Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Zakon Czy Śmierciożercy
Magiczne Forum > Harry Potter > Harry Potter
Pages: 1, 2, 3
Zwodnik
QUOTE(Katon @ 15.01.2007 19:31)
Zwodniku, ustalmy jedno. Harry Potter to fikcja. Występuje tam magia. Podziały duszy, pocałunki, które jej pozbawiają, wreszcie przedmioty w których można ją przechowywać. Do tego skrzaty domowe, gigantyczne pająki obdarzone intelektem i zasłona oddzielające świat od zaświata.


Yhm. Kiedyś to chyba czytałem. Dawno temu, ale jednak. I faktycznie takie numery tam były. Ale tylko jako otoczka - bo zło i dobro tu i tam wygląda podobnie. Wina jest ta sama. No chyba, że w tym dziwnym, fikcyjnym świecie ludzkie sumienia działają inaczej.

QUOTE(Katon @ 15.01.2007 19:31)
Uważam tylko, że tym magicznym narzędziem można dokonać wyłącznie morderstwa. I oczywiście, że wszystko zaczyna się w głowie mordercy.


Chyba zbliżamy się do finału. Wskaż mi proszę argumenty (najchętniej fragmenty książki) ową tezę potwierdzające.
Katon
Wina jest ta sama, ale no o rany, u Tolkiena problem winy i sumienia testuje sobie autor na opanowywującym umysł pierścieniu. Nie ma takich pierścieni. Problem się jednak przez to nie wykrzywia.

Przykłady? Przede wszystkim przez eliminację. Nigdy, ani raz nie mamy do czynienia z Avadą, ani z rozmowami o niej, które wskazywałyby na to, że bywa używana w 'niemorderczych' sytuacjach. Nawet wzmianka o tym, że Criuch pozwolił ich używać ma na celu opisanie w złowrogim świetle Croucha i jego metod.
Zwodnik
Chwilkę. Crouch pozwolił (wprawdzie na wszystkie niewybaczalne, zdaje się, ale i tak używana była chyba tylko AK, o ile w ogóle) i to swoją drogą. Ale ja jeszcze raz wrócę do tej nieszczęsnej lekcji - nikt, wliczając w to Dumbledore'a nie dziwi się, że Auror zna i używa wszystkich trzech. Po co mu one, skoro służyć mają tylko czynieniu zła ? Czy zabicie w walce śmierciożercy jest według Ciebie morderstwem ? Zasługuje na potępienie ?
Katon
Aaaaa... Przecież wiadomo, że nie. Rzecz w tym, że zabicie go Avadą jest złe, tak jak rządzenie za pomocą Pierścienia byłoby złe.

A co do tego, co dzieje się na lekcji... Cóż, po pierwsze zauważyłem tu jakąś niekonsekwencje Rowling. Albo dziwną cechę Dumbledore'a. Zakładamy, że on wie co się na lekcjach dzieje, a w przecięgu sześciu tomów na lekcjach działy się rzeczy straszne, podłe, żałosne, szmaciarskie... nigdy nie zareagował. Po drugie - Moody był ekscentryczny. Mógł tłumaczyć się praktyką. Mógł ukrywać co dzieje się na lekcjach. Mógł powołać się na znajomość tych zaklęć z czasów 'rozporządzenia Criucha'. A może Dumbledore podejrzewał coś i wolał go nie płoszyć?
anagda
"Wszytstko będzie dobrze, synu, zaraz się obą zaopiekuję... Idziemy... do skrzydła szpitalnego...
- Dumbledore powiedział ęz mam tu zostać - wymamrotał ochryple Harry. [...]
- Musisz się położyć... Choć ze mną... Idziemy..."

"w ogóle nie poznałeś prawdziwego Alastora Moody`ego. Prawdziwy Moody nie zabrałby cię ode mnie,po tym, co się wydarzyło. Kiedy to zrobił, już wiedziałem i ruszyłem za wami."


HP i CO rozdział Veritaserum



Biorąc po uwagę ten fragment, wątpię żeby Dumbledore wiedział wcześniej, że Moody jest fałszywy. Może po którymś zadaniu coś mu zaczęło niepasować, ale od początku a pewno się nawet nie domyślał. Dumbledore może i był wielkim czarodziejem, ale nie był nieomylny.



QUOTE
Chwilkę. Crouch pozwolił (wprawdzie na wszystkie niewybaczalne, zdaje się, ale i tak używana była chyba tylko AK, o ile w ogóle) i to swoją drogą. Ale ja jeszcze raz wrócę do tej nieszczęsnej lekcji - nikt, wliczając w to Dumbledore'a nie dziwi się, że Auror zna i używa wszystkich trzech. Po co mu one, skoro służyć mają tylko czynieniu zła ?


Hm... Nie pamiętam dokładnie gdzie to było, wiec cytat z pamięci. Wiem że to było gdzieś w "Komnacie Tajemnic": "To, że czarodziej nie używa czarnej magii, nieoznacza że jej nie zna". To pal licho jak to było dokładnie, ale sens mniej-więcej taki. Żeby móc poznać mechanizmy obronne, najpierw trzeba dogłębnie poznać przyczyny i sposób "działania" danego zaklęcia. A pozatym... To że np. ja wiem że używając noża i wbijając go komuś w serce, sprawię że owa osoba umrze, oznacza że muszę to zrobić? W skrócie, jeśli wiem jak zabić, czy to oznacza że muszę to robić?



QUOTE
Czy zabicie w walce śmierciożercy jest według Ciebie morderstwem ? Zasługuje na potępienie ?


To akurat kwestia sporna. Jak kara śmierci. Nie ma jedynej poprawnej odpowiedzi. wszystko zależy od samego człowieka (w tym wypadku aurora).
Zwodnik
QUOTE
To że np. ja wiem że używając noża i wbijając go komuś w serce, sprawię że owa osoba umrze, oznacza że muszę to zrobić? W skrócie, jeśli wiem jak zabić, czy to oznacza że muszę to robić?


Jejku, toż właśnie ustaliliśmy, że to nie jest "nóż". Cała ta dyskusja dotyczy teorii, że Avada nie jest nożem, jest złem samym w sobie. W każdym razie WG Katona. Poza tym zaklęcie od noża rózni się też czym innym. Znając teorię nie jest możliwe rzucenie go za pierwszym razem idealnie. (odsyłam do tomu V) Znać to jedno. Ale umieć stosować ? Hm...

QUOTE
To akurat kwestia sporna. Jak kara śmierci. Nie ma jedynej poprawnej odpowiedzi. wszystko zależy od samego człowieka (w tym wypadku aurora).


Mylisz się. To nie to samo, co kara śmierci. Auror nie robi w tym przypadku za Sędziego/Kata, ale za...hm...Antyterrorystę. Zabójstwo nie jest karą, ale środkiem zapobiegawczym, mającym zneutralizować zagrożenie. Decyduje nie on, ale sytuacja. Nie wolno tego mylić.
Katon
Tu akurat się zgadzam ze Zwodnikiem. Zabicie śmierciożercy w akcji może być niezbędne i to chyba oczywiste.

Znajomość mechanizmu zaklęcia to jedno. Wiadomo, że aurorzy muszę doskonale znać strukturę czarnej magii. I to jak działa w praktyce. Ale to nie znaczy, że samo umieją jej używać.
smagliczka
Zabicie w walcie śmierciożercy może być morderstwem.
Decyduje o tym konkretna sytuacja, oraz intencja danego aurora, który równie dobrze może zabić z zimną krwią, mając z tego satysfakcję, może zabić we własnej obronie bądź obronie kogoś innego, może zabić w ferworze walki w wyniku "wypadku".
Żeby określić, czy daną śmierć można zaliczyć do morderstwa, trzeba by przeanalizować okoloczności zdarzenia.
Taki Moody np. zabił w walce Rosiera, ale nie sądzę, że było to morderstwo. Rosier po prostu zginął w potyczce z nim, i nie sądzę również że Moody wykończył go za pomoca Avady.

