QUOTE(Nimbuska2000 @ 17.10.2005 16:08)
QUOTE
Naguś pisze i na pewno nie zostawi tak tego opka.
Ma po prstu na razie problemy osobiste, ale "Ten pierwszy raz" będzie kontynuowany, cierpliwości.
no skoro tak, to uzbrajam się w cierpliwość. Bo naprawdę warto. Ach i pozdrowienia dla arcygenialnej autorki

Trafne uwagi
QUOTE(MaryStebbins @ 30.10.2005 21:49)
Hmm. Kilka pojedynczych bledow. Poza tym mam zastrzezenia co do postaci Hermiony. Mianowicie panna Granger byla osoba rozsadna(w pzreciwienstwie do pozostalych czlonkow Tria). Ona nigdy w zyciu nie wdalaby sie w tak niesprecyzowany zaklad. Kolejna rzecz-nie wierze , ze jakakolwiek wspolczesna kobieta dalaby sie tak ponizyc w imie honoru. Bo skazujac sie na takie upokorzenia szarga go. Ale wlasnie ten moment, ktoremu tak bardzo brak autentycznosci jest przedsionkiem do bardzo interesujacego i wciagajacego opowiadania. Z niecierpliwoscia czekam na nastepna czesc.
Chodziło mi o to
Mnie sie tam podoba jak juz mówiłam jestem fanką twojej twórczości i Kitiary i każdej z osobna powodzonka i piszcie jak najwięcej

