulne ze mnie dzieciatko... Cholercia, ze
wzgledu na to, ze przerazilas mnie faktem, co tez ze mnie wyroslo teraz bede
wyrozumialsza ;]
No, ten part byl lepszy, bo cos sie dzialo. Ale pod
koniec mogloby byc "sekretny pokoj Harry'ego", czy cos
takiego, bo wychodzi na to, ze ona trafila do jego dormitorium (czytalam to
mojemu piecioletniemu bracholkowi i wlasnie dzieki niemu zwrocilam uwage na
to potkniecie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/> ). A tak ogolnie to moze byc. Fajnie, ze byl znicz. Takie
symboliczne to troche =)
Uaa, mi tez sie nudzi. Mimo, ze sa wakacje i
trza troche rodzine pomeczyc, to nuda wieje w tym moim domostwie =P Tylko
ksiazki, internet, TV, muzyczka, jedzenie i spanie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/> Niecierpie takiej monotonii... I chyba mi sie powoli na leb
rzuca, ale zaczynam tesknic za szkola...
Oto następny part:
Na krześle na
przeciwko kominka siedział i kichał mały Tykon.
- Cześć malutki -
powiedziała pieszczotliwie do elfa.
Tykon odwrócił główkę w jej stronę.
Był okryty małym kocem. Nos świecił mu się na fioletowo.
- Tykon źle się
czuć, Tykon być chory - powiedział ochrypniętym głosikiem i pociągnął
noskiem.
- Zaraz coś na to poradzimy, nie martw się - powiedziała i
zaczęła wyciągać wszystko z paczki od mamy. Były w niej jakieś suszone
rośliny i butelki o podejrzanej zawartości. List dołączony do rzeczy
zawierał przepis na przyrządzenie eliksiru.
- Skąd mama to wytrzasnęła?
- Wujek Syriusz jej pomagał - odpowiedział jej tata, który właśnie
wszedł do pokoju. - Trudne do przyrządzenia? - zapytał.
- Nie, ale ta
ilość jest niesłychanie mała. Kropla tego, gramik tego. Nie ma co, końska
dawka.
- Tykon wybacz mi, ale podam ci to później. Muszę najpierw jakimś
cudem zmniejszyć kociołek - powiedziała, dalej patrząc na ilości składników.
- Ja się zajmę kociołkiem i resztą, a ty zmykaj do szatni i wciągaj
ochraniacze na nogi. Ten mały z Ravenclawu jest podobno dobry - powiedział
Harry i prawie że wypchnął córkę za drzwi.
Emmy patrzyła jeszcze minutę
na ścianę.
- Czyżby tata wiedział o czymś, czego ja nie wiem? Ta szkoła
jest coraz dziwniejsza. Jak tylko wygram ten mecz to muszę się dowiedzieć, o
co chodzi.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Druga taka na meczu.
- No, już
jesteś. Co tak długo? - zapytała Holly, stojąca w sali wejściowej.
- A,
znów sp... - ale przerwała, patrząc na przyjaciółkę. - Oj, spotkałam tatę i
gadaliśmy.
W szatni wszyscy sprawdzali, czy Emmy na pewno ma miotłę.
-
Mam kilka słów dla was - krzyknął Jimmy, nie mogąc uspokoić reszty. -
wszyscy zwrócili głowy w stronę kapitana. - Dajcie z siebie wszystko i
postarajcie się wygrać.
Jimmy był naprawdę zdolnym zawodnikiem. Jeszcze
rok temu, razem z Mike'm byli najmłodszymi w drużynie Gryfonów. Po
pierwszym meczu, który Gryfoni wygrali dzięki strategii Jimmiego, chłopak
zyskał uznanie starszych kolegów, którzy mianowali go kapitanem
drużyny.
Po krótkiej przemowie Jimmiego drużyna wyszła z szatni i
ustawiła się na boisku. Emmy spojrzała na rączkę swojej miotły.
-
Wygramy, wygramy - szepnęła do siebie i wzięła głęboki wdech.
Nagle
drużyna zaczęła głośno o czymś rozmawiać i kręcić głowami na wszystkie
strony.
- Co się stało!? - zapytała Emmy, a w jej brzuchu dochodziło
do erozji wulkanu.
- Spójrz na sprzęt ich szukającego. - powiedział
Elijah.
Emmy przecisnęła się na przód i zobaczyła chłopca z taką samą
miotłą, jak jej.
- Emmy i reszta, uspokójcie się! I tak mamy większe
szanse na wygraną.
- Przy takim wietrze? U nich prawie cała drużyna to
piąto-, szósto-, a nawet siódmoklasiści - powiedziała Holly z lekkim
przerażeniem w głosie.
W tym momencie usłyszeli głos Harry'ego.
-
Dosiądźcie mioteł. Na mój gwizdek wzbijecie się w powietrze. Gra rozpocznie
się w momencie wyrzucenia kafla.
Emmy popatrzyła w niebo z wielkim
niepokojem.
- Uda się, uda się - powtarzała.
Gwizdek ledwo było
słuchać w szumie wiatru. Wszyscy wznieśli się w górę. Szaty niespokojnie
powiewały.
- Zaczęło się. Kafel w powietrzu, przejmuje Amanda Blake,
podaje do Jenny Fletcher. Kafel nadal w posiadaniu Gryfonów. Jenny podaje
piłkę do Elijaha. Pałkarz Ravenclawu, Peter Grant, odbił tłuczka na
ścigającego Gryfonów. Gryffindor stracił kafla.
Emmy patrzyła z góry na
grę. W tej chwili coś świsnęło jej koło ucha. To tłuczek, odbity przez
Granta przeleciał i o mały włos nie uderzył jej w głowę.
- Uważaj! -
krzyknęła Holly i mocno odbiła go w stronę zawodnika Ravenclavu.
Kafel
znowu przejęli Gryfoni, a sprawna akcja Jenny i Amandy sprawiła, że kafel
przeleciał przez bramkę Krukonów.
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru!
- krzyknęła do mikrofonu komentatorka, Puchonka z siódmej klasy.
Na
trybunach Gryfonów rozległy się oklaski i okrzyki, zagłuszone przez wiejący
wiatr.
- Kafel w posiadaniu Krukonów ... ale uwaga ...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/> CDN
Ja wiem kiedy przerwać co?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/> oto następny kawałek:
... przejmuje go Amanda, podaje do
Jenny, ta do Elijaha ... i bramka! Następne dziesięć punktów dla
Gryfonów, co za błyskawiczna akcja! Pogoda nie sprzyja dziś Krukonom.
