Wyobraź sobie, nie tolerowałam=P Jakoś mi
to na nerwy działało. Moja Mistle ciogle. Taka platoniczna miłość,
dla mnie była nieco sztuczna. To może zabrzmi szowinistycznie, ale taka
Mistle nie mogłaby dać Ciri tego, co porzodny facet. Taki Cahir,
np.;P
'Walnięty Bonhart' - hyhyhy;] Wiesz, że mi to idealnie
pasuje?=D
Nie lubiłam gościa i to bardzo. Przypominał mi takiego chorego
fanatyka. Szczególnie pod koniec, jak koniecznie chciał zabić Ciri.
cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Myśka @ 27-01-2004
18:28) |
Szczególnie pod
koniec, jak koniecznie chciał zabić Ciri.
|
... i
szkoda, że tego nie zrobił, miałabym jakiś powód, żeby go lubić ; ]
Bo to
zabrzmi głupio, ale właśnie Ciri nie lubiłam najbardziej.
Bonhart nie przypominał dla mnie chorego
fanatyka, no może pod koniec. ale w większości sytuacji był opanowany, nie
działał na żywioł i zawsze mu się udawało, przez co wzbudzał we mnie niemałą
niechęć. to właśnie to, że był takim zimnym profesjonałem i Sapkowski
przedstawił go z tej, a nie innej strony zadziałało chyba na moją opinię o
nim. a w gruncie rzeczy wiele się nie różnił od... innych. obiektywnie
patrząc, wszyscy w tej książce mieli po równo trupów na koncie, mniej lub
bardziej winnych. ale strasznie trudno na to spojrzeć obiektywnie, więc
zostanę przy swoich subiektywnych opiniach ;]
no i Ciri z Mistle,
nawet jako lesbijki do siebie nie pasowały, a ich związek chyba nikomu się
nie spodobał. to co razem robiły było głupie, głupio musiała czuć się reszta
Szczurów, kiedy patrzyli na ich niecodzienną miłość. a nadewszystko głupio
musiało być Kaileghowi, choć maskował to pod nieudaną zazwyczaj ironią. w
każdym razie, dla mnie fajnie byłoby gdyby Jaskółka związała się
emocjonalnie z Reefem lub Asse- ciekawiła mnie ich małomówność, albo w
ostateczności z wspomnianym już Kaileghem.
Mi też wątek z Mistle jakoś nie
podchodzi> Nie, żebym miała coś przeciwko takim związkom, ale ten był tak
okropnie.... niepasujący i dziwny. Nienaturalny.... One były takie
wyzywające i słodkie za razem... :/
A Bonhart.... Jedna z postaci,
których naprawdę ie lubiłam. Zimny, okrutny dla samego okrucieństwa...
Przerażał mnie, zupełnie jak przerażał Ciri... On traktował Ciri jak
zabawkę, bawił się nią, kukiełką, i patrzył co z tego wyniknie... To było
okropne :/
Ja tam Bonharta nie lubiłam głównie
dlatego, że był obleśny. Przynajmniej ja tak go sobie wyobrażałam /choć
miała podstawy czytając/.
No, ale wyobraźcie go sobie. Siedzi w tej
knajpie w tych kalesonach, założe się, że miał calą klate owłosioną, nogi
pewnie pokryte żylakami, z wąsów mu kapie jajecznica. I ma żłótce żeby, z
gęby mu też strasznie pewnie jedzie. No ochyda, żygać się chce, więc ja go
można lubić?
no, bo nie dało się go lubić. oczywiście
można było na niego patrzeć z różnych stron i porównywać, jak to zrobiłam
wczoraj, ale tak czy siak sympatii nie wzbudzał.
i miałam jakieś dziwne
przeczucie od pierwszej wzmianki o nim, że wszystko popsuje. nie pomyliłam
się wiele, choć dobrze, że skończył jak skończył ;]
a pozostaję przy
swojej opinii, że Ostatnie Życzenie z 'Krańcem Świata' na czele rlz.
poprostu uwielbiam to opowiadanie, diaboła, Jaskra i dialogi między nim/nimi
a Wiedźminem.
miss cloe
28.01.2004 19:46
Dla mnie ciekawą postacią zawsze był i
będzie Regis.
Taki inteligenty, szlachetny, honorowy.