Pozdro
Kara
MaryStebbins
10.12.2005 23:43
Przepraszam, ze ponaglam, ale GDZIE NASTEPNA CZESC?Ja sie juz nie moge doczekac, nie spie po nocach, analizuje ulozenie gwiazd, czynniki atmosferyczne...Litosci..
Darkness and Shadow
12.12.2005 17:54
Cóż... zdarzały się niedokończenia wyrazów na "ą" lub "ę", ale warto zwrócić uwagę na fabułę <brawa> Tak jak zwykle niechętnie patrzę na erotyki to ten przeczytałam bardzo chętnie. Mam nadzieję, że nadejdzie dalszy ciąg.
Bardzo przepraszam, że tak długo nic nie wklejałam, ale za to sa dwa rozdziały pod rząd. Ten drugi wkleja Kitiara, która zgodziła sie ze ,mną pisać. Nastepne rozdziały powinny pojawiac sie w odstepie miesiąca, ponieważ wyprwadzam sie do komputera będe miała mocno ograniczony.
VI
Hermiona wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, on nie mógł mówić prawdy. To było nie możliwe. Ona przecież nigdy o czymś takim nie słyszała... ale to wcale nie musiało znaczyć, ze takie prawo nie istnieje.
- Nie wierze ci!
- A czy ktoś ci karze? Jak chcesz możesz stąd wyjść i się przekonać? Powiem ci nawet gdzie można znaleźć zapiski dotyczące tego kretynizmu... o ile tylko będziesz w stanie przekroczyć próg tej sypialni – coś w głosie mężczyzny sprawiło, że Hermiona zbladła jeszcze bardziej.
Chyba te nutki rezygnacji, tak nie podobne do niego, uświadomiły jej, że to musi być prawda. Nie chciała jednak tak po prostu w to uwierzyć. Już miała się zacząć z nim wykłócać, gdy dotarło do niej, co jeszcze powiedział.
- Jak to, jeśli będę w stanie wyjść stąd? Przecież mnie nie zatrzymasz?
- Ja nie, – Draco uśmiechnął się gorzko zaczął wciągać na siebie spodnie, musiał się przejść, bo zaraz coś lub kogoś rozwali. – Merlin oprócz tego, że stworzył coś takiego, wymyślił jeszcze, że małżeństwo musi sypiać w jednej sypialni, nie ważne, co robią w dzień, mogą się nienawidzieć, pogardzać sobą, ale sypiać muszą razem, szczególnie dotyczy to kobiet. W nocy nie mogą opuścić mężowskiej sypialni chyba, że ich życie byłoby zagrożone, wtedy to zakaz ustępuje automatycznie.
- A jeśli będę chciała skorzystać z toalety, to co wtedy? – Hermiona zapytała z gryząca ironią.
- To masz szczęście, że w pokoju mam prywatną łazienkę.
- Zapomnij, nie żyjemy w średniowieczu i wcale nie musze z tobą sypiać.
- Rób sobie co chcesz, mnie to nie interesuje, byłeś tylko przestrzegała reguł naszego zakładu, który dalej istnieje. A teraz wybacz, ale muszę coś załatwić.
Bez dalszych wyjaśnień Draco wyszedł z pokoju zostawiając zdenerwowaną Gryfonkę samą sobie.
Hermiona przez chwile wpatrywała się w zatrzaśnięte drzwi, wreszcie wstała z łóżka i nie zważając na ból, jaki nadal odczuwała po brutalnym zbliżeniu zaczęła się ubierać. Ponieważ jej sukienka była kompletnie zniszczona zarzuciła na siebie szatę Dracona, którą ten zostawił na fotelu. Tak ubrana zbliżyła się do drzwi z zamiarem natychmiastowego opuszczenia jego pokoju. Nie zdążyła jednak dotknąć klamki, gdyż przez jej ciało przeszła okropna fala bólu. Poczuła się tak, jakby ktoś przebił jej brzuch rozgrzanym żelazem. Opadła na podłogę, a z oczu poleciały jej łzy. Przez chwile nie mogła złapać powietrza, ból był tak okropny. W momencie, gdy próbowała podnieść się na nogi uczucie powróciło. Trwało do czasu, gdy Hermiona zrozumiała, że nie może wydostać się z sypialni Ślizgona. Blada poczołgała się do łóżka swojego oprawcy i ledwo się na nie wdrapała. Z bólu nie mogła się utrzymać na nogach. Była w pułapce bez wyjścia.
###
Draco szybkim krokiem podążał w stronę gabinetu Severusa. Potrzebował porady i nie wiedział do kogo się zwrócić. W dalszym ciągu był pod wpływem wielkiego szoku. Niecałe dwadzieścia minut temu ożenił się i bynajmniej nie był tym zachwycony. On tego wcale nie planował, chciał trochę bezproblemowego seksu i powyżywania się na Granger, a tu takie bagno. Wściekłym głosem wymówił hasło „Żegnaj Potti” i dostał się do gabinetu dyrektora. Ku jego zadowoleniu Severus jeszcze nie spał, tylko przeglądał jakieś listy. Zdziwiony spojrzał się na młodszego kolegę i spytał.
- Stało się coś?
- Stało, jak cholera! - Severus uniósł brew do góry, w końcu prędzej czy później Malfoy sam powie mu o co chodzi, a sądząc po jego zachowaniu nastąpi to zdecydowanie wcześniej.
- Co wiesz na temat prawa Merlina względem rozdziewiczenia? – wypluł Draco i opadł na fotel. Przez chwilę wyglądał na kompletnie wyczerpanego, jakby to jedno zdanie odebrało mu wszystkie siły życiowe.
- Wiem, że dają się w to wrobić tylko kompletni frajerzy i głupcy... przynajmniej do tej pory tak myślałem... kretynie!
- Dzięki, na ciebie zawsze można liczyć – powiedział Draco podnosząc się z miejsca, wyglądał jak mokry, zabłocony spaniel, którego ktoś właśnie skopał.
- A co mam ci powiedzieć? Od ponad stu lat nikt nie słyszał, żeby ktoś dał się w to wrobić, a przynajmniej nikt ze Slytherinu. Nie moja wina, że jesteś głupcem. Dobra już nic nie mówię – stwierdził Severus na widok jego zbolałej miny – powiedz lepiej jak ty dałeś się w to wrobić.
I tak po godzinie i dwóch butelkach Ognistej Severus Snape znał już każdy szczegół życia intymnego swego byłego ucznia. I bynajmniej wcale mu nie współczuł. Skoro młody Malfoy był na tyle głupi by zapomnieć o tak drobnym szczególe, jak bardzo prawdopodobne dziewictwo Granger – Ja – Wiem – To – Wszystko, to już jego problem. Pocieszył go tylko tym, że podobno w XIV wieku udało się uzyskać rozwód, ale dokładne dokumenty na temat tego precedensu znajdują się we Włoszech i trzeba by było czekać przynajmniej miesiąc na uzyskanie zgody by ujrzeć te, tak cenne w tej chwili, informacje.
###
Po półtorej godziny regularnego chlańska Draco Malfoy trzeźwy jak nowo narodzone dziecię wszedł do swej sypialni. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył była jego szata porzucona na podłodze, najwidoczniej Granger próbowała opuścić pokój. I chyba jej się nie udało sądząc po tym, że śpi zwinięta w kłębek na jego łóżku... i cholera, nawet on musiał, acz bardzo niechętnie przyznać, że nawet tam pasuje.
Sam siebie sklął, za te głupie myśli i ruszył w stronę łazienki. Wziął szybki, zimny, prysznic i nie kłopocząc się zakładaniem bielizny wsunął do łóżka.
Draco patrzył na śpiąca obok niego kobietę. Wyglądała niewinnie i bezbronnie i zdecydowanie była ładna i bardzo kobieca.
"Gdyby tylko nie była szlamą, to nawet nie byłoby tak źle. Cholera!" - pomyślał poirytowany mężczyzna. - "Mam pieprzoną żonę... Zdecydowanie. Sam ją pieprzyłem." - Uśmiechnął się pod nosem na myśl o własnym wyrafinowanym poczuciu humoru.
Hermiona spała głęboko i słychać było jej miarowy, spokojny oddech. Na szyi miała wisiorek z wężem. To było dosyć ciekawe zjawisko.
"Na tyłku ma smoka, a na szyi węża i ona jest z Gryffindoru. Świat schodzi na psy... Znaczy na szlamy." - Znowu zachciało mu się śmiać z własnego dowcipu wyższych lotów.
Wisiorek umieszczony był na dosyć grubym łańcuszku i był bardzo misternie wyrzeźbiony. Draco wziął go w dłoń i przyjrzał mu się uważnie. Gwizdnął cicho. Cudo było zrobione z białego złota a w miejscach ślepków błyszczały drobniutkie szmaragdy. Mężczyzna bawił się przez chwilę wisiorkiem na szyi własnej żony.
"Żona. Chryste, mam żonę. I to kogo? Wiem - To - Wszystko - Omnibus - Granger... Nie, teraz już ma na nazwisko Malfoy. I pewnie widniejemy już w Magicznym Rejestrze Małżeństw jako Draco i Hermiona Malfoy'owie. Nawet nie brzmi tak źle... Stop! To brzmi fatalnie. To jest fatalne." - Dracze jęknął w duchu. Nie pozostawało mu nic innego, tylko czerpanie, jak największych korzyści z zaistniałej sytuacji. I właśnie postanowił się wziąć za tą fascynującą i miłą czynność. Odsunął kołdrę i pocałował lewy sutek Hermiony, który automatycznie stwardniał pod wpływem jego pieszczot. Drugą dłonią zaczął pieścić prawą pierś kobiety. Świeżo upieczona pani Malfoy jęknęła głośno i się obudziła. Draco zaśmiał się cicho.
- Dzień dobry, żono - powiedział z przekąsem
- Idź się utop, Malfoy - odpowiedziała mu kulturalnie.
- Maniery i słownictwo, Granger.
- Ha! Teraz już nie możesz na mnie mówić Granger i przestań macać mnie po piersiach!
- Będę cię macał tam gdzie mi się spodoba i to z dwóch powodów. Pierwszym jest nasz zakład a drugim...
- Ała - powiedziała cichutko i spojrzała na niego z wyrzutem.
- A co mnie obchodzi twoje "ała" - powiedział z irytacją - mam na ciebie ochotę. - Mimo tych słów cofnął swoją dłoń.
- Skąd masz ten wisiorek?- spytał chłodno. - To jest białe złoto. Taka biżuteria to coś. Mam wrażenie, że jest robiony na zamówienie.
- Bo jest. Dziadkowie od strony ojca byli bardzo zamożnymi ludźmi i pozostawili w spadku mojemu staremu niezły majątek... Większość tej kasy przepuścił przez palce - Hermiona nie uznała za stosowne opowiadać o zamiłowaniu ojca do hazardu, Malfoy'owi nawet, jeżeli był on obecnie jej mężem. – Ten wisiorek został zrobiony przez jednego z najlepszych mugolskich jubilerów w Wielkiej Brytanii. Został zrobiony dla mojej matki jako prezent ślubny. Teraz, po śmierci rodziców noszę go ja.
- Rany, Granger, ty byłaś kasiasta! - Draco niemal wykrzyknął to stwierdzenie. - No i gdzie ta forsa? Wyparowała?
- Przecież powiedziałam, że mój ojciec przepuścił majątek dziadków - Hermiona była zirytowana.
Wzięła w dłoń małego, złotego wężyka i z czułością go ścisnęła.
- Jest bardzo cenny, co? - spytał z kpiną Draco.
- Jest - warknęła - i nie chodzi tylko o wartość materialną. - Wyglądała na smutną, gdy o tym mówiła i Malfoy wzruszył ramionami.
Co go obchodził durny wisiorek? On gdyby chciał, mógłby zamówić setkę takich. Było go na to stać. W tej chwili dużo bardziej obchodziło go co innego.
Pochylił się i przesunął językiem po zagłębieniu między piersiami Hermiony, aby za chwilę lizać delikatnie jej szyję.
"O nie!" - Pomyślała zrozpaczona pani Malfoy.
- Mnie tam boli, ja nie chce - pisnęła cicho. Chociaż jego pieszczoty sprawiły jej przyjemność, wiedziała, że jeśli dojdzie do zbliżenia, będzie płakała z bólu. Zastanawiała się w ogóle, jak będzie tego dnia chodziła.
Draco zamknął jej usta władczym, zmysłowym pocałunkiem. Język mężczyzny wślizgnął się między jej zęby, łaskotał podniebienie i trącał delikatnie język kobiety, zachęcając do wspólnej zabawy. Hermiona zarzuciła mężowi ręce na szyję i oddała pocałunek. Potrafił ją bardzo szybko i bardzo skutecznie rozpalić. Bała się jednak niepotrzebnego cierpienia i kiedy przestał na chwilę ją całować i spojrzał jej w oczy, powiedziała nieśmiało.
- Mnie naprawdę bardzo boli, bądź człowiekiem i odpuść.
- Odpuścić? - Malfoy uniósł do góry brew i uśmiechnął się z przekąsem. - Kobieto, ty nie wiesz, o czym mówisz - dodał. Miał lekko zachrypnięty głos i Hermiona zauważyła, że oczy pociemniały mu z pożądania.
Wziął w rękę jej dłoń i położył na swojej twardej i gorącej męskości. Cicho jęknął, kiedy odruchowo objęła palcami jego członek.
- Możesz mi powiedzieć jak mam odpuścić? - wyszeptał jej do ucha.
Kobieta zaczęła delikatnie go pieścić.
- Myślisz, że mi to wystarczy? - usłyszała ochrypły jęk. Draco ugryzł ją delikatnie w płatek ucha.
Hermiona mimo niechęci do samego aktu seksualnego, który mógłby jej jedynie przysporzyć bólu, była podniecona i ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że chce zaspokoić pożądanie swojego męża. Pchnęła go lekko na plecy i zaczęła całować jego klatkę piersiową schodząc ustami coraz niżej. Nie przestawała przy tym masować dłonią jego męskości, która zwiększyła jeszcze pod wpływem pieszczot swoje rozmiary.
- Nie przestawaj - powiedział mile zaskoczony, kiedy jej wargi dotarły do płaskiego, umięśnionego brzucha.
Wsunął obydwie dłonie w jej miękkie włosy i pchnął bardzo delikatnie jej głowę niżej. Hermiona przesunęła językiem po całej długości męskiego członka. Jej dłonie delikatnie pieściły umięśnione uda mężczyzny, palcami zaczęła dotykać nabrzmiałego członka, co wywołało kolejne jęki. Hermiona zachęcona reakcjami swojego męża wzięła do ust samą główkę męskości i zaczęła delikatnie ssać. Draco cicho krzyknął i przycisnął jej głowę, ale nie na tyle gwałtownie, żeby sprawić jej przykrość. Językiem zaczęła drażnić czubek penisa a palcami jądra. Dłońmi zaczęła masować nabrzmiałą męskość nie przerywając jednocześnie ssania, coraz bardziej podobały jej się jęki, jakie wydawał z siebie Dracon. Mężczyzna zacisnął dłonie na miękkich włosach żony, ale tak, by nie sprawić jej bólu i krzyknął cicho, kiedy Hermiona wzięła go głębiej do ust i zaczęła pieścić dłonią jego jądra. Cała sytuacja bardzo ją podniecała, teraz czuła się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy Draco zmusił ją do takich pieszczot dla tego jej poczynania były bardziej wyrafinowane i zmysłowe.
Odsunęła się na chwilkę od mężczyzny, tylko po to by spojrzeć mu w oczy. Chciała zobaczyć czy Draconowi naprawdę sprawia przyjemność to, co ona wyrabia. Jego zasnute mgłą źrenice były odpowiedzią samą w sobie. Hermiona ponownie wróciła do intymnych pieszczot delikatnie zsunęła napletek i polizała jedwabiście delikatną męskość. Jej język zataczał kółeczka wokół delikatnej, wrażliwej główki, czym doprowadziła Dracona do bardzo głośnych jęków i próśb o więcej. Hermiona nie dała się długo prosić: objęła członek ustami i zaczęła go mocno ssać, na co mężczyzna zareagował głośnym krzykiem. Hermiona połknęła całe nasienie swojego męża delikatnie zlizując resztki kropelek z główki penisa. Draco był totalnie zaskoczony jej pełnym oddania zachowaniem i popatrzył uważnie w orzechowe oczy dziewczyny. Wolał jednak nie komentować jej zachowania, tylko brać to, co chce mu zaofiarować... oraz to co sam sobie weźmie. Z takim postanowieniem usiadł na łóżku i jednym silnym szarpnięciem spowodował, że Hermiona wyładowała w pościeli, jej duże orzechowe oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, nie wiedziała, do czego jej małżonek dąży. Przecież go zaspokoiła, czego on jeszcze chce?
Mężczyzna pochylił się nad nią i zaczął całować delikatnie jej brzuch, zataczać językiem kręgi wokół pępka Hermiony i dziewczyna cichutko westchnęła.
Draco polizał jej podbrzusze i prawą dłonią delikatnie musnął wnętrze jej uda a następnie dotknął bardzo delikatnie jej łona. Kobieta przygryzła z rozkoszy dolną wargę, a z jej gardła wydobył się stłumiony jęk.
Malfoy zaczął powoli lizać jej ciepłą kobiecość starając się być jak najbardziej czuły. Sam nie wiedział dlaczego to robi, nie cierpiał tej szlamy, miał ochotę sprawić by krzyczała z bólu a jednocześnie nie chciał jej skrzywdzić. Nie w łóżku. Na korytarzu, w czasie rozmowy tak, wtedy nic go nie hamowało, mógł ją obrażać, zresztą ona też mu odpyskowywała. Ale sypialnia to, co innego. Nawet za pierwszym razem nie chciał sprawić jej bólu... nie wiedział przecież, ze jego żona jest dziewicą.
Jego język wdarł się do jej wnętrza, Hermiona głośno krzyknęła i wygięła swe ciało w łuk. Dzięki temu język mężczyzny bardziej wniknął w jej wnętrze, co pozwoliło na dokładniejsza penetracje.
Hermiona krzyknęła jeszcze raz i przez jej ciało przeszły pierwsze dreszcze orgazmu, ale Draconowi to nie wystarczyło, chciał wiece, chciał usłyszeć jak krzyczy jego imię, jak wije się na łóżku. Jego język dalej drażnił jej mokrą kobiecość, raz po raz wślizgując się do wnętrza. Jego dłonie pieściły jej nabrzmiałe piersi. Jego palce zaciskały się na jej obolałych z podniecenia sutkach, co powodowało jeszcze większą fale nieustających dreszczy.
Hermiona szczytowała już po raz trzeci i dopiero po tym Draco łaskawie wypuścił ją ze swych objęć.
Kobieta leżał na łóżku dygocąc z powodu ostatnich przeżyć. Była zmęczona, marzyła tylko o tym by zasnąć. Nigdy nie sądziła, że seks może tak wykończyć. Cho*lera to było lepsze niż poranny jogging, który uprawiała od lat.
- Kurde Granger, nie wiedziałem, że potrafisz aż tak wrzeszczeć. Jeszcze trochę a by cię nawet Severus usłyszał.
Hermiona nic na to nie odpowiedziała tylko odwróciła się do mężczyzny plecami i zamknęła oczy. Miała nadzieje, że jutro...a właściwie za par godzin znajdzie rozwiązanie tego problemu jakim było małżeństwo z czysto krwistym arystokratą.
Draco jeszcze przez chwile przyglądał się swej świeżo poślubionej małżonce by wreszcie pójść w jej ślady i również zasnąć.
Gwoli wstępów i wyjaśnień: to nie ja zgodziłąm się pisać z Naginii TPR, to ona zgodziła się, żebym pisała z Nią. Dziekuję, Naguś : )
A oto kolejny rozdzialik.
VII
Lucjusz Malfoy z niechęcią otworzył swe szare oczy. Najbardziej na świecie nie lubił, gdy wczesnym porankiem, po nieprzespanej nocy ktoś, lub coś, go budziło. Tym razem były to promienie słoneczne. W pierwszym momencie pomyślał, że to któryś ze skrzatów niedokładnie zaciągnął ciężkie kotary, ale zaraz sobie przypomniał, że to on sam odsłonił okno, gdyż chciał kochać się z Narcyzą przy promieniach księżyca. Raz na rok mógł pozwolić sobie na odrobinę romantyczności, szczególnie w Walentynki. Teraz z jękiem - nadużyty alkohol dawał się we znaki - przekręcił się na drugi bok, tak, że jego wzrok padł na makatkę przedstawiająca drzewo genealogiczne rodziny Malfoyów. Padł i jakoś nie bardzo chciał się odwrócić.
Lucjusz z początku myślał, że to wypity wczoraj alkohol, oraz noc pełna doznań tak na niego podziałały, i teraz ma omamy wzrokowe. Bardzo, niestety, wyraźne omamy. Kilkakrotnie zamrugał oczyma, a następnie zaczął budzić Narcyzę. Co nie należało do czynności prostych ani przyjemnych. Narcyza Malfoy do rannych ptaszków bynajmniej się nie zaliczała. Jej zdaniem normalny człowiek budził się tak gdzieś w okolicach godziny dziesiątej, a każdą wcześniejszą oznakę życia uznawała za gruby nietakt. W końcu w nocy się śpi, a dziesiąta rano to zaledwie wczesny poranek. Pogląd ten zalągł się w niej i zadomowił na dobre w czasie szkoły, gdy to niewdzięczne, niewychowane współlokatorki budziły ją w środku nocy, bo zaraz miały zacząć się lekcje. Środkiem nocy była zazwyczaj godzina siódma lub ósma rano. Teraz też kobieta próbowała zignorować to, iż ktoś bardzo niekulturalnie i niecierpliwie szarpie jej nagie ramię. Przez sen naciągnęła na siebie kołdrę i zacisnęła powieki jeszcze mocniej. Niestety, nic to nie pomogło. Niewychowany intruz, dalej próbował w sposób haniebny wyrwać ją z objęć Morfeusza. Zniecierpliwiona uniosła powieki i wzrokiem, który mógł zabijać spojrzała na męża i się delikatnie zaniepokoiła. Lucjusz doskonale znał jej nawyki i bez ważnego powodu nie budziłby jej o… Niech to Wielki Salazar przeklnie, dziewiątej rano! Zresztą on sam rzadko budził się o takiej godzinie.
- Coś się stało? – Odezwała się zaspanym głosem.
- Kochanie, spójrz na nasze drzewo genealogiczne i powiedz mi czy dobrze wiedze, czy mam może majaki i twój syn nie okazał się takim sakramenckim, pozbawionym mózgu, gumochłonem.
Narcyza obróciła się w stronę ściany, na której wisiała makatka. Zawsze, gdy Lucjusz mówił o Draconie „twój syn” znaczyło, że jest z niego bardziej niż niezadowolony, znaczyło, że ma ochotę go, co najmniej zabić. Powoli przeczytała widniejący tam napis, zrobiła to znowu…
I znowu…
I znowu…
Następnie, kompletnie już rozbudzona odwróciła się w stronę męża i odezwała się zimnym głosem. - Zapewniam cię, że mój syn nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Mój syn jest na to zbyt inteligentny i wie, co by się stało, gdyby chociaż pomyślał o czymś takim. Co innego twój syn. O tak, po Malfoyach można się spodziewać wszystkiego! – Ze słowa na słowo jej głos podnosił się, co raz bardziej, aż zaczęła krzyczeć.
- Po Malfoyach! Kobieto żaden z Malfoyów nigdy czegoś takiego nie zrobił, natomiast Black to całkiem, co innego!
- Lucjuszu Malfoy, nawet nie waż się mieszać w postępowanie twego dziecka mojej rodziny, my nigdy…
- Och, oczywiście wy nigdy, a twoja siostra to co?
Te zdanie zamknęło usta Narcyzy. No cóż, jej siostra rzeczywiście TO zrobiła. Cholera z jej siostrą! Naburmuszona warknęła do męża.
- W tej chwili masz się fiuknąć do Hogwartu i dowiedzieć się jak to się stało, że… Draco zrobił coś takiego.
- A niby dlaczego ja?
- Bo ty jesteś jego ojcem!
Lucjusz już miał warknąć coś na temat faktu, że on wcale się tak do ojcostwa nie palił, ale zamiast tego zszedł z lóżka i zawlókł się do łazienki.
***
Severus Snape w odróżnieniu od pary swych najlepszych przyjaciół (oficjalnie); i swych kochanków (nieoficjalnie); był rannym ptaszkiem. Zresztą, kto by spał po nocy obfitującej w takie wrażenia. W tej chwili siedział przy dyrektorskim biurku i udawał, że przegląda jakieś bardzo ważne dokumenty. Tak naprawdę oczekiwał jak do jego gabinetu wpadnie blondwłosa furia z zamiarem zabicia swego pierworodnego. Jego zdaniem powinno nastąpić to za jakąś godzinę, półtorej.
No cóż, każdy w życiu ma prawo się pomylić i Severus Snape bynajmniej wyjątkiem nie był. Blond włosa furia rzeczywiście wypadła z kominka, ale nie o godzinie zbliżonej do jedenastej, a raczej parę minut po dziewiątej i nie skierowała się prosto do lochów, ale napadła na jego biedną osobę. - Snape, – Lucjusz wcisnął Severus w fotel, na którym ten i tak już siedział. – Możesz mi wyjaśnić, co się tu, na stado rozszalałych gryzo – zębatek*, dzieje?
