- Tak, jak mówili! Geralt!
Tak, jak mówili... Jestem twoim przeznaczeniem? Powiedz! Jestem twoim
przeznaczeniem?
Yurga zobaczył oczy wiedźmina. I zdziwił się bardzo.
Słyszał cichy płacz Złotolitki, czuł drganie jej ramion. Patrzył na
wiedźmina i czekał, cały spięty, na jego odpowiedź. Wiedział, że nie
zrozumie tej odpowiedzi, ale czekał na nią. I doczekał się.
- Jesteś
czymś więcej, Ciri. Czymś więcej.
trudno jest, bardzo trudno
zrozumieć tą książkę =) niemal tak trudno, jak odpowiedzi Geralta.
cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Potti @ 01-12-2003
19:06) |
wczoraj coś
odkryłam. najpiękniejszy fragment pochodzący z Opowiadań, Saga piękniejszego
nie posiada. niby prosty, ale ukazuje całą genialność ASa, zaczarował mnie
na nowo.
- Banalne- parsknął poeta.- Nawet jeśli to faktycznie
jest kraniec, trzeba to miejsce określić inaczej. Metaforycznie. Zakładam,
że wiesz co to metafora, Geralt? Hm... Niech pomyślę... ,,Tam
gdzie..'' Cholera. ,,Tam gdzie...'' - Dobranoc-
powiedział diabeł.
cudowne. =)
|
Tak to jest
genijalne.
W opowiadaniach podobało mi się jeszcze to nawiązanie do
baśni, Królewny i siedmiu Krasnoludków, Pięknej i Bestii.
Ale tak
naprawdę, naprawdę pokochałam Wiedźmina po tym
fragmęcie:
"Strażnik splunął, wyszczerzył zęby, znowu pomasował
kułak.
-No jak? Żadnych życzeń?
-Jedno -stęknął Wiedźmin, z trudem
podnąsząc głowę. -Żebyś pękł skurwysynu.
Łysy zgrzytnął zębami, cofnął
się i zamachnął, tym razem zgodnie z planem Geralta, zamierzając bić w
główę. Ale cios nie został zadany. Strażnik zagulgotał nagle niczym indyk,
poczerwieniał, chwycił się oburącz za brzuch, zawył, zaryczał z bólu...
I
pękł."
Przeczytałam wreszcie ''Coś się
kończy, coś się zaczyna...'' i jestem zachwycona, z podobnych
powodów jak Myśka :] Alternatywne zakończenie, a raczej [by Elfi: ]
'opowiadanko na koniec' rzeczywiście niezwykle zaskakujące i
zabawne. Doskonale ukazuje jak wszechstronny potrafi być Sapkowski, jak
potrafi pisać zarówno z wielkim poczuciem humoru, jak i poważnie oraz
głęboko.
Ogólnie, czytanie opowiadań 'Coś się kończy...' oraz
'W leju po bombie' bardzo mnie odstresowało, zrelaksowało i luźniej
nastawiło do twórczości ASa. Jest mistrzem, w swoich fachu,
niewątpliwie.
BTW, Sumiko, wplątanie bajek w opowiadania było dla
mnie jakoś najmniej trafne. Może dziwna jestem, ale wydało mi się to
trywialne i kompletnie, kompletnie nie Sapkowe.
Pozdrowienia
dla mojego Geralta [Myśki XD] :*
Ale właśnie wprost przeciwnie.
Trywialne by było gdyby je dał takie jakie są w obecnej wersji...
przesłodzone, banalne i naiwne. A on świetnie pokazał /przynajmniej ja tak
to odebrałam/ jak z pierwotnej i prawdziwej /tutaj/ histori powstaje potem
naiwna bajeczka. Prównaj sobie historie Renfri i Królweny Śnieżki. I powód
-w obu wersjach- wygnania księżniczki. Finezja.
A czytałaś
"Drogę z której się nie wraca"?
To też takie 'dodatkowe
opowiadanie' w sumie mało popularne, o tym jak poznali się rodzice
Geralta.
tak, czytałam 'Droga z której się nie wraca' :] ujmę to tak, dobre, ale czytałam wiele lepszych opowiadań ASa.
''Tandarei'' jest boskie, poprostu genialnie napisane. jak to tylko On potrafi. jest niesamowity, sam opis tej dziewczyny [nie pamiętam, niestety, jak się nazywała, czasem imiona wylatują mi z głowy] zachęcał... stylem pisania. i potem ten koniec, zaskakujący, a jednocześnie przewidywalny.
co do wplątanych baśni... historia Renfri faktycznie była ''umiejętnie w to zapakowana'', ale ''Okruch Lodu'' już mniej. taki, naiwny... za zwyczajny, za dobrze znany i za mało wyszukany jak na słowa Yennefer. nie pasuje mi do jej psychiki, ale może się nie znam :] .
