Ech... napotykały nas różne trudności,
dlatego trochę zeszło. Poza tym ja zmieniłam koncepcję i musiałam parta
przerabiać. No cóż, w końcu jest gotowy. Nie wiem, jak go ocenicie.
/>
Smerfko, niestety nie miałaś możliwości poprawy (złośliwość rzeczy
martwych.. ech), ale moze się nie załamiesz. Nie ma tu zbyt wiele humoru, no
ale...
Ten parcik chciałyśmy zadedykować Nimfadorce. Może jest
tu trochę smutnych momentów, ale ty nie powinnaś się łamać.
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
/>
Ok, kończę juz gadać. Miłego (?) czytania.
style='color:purple'>
style='font-size:12pt;line-height:100%'>JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA - CZĘŚĆ
TRZECIAby kkate &
AnulciaRemus wcale nie czuł się śpiący, mimo,
iż zegarek stojący na jego biurku wskazywał prawie trzecią w nocy. Siedział
w podniszczonym, ciemnoczerwonym fotelu, popijając mocną herbatę i wciąż nie
mogąc opędzić się od ponurych myśli.
Czuł się fatalnie. To, co dziś
stało się u Potterów - choć mogło się wydawać czymś naprawdę błahym -
jemu nie dawało spokoju. Chociaż miał sporo wolnego czasu, nigdzie mu się
nie spieszyło – to on mimo to po prostu uciekł stamtąd –
uciekł, bo tylko to jedno słowo znajdywał na określenie swojego
zachowania…
- Ciekawe, co sobie pomyśleli James i Syriusz.
– mruknął ponuro. – Jasne, teraz na pewno uznali mnie za
jakiegoś sztywniaka, który nie ma ochoty nawet trochę poszaleć…
/>„Nie przesadzaj!” – Remus prychnął mimowolnie,
słysząc znów uciążliwy głos w swojej głowie. – „To twoi
przyjaciele, znasz ich kupę lat, czemu mieliby tak diametralnie zmienić do
ciebie nastawienie przez coś takiego!”
- Oni zawsze mówili,
że czasem powinienem trochę wyluzować. Żebym dał sobie spokój z tą nauką i
trochę się z nimi zabawił…
„A co ma do tego nauka!
Skończyłeś Hogwart trzy lata temu, było, minęło!” –
zdenerwował się głos. – „Posłuchaj, Lupin! Masz dziś po
prostu zły dzień i tyle! Lepiej połóż się do łóżka!”
Ale
Remus wcale nie miał zamiaru tego robić, przynajmniej w najbliższym czasie.
Za dużo musiał jeszcze przemyśleć. Miał wszelkie powody, by sądzić, że ten
wieczór coś zmienił – zarówno w jego przyjaciołach, jak i w nim
samym…
Pamiętał, że wychodząc od Potterów, zdołał uchwycić
ostatnie spojrzenie Rogacza. Było one pełne niepokoju i jednocześnie
podejrzliwości… Tak jakby James szczerze wątpił w jego słowa.
A
Lily… na myśl o przeszywającym, badawczym spojrzeniu jej
szmaragdowozielonych oczu poczuł, jak dreszcze przebiegają mu po plecach.
Chociaż od lat była jego najlepszą przyjaciółką, której zawsze mógł zaufać,
tym razem po prostu podświadomie czuł, że nie może jej się zwierzyć.
Niemożliwe byłoby przyznanie się przed nią do wszystkich niepokoi, jakie go
dręczyły…
(…) I'm looking for a place
/>Searching for a face
Is anybody here I know
'Cause
nothing's going right
And everythign’s a mess
And no
one likes to be alone*Nagle usłyszał ciche skrzypnięcie
okna, a po chwili coś otarło się o jego nogi. Remus ocknął się z zamyślenia,
wychylił i zobaczył obok fotela niewielką, rudobrązową kotkę wyraźnie
domagającą się zwrócenia na nią uwagi.
- Ach, to ty, Luna – Remus
uśmiechnął się z trudem i pogłaskał ją. – Dobrze, że w końcu
przyszłaś.
Parę miesięcy temu przygarnął kotkę do siebie, po tym, jak
znalazł ją pewnego zimowego popołudnia na wycieraczce swojego domu.
