Dzięki Nikson, zaraz to poprawię, a tu
macie nowy part.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> Życzę miłej lektury.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/czarodziej.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='czarodziej.gif'
/>
*************************
Śniło mu się, że
walczy z Lordem Voldemortem. Do około nich stał krąg śmierciożerców oraz
członków Szwadronu Feniksa. Przez chwilę Czarny Pan i on, Harry, stali
mierząc się wzrokiem aż nagle z różdżki Voldemorta wystrzelił zielony
promień, pomknął ku niemu i ugodził go w brzuch. Jego martwe ciało upadło w
trawę, a Czarny Pan zaczął się śmiać i wtedy Harry się obudził.
- Co się
stało?! - zapytał Ron podchodząc do niego. Był blady i jakby
zaniepokojony.
- Śniło mi się... - zaczął Harry, ale nie był w stanie
odpowiedzień normalnie na pytanie przyjaciela - śniło mi się... że...
walczyłem z Voldemortem.
- Nie wypowiadaj tego imienia - syknął Ron
wzdrygając się.
- I zginąłem - dokończył Harry. Wstał z łóżka, podszedł
do stolika pod oknem i nalał sobie wody do szklanki.
- Co?! - zapytał
Ron wstrząśnięty snem Harry'ego. - Zginąłeś? To przecież
niemożliwe.
Harry spojrzał na niego. Teraz rudzielec był bledszy do
marmurów w ich łazience. Otarł rękawem szaty czoło z potu, wziął łyka wody i
odpowiedział:
- Owszem, możliwe. Przecież czar mojej matki już nie
działa.
- Ale... jeżeli ty zginiesz... to... to... - zaczął Ron nie mogąc
dobrać słów.
- To trudno. Mam nadzieję, że ktoś mnie pomści - odrzekł
chłopiec. - I chciałbym, abyś ty był tym, który mnie pomści i zabieje
Czarnego Pana.
Ron przełknął głośno ślinę, ale pokiwał głową. Po czym
powiedział:
- To może pójdziemy do lasu poćwiczyć?
- No dobra. Tylko
się ubierz.
- Ach, tak. Racja - rzucił Ron, wziął swoje ubrania i poszedł
do łazienki natomiast Harry podszedł do okna i przyglądał się błękitnemu
portalowi znowu zastanawiając się nad swoim snem. Po chwili rudzielec
wyszedł już ubrany, wziął swoją różdżkę i opuścił komnatę. Harry wyszedł za
nim. Ruszyli samotnie wielkim korytarzem, który teraz był chłodny i mroczny.
Kiedy wreszcie dotarli do wielkich wrót wejściowych zobaczyli owego potwora
sprowadzonego z lasu przez Hagrida.
Bestia obejrzała się słysząc ich
kroki i powiedziała swoim demonicznym głosem:
- Co robicie tak wcześnie
na nogach?
- Chcemy poćwiczyć w lesie - odrzekł Harry patrząc prosto w
oczy potwora.
- Więc dobrze - demon odsunął się, aby ich przepuścić -
tylko nie wchodźcie do szczeliny. Jeżeli do niej wskoczycie nikt i nic was
nie uratuje.
- Będziemy pamiętać - powiedział Ron i podążył za
przyjacielem.
Kiedy doszli do portalu zabłysnęło błękitne, oślepiające
światło i ich oczom ukazała się profesor McGonagall, a kiedy ich ujrzała
zapytała natychmiast:
- Co wy tu robicie?
- Idziemy poćwiczyć pani
profesor - odpowiedział Harry uprzejmie.
- Do lasu? - zapytała ponownie
nauczycielka spoglądając na nich zza swoich prostąkątnych okularów.
- Tak
jest - tym razem to Ron udzielił odpowiedzi.
- No dobrze. Tylko nie
wchodźcie...
- Do szczeliny - wpadł jej w słowo Harry, a ona uśmiechnęła
się i ruszyła szybko w stronę zamczyska.
- No to wchodzimy - rzekł Harry
i popędził do drzew. Ron był tuż za nim. Weszli w puszczę. Było tak ciemno,
że obaj zapalili światło i zaczęli przedzierać się przez zgniłe pnie i
gałęzie. Po długiej wędrówce dotarli do niewielkiej polany. Była tak mała,
że gałęzie drzew, które ją otaczały stworzyły dach. Harry uniusł swoją
różdżkę celując w konary i powiedział:
-
Incendio!Gałęzie
od razu zaczęły płonąć i po pewnym czasie obaj chłopcy ujrzeli blade
promienie słoneczne. Ron uśmiechnął się i wyjął własną różdżkę calując w
Harry'ego.
- To jak, zaczynamy? - zapytał z błyskiem w oczach.
-
Tak - odrzekł Harry przyjmując pozycję bojową.
Przez chwilkę stali
pojedynkując się wzrokiem po czym...
-
Drętwota! - krzyknał
rudzielec.
-
Impedimento! - ryknął Harry.
Oba zaklęcia
spotkały się w połowie drogi i odbiły zmierzając w kierunku swoich
właścicieli. Ron uskoczył przed zaklęciem, a Harrry mruknął:
-
Protego!Urok odbił się od tarczy z poleciał gdzieś między
drzewa. Chłopiec ponownie uniósł różdżkę rozkazując przyjacielowi, aby
wstał. Ron podniósł się powoli i ostrożnie, ale kiedy tylko wyprostował obie
nogi Harry wrzasnął:
-
Expelliarums!Ron został uniesiony w
powietrze, jego różdżka wyrwała mu się z ręki, a on rąbnął całym ciężarem w
jedno z pobliskich drzew tracąc przytomność. Harry podbiegł do niego i
starał się go obudzić, ale tylko tracił czas. Po chwili wstał, skierował
parwą rękę w kierunku puszczy i powiedział:
-
Accio!Po
chwili na jego wyciągniętej dłoni wylądowała różdżka Rona. Harry jeszcze raz
próbował przywrócić go do stanu używalność, ale na marne. Tym razem
skierował rękę na przyjaciela i mruknął:
-
Mobilicorpus!Ciało rudzielca uniosło się w powietrze i
zawisło parę cali nad ziemią w pozycji stojącej. Harry ruszył w kierunku, z
którego przyszli. Przedzierał się długi czas przez gąszcz, ale w końcu
wyszedł z lasu. Odsapnął chwilę po czym ruszył do zamku. Kiedy dotarł do
drzwi od jego komnaty zobaczył, że drzwi są uchylone. Powoli i ostrożnie
otworzył je szerzej i zajrzał do środka. Ujrzał zakapturzoną postać, która
wysypywała właśnie zawartość jego kufra. Zostawił Rona na korytarzu, a sam
wpadł do pokoju i celując w postać zapytał:
- Co tu robisz?!
- Nie
widzisz, Potter? - odrzekła osoba i zrzuciła kaptur. Był to Szalonooki
Moody.
- To pan? Czego pan tu szuka?
- Mapy tego zamku - odrzekł
profesor dalej przeczesując rzeczy Harry'ego.
- Mam ją tutaj -
odpowiedział chłopiec i wyciągnął mapę z kieszeni szaty. Moody od razu mu ją
wyrwał i rozwinął rozglądając się po całej jej powierzchni.
- Cholera -
zaklnął i oddał mapę Harry'emu. - Już uciekł.
Harry chciał zapytać
kto uciekł, ale nie zdążył poniewarz z korytarza dobiegł go głos
Aethernusa:
- WSZYSCY CZŁONKOWIE SZWADRONU FENIKSA MAJĄ NATYCHMIAST
STAWIĆ SIĘ W SALI JADALNEJ! JEST TO ROZKAZ
DUMBLEDORE'A!
Moody od razu ruszył do drzwi, a Harry wybiegł za
nim. Właśnie w tej samej chwili kiedy chłopak zamykał drzwi od komnaty
obudził się Ron i zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie Harry pociągnał go
za sobą biegnąc do Sali Jadalnej.
Znów nawiedziły go okropne myśli.
Zastanawiał się co się tym razem stało i o kogo chodziło aurorowi.