ęłęóEkchem… powiem jedno - czytać! Doczekaliście się, kochani.
Dla Natalki Z. - wiem, ze raczej tego nie zobaczy, ale to zdecydowanie dla niej.
MANEWRY - 8- Jak się masz, Remusie?
Zainteresowany zamrugał powiekami, jakby niedowierzał w to, co widzą jego własne, wilkołacze oczy, które przecież zawsze były w wyśmienitym stanie i remontu bynajmniej nie potrzebowały!
Syriusz uznałby to za niebywałe szczęście (pomińmy fakt, że akurat TEJ dziewczyny wręcz nienawidził). Przecież nie zawsze zdarza się, że w ciągu jednego dnia człowiek znajdzie się w sytuacji, gdzie dwie różne kobiety będą na nim leżały! Oczywiście nie równocześnie! A w dodatku ten dzień się jeszcze nie skończył.
- Skąd Ty tu? - wydukał w końcu.
Uśmiech dziewczyny był zaraźliwy - było tak zawsze i chyba na zawsze tak pozostanie. Tak też Remus, nieszczęsny uczestnik leżanki na środku hogwarckiego korytarza, zaczął się szczerzyć, jak przysłowiowy idiota.
- Z portalu! - usłyszał w odpowiedzi.
- Miło Cię widzieć - oznajmił trochę głośniej.
- Wzajemnie! - zaśmiała się od razu dziewczyna. - Co słychać? Tak dawno cię nie widziałam! Urosłeś! Dlaczego nie odpisałeś?! - grad pytań, którym go zalała, był jak grecka rzeka - niby nic, a poczekajcie jak wody przybędzie.
- Chcę pomarańczę! - obwieściła, spoglądając na niego spod długich, czarnych rzęs.
- Dostaniesz ją, jak tylko się wyswobodzę.
- Lupin, niewygodnie ci?
- Wręcz przeciwnie! Ale na czyichś oczach? Nie lepiej w ustronnym miejscu?
- Taa... Trzy Miotły?
- O której?
- Dziewiąta?
Lupin skinął głową.
- Wiesz, że mogą mnie wziąć za szpiega? - odezwała się ponownie.
- Kto?
- Moi koledzy po fachu.
- Towarzystwa nie chcę. Do tanga dwie osoby wystarczą.
- Lupuś, jak ja się za Tobą stęskniłam! - przylgnęła do niego już chyba na zawsze.
- Lauro, a ja myślałem, że doczekam spokojnie lat seniorskich*...
- A co do lat seniorskich - szepnęła mu do ucha - źle wyglądasz.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś za mała.
- Mała? A kto Ci tyłek ostatnim razem uratował?
- Moody.
- Och, przymknij się - wydęła karminowe ustka i wstała najwyraźniej niepocieszona.
A Remus, jak zawsze, chciał jej dopiec - najwidoczniej odezwały się w nim stare nawyki - i tylko jeszcze płomienniej uśmiechnął się do niej.
Laura Olszak była dziewczyną z rocznika Remusa, o wyjątkowo zaraźliwym uśmiechu - ale to zostało już dawno powiedziane, tak też powiedzieć trzeba o niej coś więcej. Owa panna miała wzrost zawsze imponujący, przez rok, gdy chodziła wraz z Huncwotami go Hogwartu, doganiała nim takich wielkoludów, jakimi byli w tamtym czasie Severus, Syriusz i Remus. Obecnie, stojąc twarzą w twarz z dawnym prześladowcą była od niego minimalnie niższa, czego Remus bynajmniej nie zapomni jej obwieścić. Swoją postawą przypominała dawne kobiety, które niekiedy musiały walczyć o swoje domy. Spod płaszcza i szarego munduru odznaczała się jej talia, a wyżej... ekhem... Łagodne rysy twarzy dawały obraz poczciwej przedstawicielki rodzaju żeńskiego, ale nie było to prawdą. Sam Lupin nadal pamiętał, jak na sam koniec roku szkolnego "podziękowała" mu za wszystkie psoty i wygłupy, na które była wystawiona, a których zarzewiem byli niemal we wszelkich przypadkach właśnie Huncwoci.
