Tak więc jest. Nowy rozdział. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Namęczyłam się jak diabli i wiecie co? Dla mnie jest serio super. Życzę miłego czytania
Zmierzchało. Dumbledore siedział w swoim gabinecie i wpatrywał się w okno zadumanym wzrokiem. Był już taki stary… Zastanawiał się nad tym co począć. Czasem przeszkadzało mu to, że niestety jest świadom pewnych rzeczy o wiele bardziej niż inni. Zwykle to na nim spoczywała odpowiedzialność.
Rozejrzał się po gabinecie. Ileż to razy Harry siedział w tym o to krześle naprzeciwko… Niekończące się dyskusje… Wszystko miało mu pomóc przeżyć… Nie wszystko wychodziło tak jakby sobie tego życzył. Ale skończyło się tak, jak nie śmiał nawet marzyć. Harry Potter… Chłopiec Który Przeżył… Mężczyzna Który Zwyciężył. Na jego oczach Harry dorastał. Ech… Ta cholerna potrzeba wielkości. Nigdy by nie pomyślał, że to w jego rękach będzie spoczywać los największego i niepokonanego małego czarodzieja w historii magicznego świata. Harry był taki…dobry. Zupełnie różny od niego samego… Kto by pomyślał, że właśnie on – Albus Dumbledore, był zwyczajnym egoistą. Nie… To niedobre słowo… A przynajmniej nie jedyne… Westchnął. Od samego początku wiedział, że jest nieco inteligentniejszy niż reszta ludzi w jego wieku. Ba, nie tylko!
Lepszy… Najlepsze stopnie, najlepsza opinia, najwięcej przyjaciół, największe uznanie… Zawsze on. A tylko Aberforth się na nim poznał. Czasem miał wrażenie, że te jego przenikliwe niebieskie oczy – tak podobne do jego własnych – zaglądają mu w głąb duszy. On jeden widział, jak bardzo pragnął wielkości. Nie, to za mało. On pragnął władzy i potęgi. Chciał być największym i najpotężniejszym czarodziejem jakiego znał świat. Wszyscy mieli go za dobrego, poczciwego, jakże pomocnego i zdolnego ucznia! A przecież on krył w sobie taki potencjał! Miał wielkie plany. Gellert… Tak… Dawno o nim nie myślał… To było jak iskra. Tak piekielnie bystry umysł. Ich myśli biegnące jednym torem. Plany dotyczące mugoli. Plany dotyczące
jego… Te namiętne chwile spędzone na polach… Albus Dumbledore, największy i najbardziej zasłużony dyrektor Hogwartu – gejem. Obaj zabiorą tą tajemnicę do grobu. W sumie Grindelwald już to zrobił. Sam go tam zaprowadził. Zamienił jego życie w piekło. A w piekle można ufać tylko diabłu. To był jeden z trudniejszych momentów jego życia. Tak bardzo bał się tej chwili.
Wrócił myślami do Harry’ego. Może właśnie dlatego tak bardzo starał chronić się go przed popełnieniem tych samych błędów. Wiedział do czego to może doprowadzić. Wystarczy popatrzeć na niego samego. Co zrobił z Arianą… Co zrobił z samym sobą… Co chciał zrobić milionom niewinnych mugoli. Nie wiedział co nim kierowało.
Bzdura – odezwał się cichy głosik w jego głowie.
Mógłbyś przynajmniej być szczery wobec własnego sumienia. No tak. Insygnia. Przekleństwo. Bał się ich jak ognia. Niemal poprowadził Harry’ego tą samą ścieżką. Jednak on jest o wiele rozsądniejszy od niego. Wie co jest ważne w życiu. Zawsze się kierował dobrem reszty. Postępował według planu dobra wszystkich poza sobą… A nie dla większego dobra… Tak zasadnicza różnica. Taki mały tragiczny bohater. Mimo wszystko…
Podniósł się powoli z krzesła i ruszył w stronę Fawkesa.
