Rookwood
27.10.2006 21:10
A ja kocham teatr, moglabym sie tam przeprowadzic... Nie musze wszystkiego rozumiec. wystarczy, ze wdycham atmosfere... A znacie ten dreszcz kiedy swiatla maja zaraz zgasnac, a kurtyna tak niezauwazalnie faluje? Ta kurtyna jest chyba najfajniejsza.
Tylko teatry sie kurcza... Jak bylam mala wszystkie byly takie ogromne. No, moze tylko Teatr Wielki nadal imponuje.
Nie jestem za ambitna chyba, ale proste przyjemnosci tez sie przydaja... Wczoraj bylam na metrze i jeszcze czuje jakbym byla na widowni.
Az nie chce sie wierzyc, ze aktorzy sa tak blisko. Czasami mam ochote to sprawdzic
Właśnie obejrzałam w Teatrze Telewizji spektakl pod tytułem "Oskar" na podstawie książki "Oskar i Pani Róża". Spłakałam się jak głupia. Świetnie grał młodziutki aktor, sztuka pełna ciszy i łagodności, coś co naprawdę warto obejrzeć. Zresztą na podstawie niezłej ( z tego co mi wiadomo - jeszcze nie czytałam) książki. Dziecko w obliczu swojej rychłej śmierci... Wzruszające, przejmujące a także... krzepiące? W pewnym sensie napewno.
Ludwisarz
30.10.2006 22:57
KURDEEE
A tak wlasnie myslalem, zeby dzis wlaczyc TeatrTV, ale zostalem przy kompie.. grr.. moglas mi powiedziec.
ja kolo 25 listopada chce nawiedziec Warszawe i isc na "Czekajac na Godota" - ktos pojdzie ze mna?
i wogole w srode moj ostatni dzien w moim teatrze.
zakonze ponad dwuletnia dzialanosc Tangiem Mrozka o polnocy.
Timmy, jak to kończysz? I masz jakiś spektakl? Kurcze, chciałabym zobaczyć...
A co do "Oskara" ja w ostatniej chwili się załapałam.
Może się wybiorę do Wawy 25 listopada... W jakim teatrze to grają?
Ludwisarz
31.10.2006 15:58
Narodowy, gram Tango Mrożka, bo taka mam umowę z opiekunami.
O matko! Kogo grasz? Artura? W profesjonalnym spektaklu? Wróżę Ci wielką przyszłość, chłopie...
Pszczola
01.11.2006 00:04
Ja się wybieram na "Czekając na Godota". No proszę, może będziemy się mijać na widowni.
1 grudnia wybieram się na "Misterium Życia i Śmierci" Czajkowskiego do Teatru Wielkiego. Może mi ktoś coś więcej powiedzieć o tym balecie?
Z tego co pamiętam miałam możliwośc zagrania kilka razy w Teatrze Muzycznym.
A ostatni raz w teatrze byłam na Walentynki na "Romeo i Julii" ;]
Teraz mam zamiar skoczyć do Opery na "Cosi Fan Tutte" gdzie latają nago i rzucają dmuchanymi lalami i owieczkami ;]
Najbardziej to chyba podobało mi się przedstawienie "Król Ryszard III" i "Pchła Szachrajka" heh ;]
Timmy a właśnie miałam iść w sobotę na "Tango Mrożka" i nadal się zastanawiam czy nie iść ;] - w Poznaniu? Czy gdzie?
Ludwisarz
01.11.2006 16:07
Dziś, we Włocławku, o 23:59.
A Czekając 25 listopada, albo 26 jakoś tak ide w Wawie.
Kurde. Dziś mój ostatni dzień. Smutno.
A mi nie dane było zapoznać się z Beckettem ani z Ionescą. Nie mam bladego pojęcia o współczesnym teatrze. Ostatnia sztuka jaką widziałem, to właśnie Tango Mrożka w amatorskiej aranżacji szkolnego teatru. Podobało się.
Tymmej, życzę udanego występu.
Neonai-->
QUOTE
Do jego przygotowania skłoniła choreografa wspaniała i niesłychanie głęboka muzyka Piotra Czajkowskiego, a także lektura jego wzruszających listów. Powstał spektakl pełen dramatyzmu, głęboko osadzony w realiach epoki kompozytora, niezwykle piękny i poruszający.
Ale ja się z tym zgadzam. Ten balet jest poruszający i naprawdę warto się wybrać.
QUOTE(Ahmed @ 01.11.2006 17:30)
A mi nie dane było zapoznać się z Beckettem ani z Ionescą.
Robiłam na egzamin kiedyś "Macbetta" Ioneski (taka była pisownia, z tego co pamiętam...)
TimmY, kurcze, strasznie chciałabym Cię zobaczyć w Tangu.
I mam nadzieję, że to nei ostatni Twój występ. Mam nadzieję, że to dopiero początek. Może za kilka lat, może gdzieś...
Ludwisarz
02.11.2006 16:49
Pszczola
04.11.2006 13:07
Jestem bardzo ciekawa Becketta w wersji teatralnej. Dane mi było tylko go czytać (no, oglądałam angielski film "Czekając na Godota" - całkiem niezły). Nie wiem zresztą czy to nie lepszy pomysł, najpierw przeczytać co mają wystawić. Pisał i po angielsku, i po francusku. "Czekając na Godota" różni się w obu wersjach. Zresztą didaskalia są tam tak obrazowe, że niemal widzi się sztukę przed oczami. Boję się więc dziwacznych interpretacji tekstu. Nie wiem jak można wystawić np. "Czekając na Godota" inaczej niż życzył sobie tego Beckett.
Czy Beckett jest w kanonie lektur obowiązkowych?
Chyba nie. Ale wogóle wystawiając sztukę zwykle nie patrzy się na didaskalia...
Sih - no, to chyba zależy co tam w tych didaskaliach jest :>
Ja omawiam "Czekając na Godota" na polskim. Ale w samym kanonie to go chyba nie ma...
Nie, raczej to zależy od wizji reżysera. Ale raczej się nie patrzy. Didaskalia to tylko sugestia autora, na której można się wzorować lub nie.
raczej miałam na myśli sytuację, kiedy w didaskaliach podawane są informacje niezbędne, na przykład jakie osoby znajdują się na scenie itp.
ale jeśli się uprzeć, to tego też nie trzeba przestrzegać, przenoszenie kwestii między postaciami, skróty to przecież chleb powszedni, więc upierać się nie będę