Herma Lestrange
18.12.2003 18:45
A dla mnie boskie jest "Mam dla ciebie niespodziankę" małej wiedźminki do złego wilka w którymś ze wstępów. O!
To nie chodzi o to, czy się
'znasz' czy 'nie znasz', bo to Twoje subiektywne odczucie.
Okruch lodu mi też akurat najmniej się podobał, w ogóle na początku nie
cierpiałam Yennefer, dopiero w sadze ją względnie polubiłam, przede
wszystkim za poświęcenie. Ale 'Piękna i Bestie' w porównaniu z
'Ziarnem Pradwy' też jest fascynujące. Może trochę mniej 'Trochę
poświęcenia' z Małą Syrenką, ale dla mnie i tak to jest wielka
umiejętność, to co zrobił Sapkowski.
A ja... ja się strasznie wzruszyłam, kiedy
pod koniec 'Troche poświęcenia' okazało się, że Oczko umarła podczas
epidemi. Okropnie mi się jej żal zrobiło..=/
Lubiłam ją. Chyba
najbardziej z opowiadań.
Nie licząc Korinka;]
Cynizm i żółć. Za dużo żółci. Bardzo lubię
opowiadania i sagę. Do trzeciego tomu. Czwarty mnie denerwuje a piąty
zaliczam do największych w moim życiu rozczarowań literackich. Tożto gniot
wzorcowy. Tak naprawdę lubię tylko Jaskra. Bo nie jest taki wzniośle
cyniczny i nadęty swoją świadomością, jaki to świat jest zły. Unika patosu
cynizmu, jakimi te książki są nasycone. Może jeszcze Zoltan. Oni ciągle
wierzą w takie zwykłe, proste dobro. Geralt wierzy tylko w jakąśtam
powinność. Ale nie wierzy już w takie proste, zwykłe rzeczy. Sapkowski chyba
też nie i z całego serca mu współczuję. Nienawidzę scen ze szczurami chociaż
są niesamowicie sugestywne. I potem nie ugfam już Ciri do końca sagi. Nie
kibicuję jej. Nie zaciskam warg, żeby jej się udało. Co za różnica czy wygra
ona czy Bonhart? Grają w tej samej lidze. Szczury to osoby jakie wywołują u
mnie czysty bunt. Kiedy wyżyna ich Bonhart czuję, wbrew sobie, cichą
satysfakcję. Giną tak jak żyli. Gdybym miał kopnąć beczkę na której by stali
ze stryczkami zrobiłbym to bez wahania. Przy Emhyrze musiałbym pomyśleć.
o, Katon :]
zapomniałam o czymś
powiedziec, o czym wspomniałeś. Sapkowski ma, co wynika tak jakby z
przesłania ksiażek, cholernie pesymistyczną wizję życia. ładnie to przekazał
w Sadze i Opowiadaniach, ale ja kompletnie się z nim nie zgadzam. a mimo to,
uwielbiam jego ksiązki czytać.
co do Jaskra, jest fucktycznie
świetną postacią. kolorową, ciekawą, utalentowaną. nie raz i nie dwa
podkreślałam jak podobają mi się jego ballady. o światopoglądzie nie
mówiłam, ale jego optymizm naprawdę jest godny uwagi =) . zwrócił moją uwagę
już w Ellander, kiedy rozmawiał z Geraltem o przyszłości. no i tak trzymałam
się ciepłego zdania o nim do samego końca [prawda Mroowka? ]
cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Katon @ 18-12-2003
20:35) |
Tożto gniot
wzorcowy. |
Mówisz tak, bo oczywiście napewno napisałeś wiele
lepszych książek.
Dla mnie Sapkowski i tak jest mistrzem...
Jego pesymizm życiowy zbliżony jest do mojego, a jego irnia i dystans
zupełnie mi pasują
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
Ależ Sumiko, nie tylko muzycy i muzykolodzy
mają prawo oceniać dzieła muzyczne. Nie, nie napisałem lepszej książki ale
przeczytałem setki lepszych (od piątego tomu konkretnie). Uważam ten tom za
słaby bo jest cholernie wydumany. Ten pomysł z podróżą Ciri przez
czasoprzestrzeń kompletnie mnie załamał. Zawsze kiedy czytam sagę po raz
kolejny kończę na czwartym tomie i otrzymuję kapitalną opowieść z maltypoil
werszyns of ending. To mi bardziej odpowiada niż ta pseudofilozoficzna
papka. Sapkowski jest mistrzem słowa i szkoda, że postanowił zostać kimś
więcej.
a dla mnie, świat z dwoma księżycami był
taki poprostu ładny =) . odzwierciedlenie bezpieczeństwa, którego szuka się
w życiu i uwielbia, lub musi co jakiś czas do niego wracać. które mimo, że
nie jest najważniejszym, najwspanialszym i najwytrwalej szukanym miejscem
jest b. potrzebne.
odzwierciedleniem pustego domu, w którym mimo wszystko
nic nam nie grozi.
zresztą, jak wszystko w 'Wiedzminlandii' każdy
świat był jakąś przenośnią. to mi się właśnie w Pani Jeziora
podobało...
ale kiedy wczułam się w ten tom, w uczucia bohaterów to byłam
wściekła na pesymizm Sapkowskiego, kiedy Ciri pojawiła się b. blisko
Geralta, ale po chwili znów się gdzieś przeniosła.