- Lucjuszu, po pierwsze czy mógłbyś mnie puścić, a po drugie o czym ty, na Merlina, mówisz? – Severus próbował łgać, ale tym razem nie wyszło mu to zbyt dobrze.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi, miałeś go pilnować przed popełnieniem jakiejś głupoty, a to, co zrobił właśnie jest głupotą.
- Ewentualnie zwyczajnym pechem – mruknął czarnowłosy i bezceremonialnie odepchnął Lucjusza. – Jeśli chcesz jakichś wiadomości, zwróć się do swego syna. Ja z tym nie miałem nic wspólnego, a on był bardzo zaniepokojony obrotem sytuacji. Prawdę powiedziawszy cała ta sytuacja walnęła w niego jak Ford Anglia w Wierzbę Bijącą.
Lucjusz warknął tylko pod nosem kilka obraźliwych inwektyw na temat pseudo-przyjaciół, którzy nie wywiązują się z obietnic, i ruszył w stronę lochu. Przy okazji, wychodząc z gabinetu Severusa, zbił lustro wiszące na ścianie. No cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni, czy w tym wypadku nie daleko jabłoń rzuca swe owoce.
***
Lucjusz Malfoy, wchodząc do sypialni swego syna, spodziewał się najróżniejszych widoków, ale to, że tenże syn będzie spał w najlepsze z tą kobietą, był dla niego lekkim szokiem. Jego zdaniem Draco już dawno powinien nie spać i wymyślać kilka dobrych wymówek, by ułagodzić swego rodzica. Malfoy nie wiele się zastanawiając wyciągnął różdżkę, skierował ją w kierunku słodko śpiącej pary i wypowiedział zaklęcie.
- Chłoszczyć.
Draco i Hermiona poderwali się jak oparzeni i wyskoczyli z łóżka. Tylko, że w przypadku Hermiona, ona natychmiast do niego wróciła i szczelnie przykryła się mokrą kołdrą, a Draco spojrzał wściekle na ojca.
- Rozumiem, że już wiesz.
- Wiesz synu, gdy człowiek budzi się rano i widzi, że na drzewie genealogicznym** jak Testral odznacza się małżeństwo jego, niestety jedynego spadkobiercy, to jest to miła wiadomość, ale jeśli jest to małżeństwo nie planowane, nie uzgodnione, i do tego z kimś takim, to szlag na miejscu i Avada może trafić!
- To nie była moja wina – mruknął Draco z miną małego chłopca, który został przyłapany na spetryfikowaniu kota nie lubianej cioci.
- Synu, na węże Slytherinu, takiej wymówki mogłeś używać w szkole, myślałem, że od tego czasu zmądrzałeś i zacząłeś myśleć głową a nie główką!
- Odezwał się święty. Ile razy ciebie hormony wciągały w kłopoty?! – Draco nie zamierzał potulnie przyjmować obelg ojca, szczególnie przy kimś takim jak Granger.
- Jeśli nawet to potrafiłem się zabezpieczyć przed konsekwencjami i nigdy nie sprowadziłem do domu czegoś takiego.
Lucjusz z pogardą spojrzał na pobladłą Hermionę. Ta nie zamierzała dłużej słuchać tych obelg, wcale nie prosiła się o takie ataki.
- Wypraszam sobie, żeby mnie pan obrażał. Nie jestem tym czymś, tylko człowiekiem. I to nie moja wina, że cała ta sytuacja ma miejsce, ja się o to nie prosiłam. To nie moja wina, że pana syn to zboczony sadysta, który...
Hermiona nic więcej nie powiedziała tylko gwałtownie zbladła i skuliła się z bólu. Miała wrażenie jakby ktoś z premedytacją wciskał w jej wnętrze rozpalone żelazo. Z jej nosa zaczęła lecieć krew, a przed oczyma migotały czarne plamki.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na Hermionę, kompletnie nie wiedział, co się jej stało. Jeszcze przed chwila chciała urządzić karczemna awanturę, a teraz zwijała się z bólu na łóżku i plamiła krwią jego pościel.
- Granger, co ci jest? – zapytał niepewnie.
Lucjusz przez chwile patrzył na dziewczynę, wreszcie coś zabłyszczało w jego oczach i w miarę spokojnym głosem zwrócił się do syna.
- Czy wy ten... ślub wzięliście na prawo Merlina?
Draco tylko skinął głową, był coraz bardziej zaniepokojony tym, co się dzieje z Hermioną.
- Wiesz, że małżonka nie może w nocy opuścić komnat swego męża, chyba, że jej życie jest zagrożone?
- Tak, ale...
- A czy wiesz, że nie może też słowem, ani czynem obrazić swego męża i wszystkich członków jego rodziny?
- Co takiego? – Draco z niedowierzaniem spoglądał na ojca. O tym nie wiedział.
- Musisz jej wybaczyć inaczej może się tu wykrwawić. Załatw to szybko, czekam w twoim gabinecie, musimy porozmawiać.- Lucjusz jeszcze raz spojrzał na Hermionę, po czym bez słowa wyszedł z komnat syna.
Draco przez chwile wpatrywał się w puste drzwi, następnie, dość niepewnie, jakby nie dowierzając temu, co mówi zwrócił się do Hermiony.
- Wybaczam ci.
Z wielkim zdziwieniem patrzył, jak po tych słowach krwotok natychmiast ustępuje. Nie czekając aż jego żona wstanie z łóżka, wybiegł z komnaty. Dopiero teraz uświadomił sobie, co tak naprawdę znaczy Małżeństwo Merlina – umowa do końca życia. Wychodząc, jeszcze pomyślał, że może warto byłoby ją tak zostawić, żeby się wykrwawiła i wtedy nastąpiłby koniec jego kłopotów, ale Marlin był na tyle wredny, że wcale jego szowinizm wobec czarownic nie był tak oczywisty, jakby się wydawało. Na pewno zgon małżonki ściągał na jej męża jakieś cuda - niewidy. Na przykład konieczność zeznawania przed Wizengamotem na temat okoliczności zejścia niewiasty z tego świata. I co wtedy by powiedział? Że powiedziała mu coś przykrego, a on nie raczył jej wybaczyć, znając konsekwencje takiego kroku? Dobre sobie. Poza tym na myśl o tym, że Hermiona mogłaby się tak po prostu wykrwawić i umrzeć, poczuł dziwny skurcz w żołądku. Raczej nieprzyjemny.
Hermiona oparła się o poduszkę i opatuliła szczelnie kołdrą. Była blada. Potoczyła nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu, a potem zacisnęła powieki.
„Pięknie” – pomyślała prawie z rozpaczą. – „Cudownie. Jestem uzależniona od Malfoya Juniora. Może zrobić ze mną, co chce, a ja mam być posłuszną żoną i nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń, inaczej mogę umrzeć, jeżeli zapomni mi wybaczyć nietaktu. Pięknie.”
*
Draco po wyjściu z sypialni oparł się plecami o ścianę i oszołomionym spojrzeniem wpatrywał się w pusty korytarz. Nie potrafił, a może nie chciał, zrozumieć tego, co się dzieje. Wczorajsza noc i jego zachowanie wydawało mu się jakimś snem. Nierealnym rojeniem. Tak naprawdę wczorajszego wieczoru był zbyt zaskoczony, by w pełni zrozumieć to, co się stało. Wreszcie oderwał się od ściany i ruszył w stronę swego gabinetu.
Bez słowa otworzył drzwi i pierwsze, co zobaczył był jego ojciec siedzący za jego biurkiem, na jego fotelu. Jemu zostało tylko niewygodne krzesło, na które zazwyczaj skazany był uczeń, który za bardzo narozrabiał.
- Znowu narozrabiałeś – Lucjusz nie czekał, aż jego syn usiądzie, od razu przeszedł do rzeczy.
- Rozumiem, że teraz odbędzie się rozmowo pod tytułem synek narozrabiał a tatuś wyciągnie go z kłopotów – Draco zaczął ironizować.
Wcale nie podobało mu się to, że ojciec traktuje go jak bezmózgiego mugola.
- Idioto, czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się stało?! Ty się z nią ożeniłeś! – Lucjusz nie wytrzymał i uderzył pięścią w biurko. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego syn zachowuje się tak nie poważnie
- Myślisz, że o tym nie wiem?! – Draco wstał tak gwałtownie, że krzesło upadło z hukiem na ziemię. – Myślisz, że nie jestem świadomy tego, co się stało? Ale musi być jakieś rozwiązanie, ja nie wierze w to, że będę z nią złączony do końca życia!
- To lepiej w to uwierz, synu, bo bardzo bym nie chciał, żebyś się rozczarował. Z tego już cię łatwo nie wyplączę. Merlin żył wieki temu i był ode mnie o wiele bardziej potężny i mądry. I miał wpływy u samego króla, a o mnie królowa Anglii wie tylko tyle, że jestem filantropem i wrzucam sute sumy na sieroty mugolskie, zupełnie jak ten bałwan Minister. I wie, oczywiście, jak mam na nazwisko. Lepiej się oswój z myślą, że Granger to twoja połowica na wieki. – W głosie Lucjusz poza zimnym spokojem, przesiąkniętym rezygnacją, dało się usłyszeć nutę satysfakcji.
- No, ale ciebie to też dotyczy i chyba tak tego nie zostawisz? – Draco był zbyt zaszokowany, żeby przejmować się drwiną ojca. – W końcu ona... weszła do rodziny. – Powiedział to tak, jakby oznajmiał, że jest śmiertelnie chory i został mu tydzień życia.
- Oczywiście, że mnie to obchodzi – głos, Malfoya seniora był tak syczący, że jego latorośl odruchowo spojrzała na głowę węża, wieńczącą laskę w dłoni dystyngowanego arystokraty, sprawdzając, czy aby to nie ona zasyczała. – I oczywiście zrobię, co będę mógł, ale cudów nie obiecuję... Ciupciać, synu, też należy z głową – dodał na sam koniec triumfalnie.
Draco już miał się zapytać, czy jego ojciec też zawsze wszystko robił z głową, ale w ostatniej chwili uznał, że nie gryzie się ręki, która karmi.
- To, co my teraz zrobimy? - Zapytał cichym głosem.
- Pomyślimy synu, pomyślimy. Ja na razie pójdę powiadomić twoją matkę, o tym, że... makatka nie kłamała. Przy okazji porozmawiam z kimś z historii czarodziejstwa. Oni powinni wiedzieć wszystko o Merlinie.
- A ja? Mam tu tak siedzieć i nic nie robić?
- Ty, to przygotujesz się do powrotu do domu. Masz dwa tygodnie na załatwienie swoich spraw, później widzę ciebie i tę kobietę w domu. Jasne?
Draco tylko skinął głowa. Czuł się jak gówniarz, który narozrabiał a teraz ukrywa się za plecami rodziców. Z ironią pomyślał, że jednak nic się nie zmieniło. Nieważne, co robił ,zawsze wszystko spartoli i będzie tylko niewyraźnym cieniem swego ojca.
- A teraz chodź do tej sz... – zająknął się, bo tyle razy uczył syna używać określenia „pochodzenia mugolskiego” i odkaszlnął, widząc uniesioną ironicznie brew Dracona - ...Szacownej damy, która jest teraz twoją żoną.
Krzywy uśmiech syna wywołał na jego twarzy kwaśny grymas niezadowolenia.
- Chciałbym jej osobiście przekazać dobrą nowinę.
Młodszy Malfoy wzruszył ramionami i ruszył przodem.
*
Hermiona siedziała już ubrana na łóżku i gdy ojciec z synem weszli do sypialni, rzuciła im spojrzenie. Spojrzenie nieprzychylne i zrazem pytające.
- Wszechwiedząca Granger nie wie, jak to jest z psikusem walentynkowym Merlina?*** - Lucjusz uśmiechnął się cynicznie i urągliwie, widząc jej rumieniec.
Przygryzła wargę, ale za chwilę odpowiedziała patrząc na mężczyznę wyzywająco.
- Nigdy nie twierdziłam, że jestem wszechwiedząca. – Mimo, że bardzo starała się nadrobić miną, w jej oczach mógł dostrzec drobinki strachu.
Strachu nie tylko przed konsekwencjami tego chorego kontraktu, ale strachu przed tym, co mogło ustalić tych dwóch, zadufanych w sobie i we własnej czystej krwi, czarodziejów. Nie sądziła, żaby zbytnio rozpaczali po jej śmierci.
- Cóż za skromność – sarkastycznie zauważył, Draco, a ona musiała zmilczeć ten docinek.
- Chcę ci oznajmić, droga synowo, że zapraszam was po feriach do naszej rezydencji. – Nie ulegało wątpliwości, że to zaproszenie w gruncie rzeczy jest rozkazem.
- Oczywiście – szepnęła cicho. Wiedziała, że sprzeciw pogorszy tylko jej sytuację, po za tym czuła się niezbyt dobrze. Kręciło się jej trochę w głowie i była lekko osłabiona.
- Sangvinus novum**** – powiedział Malfoy senior, kierując różdżką w Hermionę.
Czarownica była zbyt zdumiona takim obrotem sprawy, by w jakikolwiek sposób zareagować, zresztą nie miała nawet czasu, bo Lucjusz natychmiast opuścił komnatę syna i udał się w stronę gabinetu Severusa.
Draco miał wielką ochotę podążyć za ojcem, ale nie mógł, w końcu małżeństwo do czegoś zobowiązuje.
- Mam nadzieje, że nie zemdlejesz na śniadaniu. Nie wypada by szczęśliwa małżonka chorowała zaraz po ślubie.
- Nic mi nie jest, nie musisz się o mnie aż tak bardzo martwić.
- Och jestem pewien, że nie muszę, ale wiesz, troskliwy małżonek powinien dbać o swoja połowice.
Hermiona o mało nie prychnęła, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Wiedziała, że Draconowi chodzi tylko o to by ją rozdrażnić. Widać było, że jest zły i chce się na kimś wyżyć. Nie sądziła, żeby zwykłe prychnięcie wywołało krwotok, lub coś równie nieprzyjemnego, ale wolała nie ryzykować.
- Jasne, ty na pewno o mnie dbasz i kochasz mnie nad życie, a ja naprawdę jestem szczęśliwa, szczęśliwsza nawet od ciebie, Draco. – Nie mogła się powstrzymać od sarkazmu.
Jednak mimo to zabrzmiała raczej smutno niż złośliwie i wyglądała na przygaszoną. Miała ogromną ochotę położyć się, zasnąć i się nie obudzić. Nagle zrobiło jej się strasznie smutno i poczuła się tak samotna, jak nigdy w życiu. Zagryzła wargi i przełknęła łzy. Za nic nie rozpłakałaby się przy tym blondwłosym, zarozumiałym dupku, który teraz był jej mężem. A raczej panem i władcą.
- A jeszcze jedno, nasz tygodniowy wyjazd jest odwołany, będziemy mieli zbyt dużo pracy by... rozkoszować się samotnością. – Draco nie potrafił powstrzymać się przed tą ostatnia uwagą.
Kobieta tylko skinęła głową, bo przecież jej zdanie w tym całym cyrku nie miało żadnego znaczenia.
***
Hermiona starła się unikać Dracona, gdyż nie miała najlepszego humoru w związku z „walentynkowym psikusem Merlina”, jak prawo małżeńskie w wykonaniu tego wielkiego maga nazwał Lucjusz Malfoy. Według niej to nie był żaden psikus, ale sadystyczny wymysł czarodziejskiego szowinisty. Jej paskudne samopoczucie mogłoby się odbić na jej zdrowiu, a może życiu, gdyż za całą zaistniałą sytuację obwiniała swojego męża. Myśl o tym, że nie musiała się przecież zakładać, odrzuciła z jawnym wstrętem. Miała się okazać tchórzem? I to wobec tej cholernej tchórzofretki? Nigdy. Draco Malfoy powinien wiedzieć nie tylko o walentynkowym prawie, ale także doskonale je znać. W końcu tak się chwalił jak to czarodzieje czystej krwi wiedzą wszystko o wszystkim i wszystkich! Wolała nie myśleć o tym, że w kwestii swojego dziewictwa go nie uświadomiła, przyczyniając się do całej sytuacji, bo zapewne nie przypuszczał nawet, że nigdy wcześniej nie spała z mężczyzną. Z każdą godziną dochodziła do wniosku, że wina, jeżeli można myśleć o całej sytuacji w takich kategoriach, leżała po obu stronach i oboje wpadli jak pufek między smoki.
Na śniadanie nie poszła, bo naprawdę nie czuła głodu, jednak później kiszki zaczęły grać jej prawdziwego marsza. Dlatego w porze obiadowej pojawiła się w Wielkiej Sali i zasiadła za stołem dla nauczycieli. Prawie cała wściekłość na Malfoya już się z niej ulotniła, to nie on wymyślił sobie, że za każdą inwektywę w stosunku do niego, albo obrazę jego rodziców będzie obficie krwawiła z nosa i umierała z bólu. Zdołała nawet uśmiechnąć się do niego blado, gdy siadała. W odpowiedzi posłał jej uśmieszek pełen wyższości, ale zauważyła też błysk zaskoczenia w szarych tęczówkach. Wcześniej gdzieś był. Ubrał się i po prostu zniknął, oznajmiając, że wróci na obiad. Nie pytała o nic, a on nie raczył jej nic tłumaczyć. W końcu nie byli takim prawdziwym małżeństwem z miłości. Mieli jedynie kontrakt.
- No, no, patrz jaka mam układną żonę, Severusie – powiedział Draco, unosząc puchar z sokiem dyniowym w kierunku czarnego i pochmurnego jak chmura gradowa Snape’a.
- Witam – Hermiona skinęła głową, a dyrektor odkłonił się, chociaż jego oczy wyglądały jak dwie żądne mordu harpie.
„Dosłownie zimny ogień” – pomyślała o spojrzeniu wyniosłego mężczyzny nowo upieczona pani Malfoy.
- Ty masz żonę, a ja mam kłopoty. Twój ojciec już mi zakomunikował, że po feriach macie się znaleźć w Malfoy Manor i jego nie obchodzi, co będzie z uczniami. Gdzie znajdę tak dobrych nauczycieli jak wy? – wysyczał
- Przecież już masz kandydatów – Draco wydął usta w delikatnej pogardzie i uniósł brwi.
- Powiedziałem, tak dobrych jak wy. Nie każ mi się powtarzać – zabrzmiało to, jak „nie każ mi popełniać morderstwa” i Malfoy Junior wolał zamilknąć.
- Chang i Edgecombe.
- Słucham? - Draco ze zdziwieniem spojrzał na Severusa, nie rozumiejąc
o co temu chodzi.
- To one przyjdą na wasze miejsce, więc nie oczekuj z mojej strony zbytniego entuzjazmu. A teraz wybacz, ale musze coś ogłosić.
Severus z niechęcią podniósł się z krzesła i już to wystarczyło, aby na sali
ustały wszystkie szmery i nawet nauczyciele skończyli rozmowy. Nikt nie
chciał podpaść dyrektorowi. To się nazywa mieć autorytet.
- O co mu chodzi? Były przecież Krukonkami, nadają się do edukowania młodzieży lepiej niż jakikolwiek Gryfon, czy nawet Ślizgon. – Szepnął Draco do Hermiony.
- Zwłaszcza Ślizgon. – Odcięła się i żachnęła delikatnie.
- Żaden Ślizgon nie marzy o tym, żeby być profesorem, spójrz na Snape’a i przypomnij sobie jak nauczał. – Uśmiechnął się złośliwe.
- Wystarczy, że patrzę na twoje sukcesy pedagogiczne. – Podsumowała całą rozmowę Hermiona, a Draco wzruszył ramionami. Musiał być dobry, skoro Severus reagował czarną, aksamitną furią na jego odejście. Nawet jeżeli miał być to tylko jeden semestr. Granger doskonale wiedział, że był dobrym nauczycielem, a on wiedział to samo o niej. Nie lubili jednak mówić sobie komplementów.
„Nie Granger, Draco, już nie Granger" – poprawił się w myśli, marszcząc niechętnie brwi. Popatrzył na Hermionę, która była skupiona na tym, co mówił Snape i niezbyt zadowolona z przemowy dyrektora. Była ładna. No tak, gdyby nie była atrakcyjna, nie założyłby się z nią w ten sposób.
„Całe życie będę wpadał w jakieś łajno trolla, co za rzeź” – pomyślał optymistycznie i machnął różdżką, prawie niezauważalnym ruchem,
nad swoim pucharem z sokiem, doprawiając go tym samym promilami.
- Tak więc – Draco skupił się na tym, co mówi Severus - ...ponieważ panna Granger i pan Malfoy pobrali się, będziemy musieli pogodzić się z ich brakiem do końca semestru. Och, przepraszam za gafę, już nie panna... Państwo Malfoy nas opuszczą na kilka miesięcy... – uśmiechnął się przy tym bardzo zjadliwie i mało uroczo. – Transmutacji będzie nauczała panna Edgecombe, a Eliksirów panna Chang. – Skrzywił się, dając wszystkim obecnym do zrozumienia co myśli o fakcie, że tak profesjonalnego przedmiotu będzie nauczał ktoś, kto nie był w Slytherinie i na dodatek jest kobietą. – Obie panie przybędą dzisiaj wieczorem. Ufam, że przez kolejnych dziesięć dni ferii nasi stali profesorowie zdarzą zapoznać obie panie z warunkami i wymogami pracy, przekazać skrypty z materiałem, etc., etc. Wszyscy wiemy o co chodzi. – Ostatnie zdanie powiedział takim tonem, że wszyscy zebrani uznali, iż uważa, że Marietta i Cho na pewno nie zrozumieją wszystkiego.
Ledwo Severus zakończył swą wypowiedź, a na sali zapanował gwar. Uczniowie i nauczyciele nie mogli w pierwszym momencie zrozumieć
o co chodzi, a gdy wreszcie dotarła do nich wypowiedź dyrektora, zdziwieniu nie było granic. To po prostu nie mogła być prawda. Zaciekła para wrogów, osoby które zawsze kłóciły się w czasie zebrań, na korytarzach, w klasach, na błoniach, teraz miały być małżeństwem. To po prostu nie możliwe. Hermiona Granger i Draco Malfoy nie mogli być małżeństwem! To było wbrew naturze Gryfońsko-Ślizgońskie!
To było wbrew jakiejkolwiek naturze! A jednak stało się. Dyrektor by nie żartował. Poprzedni owszem. Obecny na pewno nie. Było to prawdą, a Severus Snape nie byłby zadowolony, gdyby ktoś wątpił w jego powagę.
- To by było na tyle – dokończył, a jego wzrok padł na Wiktora Kruma, który miał minę niezbyt zadowolonego z cienkiego obiadu hipogryfa, albo rogogona węgierskiego w chwili umiarkowanej furii, chociaż starał się to skrzętnie ukryć pod maską obojętności. – Chciałem tyko jeszcze dodać, że Prawo Merlina nie wybiera. Życzę wszystkim smacznego – dokończył złośliwie, obserwując, jak na policzki Bułgara występują rumieńce wściekłości, a jego usta się zaciskają.
Miał w dużym poważaniu fakt, że Hermiona prawie upuściła swój puchar i poczuła się jak ostatnia idiotka. Snape’a nie obchodziło, że dokuczając Krumowi dopuścił się niedyskrecji. Nawet Draco lekko się skrzywił. Jego młoda żona była szczęśliwa, że podczas ferii w zamku jest tak mało uczniów, ale i tak była pewna, że doczeka się (nie)sławy. Spojrzała z wyrzutem na dyrektora, który miał gdzieś fakt, że sprawił jej przykrość.
Westchnęła i nawet się nie zdenerwowała. Snape był po prostu sobą, a ona i Draco wylądowali w przysłowiowym łajnie trolla.
*Gryzo–zębatka – zwyczajna odmiana zębatki, różniąca się od tej tylko tym, że gryzie. Do nabycia u Zonka, w sklepie wysyłkowym BraciW; oczywiście nikt nie podejrzewa, że Malfoy kupił ją właśnie u nich; i na Nokturnie. Nie należy dawać do zabawy dzieciom, chyba, że są to dzieciaki nie lubianych krewnych lub znajomych. Mężczyznom też raczej nie dawać do zabawy, gryzo –zębatki są bardzo wrażliwe i mogą przez przypadek ugryźć w to, co nie trzeba.
**Państwo Malfoy, jak i wiele innych rodów czarodziejskich mają wyhaftowane drzewa genealogiczne na specjalnych czarodziejskich makatkach. W momencie narodzin dziecka, ślubu, czy tez śmierci samoistnie wypisują się wszelkie dane tj.; imię współmałżonka, dziecka, data narodzin, ślubu czy śmierci. Dlatego też w momencie, gdy Draco i Hermiona wstąpili w związek małżeński na „Drzewie Malfoyów” samoistnie wyhaftowało się imię Hermiona Jane Granger oraz data ślubu.
***Sarkastyczne określenie świata czarodziejskiego na Małżeństwo (Kontrakt) Merlina
****Zaklęcie niwelujące skutki krwawienia. Nie działa przy naprawdę obfitym krwawieniu, jedynie przy krótkotrwałym, albo długotrwałym, ale niezbyt mocnym. Przy naprawdę dużym ubytku krwi, może jedynie opóźnić dużo cięższe skutki niż osłabienie, a tym samym pozwala na zyskanie czasu w zdobyciu fachowej pomocy mago-medycznej.
No i jest!