Kwestia użycia Avady moim zdaniem przesądza sprawę. Jeśli ktoś jej używa w walce, używa jej wyłącznie po to, by mordować. Żeby śmierciożercę powstrzymać przed zabiciem innego człowieka, albo unieszkodliwiść, albo obronić się przed nim nie trzeba od razu chwytać za broń ostateczną - a Avada taka jest. Wg mnie użycie jej jest równoznaczne z morderstwem.
Zabójstwo w walce jest często sprawą przypadku - np. sprzężenie się zaklęć , które okazuje się dla przeciwnika śmiertertelne.
Ale Avada użyta w walce to już zamierzone zadanie śmierci - czyli morderstwo.
Nie twieredzę, że każde morderstwo za pomoca Avady jest godne potępienia, ale fakt jest faktem, że jest to morderstwo. Uzasadnione czy nie, ale morderstwo.
Katon
Nie chce mi się wierzyć, chociaż książka w tej kwestii nie daje żadnych podstaw do poparcia mojej tezy, że nie ma ofensywnych zaklęć ogniowych (tak, tak, fajerboli!), kopiących prądem, atakujących drogi odeechowe, etc. No po prostu muszą być. I mogą zabijać. Ale nie muszą.
smagliczka
Też mi się wydaje, że takowe są, bo inaczej mielibyśmy dość ubogi asortyment: drętwota, impedimento, petryficus, expelliarmus i co jeszcze? Jeszcze kilka dziecinnych głupot w stylu tarantallegra.
To byłaby walka na poziomie akademickim - takie zaklęcia znają już dzieciaki. Oczywiście wiadomo, że dorosły czarodziej rzuca je ze znacznie większą mocą, ale jednak mi również nie chce się wierzyć, że aurorzy dysponują tylko czymś takim tongue.gif
W końcu szkolą się przez trzy lata.
Zwodnik
QUOTE
Ale Avada użyta w walce to już zamierzone zadanie śmierci - czyli morderstwo.
Nie twieredzę, że każde morderstwo za pomoca Avady jest godne potępienia, ale fakt jest faktem, że jest to morderstwo. Uzasadnione czy nie, ale morderstwo.


Zupełnie jak policyjny snajper, zabijający przestępcę. To unieszkodliwienie. Które nie zawsze da się zastąpić strzałem np w rękę czy nogę, czasem to za duże ryzyko. Podobnie jak za dużym ryzykiem jest próba oszołomienia kogoś, kto bezpośrednio zagraża życiu twojemu lub kogo innego (a ten warunek spełnia każdy przytomny śmierciożerca z różdżką w reku). Zwłaszcza, że Avada ma jeszcze jedną cechę, która odróżnia ją od większości zaklęć pojedynkowych - nie ma na nią żadnego przeciwzaklęcia ani blokady. Czasem coś takiego jest konieczne tyle. Pisałem już, decyduje nie auror, ale sytuacja. Swoją droga to ciekawe - trzecia osoba i trzecia definicja morderstwa.

QUOTE
Nie chce mi się wierzyć, chociaż książka w tej kwestii nie daje żadnych podstaw do poparcia mojej tezy, że nie ma ofensywnych zaklęć ogniowych (tak, tak, fajerboli!), kopiących prądem, atakujących drogi odeechowe, etc. No po prostu muszą być. I mogą zabijać. Ale nie muszą.


Podstawy pewnie by się znalazły. Wprawdzie nie w opisanej przez Ciebie formie. ale mamy kilka innych - wspomniane przeze mnie wypruwanie wnętrzności (chyba, że jest to zabieg medyczny biggrin.gif, wiwisekcja na przykład biggrin.gif ), ale mamy Sectumsemprę - jestem pewien, że wprawnie użyta mogłaby zabić zupełnie jak prawdziwa szabla. No i zaklęcie - eksplozja, jakim posłużył się Pettigrew. Ale wszystkie one z oczywistych względów nie nadają się dla Aurora, który musi działać szybko, 100% pewnie i co najważniejsze precyzyjnie. Zwłaszcza, gdy w pobliżu są cywile.
Katon
Zgoda, zgoda, zgoda. Ale AK jest zaklęciem czarnomagicznym. Ja po prostu wychodzę z założenia, że używanie czarnej magii jest złem i prowadzi do zła, nawet jeśli cel wydaje się słuszny i racjonalny. To jak przyjmowanie darów od diabła. Zawsze będą ludzie, którzy uznają, że cel jest tak ważny, że warto sprzymierzyć się z diabłem by go osiągnąć. Ale wg. mnie to najbardziej niebezpieczna filozofia jaka powstała w historii świata.
patix
Opozycja do "cel uświęca środki".
Niedawno pojawiło się nowe (jak zawsze świetne)opowiadanie Kitiary - jak ślicznie się wpasowało w temat...
Zwodnik
QUOTE
Zgoda, zgoda, zgoda. Ale AK jest zaklęciem czarnomagicznym. Ja po prostu wychodzę z założenia, że używanie czarnej magii jest złem i prowadzi do zła, nawet jeśli cel wydaje się słuszny i racjonalny. To jak przyjmowanie darów od diabła. Zawsze będą ludzie, którzy uznają, że cel jest tak ważny, że warto sprzymierzyć się z diabłem by go osiągnąć. Ale wg. mnie to najbardziej niebezpieczna filozofia jaka powstała w historii świata.


Z czymś takim ciężko dyskutować. Bo zło, o którym Ty piszesz jest, przynajmniej dla mnie, na tyle abstrakcyjne, że niemożliwe to pojęcia. Nie widze go i nie czuję. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić konsekwencji użycia Avady (ani zła, do którego prowadzi), które byłyby inne niż w przypadku uśmiercenia w jakikolwiek inny sposób. Nawet konieczne zabójstwa są czymś złym. To jest przecież to słynne zło konieczne. Na dłuższą metę nawet takie pozostawia daleko idące skutki dla psychiki - poczucie winy, wątpliwości, to wszystko ciągnie się latami. Nieprzypadkowo tak wielu policjantów i żołnierzy ma problemy, leczą się u psychologów czy psychiatrów. Ale dodawanie do tego równania kolejnej zmiennej, czy raczej niewiadomej, to już dla mnie za dużo. Może dlatego, że za mało tego typu książek łyknąłem, żeby bez trudności rozgraniczać magię na białą i czarną z definicji, bez okoliczności dodatkowych. Za to za mocno staram się odnieść to wszystko do rzeczywistości. Może. Niemniej uważam, że w tym przyopadku mam rację. Okaże się.

QUOTE
Niedawno pojawiło się nowe (jak zawsze świetne)opowiadanie Kitiary - jak ślicznie się wpasowało w temat...


To już wiem, dlaczego od miesięcy nie kończy swoich pozostałych opowiadań smile.gif


Katon
No dobrze, ale tak jak wg. ludzi wierzących istnieje diabeł i np. opętania, tak samo w świecie pełnym magii istnieje zła magia. Myślę po prostu, że trzeba przyjąć pewne założenia wynikające z konwencji.
anagda
QUOTE
Podstawy pewnie by się znalazły. Wprawdzie nie w opisanej przez Ciebie formie. ale mamy kilka innych - wspomniane przeze mnie wypruwanie wnętrzności (chyba, że jest to zabieg medyczny biggrin.gif, wiwisekcja na przykład biggrin.gif ), ale mamy Sectumsemprę - jestem pewien, że wprawnie użyta mogłaby zabić zupełnie jak prawdziwa szabla. No i zaklęcie - eksplozja, jakim posłużył się Pettigrew. Ale wszystkie one z oczywistych względów nie nadają się dla Aurora, który musi działać szybko, 100% pewnie i co najważniejsze precyzyjnie. Zwłaszcza, gdy w pobliżu są cywile.


No właśnie ciekawa jestem, dlaczego nikt z niego nie korzysta. Jakoś nie chce mi sie wierzyć, że Snape (no i teraz i Harry) są jedynymi ludźmi, którzy znają to zaklęcie (które swoją drogą też powinno być niewybaczalne ze względu na skutki, no ale...).
Ben
Oczywiście że nie dry.gif
Katon
A czemu nie? A ja myślę, że właśnie tak. Że to zaklęcia zna tylko Snape i Potter.
smagliczka
Mogłabym się pod tym podpisać, gdyby nie jeden zgrzyt. Dlaczego nikt nie okazuje zdziwienia, dowiedziawszy się o wypadku z Sectumsemprą? Gdyby nauczyciele nie znali tego zaklęcia, zaczęliby pytać jak do tego doszło - tym bardziej, jeśl Snape tak szczegółowo - jak zostało powiedziane w książce- zapoznał ich z całą sprawą.