- Czas sprawdzić, jak się sprawy mają. – pogłaskał go po szkarłatnej główce i mrugnął do niego delikatnie. Feniks po chwili zniknął w płomieniach, a dyrektor zamyślony wyszedł z gabinetu.
***
Hermiona myślała nad tym cały dzień. Zachowała się wtedy ogromnie nieuprzejmie. Rozważała wszystkie za i przeciw. Jednak w końcu zdecydowała się to zrobić. Zmierzchało…
Kochany Wiktorze
Piszę, ponieważ chciałam Cię najmocniej przeprosić za sytuację, która wynikła ostatnio. Wiem, odzywam się później niż można by było oczekiwać jako oznakę dobrego wychowania. Jednak musiałam sobie to wszystko dokładnie przemyśleć. Tak, to prawda, że coś mnie łączyło z Malfoyem. Jednak to „coś” było jedynie w sferze fizycznej. Innymi słowy łączył nas tylko seks. Wiem, jak to musiało wtedy wyglądać. Malfoy nie należy do osób szczególnie spokojnych. Zachował się co najmniej jakbyśmy byli razem. A nie byliśmy. Wiem, pewnie nie chcesz tego czytać, ale czuję, że muszę Ci to wyjaśnić. Tak naprawdę tęsknię za Tobą. Było nam wtedy tak dobrze. Wiem, że zachowałam się okropnie i masz prawo mnie za to znienawidzić. Mam jednak małą, maleńką iskierkę nadziei, w której tli się niewielki ogień z szansą na to, że mi któregoś dnia wybaczysz. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Jeszcze raz przepraszam za tamto. To nie powinno się zdarzyć.
Hermiona
Hermiona zapieczętowała list i przywiązała do nóżki sowy, zanim zdążyła się rozmyślić. Odetchnęła głęboko.
Malfoy nigdy się nie zmieni. Dostałaś tego najlepszy dowód. Co ty sobie myślałaś?! Czas zostawić to za sobą…- O nie..
- Ależ tak…
- Dlaczego?
- Och, proszę Cię! Nie drwij.. To żałosne…
- Ale CO?
- Nie nie… Należy zapytać jak… ***
Śniadanie przebiegło nie w lepszej atmosferze niż poprzedniego dnia. Niebo dalej było zasnute szarością. Przy stole dla nauczycieli każdy siedział zatopiony we własnych myślach. Jedynie Draco tryskał optymizmem i dobrym humorem. Spojrzał po kolegach. Dumbledore siedział i z uwagą czytał jakąś nieznaną mu gazetę. Sprout grzebała smętnie w misce owsianki. Flitwick mamrotał coś do siebie, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego gdzie jest. Hermiona natomiast z nosem wycelowanym w sufit nie zaszczycała go nawet jednym spojrzeniem. Jego obserwacje przerwało nadejście poczty. Ze średnim zainteresowaniem zaczął przyglądać się lądującym sowom. Nagle poczuł muśnięcie skrzydła. Hermiona dostała list. Starał się nie okazywać zainteresowania, jednak nie mógł nie zauważyć jak czytała go z wypiekami na twarzy, a jej twarz pojaśniała. Zapłonęły tak dobrze znane mu już iskierki w oczach. Schowała list do kieszeni, zanim zdołał dostrzec nazwisko nadawcy. Zupełnie jakby poczuła jego palące spojrzenie. Natychmiast odwrócił wzrok. Ta minęła go i podeszła wprost do Dumbledora. Szepnęła mu coś na ucho, a ten powstał i razem z nią ruszył do wyjścia. Niemal usłyszał kilka westchnień pochodzących od uczniów. Oj tak… Hermiona wzbudzała nie lada pożądanie w tej szkole. Ale wróć.