Postanowił się nią wtedy tymczasowo zająć, ale potem nie miał sumienia jej
wyrzucić i tym sposobem stał się opiekunem kociaka. Od tego czasu czuł się o
wiele mniej samotny i nie nudził się podczas tych nielicznych wieczorów,
których nie spędzał u przyjaciół. I to właśnie jej zwierzał się ze swoich
najbardziej skrywanych pragnień i lęków. Traktował Lunę jak najlepszą
przyjaciółkę, która na pewno nie wyda nikomu jego sekretów... sekretów, o
których nie mógł albo nie chciał mówić nawet Lily. Często przemawiał do
niej, a Luna wpatrywała się w niego swoimi dużymi, brązowymi oczami.
Remusowi czasem zdawało się, że dostrzega w nich zrozumienie.
/>Tymczasem kotka miauknęła donośnie i trąciła łapką pustą miseczkę stojącą
nieopodal. To mu o czymś przypomniało.
- Na Merlina, zapomniałem
zupełnie przynieść ci jedzenia od Potterów! – zawołał Lunatyk i z
obłędem w oczach poderwał się z fotela, rozlewając herbatę.
-
Evanesco – mruknął, wyjmując z kieszeni różdżkę i jednym jej
machnięciem usuwając z mebla mokrą plamę. – Nie, naprawdę tym razem
nie wziąłem dla ciebie żadnych resztek… - powiedział, widząc, że Luna
ociera mu się o nogi. – ale może coś znajdę.. – otworzył szafkę
i szybko ocenił jej zawartość, po czym wyjął obsuszony kawałek kiełbasy i z
głębokim westchnieniem położył go na miseczce.
Z powrotem usiadł na
fotelu. Utkwił wzrok w Lunie, ze smakiem zajadającej kolację, i zmarszczył
czoło.
- Wiesz Luna… - westchnął. – dzieje się ze mną coś
naprawdę dziwnego.
Kotka uniosła głowę znad miseczki i spojrzała na
niego.
- Czy to normalne, że drażni mnie szczęście innych? Sam nigdy
nie miałem i nie będę miał raczej okazji, by poznać, czym ono jest, ale
dlaczego nie mogę znieść, gdy doświadczają go moi przyjaciele?
Wstał i
podszedł do kominka. Stała na nim oprawiona w drewnianą ramkę czarno-biała
fotografia sprzed jakichś trzech lat. Znajdowało się na niej siedem osób. Po
lewej stronie stał Syriusz, obejmując ramieniem Jamesa. Obaj byli roześmiani
i machali wesoło rękami. Dalej Lily i jej dwie przyjaciółki - Liz –
wysoka, szczupła brunetka, i Julia – drobna, nieco pulchna blondynka -
chichotały i szeptały sobie coś na ucho. Za nimi stał on, Remus – z
łagodnym uśmiechem na twarzy i jakby nieco zamyślony. I w końcu Peter, który
zerkał na przyjaciół i ukradkiem ogryzał paznokcie…
Ale wzrok
Remusa zatrzymał się mimowolnie na postaci Lily. Czy to możliwe, że właśnie
ona ma związek z tym, co ostatnio się z nim dzieje?
- Jak sądzisz?
– szepnął, zerkając na Lunę. Kotka, która skończyła już jeść, podeszła
do niego i tylko zamiauczała cicho. Siedziała naprzeciw okna, a w jej
wielkich oczach odbijała się srebrzysta tarcza księżyca. Była prawie
zupełnie okrągła…
- Pojutrze pełnia. – westchnął Remus,
odwracając głowę. Przez te wszystkie lata zdążył już trochę przywyknąć do
tych przerażających momentów, lecz mimo to oddałby prawie wszystko, by móc
patrzeć na pełnię księżyca ludzkimi oczyma… Chociaż i tak najważniejsi
byli dla niego przyjaciele… Czasem czuł, że jest to jedyny powód, dla
którego miał ochotę wciąż żyć. Ale teraz, siedząc na fotelu i patrząc na
księżyc odbijający się w oczach Luny, czuł dziwny lęk, nie wiedział jednak
do końca, z czym związany.
Zmarszczył brwi. Poczuł, że od tego
wszystkiego zaczyna go boleć głowa.
- Położę się. – stwierdził,
odkładając fotografię na kominek. Ale kiedy zmierzał w stronę sypialni,
usłyszał ciche pukanie w okno. Odwrócił się i zobaczył coś, co spowodowało,
że z jego ust wyrwał się okrzyk zdumienia.