.
Skróty są chyba zawsze, tak mi się wydaje, ale mogę się nie znać. A z tym kto kiedy wchodzi i wychodzi też jest różnie, choć często to samo wychodzi z sytuacji, że ktoś wybywa

Czasem ktoś kto wychodzi w didaskaliach zostaje na scenie i vice versa. Ale nie zawsze, no bo przecież troche by się zmienił sens sztuki
Ludwisarz
08.11.2006 19:31
No niby tak w gruncie rzeczy ale spróbuj pomijać didaskalia u Mrożka, gdzie niektóre ponad pół strony zajmują
Heh, no niby u Mrożka ciężko może czasem bywać... Ale wiesz, wszystko zależy od pomysłu tego, kto tą sztukę "ożywia". Aktora i reżysera.
Btw, dziś właśnie dostało mi się, za sugerowanie się didaskaliami. i miałam nawet mini wykład na ten temat... :/
QUOTE
Jutro idę do Starego na nowegp Klatę wg. Dicka
O jej, to był chyba najgorszy spektakl, jaki widziałam. Oprócz "Romea i Julii" w Teatrze Nowym w Poznaniu.
Nie wiem, Klata przegiął ostro, trochę chyba za bardzo wyszedł "poza teatr". Zrobił z teatru jeden wielki teledysk w konwekcji najbardziej tandetnego mtv. Jedyny spektakl, na którym po prostu aż starałam sie zasnąć. Nie wiem, może ja jestem zbyt konserwatywna na taki teatr i nie chciałabym, żeby teatr się w coś takiego obrócił. Zupełnie to nie to.
Moje najukochańsze spektakle to "Zaratustra" Krystiana Lupy w Krakowie, "Dybuk" Warlikowskiego w Warszawie, "Morze i Zwierciadło" Grzegorzewskiego w Warszawie.
Tak tak tak! Ja też nie lubię Klaty!
Nie no, on kiedyś był dobry, tylko teraz się popsuł.
Ponoć 'córka fizdejki' była naprawdę świetna i 'Hamlet' również.
Ja widziałam Rewizora, który mnie tam się podobał, był zabawny, naprawdę mnie śmieszył, ale nic ponadto.
No i te trzy stygmaty palmera eldricha, które były porażką.
Rewizor był wg mnie ciut bez sensu, bo przenośnia była mocno oczywista. Ale nie tak źle. Za to widziałam "Fantazego". Jak Diana rozwarła nogi mówiąc "Chce pan zobaczyć moją ptaszkarnię?" prawie spadłam z fotela. Nie podobało mi się. Bardzo, bardzo, bardzo.
Za to ostatnio byłam na "Braciach K." Andrzeja Bubienia (adaptacja Dostojewskiego) i mnie wbiło w krzesło z wrażenia. Spektakl rewelacyjnie zagrany (a monologi takie, że trupem bym padła w połowie), scena rozmowy Iwana najpierw ze Smerdiakowem, potem z Diabłem niesamowita. I pomysł, że Gruszeńkę, Katję i Lisę gra ta sama osoba - świetny, zwłaszcza, że nieraz aktorka "przeobraża się" na naszych oczach. I nieźle te postacie różnicuje. Świetne! 3 godziny ciężkiej, bolesnej, ale jakże pięknej teatralnej lektury.
A oglądaliście coś Rubina? Taki w miarę nowy reżyser, bardzo czerpiacy z teatru niemieckiego.