Doszło nawet do tego, że sprzymierzyła się z Severusem, i oboje wyrządzili Remusowi i spółce dużą krzywdę. Syriusz nigdy tego nie zapomniał. Jego męska duma, nie mogła i nie potrafiła stłamsić w sobie pragnienia zemsty. Skończyło się na tym, że Laura wyjechała z Hogwartu po roku. Ku radości Syriusza i nieszczęściu Severusa, który stracił najwierniejszego kompana.
A Lupin? Lupin żywił do niej dziwne uczucie - tak, jak był nieśmiały względem innych dziewcząt, do niej potrafił powiedzieć wszystko, nawet ją obrażając. Raz podsłuchała, kiedy rozmawiał z jedną z jej znajomych, po czym, gdy dziewczyna się oddaliła, a Remus dostrzegł Laurę, stwierdziła z zaskoczeniem: "Lupin, Ty jesteś kulturalny!!!" A on śnił o niej niemal każdej nocy.
- Co jeszcze powiesz? - zaciekawił się, wkładając ręce do kieszeni.
Laura przekręciła głowę w prawo, dotykając nią niemal do ramienia i spojrzała na niego uważnie. Lupin jęknął.
- Spróbuj tylko, a chyba po raz pierwszy wasz auror zostanie pogryziony przez wilkołaka - obiecał jej natychmiastowo.
Zamrugała powiekami.
- Aż tak widać, co robię? - zapytała z goryczą.
- Zawsze widać, co robisz - odparł, uszczęśliwiony nagłym powrotem do lat szkolnych. - Ilekroć, miałem dyżur w pokoju wspólnym, a Ty wychodziłaś do łazienki, to słychać Cię było w całej wieży. Pomijając już fakt, że, gdy Ty miałaś dyżur, zawsze dziwnym trafem na drugi dzień nasza czwórka budziła się z oślimi uszami niczym król Midas, brodami jak u Hagrida, czy też ogolonymi nogami - przy ostatnim skulił się w duchu. Nie tylko nogi im ogoliła.
Laura zachichotała na wspomnienie nadzwyczaj udanych kawałów.
- Ale musisz przyznać, że nigdy nie pozostawałam dłużna! - odkrzyknęła z pasją.
- Ależ oczywiście!
- Więc zaprowadzisz mnie przed naszą wędrówką do gospody, do swoich kumpli. Słyszałam, że Jamie został tatusiem.
- Aha, a o Syriusza się nie pytasz?
Zapadła nagła cisza. Laura zmarszczyła brwi, tym samym pojawiała się na jej czole głęboka zmarszczka.
- Lupin…
- Dobra! - Remus uniósł w górę ręce w geście poddania się pod dyktando tej dziewczyny. Ona nie omieszkała tego nie wykorzystać. Natychmiast chwyciła go za ramię i dalej szli, jak zakochana para.
Liv zgrzytała donośnie zębami.
Co to miało znaczyć? Jakaś dziewucha rzuca się na niego, a on zaraz szczerzy się do niej, podobnie jak sroka do gnata! Faceci polecą na każdą, ale żeby być tak zdesperowanym, aby od razu przyklejać się do kogoś takiego jak ta Polka? Toż to przesada! Brakuje, jest lepszym słowem, mu kobiet zainteresowanych jego towarzystwem?! NIE! Więc dlaczego…?
- Przeprasiam - odezwał się jeden z polskich aurorów, niezręcznie kładąc jej dłoń na ramieniu, by zwrócić jej uwagę na własną osobę.