Luna wskoczyła na parapet i
usiadła obok czegoś, co przed chwilą, jak wszystko na to wskazywało, weszło
przez okno do jego domu.
Przypominało ono kota, jednak z całą pewnością
nim nie było. Zwierzę miało ogromne uszy, puszyste, żółtawe futro w brązowe
cętki i długi ogon zakończony pędzelkiem jak u lwa. Tym, co najbardziej
rzucało się w oczy w jego wyglądzie, była jaskrawoczerwona, a więc zupełnie
inna kolorem od reszty, kępka futra na czubku głowy. Stworzenie wpatrywało
się z Remusa ogromnymi, żółtymi ślepiami, a po chwili mruknęło cicho,
ukazując dwa rządki ostrych jak szpileczki zębów.
- Kuguchar**…
- wyszeptał Remus, zaintrygowany pojawieniem się w jego domu tak niezwykłego
stworzenia. Nie ruszał się jednak z miejsca, ponieważ jeszcze z Hogwartu
pamiętał, że choć kuguchary mogą być doskonałymi zwierzątkami domowymi,
wobec obcych potrafią być agresywne. A ten miał naprawdę ostre
pazurki…
Kuguchar nie zaatakował go jednak ani nie wyglądał,
jakby miał zamiar to zrobić. Przeciwnie, rozciągnął się wygodnie na
parapecie kuchennym, mrucząc przyjaźnie. Wszystko to sprawiło, że Lupin choć
na chwilę zapomniał o dręczących go niepokojach.
„Zachowuje się
jak zwykły kot” – pomyślał. – „Naprawdę, fascynujące
stworzenie, no ale... mimo wszystko pierwszy raz widzę je na oczy, więc
lepiej uważać…”
Tak więc Lunatyk, ku swemu niezadowoleniu,
ze względów bezpieczeństwa postanowił tymczasowo odstąpić od zamiaru udania
się na zasłużony odpoczynek, mimo, iż oczy same mu się zamykały. Usiadł na
kanapie, od czasu do czasu ziewając szeroko i nieśmiało obserwując gościa.
Kuguchar zdawał się jednak być bardziej zajęty jego kotką. Remus z lekkim
przerażeniem przypomniał sobie, że zwierzęta te mogą krzyżować się z kotami,
i westchnął głęboko na myśl o gromadce małych kociątek, które niechybnie
wywróciłyby jego niewielkie lokum do góry nogami.
„Jeśli któryś
z nich miałby zielone oczy, nazwałbym go Lily, oczywiście, jeśli byłaby to
kotka” – pomyślał z czułością. – „Albo Harry”
– dodał po chwili, uśmiechając się na wspomnienie półrocznego synka
Potterów; uroczego, czarnowłosego bobaska z dwoma białymi ząbkami
widniejącymi w wiecznie uśmiechniętej buzi. – „Jest tak podobny
do Jamesa… Ale oczy… te migdałowe, zielone oczy… ma
dokładnie po Niej”.
Tym sposobem jego myśli znów zawędrowały w
niebezpieczne rejony. I choć za każdym razem, gdy tak bywało, Remus próbował
za wszelką cenę zaprzątnąć swój umysł czymś innym, prędzej czy później
kończyło się to tym samym, czyli kompletną klapą. Na szczęście kuguchar
zamiauczał głośno i to o czymś Lunatykowi przypomniało.
- Skoro
naprawdę zalecasz się do Luny… - zaczął, nieco nieufnie patrząc na
zwierzaka – to… musisz mieć jakieś imię, prawda? Więc, co
powiesz na… – jego wzrok zatrzymał się na czerwonej kępce
futerka. – Czerwony… Czerwonek… Czerwonowłosy…
RUDOLF!!! – krzyknął triumfalnie. – Rudolf,
czerwonowłosy kuguchar! Może być? – zwierzak miauknął w sposób
niewątpliwie wyrażający jego aprobatę.
– Świetnie… - Lupin
wstał i podszedł do okna. – A teraz wybacz, chciałbym w końcu iść
spać… - nieco brutalnie wypchnął Rudolfa za okno, po czym je zamknął.