No, ale z drugiej storny zachowuje w tajemnicy fakt istnienia "zagryzmolonego podręcznika" ,w którym wypisał własne zaklęcia. Może zwyczajnie bał się, co nastąpi, jeśli wyda się, że zabawiał się w wymyslanie złowrogich klątw?
A może nie chciał, żeby wydało sie, że to on wynalazł Sectumsemprę, której użył Potter i którą wszyscy znają, jako okrutną czarnomagiczną broń.


Właciwie ciężko tu orzec. Ale fakt, nikt Sectumsempry jak na razie nie używał - więc wyglada na to, że nikt jej nie zna. Ale to też o niczym nie świadczy.
solve
QUOTE
Dlaczego nikt nie okazuje zdziwienia, dowiedziawszy się o wypadku z Sectumsemprą?


A dlaczego mieliby okazać zdziwienie? Przecież niemożliwością jest, żeby w świecie magicznym istniało TYLKO JEDNO zaklęcie o takim skutku, ale z pewnością są też zaklęcia o PODOBNYM lub zbliżonym działaniu.

QUOTE
Gdyby nauczyciele nie znali tego zaklęcia, zaczęliby pytać jak do tego doszło - tym bardziej, jeśl Snape tak szczegółowo - jak zostało powiedziane w książce- zapoznał ich z całą sprawą.


Może kochany Snape ich okłamał? tongue.gif Pisząc ''szczegółowe zapoznanie z całą sprawą'' autorka nie musiała mieć na myśli faktów prawdziwych, ale to, co powiedział Snape. A on Pottera nie za bardzo lubił...
Nic nie stało na przeszkodzie, żeby wcisnął im gadkę o tym, jak Harry zaatakował Dracona, ale nie musiał mówić jakm zaklęciem. Zresztą po co miałby to mówić? W Hogwarcie codziennie odbywają się jakieś potyczki, a coś nie chcę mi się wierzyć, że każda jest dokładnie badana, z wyszczególnieniem zaklęć jakich użyto tongue.gif
smagliczka
Owszem a Hogwarcie codziennie dochodzi do jakiejś draki i bójek na klątwy, ale zauważ, że nie codziennie na biją się z użyciem Czarnej Magii. A co jak co, ale tę nauczyciele hogwartcy potrafią rozpoznać.
Nie uażasz chyba, że nauczyciele mogli ten "wypadek" potraktować jak każdą inną potyczkę. Harry niemal śmiertelnie - i jakże spektakularnie - ranił drugiego ucznia. To nie był jakiś tam "upiorny gacek" czy coś w podobie. To była czarnomagiczna klątwa o bardzo niebezpieczym działaniu. Tego nie można przyrównać do sandardowej bijatyki na zaklęcia, które są na porządku dziennym.

A co do Snape'a - to jego geniuusz i umiejętnośc oszukiwania swoją drogą, ale naprawdę nie uwierzę, by w takiej sprawie wciskał nauczycielom kit - a już zwłaszcza dyrektorowi, czy McGonagall, którzy przygłupami nigdy nie byli.

Skoro "zapoznał grono pedagogiczne ze szczegółami" świadczyć to musi - znając chrakterek Snape'a - ze całą historyjkę mógł jeszcze celowo ubarwić o inne, niekorzystne dla Pottera, fakty. Ale nie sądzę, by udało mu się zataić, że przyczyną tragedii było użycie grożnej czarnomagicznej klątwy. Zrasztą to wydać na pierwszy rzyt oka. Chyba każdy widział, że Draco był ZAKRWAIWIONY jak zarżnięte prosię! Takiego efektu nie uzyska się stosując szkolne "upiorogacki".
Dalatego twierdzę, że nauczyciele musieli być wstrząśnięci - taka rzeźnia przecież nie dzieje się codziennie. I moim zdanie MUSIELI pytać jak do tego doszło.

Oczywiście mogli nie wiedzieć, że Harry zaatakował Malfoya Sectumsemprą, ale na pewno wiedzieli, do jakiej kategorii zaklęć jego klątwa się zaliczała - czyli zaklęć potężnych i złowrogich.

W ogóle ta cała sprawa z Sectumsemprą moim zdaniem została opisana w nieco nieprawdopodobny sposób - zarówno jeśli chodzi otwarty brak reakcji Dumbledore'a (który słowem nawet Harry'emu nie wspomniał, a moim zdaniem, jako dyrektor powinien - w końcu prawie doszło do morderstwa!) jak również sprawa samej skruchy (lub raczej śladowych ilości bądź jej braku) u Harry'ego - który przeraził się na początku, ale szybko po nim spłynęło, i zaczął się przejmowac straconymi szansami w Quidditchu. Każdy normalny człowiek byłby wsrząśnięty, że omal nie zabił... No ale wchodzimy tu zwów na zupełnie inne tory - jak zwykle moje zkłonności do zjeżdżania się ujawniają cheess.gif

Sectumsempra jest moim zdaniem znana tylko Potterowi i Snape'owi, ale jednak wątpliwości które wyraziłam odnośnie zachowania nauczycieli, sprawiają, że nie moge być tego pewna w stu procentach. Dla mnie jest to po prostu dziwne, że nikt o nic ni pytał, i nikt nie dociekał prawdy. Próba morderstwa - bo tak to wyglądało - w dodatku tak krwawego morderstwa, to nie są przelewki. A nie wydaje mi się, by istniało jakieś zaklęcie o podobnym działaniu. Tak tragicznym i okrutnym jak Sectumsempra, by można wsicnąć kit nauczycielom.
solve
Że też chce Ci się tyle pisać tongue.gif

Ja natomiast w 100% wierzę (no, może w 99% xP), że Sectumsepra znana była TYLKO Sevkowi i Harry'emu. I może Dumbiemu.
Amen.
Myślę, że nie można dobitnie mówić o próbie morderstwa. Najwyżej próba nieumyślnego morderstwa, niezależnie do tego, jak to zabrzmi. Przecież Harry nie chciał go zabić, ale się bronił. Więc mamy przypadek czarnomagicznego zaklęcia użytego w obronie... Gdyby Snape wiedział, że w przyszłości jego dzieło uratuje życie Potterowi biggrin.gif
Poza tym w książce nie ma dokładnie opisanych faktów, jakie przedstawił nauczycielom Sevek. Ja swój poprzedni post oparłem na własnej interpretacji, choć oczywiście każdy może widzieć to inaczej.
Niemniej Snape mógł oczernić Pottera, ale nie musiał zapoznawać całego grona pedagogicznego z tym, jakich zaklęć użyto. Zwykłe stwierdzenie, że ''Harry zaatakował Dracona, z takimi, a takimi skutkami" z pewnością mogło paść z ust Snape'a. Po co dodawać resztę?

A na marginesie: chyba zbaczamy troszki z tematu...
smagliczka
Możesz mieć całkowitą rację.
Jak powiedziałam, sprawa z Sectumsemprą dla mnie jest dziwaczna i niejasna, więc nie upieram się przy konkretnym wytłumaczeniu.

Obstaję przy opcji, że zaklęcie zna Sever i Potter, i nikt więcej - lub, jeśli już ktoś takowy jest, to raczej nieliczne grono.
W sprawie "morderstwa" to rzecz jasna niefortunnie się wyraziłam. Oczywista rzecz, że nie twierdzę, by było to jakieś zamierzone działanie Harry'ego, i że tak je Snape przedstwiał. Po prostu "wypadek przy pracy" tongue.gif
Ale sądzę, że wiadomość mogla się roznieść szybko po szkole, gdzyż Marta wywrzaskiwała o "morderstwie", a potem na pewno zapoznała wszytkie duchy z tą, jakże sensacyjną, wiadomością. Jakby nie było, szkoła wiedziała - znali może różne mniej lub bardziej ubarwiowe wersje wypadku, ale znali.