Z uszów Liv niemal fukała para, jednak zdołała się na tyle uspokoić, aby odwrócić się do mężczyzny. Aż powaliło ją to, co zobaczyła. Stał przed nią boski Apollo w swych najlepszych latach. Jasna cera, na której można było dostrzec czerwone plamy, zapewne ze zdenerwowania pojawiające się na przystojnej twarzy Polaka, była jak białe złoto, które Liv uwielbiała ze wszystkich szlachetnych metali. Kędzierzawe, blond włosy zostały obcięte na krótko, tak, by nie sprawiać właścicielowi większego kłopotu z ich układaniem. Niemal brzoskwiniowe, zręcznie tworzące łuk nad oczami brwi zostały lekko uniesione w górę. Same, podobne bursztynom, wielkie oczy, w których tliły się zaciekawione iskierki oraz jakiś cień, którego niemal podświadomie, Olivia starała się nie zauważać, wyglądały tak, jakby same z własnej woli śmiały się do dziewczyny. Nie mniej była ona również przytłoczona postawą mężczyzny stojącego zaledwie dwa, czy trzy kroki dalej. Polak spoglądał na nią sponad jej głowy, będąc chyba najwyższym człowiekiem, jakiego młoda nauczycielka Obrony widziała w życiu. Szerokie barki wydawały się być na tyle mocne, aby wytrzymać ciężar nie tylko samej Olivii, jak również kilku jej kopii.
- Em… - odezwał się z wahaniem, taksując malutką w porównaniu ze sobą Liv, tak jakby była jedną z lalek z porcelany, którą ustawiono na wystawie sklepu z butami i była ona najbardziej intrygującą częścią owej wystawy.
- Czym mogę panu służyć? - zapytała, zszokowana, że potrafiła zachować stoicki spokój, bo jej kolana niebezpiecznie podążały ku przodowi, gnąc się przy tym i mięknąc zarazem.
- Ja… sporo słyszeć… o Hogwart… - wykrztusił, a kilka dodatkowych plam pokazało się na jego alabastrowej cerze. Olivia uśmiechnęła się do niego, rozumiejąc, iż zapewne chcę zwiedzić zamek.
Jak tak, to zgoda! - pomyślała naraz, przejęta tym, iż może przebywać blisko takiego przystojniaka. Przez myśl nawet jej nie przemknęło tak często pojawiające się w nich imię i to, że właściciel tego imienia właśnie rzuca jej ukradkowe spojrzenia i szarzeje na twarzy.
- Podobno… macie wspaniałą… - zawahał się. Jak ślicznie wyglądał, kiedy się nad czymś zastanawiał, a mała kropelka potu spływała mu po czole!
- Bibliotekę? - rzuciła pierwsze co przyszło jej do głowy. Fakt faktem nie było to miejsce bardzo wygodne na „randki we dwoje”, ale lepsze to niż nic.
Spojrzenie czystego już teraz koloru bursztynu rzucone przez zdezorientowanego mężczyznę, wywołało w niej dziwną reakcję. Rozciągnęła swój uśmiech do niemal nieprzyzwoitych rozmiarów i zaciągnęła biedaka bliżej okna, gdzie byli na tyle daleko od pozostałych, że Liv była spokojna. Usiadła z drobną pomocą towarzysza na parapecie jak każda szanująca się uczennica, którą notabene nie była i figlarnie spojrzała na niego.
Tak, miała rację. Uśmiech tego człowieka zwalał z nóg. Dobrze się składa, iż siedzi, nie stoi, bo wyłożyłaby się na podłodze niczym Remus Lupin…
Przelękła się nagle. Wystarczyło jedno spojrzenie boskiego Apollo, aby zapomniała o Remusie i reszcie świata. Czy to było aż tak proste? Doświadczenie nauczyło ją, że kiedy tak się dzieje, to nie kocha się naprawdę. Czy było możliwe, by to, co czuła do Remusa było zwykłym zauroczeniem, które minie po krótkim czasie?
I znowu to samo - jęknął donośnie diabełek.
A czy Ty nie mogłabyś raz tak nie myśleć? - żachnął się energicznie aniołek. -
Zaufaj Panu! Zacznij wierzyć w jego dobrą siłę!Albo po prostu podetnij sobie żyły… na jedno wychodzi - dodał od siebie diabełek.
Przez ułamek sekundy było cicho, ale potem nastąpiła vendetta aniołka. Coś pod czaszką dziewczyny zaczęło pulsować tak boleśnie, iż niemal oderwała się ponownie od rzeczywistości. Potem poczuła, jakby ktoś wsadził jej do głowy młot pneumatyczny i próbował rozbić czaszkę od środka, brocząc przy tym w zwojach mózgowych niczym w pierwotnym bagnie myśli.