Świetne party, widać, że wen dopisał...
Czasami zdarzają się literówki, jednak zwracając uwagę na fabułę, można ich nie zauważyć

Dobra robota, czekam na następne party.
Eternal Flame
19.12.2005 01:48
Ojej... W końcu się doczekałam! Przeszukałam już chyba wszystkie fora i oczywiście Passionate Dreams w poszukiwaniu nowej części! I się doczekałam. Brawo dla autorek za ten wspaniały parcik. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam!
Paulinka***
20.12.2005 16:16
ten fick rządzi!!! kiedy kolejna część?..... znam odpowiedź..
Nymphetamine-Girl
20.12.2005 19:01
Hmm...jak widać jestem ciut ciut nowa;) no, ale jakby nie było pierszwa odpowiedź akurat dla TEGO opowiadania nie jest przypadkowa. Uważam, że opowiadanie jest baaaardzo (ach! nawet się powtórzę!) baaaardzo dobre. Miło się czyta i zdecydowanie wciąga, ale żeby nie podsycać samozachwytu powiem, że znam kilka równie dobrych opowiadań. Jednak to na kolejne części "Tego Pierwszego Razu" czekam ze zniecierpliwieniem. Jak można mnie, biedną Nymphetamine, pozostawiać w takim nienasyceniu?

Ja chcę jeszcze!:P:)pozdrawiam...
Z początku bardzo ale to bardzo nie podobał mi się ten Draco. Chyba wole te ficki gdzie on się zmienia i to na lepsze. I z tego powodu ciężko mi się czytało. Dlatego, że Hermiona jest tu taka nieśmiała i pozwala sobą pomiatać zresztą też.
Ale coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Te nowe odcinki są zdecydowanie lepsze od poprzednich i to zachowanie Malfoya i Granger nie razie. Mnie przynajmniej.
Czekam na następny odcinek.
Pozdrawiam
Kid_Of_The_Darkness
20.12.2005 20:16
Super Fick!!! Chyba najlepszy jaki do tej pory czytałam - a czytałam dużo

.
Bardzo mi się podoba zachowanie Draco jako "wrednego arystokraty", a i Hermiona jest niczego sobie jako unosząca się honorem Gryfinka. Świetna fabuła!!! Baaardzo mi się podoba, tylko czemu party są tak rzadko wklejane!!! Błagam piszcie jak najszybciej bo nie umiem się doczekać nowej części!!!
Pozdrawiam
Arpi Sideris
20.12.2005 21:55
Wreszcie!
Kiedy zobaczyłam nowe odcinki, to prawie spadłam z krzesła.
Akcja się rozwija. Robi się naprawdę interesująco.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, a autorkom życzę weny.
Nie jestem pewna, skąd to się bierze, ale mam wrażenie, że rozdział dodany przez Nagini jest słabszy niż poprzednie i następny. Wystarczająco wiele błędów i literówek, by je zauważyć, a czasem nawet uznać za błędy ortograficzne (np. To było nie możliwe, tak nie podobne do niego,), co zaburza odbiór opowiadania.
Fabuła oryginalna, a znając już próbki możliwości dziewczyn liczę na wiele (;
Wena życzę i może jakiejś bety...
MaryStebbins
24.12.2005 14:54
Coz, moge oczywiscie Was skrytykowac, bo zauwazylam mnostwo bledow zarowno stylistycznych jak i ortograficznych.Do kilku wypowiedzi Dracona i Lucjusza, tez moglabym miec zastrzezenia. Ale istnieje wtedy prawdopodobienstwo, ze sie obrazicie, i nie dostaniemy mozliwosci pzreczytania nastepnych czesci:(. Jakze bym smiala, zatem.
Pozdrawiam.
Kid_Of_The_Darkness
25.12.2005 01:04
Ja chce jeszcze!!!