Katon więc pisz sobie, że Ci się to nie
podobał, a nie, że to 'gniot wzorcowy", bo brzmi to tak arogancko
jakbyś conajmniej był Tolkienem. Po za tym skoro jednak większość sapkowych
czytelników się podobało to nie może być aż takie straszne.
A koncepcja
z tymi czasowymi podróżami mi osobiście się podobała. To subiektywne
odczucie, ale nie krytykowałabym tak pochopnie i dosadnie /ogólnie, nie
tylko w przypadku tej książki/.
Emma Scyther
26.12.2003 12:41
Ja...
Ja najbardziej lubię elfy u
Sapka. Właśnie elfy.
Najszczególniej Isengrima Faoiltiarnę ;>
Poza
niem, oczywiście pana Dijkstrę i ... Vilusia ;>
Ach, Viluś ;>
Z
czarodziejek? Triss, Idę Emean i Tissaię ;>
Właśnie przeczytałem "Miecz Przeznaczenia" i czytam kolejne tomy bo dostałem "Panią Jeziora".
Sapek jest pisarzem przedewszystkim strasznie różnorodnym. "Wieczny Ogień" to naprawdę śmieszna opowieść o biznesie w świecie fantasy, przy paru scenach naprawdę było się z czego pośmiać- szczegółnie w karczmie i w banku.
"Okruch Lodu" i "Trochę poświęcenia"- nie zachwyciły chociaż wątek Oczko-Geralt był ciekawy i skłaniający do przemyśleń. Po tych opowiaadaniach ostatecznie zrozumiałem jedno- "Wiedźmin" to nie jest książka nadająca się na film i zdania tego już pewnie nigdy nie zmienię, to nie jest opowieść, która ma być spóna węwnętrznie, ona ma poruszać najróżniejszymi środkami wyrazu, których tak naprawdę obrazem pokazać się nie da.
Yennefer- to kobieta toksyczna. Wbrew pozorom ona cierpi nie mniej niż Geralt. Za swoje umiejętności zapłaciła wysoką cenę...
"Granicę Możliwości"- Lubię tę opowieść za to, że jest prawdziwie "wiedźmińska"- Opowieść o drodze starych dobrych znajomych, namiętności i konflikty tego świata i urzekająca postać smoka, honoru i różnego spojrzenia na świat. Klasyczna opowieść Sapka, tylko słowa króla na końcu....tak cholernie cyniczne, coś w tym jest.
Mnie podobnie jak Katonowi podoba się saga tylko do trzeciego tomu.
Potem...nie ma nadzieji. Nie ma jej dlatego, że nie ma już celów, wszelkie działanie traci sens bo wszędzie jest śmierć i zło.
Parafrazując "Wszyscy po zabicu piątego człowieka mają ten sam wyraz twarzy", tak i Ciri jest od czasu wstąpienia do szczurów, umarła na zawsze, to już tylko wegetacja nie ma celu i nadzieji.
A śmierć szczurów? Nie wiem czemu byłem zadowolony, ale to prawda...
Moim zdaniem pesymizm Sapka spowodował jedno- W którymś momencie każde wydarzenie staje się bez znaczenia, "czarni" nie są wcale gorsi od atakownych, czarodzieje dbają tylko o siebie i zmieniają sojusze z dania na dzień, zło niszczy i łamie każdego, Jaskier się starzeje i wspomina coś się rwie.
Niedługo przeczytam ostaatni tom i wtedy będę mieć pełny obraz sytuacji.
Hagrid, poczekaj na pełen obraz, dobrze
radzę. ostatecznie przecież, Pani Jeziora jest świetną książką. wątek Nimue,
spirala i światek elfów są bardzo dobrymi pomysłami, tak samo jak Touissant
i przygody Geralta w tym miejscu. naprawdę dobrze się to czyta, wciąga... i
kończy się dwuznacznie, ale napewno nie bez jakiejkolwiek nadziei [; zresztą
potem wystarczy przeczytać Coś się kończy, coś się zaczyna, aby przekonać
się, że Sapkowski nie wszędzie musi używać swojego życiowego
pesymizmu.