Nie pasuje
mi tylko sposób, w jaki zginął. Nie mówię, że to, że w ogóle zginął -
nienawidzę Happy Endów - ale on się przecież roztopił! I nic po nim nie
zostało! Ciężko to przeżyłam... Co prawda przedtem nieźle dowalił
Vilgefortzowi, ale mimo wszystko...
Dowalił? Dzisiaj przeczytałem piąty tom, i
dobrze pamiętam, nic mu praktycznie nie zrobił. Szkoda Cahira.
miss cloe
29.01.2004 19:23
Nie lubię się kłócić, więc nie
będę.
Wszystko jest względne - może wyolbrzymiam, bo bardzo go
lubię?
Cahira też szkoda. W sumie miał dobre serce i wcale nie był
zły...chociaż na początku wydawało się, że to on jest Wielkim Bardzozłym
Którego Trzeba Zabić.
,,- Uważać?- krzyknął wampir- Ja? Nie po
to tu przybyłem!''
zarówno tym, jak innymi wypowiedziami
i zachowaniami, cholernie mi imponował. mądrością, mocą, umiejętnością
przystosowania się, a nawet arogancją. podziwiałam go za wszystko,
najbardziej ze wszystkich bohaterów. a tymczasem skończył, bo wolał ratować
zwykłych ludzi, niż zachować swój zdrowy rozsądek i.. życie. za to też go
szanuję.
kiedy umarł, byłam już tak zaczytana jakbym stała obok
bohaterów i poczułam się zdecydowanie nie tak, jak powinien czuć się zwykły
czytelnik. poczułam się źle, dosłownie. Sapkowski mi zagrał na
emocjach.
miss cloe
30.01.2004 20:41
Podzielam, oj, podzielam...
Żałuję
tylko, że nie potrafię tak wyrażać swoich emocji jak ty
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/>
W sumie z całej książki najbardziej mi żal właśnie
Regisa...
Paradoksalnie, chyba niewybaczyłabym Sapkowskiemu, gdyby wampir
przetrwał i "żył długo i szczęśliwie"Nienawidzę Happy
Endów!!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/mad.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='mad.gif'
/>
Dziwna jestem, nie?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/> Chyba lubię, gdy "gra mi się na emocjach", jak to
trafnie określiłaś, Potti.
właśnie się ostatnio zastanawiałam co by
było, gdyby Regis przeżył. byłoby mu chyba b. trudno powrócić do
'normalnej' egzystencji wampira, przecież jego życie wiecznie
przypominałoby życie jakiegoś wyrzutka. wyrzutka, który z konieczności
ukrywa się przed cywilizacją. nie miałby kontaktu z ludźmi, pewnie czasem z
Geraltem, sporadycznie. nie znalazłby sobie miejsca, a nawet gdyby powrócił
na jakieś odludzie typu swojej starej kryjówki daję sobie głowę uciąć, że
nie byłby szczęśliwy.
zastanawiając się głębiej dochodzę więc do
wniosku, że to musiało się tak skończyć. chociaż śmierć Regisa była ogromnie
dołująca.
tak samo jak śmierć Milvy, Cahira czy Angouleme. ta
pierwsza powróciłaby do Brolikonu nieustannie myśląc o tym co przeżyła,
czułaby się jak w więzieniu. Cahir starałby się o Ciri, ale przecież byłoby
to praktycznie nie możliwe- biorąc pod uwagę czarodziejki z loży. czekałby
go los przypominający los Jarre. a Angouleme? Angouleme znów przyłączyłaby
się do jakieś szajki, wpadła w kłopoty i zginęła z o wiele mniej godnych
tego powodów.
ten Sapkowski jednak jest genialny =)
Tak, ale z drugiej strony... Wiedźmin
zdobywa wszystko do czego dążył jednocześnie tracąc niemal wszystkich
przyjaciół, którzy mu w tym pomagali. Wiem, że tak nie jest, ale nasuwa się
interpretacja: "do celu po trupach"... Poza tym lubiłam ich
wszystkich i strasznie mi żal, że zginęli... To tak jakby coś się urwało. I
zostaje tylko Geralt, Yen, Ciri i Jaskier. A reszta - kaput. Tak jak Szczury
moje kochane.
miss cloe
01.02.2004 20:03
Hmm... Jak tak teraz na to spojrzę, to
wydaje mi się to troche sztuczne. Przeżyli tylko główni bohaterowie, a cała
reszta zginęła...
