hm... ok wiec. dzieki wam strasznie misie pysie za wszystkie komentarze i w ogole za mile slowa, nawet te wytykajace bledy i potkniecia- nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak mi wynagradzacie cala prace wlozona w napisanie tego fica. i za te niemile komenty tez dzieki ogolnie, chociaz niezupelnie.

jak wam sie chce czytac to macie- bez pl znakow, bo okropna beta aka moja rodzona siora, znow zwiala na dzialke, tym razem na tydzien i bedzie dopiero next poniedzialek. pomyslalam, ze skoro wlasnie skonczylam to wrzuce od razu. jesli nie mozna tak, to skasuje i dam poprawiona wersje dopiero w przyszlym tygodniu. ale ok- grzmijcie, chwalcie i wysylajcie prezenty, inne kosztownosci, i wszelkie wyrazy wdziecznosci na adres... a zreszta niewazne.

- Malfoy...
Podnioslem glowe, slyszac swoje imie. Harry stal w drzwiach i z niepewnoscia przygryzal zebami dolna warge. Nie patrzyl na mnie, ale nie chcialem zeby patrzyl. Balem sie tego, co moglem zobaczyc w jego oczach i po tym co zaszlo, chyba mialem prawo sie obawiac... Nie chcialem tez, zeby wyczytal ze mnie zbyt wiele- bylo za wczesnie. Minelo ile, godzina, odkad zostawil mnie samego? Jestem Malfoy, naucze sie ukrywac uczucia do niego w szybkim czasie, w koncu tak zostalem wychowany. Ale jeszcze nie teraz, to wszystko jest zbyt swieze!
I po jaka cholere on tu wlasciwie wrocil?! Przestalem w koncu plakac, ale oczy mialem teraz cale zapuchniete i czulem sie tak calkowicie obnazony... Niepotrzebnie mu wszystko powiedzialem, co mnie opetalo?! Wiedzialem, ze nic z tego nie bedzie. Mialem nadzieje, tak bardzo chcialem... ale wiedzialem przeciez... Czy wrocil, zeby sie ze mnie smiac?! Nie sadzilem, ze bylby do tego zdolny, ale czy na pewno? Musialem cos zrobic, nie moge dac sie skrzywdzic jeszcze bardziej.
- Niewazne Potter.
Bylem z siebie dumny. Glos zadrzal mi tylko odrobine i nie sadze zeby Harry... Potter!, cokolwiek wyczul. Nigdy nie byl zbyt wrazliwy i teraz absorbowaly go inne rzeczy.
Jak ja, na przyklad.
Zdalem sobie sprawe, ze niepotrzebnie sie odzywalem. W jednej chwili, na dzwiek mojego glosu, zniknela cala jego niepewnosc. Czyzby cos uslyszal?! Spojrzal na mnie i tym razem to ja uparcie odmawialem spojrzenia mu w oczy, choc wyzywal mnie, zebym to zrobil. Nie moglem i nie chcialem, i nie zrobie tego! Zaden z nas nie powiedzial slowa przez nastepne kilka minut. Wiedzialem, ze mnie obserwuje, czulem wrecz, jak jego wzrok wdraza mi sie czaszke i jak szuka... Harry nad jeziorem, wlasnie wychodzi z wody, potrzasa glowa, probujac pozbyc sie nadmiaru cieczy z wlosow i jest mi tak goraco...
Skurwysyn!
-Potter przestan!! Jak smiesz?! Ty pieprzony...
Nie moglem wytrzymac. Zerwalem sie z lozka i pobieglem w jego kierunku, wszystkie mysli i postanowienia o samokontrolii, zapomniane. Rzucilem sie na niego z piesciami i udalo mi sie go zaskoczyc, moja piesc uderzyla w jego nos, wydajac przyjemny dla ucha dzwiek. Moj triumf nie trwal jednak dlugo- Potter byl zbyt silny i kiedy juz otrzasnal sie z szoku, otoczyl mnie szybko ramionami i przycisnal do siebie, ograniczajac mi swobode ruchow. Szarpalem sie tylko chwile, za wszelka cene probujac wydostac sie z jego uscisku.