Mali Gryfoni sprytnie pokonują wiatr.
Emmy rozglądała się po boisku, ale
znicza ani śladu. Później zerknęła na Szukającego Krukonów, Clifforda.
-
Nie do wiary, następne dziesięć punktów dla Gryffindoru! Wiatr coraz
bardziej utrudnia grę. Gryfoni prowadzą 30 do 0.Gryfoni przy kaflu. Znicz
się jeszcze nie pokazał. Dzisiaj czeka nas także niezwykłe starcie między
szukającymi. Obydwoje mają super sprzęt... Ale co się dzieje! Krukoni
przechwycili kafla... zbliżają się do bramek, Scott rzuca i... Jest, jest -
pierwsze dziesięć punktów dla Ravenclawu w dzisiejszym meczu!
Przez
następne dwie godziny Emmy nie zauważyła znicza, a żadna z drużyn nie
zdobyła punktów. Nagle rozległ się gwizdek.
- Przerwa! - krzyknął
Harry. - Macie pięć minut - zmykajcie do swoich szatni.
W szatni, w
porównaniu do boiska, panowała błoga cisza. Ścigający byli tak zmęczeni, że
z trudem łapali oddech.
- Emmy, złap go wreszcie, bo już długo nie
pociągnę - powiedziała Jenny, ciężko dysząc.
- Ja też - dodali Elijah i
Amanda.
- Ja nie chcę nic mówić, ale minęły już dwie godziny. Gusty na
pewno złapałby już znicza - powiedział Mike ze spuszczoną głową.
Holly,
widząc że Emmy zmarkotniała jeszcze bardziej, dodała szybko:
- Gusty to
pierdoła. On też musiał się rozgrzać zanim złapał znicza. Nie bez kozery ma
takie przezwisko.
- Ale nie rozgrzewał się przez dwie godziny. Ja
widziałem znicza już ze trzy razy, a ona ani razu.
- Spokojnie Mike,
jesteś zmęczony, ale nie musisz wyżywać się na Emily- krzyknął Jimmy. - Na
boisko! Jest ciężko, ale sobie poradzimy.
Przed gwizdkiem
wznawiającym grę, Emmy podleciała do Holly.
- A tak w ogóle to co to za
Gusty?... CDN
Cos jest nie tak juz 2 party zamiescilam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/mad.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='mad.gif' />
...
- Mój brat.
- Twój brat, twój brat, nie mówiłaś, że masz
brata.
- Siostrę też mam – dodała i odleciała.
Po przerwie Emmy
dalej nie mogła zauważyć znicza.
- To niemożliwe. Tyle czasu minęło, a
znicza ani śladu. Może jestem ślepa... i go nie widzę. – powiedziała
do siebie i zdjęła okulary, żeby je przetrzeć.
I wtedy...
- Znicz!
– krzyknęła, nie wkładając okularów na nos.- Złapię go, złapię.-
wymówiła przez zaciśnięte zęby.
Parę sekund później pojawił się szukający
Krukonów, Ewan Clifford,
- I co Potter, domyśliłaś się wreszcie –
powiedział zimnym, grubym głosem i wyprzedził ją.
Emmy przyspieszyła,
wyprzedziła go i próbowała wytrącić go z toru lotu.
- Proszę bardzo!
Pokazał się znicz. Szukający walczą ze sobą. – komentatorka zwróciła
uwagę na szukających, lecących wysoko w górze. – Potter jest
silniejsza, chyba złapie pierwsza, ale... Clifford nie poddaje się.
- To
ty?! – krzyknęła Emmy, gdy chłopak ją popchnął i o mało co nie
spadła z miotły.
- Potter jakby nagle się poddała... Nie, wyrównała,
dogoniła Clifforda! – krzyczała komentatorka, nawet nie
zauważając, że Krukoni wyrównali z Gryfonami 30:30.
Emmy leciała za
zniczem, walcząc o to, by go złapać, ale także o to, by nie zostać zrzuconą
z miotły.
- Clifford nie wiem jak ty, ale ja chcę złapać tę piłeczkę
– powiedziała do chłopaka, który uśmiechał się szyderczo, a oczy
błyszczały mu jak u kota.
Emmy pochyliła się, złapała mocniej rączkę
miotły, ściskając ją tak, że okulary trzymane w ręce nie wytrzymały i pękły.
Nagle ostro
wyhamowała. Gdy to zrobiła, już nikt nie interesował się grą
na dole, nawet reszta obu drużyn. Wszyscy mieli głowy zwrócone w stronę
szukających.
- Co ona robi?! Przecież on go złapie – powiedział
Mike.
- Cicho, ona wie co robi – uciszył go Jimmy.
W tym czasie
Clifford też wyhamował, ale było już za późno. Znicz został złapany w kozi
róg, skręcił i leciał wprost na Emmy. Emmy skręciła trochę w lewo. Znicz już
miał ją wymijać, ale ona wyciągnęła rękę i... CDN
Jutro jesli sie da
bedzie nastepny.
Musze isc do psychoanalityka a potem
wchodzic na strone
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='cry.gif' />
Wy mnie poprostu stresujecie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='cry.gif' />
... poczuła zimną, złotą kulkę w dłoni. Wypuściła okulary, które spadły
na ziemię. Niestety w tej samej chwili tłuczek uderzył ją w bark. Emmy
usłyszała jak ciężka piłka miażdży jej łopatkę. Ręka odmawiała jej
posłuszeństwa. Emmy już ledwo co trzymała znicza. Gdy usłyszała gwizdek,
wypuściła skrzydlatą piłkę z ręki. Wylądowała i zsunęła się z miotły prosto
na kolana. Cała drużyna, z uśmiechami na twarzach, otoczyła ją.
-
Złapała! Złapała! Dziewczyno, ja cię za to kocham! - krzyczał
Mike i skakał do góry.
Spojrzał na Holly i od razu przestał skakać.
-
Jej trzeba pomóc - powiedziała.
- Przepraszam - powiedział szybko Mike i
spuścił głowę.
Ogólną radość przerwała Emmy.
- Przepraszam, że wam
przeszkadzam, ale wasza szukająca umiera z bólu.
- Zaraz coś na to
poradzimy. - powiedział Harry, który przebił się przez tłum
Gryfonów.
Rzeczywiście Emmy nie wyglądała zbyt dobrze. Prawa ręka
ociekała krwią, była pokaleczona szkłem ze zgniecionych okularów. Druga ręka
bezwładnie leżała na jej kolanie.
