Stoisz jakoś taka martwa
Nade mną
Chcąc Cię dotknąć dotykam powietrza
Jak puste słowa w twoich miłosnych wierszach
Patrząc na te kartki, myślę o tobie
Chodź nie umiem tego przekazać, nie w tej mowie
Oziębłe mury mojego więzienia uczuć
Zacieśnia się pętla na mej szyi
Niby nieuchronnie, niby nieprzerwanie
Lecz to wszystko ode mnie zależy
Nie śmiem się już z tobą mierzyć
Rozgoryczony pustką tego miejsca
Słyszę ciche nuty dobywające się z organów
Przechodzą w straszne i ponure
Tak jak teraz moje myśli szare, bure
Jestem teraz jak świeca na wietrze
Czegoś mi brakuje,
I chodź stoję nad Tym Najwyższym
Mój płomyk wiary przygasa,
Jak imię twoje i wierszy twoich masa
Pozostawiłaś po sobie ranę nie do zagojenia
Ledwo pamiętam twą twarz w mych cierpieniach
Czuje powiew wiatru
Powiew bardzo miły
Słyszę szum drzew
I syk płomieni, które za drzewami się skryły
Twarda ziemia, twardy duch
Lecz nie mój
Mój powoli odchodzi
Jak powietrze uchodzące z pontonu
Gdzie dziura nie znana nikomu
Widzę światło w oddali
Ten płomień się już w lesie nie pali
Jak lawina się na mnie zwali wielki ból
Czuję że koniec jest bliski
Dwa światełka zbliżają się do mnie
Gdzieś tam w oddali piorun w coś grzmotnie
Zimne krople deszczu, jak jakaś zaraza
Otoczyły mnie, słyszę jakiś odgłos,
Warkot cięty, z mroku się wyłania,
Pokonuje zakręty, słyszę cienki głosik,
Jakby twój krzyk,
Światła tak bliskie, przypominają mi twoje oczy
Jak śmierć powoli w moją stronę kroczy
Patrzę w twoje oczy, one patrzą na mnie,
Czuje że za chwile życia mi zabraknie
Widzę Cię jakby z oddali, coraz wyraźniej
Jesteś taka piękna,
A włosy białe spoczywają na twych rękach
Patrzysz na mnie z uśmiechem na twarzy
Podchodzisz,
Owiewasz włosami
Przytulasz,
A czarne niebo nad nami
Gdy po chwili wszystko się rozjaśnia
Trawa zielona jak w jakiś baśniach
Kolorowe motyle we wszystkich barwach tęczy
Podchodzę do krawędzi tej latającej wysepki
Patrząc w dół,
Podziwiam krajobraz przykryty całunami poszarpanych chmur
I widzę płomyk w oddali
To znicz na moim grobie się pali
Rozumiem
Teraz już zawsze będę z tobą
Wiedziałem
Było tylko jedno wyjście
Szalone iście, rzeczywiście!
Jak w głębokim śnie wszystko się rozgrywa
Lecz wszystko rzeczywistość przykrywa
Zrozumiałem
Przybyła i odeszła
Kolejna miłość starego wieszcza.