Najbardziej zalosny chyba byl fakt, ze bedac obok niego tak blisko i czujac jego zapach...
- Potter, pusc mnie! Zostaw mnie w spokoju, slyszysz co do ciebie mowie?! Nie chce cie nigdy wiecej widziec! Jak mozesz?! Wdzierac sie do mojego umyslu!! Nie masz prawa Potter!! Wez ode mnie te swoja rece, nie dotykaj mnie! Potter, przestan...
Nie sluchal mnie. Mowilem mu, co ma zrobic, a on mnie nie sluchal! I trzymal nadal. Ja musze odejsc od niego, odsunac sie... Ugryzlem go mocno w ramie i z sykiem bolu i zaskoczenia, wreszcie poluznil ucisk na tyle, ze udalo mi sie wydostac. Tchorzliwie ucieklem na drugi koniec komnaty, probujac stworzyc miedzy nami tak duza odleglosc, jak tylko sie dalo. Oddychalem teraz szybko i plytko, efekt naszych wczesniejszych zapasow i gniewu, ktory wciaz rozsadzal mi czaszke. Harry pocieral dlonia obolale ramie, ale widzialem, ze byl na cos zdecydowany. Odczekal chwile i zaczal.
- Malfoy...
Nie, nie, nie, nie...
- Potter, wynos sie stad! Nie chce cie nigdy wiecej widziec. Za kogo ty sie uwazasz?! Czy rozbawilo cie to, co zobaczyles?! Zgwalciles moj umysl i czy bylo warto, czy dostales to, czego chciales?! Wreszcie cos, z czego bedziecie mogli smiac sie przy posilkach- ty i twoi bezcenni przyjaciele. Malfoy zakochany w Potterze- ten biedny, naiwny glupek! Idz i posmiejcie sie razem, moze opowiecie calej szkole, na pewno to docenia! Napisz do mojego ojca, a wtedy pozbedziesz sie mnie raz na zawsze! Proste, prawda?! Na Merlia, bylem taki glupi, myslac, ze moze cos z tego bedzie, ze moze dasz mi szanse. Niepotrzebnie to wszystko... Do jasnej cholery Potter, wyjdz stad i zostaw mnie samego. Nie moge na ciebie patrzec, nie recze za to co zrobie...
Przerwalem. Bredzilem teraz i zdawalem sobie sprawe, ze powiedzialem zbyt wiele rzeczy. Nie chcialem mu mowic, po raz kolejny, tego wszystkiego- znow sie obnazac. Musialem stad wyjsc i pomyslec, ale Potter blokowal jedyne drzwi i nie zanosilo sie na to, ze ma zamiar gdziekolwiek isc.
- Potter...
- Rozmawialem z Nevillem.
Tylko sekunde zastanawialem sie nad odpowiedzia- co takiego mogl mu powiedziec Longbottom?! Z cala pewnoscia nic takiego, calowalismy sie raz- bylem zbyt pijany i nie wiedzialem co robie. Co innego?! Zachnalem sie, sprawiajac wrazenie bardziej pewnego, niz w rzeczywistosci sie czulem.
- Brawo Potter. Nie wiedzialem, ze potrafisz komunikowac sie z ludzmi. Niedawno sprawiales zupelnie przeciwne wrazenie...
- Dlaczego to robisz?! Dlaczego sie tak zachowujesz? Wiem, ze cos do mnie czujesz, wiec dlaczego?
Powaznie Malfoy, czy to jakas slizgonska zalota?! Czy to kiedykolwiek zadzialalo?
Widzialem, ze byl zly i specjalnie staral sie mnie sprowokowac... Odetchnalem gleboko kilka razy i wlasnie otwieralem usta, sam jeszcze niezupelnie pewien tego, co powiedziec, kiedy przerwal mi.
- Nie wiedzialem o korepetycjach.