Emmy została dosłownie przykuta do
łóżka w skrzydle szpitalnym. Pani Pomfrey nazajutrz nie pozwoliła jej wstać
i zaklęciem przykuwającym zmusiła ją do nie pójścia na zajęcia. Podczas
przerwy na lunch przyszła do niej Holly.
- Jak się masz?
- Dobrze, nie
licząc tego, że jestem przyklejona do łóżka i nie mogę wstać - powiedziała
Emmy z krzywą miną na twarzy. - Co tam na lekcjach?
- Nic ciekawego. Na
eliksirach straciliśmy dziesięć punktów, bo Snape jak zwykle się zeźlił. Na
historii magii jak zwykle nudy. Na obronie przed czarną magią Le Rouge
mówiła nam o złośliwych zaklęciach rzucanych na przedmioty, trochę nudne jak
na nią - stwierdziła Holly, patrząc w okno.
- Musisz mnie stąd wyciągnąć,
mam dość leżenia - powiedziała Emmy, szarpiąc się na wszystkie
strony.
Następne dni w skrzydle szpitalnym były okropne. Picie
wszystkiego, co przynosiła pani Pomfrey, było męką.
- Nie mogę -
powiedziała Emmy, krzywiąc się nad kubkiem, którego widok sprawiał, że brało
ją na wymioty.
- Musisz. To dla twojego dobra - powiedziała
pielęgniarka.
- Dzień dobry. Jak się ma szukająca, która prawie na ślepo
złapała znicza? - powiedział Harry, który właśnie wszedł do szpitalnego
pokoju.
- Okropnie, tato zabierz mnie stąd! Pani Pomfrey więzi mnie
tu od czterech dni.
- Mam dobrą nowinę - jutro możesz wrócić do
dormitorium.
- A ja myślałam, że mnie do Bożego Narodzenia nie
wypuści.
- Jutro Noc Duchów. Wiesz, że Dumbledore wynajął grupę
tańczących szkieletów? Niestety ty musisz się jeszcze trochę pomordować,
przeżyjesz?
- No, myśl o tym, że jutro stąd wyjdę, będzie mnie trzymać
przy życiu - powiedziała Emmy ciężko wzdychając.
Wieczorem, po długiej i
wyczerpującej kłótni z panią Pomfrey, Emmy padła ze zmęczenia.
Miała w
nocy dziwny sen...CDN
Mialo byc ladnie! To moj ulubiony
fragment pisalam go z Eilly 2 lata temu.
Śniło się jej, że Madame Le
Rouge przyszła do niej w nocy i rzuciła na nią jakieś zaklęcie. Byli tam
też... tata i ciocia Hermiona. Kręcili się po całym pokoju i o czymś mówili
szeptem. - To nie wszystko – na koniec wszedł Dumbledore. – Emmy
kończyła opowiadać swój sen Holly, podczas ubierania się rano. – No,
już wszystko zabrałam. Mam nadzieję, że już nigdy, ale to nigdy, nie będę
musiała tu wracać bez większego powodu.
Kiedy Emmy wróciła do
dormitorium, zabrała swoje książki i razem z Holly poszły na śniadanie do
Wielkiej Sali. Sala nie była jeszcze przystrojona na Noc Duchów. Mieli się
tym zająć po południu Madame Le Rouge i Hagrid.
- Już wyobrażam sobie
Wielką Salę – będzie cała różowa – powiedziała Emmy.
- No co
ty – wtrącił się Jimmy. – W tamtym roku były świetne
dekoracje.
Po śniadaniu dziewczyny poszły na lekcje. Pomimo pobytu w
szpitalnej sali, Emmy nie miała zaległości. Holly przynosiła jej codziennie
notatki z lekcji. Z okazji Nocy Duchów lekcje zostały skrócone.
Kiedy
wieczorem dziewczyny weszły do Wielkiej Sali, zatkało je z wrażenia. Wielka
Sala rzeczywiście wyglądała super. W powietrzu wisiały wielkie dynie,
wyhodowane przez Hagrida. W całym pomieszczeniu porozwieszano kolorowe
lampiony, których blask oświetlał stoły. Wiszące nietoperze z papieru,
wyglądały jak żywe. A ze sklepienia sali ciągle sypało się kolorowe confetti
w kształcie małych duszków. Na stołach leżały kolorowe serwetki, na których
stały półmiski ze słodyczami: ciasteczkami w kształcie mioteł, zielonymi
ciągutkami, chrupkami w kształcie zębów wampira, cukierkami, ciasteczkami w
kształcie płyt nagrobnych, jabłkami w czekoladzie na patyku oraz dzbanki z
hektolitrami dyniowego soku. Na stole nauczycieli stał imponujący piernikowy
Hogwart. Jego dach był polany pyszną czekoladą, a ściany oblepione
kolorowymi cukierkami. Z jego okien biło światło. Słodka makieta była na
tyle dokładna, że była tam nawet maleńka chatka Hagrida oraz fragment
Zakazanego Lasu.
Kiedy wstał Dumbledore, wszyscy ucichli. Emmy
zapatrzyła się na confetti, które na podłodze rozpuszczało się jak płatki
śniegu. Lecz chwilę później zwróciła głowę w stronę dyrektora.
- Życzę
wam miłej zabawy i... smacznego! – powiedział i usiadł.
Emmy
nie widziała zbyt dobrze bez okularów, których jak na razie nikt nie znalazł
na boisku. Lecz jak można było nie zauważyć tej perłowo białej brody
Dumbledora.
Na początku wystąpiła grupa tańczących szkieletów. Później
przy stołach słychać było rozmowy na przeróżne tematy, jednak przeważał
temat o wygranym meczu Gryfonów, zwłaszcza że Emmy siedziała na sali.
-
A, zapomniałabym... – powiedziała Emmy, sięgając po ciasteczko w
kształcie płyt nagrobkowych z wypieczonym „R.I.P.”
- O czym?
– zapytała Holly, kończąc jabłko w czekoladzie.
- O twoim
rodzeństwie. Chcę wiedzieć wszystko.
- No dobra. Jak już wiesz, Gusty to
mój brat. Rok temu skończył Hogwart...
- Był szukającym Gryfonów.
-
Ychy – przytaknęła Holly, przeżuwając jabłko.
- A dlaczego
„Gusty”?
- To było prostsze i fajniejsze od imienia Gilbert,
a poza tym pasowało do niego.
- No a siostra?...
