Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Dudley W Objęciach Dementora
Magiczne Forum > Harry Potter > Harry Potter
Pages: 1, 2
Kasia1551
Dudley jest zdecydowanie postacią dla nas mało znaną.
Ciekawa jest teoria, że jest wkurzony na to, że jest tak rozpieszczany przez rodziców, nie ma prawdziwych przyjaciół...
Ale.
Co sprawiło, że Dudley w piątej części jest taki, jaki jest? Wcześniej również znęcał się nad innymi, ale chyba trochę inaczej. Właściwie, to "jego ulubionym workiem treningowym był Harry". Czyli inni mieli spokój. A w ZF bez powodu atakuje młodszego chłopaka, dewastruje huśtawki, ławki, zachowuje się jak najgorszy chuligan... Coś musiało wpłynąć na pogłębienie tej złej strony jego charakteru. Może właśnie to zobaczył, kiedy spotkali dementorów?
hazel
Ja wiem, czy osobnicy pokroju Dudleya potrzebują jakiś bodźców zewnętrznych, żeby poglębiać noszoną w sobie agresję?
To raczej jest konsekwencja poczucia bezkarności. Dręczenie Pottera zwyczajnie mu nie wystarczało, poza tym różdżka trzymała go na przyzwoitą odległość, przynajmniej czasami.
Kasia1551
QUOTE(hazel)
To raczej jest konsekwencja poczucia bezkarności.


Może rzeczywiście to dlatego, że był bezkarny.
Ale chętnie uwierzę, że to jakieś traumatyczne przeżycie.
Pszczola
A może on by wolał, żeby czasami mu skórę złajano? Ostatnio czytałam wyniki kilku badań na temat karania dzieci. Te wychowywane bezstresowo miały potem problemy ze sobą. Gdyby Rowling poszła tą drogą, zaserwowałaby niezły smrodek dydaktyczny. Wolałabym jednak bardziej...magiczne podłoże całej historii.
owczarnia
QUOTE(Pszczola @ 11.07.2006 13:57)
Ostatnio czytałam wyniki kilku badań na temat karania dzieci. Te wychowywane bezstresowo miały potem problemy ze sobą.
*


user posted image

Gdzie te badania, dawaj je tu blink.gif!
Pszczola
Łokej, tylko muszę dorwać brata, bo on korzystał z tych artykułów do pracy licencjackiej. Dyktowałam mu to ;P

Zresztą, to chyba prawda. Znam parę takich smarków, co im nigdy mamusia w skórę nie dała, robili co chcieli, kłamali jak chcieli, dostawali co sobie życzyli. A teraz kluby, alkohol, trawka, kiepskie wyniki w szkole, brak szacunku dla starszych i żyć im się nie chce. Ech. A co? Rok młodsi ode mnie? Rówieśnicy? Warsiawkja cholerna ;/
owczarnia
Łeee, ale to nie jest wychowanie bezstresowe, tylko zwyczajne olewactwo, to co piszesz. Jestem stanowczo całą sobą przeciwna karaniu dzieci, a już fizycznie to o matko boska, niechbym zobaczyła jak ktoś gdzieś dziecku jakiemukolwiek daje choćby klapsa, zabiłabym chyba mad.gif. Jest gigantyczna różnica pomiędzy wychowywaniem partnerskim, w poczuciu poszanowania godności dziecka, a puszczeniem całkowicie na luz i "rób sobie co chcesz bylebyś mamusi nie przeszkadzał"...
hazel
Jest pewna różnica pomiędzy nie karaniem dzieci fizycznie a nie karaniem w ogóle.
Klapsy i temu podobne metody wynikają z ignorancji i niechęci do szukania innych rozwiązań. Bo bezstresowe wychowanie nie jest tym samym co pozwalanie dziecku na wszystko, przynajmniej w teorii nie powinno być. Ale do tego trzeba dużo zaangażowania, na które wielu rodziców nie potrafi sie zdobyć.
owczarnia
QUOTE(estiej @ 12.07.2006 17:15)
QUOTE(owczarnia @ 12.07.2006 23:09)
..., niechbym zobaczyła jak ktoś gdzieś dziecku jakiemukolwiek daje choćby klapsa, zabiłabym chyba mad.gif.

Godność dziecka to jedno, ale znam kilku dudleyów w realu i nie zawahałbym się dać im więcej niż jednego klapsa, gdyby to ode mnie zależało. Są granice w niekaraniu dzieci też, zwłaszcza gdy to dziecko ma już swoje latka i nie powstrzymuje się przed karaniem innych.
*


Mój drogi mężu mad.gif. Dudley jest sam przede wszystkim ofiarą. Swoich głupich rodziców. Agresją NICZEGO nie osiągniesz, poza przyznaniem że jesteś bezradny i po prostu nie stać Cię na nic innego. Żonie też przyłożysz, jako że ma już swoje latka i są granice w niekaraniu? Jak się zapuści, obiad przypali i nie posprząta mad.gif?

Agresja rodzi tylko jedno: kolejną agresję. I w ten sposób koło się zamyka, chęć wyżycia pogłębia. NIGDY i pod ŻADNYM pozorem nie znajdę usprawiedliwienia dla użycia przemocy wobec dziecka. Żadnego dziecka. My jesteśmy po to, by je uczyć, prowadzić, być pomocą, bratnią duszą, najbliższym człowiekiem, ostoją zaufania. Jak mogłoby znaleźć się tu miejsce na bicie?!?



@ Hazel
Wierz mi, dziecku, któremu rodzice poświęcają czas i uczucie nie potrzeba kar. Kara nie uczy niczego, poza unikaniem sytuacji przyłapania na gorącym uczynku. Mądrze wychowywane dziecko nigdy nie będzie musiało być karane.
Pszczola
Nie chodzi o katowanie dzieci. Zresztą jak dzieciak podrośnie kary cielesne nie mają już żadnego efektu, chyba tylko buntują młodych przeciw rodzicom.
Ale ja nie powiedziałam, że tamtych dzieciaków nie karano. A to "nie obejrzysz telewizji", a to "masz szlaban", a dzieciak i tak znajdował sposoby na ominięcie kary.
Ja jestem wdzięczna rodzicom za to, że dostałam kilka razy w życiu zdrowo po skórze, bo na to zasługiwałam. Gdyby nie ukrócili pewnych rzeczy we wczesnym dzieciństiwe, pewna jestem, że miałabym znacznie uboższy zestaw wartości i słabszy charakter.
Podam przykład mojego taty. Pewnego dnia bawił się kotkiem. Wrzucił go do miski z wrzątkiem do gotwania prania. Moja prababcia natychmiast wsadziła rękę taty do tej samej miski. Brzmi brutalnie? Ale dopiero wtedy tata zrozumiał, że bawienie się zwierzątkami nie jest dobre, bo sprawia im ból.
Zresztą klaps w pupę tak naprawdę nie boli bardzo jeżeli nie weźmie się pasa ze sprzączką, tudzież kabla od żelazka lub innych radosnych narzędzi. Często dzieciak się drze bardziej z samego faktu kary. Nigdy tak naprawdę nie bolał mnie tyłek a duma, a zapewne bardziej bym płakała gdym wylała na siebie wrzątek albo pokrajała paluszki. Albo połknęła tę rtęc z termomentru: akby mi babcia nie przyłożyła, pewnie bym to połknęła i się zatruła. Albo wtedy kiedy wbrew zakazom zeskoczyłam z huśtawki i o mało zębów nie straciłam przez własną głupotę. Wtedy akurat tak się darłam, że odstąpili,ale nigdy już tak lekkomyślna nie byłam. Przez samą myśl o klapsie albo ostrym słowie zachowywałam się grzeczniej. A jak widzę kolegów, których nie obchodzi gdzie są, z kim rozmawiają, itd., jestem naprawdę wdzięczna rodzicom. Nigdy też nie miałam problemów z dogadaniem się z rodzicami i dorosłymi. Nauczyłam się przepraszać, ale i bronić swoich racji np. w szkole, na podwórku. Umiałam rozróżnić co jest złe, a co nie. Czasami trzeba się sparzyć. Przynajmniej miałam poczucie, że rodzice się o mnie martwią.
A co ma taki Dudley powiedzieć? Rodzice nieba by mu uchylili, ale to na Harry'ego wrzeszczęli, zajmowali się nim. Big D zaczął bić rówieśników, gnębić Harry'ego, może po to żeby rodzice przestali na wszystko się zgadzać. Czasami brak konfrontacji strasznie irytuje.
hazel
A ja zeżarłam kiedyś rtęć. Dobrze, że matka się szybko zorientowała, bo pewnie nie było mnie wśród żywych. A tak tylko płukanie żołądka i noc na ostrym dyżurze w szpitalu.

Generalnie byłam dzieckiem, które wychowywano bezstresowo. Ale to kwestia nie tyle nowoczesnego podejścia rodziców, co tego, że byłam wychowywana tylko przez matkę. Jak wracała z pracy to nie miała siły się jeszcze ze mną uzerać. Mnie generalnie wyszło na dobre, bo potrafiłam uczyć się na własnych błedach i miałam jakieś dziwne, wrodzone poczucie moralności. Dziwne, ale sprawdza się do dzisiaj. Pozostawiona samej sobie lepiej radziłam sobie z problemami niż rówieśnicy, nauczyłam się samodzielnie pracować. Jedynym efektem takiego wychowania jest mój obecny ateizm. Jak byłam dzieckiem nikt mnie do kościółka za rączkę nie prowadzał a potem byłam już na tyle dorosła by sama decydować o tym co myślę. Bez bagażu stereotypów, które narzuca dziecku społeczeństwo.

Ale nie każdemu taki system służy.

Żeby nie było nie na temat: w przypadku Dudleya mamy zupełnie odwrotną sytuację. Rodzice otaczają go opieką graniczącą niemalże z czcią. Rowling specjalnie przerysowała ich stosunki, by na tym tle pokazać, jak trudne dzieciństwo miał Harry.

Podejrzewam, że wybryki Dudleya mają na celu między innymi sprawdzenie rodziców i ich cierpliwości - jak daleko może się posunąć, by uniknąć kary. Jak widać, daleko.

Kary cielesne uważam za zbędne i zupełnie bezowocne. Zdarzyło mi się oberwać szmatą od babci za utytłanie pięknej, białej, letniej sukieneczki w błocie przed domem, 5 minut po tym jak mnie w nią ubrano. Zaowocowało to tylko nienawiścią i tym, że rzeczonej sukienki nie chciałam więcej ubrać, za żadne skarby świata. Z kolei, nadal nie uważam zabawy w błocie za coś złego.
owczarnia
Po pierwsze: gdyby moje dziecko wsadziło kota do miski z wrzątkiem, ukarałabym nie dziecko, ale siebie. Bo to MOJA wina, że pozwoliłam zbyt małemu jeszcze dziecku na zabawę ze zwierzęciem, któremu przez głupotę i nieświadomość tego, co robi może wyrządzić krzywdę. To JA powinnam pilnować sytuacji. Pomysłu z wkładaniem rączki do wrzątku rączki mojego dziecka w ramach nauczki może nie skomentuję, bo musiałabym być wulgarna, a wolałabym jednak nie.

Nie ma żadnego znaczenia, czy klaps boli. Znaczenie ma PONIŻENIE dziecka w tym momencie. I uczucie, które temu towarzyszy. Po jednym być może spłynie jak po kaczce. Ale innemu zostanie. Mnie zostało. Moja matka nie tłukła mnie ani nie katowała, ale była zwolenniczką tak zwanego "zdrowego przetrzepania skóry w razie potrzeby". Nienawidzę jej za to do dziś. Nie tylko za to, oczywiście, ale za to chyba najbardziej. Nasze stosunki nigdy nie były poprawne i nigdy już nie będą. Ona ma 64 lata, ja 33. Wybaczyłam jej, oczywiście, już dawno. Ale nie zapomniałam. I jest mi jej szkoda w sumie, bo ona nigdy nie umiała zrozumieć, do dziś jest przekonana że postępowała właściwie. Ale na moje dziecko ręki nie podniosła, nie odważyła się. Może dlatego, że jej w oczy powiedziałam, że biją tylko tchórze i głupcy. Ja sama też nie jestem ideałem, też mi kiedyś ręka skoczyła. Raz. Nie w ramach kary, po prostu, w nerwach. I nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojego syna, chociaż nie był już mały, miał ze dwanaście lat. Strasznie później oboje płakaliśmy i przepraszałam go długo. Chociaż mnie bolało z całą pewnością bardziej niż jego.

Dziecko należy motywować, uczyć, prowadzić. Co w żadnym razie oczywiście nie oznacza ciągłego trucia, tylko ciągłe staranie. Trzeba okazywać mu uczucie, żeby umiało kochać. Nie wolno wyśmiewać, żeby nie samo wyśmiewało. Nie wolno go okłamywać, bo i ono będzie kłamać. Trzeba szanować, żeby szanowało, rozumieć, żeby rozumiało, rozmawiać, żeby rozmawiało. Jednocześnie trzeba dać mu pole manewru i swobodę na tyle, by mogło zdobywać własne doświadczenia. Coraz większą, w miarę jak rośnie. Trzeba mu ufać, wspierać i wierzyć w nie bezwarunkowo. I zawsze być, nawet wtedy, kiedy nas nie ma. Wtedy nie będzie potrzeba żadnych kar.

A na koniec przypomnę Wam może, co powiedział Dumbledore do Dursleyów podczas swojej ostatniej wizyty na Privet Drive: całe szczęście nie zdołali skrzywdzić Harry'ego tak mocno, jak Dudleya. Pomyślcie o tym.
owczarnia
No więc właśnie! Ale dlaczego ten kot znalazł się we wrzątku, od tego zacznijmy! Przez głupotę DOROSŁYCH. Tylko i wyłącznie. Czy jeśli Twój pies rzuci się na dziecko sąsiadów, będziesz winił psa? NIE. Bo to TWOJA wina. Małe dzieci mają różne pomysły. Dorośli są od tego, by zadbać o ich bezpieczeństwo oraz bezpieczeństwo ich otoczenia (w tym przypadku na przykład zwierząt). To jeden z PODSTAWOWYCH rodzicielskich obowiązków.

I nie, nie piszę o żadnej jednej idealnej metodzie wychowania, bo takiej nie ma, to jasne. Piszę właśnie o tym, że należy być otwartym i słuchać swojego własnego dziecka. Być jego przyjacielem. Od początku. Wtedy nie ma problemów, bo i skąd.

Piszesz jakieś kompletne bzdety, bez urazy, ale Ty chyba nie masz dzieci? To widać. Dzieci nie popełniają tysiąca błędów, popełniają ich miliony. Ale my je mamy UCZYĆ, a nie karać. Mamy WYCHOWYWAĆ. Z tych dzieci mają wyrosnąć porządni ludzie, czyiś mężowie i czyjeś żony, czyiś ojcowie i matki. Dzieci nie wychowuje się dla siebie.

To jest czasami trudne, oczywiście. Wymaga cierpliwości, czasu i uczucia, jak wszystko. Ale nie pieprz mi tu, za przeproszeniem, o usprawiedliwianiu bicia z powodu ich braku, bo to zgroza! Dzieci są w tej niekorzystnej sytuacji, zauważ, że nikt ich się nie pytał, czy życzą sobie zostać spłodzone. Jak ktoś wychodzi z założenia, że nie ma czasu na pierdoły, to niech sobie do licha w trąbkę zawiąże i nie truje głupot. Nie każdy MUSI mieć dziecko. Mało tego, nie każdy POWINIEN.

Mój syn ma ADHD. Nie jakoś straszliwie zaostrzone, ale ma. I dysleksję też ma. Kłopoty z koncentracją, nadpobudliwość - wiadomo. Bywa nieznośny, przemądrzały, w dodatku dorasta. Ale jakoś kurde daję sobie radę bez głupich kar, które i tak nic nie dają, pomimo że mam w domu nastolatka wchodzącego w nagorszy możliwy okres dojrzewania. Może dlatego, że mam też nieco inne priorytety - mniej ochodzi mnie, co ma na świadectwie, a więcej co w głowie i w sercu. Nieszczególnie przejmuję się tym, co powiedzą ludzie, za to znacznie bardziej tym, co mówi do mnie moje dziecko. A mówi dużo. Może dlatego, że lubi ze mną rozmawiać.
Pszczola
łoł...Spokojnie, bo zaraz dojdzie tutaj do kłótni rodzinnej jakiejś.

Owczarnio, przykro mi, że zostałaś skrzywdzona w dzieciństwie. Cieszę się, że Twój syn wychowuje się dobrze. Ale zgadzam się z Estiejem, nie podziała to na każde dziecko. A brak kary może spowodawać czasami lekceważącą postawę dzieciaka. A kara to upokożenie. Nie musi być cielesne. Jakbyś się Hazel czuła, gdyby babcia kazała Ci paradować w tej kiecce cały dzień np. w towrzystwie, którego się wstydzisz, może wśród kolegów, dorosłych? Ja bym czegoś takiego nie zapomniała do końca życia i bolałoby znacznie dłużej niż skóra.

Wina dorosłych, że bawił się kotkiem? Dzieci nie da się czasami upilnować. Szczególnie, że czasy były wyjątkowo trudne, tuż po wojnie. Miała się babcia ubiczować i Lesia przepraszać? A on, nawet pouczony, niegdy nie zrozumiałby, że kotka boli, bo np. koledzy robią to samo i uważają za fajne. Kurcze, ile pokoleń było wychowywnych tak samo, a nie wyrośli na psychopatów!
Nie uważam, że mój tata, babcia czy mama to "tchórze i głupcy". Raz mnie sprał tata bez udowodnienia winy i potrafiłam nie podkulić ogona, rodzice mnie przeprosili, przyznali się do błędu, dlaczego więc miałam chować urazę?

To bardzo nerwowy temat. Zostawmy rodzicom sposób wychowania dzieci. Nie twierdzę, że "trzeba od czasu do czasu zdrowo przetrzepać skórę". To ostateczność i to wtedy gdy poznasz swoje dziecko wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć co na takiego działa, i co może znieść.

Skończmy tę dyskusję, albo zamknijcie temat. Mieliśmy roztrząsać sprawę Dudleya, czyż nie? Każdy pozostaje przy swoim zdaniu, to co było do powiedzenia, zostało powiedziane, a to co nam jeszcze na wątrobie leży, zachowajmy dla siebie. Nikt tu dzieci nie bije. Proszę, spokój.
owczarnia
Pszczoła, słońce Ty moje. Czasy po wojnie to wiadomo - nie jest normalny okres, i nie ma w ogóle co porównywać. Mówimy o dniu dzisiejszym. A w dniu dzisiejszym należy dziecko od maleńkości uczyć miłości i szacunku do innych istot żyjących wszelkich, zwyczajnie i po prostu. Ja chyba trochę może przedobrzyłam, bo mój syn pająka nie pozwoli zabić, tylko na szufelkę go nagania i siup na balkon wink2.gif. Jak kiedyś na jego oczach dziadek spacyfikował muchę, to biedne dziecko nie odzywało się do niego ze dwa dni, mrucząc pod nosem coś w rodzaju "morderca" cheess.gif...

Kochani, nie dogadamy się, dopóki nie zrozumiecie o co mi chodzi - a chodzi o to, że lepiej zapobiegać niż leczyć, prawda? Jeśli od zera idzie dobrze, to później nie ma "nie dla każdego dziecka". Każde dziecko jest takie samo. Każde najlepiej wychowuje się miłością smile.gif. I kunia, mówię to i jako matka, i jako pedagog, którym w końcu u licha przez te parę lat byłam. I przygotowanie też mam, bo studia na koledżu tak zwanym nauczycielskim, które stanowią moje podstawowe wykształcenie, kładły naprawdę równie wielki nacisk na język, jak i na pedagogikę właśnie. Oraz psychologię. Pracowałam z wieloma dziećmi, małymi i dużymi, pracowałam z młodzieżą (młodszą ode mnie wówczas o całe od dwóch do pięciu lat cheess.gif), i - jak bozie dydy - nigdy nie umiałam zrozumieć nauczycieli walących dwóję za dwóją, wpisujących n-tą uwagę i wykłócających się z takim na lekcji po to, by w końcu wysłać go do dyrektora. Nie wiem, może ja mam taki nieodparty urok osobisty (żart), ale u mnie wystarczyło poprosić. To znaczy ja wystarczyło, że poprosiłam i nikt nie przeszkadzał mi na lekcji. Mało tego, nigdy w życiu nie usłyszałam od ucznia złego słowa. A nie wstawiałam wcale samych piątek i nie częstowałam cukierkami. To znaczy częstowałam, owszem, ale nie na każdej lekcji przecież. Reasumując, bo o to mi chodzi - można być Snape'em i można być Dumbledore'em. Ja wolę być Dumbledore'em. A przynajmniej się staram.

Argument o psychopatach jest dość powszechny, a pomimo to ja wciąż nie rozumiem, jak można na to wpaść... Czy trzeba od razu tworzyć psychopatów, aby uznać coś za złe?... A sam fakt krzywdzenia kogoś nie wystarczy?... Rodzina w której jest przemoc, obojętne jaka, to rodzina patologiczna. I, u licha, nie trzeba kogoś katować, by była mowa o przemocy.

QUOTE
gdy poznasz swoje dziecko wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć co na takiego działa, i co może znieść.

Przepraszam, ale określenie "znieść" w połączeniu z "moje dziecko" i w domyśle "z mojej ręki", zakrawa dla mnie na jakiś okrutny żart. Pszczoła, nie wierzę że tak myślisz. Powiedz że nie. Proszę...

Ten temat jest nerwowy, owszem. Ale jest też bardzo potrzebny. Bo na jego przykładzie widać, jakie wciąż na temat wychowania dzieci krążą przerażające stereotypy. W dwudziestym pierwszym wieku, w zdawałoby się cywilizowanym państwie. Wierzyć się nie chce. A jednak.

I związek z Dudleyem jest tu cały czas bardzo silny, żeby nie rzec kluczowy. Bo Dudley jest właśnie czymś w rodzaju symbolu, przykładem na to, że nie trzeba bić ani głodzić by nieodwracalnie skrzywdzić dziecko. Wystarczy głupota i lekceważenie...

Na koniec wyjaśnię zaś jeszcze może o co mi chodziło z tymi głupcami i tchórzami, skoro jesteśmy już przy głupocie smile.gif. Otóż, dlaczego biją tylko głupcy i tchórze? Głupcy dlatego, że tylko głupiec nie rozumie iż w ten sposób nic nie wskóra, a napędza tylko niekończącą się machinę agresji i zniszczenia. Nie wskóra zaś naprawdę NIC. Na chwilę, na ten moment - tak. Ale na dłuższą metę? Zero. Albo osiągnie skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego. Tchórz zaś dlatego, że na ogół biją tchórze. Bo agresja to w gruncie rzeczy nic innego, jak akt tchórzostwa - przyznanie się otwarte, że brak Ci jakichkolwiek innych agrumentów. Nie umiesz przekonać, więc bijesz. Co oczywiście jest również oznaką głupoty, i w ten sposób koło się zamyka.




PS
Gdyby babcia kazała paradować Hazel w tej kiecce, Hazel w najlepszym razie znienawidziłaby w danym momencie babcię. Klucz leży gdzie indziej: gdyby babcia wzięła wtedy Hazel na kolana, mocno przytuliła (jak rozumiem, Hazel była wtedy mała) i uświadomiła jej, jak bardzo starała się przy szyciu tej sukienki (chwilowo sobie zakładam, że babcia ją uszyła, bo nie wiem jak było, ale można tu wstawić to, co aktualnie miało naprawdę miejsce - np ile mama się nachodziła, żeby taką sukienkę znaleźć, albo ile ciocia zadała sobie trudu żeby ją przysłać, obojętne) jak bardzo chciała żeby Hazel wyglądała ładnie, i jak bardzo babci jest teraz przykro; następnie z bardzo smutną miną zdjęła z dziewczynki tę sukienkę i markotnie odłożyła ją do prania, zaręczam, że mała przejęłaby się znacznie bardziej. Zawsze o wiele skuteczniejsze jest odwołanie się do tego, co w człowieku dobre. Tak po prostu smile.gif.
Pszczola
Taki offtop od offtopa: moja druga bacia to tak zawsze. A jak miałam 13 lat to pyta się "na co chesz pieniążki? Piwo? Papieroski?". Serio, zbaraniałam wtedy ;P

QUOTE
QUOTE

gdy poznasz swoje dziecko wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć co na takiego działa, i co może znieść.


Przepraszam, ale określenie "znieść" w połączeniu z "moje dziecko" i w domyśle "z mojej ręki", zakrawa dla mnie na jakiś okrutny żart. Pszczoła, nie wierzę że tak myślisz. Powiedz że nie. Proszę...


...Jejku, spokojnie, nie o biciu mówię. Np. czy więcej nauczy kara psychologiczna typu "milczące dni" (jeżeli cokolwiek podziałało na mnie [a na mojego brata to już na pewno] w sposób wywołujący agresję to to. Ech...), szlaban, upokorzenie czy ścierka. Świetnie, że syna udało Ci się tak dobrze wychowywać. Ale nie każdy zareagowałby tak samo.

Koniec, albo nowy temat gdzie indziej trzeba założyć. Bo karający Dodziaczka rodzice, raczej jego złym wspomnieniem nie byli.
owczarnia
Złym wspomnieniem może i nie, ale wizją - wink2.gif?


Ja tam nie wiem, czy udało mi się syna tak świetnie wychować, czas pokaże. Póki co, dzwoni do mnie wieczorem od babci (wyjechał na wieś, to znaczy 100 km stąd cheess.gif), żeby mi powiedzieć, że leci Magda M, bo wie że lubię i wie, że sto procent zapomniałam o powtórkach (bo i można zgłupieć, dają to trzy razy w tygodniu, nigdy nie wiem kiedy tylko zwykła powtórka, a kiedy powtórka z powtórki, i w dodatku o której godzinie blink.gif) cheess.gif. Ale ja go widzisz, uwielbiam bezwarunkowo, czyli nawet bez Magdy M wink2.gif.

Za co można ukarać dziecko? Za kłamstwo. Tyle tylko, że jeśli nie będzie się bało (nie tylko kary, ale w ogóle, wyśmiania na przykład), nie będzie musiało kłamać. Dalej, za co jeszcze? O, za to że robi coś, czego mu nie wolno. Tyle tylko, że jeśli rodzic wzbudza zaufanie, interesuje się sprawami dziecka, jest dla niego partnerem, przyjacielem - małe samo przyjdzie zapytać co o tym myślimy zanim coś wymodzi. Zwierzy się, opowie. Wtedy można zadziałać zanim coś złego się wydarzy. Spóźnia się? Moje się nie spóźnia, może dlatego że się martwi że ja bym się martwiła. Woli zadzwonić. Ma kiepskie stopnie? No i ma, moje ma wcale nie takie znowu najlepsze, ale wiem, dlaczego. Wiem dokładnie co umie a czego nie, i gdzie stopnie są odzwierciedleniem jego rzeczywistych braków, a gdzie nauczycielka po prostu nie ma pojęcia jak uczyć dziecko z dysleksją. Jak są braki, to się martwimy i nadrabiamy. Ale to nie ja jestem zła na zbyt niski stopień. To Młody się wstydzi, że mu tak kiepsko poszło i sam ze mną do spółki analizuje czemu, do licha. Oraz zgłasza w szkole chęć poprawiania, pomimo że nie zachęcam go do tego (wrodzone moje lenistwo, koszmarna wada). Mówi "matka nie bądź świnia, zrób mi tą kolację, coooo?" zamiast siedzieć i grymasić że niedobre. Wie, że drugiej szansy nie będzie cheess.gif, bo matka leń patentowany. W rewanżu zaś następnego dnia potrafi zrobić śniadanie do łóżka. Ideał? A skąd! Oprócz tego jest pyskaty i wymądrzalski, ma zawsze dużo do powiedzenia (gorzej z wykonaniem), bajzel w pokoju oraz kąpie się niemiłosiernie długo doprowadzając tym cały dom do białej gorączki. Ogólnie zaś rzecz biorąc, wszystko co dobre w moim dziecku bierze się stąd, że mnie kocha i że kocham go ja. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko, zawsze tak było. Nigdy go nie karałam, myślę że nawet bym nie umiała. Nawet jeśli czasami rzucałam straszliwe grośby, podobnie jak on parę razy "wyprowadzał się z domu", to oboje wiedzieliśmy, że nie umielibyśmy wytrzymać bez siebie pięciu minut, a ja pięciu minut nie wytrwałabym przy żadnej karze cheess.gif. Ja nie wiem, dlaczego ludzie patrzą na dzieci jak na jakiś dziwny obiekt do obrabiania i eksperymentowania, zupełnie jakby to był jakiś inny, obcy gatunek blink.gif. Jakby sami nie byli nigdy w życiu dziećmi. A przecież dziecko to taki sam człowiek jak i dorosły, tylko że mniejszy. I często mądrzejszy... Wystarczy być przy dziecku po prostu sobą. Nie udawać bardziej znającego się na wszystkim i poważnego, niż się jest. Dzieci bardzo sobie cenią szczerość, a im wcześniej zauważą że matka też tylko człowiek, tym lepiej...

Jak bardzo przeszkadzamy komuś, to można się przenieść, ale moim zdaniem mimo wszystko wciąż obracamy się w okół tematu. Bliżej lub dalej, ale jednak...
Katon
Karać można. Nawet surowo. Ale kara musi być sprawiedliwa, sensowna i jasno wyartykułowana. Nigdy nie może być wynikiem frustracji rodzica czy opiekuna. Ojciec nigdy mi nie przylał - dwa razy powinienbył to zrobić. Zastosował inną karę. Też dotkliwą. Miała wyjaśnić pewne sprawy raz na zawsze. I wyjaśniła. Jakkolwiek nie zamierzam rozciągać mojego przykładu na sferę ogólnych wniosków. Nie bulwesuje mnie klaps wymierzany przez ojca synowi.
owczarnia
Nie, no ja się powieszę sad.gif.
Pszczola
To teraz zeszliśmy zupełnie z tematu. Za co można dziecko karać. Ech...

QUOTE
Ja nie wiem, dlaczego ludzie patrzą na dzieci jak na jakiś dziwny obiekt do obrabiania i eksperymentowania, zupełnie jakby to był jakiś inny, obcy gatunek 


Właśnie. Zresztą, ja wciąż jestem dzieckiem. Może wyrośniętym, ale nadal pod dachem rodziców, a i stara się nie czuję.

Nikt tu nikogo nie przekona. Wierz mi tylko Owczarnio, jeśli będę miała dzieci, nieomieszkam stosować Twoich metod wychowania jak długo się da. Sędzia ma odpowiedzialne zadanie, czyż nie? Karać sprawiedliwie, wymiernie do kary, ale i nie odbierać godności.

End.
owczarnia
Rodzic to nie sędzia mad.gif. Sędzia ma być bezstronny, a rodzic wręcz przeciwnie - ma zawsze stać po stronie swojego dziecka.

Nie chodzi o przekonanie kogokolwiek. Chodzi o zastanowienie się...


(sorry, nie mogłam się powstrzymać cry.gif)




PS
A metody nie są moje ohmy.gif! To są metody stosowane w cywilizowanym świecie, przyjęte powszechnie. Tylko u nas wciąż jeszcze pokutuje mit "zdrowego przetrzepania skóry"... Wszędzie na świecie (oczywiście nie mówię tu o patologiach, które zdarzają się niestety zarówno u nas, jak i gdzie indziej - z tym że akurat gdzie indziej to, co u nas jest normą traktowane jest właśnie jako patologia) rodzice, którzy nie mogą sobie dać rady ze swoimi dziećmi chodzą do poradni, rozmawiają z psychologiem. Bicie (i to jakiekolwiek) uważane jest za coś absolutnie niedopuszczalnego. A i kary nie cieszą się powodzeniem, traktuje się je jako przejaw słabości.
Ronald
Wiem, że moja wypowiedź może byc tutaj traktowana jako wypowiedź conajmniej niepoważna, ale pomimo tego, i pomimo, że mam świadomość, że mam tylko 15 lat to się wypowiem.

Za młody jeszcze jestem na wychowywanie dziecka. Jednak jest ktoś kogo wychowuję. Jest to mój pies. Moja siostra głównie skupia się na kochaniu psa, nie wymaga od niej za wiele (bo to suczka), a jak już się pieskowi zdarzy narobić w domu, to z jej ust wypływaja jedynie pytania: "A kto jest taki nei grzeczny i narobił w domku?". Mam świadomość, że w przypadku psa skutki używania siły w wychowaniu mają podwójnie złe skutki niż w wychoaniu człowieka, bo u psa niektóre odruchy są inne i taki piesek kochany zaatakowac może potem i wszyscy pieska będa winić, a nie włąściciela. Jednak ja czasem używam "klapsa" jako metody wychowawczej dla pieska, i musze powiedzieć, że w oduczeniu pieska niektórych złych zachwoan to pomogło dużo bardziej niż tłumaczenie.

Wiem jedank, że porównywanie wychowywania psa i wychowywania człowieka nie jest najlepsze, bo wiadomo, że piesek troszke mniej rozumie niż człowiek. Nie zgadzam się jedank, że wychowywanie dziecak bez kar ma dobre skutki dla dziecka. Ja, jak i moja siostra, juz wielokrotnei byliśmy karani różnorodnymi szlabanami (a to na komputer, a to na wyjąscia ze znajomymi, na telewizor), kiedy bylismy mniejszymi dziećmi, zdażało się, że dostawaliśmy "po tyłku". Po tych "razach" nam wymieżonych najcześniej przez długi czas byliśy obrażeni na rodziców, jednak potem wiedzielismy, że najcześie było to zasłużóne, bo przecholowaliśmy w słowach bądź czynach. Braliśmy również na to poprawkę, bo nasza mam ma nerwicę, wieć czasem trudno jej powstrzymać naerwy. Karanie nas skończyło się razem z osiągnięciem przez nas pewnej dojrzałości emocjonalnej (pewnej, bo ja mam 15, a moja siostra 19 lat). Uważam też, że nie jest dobre załatwianie różnych złych zachowań dziecak tylko i wyłacznei rozmową, takie dziecko może w przyszłości mieć trudności z obraną siebie przed agresorami w postaci żuli spod budki z piwem, albo dresów(w złym tego słowa znaczeniu). Nie uważam tez, że rodzić ZAWSZE i bez względnei powinien stać po stronie dziecka. Nie móię tu o sytuacjach kiedy racje dziecka sa nie poodważalne i jasne jak słońce. Mówię tu o sytuacjach kiedy dziecko przychodzi do domu i mówi o swoich nauczycielach per "idiotka", 'debil"itp. Wiele razy tak robiłem i mimo, ze uważałem, ze mam rację mówiąc tak o nich, i moja mama też się zgadzała, że nie są oni dobrymi nauczycielami, mówiął mi, że nei mogę tak o nich mówić, bo są osobami starszymi ode mnie, nauczycielami i szacunek się im nalezy.

Moda na zachodzie, czy w Stanach polegajaca na załątwianiu nawet najdrobniejszych rodzinnych spraw u psychologa lug w poradni też jest chora. To równiez przejaw słabości rodzica bądź jego lenistwa. Sam nei próbuje dojść do porozumeinai z dzieckiem, tylko musi brać do pomocy osoby z zewnątrz.
gucha
QUOTE(owczarnia @ 17.06.2006 13:50)
Są dwa wyjścia: albo Rowling ma coś w zanadrzu, albo po prostu i najzwyczajniej w świecie Dudziaczkowi stanął przed oczami świat bez mamusi, gier komputerowych i kumpli, świat w którym to on jest ofiarą. Ewentualnie w ramach najgorszego wspomnienia urodziny, na które otrzymał trzydzieści jeden prezentów zamiast trzydziestu dwóch cheess.gif.
*



Na pewno nie zobaczył siebie jako ofiary.
Dementorzy powodowali, że ludzie PRZYPOMINALI sobie najgorsze chwile swojego życia, a nie wyobrażali, co by było, gdyby... czyż nie?

Jeśli ktoś wcześniej już o tym wspomniał, to przepraszam, ale nie przeczytałam wszystkich odpowiedzi.
mida
A tak a propos to Vernonowi przypomniałoby się jak spalił kawał o japońskich golfistach... a Petunii jej rozbryzgana po ścianach legumina.
hazel
Ja rozumiem, że Rowling wykreowała Dursleyów jako ograniczonych i pustych ludzi, ale wątpię, że mogliby być aż tak płytcy.
owczarnia
Ronald, Pszczoła, Katon - i reszta tongue.gif

Powiem Wam tylko jedno: myślałam, że czytamy te same książki smile.gif. A jednak okazuje się, że wysiłki pani Rowling w pewnych kwestiach poszły na marne... Po to opisywała dzieciństwo Toma Riddle, po to opisywała dom Dudleya i Harry'ego, żeby zwrócić uwagę na to, co może wyniknąć z głupoty dorosłych. Szkoda, że tego nie widzicie...
Ronald
Oj Owco. Nie przesadzaj tongue.gif Aż tacy źłi to my chyba nie jesteśmy tongue.gif A książki czytamy te same. Mimo wszystko to co określasz "głupotą dorosłych" może meić czasem zbawienne skutki. No i czasem lepiej dać dziecku po tyłku, a potem przeprosić i popłakać razem z nim, niz obchodzic się z dzieckiem jak z jajeczkiem i chodzić do psychologów.

Mnie też się wydaje, że Vernon i Petunia moga być wewnątrz innymi ludźmi niż na zewnątrz. Przynajmniej w kwestii przeżyć przywoływanych przez Dementora.
Pszczola
Ermm...jeżeli mama Rona to uosobienie łagodności, która wszystko z dziećmi cierpliwie dyskutuje i tłumaczy na zasadzie partnerskiej rozmowy, to... Nie mówiąc juz o panu Weasley, który sprał porządnie skórę Fredowi i George'owi kiedy chcieli na Ronie wymusić złożenie Obietnicy Nierozerwalej.
owczarnia
No to dlatego masz takiego Percy'ego. To też jest przykład, nie?
Pszczola
Percy był idealny, oczko w głowie mamusi, nigdy żadnych kłopotow. I co?

Nikt go raczej nie skatował kiedy jako dorosły opuścił dom. Wręcz przeciwnie, matka ciągle go bierze w obronę.
Ronald
Czego przykładem miałby być Percy? Bo nie zrozumiałem...
owczarnia
Percy? Przykładem wpływu matki, która zawsze wie, co jest najlepsze dla jej dzieci. Matki nadopiekuńczej i planującej przyszłość oraz kariery. Bill, Charlie, Fred, George, Ron i Ginny okazali się odporni. Percy już niestety nie.