Z drugiej strony to chyba jedyne słuszne wyjście, co by
ze sobą zrobili, gdyby przeżyli?
a może problem nie tkwi wcale w tym, że
oni 'nie mogli' przeżyć? to zdanie, że 'nie ma innego wyjścia
dla nich, niż śmierć' jest samo w sobie dość absurdalne, biorąc pod
uwagę, że Angouleme w rozpaczy wyłgała się od śmierci, a Milva z początku
powtarzała, że nie ma zamiaru iść na zgubę i wędrować z nimi.
nawet
jeśli zresztą my nie widzimy innego rozsądnego rozwiązania- Sapkowski
napewno coś by znalazł w swojej palecie na każdą okazję. ale on poprostu
poraz kolejny chciał zaprezentować swój głęboki życiowy pesymizm. chciał
pokazać jak trudna jest droga do zwycięstwa i, że praktycznie nie ma czegoś
takiego jak pełne szczęście.
i doskonale to pokazał. a obraz jakim to
zrobił możnaby namalować i nazwać 'Yennefer, Geralt i Ciri na stosie
kości przyjaciół'. a o ile Emhyr nazywał się Biały Płomień tańczący na
Kurhanach Wrogów, to Wiedźmina można by metaforycznie nazwać Biały Płomień
tańczący na Kurhanach Przyjaciół. choć szczęśliwym tańcem to na pewno nie
było, jestem pewna, że AS właśnie to miał na myśli.
Czytając opowiadania zainteresowała mnie
sprawa driad. Nie krzywdzą one drzew, a więc w jaki sposób produkują
strzały? Ze zwalonych drzew, pozrywanych gałęzi? Jeśli nawet, czy wówczas
takie drewno nie jest przez nie szanowane?
Odświeżam temat.
Co do powyższych, starych już nieco wypowiedzi:
Sapkowski uśmiercając prawie wszystkich głównych bohaterów dowiódł, że jego powieść jest "taka brzydko prawdziwa", jak to mówi Nimue w piątym tomie. Ludzie lubią baśnie, które kończą się zdaniem "a potem żyli długo i szczęśliwie". Jednak życie jest inne. Sapkowski chciał pokazać coś zupełnie innego, stworzyć fantasy podobne do naszego życia. Coś dla znudzonych szczęśliwymi zakończeniami czytelników. I to jest porywające w jego sadze - realistyczność zdarzeń.
Myśka - myślę, że driady stosują jakiś rodzaj drzewa, taki jak w przypadku oświetlenia. W Brokilonie mogą rosnąć specjalne drzewa, z których da się po prostu robić strzały.
Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale driady chyba wyciągały strzały z zabitego.
A teraz to, co chciałam napisać.
Całkiem niedawno sięgnęłam po sagę po raz trzeci. I stwierdzam, że ona nigdy mi się nie znudzi. Za każdym razem jest coś nowego do odkrycia. I za każdym razem saga jest coraz ciekawsza, przynajmniej w moim przypadku. Co prawda parę wydarzeń nie jest już tak wielkim zaskoczeniem, jak choćby fakt, kim dla Ciri jest Emhyr var Emreis.
U Sapkowskiego każdy charakter jest tak różny, że nie da się z nikim innym pomylić. I w każdym coś mi się po trochu podoba.
"Wieża Jaskółki" ponownie mnie zauroczyła najbardziej ze wszystkich pięciu książek. Właśnie ta część najsilniej na mnie odddzałuje. Zasiadam z książką w ręku i wiem, że czeka mnie przy tym tomie niezywkła czytelnicza przygoda. Pisarz stosuje retrospekcję. Wybiega w przyszłość, co czyni czytanie ciekawszym. Czytelnik chce dowiedzieć się, co się stało jak najszybciej, skąd Ciri wzięła się na bagnach Pereplutu u Vysogoty, kim jest Kena Selborne i jaki związek ma z główną bohaterką. Jak zwykle byłam pod wielkim wrażeniem końcowej sceny na lodzie.
Pobyt wiedźmina w Toussaint nie podobał mi się, jak za każdym razem, gdy czytam ten fragment książki. Tak samo, jak związek z Fringillą Vigo, której z wszystkich tych czrodziejek z loży najbardziej nie znoszę. Odrzuca mnie od niej to, że wykorzystywała Geralta tylko jako źródło informacji. Nie wiem, czy go naprawdę kochała, nie wyczytałam tego między wierszami. Nie zmieniłoby to zresztą mojego nastawienia do niej.