Ten fick to taki rodzaj opowiadań, które tygryski lubią najbardziej!!!
Kiedy kolejna część... Bo wchodzę tu prawie codziennie i sprawdzam i sprawdzam i sprawdzam...
Błagam zakończ moją mękę i wklej kolejną część!!
Pozdrawiam
Doskonały Part .. nie mogę się doczekac .. następnej części...
... Czy ktoś ma dokładne informacje kiedy pojawi
się nowy rozdział ??
Naprawde zarąbisty fick
Victoria Vouivre
26.12.2005 23:52
Czytałam już to opowiadanie dosyć dawno temu, ale żeby przeczytać nowe rozdziały musiałam przeczytać poprzednie. Ech, ta krótka pamięć

Poprzednim razem opowiadanie było dla mnie oszałamiajace. Po prostu doskonałe. Teraz troszkę zawiodłam się na nowych rozdziałach i bardzo zaczęła mnie drażnić postać Snapea. Jednak pomimo wszystko wciąż jest to jedno z moich ulubionych opowiadań. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć autorkom duuuuużo weny twórczej i niecierpliwie czekać na ciąg dalszy!
Pozdrawiam,
Victoria V.
Kid_Of_The_Darkness
27.12.2005 13:23
Czekam i znów błagam skróćcie me męki...
Uważam że nawret fajne , nie pisze zadobrze opowiadań ale troche zabardzom przesadzone miłością
Miyu Sora Yamano
29.12.2005 15:07
Normalnie poplakalam sie ze szczescia jak zobaczylam nowy part. Dlugo kazalyscie na niego czekac

Ale jest cuudowny i to sie liczy, a nie pare literowek

. Niom to nie popedzam was bo wiem ze tego nie lubicie...
MaryStebbins
29.12.2005 17:48
QUOTE
Uważam że nawret fajne , nie pisze zadobrze opowiadań ale troche zabardzom przesadzone miłością
Słoneczko, to jest
erotyk . Musi być przepełniony miłoscią..
Przepraszam, czepiam się....
psychodeliczna
29.12.2005 18:40
Zaskakujące, to się liczy. Tylko ta "romantyczność" na wstępie, nie lepiej "romantyzm"? Literówki, no tak..wszędzie się zdarzają. Czekam na ciąg dalszy,z utęsknieniem :)
Jak tylko zobaczyłam że są noweczęści uśmiechnęłam się jak słoneczko...Dalsze części też mi się podobają ale uważam że sam początek był dużo fajniejszy lecz...Nic już nie mówię bo chcę przeczytać next party (:
QUOTE
Uważam że nawret fajne , nie pisze zadobrze opowiadań ale troche zabardzom przesadzone miłością
Kochanie... poweidz mi gdzie tu miłość?? Cyba że masz na mysli miłosć fizyczną bo o normalnej nie ma tu na razie mowy... tu jest tylko sex ale to jest erotyk gdyż jest w kwiecie lotosu kotku... nie czytaj jak nie lubisz niedoinformowana...
Kara
W którym miejscu przesadziłyśmy z miłością?
A w ogóle, gdzie tu miłość?
Chciałam wyjaśnić co poniektórym, tym którzy nie raczą rozróżniać dwóch spraw. Seks to nie to samo co miłość. Nawet miłość fizyczna to nie to samo co tylko seks. Ja nie widzę miłości u głównych bohaterów na żadnym poziomie. Przynajmniej jak do tej pory.
Wracając do rzeczy: wklejam kolejny rozdzialik, w którym główna Autorka miała do powiedzenia równie duzo jak ja, o ile nie wiecej, bo cały plan, całą fabułę zawdzieczaamy Naginii. Zamieszczam go jednak osobiście, gdyż z względów niezależnych od Nag, ma Ona obecnie rzadki dostęp do komputera i internetu, wiec czekalibyście dłużej na następną część.
Enjoy it ; )
VIII
Od obiadu nie milkły pytania: jak gdzie, kiedy, dlaczego? W całym zamku nie było osoby, której nie zżerałaby ciekawość jak to się stało, że najbardziej skłócone osoby w kadrze nauczycielskiej postanowiły się związać na zawsze. Ponieważ od Dracona nikt nie mógł wyciągnąć choćby najmniejszej informacji, dlatego wszystko skupiło się na Hermionie. Kobiecie dopiero wieczorem udało się uciec od ciekawskich spojrzeń i pytań. Z kubkiem gorącej, miętowej herbaty zaszyła się w pustym pokoju nauczycielskim i przeglądała dzienniki uczniowskie. Nie chciała, by jej następczyni miała jakiekolwiek problemy z materiałem. Po za tym, praca uspakajała ją i pozwalała zapomnieć o konsekwencjach tamtej nocy, jak Hermiona nazywała swe małżeństwo.
I właśnie w takim stanie zamyślenia zastał ją Wiktor Krum, który od obiadu marzył tylko o tym bym się na kimś lub na czymś porządnie wyżyć.
- Cześć - Hermiona uśmiechnęła się nieco smętnie, ale szczerze.
- Cześć - odrzekł chmurnie, Krum. - Nie sadzisz, że powinniśmy porozmawiać?
- Powinniśmy? - Była naprawdę zaskoczona i nie bardzo rozumiała aluzyjny ton mężczyzny, a także chmurnie zmarszczone czoło, błyskawice w ciemnych tęczówkach i nastroszone brwi.
Bo Wiktorowi nastraszały się brwi, gdy się o coś gniewał. To było zabawne, ale nie teraz. Hermiona westchnęła i lekko się skrzywiła.
- Tak, musimy poważnie porozmawiać i dobrze wiesz, o czym. - Zacisnął usta i patrzył na nią z wyczekiwaniem i wyższością, co ją zirytowało.
- Nie, Wiktorze, nie wiem i cię nie rozumiem. Chcesz mi dokuczyć, jak reszta tych wszystkich ciekawskich hien? Jeśli tak, to wyjdź, bo nie mam czasu ani ochoty na poważne rozmowy - pani Malfoy źle oceniła sytuację.
Bułgarski szukający nie wyszedł po jej wybuchu. Wyrwał z jej ręki dziennik drugiego roku Hufflepuffu i rąbnął nim w stół, tak, że się przestraszyła.
- Ja nie wyjdę! To nie tylko twój gabinet! I wiedz, że mam ci coś do powiedzenia.
- A może ja nie mam ochoty tego słuchać? - Hermiona zaczęła podnosić się z fotela, ale mężczyzna popchnął ją tak, że uderzyła plecami w oparcie mebla.
- Wiktor!
- Co [Wiktor? Wykorzystałaś mnie, bawiłaś się mną, a teraz krzyczysz Wiktor!
- Jesteś niepoważny... Nigdy cię nie wykorzystałam, ani się tobą nie bawiłam. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Czy ty naprawdę sadzisz, że dla samej przyjaźni opuszczałbym Bułgarię i przyjeżdżał do tego szarego kraju? Nie bądź głupia, wiedziałaś co do ciebie czuje, ale nie zważałaś na to!
Hermiona była pewna, że Wiktora słychać w całym zamku, ale to nie było ważne; bardziej bała się, że mężczyzna w przypływie furii zrobi jej coś złego.
- Wiktor... Przecież wyjaśniliśmy sobie to wiele lat temu. Już od dawna wiesz, że jesteś dla mnie tylko przyjacielem - powiedziała cicho i łagodnie, nie chcąc się narażać na jego większy gniew.
Dopiero teraz widziała, jak bardzo Krum potrafi być nieokrzesany. Wcześniej w to nie wierzyła, nie miała podstaw, aby wierzyć.
Mężczyzna rąbnął pięścią w ścianę tuż obok jej głowy, aż się skuliła, a w oczach stanęły jej łzy. Różdżka leżała na biurku, ale on chwycił ją za prawą rękę i pochylił się nad nią, tak, że nie mogła sięgnąć do upragnionego przedmiotu.
- Nie wiedziałam, że coś do mnie nadal czujesz - miała nadzieję, że jej głos nie brzmi płaczliwie. - Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie bawiłam się tobą, nie potrafię igrać sobie z ludźmi i bawić się ich kosztem. Myślałam, że na tyle mnie znasz...
Zamilkła i popatrzyła w czarne od nienawiści oczy i wściekłe oblicze. I właśnie w tej chwili zrozumiała, że do Kruma nie dociera sens jej słów i nie dotrze. Bo to, co on był bliski nazwać miłością, było zwykłą zaborczą chęcią posiadania.
***
Draco Malfoy, wracał właśnie z boiska, gdzie, jak co wieczór, latał dla odprężenia, gdy zaskoczyły go czyjeś krzyki. Drzwi od pokoju nauczycielskiego były uchylone i słychać było wyraźnie, że ktoś się kłóci. Draco uśmiechnął się pod nosem i z myślą, że grzechem było by nie skorzystać i nie dowiedzieć się jakichś pikantnych szczegółów z życia szkoły, stanął wygodnie koło drzwi i zaczął słuchać.
Nonszalancko oparty o kamienną ścianę, popalając papierosa, przysłuchiwał się, jak nowy nabytek męskiego grona nauczycielskiego na kogoś krzyczy. A trzeba było przyznać, że i głos potężny i echo niosło.
Uśmiech zadowolenia z podsłuchanej rozmowy trwał do momentu, gdy Draco nie zorientował się, kto jest współrozmówcą Kruma, czyli bardzo szybko spełzł z jego oblicza.
*
Hermiona skuliła się od krzyków; wydawałoby się, że jeżeli nie przyjaciela, to chociaż dobrego kolegi. Wysłuchiwała jaką jest podłą, dwulicową kobietą, nie liczącą się z cudzymi uczuciami. Wiktor zamilkł tylko po to, by odsapnąć i dodać nieco ciszej, za to o wiele bardziej boleśnie:
- Jesteś zwykłą dziwką, Hermiono! Mnie zbywałaś i traktowałaś jak zwykłego kumpla, a poszłaś do łóżka z tym sukinsynem, który cię nigdy nie szanował! Jesteś jak zwykła k...., rozkładająca nogi przed tym przystojniejszym i bogatszym! Poleciałaś tylko na jego pieniądze! Przecież o nic innego ci nie chodziło, i nie mów, że tak nie jest. Prawo Merlina! No tak, zafundowałaś sobie wypłatę do końca życia. Ile ci płaci za jedną noc?
Hermiona poczuła, że po jej policzkach płyną łzy. Draco ją poniżył i wykorzystał, a teraz Wiktor ubliżał jej z tego powodu.
- Przestań! - krzyknęła. - Nie masz prawa!
Uderzył ją w twarz i, zaskoczona, zamarła nie dowierzając w to, co się stało.
- Mam prawo! Do ciebie też mam większe prawo niż on! - wysyczał jej prosto do ucha, ale nic więcej nie zdążył powiedzieć, ani zrobić.
- A można się dowiedzieć, kto ci dał takie prawo? - Draco Malfoy z ironicznym uśmiechem błąkającym się w okolicach warg wszedł do gabinetu. - No proszę, panie Krum, niech pan kontynuuje. Ja naprawdę chciałbym się dowiedzieć, kto panu dał prawo zwracać się w ten sposób do mojej żony.
Zaskoczony Wiktor odwrócił się w stronę Dracona. Bułgar nie wiedział kogo w tym momencie bardziej nienawidzi - tej kobiety, czy tego napuszonego arystokraty.
- Malfoy, to może ty mi powiesz ile jej płacisz za noc. Może cię przebiję.
Wydawało się, że Mistrz Eliksirów zignorował ostatnią uwagę Bułgara, a jego wzrok zatrzymał się na rozdygotanej kobiecie.
- Wyjdź.
- Nie - wyszeptała Hermiona.
Bała się, że gdy tylko opuści gabinet może dojść do nieszczęścia.
- Powiedziałem, żebyś wyszła, a ty jako posłuszna żona nie będziesz mi się sprzeciwiała. - Draco mówił bardzo spokojnie i miło. Za spokojnie i za miło.
Hermiona poczuła, że trzęsie się ze strachu. Jej mąż przerażał ją w tej chwili bardziej niż Krum. Już otwierała usta, by jeszcze raz się sprzeciwić, ale wtedy zobaczyła wzrok Dracona. Z szarych oczu wyzierała żądza mordu i lepiej było się nie sprzeciwiać.
Kiedy Hermiona wyszła, Draco wbił wściekły wzrok się w drugiego czarodzieja , a ręka zaciśnięta na różdżce aż go piekła. Spojrzenia dwóch mężczyzn skrzyżowały się i żaden z nich nie chciał pierwszy ustąpić.
Malfoy odpowiedział Wiktorowi dopiero po kilku chwilach na zadane wcześniej pytanie:
- Nie twój interes, Krum, ale ciebie na pewno nie stać na te same kobiety, co mnie... Jak zauważyłeś, jestem nie tylko bogatszy, ale i przystojniejszy - mówił spokojnie, praktycznie szeptał przez zaciśnięte zęby, ale miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie i rzuci się na Wiktora z pięściami jak zwykły mugol. Granger była teraz jego żoną, a absolutnie nikt nie miał prawa nazywać jego żony dziwką.
- Więc, nie zaprzeczysz, że Hermiona jest zwykłą... - Krum poczuł dziwną, nieokiełznaną satysfakcję, kiedy obrażał swoją byłą dziewczynę, patrząc w oczy Malfoya.
- Radziłbym nie wypowiadać tego słowa – przerwał Draco. - To jest teraz moja żona, Krum - Bułgar zamilkł, być może z powodu niezwykle spokojnego głosu Mistrza Eliksirów, a może z powodu lodowatego, pełnego nienawiści spojrzenia. Aczkolwiek zamilkł tylko na chwilę, by za chwilę ze złośliwym rozbawieniem spytać:
- A więc nie jest już dziwką?
I to była ostatnia kropla przepełniająca czarę. Wiktor nie zdążył nawet mrugnąć a już leżał na ziemi i zwijał się z bólu. Czuł jak jego kości są łamane, a mięśnie rozrywane. Draco stał nad nim z wyciągniętą różdżką, a na jego ustach błąkał się okrutny uśmiech. Młody Malfoy, co prawda, nie został Śmierciożercą, ale zawsze fascynowała go Czarna Magia i lubił z niej korzystać. Teraz widok Kruma wijącego się pod egipskim zaklęciem łamania kości sprawiał mu ogromną satysfaksję, niemal radość. Ten głupi Bułgar zapamięta na zawsze, że nie należy obrażać nikogo kto nosi nazwisko Malfoy. Nawet jeśli jest to szlama. Po trzech minutach zdjął zaklęcie i z całej siły kopnął leżącego mężczyznę w brzuch. Krum krzyknął z bólu i zwinął się w embrion.
- Więcej jej nie obrazisz - warknął Draco i wyszedł z pokoju.
Wiktor był zbyt oszołomiony i obolały by czuć gniew. Czuł się tak obrzydliwie jak jeszcze nigdy w życiu. Jakby przebiegło po nim stado spłoszonych hipogryfów, a każdy z nich miał sto par kopyt. Miał wrażenie, że jego czaszka pękła na dwoje i czekał tylko aż mózg zacznie mu wypływać zarówno uszami, jak i nosem, a także czubkiem głowy. Prawdę powiedziawszy, zdziwił się, że do tego nie doszło i że jeszcze żyje. Słowa Dracona docierały do niego jak przez grubą ścianę i były ledwie słyszalne, ale zrozumiałe. Można powiedzieć, że cholernie zrozumiałe i sugestywne. Najwidoczniej każdy, kto wszedł do tej rodziny, niezależnie w jaki sposób by to się stało, zyskiwał jej ochronę. Jej członkowie mogą takiej osoby nie szanować, mogą nią pogardzać, ale nazwisko "Malfoy" powoduje, że nikt inny nie może o tej samej istocie ludzkiej nawet źle pomyśleć.
Wiktor wiedział, że nie ma najmniejszej szansy na złożenie skargi. Sam był sobie winien, a z Malfoyami lepiej nie zaczynać, bo może się to skończyć tragicznie.
***
Draco, pogwizdując, wszedł do swej sypialni i pierwsze, co mu się rzuciło w oczy, to Hermiona skulona na fotelu. Bez słowa minął zdenerwowaną kobietę, zdjął szatę i skierował się do łazienki. Zamierzał wziąć ciepła kąpiel, napić się zimnego drinka, a na zakończenie dnia zamierzał uprawiać gorący, ostry seks ze swoją żoną, i nie bardzo interesowało go czy ona się na to godzi, czy nie. Zresztą był zdania, że za to jak potraktował Kruma należy mu się jakaś nagroda, a seks był jedną z jego ulubionych form wynagrodzenia.
Hermiona wróciła do jego apartamentów dopiero o dziesiątej wieczorem. Miała lekko podpuchnięte i zaczerwienione oczy i było to widać mimo kilkakrotnego przemywania twarzy zimną wodą. Draco nie zwrócił na to bynajmniej uwagi ponieważ zawsze miał to czego chciał. Wziąwszy prysznic usiadł na łóżku w samym ręczniku na biodrach, sącząc powolutku trzeciego już tego dnia drinka. Nie był pijany, nie był nawet lekko wstawiony, chociaż czuł odprężające działanie alkoholu. Był zbyt wściekły na Kruma aby mogło go zaprawić nawet sześciu Tureckich Czarnoksiężników*. Gdy skończył zrobił sobie koleją porcję, którą pił tak samo wolno jak poprzednio. Do swojej małżonki nie odezwał się ani słowem, obserwował ją jedynie. Czarownicy było to na rękę. Nie wiedzieć czemu ona także nie była rozmowna. W pewnym momencie Draco odstawił smukłą, opróżnioną do połowy szklankę na stolik przy posłaniu i skinął na Hermionę. Podeszła do niego niepewnie, nie wiedząc czego się spodziewać, zwłaszcza, że pił.
- Rozbierz się - powiedział spokojnym, łagodnym tonem, a Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Jak mógł mówić tak, wiedząc, że musiała wypić odpowiedni eliksir, żeby nie krzywić się przy chodzeniu? Jak mógł to robić po tym, co usłyszała od Kruma? Jak mógł, wiedząc, że ona czuje się okropnie poniżona i zeszmacona? Chyba nawet członkowie rodziny Malfoyów mieli jakieś sumienia, chociażby szczątkowe, prawda? Wpatrywała się w niego przez chwilę z błagalnym wyrazem oczu, który ani trochę go nie wzruszał. To znaczy, nawet gdyby tak było, Malfoy nie dałby tego po sobie poznać, więc w praktyce wychodziło na to samo.
- O coś cię prosiłem, prawda? - ton, którym przemówił nadal był cichy, spokojny, niemal czuły i chyba wolałaby, żeby krzyknął, albo chociaż podniósł głos.
- Rozbierz się, albo zrobię to ja i nie będę przy tym uprzejmy - uśmiechnął się cynicznie i z wyższością, i Hermiona pomyślała, że, być może, rodzice Malfoya juniora posiadają szczątkowe sumienia, ale na pewno nie Draco.
- Ja... Nie czuje się zbyt dobrze.
- Wiesz, ja też nie czuje się zbyt dobrze. Z rana ojciec zrobił mi koszmarną awanturę, później musiałem przejrzeć materiały od początku roku, a na zakończenie wieczoru musiałem obronić moją żonę przed jej niedoszłym kochankiem. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro nie potrafi dobierać sobie przyjaciół. Jak nie złoci chłopcy, to motłoch. Więc coś mi się od życia należy. - Pod koniec przemowy Draco ściągnął ręcznik i teraz był już całkowicie nagi.
- On nie jest moim niedoszłym kochankiem! - prawie krzyknęła, ale zaraz się opanowała. - Przepraszam, to nie moja wina, że wyobrażał sobie iż coś do niego czuję, nigdy go nie prowokowałam...
"Ciebie też nie" - pomyślała z bólem.
- Dlaczego szlamy bywają takie wyszczekane? - spytał i wiedziała, że to pytanie retoryczne, więc nic nie mówiła. Łagodny ton głosu Dracona, nawet coraz cichszy zaczął ją przerażać. Nie mogła się nawet bronić, bo był silniejszy, a gdyby użyła jakiegoś wymyślnego przekleństwa, to dzięki Merlinowi sama pewnie odczułaby jego skutki. Poza tym zostawiła w gabinecie swoja różdżkę i nawet gdyby chciała cokolwiek zrobić, nic by nie zrobiła... Zebrało się jej na płacz, ale wiedziała, że nie może sobie nań pozwolić, bo to mogłoby tylko zirytować Dracona. Po kolejnym "rozbierz się" zaczęła powoli rozpinać szatę. Mimo, że Malfoy działał na nią fizycznie, była w takim stanie emocjonalno-psychicznym, że myśl o seksie napawała ją odrazą. Przymknęła oczy, starając się nie myśleć o tym co się dzieje.
Draco ze znudzeniem przyglądał się Hermionie. Dziewczyna wyglądała jakby szła na ścięcie, a nie do łóżka z mężem. Bardzo wolno rozpinała niezliczoną ilość haftek przy szacie. Wyglądało to tak jakby miała nadzieję, że zanim dojdzie do ostatniej to Malfoy uśnie.
- Kochanie, nie spiesz się tak, bo pomyślę, że o niczym innym nie myślałaś prze cały dzień. - Gdyby za ironie przyznawali nagrody Draco na pewno znalazły się wśród nagrodzonych.
Hermiona nic nie odpowiedziała, tylko jeszcze bardziej spuściła głowę i, jeśli było to możliwe, rozbierała się coraz wolniej.
- Chyba ci pomogę.
- Nie, nie trzeba. - W głosie kobiety brzmiała panika.
- No jak to, miałbym nie pomóc własnej żonie? Który to już dzisiaj raz? Drugi? Trzeci?
Draco odstawił szklankę na stolik, zszedł z łóżka i zbliżył się do Hermiony. Uwielbiał kiedy się go bała. Jak on to uwielbiał
Tak jak przy "wyszczekanych szlamach", Hermiona wiedziała, że jej mąż nie oczekuje żadnej odpowiedzi. Zresztą po chwili dodał:
- Zależy jak liczyć, ale chyba drugi, a mówią, że do trzech razy sztuka - uśmiechnął się wrednie, a zarazem dziwnie rozbrajająco. Miał typowy urok zimnego drania, na który łapie się tak wiele naiwnych kobiet, wierzących w to, że mogą zmienić na lepsze mężczyznę, którego uwielbiają.
- Jednak ci pomogę - dodał z mieszanką irytacji i rozbawienia po kolejnej minucie, podczas której czarownica rozpięła aż dwie następne haftki. Zauważył, że jej dłonie lekko drżą. Wstał, chwycił ją za ręce i przyciągnął do siebie. Zacisnęła zęby, żeby nie krzyknąć i podniosła wzrok. Uniósł jej brodę, natarczywie patrząc swojej przestraszonej i lekko zdezorientowanej żonie w oczy. Przesunął palcami po jej szyi aż do dekoltu, a potem do ostatniej rozpiętej haftki i gwałtownie szarpnął rozrywając materiał. Tym razem naprawdę cicho krzyknęła.
- Cii... - szepnął przykrywając jej usta palcem, a potem gwałtownie, niemal brutalnie, ją pocałował. Bardzo krótko. Otaksował spojrzeniem jej zwykły granatowy pulower i dżinsowe spodnie i lekko się skrzywił.
- Nie mogłabyś się lepiej ubierać? - Zapytał odsuwając się kawałek.
- Przecież jestem dobrze ubrana - Hermiona nie miała nic do zarzucenia swojemu strojowi. Może nie był to jedwab czy angora, ale dla niej materiał był odpowiedni.
- Istnieje różnica miedzy ubrana, a dobrze ubrana - Draco, któremu od najmłodszych lat wpajano zasady doboru stroju wraz z kodeksem Malfoyów, z pogardą patrzył na ładny, ale nie wyszukany strój żony.
- Zdejmij to i spal - oznajmił beznamiętnie.
- Draco, ja lubię tą bluzkę i te spodnie! - przy tej impertynenckiej uwadze Hermiona straciła całą pokorę.
- Możliwe, ale jako moja żona, będziesz ubierała się gustownie, ze smakiem i szykownie - kontynuował, mrużąc swoje stalowoszare oczy.
- Sugerujesz, że to nie jest gustowny strój? Nie będę palić swoich najlepszych ciuchów - stwierdziła buńczucznie i skrzyżowała ramiona na piersiach.
- Stawiamy się? - Draco uśmiechnął się złośliwie i szybko oraz sprawnie zdarł z niej sweterek i spodnie, po czym wrzucił je do pieca. Zaszokowana nie wiedziała co powiedzieć.
On też był zaszokowany.
- Ani jednej koronki, ani grama jedwabiu?! – zauważył, przyglądając się jej bieliźnie. Najwidoczniej na bal założyła jedyny w miarę szykowny i seksowny komplet jaki miała. Pokręcił z dezaprobatą głową. - Będę musiał cię ubrać od stóp do głów.
- Ubrać? A czy według ciebie ja jestem dzieckiem? - Hermiona starała się mówić bardzo spokojnie, tak by w żaden sposób nie obrazić Malfoya.
- Dzieckiem może nie, ale na ubraniach się nie znasz. Pensja nauczyciela nie jest aż tak niska byś nie miała co na siebie włożyć.
- Ja byłam ubrana, a o ile mnie wzrok nie myli, to i ty nie chodzisz na co dzień w jedwabiach.
- W jedwabiach może i nie, ale na żona nie będzie chodziła ubrana jak byle mugol, albo...
- Albo szlama? To chciałeś powiedzieć, prawda? W końcu tym dla ciebie byłam, jestem i będę.
- Nie przypisuj mi słów, których nie powiedziałem.
- Ale zamierzałaś powiedzieć.
- Nie liczą się zamiary, tylko czyny, a teraz się kładź.
- Nie chce się kochać.
- Bardzo mi to pochlebia, ale położenie się do łóżka, nie oznacza od razu seksu, chyba, że tobie tylko to się kojarzy - Draco uśmiechnął się sarkastycznie i pchnął Hermione na wielkie łoże.
Pisnęła i przykryła się kołdrą:
- Mówiłeś, że nie chodzi o seks - usta Hermiony wygięły się w podkówkę, a w oczach pojawiły się opór i złość.
- Och, kłamałem... - zrobił niewinną minę i delikatnie musnął ustami jej szyję, bawiąc się stanem jej ducha.
Wargi Hermiony zadrżały.
Ona naprawdę ma się ochotę rozpłakać - pomyślał z irytacją.
- Gran... Kobieto, czy ty nie znasz się na żartach? - spytał i położył się obok niej, przykrywając ja kołdrą.
Siąpnęła nosem i popatrzyła na niego nieufnie.
- Nie znam się na żartach Ślizgonów - odpowiedziała przytrzymując kołdrę pod brodą. Draco z pogarda spojrzał na kobietę leżąca koło niego.
- Na kości założycieli, ty dalej dzielisz wszystkich na Ślizgonów i inne domy? Nie wydaje ci się to nudne. Większość osób już z tego wyrosła, nie sądzisz? - drwiąco uniósł brew.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - na obliczu czarownicy pojawił się lekki dąs.
- Nie rozumiem - Draco z irytacja zaczął przedrzeźniać Hermionę. - Wydaje mi się, że ty niczego nie rozumiesz. Nie jesteśmy już uczniami, nie ma podziału na Gryfon i Ślizgon.
- Przecież sam tak robisz. Zawsze bronisz Ślizgonów. Robisz tak dlatego, że sam jesteś ze Slytherinu.
- Nie. Robię tak dlatego, że wszyscy inni uważają, że każdy uczeń, który dostał się do Domu Węża, musi być zły. A teraz albo się ze mną kochasz, albo idziesz spać. I dla jasności jest to jedyny raz, kiedy masz taki wybór, więc wykorzystaj go dobrze.
- Dobranoc - oznajmiła pospiesznie Hermiona i zwinęła się w kłębek przytrzymując kołdrę i trzymając się jak najdalej od swojego męża.
- Miłych koszmarów - Draco wykrzywił się w sarkastycznym uśmiechu i odwrócił się tyłem do czarownicy. Z niewiadomych przyczyn zrobiło się jej dziwnie przykro i zadrżała, mimo, że nie było zimno pod ciepłym nakryciem. Zdecydowanie bardziej wolałaby, żeby dalej się z nią droczył, niż okazał taką obojętność.
- Na wzajem - pisnęła, zła na siebie, że jej głos nie zabrzmiał ostrzej. Malfoy przeciągnął na swoją stronę większą część kołdry i Hermiona była zmuszona się do niego przysunąć. Musiała się przytulić do jego pleców. Draco sięgnął dłonią za siebie i chwycił rękę swojej żony, zmuszając żeby go objęła. Chciała zabrać rękę, tak dla przekory, ale delikatnie bawił się jej palcami, co było strasznie miłe, więc przytuliła się mocniej i zamknęła oczy. Pomyślała, że mimo wszystko, Malfoy nie jest wcale okrutnym mężem, jak mógłby być, i po raz tysięczny tego dnia życzyła martwemu od setek lat Merlinowi, żeby się udławił własną różdżką.
* Turecki Czarnoksiężnik – tu nazwa mocnego czarodziejskiego drinka; 100 gram Ognistej Whisky; 100 gram Rumu Czarciego (jest mniej aromatyczny niż rum mugolski, za to mocniejszy i bardziej rozgrzewający), 200 gram lekkiego pół wytrawnego wina, najlepiej greckiego; należy pić mieszany, nie wstrząśnięty z dwiema do czterech kostek lodu.
Ah... Może się powtórzę, ale trudno - strasznie sie cieszę, ża Nag wróciła, a ty zaczęłaś pracę nad tym fickiem.
Ten odcinek jest po prostu mrr. Draco-brutal, Draco-arystokrata i Draco-niemalże-wyrozumiały w jednym. Jako dziewczę mające obsesję na punkcie Dracona jestem z tego powodu bardzo, bardzo szczęśliwa (;.
"Nawzajem" pisze się razem, poza tym chyba nie ma większych błędów... Chociaż nie, coś mi mignęło na początku, ale nie mogę teraz znaleźć. Ogólnie rzecz biorąc - po prostu cudownie, że praca nad tym fickiem została wznowiona.
Atuś
hermionka_7
14.01.2006 15:56
Przyznaję, że jest to pierwszy part tego fica, który przeczytałem w całości, ale mimo to... Chyba już wiem, dlaczego nie lubię pairingu Hermiona/Draco.
Pasowałoby zapoznać się z całością Pierwszego Razu, by go oceniać, ale nie wiem, czy znajdę w sobie do tego chęć. Zobaczymy.
Aha, literówek czy ortografów nie zauważyłem, od tej strony nie mam nic do zarzucenia.
Kid_Of_The_Darkness
15.01.2006 00:44
SUUUUUPER!! Poproszę o jeszcze!!
Pozdrawiam, uszczęśliwiona po przeczytaniu tego partu
Kid
Dla Was:

żelowy hipopotamik
Lord Dragon
15.01.2006 13:14
Ja chce więcej , kiedy bęzie następna część .Już niemoge się doczekać . Obvy była najszybciej .

na poprawe nastroju
MaryStebbins
17.01.2006 11:26
No. I to jest to. Tamta czesc mi sie nie podobala, tutaj widac, ze nastepny part jest cztery razy przemyslany, sprawdzony...Bardzo ladnie. Tak. Powtorze sie-to jest to. I ja poprosze wiecej podobnych...W tym parcie Draco tak idealnie odpowiada mojemy wyobrazeniu....Dzieki:)
Jupi!! Następny Part:-)
Bardzo fajny, znakomity rozdział, mam nadzieje, iż następne również takie będą
Nie mogę się doczekać na następną część !!

Ja tu kiedyś na zawał padnę
Literówek ani innych błędów nie zauważyłam Piszcie szybciej... Bo na serio padnę przed kompem xD
Przeczytałam może w tym albo innym ff, że Kit uważa się za Znakomitą Pisarkę.... i tu ta osoba jest w błędzie... Ponieważ To my uważamy Kit za Doskonałą i Znakomitą Pisarkę!!... W ogóle Dziewczyny piszecie Znakomicie !!
MaryStebbins
17.01.2006 20:36
Nie chce, zeby to wygladalo na nabijanie postow, ale musze sie jeszcze raz odezwac...Juz wiem, dlaczgo ta czesc tak strasznie mi sie podoba.: to jest dokladnie to, co zawsze chcialam przeczytac. Tak. Idealne. Prosze, nie kazcie nam tak dlugo czekac....mamy ferie...
Kto ma ten ma Mary.
A samo opowiadanie raczej średnio przypadło mi do gustu. Nawet nie bardzo jestem w stanie powiedzieć dlaczego, ale jednak. Nic, zawsze mogę poczytać inne Wasze dziełka.
Jupiiiiiii! Nowa część, ha ha ha

Bardzo mi się podobała, jak zwykle zresztą, jednak troszkę mi żal Hermiony

Nie dałyście jej żadnych szans w "walce" z Draco... Nawet porząnie odpyskować nie może, bo zaraz "trach!" i krew z nosa bucha, ech

Za scenę z Draco i Krumem piątka z wieeeeeeeelkim plusem (szóstka byłaby, gdyby Draco go jednak zabił, bo wtedy musiałby uciekać za morderstwo z Anglii, ale zabrałby oczywiście ze sobą Hermionę i tułaliby się tak razem po świecie, i szwędali, aż wreszcie... ekhem

chyba się troszkę zagalopowałam)! Piszcie dalej, niech wena będzie z wami!
Bardzo fajne...To jest najlepsza część ze wszystkich...i cieszę się że wreszcie Draco pokazał że ma jakieś ludzkie uczucia...Weny życzę przede wszystkim...A właśnie Mary ja np. nie mam jeszcze ferii więc nie wychodź z takimi tekstami u mnie zaczynają się dopiero za 2 tygodnie...Literówek nie zauważyłam...Spoko oby tak dalej
Kara
MaryStebbins
19.01.2006 11:19
QUOTE(Kara @ 18.01.2006 11:30)
A właśnie Mary ja np. nie mam jeszcze ferii więc nie wychodź z takimi tekstami u mnie zaczynają się dopiero za 2 tygodnie
A czemu nie? Urazilam tym Twoje uczucia? Nie sadzisz, ze sie czepiasz? Czy to, że Twoje zaczynaja sie za dwa tygodnie, zmniejsza Twoją chęc do przeczytania następnego parta? Nie, doprawdy, nie rozumiem.
Moderatorstwo przepraszam, za offtop.
QUOTE
Nie sadzisz, ze sie czepiasz? Czy to, że Twoje zaczynaja sie za dwa tygodnie, zmniejsza Twoją chęc do przeczytania następnego parta?
Oczywiście nie zmniejsza to mojej chęci do przeczytania następnego parta i masz rację...może za bardzo się czepiam...ale wiesz...może one jeszcze nie mają ferii więc ja nie naciskam i namawiam innych nie naciskajcie aż za bardzo to wymaga czasu pomysłu a niektórzy nie mają jeszcze wolnego...tylko o to mi chodziło...nie chciałam żebyś tak to odebrała...
Pozdrawiam
Kara
MaryStebbins
19.01.2006 19:22
Mnie tez zle odebralas

Chodzilo mi o to, ze niektorzy maja ferie, wiec maja tez duzo wolnego czasu, ktory strasznei im sie przykrzy bez jakiegos dobrego opowiadania...Takze, prosbe ponawiam...
Pozdrawiam, Karo
Dołączam się gorąco do tej prośby

