PrZeMeK Z.
21.11.2007 17:18
Nadążamy i potępiamy.
Katonie, mógłbyś rozwinąć tę myśl?
QUOTE
Ja ocieram się o herezję od dawna. Wierzę w nieomal pełną apokatastazę i zbawienie wszystkich. Tej baby też.
Zaciekawiła mnie.
Miesiąc temu umarł mój kolega. Miał tylko 18 lat, dobry chłopak. Najgorsze jest to, że zabił go dosłownie browar. Dostał zapaści, bo brał akurat jakieś leki. I nawet nie chodzi o to, w jakim wieku, ale w jaki durnowaty sposób! Bezsensownie, głupio! Wypadek, morderstwo, już nawet choroba, ale on dobrze wiedział, że nie powinien pić alkoholu...
"memento ars bene moriendi"
No i wolę kremację, nie chciałabym się obudzić we własnym grobie.
PrZeMeK Z.
30.11.2007 15:29
A chciałabyś się obudzić podczas spalania?
No ale jak już nawet, to zostaniesz spalony/spalona żywcem. Ból i śmierć tak już na amen. Ale przynajmniej natychmiastowa. A nie jeszcze przez godzinę dusisz się trzy metry pod ziemią...
PrZeMeK Z.
30.11.2007 21:23
Zdaje się, że po zakopaniu żywcem nie miałoby się zbyt wiele czasu na kontemplację. Spada zawartość tlenu w powietrzu i tracisz przytomność. Moim zdaniem ta panika nie jest szczególnie gorsza od bólu towarzyszącemu spaleniu żywcem.
A poza tym bez przesady, jest XXI wiek, a my żyjemy w Europie. Tutaj i teraz to nie zdarza się aż tak często.
kunekunda
08.12.2007 21:53
hm wiele razy myślałam nad tym jak bym chciała sama pytałam się innych ale słyszałam tylko taka odpowiedź jesteś za młoda na śmierć i poco o takich rzeczach myśleć przyjdzie na to czas.
A wię c chciała bym umrzeć śmiercią naturalna najlepiej we śnie jest to dla mnie najlepsza śmierć umieram i nie czuje bólu spokojnie w pięknym śnie. Wiele os ób marzy o takiej śmierci , ja uważam że ludzie ktorzy tak umieraja musieli być kimś wspaniałym w życiu i żyć godnie żeby tak umrzeć.
pozdrawiam
PrZeMeK Z.
08.12.2007 22:11
Nie sądzę, żeby rodzaj śmierci zależał od sposobu życia.
Czy jeśli kogoś potrącił samochód, to znaczy, że na to zasługiwał?
Rowniez pozdrawiam i polecam zapoznanie sie z podstawami interpunkcji. Slan!
Moja babcia tez tak twierdzi, ale raczej miala na mysli tylko smierc we snie

bo czemu by byli winni ludzie popelniajacy samobojstwo?? w koncu sami sobie zgotowali taki "los"... osobiscie w to watpie...
Kunekunda,
Ale za to idac takim mysleniem dlaczego uwazasz ze bedziesz godna umrzec we snie?? myslac tak raczej odbierasz sobie takowa szanse, poniewaz czlowiek uwazajacy sie za nie wiem kogo jest dla mnie nikim (ale wiesz, bez urazy

daje tylko taki przyklad)
*dżaźni mnie jak ktos na koncu posta pisze "Pozdrawiam!"
abstrakcja
01.01.2008 00:56
Umierać to ja bym chciała szybko i bezboleśnie. Panicznie boje sie bólu. Śmierci z resztą też. Chciałabym jednak mieć tą świadomość, że umieram... I nie chciałabym być zanadto stara. Boje sie starosci. Chce dozyc gora 70-tki. GÓRA.
Ale wolałabym umrzeć przed emeryturą.
Jakoś tak.