– Przepraszam, wolę spokojnie usnąć.. Luna, przestań – dodał, bo
kotka patrzyła na niego z wyrzutem. – Idę do łóżka. Dobranoc.
/>
***
W niedzielę rano obudziło go ciche stukanie w okno. Powoli
otworzył oczy i zobaczył na parapecie brązową płomykówkę z gazetą w dziobie.
Ziewając, wstał z łóżka i uchylił okno. Wziął od sowy „Proroka
Niedzielnego”, wygrzebał z leżącej na szafce sakiewki kilka brązowych
knutów i dał płomykówce, która z cichym pohukiwaniem wzniosła się w
powietrze i po chwili zniknęła wśród burych chmur, którymi było zasnute całe
niebo.
Remus zatrząsł się z zimna. Na dworze było dość chłodno. Na
dodatek padał deszcz, a biegnąca w dół ulica powoli zaczynała zamieniać się
w rwący potok. Zamknął okno, ze smutkiem myśląc, że dziś raczej nie dane mu
będzie zobaczyć choćby jednego promyka słońca.
Odwrócił się i spojrzał
na zegarek. Dochodziła jedenasta. Czując się nieco głupio, poszedł do
kuchni, by zrobić sobie śniadanie, bo żołądek skręcał mu się z głodu.
/>
Kilkanaście minut później, przebrany, najedzony i wypoczęty, wrócił
do sypialni. Na jego łóżku siedziała Luna, a „Prorok Niedzielny”
najwyraźniej służył jej za wygodną poduszkę. Remus syknął i pociągnął za
gazetę, rozkładając ją.
- Och, Luna, co ty wyprawiasz! Nie widzisz,
że to nowy „Prorok”? – nie podnosząc wzroku znad gazety
skierował kroki w stronę salonu. - Jeszcze nie zdążyłem… - urwał
nagle, a jego oczy rozszerzyły się. Opadł na stojący w pobliżu fotel, nie
mogąc uwierzyć, że to, co widzi, nie jest tylko przywidzeniem albo
koszmarnym snem.
- Nie… niemożliwe… - szepnął. Poczuł, że
coś ściska go za gardło. Z najwyższym trudem opanował się i spojrzał jeszcze
raz na gazetę.
Był tam dość krótki artykuł opatrzony zdjęciem pewnej
kobiety … Z fotografii uśmiechała się młoda, nieco pulchna blondynka z
krótkimi, kręconymi włosami.
WOJNA TRWA – KOLEJNA
AURORKA NIE ŻYJE
Niestety, potwierdziły się nasze najgorsze obawy
– Sami - Wiecie - Kto i jego poplecznicy znowu działają. Chociaż przez
ostatnie parę tygodni panował względny spokój – a przynajmniej można
to tak nazwać, w porównaniu z tym, co działo się wcześniej – teraz
wiemy, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać chciał nas jedynie
wprowadzić w fałszywe poczucie bezpieczeństwa, obmyślając w tym czasie
następny okrutny plan. Wczoraj w nocy doszło do kolejnego szokującego
incydentu.
Julia Millstone, aurorka pracująca dla Ministerstwa Magii,
padła ofiarą napaści śmierciożerców we własnym mieszkaniu. Niestety, mimo
swoich usilnych starań, zginęła podczas walki. Z naszych zaufanych źródeł
dowiedzieliśmy się, że celem śmierciożerców nie była sama pani Millstone
– ale najprawdopodobniej ktoś z jej bliskiego otoczenia, kogo
zwolennicy Sami – Wiecie – Kogo spodziewali się zastać w jej
mieszkaniu. Kim jest ta osoba, nie wiadomo. Udało nam się jednak dowiedzieć,
że Julia przyjaźniła się z inną aurorką z ministerstwa – Elizabeth
Lawndon, a także z Jamesem i Lily Potterami i Remusem Lupinem.
/>Na widok swojego nazwiska Remus zmarszczył brwi. Jak oni się
dowiedzieli…? Starając się opanować drżenie rąk, czytał dalej:
/>
W oficjalnym oświadczeniu Minister Magii powiedział: „Jest
nam niezmiernie przykro z powodu tragicznej śmierci pani Millstone. Oprócz
tego obawiamy się, że to zabójstwo może pociągnąć za sobą kolejne. Ale
musimy walczyć. Jego tak łatwo się nie pokona”.Lupin
złożył gazetę i martwym wzrokiem wpatrywał się w okno.