- Nikt nie wiedzial Potter. Chcialem utrzymac to w tajemnicy i...
Przerwalem nagle, zdajac sobie sprawe, ze wdaje sie z nim w rozmowe. Harry wzruszyl ramionami.
- To... milo z twojej strony. Nie rozumiem tylko dlaczego?
Spojrzal na mnie wyczekujaco, ale ja zacisnalem tylko mocniej usta i uparcie odmawialem odpowiedzi. Zrezygnowal po chwili i ciagnal dalej.
- Powiedzial mi o tym razie, kiedy warzyliscie razem miksture. I jak zobaczyles mnie przez okno. To dlatego ja... chcialem sprawdzic, upewnic sie tylko.
Musialem wygladac na zaskoczonego, ale nie moglem nic na to poradzic. Neville widzial?! Myslalem, ze tak dobrze sie ukrywam, nie dawalem nic po sobie poznac, zawsze sie kontrolowalem... Przypomnial mi sie tamten dzien nad jeziorem i fiolke, ktora wypadla z bezwladnej reki Nevilla. Myslalem, ze to tylko jego niezgrabnosc daje o sobie znac, w koncu to dlatego zaczalem mu pomagac, ale co jesli sie mylilem i on naprawde wiedzial? Longbottom nie byl glupi, wbrew pozorom, tylko ustawiczne uszczypliwosci ze strony Snape’ a sprawialy, ze na Eliksirach zachowywal sie jak ostatnia niezdara. Na poczatku nie wzialem go powaznie i dopiero po jakims czasie zdalem sobie sprawe, jak bardzo kazdy mylil sie w jego ocenie... i jak ja tez sie pomylilem. Nie bylem przy nim wystarczajaco ostrozny i on wszystko zobaczyl. I powiedzial Harry'emu. I Harry wie, bo nawet jesli nie wiedzial, to teraz pogrzebal w mojej glowie i juz wie...
- Powiedzial mi tez o twoim ojcu i o tym, ze nie chcesz byc Smierciozerca.
- Nie mial prawa! To nie...
- Chcesz Malfoy?!
Nie wiem nawet kiedy to sie stalo, ale patrzylem mu teraz prosto w oczy. Widzialem, ze byl autentycznie zainteresowany, nie wiedzialem tylko, dlaczego. Dlaczego Harry?!
Dopiero kiedy zauwazylem, jak jego oczy rozblysly, zdalem sobie sprawe, ze goraczkowo potrzasam glowa. Staralem sie przestac- w koncu obiecalem sobie, ze bede silny i ze bede sie kontrolowal, i ze ze rozpadne sie znow na kawalki, ale nie moglem nic poradzic na lzy, ktore zaczely piec mnie w kacikach oczu. Zacisnalem mocno powieki, starajac sie myslec o czyms innym, probujac wzniecic w sobie ten sam gniew, ktory czulem przed chwila. Nienawidzilem Pottera, nie chcialem od niego niczego, sam sobie dam rade, nie potrzebuje nikogo, nawet mojego ojca, sam sobie dam rade, calkiem sam, bez niczyjej pomocy...
Nie wiem nawet kiedy, poczulem wokol siebie silne ramiona i powoli osunalem sie bezwladnie na podloge, podtrzymywany lekko, ale pewnie. Odarty juz z jakichkolwiek zahamowan, oparlem sie na Harrym i przycisnalem glowe do jego piersi, pozwalajac plynacym teraz swobodnie lzom, wsiakac w material jego koszulki. Probowalem zagryzc wargi i powstrzymac lkania, ktore podchodzily mi do gardla, ale wtedy poczulem rece na moich wlosach i cieply oddech na moim policzku, i Harry przyciagnal mnie do siebie, i to on, to musial byc on, bo nikogo innego tu nie bylo, szeptal mi do ucha, ze wszystko bedzie w porzadku, i ze on sie wszystkim zajmie, i ze mam sie nie przejmowac, bo wszystko bedzie dobrze.