A sam fakt, że schodzimy z tematu, to zupełnie normalne zjawisko. W zasadzie ten temat od początku tematu się nie trzyma, bo miał być o smierciożercach i członkach Zakonu, a stał się tematem o Zaklęciech Niewybaczalnych, ich skutkach, wpływie na duszę, przyczynach uznania ze niewybaczalne etc.etc.etc.

PS A że chce mi się tyle pisać... siakoś samo tak wychodzi. Jeszcze nie znasz moich naprawdę długich postów. cheess.gif
EmmaLover
Ja myślę, że Sectusempra jest powszechnie znanym czarem i nie mam co dotego żadnych wątpliwości ;]
Wracając do pytania postawionego w temacie... Zakon czy Śmierciożercy?
Hmm, fakt... pytanie nie jest proste... Na tę chwilę przewagę (przynajmniej teoretyczną) wydają się mieć poplecznicy Sami-Wiecie-Kogo.
Zakon stracił swojego największego maga, Dumbledore'a...
No, ale tutaj znów... Nie ma Albusa i Syriusza... Tam cienko z inteligencją, Lestrange, Crabbe czy Goyle to banda idiotów i tumanów (patrz-akcja w DT).
Ale wygra Jasna Strona xD
LilienSnape
uh uh . a co by było jakby wygrała ciemna strona ? x D { nie nie }

moze i jasna strona wygra ; p . ale na pewno nie tak jakby tego chcieli . co to będzie co to będzie ^^
Katon
Oczywiście, że Sectusempra nie jest żadnym powszechnie znanym zaklęciem. Wymyślił je Snape i wcale nie wydaje mi się oczywiste, żeby się tym wynalzkiem dzielił, nawet ze śmierciożercami. Snape to Snape. Tylko on błyskawicznie zidentyfikował co dokładnie się stało. Oczywiście jeśli zakładamy (a ja zakładam) jego lojalność w stosunku do Dumbledore'a to dyrektor też mógł się dowiedzieć. Ale niekoniecznie. To, że Snape jest lojalny nie musi oznaczać, że mówi dyrektorowi absolutnie o wszystkim. Znacznie bardziej zastanawia mnie fakt, jak człowiek tak inteligentny jak Snape mógł dopuścić, żeby jego 'pobazgrana' książka dostała się do szkolnych zbiorów. Niby dostępnych nauczycielom, ale na miłość boską, czy nikt nigdy wcześniej nie dostał do ręki tego podręcznika chociaż na chwilę? Snape uczył eliksirów całe lata, a ten podręcznik leżał se pod biórkiem? Nie zabrał go sobie do domu? Zapomniał? Dziwne. Zalatuje mi bardziej błędem niż tajemnicą =D
smagliczka
A to Snape - a fee, taki nieprofesjonalizm.
Faktycznie, wygląda na to, że o podręczniku zwyczajnie zapomniał. Książka leżała sobie w kredensie w pracowni razem z ingrediencjami i całą resztą klamotów potrzebnych do eliksirów. Właściwe to nie jest dziwne. Być może Snape coś kiedyś sprawdzał (na początku swojej kariery Mistrza Eliksirów) i po prostu ją tam odłożył, i zapomniał - przecież znał to wszystko na pamięć. I tak sobie leżała przez paręnaście lat. Nikt starym podręcznikiem się nie ineresował, nawet jak włamywał się do pracowni, by ukraść parę ingrediencji na nielegalny eliksir wink2.gif - bo przecież każdy uczeń miał własny podręcznik. Snape najprawdopodbniej nie przypuszczał, że komukolwiek przyjdzie do głowy (zakładając, że nikt w kredensie nie powinien grzebać bez jego wiedzy) , że ktoś zapragnie przeglądać jakiś podarty podręcznnik. Że w ogóle ktoś się nim zainteresuje... no, skoro on sam o nim zapomniał. Trochę to nieostrożne - fakt.

Zdał zobie biedaczek z tego sprawę, dopiero jak ujrzał co Potter zrobił Malfoyowi.
Nadal kwestia Sectumsempry jest dziwna - bo kogoś powinno to zastanowić, w jaki sposób Malfoy został tak strasznie poraniony. McGonagall i Dumbledore zdawali się o nic nie pytać, zupełnie jakby zostali zapoznani ze szczególami. Ale z drugiej strony nie sądzę, że Snape podzielił się z nimi całą prawdą. Jak powiedziałeś nie miał żadnego obowiązku spowiadać się przed kimkolwiek, nawet jak był lojalny. No i należy podkreślić, że Snape nie powiedział nikomu o podręczniku - a przecież dosknale wiedział, że to z niego własnie Potter korzystał, Jeśli więc wyjawiłby prawdę o Sectumsemprze innym nauczycielom, mógłby równie dobrze udupić Pottera, mówiąc Slughornowi z czego jego błyskotliwy uczeń przez cały rok korzystał!
A nic nie powiedział i wszystko zachował w tajemnicy.

Wnosiek może być taki: Snape powiedział nauczycielom, a przede wszystkim dyrektorowi i McGonagall, że Potter użył czarnej magii. Wiadomo, że Snape jest ekspertem w tej dziedzinie (najprawdopodobniej najlepiej obeznanym z tym tematem zaraz po Dumbledoorze) więc mógł w tej kwestii polać wodę, że np. to jest taki a taki rodzaj zaklęcia, o takich a takich skutkach, czarna magia bla bla bla... ze sam do końca nie wie, ale przypuszca, że to to albo tamto. I nie ujawnić wszytskiego. Mógł chociażby zasugerować, że Potter wygrzebał wformułę w dziale Ksiąg Zakazanych.

Możliwości miał wiele.

I faktycznie nieprawdopodobnym jest, żeby Snape przyznał sie komukolwiek, że to on wymyślił ową klątwę. Nie wydaje mi się również, by chcwalił się nią wśród śmierciożerców. W końcu to jego wymalazek. I jego tajna broń - Snape lubi zachowywać swoje sekrety w tajemnicy.
A co do podręcznika jeszce... to być może zapomniał nawet, że taką groźną formułę zapisał kiedys na marginesie (przypomniał sobie dopiero jak zobaczył, co stało się z Malfoyem - i szybko skojarzył fakty... no i użył legilimencji na Harrym). Snape też człowiek - nie wszystko jest w stanie zapamiętać i przewidzeć.
EmmaLover
Bardzo ciekawa teoria... Hmm... no możliwe, ale Sectusempra znana zapewne była również innym śmierciożercom. No bo skoro to czarno-magiczne zaklęcie? No nie wiem, ale wygląda na to, że Snape go używał dość często ;]
Co do samego podręcznika Księcia Półkrwi to całkiem prawdopodobne, że CHCIAŁ aby ktoś go znalazł, ale może to nie miał być Potter?
Teorie można snuć, kochani. A kto wie?
Może pani Rowling zechce nam to wytłumaczyć w ostatnim tomie albo chociaż w jakimś wywiadzie?
solve
QUOTE
Może pani Rowling zechce nam to wytłumaczyć w ostatnim tomie albo chociaż w jakimś wywiadzie?


Wyślemy jej sowę z pytaniem tongue.gif

QUOTE
Ale z drugiej strony nie sądzę, że Snape podzielił się z nimi całą prawdą.

Skąd ja znam ten wniosek biggrin.gif
Popieram, bo sam tak uważam.

Ale teraz jak ktoś zauważył pora wrócić do tematu.

Śmierciożercy.
Dlaczego?
Bo mają większe możliwości. Korzystają z czarnej magii bez żadnych ograniczeń, używają zaklęć niewybaczalnych, klątw i uroków, które prawemu czarodziejowi nawet na myśl by nie przyszły. Poza tym za "mistrza" mają Lorda Voldemorta, najpotężniejszego czarnoksiężnika. Owszem, Zakon wspiera Dumbledore, ale teraz go zabrakło i owieczki zostały bez pasterza...

Poza tym śmierciożercy przewyższają Zakon przygotowaniem do walki, w pewnych momentach nawet i liczbą członków. Pozbawieni są skrupułów i sumienia, dlatego zabicie, czy też torturowanie człowieka jest dla nich tylko zabawą.
Nie wyobrażam sobie jakoś, żeby ktoś z Zakonu tak po prostu podszedł do innego czarodzieja i rzucił na niego złowrogie zaklęcie.