CDN
Dawno nie pisałam postów i widzę, że
bardzo jesteście spragnieni nowych partów. Apeluję o cierpliwość! Nie
możemy zamieszczać zbyt długich fragmentów, bo nie nadążyłybyśmy z
pisaniem
- Siostra ma na imię Sara. Dwa lata temu skończyła
szkołę.
- Chcesz powiedzieć, że z dwójki rodziców Ślizgonów, cała
trójka ich dzieci trafiła do Gryffindoru?
- O nie! Sara była w
Slytherinie, kochała eliksiry i w ogóle kochała się uczyć. Nienawidziła grać
w quidditcha, patrzeć na niego też. Tak w ogóle to rodzice doznali małego
szoku, gdy dowiedzieli się, że Gusty trafił do Gryffindoru. To, że ja tu
trafiłam, już jakoś przeboleli.
- A co teraz robią Sara i Gusty? -
zapytała się z zaciekawieniem Emmy.
- Gusty się leni, a Sara
podobno niedawno przyjęła pracę w jakiejś szkole...
-
Szkole...?! A czego miałaby uczyć i gdzie?
- Tego to ja już nie
wiem, ale jestem pewna, że będzie uczyć eliksirów - powiedziała Holly i
poszła do Mike'a, który opowiadał o krwawej walce z tłuczkiem podczas
meczu.
Po północy wszyscy porozchodzili się do swoich
dormitoriów.
Rano Emmy i dziewczyny obudziły się trochę później niż
zwykle, ponieważ lekcje zostały przesunięte na późniejszą godzinę tak., aby
wszyscy mogli się wyspać po wczorajszej zabawie. Kiedy Emmy spojrzała na
swoją szafkę nocną, zauważyła nowe okulary i karteczka. Emmy przeczytała
ją.
Emmy!
Niestety nie znalazłem na boisku twoich okularów, a
raczej ich szczątków, które nadawałyby się do naprawienia. A że nie możesz
chodzić po szkole na pół ślepa, sprawiliśmy ci nowe okulary. Nie zgub ich na
następnym meczu!
TATA
- Sprawiliśmy?! - powiedziała ze
zdziwieniem Emmy, drapiąc się po głowie.
Emmy doczytała jeszcze
postscriptum:
P. s.: Przymierz je!
Emmy włożyła okulary na nos.
Były dziwnie lekkie - tak jakby nie miała nic na nosie. Pod pewnym kątem
mieniły się to na różowo, to na fioletowo.
- O, widzę że masz okulary na
nosie - zagadnął ją Jimmy, kiedy siadała do stołu.
- Dopiero
dostałam.
- Nowe?
- Yhy - mruknęła, patrząc co spałaszować.
-
Emmy, dzisiaj zaczynamy znowu trenować. Jak myślisz - pozwolą ci?
- A
dlaczego mieliby nie pozwolić? Przecież nic poważnego mi się nie stało. A
tak w ogóle - co wy z tą liczbą mnogą?
Holly i Jimmy, nie wiedząc o co
jej chodzi, spojrzeli na siebie, a Holly powiedziała cicho do Jimmiego:
-
Chyba ma jakiś lekki uraz powypadkowy.
- Wszystko słyszałam -
powiedziała Emmy.
Po śniadaniu dziewczyny poszły na obronę przed czarną
magią.
- Dziś, moi kochani, będziemy kontynuować złe uroki rzucane na
przedmioty - powiedziała Madame, kiedy weszła do klasy.
Miała dzisiaj na
sobie jasnofioletową szatę, a w blond włosy wpięła różowe spinki.
CDN
Hmmm... Widzę lekką poprawę, nareszcie
nowy part, ale i tak jest zbyt krótki...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/>
Mam tylko jedno zatrzeżenie... Nie znam się zbyt na
polskim, ale pewny byłem, że pisze się szczątek, a nie szczątków...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/> Jeżeli się mylę to mi powiedzcie...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
Pozdrawiam i czekam na kolejne części...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Nie wiem, czy masz rację, ale spytam się
polonistki i jeżeli jest źle to poprawię. Ale dzięki za zwrócenie
uwagi.
I proszę mi tu nie grozić Avada Kedavra!!!
Następny part zamieszczę może jutro, bo teraz nie piszę z domu, a na
kompie mam plik z opowiadaniem.
Cinija Nicija
26.11.2003 11:26
Zobaczmy
szczątek -t ki
a. - t ku -t kiem - t ków
I co?
Kto miał racje?
Opowiadanie nie jest złe, całego nie
czytałam ale:
Primo: dziewczyny zamieszczajcie w swoim tempie, nie
macie w domu neta, to trudno
Secundo: cała reszta czekać
spokojnie
Tercjo: dziwię się że żaden mod nie wykasował waszych
postów typu: "daj kolejnego parta nooooooooooooooooo"
Nie zapomniałam o was, ale mam strasznie
dużo do nauki i do zrobienia i nie mam za bardzo czasu
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/sad.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif'
/>
Okularnicy, łączmy się!!!!! Nawiasem
mówiąc Longina też nosi okulary.
Mam w domu internet, ale nie stałe
łącze więc muszę się ograniczać.
Wiedziałam, że mam racje, jestem
nieomylna (a na dodatek skromna
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> ) Chodzi mi o te szczątki oczywiście.
Oto obiecany
part:
- Może ktoś odświeży nam pamięć i powie, o jakich urokach mowa
była na poprzednich zajęciach?
Ręka Andre szybko wystrzeliła w górę.
-
„Areia Ver”, ..., ...
- Bardzo dobrze Andre. A czego dotyczy
„Areia Ver”?
- Jest rzucane na szklane przedmioty, okulary,
lornetki.
- A kto wie, jak zdjąć te zaklęcia z danych przedmiotów? Panna
Baldwin i panna Potter wolą rozmawiać o meczu niż uważać na lekcji.
Rozumiem, także lubiłam wiatr we włosach, cudowne prawda? No, ale nie o tym
chciałam mówić. Panna Potter przygotuje mi referat z dwóch ostatnich lekcji.
Aha, a panna Baldwin jej pomoże. Andre...
- Ja też mam napisać? –
zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie, Andre. Powiedz pannom Potter i
Baldwin, jak można zdjąć te zaklęcia?
- Nie można ich zdjąć, są dość
silne, więc gdy próbujemy je zdjąć, przedmioty nie wytrzymują i zamieniają
się w srebrzysty pył.
- Doskonale, dziesięć punktów.
Zabrzmiał
dzwonek.
- Ta baba się na mnie uwzięła – powiedziała z oburzeniem
Holly. – A niech to wszystkie tłuczki świata. Nawet nie wiem dlaczego.