Uczepilem sie go goraczkowo, jakby byl moja ostatnia deska ratunku, zakleszczajc dlonie wokol jego torsu i probujac zblizyc sie do niego jeszcze bardziej, mimo ze nie dalo by sie juz zmiescic miedzy nas nawet kartki papieru.
Patrzylem na niego dlugo, zanim zdecydowalem sie podejsc blizej. Swiatlo w bibliotece bylo juz przyciemnione i tylko przy jego stoliku, jasnym, rownym plomieniem palila sie lampa. W powietrzu czuc bylo ten charakterystyczny zapach starych ksiazek i drewna i calkiem slusznie. Niewazne czy stare, czy te troche nowsze; opasle tomy, czy tylko kilkustronicowe egzemplarze; pelne rysunkow, czy tez zupelnie ich pozbawione, ksiegi wypelnialy ta olbrzymia komnate calkowicie- stojac ciasno, jedna obok drugiej, na kilkumetrowych polkach i pietrzac sie na poustawianych drewnianych stolikach. Bylo dosyc pozno w nocy i wiekszosc studentow udala sie juz do swoich pokojow. Zamek bez nich wydawal sie opuszczony, ale tez dziwnie spokojny, jakby on rowniez oddawal sie na spoczynek. Zreszta, moze i tak bylo- Herm bedzie wiedziala, musze jej zapytac...
Draco siedzial zgarbiony nad wielka ksiega’ Zadziwiajacych Mikstur Magicznych’ i co chwile zapisywal cos na kartce pergaminu. Nieswiadomie okrecal kosmyk wlosow na palcu i mamrotal cos do siebie po cichu, zapewne starajac sie zapamietac pewne fakty... cholera, jutro byl test z eliksirow!
Zazgrzytalem zebami i pokrecilem glowa, probujac pozbyc sie uczucia paniki, jakie mnie przez chwile opanowalo. Trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz.
Podszedlem do Draco, nie starajac sie skradac, ale bedac na tyle cicho, ze nie uslyszal mnie i drgnal silnie, kiedy polozylem dlon na jego ramieniu. Odwrocil sie szybko, zakrywajac reka pergamin na ktorym pisal i w pierwszej chwili jego twarz znow byla taka jak dawniej- pelna glebokiej niecheci i pogardy.
Czasem przerazalo mnie to, jak wydaje sie byc dwoma osobami jednoczesnie.
Kiedy rozpoznal mnie jednak, momentalnie jego rysy zlagodnialy i do szarych oczu powrocil ten cieply blask, ktory zawsze tam byl, jesli zdarzylo mi sie przez przypadek, zlapac Draco, na przygladaniu mi sie. Usmiechnalem sie, jakos tak zupelnie bezwarunkowo i wyciagnalem reke, tarmoszac lekko blond wlosy.
- Harry, przestan, zepsujesz mi cala fryzure. Nie chcesz chyba, spotykac sie z czupiradlem?!
Bylismy para od kilku tygodni i prawie codziennie targalem jego wlosy, i Draco zawsze powtarzal mi zebym tego nie robil, i zawsze nastepnego dnia, robilem to samo, z usmiechem patrzac w usmiechniete szare oczy. Mielismy nasz wewnetrzny zart...
- Jak sie czujesz?
- Dobrze, dziekuje. Jestem troche zmeczony, ale juz prawie skonczylem...
Ostatnich kilka dni Draco spedzil wciaz przesluchiwany, na wszelkie mozliwe sposoby, przez najrozniejszych ludzi z ministerstwa. Chcialem im wytlumaczyc, ze nie potrzeba, ze ja wszystko widzialem, ale nie wierzyli mu i moze mieli troche racji. W koncu, kiedy Malfoy przychodzi do ciebie i mowi, ze chce zdradzic wszystko, zostawic za soba cale swoje dotychczasowe zycie i zaczac od nowa, jaki masz powod zeby mu ufac?
- Chodz, odprowadze cie do lochow.
