W pociągu ludzie jeszcze bardziej wybałuszali na nich oczy. Hagrid zajął dwa miejsca i zajął się robieniem na drutach czegoś, co wyglądało jak kanarkowożółty namiot cyrkowy. Takich smaczków jest jeszcze więcej.
- Gdzieś go muszę mieć - odrzekł Hagrid i zaczął wykładać na kontuar zawartość swoich kieszeni, wysypując przy tym na otwartą księgę rachunkową garść rozmiękłych sucharów dla psów. Goblin zmarszczył nos. Harry obserwował drugiego goblina, po prawej stronie, który ważył stosik rubinów rozmiarów węgli w kominku.
- Nigdy nie wiem - zawołał Harry do Hagrida, przekrzykując hałasujący wózek - jaka jest różnica między stalagmitami a stalaktytami!
- Stalagmity mają w środku „m” - odpowiedział mu Hagrid. - I nie pytaj mnie teraz o nic, bo chyba trochę mnie zemdliło.
- Jak często sprawdzacie, czy w środku kogoś nie ma? - zapytał Harry.
- Raz na dziesięć lat - odpowiedział Gryfek z paskudnym uśmiechem.
- Ee... wuju Vernonie...
Wuj Vernon też chrząknął na znak, że słyszy.
- No więc jesteśmy na miejscu, chłopcze. Peron dziewiąty, peron dziesiąty. Twój peron powinien być gdzieś pomiędzy nimi, ale chyba go jeszcze nie zbudowali, co?
Oczywiście miał rację. Nad jednym peronem wisiała duża plastikowa tabliczka z numerem dziewięć, na drugim taka sama tabliczka z numerem dziesięć, natomiast pomiędzy nimi była żelazna, barierka.
- Życzę pomyślnego semestru - rzekł wuj Vernon z jeszcze bardziej jadowitym uśmiechem i odszedł bez pożegnania. Harry odwrócił się i zobaczył, że Dursleyowie odjeżdżają. Wszyscy troje pękali ze śmiechu.
Niby takie małe, ale jednak śmieszy.