Z ballad o szalonych przygodach Mariana Łowcy Krokodyli
O Marianie Łowcy Krokodyli
i Chomiku Tomie
Dawno temu żył na świecie
najsławniejszy mąż w powiecie
w marmur miano mu wyryli:
"Marian Łowca Krokodyli”
Dnia nie było by ten junak
krokodyla nie pokunał.
Złoty włos i śmiałe czyny
-mdlały bestie i dziewczyny.
Raz dla wymierzenia kary
zaszedł Marian do pieczary.
Patrzy – mruga – i nie wierzy
nie krokodyl tutaj leży!
zęby ma to jakby...mniejsze
Nie ten stwór co poprzedniejsze!
Nie krokodyl miał tu skonać!
- Zastał tam Chomika Toma
Niechże zadrżą wszystkie nieba!
Mimo wszystko zdać się trzeba
na tradycję w takim razie
- Poddaj się, o podły gadzie!
tak zakrzyknął dzielny Marian
ale – zgrozo niewspółmiarna!
Choć ten głos by mur rozkruszył
Chomik Tom się nie poruszył!
Czyniąc walkę bardziej huczną
wycelował Marian włócznią.
Wielkie nieba! Co za dziwy?!
Rzucił przecie – ale chybił!!!
Dalsza walka brzmi jak kpina
- chomik miecza nie utrzyma.
Legł więc Marian pod gryzoniem,
lecz co pływa, nie utonie,
gdy zajęcie rzucił pierwsze,
siedzi dziś i pisze wiersze.