Drugą czarodziejką, jak już jestem przy tym, która zapadła mi w pamięć w negatywnym tego słowa znaczeniu jest Sheala de Tancarville. Zbyt wyniosła, zbyt pewna siebie. Zbyt podobna do swoich obłudnych konfraterek.
A poza tym Geralt jak zwykle sarkastyczny, Yennefer pełna tupetu i wyraźnie wyróżniająca się na tle czarodziejskiej konfraterni, Ciri wyjątkowa, Jaskier wspaniały, Vilgefortz wyrachowany, a Dijkstra "szpiegowaty".
Po prostu po tym trzecim razie saga stała się dla mnie ulubionym zbiorem książkowym, a Sapkowski mistrzem fantastyki. Nie tylko polskiej.
Musiałam się wypisać =P
Szczerze wam powiem, ze do ASa przekonalem
sie dopiero niedawno, wlasciwie to teraz, wczesniej przeczytalem jeden to, i
nie skonczylem, jakos mi to nie odowiadalo... teraz w koncu przeczytalem do
konca krew elfow, i jestem nastawiony pozytywnie, pede we wrzesniu do
ksiegarni(hm... sierpien, to wakacje, wakacjie to impry, impry to kac i
wydatki) i kupie sobie tomy do konca:)
Ja tej książki już nie jestem w stanie
czytać. Fatalnie na mnie działa, chociaż jest naprawdę wybitna (do 3 tomu) i
całkiem niezła (dalej). Poprostu sposób w jaki AS postrzega świat wyczerpuje
mnie psychicznie. Kiedy byłem młodszy lepiej to znosiłem. I zawsze odczuwam
jakąś taką mściwą satysfakcję kiedy Bonhart ukatrupia Szczury. Zdechli tak
jak żyli.
a ja...
UWAŻAM ŻE SAPKOWSKIEGO
NALEŻY NABIĆ NA PAL
WSZYSTKIE ZAŚ KSIĄŻKI O WIEDŹMINIE POKAZYWAĆ W
SZKOŁACH NA LEKCJI POLSKIEGO O TEMACIE "TEGO ROBIĆ NIE
WOLNO".
Sapkowski to zbrodniarz. Jest zarąbistym pisarzem,
świetnym, jego książki wciągają niesamowicie.
I podobają się całej rzeszy
ludzi.
Okej.
Ale to co on zrobił jest niewybaczalne. Nie i
koniec.
Zarżnięcie na koniec wszystkich bohaterów i to co poniektórych w
totalnie idiotyczny sposób jest... no jest niedopuszczalne dla mnie
poprostu.
Ktoś tu pare postów temu wspominał o tym że książki
"papcia Sapka" są realistyczne. Jasne.
Oczywiście.
Tylko z
której strony.
Świat przedstawiony jest.... jest jakimś koszmarem z
piekła rodem. Od kiedy to 99% społeczeństwa to banda oszustów, morderców,
ludzi pozbawionych moralności, chciwych jak się da i robiących wszystko zeby
tylko coś zyskać?
Od kiedy to pozostały jeden malutki procencik ludzi
którzy mają jakieś ambicje i jakiś kręgosłup moralny kończy marnie albo
jeszcze gorzej? (konkretniej... mam na myśli Jarre czy siak się go pisało.
To co Sapkowski mu zrobił to szczyt cynizmu i złośliwości)
Od kiedy
to wszyscy na koniec i tak przegrywają? Ludzie!
Okej, nie ma 100%
szczęśliwych happy endów może (chodź... no no! zdarzają się) ale NIE MA
CZEGOŚ TAKIEGO JAK ABSOLUTNA PRZEGRANA.
Zawsze można walczyć
dalej.
pytanie tylko czy się chce. Niektórzy nie chcą.
książek tak
pisać nie wolno. nie i koniec. chodźby dlatego, że wizja świata, sposób
patrzenia, poglądy przedstawione przez autora ZAWSZE mają lekki wpływ na
czytającego. Wpajanie ludziom poczucia bezsilności, beznadziei, malowanie
otaczającego świata tak jak to zrobił Sapkowski jest niedopuszczalne. Tym
bardziej w książce skierowanej do nastoletnich czytelników, ludzi którzy się
dopiero kształtują.
no way.
Sapkowskiemu mówimy stanowczo NIE.