,,- Cały wieczór siedziałeś obok swojego Ghraala,
matołku.''
co do Yennefer, jest postacią strasznie
skomplikowaną, a przez to b. interesującą. na początku, kiedy wiedźmin
rozmawia o niej z Nenneke, nie mamy obrazu zimnej piękności o mrożącym krew
fiołkowym spojrzeniu. wręcz przeciwnie, otrzymujemy odrazu obraz kogoś, kto
cierpi... potem, z tej rozmowy możemy wyciągnąć pewne wnioski. a kiedy
pierwszy raz czytamy o Yennefer przekonujemy się, że naprawdę jest chłodna,
z wierzchu. w głębi jest mimo wszystko ciepła, pełna uczuć i wrażliwa, na co
wskazuje to, że bardzo chce mieć dziecko. czasem po tych wszystkich
czułościach, trudno sobie zmieścić w głowie jak może udawać taką obojętność,
ale to bardzo pasuje do jej zewnętrznej, widocznej dla ludzi z boku natury.
=)
Ja ogólnie uwielbiam Sapka za to, że jego
postacie są żywe. Cieprią, zmieniają się, mają wady. I właśnie elfy, u
Tolkiena "sprowadzone" w 99% do roli ideału, u Sapkowskiego są
dumne, waleczne, są...hmmm.. jak to mój przyjaciel, gorący fan Tolkiena
ujmuje, (zbyt <---- to jego słowa) ludzkie.
Potti, co do Yen,
najpierw jej nie lubiłam, ale potem, im dalej, co raz bardziej do mnie
przemawiała, jej charakter, który najpierw odebrałam bardzojednostronnie,
nabrał kolorów. Wogóle strasznie mi się podoba, że (oprócz Bonhearta) nie ma
postaci stricte złej albo dobrej. Hehe... fantastyka realistyczna ;P
Pytanko: Uważacie, że Wiedźmin zginął na końcu? Bo byłam na
spotkaniu z Sapkiem i on twierdzi, że tak....
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/sad.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />
Ale ja tak nie do końca chcę się z nim zgodzić ;P
P.S. Moment, który
najbardziej w książce mi się nie podobał, to ten, w którym Geralt przestaje
być wiedźminem (formalnie)... Straaaasznie się wtedy zawiodałm
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
samotna pasażerko
26.12.2003 18:46
miłe jest założenie, ze strony
autora, że pojmuje czytelnika za bardziej inteligentnego niż jest naprawdę.
- słowa mojej przyjaciółki.
kwintesencja Sapkowskiego.
ano i
opowiadania 'w leju po bombie' 'złote popołudnie'
'tanndaradei' . mm. sama przyjemność. choć nie znam dokładnie.
E. - 'W leju po bombie' i 'Tandarei' świetne, pierwsze lekkie i przyjemne, fajnie się czyta [choć nie mogłam się doczekać kiedy je skończę, tak strasznie byłam ciekawa ''coś się kończy, coś się zaczyna...'', ale to przecież nieważne : ] , a drugie... strasznie Sapkowe, perfekcyjnie napisane, świetnie dobrane słowa, z nutką tajemniczości. i zaskakujący koniec. [SPOILERUJĘ =P ] zaskakujące było zabicie Jacka, zaskakujące było zaskoczenie w pociągu. zaskakujące było jak ta dziewczyna, ugodowa i nieśmiała, mogła zrobić coś takiego. dowód, że lepiej nie bawić się z siłami nadprzyrodzonymi, nawet jeśli one nie istnieją.
'Złote popołudnie' dopiero przeczytam, bo stanęłam na tym kosmicznym i mi się nie chciało dalej czytać, ale napewno do tego wrócę.
Sihaja- Geralt? zginął, wg. mnie. zginął, bo kiedy [SPOILERUJĘ one more time, nie czytaj Hagrid =P ] Ciri opowiadała rycerzowi króla Artura o ślubie Geralta i Yennefer, wymieniła mnóstwo imion, ale wśród nich oprócz normalnych, żyjących osób byli tacy jak Coen, czy Mistle.
no, a między bogiem a prawdą, to ja też Pani Jeziora nie lubię, od pewnego momentu. tzn. od momentu, kiedy wiedźmin 'przestaje sikać pod wiatr' i chce oddać sihill, czy jak mu tam [mieczowi] . nie podoba mi się zaklęcie Triss, nie podoba mi się trójzębny widelec, ani to jak Yennefer rzuca zaklęcia. no i to, jak dzięki 'konikowi' odpływają.
ale strasznie napawające optymizmem jest kiedy wszyscy spotykają się w twierdzy pana-młodego-zdolnego-i-pięknego, czyli Vilgefortza [tak to się pisze?], kiedy go pokonują i kiedy a'la Neo mówią, że nic specjalnego im nie jest =) ciesząc się poprostu, że siebie mają. kiedy spotykają Ciri i ona wręcza Geraltowi medalion. wydało mi się, że już po wszystkim, a tu nagle Emhyr. nie wierzyłam, że zginą, ale popsuło mi to całą koncepcję. tylko czekałam jak się uratują, jak wymigają się od śmierci. ale nie sądziłam, że Biały Płomień Tańczący Na Kurhanach Wrogów im odpuści. zawsze wiedziałam, że nie jest zepsuty, ale myślałam, że zepsuje swoją córkę. źle go oceniłam.
w każdym razie, miły ten fragment był =) ku pokrzepieniu ;P
Ja dopiero 2 dni temu zacząłem czytać
wWiedźmina i zaczęło mi się to baaaaardzo podobać!