Mowiac to, usiadlem na jednym z wolnych krzesel i wyciagnalem reke, probujac zlapac pergamin, na ktorym Draco robil notatki. Odsunal go ode mnie lekko, udajac ze nie zauwazyl mojego gestu. Co jest? Juz mialem sie odezwac, kiedy Draco, widzac zapewne moja mine, zerwal sie ze swojego miejsca i usadowil wygodnie na moich kolanach, zarzucajac mi rece wokol szyii i pochylajac glowe, lekko dotykajac swoimi wargami moich ust.
Zawsze wiedzial, jak mnie rozproszyc...
Zdaje sie, ze mruknalem niezadowolony, kiedy poczulem, ze odsuwa sie zbyt szybko i zlapalem jego szyje, pociagajac go na dol. Draco zasmial sie lekko, ale poslusznie otworzyl usta pod naciskiem mojego jezyka.
Uwielbiam go calowac!
Kiedy zaczynamy, Draco zawsze troche sie wstrzymuje, zupelnie jakby obawial sie, ze za chwile go odepchne. Napelnia mnie to taka czuloscia, ze czasem mam wrazenie, ze go zgniote, tak mocno przyciskam go do piersi. I on, zapewne bojac sie o wlasne zycie, sam przyciaga mnie jak najblizej siebie i w koncu nie wytrzymuje, wydaje ten cichutki pisk i jakby peka, otwierajac usta szerzej i biorac wszystko, co chce mu dac. Ma idealnie miekkie usta, ktore zawsze smaruje czyms pachnacym, wiec nic dziwnego i co smakuje jak truskawki. Poza tym Draco pije zdecydowanie za duzo kawy, musze z nim o tym porozmawiac, ktora prawie zawsze moge wyczuc na jego podniebieniu. I nie wiem juz wcale, jak on to robi, ze jego wlosy sa takie miekkie, kiedy zanurzam w nich rece, ani jak, samym tylko pocalunkiem, potraf sprawic, ze odlatuje lekko.
Oderwalem sie w koncu od niego, przeklinajac w duchu wlasne i ludzkie ogolnie, zapotrzebowanie na tlen. Jak zawsze musialem poczekac chwile, zanim Draco powroci na ziemie. Nie narzekalem, zwazywszy ze to JA zrobilem!, podziwiajac jego piekno- zarumienione policzki, opuchniete delikatnie wargi i zamglone oczy. Mialem ochote sie z nim kochac i Draco zrozumial. Zeskoczyl z moich kolan i szybko zgarnal wszystkie ksiazki z biurka.
- Chodzmy.
Podnioslem sie rowniez i zlapalem jego rzeczy. Kiwnal glowa w niemym podziekowaniu i nie czekajac na mnie, ruszyl w kierunku wiezy. Pokrecilem glowa rozbawiony. Na mnie Draco czesto mowi, ze zachowuje sie jak ‘ napalony neanderdalczyk’, ale sam wcale nie jest lepszy. Nie wiem czy zdaje sobie sprawe, jak jest oczywisty, kiedy chce seksu, a nie ma zamiaru upominac sie o nic. Sprytnie, jak mu sie wydaje, sprawia, ze to ja wszystko inicjuje, a potem musze sluchac jego narzekan, ze go wszystko boli. Oczywiscie, w przeciwienstwie do niego, nie mam zamiaru niczego mu wypominac. I tak wiem, ze mu bylo dobrze!
Kiedy tylko upewnilem sie, ze zniknal za rogiem, wyciagnalem pergamin, ktory Draco staral sie ukryc przede mna i kiedy przejrzalem go szybko, nie moglem opanowac szerokiego usmiechu, ktory pojawil sie na mojej twarzy. Prawie cala strona, zapisana byla drobnym, rownym pismem Draco i dokladnie posrodku, malutenkimi literami, nasze inicjaly- HD+DM.
- Idziesz, Potter?!
Usmiechnalem sie jeszcze szerzej.
- Juz, kochanie...
THE END