Członkowie Zakonu mają duże poczucie wartości człowieka, szacunku dla niego i moralności. Śmierciożercy zaś nie zwracają na to żadnej uwagi. Dodatkowo te akty okrucieństwa potęguje w nich strach przed karą ze strony swego pana.

Dla mnie jasne jest, że śmierciożercy są silniejsi. Ale jak wiadomo nie siła wygrywa w takich pojedynkach...
smagliczka
QUOTE
Bo mają większe możliwości. Korzystają z czarnej magii bez żadnych ograniczeń, używają zaklęć niewybaczalnych, klątw i uroków, które prawemu czarodziejowi nawet na myśl by nie przyszły. (...)Poza tym śmierciożercy przewyższają Zakon przygotowaniem do walki (słucham? - przyp. smagliczki), w pewnych momentach nawet i liczbą członków.


Czarna magia nie daje im przewagi. Niewybaczalne nie są gwarancją sukcesu. Smierciożecy zawsze wykazywali brak zorganizowania właśnie, choć na zdrowy rozum powinno im wszystko wychodzić, skoro szykowali się do niektórych akcji parę miesięcy.A tu klops - kilku (garstka, powiedzmy to sobie )członków Zakonu potrafiło im pokrzyżonać szyki. Ba! Albo nawet garstka nastolatków.

Nie chce mi się powtarzać wszystkiego, co już na ten temat powiedziałam TUTAJ - czyli parę postów wcześniej, na pierwszej stronie tego tematu. Co prawda mówiłam to całkowicie tendedencyjnie, ale nie zmienia to faktu, że dużo w tym prawdy - mojej prawdy tongue.gif

Śmierciożercy sa niebezpieczni, ale Zakon to nie jest banda nieudaczników. Dali sobie z nimi radę w szóstym tomie, a było ich przecież tak niewielu.

Ja jestem dobrej myśli. Ponadto - ha! To już Przemek powiedział w drugim poście tego tematu :
QUOTE
Zakon jest potężniejszy moralnie. I dlatego zwycięży.

I ja się pod tym podpisuję biggrin.gif
Katon
Chciałem na marginesie marginesów zauważyć jedno. Snape nienawidzi Pottera. Ale jeśli jest po Jasnej Stronie (a jest) to doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaki Potter jest ważny. Nie udupiałbi go za wszelką cenę. I myślę, że nie podejrzewał o świadomie użycie czarnej magii.
smagliczka
Ale Katon, choodzi Ci wziąż o tę Sectumsemprę i podręcznik od eliksirów?
No wiesz... Snape nienawidzi Pottera, i wieloktrotnie chciał go udupić - na drugim roku chciał nawet aby dzieciack został wurzucony ze szkoły za przejażdżkę latającym samochodem, ujawieniem się przed mugolami i zniszczeniem bijącej wierzby - tak przynajmniej to wyglądało, że chce doprowadzić do jego wyrzucenia.
Snape zawsze robił wszystko, by upierdlić Potterowi życie, i by do udupić możliwie najbardziej jak się da. biggrin.gif

Dlatego wydaje mi się, że mógłby wykorzystać incydent z Sectumsemprą na niekorzyść Pottera jeszcze bardziej, gdyby tylko nie obawiał się ujawnienia jego własnej tajemnicy, którą był fakt, że to on Sectumsemprę wymyślił.

Ale prawda- Snape jest po jasnej stronie cheess.gif
Katon
To była inna sytuacja. Nie było Voldemorta. Nie było wojny. Potter był znienawidzonym dzieciakiem. Teraz jest znienawidzonym dzieciakiem o kluczowym znaczeniu strategicznym i Snape o tym wie. Wiedział też, że dopóki żyje Dumbledore Potter nie wyleci z Hogwartu nawet gdyby 'wyleciał' formalnie. Zostałby tak czy inaczej, nawet nie będąc uczniem. Dumbledore miałby go puścić w świat, tak o?
smagliczka
O_O Masz rację. Zupełnie jakoś z głowy Voldemort mi wyleciał.

Cofam. Masz rację.

Ale i tak rozpowiedział nauczycielom zame złośliwości o zachowaniu Pottera - tego jestem pewna. Gdyby tego nie zrobił, przestałby być Snape'em cheess.gif
PrZeMeK Z.
Po raz kolejny trudno się nie zgodzić z Katonem. Dumbledore zatrzymałby Harry' ego w Hogwarcie za wszelką cenę. Nawet sam Harry to dostrzega, myśląc bodajże w drugim tomie, gdy groziło mu wyrzucenie, że może Dumbledore pozwoli mu pozostać w zamku jako pomocnik Hagrida.

Myślę, że Snape zostawił swój podręcznik w biurku, bo za jego czasów uczeń bez podręcznika nie otrzymałby żadnego "zastępczego". Po prostu musiałby bezsilnie podpatrywać działania innych, by ostatecznie i tak zostać wyszydzonym przez Snape' a. Więc nie było obawy, że książka kiedykolwiek wpadnie w czyjeś ręce.
Poza tym, Snape raczej nie spodziewał się szybkiego opuszczenia posady nauczyciela eliksirów. Owszem, chciał uczyć obrony przed czarną magią, ale przez tyle lat, gdy Dumbledore mu odmawiał, przyzwyczaił się do tej posady i przestał myśleć, że jest kilka rzeczy, które powinien ze soba zabrać, opuszczając stanowisko. W Hogwarcie Snape zasadniczo czuł się bezpieczny i to sprawiło, że popuścił sobie cugli. Jestem pewien, że za lat służby Czarnemu Panu sytuacja taka, jak Potter podsłuch..ący jego rozmowę z Karkarowem (w IV tomie) nie mogłaby mieć miejsca. Snape nie dałby się podejść.

A sprawa Sectumsempry faktycznie została trochę po macoszemu potraktowana. Dawniej Rowling rozciągnęłaby jej konsekwencje co najmniej na rozdział. No, ale w szóstym tomie miała o wiele ważniejsze sprawy do opisania. Myślę, że po "przesłuchaniu" Harry' ego Dumbledore rozmawiał ze swoimi najbliższymi współpracownikami - Snapem, McGonagall - i niejako wymusił na nich, by nie karać Harry' ego ponad miarę. Zapewne przypomniał im, jakie znaczenie ma Harry i dodał, że chłopak będzie mu już wkrótce bardzo potrzebny. Jestem pewien, że jego słowo skutecznie ochroniło Harry' ego, tak jak to robiło wiele razy w przeszłości.
smagliczka
Wrrrr... i właśnie w takich momentach trafia mnie jasny szlag. Ocharania Harry'ego, bo będzie mu chłopak potrzebny - kurde, o co on, narzędzie do walki z Voldemortem?
Powinni mu dać taki szlaban, że dzieciak by popamiętał do końca swych dni ! mad.gif
Prawie zabił człowieka! Ta, a Dumbledore pogłaskał go po główce,. statata..."Harry na pewno nie chciał, przecież to taki dobry chłopiec, Severusie. Daruj sobie. Przecież to młodzież. Taki wiek. To był wypadek... bla, bla, bla... Nie bądź zbyt surowy"

Ciekawe co by się stało, gdyby Malfoy był w znacznie gorszym stanie, a Severus sie spóźnił. Dyrektor miałby na karku połowę ministerstwa, a Potterek wylądowałby w Azkabanie!

Albus powinien go nauczyć odpowiedzialności za swe czyny - TAKIE czyny, do jasnej... anielki! I jeszce ta cała reakcja Rona "Oj przestań, Hermiono, dramatyzujesz. Czepiasz się Harry'ego i tyle" AAAAA!!! To ma być zachowanie nastolatków, których kolega niemal zabił drugiego ucznia? RANY! Skoro Potter ma być tym cholernym 'wojownikiem jasności' to powinni wyciągnąc z tego konsekwencje. Poważne konsekwencje - oczywiście wszytsko byłoby w zamkniętym gronie, ale POWINNI. A na co wyszło? Że McGonagall go zrugała, dostał szlaban... i chilę później martwił się już o utracone szanse w quidditchu! Jakby spłynęło po nim wszystko. Ot tak, no trudno, przecież nie chciałem- ale najgorsze jest to, że zajmiemy ostatnie miejsce w tabeli! mad.gif
Wrrrr...