W tym czasie Polak mówił coś do niej. Jego usta poruszały się niemo. Będąc całkowicie pochłoniętą swoimi myślami, dziewczyna słuchała go jednym uchem. Zdołała tylko przytakiwać i nic więcej. Nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna usilnie próbuje ją wypytać o ceny tutejszych mioteł i tym podobnych spraw, którymi faceci zawsze starają się zbałamucić dziewczyny. Nic z tego, ponieważ:
- po pierwsze, była to Liv O’Connell, a co za tym szło, był to skręt w ślepą uliczkę - dziewczyna znała się tak na samochodach, jak Budda na sztuce wojennej.
- po drugie, nie było jej przy nim. Duchowo, ale zawsze.
- po trzecie, ona była uparta, a właśnie doszło do niej, jak diabełek krzyczy:
Już nie będę, tylko odłóż swoją harfę! Słyszysz?! Odłóż ją! Kto Ci dał aureolę?! A Tyś, czego majstrował w Liv?! Wara mi z oczu!Jesteś pewien, że nie pomyliłeś stron? - zapytał na ostatku diabełek.
Zła istoto potępiona na wieki podaj mi proszę herbatę, bo coś czuję, że zaraz mi głowa pęknie, a napar z liści herbacianych zawsze mnie uspokaja - aniołek zwrócił się tymi słowami do towarzysza niedoli, rozciągając się na wygodnym fotelu. Diabełek zatrzymał się jak rażony piorunem, zaklął (aniołek odchrząknął) i poszedł do kuchni.
Liv uśmiechnęła się, czując jak zdrowy rozsądek wraca. Zeskoczyła zwinnie na podłogę.
- Przykro mi, ale muszę… naprawdę muszę iść do swoich pokoi i sprawdzić bardzo, ale to bardzo ważną rzecz - stwierdziła i nie czekając na odpowiedź od syna Latony pomaszerowała do „domu”.
Natrafiła niestety na roześmianych „zakochanych”, stojących tuż przy drzwiach do jakiejś sali. Niczym mocne pchnięcie nożem, Olivia poczuła ukłucie zazdrości i nagłą chęć zrobienia czegoś, co raczej nie należało do jej obecnych obowiązków - opiekowała się przecież gośćmi.
Nie zatrzymując się, krocząc kolejnymi korytarzami i przechodząc obok gderających jak zazwyczaj obrazów, obmyślała zemstę doskonałą. W jej umyśle powstawały najróżniejsze sceny i żadna z nich nie była na tyle łagodna, by można ją bez zbędnych cięć przedstawić zebranym. Sama amerykańska cenzura za czasów złotej Ery Kina, gdyby nakręcono film na podstawie myśli ciemnowłosej dziewczyny, spaliłaby owe wątpliwej jakości dzieło w sekundę po rozpoczęci seansu. Były to więc rzeczy straszne, mrożące części ludziom krew krążącą po całym ciele.
Ostatecznie zostało, JAK NA RAZIE, wybrane rozwiązanie mogące nieco rozładować napiętą do ostateczności malutką postać Liv. Potem dopiero, kiedy już pozbędzie się tych szybkich emocji i zacznie logiczniej myśleć, będzie potrafiła podjąć właściwą decyzję. Już jednak teraz wiedziała, ze będzie musiała przystać na sojusz, który był dla niej jak wrzód na tyłku. Stare przysłowie mówi jednak: „W miłości i na wojnie wszelkie chwyty dozwolone”. Inne mówi również, że aby dość do celu nie należy przebierać w środkach.
A tak na marginesie - Voodoo zawsze ją ciekawiło…
Liv pisnęła po raz kolejny i schowała swój palec do ust - ta wstrętna igła ponownie zaatakowała jej biedny, pokuty już chyba w tysiącach miejsc palec. Pomijając ból i to, że dziewczyna szczerze zastanawiała się czy ma jeszcze linie papilarne, to ta bezczelna igła była już dobrze powyginana. Oczywiście Olivia nie wiedziała, jakim cudem tak się stało! Szyła zgodnie z tym, jak tłumaczyła jej Minerwa - spokojnie (dodając od siebie kilka „niegroźnych” przekleństw), z wyczuciem (pomijając chwilę, kiedy igła po raz pierwszy się skrzywiła) i myśląc przy tym, jak gdyby rozwiązywała jakąś krzyżówkę (rzecz jasna nie zawsze).