To sie pewnie jeszcze zmieni z wiekiem. Narazie jestem mloda, cale zycie przede mna, to i starość przeraża. Potem pewno strach przed smiercia wezmie górę...
ja się nie boję obudzenia się w trumnie- zawsze mówiłem, że jak umrę to do kieszeni garnituru mają mi wsadzić naładowany telefon

często myślę o śmierci... teraz nawet jeszcze częściej, po ostatniej akcji, kiedy to samochód zatrzymał się 0.5m ode mnie... stanąłem jak wryty i nie wiedziałem co zrobić. dopiero po tym, jak jakiś inny samochód zatrąbił poszedłem dalej... wtedy zacząłem myśleć o tym, jak życie można stracić w błahy sposób, na głupim spacerze po parku czy jak to opisywała Gem, pijąc głupie piwo
abstrakcja
01.01.2008 20:13
Obudzenie w trumnie... nigdy sie nad tym nawet nie zastanawialam, wiec chyba tez sie nie boje ;D . Malo prawdopodobne toto jest.
Samochod... to ja,zeby dojsc na przystanek autobusowy z tej mojej wsi , musze biegnąć przez tory kolejowe. ;D Zdarzylo sie juz pare razy, ze sie nie rozejrzalam [bardzo sie spieszylam - zwykle wychodze majac autobus za 3 minuty] i przebieglam tuz przed nadjezdzajacym pociagiem i zaraz jak znalazlam sie po drugiej stronie torow, slyszalalam jak za mną jedzie pociąg [pospieszny, bo go z daleka ni slychac ni widac ;P].
Momentalnie mi sie slabo zrobilo. ;P
Hermiona1900
01.01.2008 21:12
Obudzenie w trumnie - pomysł z telefonem nie jest głupi. Jeżeli już bym ten telefon miała, to nie sądzę,żebym spanikowała albo coś takiego. Panika by była dopiero wtedy, jakby nikt nie odbierał albo telefon się rozładował
A co do śmierci, to fakt, że może przyjść nagle, niespodziewanie, w każdym miejscu o każdej porze - i to będzie najbardziej nieoczekiwana pora.
Ja tylko chciałabym, żeby śmierć w moim przypadku przyszła szybko, no i żeby było jak najmniej bólu... jedyne wymagania
Miętówka
01.03.2008 18:20
Moja mama jest DZIWNĄ osobą.
Niedawno oświadczyla, że chce, by po smierci jej ciało wiwieźć do lasu i zostawić na pożarcie jakimś zwierzętom.
Nie wiem, czy się na to zgodzę. Ale zawsze możliwe jest, że ona będzie mnie grzebać
Boję się być spalona. Ciało mojego taty zostało spalone i teraz urna stoi sobie w sypialni. Mama się uparła. Kiedyś z tą urną gadałam, teraz przestałam, tylko się z nią witam. Boję się, że moje dzieci (jeśli będę miała dzieci) też wpadną na taki pomysł i będą mogły trochę "mnie" ponosić w kieszeni. Brrr...
Ale nie boję się śmierci. Wszyscy dookoła umierają (moja babcie, mama mojej przyjaciólki i ta przyjaciółka też prawie umarła, bo próbowała się powiesić, ale ją uratowali i teraz łazi po świecie i myśli, jakby tu się znowu zabić), więc czemu mam się bać śmierci. Ludzie umierają, bojąc się lub nie, a wszystkich czeka to samo, więc poco się denerwować??
Hermiona1900
01.03.2008 18:46
Ja się swojej śmierci raczej nie boję. Właśnie bardziej się boję śmierci moich znajomych, ludzi dookoła...przeraża mnie myśl, że tego lub tego już nigdy mogę nie zobaczyć...ale takie jest życie, nie?
PrZeMeK Z.
01.03.2008 19:11
W takich chwilach zwykle pomaga wiara, że spotkamy się kiedyś z bliskimi po drugiej stronie.
Miętówko - sądzę, że ustawianie urny z prochami zmarłego w domu na widoku to niezbyt dobry pomysł. Choćby właśnie ze względu na dzieci, które niekoniecznie muszą rozumieć, dlaczego tata jest teraz w tej urnie. Jakoś po prostu budzi we mnie niepokój pomysł posiadania takiej urny z prochami kogoś bliskiego.