Od kogo był ten list? I dlaczego w tą sprawę wmieszany jest dyrektor? Przestało mu się to podobać. Obudziła się w nim zazdrość. Co takiego napisał ten nieznajomy mu korespondent, że Hermionie zapaliły się iskierki w oczach? Jego iskierki… Przecież to spojrzenie należało do niego… Tak figlarne. Wrr… Jego dobry humor momentalnie się ulotnił. Wstał od stołu nie kończąc bekonu i tostów. Szedł przed siebie, nie zauważając niestety ile spojrzeń tym razem wlepiało się w niego. Nie wiadomo już było kto jest bardziej uwielbiany, on czy profesor Granger. Malfoy jednak nie miał do tego głowy.
***
Hermionie drgnęło serce, gdy sowa wylądowała tuż przed nią. Proszę, niech to będą dobre wieści! – modliła się w duchu. Szybko rozwinęła list.
Najdroższa Hermiono,
Cieszę się, że napisałaś. Jak to mówią – lepiej późno niż wcale, prawda? Nie ukrywam, że cała ta sytuacja wprawiła mnie w niesamowite zdumienie oraz oburzenie. Zrobiło mi się też zwyczajnie przykro. Ty? I ten dupek? Nie jest godzien całować rąbka twojej szaty, wiesz o tym. Ech… To ty powinnaś się tak przede mną kajać, a nie na odwrót… No, ale jednak. Myślę, że już widzisz co jest grane. A więc odpowiadając na Twoje pytanie – tak wybaczam Ci. Kocham Cię Hermiono, wiesz przecież o tym. Nigdy nie czułem niczego takiego do żadnej dziewczyny. Do chłopaka zresztą też..Żartuję oczywiście. O tym również Ci już przecież wspomniałem. Nie chcę kończyć tego co jest między nami. Czymkolwiek by to było. Nie mogłabyś przyjechać tutaj na kilka dni? Bardzo chciałbym Cię zobaczyć i z Tobą porozmawiać. Czekam z niecierpliwością na odpowiedź. Kochający
Wiktor Krum Poczuła ogromną ulgę i radość. Odczuła też coś innego, czego nie potrafiła zdefiniować. Szybko jednak zdusiła to uczucie i nie przejmowała się nim. Czuła jak palący wzrok Draco wywierca jej dziurę w plecach, tak więc szybko schowała list i ruszyła prosto do Dumbledora, prosząc go o chwilę rozmowy w jego gabinecie.
- Profesorze, mam pewną prośbę do pana. – zaczęła Hermiona.
- Ależ słucham moje dziecko. – dyrektor uśmiechnął się ciepło i złączył czubki palców patrząc na nią wyczekująco.
- Mam pewną pilną sprawę do załatwienia. Potrzebowałabym kilka dni wolnego. Około tygodnia. Muszę niezmiernie pilnie wyjechać do Bułgarii, także sam pan rozumie… - plątała się.
- Hmm… Myślę, że raczej nie będzie problemu. Zorganizuję jakieś zastępstwo na czas twojej nieobecności. Kiedy chcesz wyjechać?
- Jutro z samego rana, jeśli można.
- Dobrze. Nie ma sprawy Hermiono. – ponownie uśmiechnął się, a ona zauważyła, jak starzec jest zmęczony i zamyślony. Zawstydziła się, że zawraca mu głowę. Do tej pory czuła przed nim pewien respekt. Emanowała z niego tak ogromna moc, że trudno było sobie to wyobrazić. Wstała więc szybko i z krótkim „dziękuję” bąkniętym pod nosem, ruszyła do drzwi.
- Hermiono?
- Tak? – odwróciła się.
- Życie czasem wydaje się być jak
dance macabre, ale gdy przychodzą jaśniejsze dni, spogląda się na nie z zupełnie innej perspektywy. – spojrzał jej prosto w oczy. – Pamiętaj. Do zobaczenia. Życzę Ci udanego wyjazdu.
Hermiona patrzyła na niego zaskoczona, nie będąc pewna jak ma się odnieść do tego zagadkowego i zupełnie wyrwanego z kontekstu komentarza. Po chwili jednak oprzytomniała i skierowała się do swojego gabinetu, zapominając po drodze o uwadze Dumbledora. Po głowie chodził jej już tylko jutrzejszy wyjazd…