To
niemożliwe… Przecież ostatnio było tak spokojnie… prawie
nikt…
A jednak.
On przecież nie zna litości.
To była
jedynie cisza przed burzą.
Ale dlaczego ona? Dlaczego osoba, z którą on
ma cokolwiek wspólnego?
Westchnął głęboko i zamknął powieki.
Julia
była jedną z przyjaciółek Lily z Hogwartu. Chodziły razem do klasy... Zawsze
nierozłączne - Lily, Liz, Dorcas i Julia… tak jak on, James, Syriusz i
Peter. Teraz zostały tylko dwie…
Syriusz do tej pory nie mógł
się otrząsnąć po śmierci Dorcas, która przez jakiś czas była dla niego kimś
więcej niż tylko przyjaciółką. Chyba tylko Remus wiedział, co tak naprawdę
czuje Łapa. W końcu sam dobrze wiedział, czym jest śmierć bliskiej osoby.
Stracił matkę, kiedy był w szóstej klasie.
Łapa, Rogacz i Glizdogon
lubili Julię, ale nie znaczyła dla nich tak wiele, jak chociażby dla
Lily… i Remusa.
Tak, Lunatyk zawsze podziwiał ją za
inteligencję, ogromne poczucie humoru i niezwykłą umiejętność zjednywania
sobie sympatii innych. Onieśmielała go jednak jej pewność siebie i rzadko
odzywał się w obecności Julii. Cóż… na pewno nie była jego najlepszą
przyjaciółką, ani powierniczką jego sekretów, ale była dla niego ważna.
/>Lily nieraz śmiała się, mówiąc, że jeśli on, Remus, chciałby coś wyznać
jej przyjaciółce, to droga wolna…
Ale tym, co do czuł do Julii
na pewno nie była miłość, tylko zwyczajna, ludzka sympatia.
/>Zresztą… czy on w ogóle mógłby kogoś kochać… w ten sposób?
/>Remus zerknął na czarno – białe zdjęcie siódemki czarodziejów
stojące na kominku, któremu wczoraj tak długo się przypatrywał. Dopiero
teraz spostrzegł, że postać Julii na fotografii stała się blada i jakby
trochę zamazana. Choć radość na jej twarzy pozostała dokładnie taka
sama...
,,Niektóre rzeczy nie zmieniają się nigdy” –
pomyślał Remus i poczuł, jak łzy mimowolnie napływają mu do oczu.
/>
Isn't anyone tryin to find me?
Won't somebody come take
me home
It's a damn cold night
Trying to figure out this
life
Wont you take me by the hand
Take me somewhere new
I
don't know who you are
But I... I'm with you
I'm with
you…****
Lily stała w niewielkim pokoiku ze
ścianami pokrytymi ciemnoniebieską tapetą w gwiazdki i obserwowała malutką
istotkę, która aktualnie znajdowała się w cudownej krainie snów i marzeń.
Przyglądała się jego czarnym, rozczochranym włoskom, różowym usteczkom
złożonym w dzióbek i maleńkim rączkom zaciśniętych w piąstki. Uśmiechała
się, patrząc na otaczające go stado pluszowych zabawek, które wytrwale
kolekcjonowała wraz z Remusem. Nagle uświadomiła sobie, że stoi nad
łóżeczkiem Harry’ego już od pół godziny i nie może od niego oderwać
wzroku. Najciszej jak tylko potrafiła skierowała się więc w stronę wyjścia i
zanim wyszła, obejrzała się jeszcze przez ramię. Zgasiła małą lampkę, która
niczym księżyc rozrzucała po pokoju blade, srebrzyste światło i zamknęła
cicho drzwi.
- Jest taki słodki, kiedy śpi – westchnęła,
siadając na kanapie w salonie obok Jamesa, który czytał książkę, nie będącą
niczym innym, jak starym, dobrym „Quidditchem przez wieki”.
/>- Tak, a jeszcze słodszy, kiedy nie śpi. – mruknął. –
Szczególnie, kiedy celuje środkami konsumpcyjnymi, czyli ściślej mówiąc
swoją kaszką, we wszystkich oprócz mamusi.
Lily roześmiała się na samo
wspomnienie dzisiejszego obiadowego incydentu.