A Twoja przyjaciółka (jest w Twoim wieku, prawda?) wykazała się niepospolitą głupotą, próbując się w tym wieku zabić. Fakt, życie jest tak krótkie, że na pewno nie zdąży już poprawić swojego losu
Zawsze, gdy jadę samochodem z kimś obcym, boję się, że zginę w wypadku. Tym bardziej, że często jeżdżą oni niebezpiecznie. A z obcymi jeżdżę ciągle, bo wracam ze szkoły (a często i dojeżdżam do niej) okazją prawie 20 km.
puszka_po_konserwie
01.03.2008 19:41
Poproszę śmierć, szybką na wynos, zarazem subtelną. Najlepiej dostarczoną po 80 roku życia. Obojętne mi to, czy zostanę skremowana czy pochowana ,,tradycyjnie''. I tak wtedy nie będę żyła. Choć kremacja brzmi bardziej zachęcająco. Większych wymagań nie mam.
Śmierć? Moja śmierć będzie niespodziewana, tak jak śmierci innych bliskich mi osób – rodziny, przyjaciół. Jeżeli nie przydarzy mi się jakiś przykry wypadek, ani choroba, to powinienem dożyć osiemdziesięciu lat, moja rodzina jest raczej długowieczna, najstarsza osoba ma ponad 90 lat. Boje się ciężkiej choroby na starość. Pocieszam się patrząc na siostrę babci – zdrową 87-latkę, która czyta gazety i książki bez okularów, chodzi na długie spacery, uwielbia zbierać grzyby, i nic jej nie męczy. Wracając do śmierci, to myślę, że po prostu pewnego ładnego dnia usiądę wraz z rodziną, wnukami, przy stole, porozmawiamy, a później w wieczorem, albo w nocy umrę. Może akurat będę wstawał, albo kładł się? Może będę siedział przy stole? Nie wiem, ale myślę, że będzie to w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Jak na chwilę obecną wole pogrzeb tradycyjny, ale możliwe, że przekonam się do kremacji w przyszłości.
Hermiona1900
01.03.2008 20:50
śmierć na starość? Może... jeśli właśnie ta starość nie będzie za bardzo męcząca. A śmierć zawsze przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie (tak mi sie przynajmniej wydaje). No bo co? Przewidujesz, kiedy umrzesz? Jest taki moment lub dzień, w którym śmierć nie byłaby "niespodzianką"?
Pogrzeb wolałabym tradycyjny - żadnych urn, kremacji lub czegoś takiego. Może dlatego, że (wiem, to troche dziwne), ale lubię cmentarze. Czasami chodzę sobie właśnie na cmentarz i spaceruję między grobami-jakoś dziwnie mnie to uspokaja. Może to nie jest zbyt normalne, ale właśnie tak mam.
O, i jeśli umrę, nie chciałabym, by żałoba po mnie trwała dłużej, niż miesiąc. Nie ważne, czy ktoś chodzi w tych ciemnych ciuchach, czy nie chodzi na imprezy. Dla mnie liczy się bardziej pamięć, niż żałoba na pokaz.
harolcia
02.03.2008 15:12
QUOTE(Hermiona1900 @ 01.03.2008 19:50)
Może dlatego, że (wiem, to troche dziwne), ale lubię cmentarze. Czasami chodzę sobie właśnie na cmentarz i spaceruję między grobami-jakoś dziwnie mnie to uspokaja. Może to nie jest zbyt normalne, ale właśnie tak mam.
Co do cmentarzy - są na pewno uspokajające. Choć nie lubię tam chodzić, zawsze jak już jestem na cmentarzu, świat wydaje się toczyć się wolniej. Ciszej.Spokojniej. tu już nikt się nie spieszy- bo nie ma takiej potrzeby.
Śmierć we śnie - to chyba marzenie wielu...
Miętówka
02.03.2008 15:16
Przemku - Ja się powoli przyzwyczajam do taty w proszku.

A takich ludzi jak moja przyjaciółka (o rok starsza, ale to i tak nie dużo) jest naprawdę wiele. niestety.
puszko po konserwie - zapakować??
