
Ogólnie rzecz biorąc się zgadzam, ale mam pewną wątpliwość.
Piszesz, że jeśli ktoś chce komuś zrobić krzywdę za pomocą czarnej magii, i tak znajdzie sposób, by tego dokonać. Oczywiście, ale wydaje mi się, że cała ta negacja czarnej magii to swego rodzaju kwestia wartości. Ci, którzy wiedzą, że jest zła, nie sięgną po nią albo przynajmniej będą się wahać - ich utrudnienia dostępu wystraszą. Są i debile, którym się wydaje, że to fajnie kogoś przekląć - tych powstrzyma to jeszcze bardziej, bo w takich idiotach zwykle siedzi kawał tchórza. Społeczność czarodziejów jest relatywnie mała (jeśli dobrze pamiętam z wypowiedzi JKR, około 2000 osób w Wielkiej Brytanii), więc tych idiotów jest zdecydowanie mniej. Jednostek naprawdę złych, zamiłowanych w czarnej magii jest stosunkowo mało. Jeśli takim uczniom "z ciągotkami" utrudni się dostęp do wiedzy o czarnej magii na tym pierwszym, szkolnym etapie, część - choćby część -da za wygraną i zrezygnuje. A to już coś warte.
Ale zgodzę się, że w Hogwarcie kładzie się zbyt mały nacisk na świadomość potęgi czarnej magii. Uczniowie słyszą o niej przelotnie i rzadko, więc wydaje im się, że to po prostu coś normalnego, na tyle nudnego, że się to pomija. Nikt nie mówi tym dzieciakom, czym właściwie jest czarna magia i że np. czytanie tych tajemniczych ksiąg po nocach to nie tylko zabawa i łamanie zasad, tylko początek czegoś groźnego. Uczniowie nie zdają sobie sprawy, że czarna magia to nie tylko Avada Kedavra i Cruciatus - to także eliksiry mieszające ludziom w głowach, to zawiązywanie spisków za plecami tych, którzy chcą nam pomóc, to wreszcie ułatwianie działań komuś, kto chce skrzywidzić innych. O tym zbyt mało się mówi. Gdyby było inaczej, może nie byłoby sytuacji takich jak Malfoya.
Ale to być może kwestia takiego ogólnego rozprężenia po upadku Voldemorta. Ludzie poczuli się bezpiecznie i zaczęli lekceważyć zagrożenie czarną magią. Tak jak teraz często lekceważy się rozmaite zagrożenia.