Potti - "Coś się kończy..."
zostało napisane sporo czasu przed sagą, więc w sumie mało się do niej
odnosi... A "Tandaradei" to chyba moje ulubione opowiadanko
Sapkowskiego. "W leju po bombie" jest świetne, strasznie się przy
tym obśmiałam, ale jednocześnie daje trochę do myślenia. Ale uwielbiam także
"Złote popołudnie" i "Muzykantów" choć to ostatnie jest
okropnie dołujące...
Aha i jeszcze co do "Tandaradei" - motyw w
pociągu był piękny... po prostu kwintesencja całego opowaidania - takie...
podsumowanko...
Żal mi Cahira. Dwa ostatnie tomy czytałam
w oczekiwaniu, że w końcu styknie się z Ciri.. i będo razem. A tu co? Smierć
z rok Bonharta, najemnego zabójcy. Nie chciało mi się
wierzyć...
Polubiłam Angouleme, to mało siksę=) Młoda, pyskata, wulgarna
i bojownicza. Ciekawiła mnie od poczotku. Chciałabym jo kiedyś
spotkać;]
Za to Regis był moim ulubionym bohaterem Sagi.. chyba:) Jego
długowieczność, mądrości życiowe, lekka zarozumiałość. Jako kompan
urozmaicił IMO znacznie wyglod naszej 'brygady'. Szkoda, że umarł.
Mógł przeciez żyć wiecznie, a zginał podczas ratowania nieznanej mu
dziewczyny. Podziwiam go za to=)
Wszyscy zreszto poświęcili się w akcji
ratowania Ciri. I wszyscy zginęli.
W 5 tomie zdenerwowało mnie
mieszanie światów... ale tylko na początku. Później już się przyzwyczaiłam,
wszystko zaczynało ładnie tworzyć całość.
Teraz moge spokojnie
powiedzieć, że jestem wielko i oddano fanko Sagi o Wiedźminie=)
Ave
Sapkowski!=P
Tea, Vea i rycerz Trzy Kawki tak czy fuck
rządzą, jeśli chcecie znać Moje zdanie .
A z sagi? Regis i
czarodziejki z loży. Ciri po prostu nie znosiłam;]
Egwadien
28.12.2003 15:05
hehehe =D
A ja powiem
jedno.
Złote smoki rzondzom =P
Crypt_Fiend
29.12.2003 21:19
Zaprawdę powiadam wam, oto nadchodzi
wiek miecza i topora, wiek wilczej zamieci. Nadchodzi Czas Białego Zimna i
Białego Światła, Czas Szaleństwa i Czas pogardy, Tedd Deireadh, Czas Końca.
Świat umrze wśród mrozu, a odrodzi się wraz z nowym słońcem. Odrodzi się za
Starszej Krwi, z Hen Ichaer, z zasianego ziarna. Ziarna, które nie
wykiełkuje, lecz wybuchnie płomieniem. Ess'tuath esse! Tak
będzie! Wypatrujcie znaków ! Jakie to będą znaki, rzeknę wam -
wprzód spłynie ziemia krwią Aen Seidhe, Krwią Elfów...
No i po kiego grzyba ten
cytat?=P
Czytał juz ktoś "Narreturm"? Ja niedługo zamierzam
sobie ową książkę sprawić=) Ciekawa jestem opini inych.
Psychopatka
29.12.2003 22:18
Ja czytalam Narrentrum!! I
polecam! Usmialam sie nad tym szczerze i radosnie =) Warto przeczytac.
Ja czytałam. Świetne, aczkolwiek wolę
Wiedźmina. Rzecz dzieje się (jak zapewne wiesz) w realnym świecie, w
średniowieczu - to właściwie fantasy hisstoryczna. Napewno warto przeczytać,
ale cóż - to nie to co saga...