Hiermiono1990 - Mnie też cmentarze uspokajają. Może dlatego, że zwykle (jeśli akurat nie odbywają się jakieś uroczystości pogrzebowe) jest najcichszym miejscem w mieście?? W każdym razie to nie jest nienormalne. Podobno mój tata też lubił cmentarze (taaa... no ale skończył u nas w salonie

)
harolcia
02.03.2008 15:23
QUOTE(Miętówka @ 02.03.2008 14:16)
Podobno mój tata też lubił cmentarze (taaa... no ale skończył u nas w salonie

)
Śmiesznie to zabrzmiało...
Nie wiem, czy mój tata nie lubił cmentarzy- tak jak ja... No ale na nim skończył.
W sumie, nie chciałabym aby ktoś trzymał moje prochy w domu.
Miętówka
02.03.2008 18:58
On też nie. Ale teraz to chyba nie ma wyboru.
Avadakedaver
04.03.2008 08:43
jeśli chodzi o urny, to chyba mnie trochę przerażają. nie chciałbym tkwić zamknięty w "dzbanuszku", może to przez moją klaustrofobię. Moje prochy powinny być rozrzucone. gdzieś.
Miętówka
04.03.2008 15:01
Uściślijmy: urny Cię przerażają same w sobie, czy przeraża cię to, że twoje prochy miałyby się w takiej urnie znajdowac??
Avadakedaver
04.03.2008 16:16
przerazą mnie fakt, że stałbym zamknięty w czymś tak małym. Ale nie miałbym nic przeciwko, jeśli moja babcia na przykład by chciała stać na półce u mnie w salonie, po jej śmierci. Pod pewnym względem też bym chciał, bo za życia jeszcze nie czułbym tak bardzo, że mnie nie będzie. nie że ZGINĘ tylko że "będę sobie wciąż z rodziną, tam gdzie moje miejsce, a nie gdzieś zakopany wśród samych umarlaków i płaczących ludzi.
wiem, że to brzmi raczej niedorzecznie.
Hermiona1900
05.03.2008 00:48
Brzmi całkiem dorzecznie.
QUOTE
przerazą mnie fakt, że stałbym zamknięty w czymś tak małym
A będzie Ci zależało po śmierci? Sory - Twoim prochom? Według mnie, to bez różnicy, czy ktoś by mnie trzymał w urnie, czy rozsypał gdzieś tam. W ogóle nie chciałabym skończyć jako prochy już na samym początku (to dopiero niedorzecznie brzmi). Ja tam wolę już sobie zaklepywać wśród płaczących i umarlaków.
Z czasem strach przed śmiercią maleje, przynajmniej u mnie.
A jak chciałabym umrzeć?
Jak większość: bezboleśnie, szybko, może we śnie i nie chce wiedzieć kiedy.
A co potem?
Ciało nie jest dla mnie najważniejsze. Ważne żeby dusza gdzieś sie podziała
Oby COŚ było.
Pustka mnie przeraża. Takie nic? Otwarta przestrzeń? Nie mogę sobie wyobrazić

.
A ja ostatnio bardzo boję się śmierci, również własnej. Polega to bardziej na świadomości utraty możliwości rozwoju wraz z zakończeniem fizycznej egzystencji, aż chce się przestać spać i zacząć robić te wszystkie rzeczy, jakie sobie kiedykolwiek wymarzyłam. Przeczytać książki, które ciągle odkładam na zaśpotem, spełnić swoje małe podróżnicze marzenie, korzystać z możliwości do rozrywki i edukacji. Nigdy więcej nie zmuszać się do jedzenia niedobrego pokarmu, nie oszczędzać perfum, żyć z dnia na dzień i być idealistą, hurra.
Przeraża mnie możliwość, że jutro w drodze na pociąg przejedzie mnie autobus albo Al Quaida sprawi, że rozpadnę się na tysiące nierozpoznawalnych kawałków mięsa. Bo może, kto wie - może nie dane mi umrzeć we śnie, dożywszy pięknej starości z siwym małżonkiem, kotem i wnukami.
A co potem ze mną zrobią to już mnie jakoś zupełnie nie obchodzi. Spalą, zakopią, zamiotą, postawią na lodówce, rozkroją - whatever :b Bardziej autentycznie przeraża mnie fakt, że czeka mnie kiedyś <prawdopodobnie> w życiu taki moment, że będę musiała być na pogrzebie bliskiej mi osoby. Szczerze? Boję się jak cholera, bo moja prababcia ma 94 lata. Jestem na to za słaba.
Ale się po nocy wynurzyłam, yeah.
A tak jeszcze BTW, nie macie czasem ciągle tego złudnego wrażenia, że jesteście wybrańcami losu, którym nic się praktycznie nie może stać, dla których te wszystkie wypadki samochodowe, pożary kamienic i nowotwory są nieco abstrakcyjne i odległe? Bo ja chyba nadal mam.
Nowotwory ? Hm...nie. Zbyt wielu moich bliskich miało z tym związane problemy. Dlatego tej jednej sprawy nie potrafię jakoś zepchnąć do podświadomości. Ale co do reszty się zgadzam. I uważam, że to naturalne. Ciekawostka, że nawet niektórzy żołnierze idący do walki (przewija się to w naprawdę wielu relacjach np. z II wś) po raz pierwszy - miel przeświadczenie, że im się TO nie może przytrafić. Czuli się wręcz kuloodporni. Szczególnie utkwił mi w pamięci cytat ze wspomnień jednego z amerykańskich spadochroniarzy: "do cholery, miałem nawet wrażenie, że jeśli ktoś do mnie strzeli, będę w stanie uchylić się przed pociskiem". Skoro jest to powszechne nawet u tych, którzy igrają ze śmiercią, to tym bardziej nie dziwi u ludzi, żyjących w "bezpiecznym", "uporządkowanym" i "cywilizowanym" świecie.
I to chyba dobrze. Tzn. z jednej strony może gdybyśmy byli bardziej oswojeni ze śmiercią, nie byłaby ona aż takim szokiem (mówię oczywiście o śmierci innych

) ale z drugiej strony...niezależnie od poglądów i wierzeń wydaje mi się, że zastanawianie czy zamartwianie się tym, na co i tak nie ma się wpływu, nie jest najlepszym pomysłem. Bo potrafi cholernie zatruć życie.
PrZeMeK Z.
29.03.2008 20:11
Zgadzam się ze Zwodnikiem, to zupełnie naturalne - i zdrowe, bo inaczej wszyscy byśmy chodzili znerwicowani.
Ewo - myślę, że ten szybko uciekający czas na życie pełnią życia to trochę złudzenie. Nie wiem, z czego to wynika, ale znam kilka dziewczyn w wieku dwudziestu-dwudziestukilku lat, które czują, że ich życie już się kończy, że przed nimi już tylko starzenie się i że wszystko, co mogły zrobić, już zrobiły. A przecież to nieprawda. Pomyśl, ile jeszcze masz przed sobą lat (nie dręcząc się możliwościami - bo tych i tak nie przewidzisz), a od razu poczujesz się lepiej

Swego czasu bardzo się bałem śmierci kogoś bliskiego, bo do tej pory czegoś takiego nie przeżyłem. Potem mi przeszło.
polecam The Bucket List
aktualnie w kinach
trailer
Avadakedaver
29.03.2008 22:06
tam gra Jack z "will & Grace" XDDDD
fajny serial btw.
Bardzo fajny film. Ani nie genialny, ani nie oryginalny, ale naprawde dobry, budujacy i zabawny.
Avadakedaver
30.03.2008 00:13
juz sie sciaga.
koniec offtopa.
To podrzuć torrenta jakiegoś sensownego, bo cos nie mogę znaleźć.
Avadakedaver
30.03.2008 19:10
Ja nie boję się śmierci, ale nie chcę, żebby nastąpiłą szybko. Marzeniem mojej znajomym jest, jak to określiła "zobaczyć swój własny pogrzeb". Szczerze mówiąc to nigdy nie wiedziałam kogoś z tyloma kompleksami. Nie można chcieć umżeć. Trzeba brać z zycia pełnymi garściami. A może chwytać? Nie wiem. To moje zdanie.
faktycznie, umżeć chcieć nie można.
QUOTE(Katon @ 14.11.2007 00:00)
Absolutnie staroświecko i nie jest poza. Naprawdę tak czuję. Chciałbym żyć długo i umierać staro. W domu i z rodziną i z Komunią Świętą. A przede wszystkim chciałbym żeby było życie wieczne i zmartwychwstanie ciał. Jestem żywotnie zainteresowany kwestią chrześcijaństwa, bo zamierzam żyć wiecznie i nie stać się po drodze Lordem Voldemortem. Mało rzeczy tak mnie obchodzi. A nicość mnie paraliżuje i doszczętnie, zwierzęco przeraża. I żadne 'kiedy jest śmierć nas nie ma' mnie nie uspokaja ani trochę.
Nicość nie wydaje się taka groźna, gdyby ludzie mieli pewność, że życie kończy się definitywnie mniej baliby się śmierci. Łatwiej oswoić nicość niż życie wieczne.
Dziwią mnie jednak strasznie "wierzący" w reinkarnację. Czym ona jest innym niż zupełną nicością? Cóż zostanie ze mnie jeśli w nowym wcieleniu będę inną osobą? Nawet najbliższa mi osoba nie jest moją kontynuiacją co więc mojego będzie w obcym?
Reinkarnacja to jakaś perwersyjna forma rozpłynięcia się w nicości.
Może "wierzącym" w reinkarnację wcale to nie przeszkadza.
Avadakedaver
09.06.2010 07:20
ale to głupkowate jest, wiara w życie pośmiertne. To jak wiara że złowisz rybkę spełniającą trzy życzenia, albo że w wieku 31 lat otrzymasz opóźniony list z Hogwartu.
PrZeMeK Z.
09.06.2010 09:05
A co złego, przepraszam, jest w logice obrazka, który wkleiłeś? Jeśli nie możesz udowodnić, że czegoś nie ma, oznacza to, że ta rzecz może istnieć. MOŻE. Dlatego to się nazywa "wiara", a nie "wiedza".
Avada, jak mi wyjaśnisz swoją konwencjonalną logiką dlaczego niektóre rzeczy w kosmosie wywołują większą grawitację niż powinny patrząc na ich masę, albo w jaki sposób dwie oddalone od siebie o 10 mil cząsteczki przyjmują przeciwne stany atomowe równocześnie, szybciej niż można by przekazać informację nawet z prędkością światła, to wtedy pogadamy o logice wiary.
Już zaczyna mnie trochę wkurwiać oskarżanie wierzących o brak logiki przez ludzi którzy wierzą że są na świecie cząsteczki przyjmujące wszystkie możliwe stany naraz dopóki nie zostaną zaobserwowane. Więcej jest na swiecie rzeczy które przyjmujesz na wiarę nie na wiedzę niż sobie wyobrażasz.
Zresztą też nie trzeba się bawić w jakieś zaawansowane przykłady, 90% elektroniki opiera się na zasadach które wykorzystują liczby urojone, czyli z częścią wykorzystującą liczbę i - która jest pierwiastkiem kwadratowym z -1. Liczbę która w rzeczywistości nie istnieje, ale bez niej nie miałbyś internetu.
Avadakedaver
10.06.2010 07:10
kiedys ludzie nie wiedzieli co jest na niebie. gwiazdy, księżyc itp. no bo jak cos moze wisieć i nie spadać? postęp wytłumaczył. Nie osiągnęliśmy jeszcze najwyższego lvlu, choć aktualnie pytania pozostające bez odpowiedzi są bardziej skomplikowane, jak sam podałeś wyżej. Kiedyś, za rok, dziesięć, sto... Znajdziemy odpowiedź na twoje pytania. Wtedy pojawią się następne (a może i nie). Za głupi jesteśmy żeby wymyślić skuteczny ustrój polityczny a co dopiero zrozumieć cały wszechświat. potrzeba czasu. Niestety po śmierci nie ma życia, więc już tego nie doświadczysz, ale skoro ciebie nie będzie to będzie cie to walić. No, technicznie rzecz biorąc nie będzie. Bo ciebie nie będzie. cokolwiek
QUOTE(Avadakedaver @ 10.06.2010 08:10)
kiedys ludzie nie wiedzieli co jest na niebie. gwiazdy, księżyc itp. no bo jak cos moze wisieć i nie spadać? postęp wytłumaczył. Nie osiągnęliśmy jeszcze najwyższego lvlu, choć aktualnie pytania pozostające bez odpowiedzi są bardziej skomplikowane, jak sam podałeś wyżej. Kiedyś, za rok, dziesięć, sto... Znajdziemy odpowiedź na twoje pytania. Wtedy pojawią się następne (a może i nie). Za głupi jesteśmy żeby wymyślić skuteczny ustrój polityczny a co dopiero zrozumieć cały wszechświat. potrzeba czasu. Niestety po śmierci nie ma życia, więc już tego nie doświadczysz, ale skoro ciebie nie będzie to będzie cie to walić. No, technicznie rzecz biorąc nie będzie. Bo ciebie nie będzie. cokolwiek
E tam i takie z tobą gadanie, jak nic nie załapałeś. Nie chodzi o to że jest skomplikowane wszystko, tylko ze jest tak samo logiczne jak i religia. Nauka wymaga od ciebie tyle samo wiary co ode mnie religia. Są rzeczy które wiemy, że działają bo widzimy to w świecie, widzimy że nasze teorie pasują do tego co się dzieje - ale nie ma fizycznej możliwości żeby udowodnić że to wszystko rzeczywiście istnieje i działa tak jak mówimy. Spora część mechaniki kwantowej polega na tym że wpływasz na wynik obserwacji poprzez samą obserwację, co uniemożliwia jakiekolwiek empiryczne sposoby na udowodnienie zasad nią rządzących, poza powiedzeniem - to działa. Skoro naukowcy nie potrafią udowodnić że istnieją cząsteczki które przenoszą grawitację pomiędzy obiektami, to jaka jest różnica między ich teorią o tym że takie cząsteczki istnieją a teorią pana Ahurubu z wysp hawajskich że grawitacja jest powodowana i przenoszona przez oddech węża świata Ageberenitafyouklowa?
Pomimo tego bardzo modne jest pieprzenie w stylu: "O, ci ludzie wierzący to tacy debile, jak można wierzyć w coś tak nielogicznego i zupełnie nie trzymającego się kupy" przez internet którego istnienie jest oparte na niemożliwej liczbie.
Chcesz być ateistą to bądź, twoja sprawa, ale nie czuj się przez to proszę lepszy od wszystkich wierzących bo ja tak samo dobrze przemyślałem moje przekonania jak ty swoje. Może nawet lepiej, bo ateistów nie oskarża się co drugi krok o bycie kretynami, choć może to błąd.
Avadakedaver
11.06.2010 15:17
rozumiem cię, ale ty chyba nie rozumiesz mnie. albo w ogole sie nie rozumiemy. Chcialem przez mojego posta powiedzieć, że to, że nie ma liczby która jest internetem, czy to, że cząsteczki przenoszą grawitację między obiektami (cokolwiek) i my jako ludzie nie potrafimy tego wytłumaczyć nie znaczy wcale, że to sprawka Boga.
we wczesniejszym poscie bardzo ostrożnie dobierałem słowa żeby nikogo nie urazić bo nie taki jest mój zamiar, wiadomo. Jednak udało mi się przekazać to, co chciałem, czyli to co myślę: i wcale nie chcę tego zmieniać. Uważam, że wiara w życie po śmierci, w jakichkolwiek bogów itp jest głupkowata. Ludzie którzy wierzą w takie rzeczy są wg mnie trochę naiwni.
QUOTE
Avada, jak mi wyjaśnisz swoją konwencjonalną logiką dlaczego niektóre rzeczy w kosmosie wywołują większą grawitację niż powinny patrząc na ich masę
Pijackie przemyślenia #43: Ich czas zycia minal jakis czas temu i obserwujemy powstawanie czarnej dziury?