Immunitet Pottera zawsze mnie wkurzał, a w przypadku Sectumsempry moja wsciekłość osiągnęła apogeum. Bo to już nie były przelewkii zwyczajne szkolen wybryki. Poza tym Potter jest prawie dorosły. I co? I Dumbledore milczy... jasne... pogłaszczmy ponownie Pottera po główce, przecież on jest stworzony do czego innego, nie będziemy się przejmować takimi głupotami, jak czarnomagiczne śmiertelne klątwy i ich przypadkowe użycie na innym uczniu.

Nie no jasne, Ja nie widzę problemu. mad.gif

NO. (wybaczcie, musiałam) [/off]
PrZeMeK Z.
Przecież nie twierdzę, że Dumbledore zbagatelizował problem! Miałem na myśli, że Dumbledore nie mógł pozwolić sobie na utratę zaufania Harry' ego w tak krytycznym momencie, jak na samym początku ich wspólnej walki o zniszczenie horkruksów. Tym bardziej, że Snape wyleczył Malfoya momentalnie, więc chodziło mniej o ukaranie za poważne zranienie, a bardziej o ukaranie za to, co mogło się stać.
A Harry? Pewnie wolał o tym w ogóle nie myśleć, dlatego zajął myśli quidditchem. Gdyby zaczął to rozpamiętywać, pewnie trochę by to nim wstrząsnęło. Może i zresztą powinno, bo Harry stał się zbyt zadufany w sobie. Ma świadomość tego swojego immunitetu i uważa, że to go rozgrzesza. Tu się zgodzę: na zbyt wiele mu pozwolono.

I tak, Harry jest narzędziem do walki z Voldemortem. Całe jego życie było wielkim przygotowaniem do pokonania Czarnego Pana. Dumbledore sam się przyznaje, że go obserwował, pozwalał mu na łamanie przepisów, byle Harry nauczył się czegoś i coś zrozumiał. I dlatego Dumbledore nie mógł - po prostu nie mógł - pogrzebać teraz całej pracy, jaką włożył w przygotowanie Harry' ego do walki. Tym bardziej, że Harry zdawał sobie sprawę, co zrobił i żałował tego - to wystarczyło Dumbledore' owi. Dał mu drugą sznasę. To nie jest człowiek, który tworzy "szkoły o zaostrzonym rygorze". Wie, że Harry dostał już należyta nauczkę.

Zresztą, może ktoś to lepiej wyjaśni. Ja napisałem o swoich wrażeniach.
smagliczka
tongue.gif
Ja się nie złoszczę na Ciebie, Przemku.

Tylko na Jo, że tak jakoś to opisała... jakby Harrym prawie wcale to nie wstrząsnęło. Zaledwie na początku.
Skoro książka ma UCZYĆ i porusza wątki moralności, odpowiedzialności itp. to moim zdanie powinna pokazać również, że i Złoty Chłopec Dumbledore'a nie jest chowany pod kloszem. I nawet jak zrobi coś głupiego i potem żałuje, to i tak powinnen zostać właściwie ukarany - stosownie do wykroczenia. To był wypadek - jasne. Ale mógł być karastrofalny w skutkach, a Potter, jak również Ron, czy Ginny zdają się tego nie dostrzegać. Tylko Hermiona jest jedynym głosem mądrości - jak zawsze zresztą.

A poza tym, nie rozumiem jak Dumbledore miałby pogrzebac swój plan odnośnie Pottera, jeśli np. wygłosiłby mu dosadne kazanie. Czy to by mu zawaliło jego plan?

Może wtedy do potterowskiego mózgu dotarłoby więcej, niż dotarło do niego, gdy wrzeszczała na niego McGonagall albo wyzłośliwiał sie Snape. Jo POWINNA opisać stosunek Dumbledore'a - bo to on jest przykładem mądrości i moralności w książce.

Myśle, że to było ważne, i winno być wyraźnie podkreślone, że wypadek był tragiczny, a Dumbledore nie pochwala zachowania Harry'ego. A teraz młodym czytelnikom umknie tak naprawdę sens całego wydarzenia. Bo dzieciaki, czytając HP, utożsamiają się z Harrym i jego przyjaciółmi. A niestety Harry i jego przyjaciele niespecjalnie się przejęli wypadkiem Dracona. To jest ledwo dostrzegalne - zupełnie jakby chodziło o jakiś głupi dowcip, ewentualnie złośliwą, ale niegroźną klątwę.Ostatecznie cała sprawa wygląda tak, jakby nic wielkiego się nie stało.

Brakuje mi po prostu wyraźnie opisanych konsekwencji i płynącej z tego nauki. Tyle.
PrZeMeK Z.
NIE KRZYCZ NA MNIEEEEE!!!!!!!!!!!!!!! crying.gif crying.gif crying.gif

Ta książka jest już raczej dla nastolatków, nie dla dzieci. Zresztą, jakoś nie wydaje mi się, by jakieś dziecko miało wątpliwości odnośnie tego, że pocięcie kolegi na plasterki jest złe. wink2.gif
A Rowling, jak pisałem, pewnie nie chciała rozpraszać naszej uwagi przed nadchodzącym "wielkim finałem". Chociaż zgadzam się, powinno to być obszerniej opisane.

Ta książka w ogóle jest trochę niejednoznaczna moralnie. Harry oszukuje, używając książki Księcia i wychodzi mu to w sumie na dobre. Hermiona oszukuje, by pomóc Ronowi zdobyć miejsce w drużynie i uchodzi jej to na sucho. Snape dokonuje morderstwa/zabójstwa (zależnie od punktu widzenia) i ucieka, nie ponosząc kary. Ginie Dumbledore, ten Największy Dobry. Oczywiście wszystkie te wydarzenia są dla nas zrozumiałe, bo umiemy odczytywać ukryte wskazówki i pewne głębsze treści, ale ja myślę tu o kwestii, którą poruszyłaś, Smagliczko - o dzieciach. Dla nich ten tom jest wyjątkowo... konfundujący, jeśli chodzi o czyny i odpowiedzialności za nie. Dlatego twierdzę, że powinny ją czytać albo z kimś starszym, albo zaczekać, aż zrozumieją, co i jak.

A w ogóle to łeeee tam, temat. W tym temacie najciekawsze są offtopy i ich powinniśmy się trzymać.
Zwodnik
QUOTE
Tylko na Jo, że tak jakoś to opisała... jakby Harrym prawie wcale to nie wstrząsnęło.


Ech...toć już całe wieki temu ustalono, że HP niesie pozytywne przesłanie, ale nie wprost, to nie jest bohater baśni czy bajki, który jest idealny.

Patrzysz na to jakby oczami...nawet nie McGonnagall, ale jakiejś bliżej nieokreslonej surowej nauczycielki która nie ma zielonego pojęcia o sytuacji. Co miało nim tak wstrząsnąć ? Jasne, że trochę go przeraziły skutki zaklęcia, ale zauważ, że nie rzucił nim w losowy cel ale w kogoś, kogo nienawidził od lat z całej duszy, o kim był pewien, że jest śmierciożercą i...jesli mnie pamięć nie myli Malfoy właśnie zamierzał miotnąć w niego Cruciatusem. Harry czuł raczej ulgę, że nie wpadł w większe kłopoty, a nie wyrzuty sumienia, że zrobił krzywdę Malfoyowi.

Zwracam tylko uwagę na ten fakt. Do całości aktualnej dyskusji się nie odnoszę, bo nie akceptuję przyjętych założeń.
smagliczka
QUOTE
Co miało nim tak wstrząsnąć ?


No wiesz... wychodzi na to, że czarodzieje są troszku znieczuleni na takie rzeczy jak masakryczne klątwy i ich skutki. Jest to nierealne - bo tak naprawdę każdy normalny człowiek, nawet, jakby kogoś nienawidził z całego serca, byłby wstrząśnięty faktem, że omal nie pokroił go żywcem. Tym bardziej powinien być wstrząśnięty nastolatek, którzy rzucił klątwę zupełnie bezmyslnie i nie znając jej działania.
I nie wikam, co chciał mu zrobić Malfoy - mi chodzi o stosunek Pottera właśnie.
Jak sam napisałeś:
QUOTE
Harry czuł raczej ulgę, że nie wpadł w większe kłopoty, a nie wyrzuty sumienia, że zrobił krzywdę Malfoyowi.