pozdrawiam Mary
PS:Może ty coś napiszesz??
VIII
Hermiona obudziła się rano z dziwnym uczuciem. Coś było nie tak, czegoś jej brakowało. W łóżku było za wiele miejsca dla niej jednej. Przez chwilę leżała półprzytomna, balansując na cienkiej linii pomiędzy jawą i snem, aż wreszcie otworzyła oczy i rozejrzała się po sypialni. Była sama. Draco musiał już wyjść. Najwidoczniej zrobił to jakiś czas temu, bo jego strona łóżka była zimna. Kobieta spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem odnotowała, że jest już godzina dziesiąta. Co prawda nie należała do rannych ptaszków, ale nigdy nie budziła się tak późno. Była pewna, że to wszystko przez ten ślub i spowodowane nim zamieszanie. Organizm po prostu odreagowywał. Przez tego przeklętego Merlina nie pamiętała nawet dokładnie, jaka jest dzisiaj data. Zaczęła rozglądać się po komnacie Malfoya, mając nadzieję, że zauważy gdzieś jakikolwiek kalendarz i krzyknęła z przerażenia. Na szafce koło łóżka stał magiczny kalendarz jej męża, a na nim zaznaczona była data szesnasty lutego. Następnego dnia miała zjawić się w Londynie i oddać sporą ilość pieniędzy. Pieniędzy, których nie miała.
***
Draco wpatrywał się w złoty płyn w kociołku Chang. Eliksir gojący wydawał się idealny i zapewne taki był. Oczywiście nie tak idealny, jak ten warzony przez niego, czy Severusa, zawsze jednak skuteczny. Nie uchodziło wątpliwości, że była dobra. Nie wiedział jednak, czy wystarczająco dobra, żeby nauczać przez pół roku jego przedmiotu. Cho miała spięte w koński ogon włosy, a na sobie czerwoną, obcisłą bluzkę i równie obcisłe czarne spodnie, co nieco rozpraszało jego uwagę, zwłaszcza, że w nocy nie miał okazji pozbyć się napięcia seksualnego. Nie miał pojęcia, dlaczego Granger tak na niego działa. Już ją przecież miał, nie powinien myśleć cały czas o tym, w jakich pozycjach najchętniej kochałby się ze swoją świeżo poślubioną małżonką. Nie ulegało wątpliwości, że najprawdopodobniej we wszystkich, no może poza tymi karkołomnymi...
Otrząsnął się, w czym wcale mu nie pomagał zgrabny, mały i jędrny, opięty czarnym sztruksem tyłeczek Chang, i zapytał najobojętniejszym tonem o skład i przyrządzanie Veritaserum na bazie mandragory i mniszka lekarskiego, a gdy odpowiedziała dobrze, spytał o zastosowanie krwi smoka, jadu kobry, o skład eliksiru rozweselającego, i tak dalej, i tym podobne. Chang znała odpowiedzi. Trochę go to zirytowało, ale nie dał nic po sobie poznać. Dziwiła go jedna rzecz. Skoro ta dziewczyna była tak ponętna, to czemu, patrząc na jej zgrabne ciało, cały czas miał ochotę wrócić do sypialni i poobracać Granger?
Stop, teraz panią Malfoy.
Jestem wiernym mężem, a to ci historia... - pomyślał z rozbawieniem i uśmiechnął się półgębkiem.
- Mogę wiedzieć, co cię tak rozbawiło, Draco? Może moja wiedza? - Chang uśmiechnęła się zalotnie. - A może coś innego? - podeszłą do niego bardzo blisko. Zbyt blisko. - Nie wyglądasz na najszczęśliwszego małżonka - jej głos był cichy, a ręce złożyła na piersi, wpatrując się w mężczyznę krytycznie.
Draco spoważniał, ale nie przerywał przemowy czarownicy. Naprawdę chciał usłyszeć, co ma do powiedzenia.
- Nie dziwię się, Granger musi być wyjątkowo aseksualna i zimna, w końcu dopiero czternastego o północy straciła cnotę. Aż się dziwię, że do tego doszło i to z tobą –zawiesiła teatralnie głos. Chang usiadła na biurku i uśmiechnęła się do mężczyzny. Wcale nie zamierzała ukrywać, że młody Malfoy bardzo jej się podoba i nie miałaby nic przeciwko romansowi z nim. Szczególnie gdyby utarła tym nosa tej nieznośnej Granger. Zwłaszcza gdyby tak się stało. Cho nie znosiła Hermiony od czasów szkolnych. Obwiniała dziewczynę, że to przez nią rozpadł się jej związek z Potterem. Jeśli te kilka spotkań można była nazwać jakimkolwiek związkiem. I nieważne, że, koniec końców, Harry Potter okazał się gejem, to i tak była wina tej szopiastej czarownicy.
- Pewnie musisz się teraz bardzo męczyć, Draco.
- W tej chwili, przepytuję cię z materiału teoretycznego. Nie jest to zbyt męczące, chyba, że dla ciebie – znacząco uniósł brew. - Na jutro, na tę godzinę chcę mieć uważony eliksir rozweselający, dwa silne antidota, które można przygotować w ciągu doby i podstawę do Veritaserum oraz eliksiru wieloskokowego - mówił bardzo spokojnie i chłodno. Niemałą satysfakcję sprawiła mu konsternacja na twarzy Cho. Nie miał zamiaru zdradzać Hermiony, przynajmniej nie teraz, ale dopiero, kiedy mu się znudzi. - Przykro mi, że tak dużo, ale nie mamy zbyt wiele czasu, a będziesz nauczała wszystkie lata, czyli także szósty i siódmy rok. Skoro to ciebie Snape zaprosił, to na pewno jesteś bardzo dobra z tego przedmiotu. Jakieś pytania? Tylko prosiłbym, żaby nie były zbyt osobiste – zdobył się na prawie ciepły uśmiech.
Chang nie dała po sobie poznać, jak bardzo się zawiodła, ale postanowiła być cierpliwa. Odwzajemniła uśmiech i Malfoy pomyślał, że potrafi być cholernie urocza.
- Nie. Mam nadzieję, że sobie poradzę. Najwyżej będę bardzo mało spała.
- Ja też, Cho. Wbrew pozorom, Hermiona nie jest wcale taka zimna – uśmiechnął się wrednie i tak szelmowsko, że Chang postawiła sobie za punkt honoru uwiedzenie Dracona, który, łopocząc szatami jak nowe wcielenie Severusa, wymaszerował z pracowni.
- Ale ja, drogi Draconie będę o wiele bardziej gorąca – szepnęła sama do siebie i zabrała się za wyszukiwanie składników potrzebnych do podstawy Veritaserum
Draco, wychodząc z pracowni, uśmiechnął się pod nosem. O tak, jego mała żoneczka wcale nie była zimna. Prawdę powiedziawszy, robiła się cholernie gorąca, szczególnie, gdy przestawała myśleć. Malfoy wolał nawet takie kobiety jak Hermiona niż to, co ofiarowała sobą Chang. Piękne ciało, zapewne świetna w łóżku...ale nic więcej. Żadnego dreszczyku emocji przy zdobywaniu. Zupełnie nic, niczym marny obiad podany na tacy. Draco wyszedł zza winkla i pierwsza osobą jaką zobaczył był Severus idący w przeciwnym kierunku niż on. Malfoy był najwidoczniej wyraźnie rozbawiony, bo Snape skrzywił się ironicznie, przystanął i zapytał:
- Co tak cię cieszy, małolacie?
- Umizgi Chang. Niezła z niej dupcia, ale nic poza tym. I strasznie szybka - Draco się roześmiał.
- Lepiej uważaj ze skokami w bok - złośliwy uśmiech Severusa sprawił, że szczery uśmiech Dracona nieco przybladł.
- Co masz na myśli? - spytał ostrożnie młodszy z czarodziejów, prawie całkiem już poważniejąc.
- Twoja żona nie może cię obrażać, bo to grozi niemiłymi konsekwencjami... Tyle wiem - Snape zawiesił teatralnie głos. - Mówią, że Merlin był narąbany w trzy dupy, gdy wymyślił ten kontrakt i nie radziłbym zdradzać Gran... ups... szanownej pani Malfoy, dopóki nie zapoznasz się ze wszystkimi materiałami na temat pułapek i niespodzianek tego małżeństwa... - Severus zdawał się zadowolony z efektu jego przemówienia.
Draco wyglądał jak rażony piorunem. O tym nie pomyślał.
- Radosnego miesiąca miodowego - dodał dyrektor i wyminął zaszokowanego Mistrza Eliksirów.
Draco zaklął szpetnie i ruszył w stronę własnych komnat. Musiał jak najszybciej porozmawiać z ojcem. Miał nadzieję, że ten dowiedział się już czegoś na temat tego całego bagna. Ta kobieta była, co prawda, dobra w łóżku, ale on nie znosił monogamii. Nie uszedł jednak zbyt daleko, gdyż po kilku krokach natknął się właśnie na tę kobietę.
Do diabła taki duży zamek, a tu nawet korytarza nie można przejść bez bliskich spotkań - pomyślał, patrząc na Hermionę.
- Ja...Draco... czy moglibyśmy gdzieś porozmawiać? Tak spokojnie.
- Spokojnie możesz porozmawiać teraz. Nie widzę przeszkód.. Przecież cię nie pogryzę - jednak cichemu i miłemu głosowi przeczył wyraz oczu Malfoya.
- To może porozmawiamy później, bo widzę, że w tej chwili jesteś zdenerwowany - odrzekła łagodnie, nie chcąc go drażnić.
- Nie jestem zdenerwowany, ale zaraz zdenerwuję się twoimi insynuacjami, Gran... Hermiono - ostatni wyraz powiedział z niesmakiem na twarzy. Zarumieniła się lekko i poczuła smutek. Potrafił sprawić jej ból, nawet wymawiając jej imię. Potrząsnęła głową i po prostu go wyminęła, a raczej próbowała wyminąć, bo złapał ją za rękę.
- Niech cię nie obchodzi, co myślę i czuję, bo to moja sprawa i jeżeli mówię ci, że możesz teraz ze mną spokojnie porozmawiać, to możesz - jego głos przypominał prawie syk. - Więc, o co chodzi? - spytał niewinnie, ale jego uśmiech przypominał grymas przebiegłej kobry.
- Nie chcę rozmawiać na korytarzu. Możemy przejść do jakiejś pustej klasy? - spytała jego żona, rezygnując z prób przekonywania go, że lepiej byłoby przeprowadzić konwersację w innym terminie.
- Ależ oczywiście, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Draco z ironią skłonił się przed Hermioną i poprowadził ją do jednej z pustych klas, znajdujących się w lochach.
- No, to czego chcesz? - zapytał, zamykając za nią drzwi.
- Muszę jutro znaleźć się w Londynie. Ja... jestem pewna, że potrzebuje twojej zgody więc..
- Więc przyszłaś mnie prosić, bym łaskawie ci jej udzielił. A co ja z tego będę miał?
Potrząsnęła głową ze zmartwieniem. Nie mogła przyzwyczaić się do jego egoizmu, chociaż wiedziała, że jest niepoprawnym snobem i sobkiem.
- Naprawdę nie mam siły się z tobą przekomarzać. Dlaczego nie możesz rozmawiać jak dorosły człowiek, tylko jak rozpieszczony nastolatek?
Draco w zadumie wydął usta:
- Bo mi wolno - odrzekł z miną filozofa, nie dając po sobie poznać, że spokojne i naprawdę grzeczne pytanie Hermiony go zaskoczyło.
- Nie kwestionuję tego, że ci wolno. Pytam tylko, czy wiecznie musisz prowadzić jakieś gierki i czy nie możesz być, chociaż raz naprawdę poważny. Skoro cię proszę, to mi zależy; nie palę się do tego, żeby cię o cokolwiek błagać. Poza tym, doskonale wiesz, że będziesz miał to, czego sobie zażyczysz, bo ja muszę być ci posłuszna, więc, po co mnie upokarzasz szczeniackimi zagraniami? - Była zdziwiona własna odwagą i tym, że jej głos jest stanowczy. Popatrzyła na niego uważnie, jakby w obliczu męża szukała odpowiedzi, ale zobaczyła tylko znudzony uśmiech i przymknięte ironicznie oczy.
Draco nie zamierzał okazywać tego, co czuł, a czuł się nader dziwnie. W duchu musiał przyznać, że wypowiedź Hermiony była nad wyraz logiczna. Po co były mu te "gierki"? Wpieprzył się w kontrakt Merlina właśnie przez nie. Po cholerę całe życie się bawił? Insynuacje, zakłady, "wojny podjazdowe"... Naprawdę czasami zachowywał się jak duże dziecko, które nie potrafi wyrosnąć z fazy zabaw. Jakby życie było grą. Ale ona nie musiała tego wiedzieć. Nie musiała wiedzieć, że jej pytanie dało mu do myślenia. Zresztą, młody Malfoy tak bardzo był przyzwyczajony do wygody i szczeniackich wybryków, oraz właśnie owych "gierek", o których mówiła Hermiona, że bardzo szybko przeszła mu refleksyjna zaduma nad własnym postępowaniem. W ciągu kilku sekund.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, droga małżonko - wyszeptała z jadowitą słodyczą. - Zdaje się, że pytałem, co z tego będę miał. Czekam więc na odpowiedź.
Nie wiedziała czy ma się zasmucić, zdenerwować, czy po prostu psychicznie załamać, albo dać sobie spokój z wyjazdem i machnąć ręką. Doskonale jednak wiedziała, że to ostatnie wyjście jest wykluczone. Ukryła twarz w dłoniach, po czym spojrzała smętnie na swojego męża.
- Zdaje się, że jestem od ciebie całkowicie zależna i będziesz miał zawsze to, czego zechcesz, nawet ubierać się będę musiała tak, jak tego sobie życzysz, więc uważam twoje pytanie za niestosowne i po prostu złośliwe - postanowiła nie dać za wygraną. Skoro chciał się bawić, to postanowiła się z nim trochę podroczyć, pokorę odkładając na bok.
- Aha. Znowu się stawiamy - ku jej zdziwieniu nawet minimalnie się nie zdenerwował. Wydawał się nawet rozbawiony i zadowolony. Podobało mu się to w Hermionie. Że, mimo iż się go bała, potrafiła zachować się z pewnością siebie i stanowczością.
- Nie. Oczekuję po prostu minimum szacunku, a nie takiego.. byle jakiego traktowania - złożyła ręce na piersi i czekała na to, co powie jej mąż. Wiedziała, że trochę ryzykuje. Malfoy był nieobliczalny, nauczyła się już jednak, że nawet jego nieobliczalność ma swoje granice. Chociaż niczego nie mogła być pewna.
Draco nie lubił, gdy ktoś prawił mu kazania, albo czegokolwiek od niego wymagał, czy też oczekiwał. Skrzywił się lekko, a po chwili namysłu powiedział:
- Ach tak? Dobrze, więc nie będę pytał, co zamierzasz mi dać w zamian za pozwolenie. Pozwolisz, kochanie, że sam ustalę... cenę - uśmiechnął się tak jadowicie, że przegrałby z nim nawet bazyliszek. Pogłaskał ją delikatnie po policzku, co wcale jej nie uspokoiło. Oczekiwała na jakieś niemiłe słowo. Na kolejny cios. Nie myślała jednak, że będzie on tak dotkliwy. Pochylił się nad nią.
- Więc... - szepnął jej prosto do ucha. - Uklęknij przede mną i pokaż mi jak bardzo mnie... kochasz - jego drwiący szept był jak uderzenie w twarz. Zamiast okazać jej chodź trochę zrozumienia, postanowił ją poniżyć. Jak zwykle zresztą. Zamknęła oczy i poczuła, że się rumieni. Była zarazem rozżalona i zła.
- No więc? - bawił się kosmykiem jej włosów. Strąciła jego dłoń; tak agresywnie, że się zdziwił, dlatego nie zareagował w żaden sposób, jedynie na nią patrzył.
- Tak, jak ty, nie prosiłam się o to małżeństwo, Draco - powiedziała, starając się aby jej głos nie zadrżał i z ulgą stwierdziła, że udało jej się nad sobą zapanować. - Ale ja w przeciwieństwie do ciebie, szanuję cię i cię nie upokarzam - zacisnęła zęby.
- Tylko dlatego, że nie możesz ze względy na kontrakt - zakpił Malfoy, który bardzo szybko odzyskał zupełną pewność siebie.
Potrząsnęła głową, tak mocno, że wszystkie jej włosy aż się nastroszyły.
- Nie, panie Malfoy - warknęła. - Nigdy cię nie obrażałam, nawet gdy byliśmy dziećmi, to ty obrażałeś mnie. A teraz szanuję cię, jako swojego męża, chociaż nie prosiłam o zaszczyt zostania twoja żoną, ty jednak nie potrafisz odwzajemnić się tym samym.
- Właśnie, zaszczyt, moja droga. Powinnaś się czuć zaszczycona, będąc w naszej rodzinie - w jego oczach zabłysło złośliwe rozbawienie. - Zwłaszcza, że jesteś szlamą.
Aż tak bolesnych słów się jednak nie spodziewała. Wybiegła pospiesznie z pustej sali, jak najszybciej potrafiła. Nie chciała, żeby widział jej łzy. Nie teraz, ani nigdy więcej.
Hermiona pobiegła do swego gabinetu. Miała ochotę płakać, klnąc i niszczyć. Była jednocześnie zła, zdenerwowana i zrozpaczona. Od kilku dni w jej życiu panował okropny bałagan. Nic nie było uporządkowane. Kobieta czuła się jak na wariackiej karuzeli, które już nigdy się nie zatrzyma. A wszystko przez tego przeklętego Malfoya i Merlina. Jeden i drugi na „M”. Hermiona zaczęła się nawet zastanawiać, czy wszyscy ludzie, których imiona lub nazwiska zaczynają się na „M” są od urodzenia złośliwi i podli. Najwidoczniej tak.
- Och, niech to wszystko szlag jasny trafi! – Zaklęła i nie zastanawiając się nad tym, co robi, rzuciła kałamarzem, wypełnionym purpurowym atramentem, prosto w drzwi. Pech chciał, że w tym samym momencie drzwi te się otworzyły i stanął w nich jej mąż.
Draco miał o tyle szczęścia, że nie dostał w głowę, tylko w ramię. Był tak zaskoczony, że nawet nie poczuł bólu, a czerwony inkaust pokrył w ciągu dwóch sekund prawie całą jego piękną, czarną szatę, oraz szyję, twarz i dosyć dużo włosów po prawej stronie – tej, po której dostał kałamarzem. Hermiona nie wiedziała, co ma zrobić. Wszystko to wyglądało tak, jakby los się na nią uwziął i robił jej cały czas na złość. Z drugiej strony, Malfoy, umazany w czerwieni, wyglądał tak komicznie, że chciało się jej śmiać. W rezultacie wybuchła szczerym szlochem zmieszanym z histeryczną wesołością i mimo, że czuła się jak idiotka, nie mogła przestać płakać i śmiać się na przemian.
Draco obserwował ją z mieszanką zakłopotania i złości. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zrobiła tego celowo i chciała wyżyć się na drzwiach. On przecież nawet nie zapukał. Patrzył jak Hermiona na przemian szlocha i śmieje się histerycznie, i pomyślał, że jej musi być teraz strasznie źle na duszy, poczuł nawet, że trochę mu jej żal.
-Następnym razem, jak ci się zachce rzucać kałamarzami, upewnij się, że są wypełnione zielonym atramentem – warknął, jednocześnie podając Hermionie chusteczkę.
W czasie gdy kobieta wycierała oczy, on próbował czarami wyczyścić siebie i szaty.
- To nic nie pomoże - usłyszał cichy głos. - ten Atrament nie schodzi za pomocą czarów.
- Tylko mi nie mów, że jest produkcji Weasleyów.
- Nie, po prostu wypisuje nim oceny, a wiesz, że uczniom przychodzą do głowy różne rzeczy i już nie raz rzucali czary na blankiet z ocenami.
Draco tylko jęknął i schował różdżkę, w tej sytuacji czary nie były w niczym pomocne.
- Ja nie chciałam, żeby...
- Gdybym sadził, że zrobiłaś to specjalnie, potrafiłbym się zrewanżować - Draco przerwał Hermionie. - Co do tego Londynu, to oczywiście jedź, jeśli musisz. Tylko pamiętaj, że mamy niewiele czasu na wdrożenie naszych zastępczyń, za niecałe dwa tygodnie opuszczamy Hogwart.
Skinęła głową.
- Wiem i bardzo ci dziękuję, to naprawdę dla mnie ważne – była zaskoczona jego decyzją i brakiem podejrzeń.
Malfoy miał przez ułamek sekundy ochotę przeprosić swoją żonę, za to jak podle ją potraktował i jak ją nazwał, ale ugryzł się w język. Przeprosiny nigdy nie były jego mocną stroną. Chyba, że ktoś przepraszał jego. W zamian za to powiedział:
- Lepiej oświeć mnie, jak mam się tego pozbyć – wskazał na siebie i na czerwone plamy.
- Ze skóry powinien zejść za pomocą mydła i wody, a z szaty... obawiam się, że po prostu trzeba będzie ją po mugolsku wyprać – uśmiechnęła się przepraszająco, na dnie duszy czuła jednak cichą satysfakcję, patrząc na męża.
Draco tylko prychnął pod nosem wychodząc.
- Wyprać, dobre mi, od czego są skrzaty?
Hermiona tylko ciężko westchnęła. Wiedziała, że nie ma sensu mówić o wykorzystywaniu biednych istot, bo ta batalia była z góry przegrana. I nie tylko dla tego, że czarodzieje byli przyzwyczajeni do takiego postępowania, ale dlatego, że same skrzaty oburzały się gdy ktoś chciał wynagrodzić im ich trud. Po kilku latach bezowocnej walki Hermiona musiała się poddać i zaakceptować ta sytuację. Zamiast tego postanowiła przygotować się do rozmowy z Mariettą Edgecombe.
***
Panna Edgecombe była pojętna, ale całe spotkanie psuł jej stosunek do świeżo upieczonej pani Malfoy. O ile Hermiona starała się był uprzejma i skupić się przedmiocie ich rozmowy – czyli zakresie materiału z Transmutacji dla wszystkich klas – o tyle Marietta nie wysilała się aż tak bardzo. Młodsza z czarownic musiała starać się udawać, że nie widzi pełnych pogardy uśmieszków i puszczać mimo uszu uszczypliwe, chociaż drobne uwagi oraz prychnięcia. Ponieważ miała za sobą niemiłe przeżycia, wcale nie było jej łatwo. Już po pierwszej półgodzinie, z planowanych trzech, zauważyła, że za mocno zaciska różdżkę w dłoni i zaczęła zaciskać co chwilę usta, żeby się nie zdenerwować.
Sytuacja się zmieniła, gdy Edgecombe z lepkim od miodu uśmiechem oznajmiła:
- Wiesz, Hermiono? Gdybyś sobie mocno spięła włosy, to wyglądałabyś już całkiem jak McGonagall.
W oczach pani Malfoy pojawił się niebezpieczny błysk.
- Dziękuję za komplement, była fantastyczną nauczycielką, sprawiedliwą i wymagającą, i, o ile pamiętam, brzydziła się donosicielstwem – Hermiona miała nadzieję, że jej uśmiech jest malfoyowski. Widocznie był, bo uśmieszek Marietty spełzł z jej oblicza, a ona sama pobladła ze złości.
- Myślisz, że jak złapałaś Malfoya na kontrakt, to ci wolno ze mnie kpić, głupia dziw... – panna Edgecombe nie zdążył dokończyć, bo różdżka Hermiony wbiła się w jej gardło.
- Lepiej zamilcz, zanim cię przeklnę tak, że przygoda z piątej klasy wyda ci się zabawna – powiedziała bardzo cicho, myśląc z przerażeniem, że upodabnia się do Malfoyów z każdą chwilą. Ale mało ją to obchodziło. Była wściekła na bezczelność Marietty. - A wiesz, że ja to potrafię. Tylko, że tym razem skutki będą widoczne dłużej niż kilka miesięcy.
- Oskarżę cię o napaść.
- Och, proszę bardzo, ciekawe tylko czy się odważysz. A teraz lepiej zejdź mi z oczu, to po pierwsze, a po drugie, dobrze ci radzę, lepiej odpowiednio się przygotuj do każdej lekcji, bo Snape nie jest taki pobłażliwy jak Dumbledore.
- Chętnie zejdę ci z oczu, bo nie przepadam za twoim towarzystwem, tylko co z tymi dwiema godzinami, które miałam jeszcze spędzić na nudnym wykładzie z zakresu materiału? – spytała Edgecombe, udając, że wcale się nie przestraszyła.
- To da się załatwić, zapraszam do biblioteki, jest tam piękny egzemplarz [i]Zakres materiału dla siedmiu poziomów nauczania w szkołach magicznych[i]. Skup się na tym, co jest wytłuszczone. Nie chce mi się dłużej strzępić języka dla kogoś, kto lekceważy wszystko co mówię – Hermiona zamknęła własny skrypt z najważniejszymi rzeczami, który miała zamiar dać swojej podopiecznej następnego dnia do przeczytania, podczas gdy jej nie będzie, ale była tak zła, że zmieniła zdanie.
- A co ten mało pobłażliwy Snape powie na to, że tak odwaliłaś robotę, co? – zakpiła Marietta.
Hermiona wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Jeśli się poskarżysz, zgodnie z prawdą oznajmię mu, że wysłałam cię do biblioteki, ponieważ nie raczyłaś mnie uważnie słuchać. Nie jesteś uczennicą, ale dorosłą kobietą. Skoro dostałaś tę posadę, trzeba było odłożyć na bok uprzedzenie. Ja tak zrobiłam, ale jak widzisz do tanga trzeba dwojga, inaczej wszystko leży - pani Malfoy ruszyła do wyjścia. – Spotykamy się po jutrze po śniadaniu w tym samym miejscu, zobaczę ile wiesz na temat teorii w Transmutacji – wyszła i zamknęła cicho drzwi.
Kid_Of_The_Darkness
20.01.2006 23:26
Jestem pierwsza! Jupi! Podobało mi się, jak zwykle

