Nie lubię mówić o natchnieniu. Wolę o inspiracji. Może to za sprawą skojarzeń - natchnienie kojarzy mi się albo z wieszczami, piszącymi w prawie nabożnym uniesieniu, albo z pensjonarkami, które z wypiekami na policzkach zapisują kolejne strony sekretnego pamiętnika.
Inspiracja może być. A skąd je czerpać? Najlepiej z rzeczywistości. Gorzej - z książek czy filmów, bo pisząc pod wpływem książki/filmu, które nas zachwyciły, istnieje większe prawdopodobieństwo, że zasugerujemy się stylem pisania/obrazem. Kiedy się to trzyma w ryzach, nie widzę w tym nic nagannego. U siebie też obserwuję takie zjawisko. Natomiast mniej doświadczone osoby mogą pójść w kopiowanie. I tu się zaczyna problem. Bo jeżeli pisze się o mutancie z wielkim mieczem, który zabija potwory i kocha czarodziejkę, a nazwiemy go Zdzisiek, Nabuchodonozor czy Adkdeaslksd, to i tak skojarzenie z Wiedźminem będzie natychmiastowe.
http://forum.freeware.info.pl/gry/wargame.htmlJa natomiast czerpię inspirację z historii, cytatów, biografii, podróży. To głównie. Ale poza tym zdarza mi się inspiracja dużo bardziej trudna do wytłumaczenia. Np. widzę jakiś cień, czy coś w tym stylu i widzę scenkę, impresję. Kiedy jednak zabieram się do pisania, mam przed oczyma przede wszystkim postać - kompletną, z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Muszę też znać zakończenie. Inaczej nie siadam przed komputerem.
Więcej grzechów nie pamiętam