Tego, o czym pisałaś nie oglądałam, ale Rewizor mnie po prostu śmieszył. Ta końcowa kwestia 'Sami z siebie sie smiejecie' faktycznie nie zabrzmiala jakos szczegolnie przekonująco, ja tez nie mowie, ze to wybitny spektakl
A mi się akurat podobało, jak ten aktor zagrał ostatni monolog. Ale reszta była taka jakby... ech. Obok. Bo wiadomo, że Rewizora można umieścić w PRL'u z powodzeniem. Ani to odkrywcze ani nowatorskie. Jedyna scena, która naprawdę bardzo mi się podobała to była zmiana dekoracji - z tymi pauzami. A to tak średnio świadczy o spektaklu.
Nie no, w jakiś sposób świadczy - wyjście poza teatr, obnażenie teatru i te sprawy. Tyle, że to żadna innowacja.
Mnie się ostatni monolog nie podobał, bo w żaden sposób mnie nie uderzył, nie dotknął. Wiadomo było, ze nadejdzie ten kulminacyjny moment, kiedy przestaniemy się śmiać, każdy był na to gotów, bo wynikało to z samego tekstu dramatu.
Już to przejście z farsy do serio bardziej mi się podobało w "Krawcu" w Teatrze Polskim w Poznaniu, tam mnie faktycznie skłoniło to jakiegoś namysłu, a w Rewizorze - nie bardzo.
Chciałabym obejrzeć te stare spektakle Klaty, zobaczyć, jak to wygladało kiedyś.
I jeszcze jestem ciekawa tego nowego "Transferu". Czytałam różne recenzje, a nuż coś się poprawiło.
Chociaż do "Trzech stygmatów..." też czytałam różne recenzje, a się całkowicie zawiodłam.
Ale w sumie oglądalam to dzień po Lupie

Uwielbiam Lupę

Szkoda, że Kraków tak daleko.
Byliśmy wczoraj na "Najzwyklejszym cudzie" Szwarca, spektakl dyplomowy studentów IV r. WA PWST w Krakowie. Powiem bez ogórdek, podobało mi się niezmiernie. Bardzo
ładny spektakl, a sami aktorzy zdawali się bardziej bawić tekstem niż poważnie odgrywać swoje role, ale to taka była właśnie sztuka

.
Parę nazwisk chciałabym śledzić, bo mam wrażenie, że krystalizuje się mocne nowe uderzenie... a przynajmniej pewien powiew świeżości w krakowskich (no, zapewne nie tylko) teatrach.
Podobno niektórzy już dostali całkiem niezłe propozycje. Może jednego przywieje do Gdańska.
Ludzie. Jesteście w Krakowie - teatr PWST to genialne miejsce. No byłam tam na dwóch spektaklach w ciągu dwóch miesięcy i dwa razy wyjeżdżałam absolutnie zachwycona - to się nie zdarza.
Wczoraj widzieliśmy Sen nocy letniej, spektakl dyplomowy studentów wydziału wokalno-estradowego PWST. No świetnie, po prostu.
Jako prezentacja umiejętności młodych aktorów wcisnęło mnie momentami w fotel, a kilka razy przeszły mnie dreszcze (zwróćcie uwagę na Lizandra i Hermię). Chociaż na samym początku pomysł na dwór ateński wydawał mi się bardzo mocno naciągany (zwłaszcza na zdjęciach sprzed spektaklu), wyśmienicie się później obronił.
No. Polecam gorąco, wszak bilety tylko 15/17 zł