Bitter, jeśli chodzi o czarodziejki z
loży, ja właśnie ich nie znoszę. niby takie wyniosłe, mądre, tryskające
blaskiem zarowno wewnętrznym i zewnętrznym, a naprawdę: dziecinne, w
stosunku do Yennefer [jej do loży nie zaliczam], czy chociażby Geralta. na
każdym spotkaniu kłóciły się o sprawy niepotrzebne, niemagiczne problemy,
oraz wywlekały osobiste i dawne konflikty. nie umiały pogodzić się z
przegraną, kompletnie nie potrafiły dyskutować i wiecznie rozmawiały, jak to
jedna z nich określiła 'jak dzieci w piaskownicy wyrywające sobie tacę
ze słodyczami' [za ew. usterki w przytoczeniu przepraszam, z pamięci],
ich główną miarą był wygląd, a nade wszystko kochały zwyczajne plotki czy
obgadywanie. były nie stałe w uczuciach, większość z nich wogóle nie
wiedziała co to Przyjaźń, czy Miłość. albo inne emocje, niezbędne do
mówienia o sobie, że jest się inteligentnym. dysputy o polityce były
żenujące, etc. z tego nieciekawego i niewątpliwie nieczarodziejskiego
schematu, dla mnie wyłamywała się tylko Sheala.
reasumując, może
Nimue tylko po części zdemaskowała czarodziejki. może były one nie dość, że
brzydkie, to jeszcze głupie? =))) jedynym ich atutem, była moc. niewątpliwie
ogromnym atutem, ale nie największym.
Tak... dla mnie też loża nie jest... hmm..
czymś sympatycznym. Zawiodłam się wtedy strasznie na Triss Merigold :/
Sheala i Asire wydają mi się najnormalniejsze z tej loży. Bo Filipa od razu
mi się nie wydawała sympatyczną postacią :/
Ej, Potti, ale głupie to
nie są
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> Tylko zarozumiałe.
Sumiko, to tylko słowa. DLA MNIE ta książka
była wzorcowym gniotem. Wiadomo, że chodzi o moje zdanie. Tyle, że nie chce
mi się zawsze pisać: To moje zdanie, ale oczywiście każdy może mieć inne
tratatata. To chyba jasne.
Jak słusznie zauważył Hagrid, gdzieś w
okolicach czwartego tomu się obojętnieje. Było mi wszystko jedno czy Ciri
zginie czy nie. Nie, przepraszam. Kibicowałem do końca Jaskrowi. I
nienawidzę Loży Czarodziejek. Tej bandyckiej szajki. Tej cynicznej bandy.
Jak KPZR niemalże. Oj, jak ja im życzyłem żeby im się dupło. I się dupło,
hehe.
Ej Katon, ale ja już nie pamiętam o czym
dyskutowaliśmy... trzeba częściej tu zaglądać.
Co do tego posta, to
cóż Twoje subiektywne odczucie, ok. Ja tak nie miałam i w sumie nie rozumiem
tego, ale uszanuje wyjątkowo =P
A loży też niecierpię. Dziwki jedne...
a nadewszystko z całej loży nie lubiłam
Triss, nie wiem czy wspominałam. jej charakter nie spodobał mi się już kiedy
była w drodze do Kaer Morhen, a jej pobyt w Wiedźmińskim Siedliszczu
całkowicie ,,zabrudził'' mi te niewątpliwie świetne fragmenty =)
później było już tylko gorzej, jej choroba strasznie mnie nudziła, klejenie
się do Geralta śmieszyło, a późniejsza sztuczna twardość, a jednocześnie
uległość w oczach towarzyszek z loży napawała dziką satysfakcją, że ta
dziwka [jak je podsumowałaś, Sumiko] ma za swoje ;P
Triss akurat mi nie przeszkadzała. Taka
trzpiotka. Nie widzę w jej zachowaniu złych intencji i jakoś wzbudza moją
sympatię. Do Filippy miałem swoisty szacunek aż do założenia loży właśnie.
Yennefer nie lubię. Nie chodzi mi o jej zachowanie, poglądy i całą resztę.
Poprostu nie wzbudza mojej sympatii.
Wiedźminka
08.01.2004 17:37
Opowiadania i Sagę czytałam, a raczej bezkrytycznie wchłonęłam po raz pierwszy jakoś w gimnazjum. I jak prawie każdy żałowałam, że się skończyła. Wielokrotnie do niej później wracałam i pewnie nadal będę. Za każdym razem razem zauważałam coś nowego, nowe powiązania czy odniesienia, też ciemną stronę sagi, czyli totalne zgorzknienie. Cynizm mi jakoś nawet nie przeszkadzał, jak niektórym znajomym.
Nie wiem jak Wam się wydaje, ale według mnie paradoksalnie postać Geralta w sadze jest za słabo zarysowana. Po sformowaniu drużyny, po prostu się rozmywa. Jakoś mi to nie leży, ale to prywatne odczucia.
Bardziej mi odpowiada wizerunek czarodzieja/ki z opowiadań, który trochę się różni od tego z sagi.
Po śmierci Coëna zobiło mi się jakoś łyso.