Kiedy leżałaś u pani Pomfrey, po każdej lekcji zadawała mi
wypracowanie.
- Chyba będę musiała zwrócić się z pomocą do Andre.
Przecież nie było mnie na ostatniej lekcji, więc jak mam napisać ten
referat?
Po południu Emmy i Holly wzięły swoje miotły i poszły na boisko.
Dotarły tam pierwsze. Było zimno, więc ze zniecierpliwieniem wyczekiwały
reszty drużyny.
- No drużyno, do dzieła. Ostatni mecz poszedł nam
świetnie, ale nie można spoczywać na laurach. Nie chciałbym, aby przerwała
się nasza dobra passa. Następny mecz dopiero w marcu, ale do końca listopada
będziemy trenować, aby nie stracić formy. – powiedział na wstępie
Jimmy.
Chciał coś jeszcze dodać, ale Emmy szybko wtrąciła:
- No
dobra, zaczynajmy, bo mi zaraz uszy odpadną z zimna.
-
James!!! – krzyknęła Hermiona, która stanęła koło wejścia
na boisko.
- Co przeskrobałeś, James? – spytał się Elijah.
-
Chyba nic, ciekawe o co chodzi.
- Emily to samo, do mnie! –
krzyknęła Hermiona.
Oboje podbiegli, nie mając zielonego pojęcia, o co
chodzi.
- James, co ona tu robi?! – zapytała z groźną miną
Hermiona.
- Przyszła na trening mamo, przecież widać.
- Emily
dopiero co wyszła z łóżka i doszła do siebie, a ty mój panie pakujesz ją od
razu na miotłę?
- Ciociu, nic mi nie jest.
- O nie, moja młoda
damo, nie wsiądziesz na miotłę przez najbliższe dwa tygodnie, dopóki ja uczę
w tej szkole.
- A mogę przynajmniej obserwować?
- Na to się
mogę zgodzić, ale jeżeli zobaczę cię na miotle to... – urwała. –
James, jak mogłeś być tak nieodpowiedzialnym.
- Ale mamo...!
– powiedział Jimmy, ale Hermiona już odeszła. – Trudno, siadaj
na trybunach albo idź do zamku. – powiedział do Emmy.
- Idę
do biblioteki, napiszę referat dla Madame Różowej.
Emmy zabrała miotłę i
skierowała się w stronę zamku. Kiedy szła przez boisko, zauważyła coś w
trawie. Była to garstka srebrzystego piasku, obok którego leżał kawałek
oprawki od...
CDN
Urwałam w takim momencie, wredna jestem co
nie????
Ma się ten talent, co nie???
A tu
króciutki fragmencik i jest to koniec rozdziału 9.
- ...moich
okularów. - zdziwiła się Emmy.
Doszła do biblioteki i poprosiła panią
Pincey o jakąś książkę o urokach. Bibliotekarka podała jej opasłe tomy m.in.
"Zgrywusów z różdżką i złośliwych zaklęć". Po pięciu minutach
książki ją zakryły.
- I ja mam to przeczytać? - powiedziała do
siebie i zaczęła przerzucać kartki książki.
Zatrzymała się na stronie z
zaklęciem, które Andre wymienił na lekcji. Było to zaklęcie "Areia
Ver".
Jest to mało
skomplikowane w rzucaniu zaklęcie. Rzucane jest na szklane przedmioty.
Powoduje, że np.: w szklankach, kubkach, kieliszkach płyny stają się
niewidoczne. Zaklęcie to wykorzystywane jest do robienia złośliwych żartów.
Stosowane często na okulary. Sprawia, że osoba nosząca okulary, nie widzi
jakiegoś określonego przedmiotu. W przypadku próby odczarowania przedmiotu,
zamienia się on w srebrzysty piasek.
- Piasek...,
srebrzysty. - szepnęła do siebie Emmy. - Coś tu śmierdzi.
Zabrała swoje
notatki i wyszła z biblioteki.
cdn
Mogę wam jeszcze zdradzić tytuł
następnego rozdziału- "Pocałunek". A teraz niech was zjedzą
domysły.
Tajemnicza
28.11.2003 17:53
Mmmmm, smaczne, smacze ale za krótkie. Do
jasnej cholery, czemu wszyscy pisza takie krótkie party?! Ja tu
przychiodze po miechu, a wy mu tu takie parciki dajecie. Nie moge.... Co do
opowa, jest ciekawe, ale sa bedy stylistyczne, które czasami naprawdę
denerwują =/ Ogólenie jest dobrze i nie ruywaj w takich moemntach bo to tesz
strasznie denerwuje =/ Powodzenia...
Ja mam okulary, ale małej wampirzycy nie przystoi ich nosić
Nie.. ja mam świra na punkcie historii starożytnej, ale trudno. Mam do ciebie prośbę: jeśli kogoś uśmiercisz, połóż mu na oczy monety (a raczej wy)....
Wole być przesądna. I uważajcie z tymi pocaunkami, bo faktem fakt, że jak powiedział pewiem wybitny męski szowinista, "kobiety są c z y m ś pomiędzy mężczyzną, a zwierzęciem./ Platon/ Więc kim jest dziewczyna??
Mordoklejka co ci sie tam klei w glowce?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/> Oto next part:
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Pocałunek
Ku zdziwieniu Emmy, Madame Le Rouge dała jej za referat piętnaście punktów,
a Holly dostała pięć za rzekomą pomoc.
- Jeszcze dzisiaj dwie godziny
eliksirów i wolność, ferie świąteczne! – powiedziała do Emmy
Holly, kiedy schodziła ze schodów.
- Poczekaj, daj mi się obudzić, to się
pocieszę razem z tobą – stwierdziła Emmy.
Historia magii była
wyjątkowo nudna i sprzyjająca milej drzemce.
Hogwart już od paru tygodniu
przykryty był białym, puchatym śnieżkiem. Po lekcjach uczniowie wychodzili
na błonia i rzucali się śnieżkami. Emmy, Jimmy, Holly i Mike stoczyli
prawdziwą bitwę śnieżną.
Po lekcji profesora Binnsa dziewczyny zeszły do
lochów. Przed klasą Snape’a byli już Ślizgoni.
- To niewiarygodne.
Jak ona mogła, mam dość tej baby. – Emmy i Holly usłyszały czyjeś
narzekania. – Nie zniosę jej dłużej. Jak tak dalej pójdzie, to wynoszę
się z tej budy.