- Mówiąc
„wszystkich” masz na myśli swoją skromną osobowość? –
uśmiechnęła się.
- Dokładnie mówiąc swoją i starego wujka Łapy.
Zapomniałem ci wspomnieć, że kiedy poszłaś wczoraj do Liz, to niejaki wielki
i nieustraszony Syriusz Black odważył się nakarmić naszego drogiego potomka.
Wyobraź sobie, że Harry trafił go tartymi ziemniaczkami prosto w oko.
– James zachichotał - Zobaczysz, kiedyś odkryją w nim wielki talent
ścigającego i będzie doskonale trafiał kaflem do bramek, tak jak jego tatuś.
Będziemy z niego dumni. A tak przy okazji, kiedy będzie kolacja?
- Co?
– Lily uniosła brwi. – To jeszcze nie jadłeś?
- Nie,
kochanie, ponieważ chciałem ją zjeść z tobą, ty natomiast cały wieczór
spędziłaś na wpatrywaniu się w naszego synka…
- Mogłeś mnie
zawołać – mruknęła – Ja tam nie jestem głodna.
-
Wiesz… - szepnął James, obejmując ją ramieniem i przyciągając do
siebie. – Nie chciałem ci przeszkadzać w takiej chwili… -
pochylił się i pocałował ją delikatnie. Lily uśmiechnęła się lekko.
-
Ach tak… miło z twojej strony. – połaskotała go po nosie, po
czym wstała i poszła do kuchni. Rogacz podążył za nią.
- Tak… to
co sobie życzy szanowny pan Potter? – spytała, otwierając lodówkę.
– Swoją drogą, nie powinnam tego robić. Przeczytanie którejś z książek
kucharskich, chociażby „Zaczaruj swój ser”, albo „Kanapki
na 102 magiczne sposoby”, to naprawdę żaden wysiłek, biorąc pod uwagę
twoją ilość czasu wolnego, który dość często zdarza ci się po prostu
marnować.
Do Jamesa, który z błogim uśmiechem na twarzy patrzył na
swoją żonę sprawnie uwijającą się po kuchni, dopiero po paru sekundach
dotarło, co Lily do niego powiedziała. Otrząsnął się więc, zamrugał szybko
oczami i rzekł:
- Hmm… coś sugerujesz? – oparł się o stół i
skrzyżował ręce na piersiach.
- Tak, kochanie. – odparła Lily,
krojąc chleb na kanapki. – Chwilami jakoś zapominasz o swoich zwykłych
obowiązkach. Z serem? – podniosła głowę.
Rogacz przytaknął,
lekko naburmuszony.
- Pomyślmy… co dziś zrobiłeś? –
ciągnęła. – Byłeś u Łapy, spędziłeś u niego całe przedpołudnie, a
potem…
- Zrobiłem zakupy. – uśmiechnął się
triumfalnie.– A wieczorem… cóż, czytałem książkę. Nie zapominaj
jednak, z jakim poświęceniem próbowaliśmy wczoraj z Syriuszem nakarmić
Harry’ego. Sama o tym mówiłaś. A, no i kto uśpił malucha po naszej
piątkowej... eee… zabawie?
Lily położyła gotowe kanapki na stół i
westchnęła głęboko, siadając przy nim.
Niemalże cały wczorajszy
dzień spędziła na doprowadzaniu do jako takiego porządku ich salonu. Po tym,
jak „przez przypadek” został on zdemolowany przez nikogo innego,
jak jego mieszkańców, by przywrócić normalny stan rzeczy, potrzeba było
całego mnóstwa zaklęć naprawiających i czyszczących, butelki Magicznego
Likwidatora Zanieczyszczeń Pani Skower, kilku rolek magicznej taśmy
klejącej, trzy tubki Supermagicznego Kleju firmy Zrób To Sam, i oczywiście
pomocy męża oraz ich przyjaciół. Remus i Syriusz, namówieni przez Potterów,
zgodzili się przyjść – jednakże (w przypadku Łapy) w zamian za dwie
butelki piwa kremowego oraz (w przypadku Lunatyka) pożyczenie książki
„Nietypowe zwierzęta domowe”. Lily i James zastanawiali się,
jakim nietypowym zwierzęciem zainteresował się ich przyjaciel, jednak
przystali na te warunki.