To właśnie wydaje mi się pochrzanione. Że ulżyło mu, bo nie wpadł w kłopoty - a nie wstrząsnął nim fakt, że mógł doprowadzić do śmierci człowieka przez swoją jawną głupotę. I nie ważne, że nienawidził Malfoya.
Nie wiem, może ja mam wpojone nieco inne wartości - może faktycznie myślę jak "surowa staromodna nauczycielka, która nie ma pojęcia o sytuacji". Ale wydaje mi się jednak, że na Harrym, jako tym normalnym chłopcu o normalnym spojrzeniu na dobro i zło (pomińmy drobne sprawy stające w zprzeczności z moralnością, takie jak oszustwo itp. bo chyba to trochę nie przystaje to sprawy z Sectumsemprą - jakby nie było jest nieporównywalne) powinno to wywrzeć większe wrażenie. I kwestia nienawiści i szczeniackiej antypatii w stosunku do Malfoya w tym przypadku powinna zejść na drugi plan.
Tak przynajmiej zachowałby się normalny człowiek z normalnym systemem wartości.
Ale najwidoczniej młodzi czarodzieje cierpią na znieczulicę. Może to już jest na porządku dziennym, że szkolnych wrogów obrzuca się klątwami i tak w zasadzie - nawet jak ich skutki są wstrząsające - to szybko się o tym zapomina. Nie rusza ich nic... a raczej rusza ich tylko to, że mogą mieć z tego powodu kłopoty.

To jest pochrzanione. Ale może tylko w moich oczach, bo mi by do głowy nie przyszło, żeby martwić się o quidditcha po tym wszystkim. I być może ten cały incydent sprawiłby, żebym zastanowiła się nad tym, do czego prowadzi nienawiść.
I nad samym sensem ninawiści do Malfoya - bo właściwie to czemu oni się tak nienawidzą?
Zupełnie jakby ich rodziny wymordowały się nawzajem.
Oni po prosttu się nie lubię. I tyle. Ale taka Sectumsepra powinna otworzyć Harry'emu oczy. Mnie by otworzyła. Co więcej: pewnie miałabym ogromne wyrzuty sumienia, i być może nawet przestała walczyć ze swym "odwiecznym wrogiem". Takie wydarzenia jak Secrumsepra - czyli nieumyślne spowodowanie bardzo groźnego wypadku, który potencjalnie mógł skończyć się śmiercią - powodują, że ludzie przystają i zastanawiają się nad sobą i tym co robią.
Harry się nie zastanawiał za bardzo. Żaden z jego przyjaciół nie uznał tego wydarzenia za wstrząsające. Zero jakijkolwiek refleksji - ale za to strach o własną skórę.

Zabrakło mi skruchy w tym fragmencie książki, zabrakło głębszych przemyśleń, wyrzutów, poczucia winy. Tego wszystkiego mi zabrakło - czyli normalnych ludzkich odruchów, które może nie powinny się pojawić w przypadku śmierciożerów, ale w przypadku szesnastolatka, i to jeszcze tego, który ma ponoć dobre serce i "siłę miłości" (matko, jak to patetycznie brzmi!) powinno mieć miejsce.
Nie miało.

A tak z innej beczki: to faktycznie niesamowita umiejętność - kochać swych bliskich. Niespotykana. Jakoś nie rozumiem do tej pory tej wyjątkowiści Harry'ego. Wiele jest podobnych dzieci w Hogwarcie, które utraciły rodziców a ich życie nie było usłane różami (chociażby taki Neville). Co w tym takego niesamowitego, że Harry potrafi kochać? A co, miałby wszystkich nienawidzić?

Wcale nie jest niesamowity, a jego reakcja po wypadku z Setumsemprą jest - rzekłabym - raczej mało wrażliwa. Taki on znowu pełen miłośi i wyjątkowy. Phi...
http://rynek.gps.wroclaw.pl
I tak łaśnie rośnie nam off cheess.gif. Ale ja już chyba wyeklsplowatowałam się w temacie Sectumsempry. Oczywiście zawsze można kręcić się wokół własnej d... osi.
Ale już mi się nie chce więcej. Być może za poważnie traktuję lekturę tongue.gif Ale wkurzają mnie właśnie takie wątki, które są traktowane po macoszemu, a właśnie one nie powinny. Jo mogła sobie darować jeden mecz quidditcha (ale zaraz podpadnę!) i opisać dogłębniej Sectumsemprę, bo to było ważne.
Ale może tylko dla mnie - nadwrażliwej i zbyt dosłownej "surowej nauczycielki"

Pozdrawiam.
Zwodnik
QUOTE
I nie wnikam, co chciał mu zrobić Malfoy - mi chodzi o stosunek Pottera właśnie.


Ależ to jest kluczowa kwestia ! Wracamy tu w pobliże kwestii Avady. Czym innym jest broń używa przeciwko niewinnej osobie, a czym innym użyta w samoobronie. Może i nie najlepsza w tym wypadku i zastosowana nieco na wyrost (co faktycznie wzięło się z głupoty, tego nie neguję) ale jednak...Nie można mówić, że wazne jest tylko CO ktoś zrobił a nie w jakiej sytuacji. Tak się po prostu nie da.

QUOTE
I kwestia nienawiści i szczeniackiej antypatii w stosunku do Malfoya w tym przypadku powinna zejść na drugi plan.


QUOTE
I nad samym sensem nienawiści do Malfoya - bo właściwie to czemu oni się tak nienawidzą?


Ooooj. Nie chciałbym Cię obrażać sugestią uważniejszego przeczytania książek. Ale mylisz się w tym momencie bardzo. Jesteśmy na szóstym roku. To już nie jest szczeniacka antypatia, znana z pierwszych 2-3 tomów. To już nie jest "niechęć do zarozumiałego chłopca który uważa, że jest od wszystkich lepszy" (bo coś takiego zdarza się w niemal każdej klasie/szkole). Spójrz na to z perspektywy Harry'ego - jest pewien (i słusznie!), że Malfoy jest śmierciożercą. To już nie jest Draco Malfoy, zarozumialec, tylko zwolennik Voldemorta, ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu. I jako takiego Harry "ma prawo" go nienawidzić. Malfoy stoi już niemal w jednym szeregu ze swoim ojcem i pozostałymi śmierciożercami.

QUOTE
Zupełnie jakby ich rodziny wymordowały się nawzajem.


Ekhm...Zauważ, że Malfoy jest zwolennikiem i sługą kogoś, kto zamordował rodziców Harry'ego.

Podsumowując - Harry NIE JEST w żadnym wypadku wzorem do bezpośredniego naśladowania. Dobro w HP jest zakopane nieco głębiej. Uczucia, jakie odczuwa Harry można różnie oceniać, to już zależy od poglądów na kwestie moralne. Ale nie powinniśmy się im dziwić.
smagliczka
No i git. Każdy ma swój punkt widzenia, ja swojego nie zmienię cheess.gif
Nienawiśc nienawiścią, ale to i tak jest chore, by kogokolwiek nienawidzić tylko dlatego, że ten ktoś ma ojca śmierciożercę (i podejrzewa się, że sam jest smierciożercą - tylko podejrzewa, przypominam) i że ten ktoś jest chamem i zarozumialcem, do tego stopnia go nienawidzić, żeby nie przejąc się tym, że go się poćwiartowało. Tak silna nieanwiśc Harry'ego do Dracona? Przecież to nie Draco wymordował mu rodzinę i nie Lucjusz. No - w takim razie Harry musi być cholernie nienawistną osobą. Jego nienawiść rozciąga się na setki osób! A ponoć jest tak wyjątkowy, i kochać potrafi. Żadna sztuka kochać Syriusza, Rona, Hermionę i resztę. Ale sztuka mieć wurzuty sumienia, jak się poważnie zraniło swego wroga.
I mi cały czas - podkreślam - nie chodzi o okliczności, w jakich się to stało, nie o sprawę, że Hary działa w samoobronie, bo, fakt, musiał się bronić I już nawet nie o to, że użył Sectumsempry, której nie znał - ale o jego późniejszy stosunek do całej sprawy.

Spłynęło po nim zbyt szybko. Tylko o to mi chodzi.
Katon
Zapominacie chyba o kluczowej sprawie! Potter rzuca Sectusepmre nie mając pojęcia co rzuca. Mało to rozsądne, jednakże trudno oczekiwać, żeby spodziewał się czegoś takiego. Podjął decyzję instynktownie. Przypomniała mu się formuła. Co ma do tego nienawiść? To tak jakby napastnik zamachiwał się na mnie nożem, a ja na oślep wymacałbym coś, co leżałoby pod ręką i uderzył tym i tak akurat by się złożyło, że wymacałbym tasak. 'Na wrogów'. Tak pisało. Akurat w tej kwestii zupełnie rozumiem reakcje Harry'ego. O ile jego chęć użycia niewybaczalnego zaklęcia była niepokojąca i zdradzała mroczniejsze zakamarki jego duszy, o tyle ta nieco rozpaczliwa samoobrona była na swój sposób oczywista. Nierozsądna. Szalenie ryzykowna. No ale w takich chwilach nie myśli się o konsekwencjach. Mam nawet wątpliwości czy zważywszy na stan świadomości w momencie rzucenia zaklęcia zaszło tu chociażby przekroczenie granic obrony koniecznej.

Btw, często zastanawiam się jak tą scenę sfilmują. Tak otwarcie 'krwawej' jak dotąd nie było w sadze. A jednak film nie będzie przecież od 15 lat.
smagliczka
Oczywiście, nie wiedział, co rzuca - i tym bardziej powinien być wstrząśnięty efektami. I tym bardziej powinien to przeżyć. I tym większa skrucha być powinna, skoro okazało się, że niechcący go poćwiartował...

Ale dobra, dajmy już temu spokój. Off się rozrasta niemożebnie cheess.gif

A swoją drogą, to ciekawe jak nakręcą scenę z Sectumsemprą. Obawiam sie, że dupnie, ale może nawet ją pominą. Nie pokażą czegoś tak krwawego. Hehe... i zobaczcie wygląda na to, że pokazanie Avady w filmie (czyli jakby nie patrzeć - morderstwa) jest sprawą znacznie "łagodniejszą" w odbiorze, niż krwawy wypadek w łazience.
Katon
Ale trudno odczuwać skruchę a) z czegoś niechcącego b) w sytuacji kiedy ratowało się własne życie może nawet c) kiedy uszkodziło się wroga.
smagliczka
Mówicie o tym, jakby to była jakaś zupełnie błaha sprawa. Ot, taki wypadek.
Właśnie dlatego, że nie zdawał sobie sprawy, nie wiedział jak działa zaklęcie, nie chciał użyć czegoś tak brutalnego (bo, gdyby wiedział, nie użyłby) - właśnie dlatego powinien być totalnie wstrząśnmięty.

Gdyby zrobił to specjalnie, oczekiwałby właśnie takich skutków - i nie zrobiły bo one na nim wrażenia, prawda?

I tak, można odczuwać, a nawet powinno się odczuwać skruchę - wyrzuty sumienia, że przez przypadek i niechcący omal się kogoś nie zabiło. Nawet jeśli we własnej obronie i jeśli się za tamtą osobą się nie przepada.

A Harry to raczej nie ratował życia - Draco rzucił tylko Cruciatusa, a to nie zabija tongue.gif Zresztą Draco chyba nie ważyłby się go zabić, skoro miał misję do wykonania. Ściągnałby tym samym na siebie uwagę - i dupa z zadania.

Z tego, co mówicie wygląda na to, iż nienawiść do Dracona sprawia, że Harry nie ma wyrzutów sumienia. Ciekawe, czy jakby go zabił ta głupia, ślepa nienawiść, (i sam fakt, że Draco jest jego wrogiem) wciąż miałaby nad nim władzę to tego stopnia, że nie odczułby skruchy...

... przecież nie chciał i się tylko bronił. Więc czym się przejmować?
Zwodnik
QUOTE(smagliczka @ 27.01.2007 00:06)
I tak, można odczuwać, a nawet powinno się odczuwać skruchę - wyrzuty sumienia, że przez przypadek i niechcący omal się kogoś nie zabiło. Nawet jeśli we własnej obronie i jeśli się za tamtą osobą się nie przepada.

A Harry to raczej nie ratował życia - Draco rzucił tylko Cruciatusa, a to nie zabija tongue.gif Zresztą Draco chyba nie ważyłby się go zabić, skoro miał misję do wykonania. Ściągnałby tym samym na siebie uwagę - i dupa z zadania.
*



Ad1) Nie wtedy, gdy życie poświęcasz na walkę z takimi jak on. Twoim problemem jest właśnie zrozumienie relacji między nimi."Nie przepada". Dobre sobie. Ich konflikt dawno temu wyszedł poza kwestie szkolne, można wręcz powiedzieć, że spłynął na nich z zewnątrz z racji stron, po jakich się znaleźli. W wielkim uproszczeniu - Malfoy nienawidzi Pottera jako największego wroga Voldemorta (czyli swojej strony), zaś Potter traktuje Malfoya jako żołnierza przeciwnej strony, w dodatku ucieleśniającego na mniejszą skalę jej zło - okrucieństwo, rasizm, naprawdę głębokie zło. To, że nie dogadali się pierwszego dnia pierwszego roku, czy to że się nie lubili później nie ma tu już żadnego znaczenia. Nawet jeśli było zalążkiem tej wrogości, to nawet bez niego ich relacje dziś wyglądałyby tak, jak wyglądają.

Ad2) Najwyraźniej nigdy nie znalazłaś się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. W takiej sytuacji działają odruchy i emocje. Żaden z nich nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, co robi. Plany nie mają tu nic do rzeczy. Czy Potter miałsię w ułamku sekundy zastanawiać, czy Draco może sobie pozwolić na jego zabicie czy też może nie ? Miał czekać i sprawdzić, czym oberwie ? Poza tym jeśli dla ciebie możliwość oberwania Cruciatusem to jest "tylko"...


smagliczka
Moim zdaniem bardzo wyolbrzymiasz nienawiść, jaka istnieje między Potterem a Malfoyem. Są osoby, których Harry nienawidzi bardziej - i naprawdę ma za co.

A już złaszcza po wydarzeniach, jakie rozegrały się na wieży - Potter miał możliwość spojrzenia na Dracona z nieco innej strony (chyba że jest ślepy i głuchy i niczego do siebie nie będzie chciał dopuścić - w efekcie, zagłuszy wątpliwości i uprze sie jak osioł nadal go nienawidzić w taką samą mocą) Teraz jednak śmiertelna nienawiść Pottera powinna zostać obrócona przecikwo komu innemu.

I oczywiście, Harry się nie zastanawiał, czym Draco w niego strzeli. Twierdzę tylko, że Draco nie byłby AŻ tak głupi, by próbować Pottera zamordować - wtedy w łazience. Rzecz jasna Harry w ferworze walki nie wiedział co sam robi, jak również Draco. Ale mimo wszystko nie wydaje mi się, by Malfoy użył czegoś śmiertelnego, nawet jak nie do końca nad sobą panował.
Voldemarket
Voldemort jest najlepszy!! dementi.gif

Posiada wielką wiedzę oi na bierząco sie rozwija............Dubledore był potężny ale był ciut starszy od Voldemorta ->rozwijał się równie szybko co dawało mu tu przewagę.......

Śmieciożercy to pionki Voldemorta .........więc pod względem masy są silniejsi od zakonu,jednak nie atakują grupowo tylko małymi grupkami........(Armio śmierciożerców do boju!!)plask-odgłos ludzi mninisterstwa i aurorów rozgnieconych przez zbyt dużą liczbę AVADA KEDAVRA czarodziej.gif


Ps; Hmm toche oftop ale fajnie by było gdyby Potter zabił Voldemorta i sam przejął jego władzę.............. dementi.gif



To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.