Acha. Loża też skojarzyła mi się z KC PZPR.
Mi tam Triss też jeszcze najmniej
przeszkadzała. W 'Krwi Elfów' lubiłam ją daleko bardziej niż Yen.
Yennefer w ogóle na początku nie cierpiałam. Szczególnie w 'Ostatnim
Życzeniu', potem jakoś ją polubiłam, za poświęcenie głównie.
Triss lubiłam... Filippy nie lubiłam...
Lubiłam też Asire i Stokrotkę z Dolin. Zresztą, każda czarodziejka z osobna
nie jest taka zła, ale jak się zbierały do kupy, to mnie aż wykrzywiało...
QUOTE (Potti @ 02-01-2004 19:21) |
Bitter, jeśli chodzi o czarodziejki z loży, ja właśnie ich nie znoszę. niby takie wyniosłe, mądre, tryskające blaskiem zarowno wewnętrznym i zewnętrznym, a naprawdę: dziecinne, w stosunku do Yennefer [jej do loży nie zaliczam], czy chociażby Geralta. na każdym spotkaniu kłóciły się o sprawy niepotrzebne, niemagiczne problemy, oraz wywlekały osobiste i dawne konflikty. nie umiały pogodzić się z przegraną, kompletnie nie potrafiły dyskutować i wiecznie rozmawiały, jak to jedna z nich określiła 'jak dzieci w piaskownicy wyrywające sobie tacę ze słodyczami' [za ew. usterki w przytoczeniu przepraszam, z pamięci], ich główną miarą był wygląd, a nade wszystko kochały zwyczajne plotki czy obgadywanie. były nie stałe w uczuciach, większość z nich wogóle nie wiedziała co to Przyjaźń, czy Miłość. albo inne emocje, niezbędne do mówienia o sobie, że jest się inteligentnym. dysputy o polityce były żenujące, etc. |
a widzidz, Potti, mi się właśnie to podobało :] Podobały mi się kłótnie, awantury pyszałkowatej Sabriny. Przecież to wypisz-wymaluj dzisiejsze kobiety ! :]
Dzisiejsze kobiety?
Hmmmmmm... każdy
sądzi sam po sobie, jakto mówią.
Sihaja-----> Asire też nawet
lubiłam i Sheale z Koviru. Stokrotkie nie -bo Elfka, a ja mam awersje do
wszystkich Elfów >< Zresztą wiecie. Ale nade wszystko nie lubiłam Pani
Sowy. Od samego początku, bleeeeeee.
Sapkowski to najlepszy pisarz świata.
Idzie łeb w łeb z Chmielewską i Rowling oczywiście, ale... Lubię jego język.
Cytaty z jego książek sypią się u mnie w szkole na wszystkich przerwach(
min. ten o " Pieprzonych dziewicach" z "Coś się
kończy..."). SAPKOWSKI THE BEST!
dementorek
17.01.2004 00:07
pieprzone dziewice jak pieprzone dziewice
(ja nawet lubie biel
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/> )
osobiscie wole ten z "Pani Jeziora" o
kobietach i pieniadzach im potrzebnych. Jak sie dokopie do ksiazki, to
przepisze.
Mój faworyt to scena spotkania Geralta z
rozbojnikiem zamienionym w bestie. Po prostu rozwalila mnie ich calkowicie
powazna dyskusja o np. przegryzaniu nóg od krzesel...
Zaraz poleca na
mnie pomidory, ale generalnie zdecydowanie wole Sapka niz Tolkiena. U
Sapkowskiego wszystko jest jakies...no nie wiem, jak to okreslic, ale po
prostu ciagnie do tych ksiazek. Natomiast od Tolkiena jakos mnie odrzucilo
po przeczytaniu pierwszej czesci...
No i oczywiscie ten dwuznaczny (a
czasem nawet bardzo jednoznaczny
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> )humor u Sapka, nie spotkalem niczego takiego nigdziie
indziej. Nie moge sie juz doczekac "Bozych Bojownikow".
Jakie pomidory?! Tu jest równo pół na
pół: zwolennicy Sapka i Tolkiena
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/>
Na "Bożych Bojowników" jeszcze troszkę
sobie poczekamy, niestety...