- Dlaczego to musi tak boleć? - zastanawiała się na głos.
Bo inaczej nie miałabyś nerwów… albo mózgu… - stwierdził teatralnym szeptem diabełek.
- Stul pysk - warknęła, zabierając się ponownie do pracy.
Ten Dumbledore nie potrafił Cię wychować - zagaił ostrzej El Diablo.
- Bo się zbyt często wtrącałeś, szczurze - rzekła, wiercąc wzrokiem lniany materiał.
Aha, powiedz lepiej coś, czego nie wiem - zaśmiał się, machając ogonkiem.
Liv uśmiechnęła się chytrze, a jej lazurowe oczy zaświeciły diabelsko.
- Powiem ci, że właśnie powinieneś się odwrócić, bo aniołek się obudził - powiadomiła go, wyobrażając sobie czerwoną z furii twarz jasnowłosego aniołka. Jak diabełek ucieka przed latającą harfą też sobie nie omieszkała wyobrazić.
W końcu zapanowała błoga cisza i tylko bijący w szyby śnieg, cichutko sprowadzał Liv na ziemię. Palące się wokoło niej świece dawały miłe dla zmęczonych oczu światło, które oblewało pomieszczenie miodowym blaskiem. Na biurku w stosie ustawiono zbiór przeróżnej wielkości książek, obłożonych to w skórę, to znów w twardą tekturę lub inne materiały. Pierwszy wolumin, na którego okładce wytłoczono tytuł „Religia i magia - poznajcie Kult z Karaibów”, była grubości przysłowiowej pajdy chleba (bardzo gruba) i unosił się od niej zapach ciężkiej stęchlizny. Co było jednak najciekawsze, podobnych jej tomów było więcej niż się zdawać mogło. Nie znajdowały się one tylko na blacie dębowego biurka, ale również istniały jeszcze dwie sterty - jedna w sypialni, kolejna w łazience.
Olivia była osobą o wielkiej determinacji. Lubiła także być wystarczająco dobrze przygotowaną do wyznaczonego sobie celu, tak aby nie mogła potem sobie czegoś zarzucić. Przy ostatniej akcji popełniła tylko mały błąd, a skończyło się to dla niej… hm… całkiem szczęśliwie. Niestety, albo raczej stety, tym razem nie mogła sobie na to pozwolić. Zbyt wiele zależało do tego - gdyby, nie daj Boże, się pomyliła to Remus Lupin nieźle by oberwał, a jego śmierci, mimo pozorów, nie chciała. Tak więc nie miała obecnie przy sobie nawet jego włosa, paznokcia czy tym podobnych rzeczy. Miała za to niemal ukończoną laleczkę.
Wielkie czarne, zrobione z guzików od jednej z jej sukienek, oczy wpatrywały się w nią bez zbędnych uczuć. Duża głowa koloru podobnego do odcienia szarości na mundurach Polaków, sterczała sztywno na nieproporcjonalnym ciele. Obraz beztalencia do robótek ręcznych Olivii O’Connell był aż nad wyraz widoczny w biednej zabawce.
Tuż obok lewego kolana dziewczyny leżały z pozoru niewinne nożyce krawieckie - przyszłe narzędzie zagłady, które już niedługo miało brać udział w istnym pandemonium, a na tę chwilę czekały już dobre kilkadziesiąt minut. W końcu, kiedy Liv zrobiła ostatni węzełek na mocnej nici, którą zszywać można było skórę, odezwały się cicho, trącone kolanem przez właścicielkę.
Olivia spojrzała z zachwytem na swoje dzieło.
- To zaczynamy - stwierdziła, kładąc laleczkę na podłodze.
Ze świec ułożyła krąg, w środku którego znalazła się teraz lniana podobizna Lupina i uklękła, biorąc w rękę nożyce.