- O, biedna Cora, nie radzi sobie z nadmiarem obowiązków
uczniowskich – powiedziała od niechcenia Holly, lecz z lekkim grymasem
zadowolenia na twarzy.
- Baldwin i Potter, bohaterki ostatniego meczu.
Baldwin – Morton poprosił cię już o rękę? A może ty Potter wreszcie
zrozumiałaś, że znicza trzeba szukać, a nie czekać, aż sam podleci pod
nos?
- Co tu się dzieje? – zapytała, schodząca ze schodów, Madame
Le Rouge.
- Nic Madame, tylko prowadzimy małą wymianę zdań –
powiedziała Emmy przez zaciśnięte zęby.
- To dobrze, bo już myślałam, że
się kłócicie.
- Ależ skąd – powiedziały jednocześnie Holly i
bliźniaczki Cragg, stojąca za Corą.
Madame Le Rouge weszła do klasy
profesora Snape’a i zamknęła drzwi.
- Po co ona idzie do
Snape’a? – zdziwiła się Holly.
Emmy wzruszyła tylko ramionami
i dalej patrzyła na Corę, która znowu zaczęła narzekać.
- To koniec. Nie
wytrzymam już dłużej. Wysyłam sowę do ojca.
- Co ona jej zrobiła? –
powiedziała do siebie Emmy.
- O, dziękuję Severusie, jesteś kochany
– powiedziała z uśmiechem na twarzy Madame Le Rouge, wychodząc z
klasy.
- Dla ciebie wszystko, moja droga.
- No to pa.
- Do widzenia
– pożegnał się rozanielony Snape i zaprosił grzecznie wszystkich do
klasy. – Zapraszam, zapraszam.
Nikt nie mógł uwierzyć w to co
usłyszał, ani w to co zobaczył po wejściu do klasy. W całej klasie było
mnóstwo zapachowych świec i kadzidełek, w kominku rozpalono ogień, a na
biurku stał wazon z kwiatami.
- Zaraz przyłączę się do narzekań Cory
– stwierdziła Emmy, rozglądając się po klasie. – Co ona zrobiła
Snape’owi?
Wygląd klasy nie był jednak tak wstrząsający, jak samo
zachowanie Snape’a. Był miły przez całe dwie godziny. Gdy podał
wszystkie składniki nowego eliksiru, nikt i tak nie zwracał na to uwagi.
Wszyscy patrzyli tylko na nauczyciela. Po omówieniu wszystkiego, usiadł przy
biurku, powąchał kwiaty i otworzył książkę, na której widniał napis
„Zdrowa cera - ważna rzecz”.
- On zbzikował, czyta o
maseczkach z ogórka i błocie z witaminami – powiedziała Holly, patrząc
na profesora z otwartymi szeroko oczami.
CDN
No, zaczyna się robić ciekawie...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> Tylko znowu jest za krótkie...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif'
/>
Parę błędów jest, typu kropki przed myślnikami i
powtórzenia, ale nie rzucają się w oczy...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/turned.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'
/>
Czekam na następne party i pozdrawiam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Wiecie, ja przestaję śledzić ten temat
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />
Wciąż dajecie takie krótkie party, że to przekracza wszelką .... słowo mi
uciekło, ale chyba się domyślacie. Po prostu to nie trzyma w napięciu, to
wkurza i zniechęca. Wolę żebyś dała za miesiąc coś przyzwoicie długiego, niż
żebym się wkurzała przez cały czas....
Nie bądźcie tacy
niecierpliwi!!! Naprawdę gdybyśmy wysyłały dłuższe party to
szybko by się nam skończyło opowiadanko. My ciągle je piszemy, a że ostatnio
nie ma zbytnio czasu, to idzie to wolno. Zostało nam jeszcze dwa i pół
rozdziału w zeszycie, a do przepisania na komputer sporo
więcej.
Alisia- mówi się: to przekracza ludzkie lub wszelkie
pojęcie.
A jak wam się podoba przemiana
Snape'a????
...
Wieczorem do Hogwartu miał zawitać Ron, który
został zaproszony przez Dumbledora w jakiejś tajemniczej sprawie. Dopiero
później okazało się, że Ron miał dostarczyć nowe miotły szkolne. Na święta w
zamku zostało bardzo mało osób: Emmy, Jimmy, Holly, Mike, dwóch Ślizgonów z
czwartej klasy, trzech Puchonów z siódmej i Ewan Clifford z
Ravenclaw.
Jak co roku, Hagrid ściął dwanaście choinek z Zakazanego lasu.
Madame Le Rouge i profesor Flitwick wieszali na nich ozdoby. Choinki
przystrojono kolorowymi łańcuchami, nie wypalającymi się świeczkami. Złote i
srebrne kule latały w powietrzu i po kolei zawieszały się na zielonych
gałązkach. Emmy przyglądała się wszystkiemu z otwartą buzią.
-
Emmy! - zawołała ją Madame Le Rouge, stojąca koło ostatniej nie ubranej
choinki. - Może ty i Holly chcecie ubrać ostatnią?
-
My?!
- Tak. Może w ten sposób odkryjecie w sobie duszę
artysty.
Zabawa przy ubieraniu choinki była wspaniała.
- Chyba nie ma
już bombek. Przyniosę jeszcze trochę, mam je w gabinecie - powiedziała
Madame, patrząc na prawie ubraną choinkę.
- Pomogę pani -
zaoferowała się Emmy.
- Nie, nie trzeba, poradzę sobie - szybko
odpowiedziała.
- Ależ pomogę.
- No, ee... no dobrze -
powiedziała Madame Le Rouge i poszły na górę.
Weszły parę pięter w górę i
minęły skrzydło szpitalne.
- No, jesteśmy - powiedziała Madame, wskazując
na drzwi do gabinetu.
Madame otworzyła je i obie weszły do środka.
-
Ja pójdę do mojego schowka, a ty Emmy zostań tu, bo jako nauczycielce nie
przystoi mi pokazywać swojego bałaganu - zaśmiała się i weszła do
sąsiedniego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Jak na
babkę, która ma świra na punkcie różowego, jest nieźle - Emmy powiedziała
sama do siebie.
Gabinet wyglądał całkiem normalnie z wyjątkiem tylko
jednej rzeczy. Na półkach, na ścianach, dosłownie wszędzie wisiały i stały
zegary - małe, duże, takie i siakie. Dziwne było jeszcze to, że każdy
wskazywał inną godzinę. Emmy rozglądała się po pomieszczeniu, a jej oczy
widziały tylko wskazówki, jej uszy słyszały tylko tykanie. Kręciła się
dookoła pośrodku dywanu i nagle zatrzymała wzrok na jednym z zegarów.
Wskazywał on prawidłową godzinę. Emmy podeszła do niego. Zegar nie był
jednym z największych, ale był spory, jego tarcza dziwnie się mieniła. Emmy
otworzyła szybkę zegara i wtedy tarcza zniknęła, lecz liczby dalej były na
swoich miejscach. W głębi zegara na soczysto - czerwonej tkaninie leżał
dziwny medalion. Okrągły kształt zawierał półksiężyc, na którym jak na
huśtawce leżał mały, okrągły kamyk. Emmy zajrzała głębiej, by go obejrzeć.
Wewnątrz kamienia kłębił się niebiesko - zielony dym. Nagle jeden z zegarów
zaczął dzwonić. Emmy szybko zamknęła szybkę i odeszła od zegara. Tarcza
dalej była przezroczysta. Madame Le Rouge właśnie otworzyła drzwi do
schowka. Emmy szybko zasłoniła zegar.
- No, tyle chyba wystarczy -
powiedziała Madame, dźwigając trzy wielkie pudła.
Dziewczyna obejrzała
się gorączkowo, tarcza się pojawiła.
- Eee..., pomogę
pani.
Zeszły na dół i razem z Holly skończyły ubierać choinkę.
-
Emmy, co się stało?- zapytała się Holly, gdy wracały do dormitorium. - Nie
odezwałaś się, odkąd wróciłaś z ta babką i bombkami. Zrobiła ci pranie mózgu
jak Snape'owi, czy co?
- Nie, tylko... trochę się źle czuję i jestem
śpiąca.
CDN
Mordoklejka
02.12.2003 21:39
border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'
cellspacing='1'>
QUOTE |
|
id='QUOTE'>A jak wam się podoba przemiana
Snape'a????
class='postcolor'>
Nie wiem jak wam, ale mnie nie.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />
Według mego skromnego zdania w każdym opowiadaniu powinnien być jakiś
wredny typ, który ma kilku faworytów, a nad resztą okrooooopnie sie pastwi
(sadystka ze mnie, no nie?) i w ogóle!!!
Bez tego ficki sa
jakieś takie...bezbarwne???
Hej! Wszystkiego najlepszego z
okazji Mikołajek! A oto prezencik ode mnie- duży fragmencik. Zamieszczam
już do końca ten rozdział.
Świąteczny poranek był jeszcze bardziej
przyjemny niż wieczór poprzedniego dnia. Emmy otworzyła oczy, lecz nie
zobaczyła dormitorium, tylko stertę kolorowych paczek i paczuszek.
-
Prezenty, super! - krzyknęła. - Holly wstawaj!
- Po co, mamy
wolne.
- O.K., skoro nie chcesz wiedzieć co za prezent sprawił ci
Mike.
- Mike... prezent... Co? Prezent! - zerwała się z łóżka
tak, że z niego spadła, wpadając przy tym na stertę kolorowych pudeł.
-
Od których zaczynamy? - zapytała Emmy, wyciągając Holly z jej
prezentów.
- Od największych ma się rozumieć - stwierdziła Holly.
-
A może od tych najbardziej ruchliwych?
- Które masz na myśli
Emmy?
- Ten i ten - pokazała na dwie małe paczuszki, jedną ze swojej
sterty prezentów i jedną z Holly.
Obie podniosły swoje paczuszki i powoli
zaczęły otwierać.
- Ja się zaczynam bać - powiedziała Holly.
- Nie
wygłupiaj się, przy twojej jest kartka z nazwiskiem Morton- tam gdzie jest
to nazwisko, nie ma się czego bać.
Holly spojrzała na karteczkę.
-
Przeczytaj swoją - powiedziała.
- "Wszystkiego lepszego, bo nic
nie może być najlepsze. James." - przeczytała. - Ciekawa jestem, gdzie
to wyczytał.
- Emmy patrz - powiedziała Holly.
Emmy spojrzała z
nad kartki. Na nadgarstku dziewczyny była śliczna, złota bransoletka.
-
Super, prawda? Otwieraj swoją.
Tak jak obie przypuszczały, w paczuszce
Emmy także była bransoletka. Oba świecidełka były ściśle związane z pozycją
dziewczyn w drużynie. Bransoletka Emmy trzymała na uwięzi trzy malutkie
złote znicze ze srebrnymi skrzydełkami. Próbowały odfrunąć, ale łańcuszek
był zbyt ciężki, żeby go uniosły. Przy zapięciu była mała, złota tabliczka z
wygrawerowanym napisem: "Dla Emily od Jamesa". Za to tłuczki przy
bransoletce Holly mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, będąc jednocześnie
czarnego koloru.
Po opanowaniu zdziwienia z dość nietypowego prezentu
obie stwierdziły, że chłopcy postarali się bardziej niż one. Emmy otworzyła
resztę prezentów. Od mamy i taty dostała słodycze. Lecz tata dał jej jeszcze
coś extra. Mapę, którą Emmy dobrze znała z opowiadań taty. Była to Mapa
Huncwotów. Do mapy dołączona była karteczka:
Poszalej troszkę, tylko
nie przesadzaj, bo jeśli coś zbroisz to
skonfiskuję.
TATA
Spojrzała na mapę. Zauważyła, że w pokoju
wspólnym siedzą Mike i Jimmy. Emmy i Holly zeszły do chłopców.
-
Cześć tato - powiedziała do Harry'ego, który właśnie wszedł do pokoju. -
Ładne skarpetki, to od tego skrzata?
- Tak, od Zgredka. Ładne, co
nie? Tym razem lewą mam o dwa numery za dużą.
- Po co wpadłeś?
-
Powiedzieć Jamesowi, że jego tata wyjeżdża. Dlaczego pytasz, coś
chciałaś?
- W sumie to nie, tylko...
- Dzień dobry panie
profesorze!
- Dzień dobry Holly. Dużo miałaś prezentów?
-
Sporo - powiedziała Holly. - Emmy, spójrz na nich - dziewczyna wskazała na
chłopaków.
- Tato, oni są jak ten twój skrzat - powiedziała Emmy, patrząc
jak Mike i Jimmy wymieniają się skarpetkami od dziewczyn.
- James! -
zawołał Ron, który właśnie wszedł do pokoju przez dziurę za portretem Grubej
Damy.
- O, cześć tato! Wujku, ładne skarpetki.
- James, jadę
do domu. Pilne wezwanie.