Mój faworyt? Nie wiem... wszystko jest
świetne. Może opowiadanie z Borchem Trzy Kawki? Albo pierwsz spotkanie z
Ciri? Nie wiem... Wiem natomiast, że uwielbiam jego styl. Ale Tolkien też
jest świetny
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> Tyle, ze nie śmieszny...
ja powiem tak:
zdecydowanie wolę czytać
Sapkowskiego, niż Tolkiena. podkreślam to zawsze, przy każdej tego typu
dyskusji. przedewszystkim dlatego, że pamiętam mnóstwo textów z prozy ASa,
lekkich, wesołych, ironicznych, smutnych, poważnych, prawdziwych czy innych,
na każdą okazję. u Tolkiena natomiast nie ma takiej różnorodności, a mi
zawsze właśnie o nią i o język literacki najbardziej chodzi. =)
i
moim faworytem imho jest wizyta Jaskra w Brolikonie. trochę to dziwne, w
sumie nic szczególnego, ale tak cholernie głęboki był fragment:
-
Cieszę się, że przyjechałeś, sukinsynu.
i ten, o Geralcie, który
wszystko stracił, że zakochałam się w Czasie Pogardy. i nigdy już od tego
nieodstąpiłam, szczególnie po poznaniu historii Szczurów.
Ja wolę czytać Tolkiena z tego samego
powodu dla którego Potti woli czytać Sapkowskiego. Ze względu na język. W
sposobie pisania Tolkiena jest coś co sprawia, że czuję te tysiące wieków,
ten podmuch pradawnego mitu. Posmak odrytej na nowo legendy. Sapkowski jest
pisarzem współczesnym. To po części jego zaleta, ale nie odczuwam tej
"głebi czasu i przestrzeni".
"Czas Pogardy"
zrobił na mnie duże wrażenie. "Krew Elfów" też. Od trzeciego tomu
zacząłem się niepokoić tym co się z tej sagi wyrodzi. Zaczynam czuć
dyskomfort od fragmentów ze Szczurami. Może o to Sapkowskiemu chodziło, ale
nie kibicuje już prawie żadnemu z bohaterów. A napewno Ciri. Staje się dla
mnie obca i potworna. Tak już jest do końca. Geralt przelewa krew co trzy
strony, ale zawsze ma powód. Ciri staje się potworem, który mordujue dla
przyjemności. Straszne.
chyba jestem jedyną zwolenniczką siódemki
Szczurów =)
z początku, rzeczywiście mi się nie podobali. nie lubiłam
Kailegha, bardziej ogromną niechęć niż sympatię budziły we mnie jakiekolwiek
wzmianki o tej szajce. a już w obrzydzenie wprawiała mnie ich miłość do
zabijania i przelewu krwi, oraz to jak potraktowali Ciri, za to, że nie
potrafiła być taka jak oni.
zaczęłam zmieniać o nich zdanie, w momencie
kiedy przyjęli ją do swojego grona, mimo że nie powiedziała im nic o sobie.
i kiedy Sapkowski opisał ich historię, pierwsze spotkanie. tak jakby
wyjaśnił dlaczego są tacy, a nie inni. przy fragmencie:
Giselher,
Iskra, Kailegh, Reef, Asse, Mistle i... Falka.
prefekt Almarilo bardzo
się zdziwił, kiedy dowiedział się, że Szczury grasują w siódemkę.
już na dobre im kibicowałam, chciałam żeby nikt ich nie złapał i
mogli sobie dla mnie zabijać ile dusza zapragnie. mam spaczone poczucie
wartości człowieka chyba. =)
ale co fakt, to fakt. od Chrztu Ognia
Saga zrobiła się do bólu pesymistyczna i dużo gorsza niż Opowiadania i dwa
pierwsze tomy.
Ostatnio powróciłam znów do 5 tomu, czytam ulubione rozdziały. W tej części sagi najbardziej podobały mi się wzmianki o świecie Aen Elle, do którego trafiła Ciri. Elfy były dla mnie bardzo intrygujocymi postaciami, z zupełnie innymi celami i światopoglodem niż dh'oine. Długowieczne, inteligentne, imponujące. Były nadzwyczajne, wydawałoby się. Może i w pewien sposób były, ale jednak podlegały rządzom i pokusom. Cóż, nikt nie jest doskonały.
Ale Eredin, zwany Krogulcem.. mmm;'>
Kiedy Ciri podróżowała po innych wymiarach, najbardziej uśmiałam się chyba podczas opowieści o Leśnym Dziadku. Jeden z moich ulubionych ironicznych fragmentów;)
Potti - wcale nie jedyno:) Okres pobytu Falki w bandzie Szczurów uważam za całkiem interesujocy. Z zaciekawniem śledziłam ich losy, spodobała mi się nawet zmiana zachowania małej Wiedźminki. Nie tolerowałam jednak jej zwiozku z Mistle. Już wolałabym, żeby Kayleigh spędził wtedy noc z Ciri, niż miała ona zaspokajać swoje potrzebny z Jemiołuszką.
Ej ja też lubie Szczury.
Sama też bym się do nich chętnie przyłączyła =P
Każdy z nich był niesamowicie ciekawą postacią z 'przeszłością' i złożonym charakterem, i bardzo mi było smutno jak im ten walnięty Bonhart poobcinał głowy.
Myśka Ty nie tolerowałaś jej związku z Mistle? Przyganiał kocioł garnkowi =P ^^'