Cały dzień trwały więc wspólne porządki
– zamiatanie, sklejanie, składanie, szycie - ogółem naprawianie
wyposażenia pokoju. Syriusz z wielkim zapałem wieszał nowe firanki, James
zajął się tym, co pozostało z zastawy stołowej, Lily układała na półkach
ocalałe figurki i zdjęcia, od czasu do czasu sprawdzając postępy w pracy
innych. Natomiast Remus po kilkunastu minutach uznał, że nie ma nic
ciekawego do roboty i zajął się lekturą obiecanej mu książki. Jednak, gdy
Syriusz z wielkim hukiem zleciał z drabiny i narobił niewiele mniej hałasu
niż włączona na cały regulator piosenka Pędzących Hipogryfów, Harry,
dotychczas nie sprawiający najmniejszych kłopotów, został brutalnie wyrwany
ze słodkiego snu i w związku z tym ktoś musiał się nim zająć. I padło na
Remusa.
Lily uśmiechała się teraz szeroko na wspomnienie Lunatyka
trzymającego na kolanach malucha, który usiłował za wszelką cenę odebrać mu
butelkę piwa kremowego trzymaną w prawej ręce. Remus wcisnął mu do rączek
nowo przyniesionego przez siebie pluszaka (błękitnego króliczka), a sam,
popijając powoli napój, w spokoju obserwował przyjaciół zmagających się z
bałaganem, od czasu do czasu wymieniając uśmiechy z którymś z nich. W pewnym
momencie wydał z siebie jednak głośny jęk, który sprawił, że wszyscy
przerwali swoją pracę i spojrzeli na niego.
- Auu… ugryzł
mnie… w palec! – wystękał, patrząc na Harry’ego, który
tylko wlepił w na niego niewinne spojrzenie, przy okazji pochłaniając uszko
puchatego zwierzaka. Syriusz, James i Lily wybuchli głośnym śmiechem.
/>- Nie ma co, zaczynają mu wyrastać ząbki, i na czymś… na kimś…
musi ćwiczyć. – Syriusz wyszczerzył własne uzębienie.
Remus
obdarzył go niezbyt przychylnym spojrzeniem, a Harry pisnął radośnie.
/>
- Tak, to bez wątpienia był jeden z najlepszych momentów tamtego
popołudnia. – głos Jamesa dobiegł do niej jakby z dna głębokiej
studni. Lily ocknęła się z zamyślenia.
- Znowu to robisz…wiesz,
że tego nie lubię. – spojrzała na niego z wyrzutem.
- Cóż, nie
jestem zbyt dobry w legilimencji. Dumbledore dał mi zaledwie kilka lekcji.
Ale to akurat była wyjątkowo łatwa do odczytania myśl. – wzruszył
ramionami i wziął z talerza kanapkę. Lily zauważyła, że był już prawie
zupełnie pusty. – Poza tym Harry’emu naprawdę udał się
ten… chwyt.
Lily parsknęła śmiechem. James przełknął ostatni kęs
i ciągnął dalej.
- A jak Syriusz spadł z drabiny… - powiedział,
dopijając herbatę. – Widziałaś, jak wymachiwał rękami, zanim zleciał?
Cóż, z koordynacją ruchów zawsze było u niego krucho…
Po czym
oboje zaczęli chichotać jak opętani, nie mogąc się powstrzymać.
Właśnie
wtedy rozległo się pośpieszne i jakby nerwowe pukanie do drzwi.
-
Wujcio Łapa! – zawołał James, zrywając się z kanapy i biegnąc do
przedpokoju, a Lily w tym momencie dziękowała sobie w duchu, że rzuciła na
pokój synka zaklęcie wyciszające – Właśnie o tobie… - ale kiedy
otworzył drzwi, urwał. Nie był to bowiem Syriusz… tylko ktoś, kogo
chyba najmniej w tej chwili się spodziewali.
* - fragmenty
piosenki Avril Lavigne „I’m with you”.
** -
kuguchar – stworzenie wymyślone przez Rowling, opisane m.in. w książce
„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. Nie występuje ono
bezpośrednio w powieściach o HP, ale ma związek z pewną postacią… i
raczej nie człowiekiem. Niektórzy wiedzą, o co chodzi, a inni – niech
szukają
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
C.D.N.
Prosimy o komentarze
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />