Macie. Part napisany w godzinkę
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/> fabuła jest taka jaka miała byc, ale wykonanie "na
odpieprz"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/>
__________________________________________
&qu
ot;Niedługo" Lezarda okazało się pięcioma dniami. Bardzo mozolnymi i
ciężkimi. Bardziej niż poprzednie. Wiatr ani myślał złagodnieć, a śnieg
padał nieubłaganie jakby chciał stłumić wiosnę i nie pozwolić jej przybyć.
Kiedy nie myślałam o bólu, zimnie i zmęczeniu modliłam się o cieplejsze dni.
Nieoczekiwanie w dzień przed dotarciem do Wodospadu temperatura zaczęła
wzrastać. Widziałam, że wszyscy przyjęli to z ulgą. Następnego ranka
usłyszałam wodospad i przeraziłam się, bo dźwięk ten powiewał groźbą i
niebezpieczeństwem ,a przede wszystkim potężnym hałasem. Zanim więc ujrzałam
most już byłam przepełniona lękiem. Wiedziałam jednak, że nic nie może mi
się stać. W końcu Lez czuwał nad moim bezpieczeństwem. Jednak gdy zobaczyłam
wątły most, który faktycznie wyglądał na wiekowy zaczęłam szczerze w to
wątpić. W dodatku wydawał się oblodzony. Pod kruchą konstrukcja rwała
szeroka na dziesięć metrów rzeka spadająca w nieopisaną otchłań.
-
Zsiadajcie z koni! - usłyszałam za sobą stłumiony krzyk Sela. Wodospad
był naprawdę głośny.
Wszyscy zastosowali się do polecenia. Nikt się nie
sprzeciwiał, bo przecież sprawa była jasna - most nie utrzyma tak dużych
zwierząt jak konie. Ale czy zdoła utrzymać nas? Słyszałam jak w piersi serce
tłukło mi się jak oszalałe. Bałam się. I to bardzo. Oczami wyobraźni
widziałam siebie spadającą i porywaną przez rzeczną toń. Podczas gdy ja
próbowałam się oswoić ze strachem Sel i Lezard oswobadzali konie z juków.
Chciałam by robili to jak najdłużej, by wejście na most odwlekło się. Nagle
poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam się. Reyden uśmiechnął się i
poklepał mnie delikatnie po barku, co dodało mi nieco odwagi. Kiedy konie
zostały odciążone z naszych bagaży Sel poklepał je po zadach i spłoszył w
las. Po czym podszedł do mnie i popatrzył mi głęboko w oczy.
- Nie martw
się, mała - jego głos dziwnie brzmiał, gdy musiał przekrzykiwać dźwięk
spadającej wody - Kilka kroków i będziemy po drugiej stronie. I... Nie bądź
taka blada.
Widząc jego drwiący uśmiech, którego znaczenia znów nie
mogłam odgadnąć, zarumieniłam się. Wtedy w jego oczach pojawił się błysk
znaczący mniej więcej tyle samo co słowa: "Teraz lepiej, mała".
Odetchnęłam z ulgą. Być może dawny Sel już odszedł na dobre. Nim jednak
zdołałam się głębiej nad tym zastanowić brat Stu wziął mnie pod rękę i
zaczął prowadzić w stronę mostu. Zaparłam się lekko, ale pod naporem jego
siły uległam. Reyden z Savotharte szedł z przodu niosąc najpotrzebniejsze
rzeczy. Ja z Selem, niosącym koce, pośrodku, a Lez ubezpieczał tyły.
Starałam się stąpać jak najostrożniej i wiedziałam, że inni czynią tak
również. Co chwilę słyszałam trzask niestabilnych desek i wtedy serce
podchodziło mi prawie do gardła.
- Spokojnie - zaśmiał się z cicha Sel.
Przyjęłam to prychnięciem, którego i tak nie mógł słyszeć w tym okropnym
hałasie. Nagle tuż przede mną wbiła się strzała. Zaskoczona postąpiłam krok
do tyłu z taką siłą, że deska ułamała się pod moim ciężarem. Czułam jak oczy
rozszerzyły mi się w panicznym strachu. Runęłam w dół. Niemalże czułam zimną
ciecz wdzierającą się już w moje ciało, gdy mocno mną szarpnęło. Spojrzałam
ku rzece, a zaraz potem popatrzyłam w górę i ujrzałam trzymającego mnie za
rękę Sela, którego oczy były nie mniej przerażone od moich. Chwyciłam się
kurczowo jego ręki.
- Nie puszczaj! - krzyknęłam piskliwie, a obok
mnie świsnęła kolejna strzała - Błagam, nie puszczaj!
Nie
odpowiedział. Podniósł nieco głowę, a ja pomyślałam, że zaraz mnie puści. On
jednak zmarszczył tylko brwi i poczułam jak jego palce zaciskają się mocniej
na mojej ręce. Nie wiedziałam co ujrzał na początku mostu. Sprawiło to, że
strach zmroził mnie jeszcze bardziej. Deszcz strzał ustał, ale wiedziałam,
że nieznani mi łucznicy napinają cięciwy. Poczułam mocne szarpnięcie i Sel
wyciągnął mnie w taki sposób, że wylądowałam na nim.
- Niech bogowie
mają cię w opiece - szepnęłam z ulgą - Jeśli...
Nie dokończyłam. Sel
objął mnie i przetoczył się nieco dalej. W miejscu gdzie byliśmy wbiły się
trzy strzały. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć poderwał mnie z desek i
pociągnął za sobą biegnąc ku końcowi mostu. Chciałam się zatrzymać i
wykrzyczeć, że most jest przecież niestabilny, ale zamknęłam tylko oczy
dając się ponieść wirowi wydarzeń. Po niespełna kilku minutach poczułam pod
nogami stały grunt. Wodospad "darł się" nieubłaganie. Otworzyłam
oczy i spostrzegłam na początku mostu żołnierzy... Żołnierzy Tarimina!
Nim zdążyłam się otrząsnąć z tego widoku Lezard dobiegł do nas i z rozmachem
odciął sznury podtrzymujące most przy skarpie i konstrukcja runęła w
przepaść ku lodowatej wodzie. Przez szum Wodospadu przedzierały się wrzaski
ludzi. Nic jednak nie mogłam zrozumieć. Podejrzewałam, że to tylko
nieartykułowane krzyki przerażenia przed nadchodząca śmiercią. Potem
wszystko ucichło. Patrzyłam jak oniemiała na stojącego po drugiej stronie
rzeki Tarimina. Więc to jego ludzie strzelali z łuków. To on... Nie
wiedziałam jednak czy przybył mnie zabić razem z resztą czy ratować.
Postąpiłam krok do przodu. Tari spojrzał na mnie, a potem na Lezarda i
uśmiechnął się dziwnie. Nie musiałam podążać jego wzrokiem, a i tak
wiedziałam, że Lez patrzy na niego z taką samą nienawiścią. Po czym zaczął
wykonywać skomplikowane ruchy dłońmi. To był chyba dawny język Starych
Ludów. Przeniosłam wzrok na Lezarda, a on również wykonał kilka znaków i
odwrócił się dając nam sygnał, że czas ruszyć w drogę. Byłam
zdezorientowana. Podbiegłam do niego i pociągnęłam za płaszcz.
- Co ci
powiedział?
- Że nadejdzie czas, w którym mnie zabije - odparł, ale
miałam wrażenie, że nie mówi mi wszystkiego.
- Co odpowiedziałeś? -
dopytywałam się.
- Że będę czekał.