PS. dodatkowy plus: wstęp dla studentów szkół teatralnych, wiedzy o teatrze UJ i L'Artu za darmo. jeszcze tylko pół roku :>
Z tego co wiem to był ten sam "Sen nocy letniej" co niegdyś w TM w Gdyni. Mam rację? Sih.
Widziałam "Kartotekę" z Teatru Narodowego w Wawie. Nie mogę powiedzieć, że chała, ale nie podobało mi się. Długawe, nudnawe, przefilozofowane. Bardzo mi się za to podobał pan Englert w roli Ojca, kobieta opowiadająca o sukience i Profesor.
Dochodzę do wniosku, że nie lubię takich tekstów. Nie lubię autofilozofii i autopodniecalizmu bohatera, lubię absurd, ale nie w takim wydaniu. Przykro. Wiem, że Różewicz to klasyka, że 'Kartoteka" to rozliczenie, wzniosłe i ważkie, że wojna, że socjalizm, ale... Za dużo w tym dla mnie ludzi, za mało człowieka.
PrZeMeK Z.
04.10.2008 12:30
"Blackbird" na Sarego w Krakowie. Aaa! Chociaż w kilku miejscach nieco przeszarżowany, to jednak świetny. Rzecz o toksycznej miłości między starszym mężczyzną i młodą dziewczyną. Polecam.
a my idziemy w niedzielę na Factory 2 Lupy, Stary, Scena Kameralna na Starowiślnej i ma być awesome!
a ja bym chciała na to rozreklamowane Ucho Van Gogha. ale drogo. w ogóle bym poszła na coś do teatru bo baaardzo dawno nie byłam, nie licząc przedstawienia Nataku w natolińskim domu kultury.
Miętówka
08.10.2008 14:49
A ja byłam na otwarciu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego.
"Damy i huzary" Fredry.
I doszłam do wnionsku, że nie ma to jak teatr. I, że kocham premiery.
PrZeMeK Z.
15.08.2009 21:37
Nie wiem, gdzie to napisać, ale chyba tu będzie najrozsądniej: po latach słuchania piosenek z "Metra", obejrzałem w końcu sam musical. Wersja nienajlepsza, bo zgrana z kasety VHS, ale na więcej chyba liczyć nie można, skoro spektakl zarejestrowano 15 lat temu.
Pierwsza połowa podobała mi się bardziej niż druga, ale obie były wspaniałym przeżyciem. Nie zawiodłem się, a choć sam kultowym tego przedstawienia bym nie nazwał, jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w latach 90. stało się kultowe. Janowski, Groniec i Górniak... Warto. Teksty piosenek nic a nic się nie zestarzały. A "Bluzwis" jest i pozostanie jednym z najważniejszych dla mnie utworów.
PrZeMeK Z.
26.10.2009 22:07
Dobra, nikt nie pisze w tym temacie, ale mam pytanie.
Dlaczego współczesny teatr tak epatuje efektem obcości? Dlaczego każde przedstawienie musi nachalnie przypominać widzowi, że rzeczywistość, którą widzi, jest czysto umowna? Czytałem dziś felieton Irzykowskiego, który już przed wojną zwracał uwagę na to, że takie działania wcale nie wciągają silniej publiczości w przedstawienie, bo widz dąży za wszelką cenę do tego, by na czas spektaklu zawiesić swą niewiarę i uwierzyć w rzeczywistość sceniczną. Zatem momenty "burzenia czwartej ściany" są zawsze traktowane jak chwilowe przeszkody w uwierzeniu w iluzję sceny. Publiczność teatralna niewątpliwie się od tamtej pory zmieniła, ale obserwacje Irzykowskiego pozostają w mocy.
"Kupiec Mikołaja Reja" w reżyserii Zadary (Stary Teatr w Krakowie) jest w całości oparty na efekcie obcości, posuniętym do może jeszcze nie ostatecznych, ale bardzo dalekich granic. Aktorzy grają na ulicy przed teatrem, wyświetlają fragmenty filmu, komentują na bieżąco odgrywane właśnie sceny... Czy naprawdę jedyną rzeczą, którą współczesny teatr może zrobić, jest wołanie: "To wszystko tylko iluzja"? Co w takim razie będzie, kiedy i ta formuła się wyczerpie?
Jeśli jest w tym coś więcej, proszę o oświecenie mnie.
owczarnia
26.10.2009 22:40
Ja mam zawsze raczej wrażenie bycia wciąganą w wir tej iluzji, niż odcinania od niej. Tak jak na przedstawieniach dla dzieci, gdy aktorzy zwracają się do publiki, to publika wkracza w bajkę - nie odwrotnie

.
Edit: doczytałam Twój post o "Metrze"

. Miałam okazję być na spektaktu w Gdańsku, grali w Hali Oliwia i głównie pamiętam trzymanie się za brzuch - byłam w szóstym miesiącu ciąży i okropnie się martwiłam, że dziecku za głośno...
PrZeMeK Z.
26.10.2009 22:50
Widzisz, ograniczyłaś jego kontakt z wyższą sztuką