.
Na razie relacje między Hermioną i Draco są dość łagodne - mam nadzieję, że to się zmieni <sadystyczny uśmieszek>
Trochę mało scen erotycznych w tej części.. szkoda
Pozdrawiam, pełna podziwu
Kid
MaryStebbins
20.01.2006 23:51
Druga!
Wszystko byloby idealnie, gdyby nie Snape. Od poczatku owego opowiadania, probujecie mu nadac cechy dosc...mlodziezowe. To jest profanacja!
Powaznie, on nie moze taki byc. Pogodzilam sie nawet z tym, ze jest homoseksualista(jak 3/4 bohaterow

), ale z wypowiedziami, ktore wkladacie w jego usta, bede walczyc

. Severus jest tajemniczy, zimny, nie moze zachowywac sie jak dobrotliwy wujek.
Reszta dalej trzyma swietny poziom, zaprezentowany w poprzednim parcie.
Zycze dalszych, podobnych napadow wena
Pozdrawiam
P.S Karo, czyzby to sie odnosilo do mnie? Nie, ja chyba nie umiem pisac...Ale fakt, ze ostatnio nosze sie z zamiarem stworzenia nie tyle opowiadania, co wiersza...3maj kciuki
QUOTE
Spotykamy się po jutrze po śniadaniu
Powinno być "pojutrze". Więcej błędów nie zauważyłam, może dlatego, że ich nie szukałam ;-) Generalnie, jest ładnie, zgrabnie i powabnie. Ta część podobała mi się bardziej niż poprzednie, sprawia wrażenie bardziej dopracowanej. Cieszę się, że kontynuujecie. Życzę weny :-)
paulinka872
31.01.2006 16:50
kiedy nowa czesc dodajcie nowa:)
bardzo fajny part... szczerze nie szukałam błędów w tym parcie... Ale ff bardzo mi się podoba jest taki... inny..
Kara
PS:
QUOTE
P.S Karo, czyzby to sie odnosilo do mnie? Nie, ja chyba nie umiem pisac...Ale fakt, ze ostatnio nosze sie z zamiarem stworzenia nie tyle opowiadania, co wiersza...3maj kciuki tongue.gif
Tak do Ciebie... to może cuś razem napiszemy??? Nie wiem... Dorc może zgodzi się być betą... hmmm... trzeba się nad tym poważnie zastanowic... (:
Dorcas Ann Potter
31.01.2006 23:36
Kontakt masz w profilu [;
Skontaktuję się z tobą... Nie ma obawy jak nie w sprawie bety to tak po prostu... i trzymam kciuki za twojego ficka...
Oto nowy fragment ; )
Sprostowanie: Naguś siępomyliła i poprzedni rozdział, to rozdział "IX", a co za tym idzie ten jest "X"
IX
Draco Malfoy stał pod prysznicem i dawał upust swej złości. To czerwone cholerstwo wcale nie chciało zejść. Było tłuste i rozsmarowywało się po ciele i włosach. Mężczyzna miał wrażenie, że jego srebrno-blond pióra, nieoficjalny symbol każdego Malfoya, kurczą się w sobie i przewracają na druga stronę. Pierwszy raz w życiu zostały potraktowane czymś tak czerwonym... tak gryfońskim. Ten atrament był po prostu złośliwy.
Po czterdziestu minutach męki postanowił wyjść spod prysznica i mieć gdzieś to, czy ma czerwone smugi na policzku czy nie. Z włosów jakoś zeszło i miał nadzieję, że nie są zbyt różowe. Wytarł się ręcznikiem, który od razu obejrzał. Oczywiście zielony materiał już nie był taki zielony. Powiedział parę brzydkich wyrazów w przestrzeń i pozostawił ręcznik w koszu na pranie, aby mogły się nim zając skrzaty, zresztą, tak samo jak szatą. Spojrzał kontrolnie w lustro i skrzywił się, widząc, że ma jeszcze trochę „kolorków”. Włosy nie wyglądały już jednak tragicznie i doszedł do wniosku, że przy wieczornym myciu całkowicie doprowadzi się do porządku.
Wszedł całkiem nago do saloniku i ujrzał zaczytaną w czymś Hermionę.
- Czy ty aby nie miałaś do samego obiadu wdrażać panny Edgecombe w nasz system edukacyjny? – spytał ze zdziwieniem. Jego żona uniosła oczy znad lektury (zauważył tytuł, który przyprawił go o dreszcz odrazy i lekkiej grozy - „Rozważna i Romantyczna”) i od razu odwróciła wzrok.
- Chciałam spytać od czego są ręczniki? – spojrzała mu w oczy z dezaprobatą.
- Pierwsze primo, nie odpowiada się pytaniem na pytanie, drugie primo, od wycierania, trzecie primo, czy aż tak odrażający jestem? – uśmiechnął się złośliwie.
- Po pierwsze, Marietta nie chciała mnie słuchać, więc ma romans z biblioteką – pani Malfoy przewróciła oczami. – Po drugie, ręcznik można sobie też owinąć wokół bioder. Po trzecie, odrażający bywa w tobie tylko charakter, ale to i tak za wiele – odwzajemniła mu się wrednym uśmieszkiem i wróciła do lektury.
- Widzę, że wróciłaś do swej dawnej złośliwości. Nie boisz, się, że Merlinowi się to nie spodoba?
- To nie złośliwość, tylko szczerość, ale jeśli nie widzisz różnicy, to nie jest to moja wina.
- No tak zapomniałem, że ty we wszystkich aspektach jesteś niewinna.
- Przy tobie bardzo trudno zachować jakąkolwiek niewinność. -
Hermiona patrzyła Draconowi prosto w oczy, bynajmniej nie tylko dlatego, że była aż tak odważna. Malfoy dalej paradował tak jak go Pan Bóg stworzył.
- Taaak ja zawsze wiedziałem, że ty mnie umiesz docenić. Zmieniając temat, o której jutro wyjeżdżasz?
- Z samego rana, postaram się ciebie nie obudzić.
I tak się obudzę – pomyślał złośliwie. Nie miał zamiaru nie mieć pojęcia o tym, co jego małżonka robi sama w Londynie, ale ona nie musiała o tym wiedzieć
- Na jeden dzień będę miał cię z głowy, może pofigluję z Cho Chang? – na jego ustach wykwitł wredny uśmieszek, a właściciel uśmieszku wyjął czyste bokserki i zaczął je na siebie wkładać.
- Ależ proszę bardzo! – warknęła.
Wcale nie była zazdrosna. Co to, to nie, niech robi sobie, co tylko zechce i z kim zechce. To, co czuła, na pewno nie było zazdrością. Niestety, na myśl o tym, że Malfoy mógłby robić którąkolwiek z tych rzeczy, które robił z nią, razem z Cho Chang, zacisnęła lekko zęby.
Draco Malfoy NIC mnie nie obchodzi – pomyślała z mocą, próbując skupić się na czytaniu.
- Jesteśmy zazdrośni? – mężczyzna radośnie się wyszczerzył i usiadł obok swojej żony.
- Proszę cię, Malfoy - Hermiona spojrzała na męża jak na wariata. - Niby o kogo? O Chang?
- Chang, jak Chang, myślałem, że wolisz mężczyzn i będziesz zazdrosna o mnie...
- Oczywiście, drogi mężu, stanę się o ciebie zazdrosna, kiedy Severus zacznie nosić szatę wyszywaną w pufki i niuchacze.
Draco zaczął krztusić się ze śmiechu, bo sama myśl o tym, że postrach Hogwartu miałby założyć coś takiego była absurdalna. Ponadto bawił go też fakt, jak pięknie jego połowica wypierała się ukłucia zazdrości, które poczuła.
- Poczułaś się zazdrosna, Gran... Herm, nie ściemniaj – wyszczerzył się triumfalnie. – Może zrobimy to tu i teraz? – zalotnie ugryzł ją w płatek ucha i zaczął rozpinać guziczki jej bluzki.
- Ty naprawdę jesteś seksualnie niewyżyty... – Hermiona spróbowała się odsunąć, ale jej nie pozwolił.
- Naprawdę? – spytał ze złośliwym błyskiem w oku. – Ciekawe, które z nas głośniej krzyczy.
- Ty! – pospiesznie i bardzo głośno oznajmiła pani Malfoy, wzbudzając u swojego małżonka nowy wybuch radości.
Draco już miał odpowiedzieć na ten zarzut z odpowiednią dozą sarkazmu, gdy w pokoju rozległo się pukanie. Hermiona szybko zerwała się z fotela i ruszyła do drzwi, dziękując wszystkim bóstwom za ten ratunek. Gdy otworzyła ujrzała tam, ni mniej ni więcej, tylko pannę Chang.
- Jest Draco? - Zapytała Cho jednocześnie obrzucając Hermione spojrzeniem pełnym pogardy.
- Tak wejdź - Hermiona odsunęła się od drzwi, by Cho mogła wejść do salonu i zaczerwieniona zaczęła pospiesznie zapinać bluzkę, co Chang powitała pogardliwym wydęciem ust.
- Nie chcę żadnych odwiedzin, chyba, że to ty kochanie i zupełnie goła!- krzyknął Malfoy, słysząc słowo wejdź.
Jego żona uśmiechnęła się do Cho przepraszająco, jakby chciała powiedzieć „cały Draco” i skinęła na nią dłonią, ignorując protest męża.
- Przykro mi, ale twoje kochanie mnie wpuściło – Chang weszła do środka i bezwstydnie zlustrowała Malfoya, ubranego w same bokserki, od stóp do głów.
Draco uniósł brew.
- A możemy umówić się na rozmowę później? – mężczyzna wstał, wyminął gościa i podszedł do swojej małżonki, po czym bez skrępowania ponownie zaczął rozpinać jej bluzkę.
- Draco... – Hermiona stanowczo, ale delikatnie zdjęła jego ręce. – Porozmawiajcie sobie, ja poczytam w sypialni.
I tak będę cię dziś miał – pomyślał stanowczo Malfoy i z westchnieniem odwrócił się w kierunku Cho.
- Pozwolisz, że przy tobie się ubiorę – powiedział zupełnie niezrażony, po czym wyjął z szafy ściennej czystą koszulę i czarne, sztruksowe spodnie.
- Jeśli o mnie chodzi, wcale nie musisz tego robić – oznajmiła z pomrukiem czarnowłosa piękność, ale czarodziej całkowicie zignorował podtekst tej wypowiedzi.
- Nie wypada w negliżu przyjmować gości – oświadczył z grzecznym uśmiechem, zapinając spodnie. – Więc w czym mogę pomóc i czy życzysz sobie herbaty albo kawy, Cho?
Wyglądał tak fajnie, tak ponętnie, że naprawdę miała ochotę się na niego rzucić, gdy powoli zapinał guziki koszuli, patrząc jej w oczy.
- Chciałam się tylko zapytać o nasze jutrzejsze spotkanie, w końcu musisz mi tyle powiedzieć.
- A co tu jest do powiedzenia? Masz tylko pilnować, żeby ta banda imbecyli się nie pozabijała, i nie zniszczyła pracowni. Tyle chyba będziesz potrafiła zrobić. A co do jutra, to nie będzie mnie w zamku.
- Jak to? - Cho wyglądała na zmartwioną. Z detalami zaplanowała cały jutrzejszy dzień.
- Kobieto, ja dopiero co się ożeniłem, to jest mój miesiąc miodowy, a nie czas pracy.
Draco wypowiadając te słowa zastanawiał się, czy nikt go za kłamstwa nie przeklnie. Ale miło było zobaczyć zszokowaną Chang.
- To mam ważyć te eliksiry, o które prosiłeś czy nie? – spytała już całkiem chłodno, odkładając „podryw” na inny dzień, bo tak łatwo nie zamierzała zrezygnować.
- Oczywiście, Cho, tylko, że spojrzę na nie pojutrze. Jesteś dobra z materiału, inaczej Snape nie proponowałby ci tej posady – Malfoy był nad wyraz grzeczny i skrzętnie skrywał swoje rozbawienie. Podobało mu się to, że działa na ta dzierlatkę, ale jak na razie był zadowolony z małżonki, a ponadto Chang nie miała tego czegoś, co przykułoby jego uwagę. Uroda nie wystarczyła. Hermiona nie była aż tak ładna, a jednak... Na myśl o niej znowu poczuł wolę bożą.
– Do zobaczenia po jutrze, Cho, chyba że w czymś jeszcze mogę ci pomóc.
- Nie, to wszystko... Widzimy się za dwa dni – uśmiechnęła się, raczej zimno, i wyszła.
*
Hermiona nie podsłuchiwała. Podsłuchiwanie nie było godne Gryfonki. Gryfoni nie podsłuch..ą. Ona po prostu stała koło drzwi od sypialni i przypadkowo słuchała rozmowy Draco z Cho. I oczywiście nie była zazdrosna. Przecież nie czuła się tak naprawdę żona Dracona więc nie mogła być zazdrosna. Na wielkiego Godryka, kiedy ta krukońska poczwara sobie pójdzie? Stara pinda. A on miałby chociaż trochę przyzwoitości żeby się ubrać. No wreszcie to robi. Ale co tak długo to trwało? I dlaczego go nie będzie jutro w zamku? Gdzie się ta blond fretka będzie tłukła bez niej? A tak naprawdę, to co to ją obchodzi? Niech łazi gdzie tylko zechce.
Oczywiście Hermiona nie przyznawała się sama przed sobą do zazdrości. Ona po prostu tylko stała pod drzwiami. I szybciutko odsunęła się od tych drzwi, gdy tylko zrozumiała, że Cho już sobie idzie. W ekspresowym tempie otworzyła książkę w zaznaczonym miejscu i pośpiesznie usiadła na łóżku, niby to niesamowicie zaczytana. Tak, jak się spodziewała, Draco po kilku sekundach wszedł do sypialni. Nawet nie podniosła głowy.
- Skarbie – bardzo cicho powiedział jej małżonek. – Czy możesz odłożyć książkę? – pomyślał, że Hermiona jest strasznie słodka z tymi delikatnymi wypiekami, wskazującymi na to iż podsłuchiwała rozmowę. Nie zamierzał jednak zdradzać jej, że zna tą tajemnicę. Kobieta odłożyła lekturę na łóżko i popatrzyła całkowicie obojętnie na mężczyznę.
- Wiem, że nieładnie się dzisiaj wobec ciebie zachowałem, ale ty doskonale wiesz, że... parę rzeczy wychodzi nam całkiem nieźle – zachowywał się, co niebywałe, bardzo uprzejmie i grzecznie. - Więc może, skoro się ubrałem, ty mnie rozbierzesz, co?
- A...
- Postawie sprawę jasno - Malfoy przestał być miły. - Pójdziesz ze mną do łóżka i to od ciebie zależy czy będzie ci przyjemnie, czy nie.
- Dlaczego ja, przecież mógłbyś przespać się z Chang, ona tego chce.
- Ale ja tego nie chcę i to ty jesteś moją żoną, a nie ona. Zrozumiałaś?
Hermiona skinęła głową. Wiedziała, że prędzej czy później Draco zażąda spełnienia małżeńskich obowiązków. Miała nadzieję, że jednak nastąpi to znacznie później. Wiedziała, że za drugim razem też będzie czuła ból. I chociaż z jednej strony działał na nią fizycznie, z drugiej naprawdę wolałaby, żeby poczekał co najmniej jeszcze dwa dni.
- Po pierwsze, nie rób miny cierpiętnicy, po drugie to ciekawe skąd wiesz, że Chang chce się ze mną przespać...
- Wiesz? Kobiety zauważają takie rzeczy – wydęła usta.
- A zauważają, gdy mąż jest na nie niebotycznie napalony? – wymruczał, uśmiechając się do niej raczej drapieżnie i pochylając się nad nią, tak że poczuła jego oddech na szyi. – Zapewne tak, tylko uważają, że go trzeba trochę pomęczyć.
Nie odpowiedziała, starała się nie jęknąć, kiedy zaczął pieścić przez warstwę ubrania jej pierś. Cholera, nie chciał czuć się tak dobrze, kiedy ją dotykał. Nie chciała nic czuć, a jednak czuła. Potrafił być niesamowicie subtelny i zmysłowy. Delikatnie pocałował jej szyję i poczuła, że rozpina guziki jej bluzki. Odwzajemniła się tym samym, bo wiedziała, że on tego oczekuje, ale bała się - bała się, że będzie ją bolało i obawiała mu się o tym strachu powiedzieć. Na Merlina i wszystkie bóstwa pogańskie, mąż jest kimś z kim można naprawdę szczerze porozmawiać, a ona ze swoim nie mogła. Kiedy Draco poczuł, że jego żona zaczyna go rozbierać, uśmiechnął się do siebie.
- Ależ z ciebie potrafi być grzeczne i słodkie lwiątko – wyszeptał jej do ucha.
”Lwiątko” jedynie nie chce być zbyt mocno poturbowane i obolałe – pomyślała przekornie.
Malfoy przesunął językiem po wargach swej połowicy i tym razem Hermiona nie powstrzymała się od jęku. Był niesamowicie lubieżny. Jego język poznawał każdy zakamarek jej ust, wślizgując się w najdalsze zakątki. Oddała się słodkiej przyjemności, odwzajemniając pocałunki i cicho pojękując. Nienawidziła go i uwielbiała za to, co potrafił z nią zrobić. Draco nie był idiotą, czuł, że mimo chętnych pocałunków, Hermiona nie jest całkowicie rozluźniona. Tylko, co go to obchodziło? Gdy traciła cnotę też nie była. Zaklął w duchu i nieco się od niej odsunął.
- Co jest? – spytał niechętnie.
- Eee... nic - Hermiona nie chciała spojrzeć się na Dracona. Obawiała jego reakcji.
- Posłuchaj staram się być miły, bo jesteś moją żoną i należy ci się chociaż nikły szacunek. Sama go chciałaś.
- Ach tak, tylko, dlatego, że noszę teraz nazwisko „Malfoy”, należy mi się szacunek?! – czarownica zapomniała się i wybuchła. - To wiedz, że nazwisko "Granger" nie było wcale gorsze i wtedy też należało mnie szanować, ale ani ty, ani twoja pieprzona rodzina o tym nie pomy...
Hermiona nie dokończyła, tylko skuliła się, upadła na podłogę i zaczęła zwijać się z bólu. Merlin pokazał, co potrafi. Nie wiedziała, co jej jest, ale bardzo chciała, żeby to się skończyło. Miała wrażenie, że jej serce, żołądek i inne organy spala żywy ogień. Nie była w stanie nawet krzyknąć. Tym razem jednak Draco zareagował dużo szybciej.
- Hej, już w porządku, hej! Nie gniewam się, już dobrze – trochę się przestraszył. Przecież nie chciał mieć na sumieniu śmierci tej szla... kobiety.
Po twarzy Hermiony popłynęły łzy.
- Nic ci nie jest? – spytał, odgarniając jej włosy z twarzy. Nie odpowiedziała. Usilnie próbowała nie płakać. – Potrzebujesz czegoś?
- Pić – szepnęła.
Draco natychmiast przywołał karafkę z wodą i szklankę.
- I to o Malfoyach mówią, że są sadystami... – mruczał, jednocześnie pojąc Hermionę.
Kiedy tylko skończyła pić, delikatnie ułożył ją na łóżku i przykrył pledem. Była blada i miała dreszcze. Draco jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Ten atak, mimo że bezkrwawy, był o wiele silniejszy niż pierwszy. Najgorsze z tego wszystkiego było, że Draco w pewien, nie pojęty dla niego sposób, czuł się winny. A przecież to nie była jego winna. On nic złego nie zrobił. Był dla niej nawet dosyć miły, to ona zaczęła się wściekać. To przecież nie była jego wina... Prawda?
- Dziękuję – powiedziała bardzo cicho i spróbowała się uśmiechnąć. Wzruszył ramionami i zrobił najbardziej obojętna minę, jaką miał w zanadrzu. Jednocześnie poczuł jak jego serce dziwnie się kurczy. Nie miała mu za co dziękować. Przecież nie mógł pozwolić, żeby tak cierpiała. Zdębiał i przestraszył się własnych myśli. Nie mógł w tej chwili patrzeć na Hermionę. Taką bladą, bezbronną i wyczerpaną. Musiał na chwilę wyjść.
Od kiedy to ja nie mogę patrzeć na jej cierpienie? – pomyślał wyczarowując i sobie, i swojej żonie, mocną herbatę.
Do herbaty Hermiony dodał łagodny środek znieczulający i usypiający. Po tym co przeszła powinna porządnie odpocząć. Draco sam sobie próbował wmówić, że naprawdę nie robi tego w poczuciu winy. W końcu każdy człowiek by tak postąpił. Zapomniał tylko, że żaden Malfoy nie był jak każdy człowiek. Malfoyowie z reguły byli nieczułymi egoistami. Wyjątki jedynie potwierdzały regułę.
- Teraz powinnaś się przespać - powiedział podając jej herbatę.
- Ale ja muszę - Hermiona zaczęła mówić, ale pod spojrzeniem Dracona urwała w pół słowa. Miał rację, teraz powinna się przespać. Po kilku łykach herbaty poczuła się ociężała, ale też mniej obolała. Draco przytrzymał jej głowę, zmuszając ją, żeby wypiła jeszcze trochę. Prawie cały kubek. Sapnęła w proteście, kiedy poczuła, że już jej wystarczy i że za chwilę wypłynie na bezkresne morze snu.
Draco odstawił naczynie i ułożył ją jeszcze wygodniej, opatulając szczelnie ciepłym i mięciutkim kocem. Była całkowicie bezwładna i bezwolna. Po minucie spłata już głęboko i spokojnie jak niemowlę.
***
I znowu lustro trafił szlag - Pomyślał Severus gdy drzwi jego gabinetu otworzyły się bardzo gwałtownie a lustro wiszące na ścianie spadło z hukiem.
- Rozumiem, że tym gwałtownym wejściem chciałeś mi coś oznajmić.- Stwierdził nie siląc się nawet by spojrzeć na rozmówce. Zresztą nie musiał, w taki sposób do jego gabinetu wchodzili tylko Malfoyowie, nikt inny by się nie ośmielił.
- Jutro ja i Hermiona jedziemy do Londynu, pewnie wrócimy wieczorem. To po pierwsze, po drugie dowiedziałeś się czegoś na temat tego pieprzonego prawa?
- Po pierwsze nie wpadaj mi tu jak furia i nie rozpieprzaj lustra, tak samo jak twój szacowny tatuś. Po drugie, mało mnie obchodzi z kim i gdzie jeździsz, ja tylko chcę, żeby te dwie lafiryndy były dobrze przygotowane do ról nauczycielskich i naprawdę nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Po trzecie, to chyba twój ojciec miał się dowiadywać wszystkiego na temat kontraktu, a nie ja – spokojny ton dyrektora i jego złośliwy uśmiech sprawiły, że Draco zgrzytną zębami.
- Reparo – warknął następnie, skierowując różdżkę na rozbite zwierciadło. Bez pytania otworzył karafkę z wyśmienitą magiczną Whisky, która stała na stoliku, po czym pociągnął prosto z gwinta.
- Możesz się poczęstować, nie krępuj się – zakpił Snape, krzyżując ręce na piersi i wbijając w młodzieńca przenikliwe i czarne jak noc spojrzenie.
- Jak chcesz to tam jest też szklanka, podobno kulturalni ludzie piją z niej.
- Podobno - warknął Draco i odłożył butelkę. - Co do tych dwóch to nie martw się, będą należycie przygotowane... co prawda mogą po drodze cierpieć, ale przygotowane będą.
- Mógłbyś podać szersza definicje słowa ucierpieć?.
- Ależ proszę cię bardzo. Jak moja szanowna żona nie wytrzyma to przeklnie je obie, a chyba pamiętasz, co zrobiła na piątym roku?
- NIC nie zrobiła – Severus wykrzywił się sarkastycznie. – Po prostu było to tajne zgromadzenie i osoba, która zdradziła resztę ucierpiała. Granger jedynie zabezpieczyła tych, którzy się spotykali. Edgecombe była sobie sama winna.
- No dobrze, chodziło mi o jej pomysłowość. I może w tedy nic nie zrobiła, ale teraz może zrobić. Ta cała Marietta traktuje ją chyba bez należytego szacunku i olewa wszystko, co mówi, dlatego Hermiona wysłała ją dziś do biblioteki, a Cho... – Draco nagle złośliwie zachichotał. – Normalnie mnie ta kobieta podrywa, a moja żona chyba jest zazdrosna. Więc pomyślałem, że nasze zastępczynie są potencjalnie zagrożone świętym gniewem nowo upieczonej pani Malfoy.
Severus prychnął pogardliwie i zupełnie, jak kulturalny człowiek, napił się za przykładem Dracona prosto z karafki.
- Nie obchodzi mnie to. Nawet kaleki są w stanie nauczać – powiedział wzruszając ramionami.
- Cóż za dbałość o kadrę nauczycielską – sarkastycznie stwierdził Draco.
- To nie kadra, jedynie zastępstwo – gładko odciął się Snape.
- I za to cię lubię – Draco się szczerze roześmiał.
- Pozwól, że nie odpowiem ci, iż darzę cię tym samym uczuciem – Snape skrzywił się pogardliwie.
- Oczywiście, doskonale wiem, że mnie kochasz – niebezpieczny błysk w czarnych oczach sprawił iż młodzieniec poprzestał na tym stwierdzeniu i więcej nie wysilał się na złośliwość. Spoważniał i odchrząknął. – No to jak jest z tym kontraktem? Dobrze wiem, że grzebałeś w tym bagnie.
- Jest tak jak mówiłem – wzruszył ramionami. – Żona nie może obrażać męża ani jego rodziny, bo ma to dla niej bolesne następstwa, mogące prowadzić do śmierci, jeżeli nie zostanie jej to wybaczone. Ale to chyba już wiesz. Nie może wyjeżdżać nigdzie bez zgody męża, ani opuszczać nocą sypialni bez zgody męża, wszystko to grozi sporym cierpieniem fizycznym. Jeżeli cię zdradzi, może nawet umrzeć. To wszystko, co wiem.
- Tego można się domyśleć – Malfoy zmarszczył nos.
- Jeśli chodzi o rozwód, to nic na ten temat nie znalazłem. Ale tym chyba powinien zajmować się twój rodziciel... Razem z tobą.
- A na temat nieszczęsnych frajerów pakujących się w taka sytuacje jest tam coś?
- Nie, znalazłem tylko odnośnik do księgi "Stulecia z Merlinem" Morgany Le Fey, ale jedyny egzemplarz znajduje się we Francuskim ministerstwie Magii.
- A, to nie jest tak źle. - Draco wyglądała na wielce uradowanego.
- Tylko mi nie mów, że opłacacie kogoś we Francji. Nie wystarczy, że większość urzędników siedzi u twojego ojca w kieszeni, to jeszcze płacicie zagranicę.
- Severusie nie obrażaj nas. Nie większość tylko wszyscy. A jak widzisz dofinansowując od czasu do czasu jakiegoś zagranicznego urzędnika można wiele zdziałać – bezczelny uśmiech Dracona wywołał u Snape’a zgrzytniecie zębami i pełne niesmaku cmokniecie. - No, co? Nie mów, że też byś tak byś nie chciał – Malfoy junior wydął wargi i zamrugał powiekami.
- Nie rób niewinnych min, Draco. Z niewinnością ci nie do twarzy. Wyglądasz idiotycznie – Severus się skrzywił. – A co ja bym chciał, a co nie chciał, to niech ciebie, synu ojca wazeliniarza i obłudnego bogacza, nie obchodzi.
- Jasne, ty jesteś chodzącą uczciwością – mina dyrektora tak ubawiła Mistrza Eliksirów, że nawet się nie obraził za epitety.
Severus prychnął.
- Nigdy nikomu nie właziłem tak głęboko w tyłek, jak ty, kiedy chcesz – stwierdził złośliwie. – Uświadomiłem ci tylko, że to cecha po ojcu. A przekonanie o tym, że każda kobieta jest tobą zachwycona i jesteś chodzącym ideałem, i doskonałością, masz także po mamie. Zobacz jak musisz być w sobie zadufany, skoro masz to z dwóch stron.
- Co to, kur*wa jest? Wykład dobrych obyczajów? – Malfoy zaczął się irytować. – Lepiej mi powiedz, czego dotyczy ten odnośnik do „Stulecia z Merlinem”. Może to tylko te same bzdety, które masz w tych papierzyskach,
Snape wydawał się uradowany tym, że zepsuł obecnemu Mistrzowi Eliksirów humor.
- Nie, raczej coś na temat tego, czy w ogóle jest możliwe rozwiązanie takiego związku. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie było takiej możliwości – powiedział beztrosko.
- A ja bym się cholernie zdziwił Severusie, gdybyś chociaż raz nie był taki wredny!
- Przed poznaniem Malfoyów byłem miły i potulny.
- No widzisz jak my na ludzi dobrze działamy. A teraz skoro wymieniliśmy wszystkie uprzejmości, przestań udawać i powiedz co wiesz.
- A to, że gdybyś nie spał na Historii Magii to byś wiedział, że Margana napisała tę książkę na złość Merlinowi.
- To oni się znali? – spytał spokojnie Malfoy, a w oczach Snape’a pojawił się błysk politowania i grozy.
- Draco, przypomnij mi łaskawie, co ty miałeś z Historii?
- Dobre ściągi – niewinny uśmiech młodego czarodzieja spowodował, że Severus uniósł brwi.
- Ja naprawdę wierzę w to, że żartowałeś – oznajmił miękko.
- Skądże znowu, moje ściągi były idealne – Draco wyszczerzył się radośnie.
- Nie o tym mówiłem, a ty dobrze wiesz, o co chodzi - Snape pogroził mu palcem, jak zwykłemu uczniakowi.
- Nie ściemniaj, lepiej powiedz coś więcej o książce.
- Trochę szacunku, ta księga jest starsza od twojego rodu i ma dwa tomy – ofuknął nauczyciela dyrektor. – I nie ja tu ściemniam.
- A ty gotowy jesteś uwierzyć, że nie mam nawet podstaw z Historii Magii – zakpił Draco.
- To by było do ciebie bardzo podobne – Snape zawiesił efektywnie głos. – Morgana spisała tam różne ciekawe i niezbyt chlubne chwile z życia Merlina, co zajmuje pierwszy tom. Zdradziła też to, co wiedziała na temat działania różnych wymysłów Merlina, między innymi tego kontraktu. Uprzedzam jednak, tak samo jak autorka, że na pewno nie jest to wszystko. Znając jednak przebiegłość Le Fey, jeżeli istnieje możliwość rozwodu, ona o tym prawie na pewno napisała.
- Prawie na pewno. No toś mnie panie pocieszył - mruknął Draco i z ponurą miną skierował się w stronę drzwi.
Severus chciał już powiedzieć, że zawsze mogło być gorzej, ale w tej sytuacji byłoby to wysoce niewłaściwe. Miał tylko nadzieję, że żaden z Malfoyów nie wymyśli niczego głupiego. W końcu byli Ślizgonami i chociażby to obligowało ich do myślenia. Chyba.
***
O godzinie siódmej rano, dnia następnego, Hermiona Granger Malfoy wyszła z kominka w Dziurawym Kotle i poczuła się jak dwugłowa sklątka. Nielicznie zebrani goście wpatrywali się w nią, jak Hagrid w najnowsze ze swych maleństw. Tyle, że z dużo mniejszą czułością. No tak, mogła się tego domyśleć plotki roznosiły się lotem błyskawicy, a szczególnie te dotyczące Malfoyów. Teraz każdy czarodziej w Anglii wiedział już, że jedyny potomek tej rodziny ożenił się... i to z kim? Z osobą pochodzenia mugolskiego.
- Dzień dobry Tomie - Hermiona uśmiechnęła się do właściciela.
- Dzień dobry...Pani Malfoy.
Hermiona poczuła się jakby dostała w twarz. Tom zawsze mówił do niej po imieniu i myślała, ze ja lubi, a teraz... Pani Malfoy...
- Co takim służbowym tonem? – spytała, siląc się na beztroski uśmiech.
- A tak, sobie. Czego pani sobie życzy? – spytał oficjalnie z błyskiem złośliwości w oczach.
Miała zamiar odpowiedzieć, że chce wynająć pokój, spokojnie posiedzieć w nim do południa i udać się, tam gdzie musiała się udać, a potem wrócić po skromny bagaż. Najpierw jednak poprosiła o herbatę z dodatkiem rumu, bo było dosyć zimno.
- Proszę bardzo – powiedział Tom, stawiając przed nią duży kubek z zamówionym napojem. Zapłaciła sykla, ale czuła się coraz bardziej nieswojo. Słyszała szepty, czuła na sobie ciekawskie, pełne pogardy, lub złośliwe spojrzenia. Postanowiła nie przejmować się i upiła łyk pysznej herbaty. Już miała zamówić pokój, gdy Tom, fałszywie uprzejmym i niezbyt cichym głosem powiedział:
- Swoją drogą, pięknie sobie to wymyśliłaś. No cóż, zawsze byłaś mądra, widocznie jesteś też sprytna.
- O co ci chodzi? – Hermiona zamrugała ze zdziwienia, a po chwili zamarła. Jej twarz stężała w grymasie bólu i niedowierzania. Ludzka zawiść i złośliwość potrafiła zniszczyć każdą wieź. Nie mogła uwierzyć, że Tom myśli, iż ona sobie to zaplanowała. Nie mogła.
- Dziękuję za uprzejmą gościnę – powiedziała bardzo zimno. – Chyba nie zostanę. Do widzenia, Tom, i masz suty napiwek, godny Malfoya – rzuciła mu na bar ostatniego galeona jaki miała, po czym bardzo szybko wyszła. Zatrzymała się na chwilę przed wejściem i zamknęła oczy, ignorując nieprzyjemny, niemal fizyczny ból. Otarła cholerną łzę. Wcale jej nie było przykro, jedynie coś wpadło jej do oka. Cicho zaklęła i powoli ruszyła przed siebie. Wyglądało na to, że zamiast posiedzieć w cieple, będzie usiała pospacerować.
Nie minęła nawet minuta od wyjścia Hermiony, gdy przez ten sam kominek, do tego samego baru wszedł Draco. Od niechcenia otrzepał czarna pelerynę i spojrzał się na barowych gości w taki sposób, że oni przestali patrzeć na niego.
- No, no, no... - mruknął Tom. - Czyżby Malfoyowie zrobili sobie z mojego baru stacje docelową? Najpierw szanowna małżonka, teraz juniorek, ciekawe kto następny... Chyba zacznę pobierać opłaty.
- Ty się lepiej martw o to, żebyśmy my nie podnieśli opłat tobie. Jakbyś nie wiedział moja rodzina wykupiła plac na której stoi ta... wątpliwej sławy buda - syknął Draco, po czym skierował się na zaplecze. Nie mógł pozwolić sobie na to, by Hermiona zniknęła. Chciał wiedzieć, co też jego żonę sprowadza do Londynu, a to oznaczało, że się dowie, chociażby musiał stanąć na rzęsach, albo wymyślić tuzin nieznanych jeszcze zaklęć. Nie zdążył zrobić nawet trzech kroków, gdy Tom zapytał ze złośliwym uśmiechem, po co tam się wybiera, skoro jego połowica tuż przed jego pojawieniem się wyszła z Dziurawego Kotła. Malfoy warknął coś niezrozumiałego i obraźliwego, po czym prawie wybiegł na zewnątrz. Zdążył jeszcze ujrzeć, jak cynamonowy kożuszek Hermiony znika po prawej stronie za rogiem i postanowił zrobić to, co każdy szanujący się mąż zrobiły na jego miejscu. Zdecydował się śledzić swoją żonę.