A calkowity mord bochaterw zdarza sie
bardzo zadko, AS byl oryginalny:) Ja nie wiem jak to odbiore po przecytaniu
kolejnych tomow wam powiem.
border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'
cellspacing='1'>
QUOTE |
|
id='QUOTE'>Zawsze można walczyć
dalej.
class='postcolor'>
Nie zawsze, oj nie zawsze...
Misiek, żeby osiągnąć stadium pod tytułem "nie warto" walczyć już dalej, to trzeba naprawdę sie postarać. Zawsze jest jeszcze jakiś cel, do którego można dążyć...
Tak, świat Sapkowskiego jest pesymistyczny, okrutny, pełen cynizmu, ale ja właśnie za to go lubię. Za to, że nie koloryzuje, nie ubarwia na różowo - tylko wali tak jak jest, bądź jak mogłoby być. Empire, rozejrzyj się, może oszuści i rabusie to nie 99% społeczeństwa, ale około 50% pewnei tak. Spójrz na "elity społeczne" i na "tych mniej elitarnych". Może Sapkowski trochę przerysował zło tego świata, ale tylko trochę.
P.S. Możecie mi nie wierzyć, ale ja jestem optymistką
Hm... wiem rze trzeba sie sporo napracowac
Sih, ale ja mowie, ze nie zawsze:)
I dobrze prawisz z sapkiem, a kto
czytal ta nowa jego ksiazke, bo nie wiem czy kupic czy nie?
50%?
Ty nie jesteś optymistką
Ty jesteś fatalistką!
Sorry winetu (czy siak sie pisze to imie), przeżyłem już parę nieciekawych rzeczy (ale uczona pani prof. psychologii stwierdziła potem że jestem zdrowy =P), nie powiem żebym teraz miał jakoś super-suchpower-wymiatająco ale...
BEZ PRZESADY
owszem, ogromna część społeczeństwa jest niedouczona

i może neikoniecznie inteligentna --__--
a wtórny analfabetyzm się szerzy ---____---
ALE NO... nie demonizujmy może, co? Rozejżyj się dookoła.
weźmy za przykład moją klasę. OK! To banda półidiotów i niekoniecznie ich kocham... ale to nie oszuści, mordercy i jakieś zwyrodniałe potwory od których ROI się w świecie S. To wesoła, imprezująca młodzież, może nieco chamska i może o nieco wąskich horyzontach, jednakowoż... no trochę im brakuje.
Sapkowski owszem, koloryzuje... tylko w złą stronę. Na stos!
Ksiazka jedyna w swoim rodzaju. Klasyk.
Czytalam je- sage i opowiadania nie raz nie dwa razy. Ile razy ja czytam to
z takim samym przejeciem. Dzien z wiedzminiem w roli glownej- nie jeden byl
taki i zapewne wiele jeszcze bedzie. A co mnie pociaga w tej ksiazce? Jej
hamstwo, czasem nawet prostactwo bohaterow, tamtem swiat- prosty a zarazem
cholernie zagmatwany. Charaktery glownych bohaterow i to ze Sapkowski daje
sie wczuc w dana osobe 'co on/ona teraz czuje'. Ksiaki mi sie
podobaja- napewno drugiej TAKIEJ nie znajde. O jej fenomenie moga swiadczyc
hociazby zapisy na wypozyczenie sagi w
biblitece.
align='center' width='95%' cellpadding='3'
cellspacing='1'>
QUOTE |
|
id='QUOTE'>EMPIRE: świat przedstawiony jest....
jest jakimś koszmarem z piekła rodem. Od kiedy to 99% społeczeństwa to banda
oszustów, morderców, ludzi pozbawionych moralności, chciwych jak się da i
robiących wszystko zeby tylko coś zyskać?
Od kiedy to pozostały jeden
malutki procencik ludzi którzy mają jakieś ambicje i jakiś kręgosłup moralny
kończy marnie albo jeszcze gorzej? (konkretniej... mam na myśli Jarre czy
siak się go pisało. To co Sapkowski mu zrobił to szczyt cynizmu i
złośliwości)
class='postcolor'>
Bo to ksiazka ociekajaca
sarkazmem, groteska, cynizmem itd. Jest to literatura wspolczesna totez
mozna zobaczyc odzwierciedlenie naszej rzeczywistosci. Trzeba pamietac tez
kiedy dzieje sie akcja. Wg. mnie ksiazka trafna. Mi sie podoba, wciaga i nie
jest jałowa.