I gdzie ja napisałam, że tylko biciem można dzieciom zaszkodzić? Luuudzieeeee!
Pszczola
To jest raczej wynikiem kompleksów i chorej ambicji niż nadopiekuńczości matki.

Od bicia się zaczęło ;).

Czy możemy przestać roztrząsać tamat wychowania dzieci? OFFTOPIC!
Ronald
Popieram przedmówczynię smile.gif
gucha
„Przez cały dzień nie zatrzymali się, aby coś zjeść lub czegoś się napić. Kiedy zapadł wieczór, Dudley wył jak pies. Tak podłego dnia nie przeżył jeszcze nigdy w życiu. Był głodny, przepadło mu pięć programów telewizyjnych i jeszcze nigdy nie upłynęło aż tyle czasu, odkąd po raz ostatni zrobił krwawą miazgę z kilkunastu przeciwników w grze komputerowej.”

[Harry Potter i Kamień Filozoficzny, strona 47]

Jeśli by przyjąć, że Dudley był naprawdę taki prostacki, to może chodzi właśnie o to? :>

Ale chyba nikt nie jest aż tak ograniczony... (błagam, nie zaprzeczajcie! dajcie mi, naiwnej, powierzyć jeszcze w ludzi).
mida
przekoloryzowana rzeczywistość? Niestety. Są ludzie aż tak bardzo ograniczeni, zapatrzeni w siebie, prostacy... dry.gif co tu zrobić kiedy Dudlej jest tego najlepszym przykładem. Rozpieszczony jedynak któremu wszystko zawsze podstawiano pod nos...

Ale pocieszę Cię gucha. Większość ludzi jest normalna i przyjazna otoczeniu. smile.gif
Pszczola
Wujostwo jest przedstawione w dużej mierze z punktu widzenia Harry'ego. On widzi Dursleyów jeszcze płytszymi niż są w rzeczywistości. Przecież już V części Dudley potrafi sklecić więcej niż dwa zdanie nie na temat jedzenia i telewizji, a ciotka Petunia nagle okazuje się w oczach Harry'ego siostrą jego matki (cóż, może krótko to trawało, ale zawsze). Potter dojrzewa, więc i inni wydają się bardziej skomplikowani. Dlatego nie sądzę żeby w obliczu Dementora Dudley widział siebie bez komutera i słodyczy. Jeżeli Rowling zdecyduje się wyjaśnić co takiego Dudley widział, nie będzie to coś czego się spodziewamy.
hazel
Dokładnie, czytelnicy widzą Dursleyów takimi, jakimi widzi ich Potter. A to zdecydowanie jest subiektywny punkt widzenia. Zresztą Rowling specjalnie przerysowała panujące w rodzinie stosunki - gdyby Harry był traktowany podobnie przez rodzinę włóczęgów i pijaków, jego los nie wydawałby się nam aż tak żałosny.
kalor
Moim zdaniem Dudley dzieki dementorowi spojrzal na siebie z boku i widzac tak jakim naprawde jest przerazil sie bo nie jest taki piekny, cudowny i wogole NAJ jak wmawiali mu jego rodzice. Zamiast pieknego i madrego chlopca ktorego widziala Petunia i Veron zobaczyl rozwydrzonego, spasionego gbura jakim jest.

takie linki to tylko w podpisie, zią.
gucha
No ciekawe, ciekawe.

Mam nadzieję, że po ukazaniu się siódmego tomu, Rowling przestanie tajemniczo unikać ważnych pytań i będzie prosto odpowiadać. A to, czego nie dowiemy się w siódmym tomie, wyjawi nam sama ona.

Ktoś kiedyś powiedział, że nadzieja matką głupich...?
owczarnia
I owszem, widzimy Dudziaczka oraz wujostwo oczami Harry'ego.

Ale nie zapominajcie, że i Dumbledore wyraził się o nich BARDZO krytycznie. McGonagall takoż. Plus opis wstęny z pierwszego tomu.

I bardzo mi się podoba pomysł kalor. To naprawdę może być bardzo bliskie prawdy...



PS
Pszczoła - wcale nie zaczęło się od bicia tongue.gif.
Ronald
No nie wiem czy taki bliski prawdy ten pomysł. Dementorzy przywołują straszne, okropne wspomnienia, przypominają coś co się już zdażyło. Natomiast spoglądanie na siebie "z boku" jakoś nei meiści się w tej konwencji. Wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne.

mida
Nie mógł patrzeć na siebie "z boku". Dementorzy fundują ludziom najgorsze wspomnienia a nie wyjście z siebie.
Dudley to rozpieszczony dzieciak i tego będę się trzymać. To co zobaczył jest raczej rzeczą bardzo przyziemną i może wbrew przypuszczeniom żadnej większej roli nie odegra... ale mogę się mylić
Hermiona1900
Rzeczywiście, Dudley to rozpieszczony bachor, ale przecież połowa dzieciaków ( a nawet ta starsza młodzież ) jest taka...a początku piątej części Dudley był taki jak większość nastolatków...no i co my możemy do niego mieć?? Tylko tyle,że jest wredny dla Pottera...
Pszczola
Tak. I rozwala wszystko co stoi i jest nieuszkodzone, tudzież jest nieuszkodzone i się rusza. Zupełnie normalny nastolatek.
Luna Lovegood
Mi tylko przyszedł do głowy Dudley z świńskim ogonkiem .
Ale myśle, że to było coś o czym nie mamy pojęcia.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.