"Wciąganie w iluzję" działa, kiedy właśnie po to stosuje się efekt obcości - właśnie w takich sytuacjach jak ta, o której mówisz. Sam byłem kiedyś na przedstawieniu "Mistrz i Małgorzata" i kiedy w scenie występu Wolanda przed moskiewską publicznością to MY się nią staliśmy w wyniku zabiegu reżysera, iluzja była wspaniała

Za to działa dokładnie odwrotnie, kiedy np. aktor udaje, że zapomniał tekstu albo gdy komentuje scenę, w której gra. I właśnie sensu tego zabiegu nie widzę.
owczarnia
26.10.2009 22:54
Ale ja rozumiem, co Ty do mnie mówisz, ino właśnie sęk w tym, że na mnie nie działa odwrotnie

. Zawsze wciąga, nie odpycha. W najgorszym wypadku w zabawę w teatr, czego też nigdy dość.
Ja to wszystko widzę zupełnie, zupełnie inaczej, bo ściśle przez Brechta i jego wizję teatru (o której pewnie wam Opalski opowie, bo on się Brechtem orgazmuje).
Po prostu dla twórcy teatru obcości samo założenie jest inne: widz ma zostać wyrwany z tego wygodnego (wygodnickiego?) przecież zatracenia się w dramacie, ma być zaniepokojony, ma być przez to wreszcie
zaktywizowany. Widz jest z natury leniwy

Więc cały ambaras tkwi tutaj w pewien sposób w filozofii teatru: czy teatr ma wciągnąć widza w swój świat, czy ma mu
przedstawić historię. Brecht stał na tym drugim stanowisku. Wciąganie widza jest, nie tylko jego zdaniem (bo pogląd ten dość szeroko jest we współczesnym teatrze reprezentowany, a przynajmniej tak mi się wydaje, po ostatnich spektaklach), dobre dla szkolnego przedstawienia, a teatr, który ma stawiać pytania, kwestionować podejście do pewnych spraw, musi się przedrzeć do bezpiecznie odciętego czwartą ścianą widza. Zupełnie inną kwestią jest realizacja tych założeń, która często pozostawia wiele do życzenia (ale wystarczy wspomnieć tylko "Piekarnię" i już masz Brechta w całej krasie).
"Kupiec", o którym wspominasz, był manifestem "nie-teatru". To była koncepcja próby. Koncepcja spotkania widzów z ludźmi, którzy usiłowali wystawić Reja i nie dali mu rady; na którym fakt, że aktorzy zapominali swoich tekstów miał podkreślać to, jak niemożliwie wiele wierszy ma ta sztuka, miał manifestować to, jak dalece jest to niewystawialne. Tam efekt obcości był wykorzystany chyba najkreatywniej, jak to dotąd widziałam, może nawet najsensowniej.
Po prostu nie zawsze chodzi o iluzję. Punktem wyjścia dla Brechta było zdaje się (bo wybacz, ale już dokładnie nie pamiętam) to, że w teatrze nie da się IDEALNIE odwzorować rzeczywistości, więc poszedł w stronę obnażenia tej iluzoryczności właśnie, wyjaskrawienia. To taka reakcja na skrajnego Stanisławskiego i jego następców.
Można być fanem Brechta, można wielbić Stanisławskiego (bo z jego naturalizmem i koncepcją aktora utożsamianego z postacią winniśmy kojarzyć "czwartą ścianę"), kwestia gustu, kwestia przyzwyczajeń. Ale znak czasów, że Stanisławskim już się spektakli nie gra.
se popisałam.
PrZeMeK Z.
27.10.2009 00:27
Opalski niewiele nam mówi, głównie z nas szydzi i puszcza nam opery

W porządku, rozumiem teraz tę koncepcję, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że się mocno wytarła. Jak widać po "Kupcu", wystawiamy już niewystawialność, co wystawiać dalej? Efekt obcości mnie osobiście zaczyna irytować, bo jedyne pytanie, jakie stawia mi za jego pomocą teatr, to pytanie "ale po co on udaje, że zapomniał tekstu?".
Podoba mi się sam postulat obnażania iluzoryczności, ale zdecydowanie wolę, kiedy odbywa się to nienachalnie. Przecież już sama - dość symboliczna dziś w wielu spektaklach - scenografia nie pozwala nam zapomnieć, że oglądamy przedstawienie. No, ale może jakoś szerzej się wypowiem, kiedy będę więcej wiedział o teatrze.