Harry zrozumiał, odsunął się i zabrał ze sobą
resztę dzieciaków przed kominek. Emmy usiadła w fotelu, najbliżej Jimmiego i
Rona. Tata mówił do chłopca, jakby ten coś przeskrobał:
- James,
zachowuj się jak na Weasleya przystało. Uważaj na mamę. Nie sknoć
czegoś.
- Dobrze tato, będę grzeczny. - Emmy zauważyła, że Jimmy
skrzyżował palce.
Świąteczny obiad był cudowny. Potrawy kusiły zapachem i
samym wyglądem. Lecz Emmy miała w głowie zupełnie co innego. Jej myśli
kłębiły się jak dym z niespodzianki Mike'a, która właśnie wybuchła, a na
podłogę spadło parę śmiesznych stworzonek - Gumofelków. Nagle przy stole
rozległ się śmiech.
- Emmy, Emmy!- zawołała Holly.
-
Yyy... coś się stało?
- Włosy...
- Co z nimi?
- Masz
Gumofelka we włosach.
- Emily, dobrze się czujesz? - spytała się
Madame Le Rouge.
- Tak, ale lepiej pójdę na górę.
Emmy, mówiąc
"na górę", wcale nie miała na myśli swojego dormitorium. Od razu
poszła do korytarza z dziwna płaskorzeźbą. Gdy doszła, rozejrzała się
uważnie. Nasłuchiwała przez chwilę, czy nikt nie idzie. Gdy stwierdziła, że
nikt nie kręci się w okolicy, zdjęła makatę z orłem i zaczęła oglądać
uważnie płaskorzeźbę. Nic się nie poruszało, tym razem nie było żadnych
napisów.
- Dobra. O co tu chodzi?
Płaskorzeźba przypominała tarczę
zegara, na którym nie było jednak wskazówek. Emmy spojrzała na środek
tarczy. Wgłębienie po środku było odciskiem medalionu z gabinetu.
-
Księżycowe oko - szepnęła do siebie Emmy.
Rozejrzała się jeszcze raz. Na
korytarzu było bardzo zimno. Emmy wiedziała, co teraz zrobi. Poszła do
gabinetu Madame Le Rouge. Idąc korytarzami, nie wiedziała czy trzęsie się z
zimna, czy może ze strachu. Doszła do drzwi gabinetu.
- Alo-ho-mora
- szepnęła, a jej dolna szczeka trzęsła się z zimna.
W zamkowych
ścianach, gdy się nie grzało, było równie zimno jak na dworze.
Weszła do
pokoju, było w nim cieplej niż na korytarzu. Podeszła do odpowiedniego
zegara, otworzyła go i wyjęła medalion.
- Zaraz zwrócę - powiedziała,
ale chyba tylko sama do siebie.
Poszła do płaskorzeźby, nie wiedząc za
bardzo co robić. Po prostu włożyła medalion do wydrążonego miejsca. Pasował
idealnie. Nagle na ścianie wszystko zaczęło się poruszać i przemieszczać.
Jednak po chwili wróciło na swoje miejsce. Tylko w jednym miejscu nastąpiła
zmiana, nad Księżycowym Okiem pojawił się napis:
W CZASIE GRZEBAĆ NIE
WYPADA,
WIĘC JEŚLI NIE WIESZ, CZEGO CHCESZ,
ODEJDŹ I KSIĘŻYCOWE OKO
WEŹ.
Emmy stała z otwartą buzią i czytała napis. Nagle usłyszała
kroki i dwa głosy.
- Jeśli to Le Rouge, to już po mnie - szepnęła do
siebie i szybko wyrwała ze ściany Księżycowe Oko.
Nie było jej już
zimno, wręcz przeciwnie, zrobiło jej się gorąco. Zaniosła szybko medalion na
swoje miejsce. Mało brakowało, ledwo co schowała się za rogiem, gdy zza rogu
naprzeciwko wyszli Snape i Le Rouge.
- Och Severusie, jesteś
wspaniałym komplemenciarzem - powiedziała kobieta, zasłaniając twarz, jakby
się zawstydziła.
- Moja droga Madlen, tak nie lubię się z tobą
rozstawać, ale niestety - powiedział Snape, biorąc jej dłoń i całując.
-
Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. No to dobranoc.
- Dobranoc moja
miła.
Emmy coś przewróciło się w żołądku, zrobiło jej się wręcz
niedobrze. Gdy Le Rouge weszła do siebie, Emmy poszła za Snape'm,
chowając się po drodze za zbrojami, żeby dojść niezauważoną do dormitorium.
Jednak później uznała, że nawet gdyby skakała na jednej nodze i machała
rękami przed jego nosem, to i tak nie zwróciłby na nią uwagi.
W pokoju
wspólnym byli Mike i Holly.
- Gdzie Jimmy, muszę z nim porozmawiać
- powiedziała szybko i niewyraźnie Emmy.
- Nie ma go, jest na dole z
mamą.
- Trudno, pogadam z nim jutro - powiedziała i poszła do
dormitorium.
Holly poszła za nią. Emmy położyła się na łóżko, bolały ją
brzuch, głowa i, z niewiadomej przyczyny, prawa ręka.
- Emmy, co się
z tobą dzieje? - zapytała Holly, najwyraźniej bardzo martwiąc się o
przyjaciółkę.
- Nie wiem, może jestem po prostu zmęczona.
Emmy
nie wiedziała dlaczego, ale czuła w środku pewną obawę, że nie powinna mówić
Holly o wszystkim, co odkryła, o Księżycowym Oku.
- Emmy powiedz, może
będę mogła ci pomóc. A tak w ogóle to gdzie byłaś?
- Noo siedziałam tu, a
jak mi się znudziło to poszłam do pokoju taty... Och! Nie mogę tego
przed tobą ukrywać! - krzyknęła i wstała z łóżka.
-
Czego?!
- Ja widziałam, widziałam jak Le Rouge całowała się ze
Snape'm - powiedziała szybko to, co jej ślina przyniosła na język,
czując że nie powinna mówić o medalionie.
- Co?!
- Tak!
Jestem w szoku, wiec daj mi odpocząć - mówiąc to zaczęła sobie masować
nadgarstek prawej ręki, bo czuła, że dzięki temu przestaje boleć.
Rzuciła
się na łóżko i zasłoniła zasłonkę, tak aby Holly nie widziała jej twarzy.
Słyszała tylko, jak Holly też się kładzie i mówi sama do siebie:
- To
niemożliwe, Snape i różowa maniaczka.
Po jakimś czasie obie
zasnęły.