Owo poniższe powstało kiedyś na lekcji
polskiego, a konkretniej nawet przezd lekcją, na jednej przerwie. W drugiej
klasie, na zamówienie, na zadanie doomowe. Lubię je... są mniej wymuszone
niż reszta moich innych poematów. Pewnie dlatego, że urodziłam je
spontanicznie.
Jesień
Za ten szelest
puszysty
Zgniłe światło zielone
Kamienny chodnik
piaszczysty
Driady leśne uwielbione
Boginki pół i lasów śpiące
/>Lepkie powietrze do płuc tłoczące
Senne spojrzenie w marazmie
utopione
Błoga cisza wełnianym szalikiem uduszona
Brzytwą
sunąca dłoń leniwa
Skórzana portmonetka kroplą zroszona
Parasol
toczy się
I włosy nasiąkają
Tu nie kryję
inspiracji MDB
Zima
Zimo o okrutnym
smaku
Skrząca się na przekrwionym temblaku
Siłę przepony
osłabiająca
Zachodnie wichry w twarz cisnąca
Fiolki
pękające
W śniegu ginące
Chwalone światem do stóp padającym
/>Zawistnego oka błyskiem oślepiającym...
Ciepło
/>Lato
Zatłoczonym piaskiem
Na gorącej płycie
/>Serem oblepieni
Pianą toczącą się na kolana
Schłodzeni przy
fontannie bluzgów
Zapatrzeni i oślepieni
Faktorem wysokim
otuleni
Egzystują na wpół odurzeni
Już opieczni
/>