Jednego moge być pewna - sprawiedliwej krytyki i głównie dlatego wklejam. Pozdrawiam.
W szarej chmurze szarpię zmysły
by wycisnąć choć trochę liryzmu
by słowa ubrać w myśli splamione
rutyną dnia powszedniego
świat szepcze mi do ucha
że starzeję się nieproporcjonalnie szybko
a organy nie są w stanie funkcjonować
powietrzem
zwisam swobodnie
wyprana ze zbędnych słów i gestów
odzywając się tylko kiedy trzeba
oddać krew dziecku
które ma jeszcze swoje małe marzenia
Kroczę w pustce
otwieram szeroko oczy
może zobaczę błysk flesza
i przez chwile bezkarnie się uśmiechnę
Panie zwątpiłam
czy jeszcze tu jestem?
(wbrew pozorom nie jest to aż tak oczywiste)
W czerwonym zeszycie nie opiszę nigdy
jak wspaniale było mi być kochaną
policzków nie splamię szkarłatem
strzelając na boki
rozognionym spojrzeniem które paradoksalnie
pachnie
jak fiołki nieśmiałe w dotyku
Teraz już nawet nie wiem czy to źle
człowiek potrafi wmawiać sobie wiele rzeczy
Wolę myśleć że moje dzieci będa miały cieplejsze sny
Czasami zazdrość może przerodzić się w pokłady altruzimu
Zastawiam sobie myśli meblami,
które są już przecież stare, farba odpryska na wszystkie strony
wyśmienicie za to odbijają echo nienapisanych wierszy
Minie jeszcze dużo czasu zanim pokocham ten stan.