Jakieś trzy korytarze dalej, Remus siedział właśnie w pokoju, przysłuchując się rozmowie Laury z Jim’em. Potter dziwnie spokojnie przyjął ją i zaczął rozmowę, która dla Remusa była jakaś nienaturalna. Nadal miał w pamięci ostatnie spotkanie tej pary, a nie należało ono do najprzyjemniejszych.
- Zgadzam się! - krzyknął nagle Jim i cały pokój zapełnił się chichotem Laury. - Zgadzam się na wszystko, tylko powiedz mi, jak wtedy nas oszukałaś!
Lupin zauważył, że piwne oczy przyjaciela błyszczą w zaciekawieniu i podnieceniu. Zrozumiał, iż oto nadeszła pora, gdy James Potter miał dowiedzieć się, jakim cudem Laura wywiodła ich w pole, podczas kiedy oni skręcali się z wysiłku, by zrobić jej jakiś kawał. Był bowiem czas, kiedy takowego nie dało się zrobić owej pannie. Gdzie oni już wszystko przygotowali i byli pewni jej pojawienia się, to akurat natykali się wtedy na Filcha i musieli zwiewać. Innym razem czatowali na nią tuż przy wejściu do wieży Gryffindoru, ale jednak to nic nie dało - po całej nieprzespanej nocy dowiedzieli się, że non stop była w wieży, chociaż nie widzieli jak wchodziła.
- Wcale was nie oszukałam! - żachnęła się, wydymając usta. - Jamie, pomyśl!
- Nawet nasza mapa nic nie dawała! - krzyknął rozochocony Jim. Przez te lata musiał myśleć o tym nieustannie. - Myślałem już, że do wieży prowadzi jakieś inne wejście, że któryś z nas zdradził i Ci wszystko wypaplał, że… nie wiem, co jeszcze!
- Ależ to jest prostsze niż myślisz! - zaśmiała się perliście.
- Laura, wiedźmo wredna, powiedz biedakowi - wtrącił się Lupin; jego to również ciekawiło.
- Przecież wiecie, że wiele osób was nie lubiło…
- Tak jak ciebie! - krzyknął z rogu pokoju Syriusz, który siedział tam w ciemnościach, aby najwyraźniej nie wystawiać się na spojrzenie błękitnych oczu Polki.
Remus odruchowo spojrzał na dłonie Laury, które teraz zacisnęły się mocno, gotowe skruszyć najtwardsze głazy.
- Ludzie… - ciągnęła dalej Laura, ale było widać, że ledwo wytrzymuje obecność Syriusza - potrafią być pożyteczni, jeżeli wiedzą o planach wroga i jego również nie lubią… Tak było w tym przypadku. W szkole było przecież wielu uczniów i istniało bardzo małe prawdopodobieństwo, że któryś z nich was nie zobaczy. Jak zobaczył, mówił o tym mi lub Sevkowi i sprawa była przesądzona. Kiedy jednak takiego kogoś nie było… - tu Jim wyostrzył słuch, tak samo zresztą jak Remus i Syriusz, który zrobił to acz trochę niechętnie. - Używałam przecież telepatii! Coście myśleli?! Że to potrafię, a nie korzystam?!
Jim i Remus wyglądali jakby przed chwilą zostali chlaśnięci z liścia po twarzach. Z szeroko otwartymi, zdziwionymi do granic możliwości oczami wyglądali tak komicznie, że Laura zaczęła się gromko śmiać.
- No, dobrze, ale… - Jim z dziwnym wyrazem twarzy, będącym połączeniem szoku i przerażenia, pochylił się ku niej - Jak się dostawałaś do wieży…?
- Portale - powiedział zamiast niej Syriusz.
- Dokładnie - przytaknęła z drobną niechęcią.
- Wiedziałem o tym już wtedy… - zaśmiał się cicho - tylko nie byłem pewny.
Remus spoglądał to na niego, to na Laurę. Człowiekowi postronnemu, który nie znał ani jego, ani jej, mogło się wydawać, że ta rozmowa jest jakaś przyjacielska - jakże mógł się ten człowiek mylić! Już dawno, Lupin poznał sposoby mogące wytrącić Laurę z równowagi. Jednym z nich była właśnie rozmowa o jej zdolnościach - bo do tego właśnie zmierzał Syriusz. Był to lód tak kruchy, a woda była tak głęboka, że tonący nie mógł dostać pomocy z nikąd, ponieważ nikt nie był na tyle głupi, aby wtrącać się, kiedy Laura Olszak jest wściekła. Nawet Liv, która była złośnicą z krwi i kości, nie sięgała Laurze do kolan.
Złośnica zamachnęła się i z całej siły dźgnęła lalkę w nogę. Mało. Potem oberwała rękę. Mało! Na kolejny diabelski ogień poszedł brzuch szmacianej ofiary. Wtedy zaczęło się to, co było nie uniknione. Lazurowe oczy Olivii O’Connell błyszczały od czystej wściekłości.
- A żeby Ci żylaki powyskakiwały, łotrze jeden - powiedziała, niemal krzycząc, kiedy nożyce tkwiły jeszcze w brzuchu lalki. - Hemoroidy! Hemoroidów Ci życzę! Żeby Cię tyłek tak bolał, jakby Cię tysiąc chorych na wściekliznę psów pogryzło! - szarpnęła, wyciągając ostrze z biednej szmacianki.
Voodoo należało do jednej z dziedzin Czarnej Magii, a że wypada znać swego wroga - czego kilka chwil wcześniej dowiedli Syriusz i Laura - to nauczycielce Obrony wypadało tę sztukę poznać. Tak też Remus John Lupin miał kłopoty większe niźli te, których doświadczył do tej pory.
Olivia podniosła raz jeszcze żelazne narzędzie zemsty. Zmrużyła oczy, biorąc głęboki wdech. Z chwilą wypuszczenia powietrza z płuc, z całej swojej siły, Liv nadziała na ostre nożyczki w miejscu, gdzie mężczyzna powinien mieć swoją „dumę” i podniosła laleczkę w górę.
- A żeby Ci opadał za każdym razem jak będziesz chciał - wysyczała z niebywałą przyjemnością. - Żebyś żadnej nie zadowolił, póki nie będę to ja. Żebyś za każdym razem, kiedy z jakąś babą się chciał ******** będziesz musiał tony viagry** brać, a żeby i to nie starczyło!
Chwyciła szmaciankę i zdjęła ją z ostrzy. Spojrzała na nią z obrzydzeniem i zanim jeszcze pomyślała, stwierdziła:
- I chcę, żebyś miał biegunkę… już teraz…
W tej samej chwili, Remus poczuł, że jego żołądek odmawia mu posłuszeństwa. Nie zważając na zdziwienie wszystkich dookoła, pobiegł do najbliższej toalety.
________________________________
* - Poczuwam się do odpowiedzialności, aby wam wytłumaczyć o co chodzi. Ava mówiła mi, że nie spotkała się z takim określeniem, więc większość z was zapewne również. „Doczekać do seniorskich lat” to to samo, co „doczekać późnej starości”
** - Tak, ja wiem, że wtedy nie było viagry, ale to tak mi pasowało, że po prostu nie mogłam sobie tego odmówić. Wybaczcie.
Ps.
Czytałam coście tutaj nabazgrały (faceta tu raczej żadnego nei ma) (chyba?) i mam wam coś do powiedzenia:
- "Krzyżaków" nie lubię, a przecyztałam je tylko dlatego, że się o to załolżyłam (jak zwykle, zresztą)
- Ale to nie jest najgorsza książka jaką czytałam
- "To przecież jeden z bestsellerów " <= moje samo uwielbienie zostało miło połechtane, ale to nei zmienia faktu, że i tak za takowe "Manewry" nie uważam.
- 'sierotka marysia' <= hie, dotąd te krasnoludki pamiętam
- Ej! A "Konu Leonarda da Vinci" to nikt nie czytał? Albo przynajmniej "Aniołów i demonów"?
I bardzo dziękuję za zrozumienie. Ja was po prostu Kocham, wy zadziory!
Meridien Auris