style='font-size:8pt;line-height:100%'>Więc dobrze, moi milusińscy…
Zastrzega się, że kiedy to pisałam miałam nagły przypływ głupawiki nie
wiadomo, czym spowodowany, ale poprawiłam i dodałam coś (błędy to już
sprawka Jade, więc mnie nie bić).
A tak… szukałam stworzenia
zwanego potocznie „Samcem”, który nadałby się do pewnej
sceny… skoro Sevka doprowadziłam do stanu dłuższej nie używalności, a
James to chłopak dzieciaty i żonaty, Peterka nie ma, a zresztą i tak by się
nie odważył… to pozostaje Syriusz… Uch, ja wiem, że niektóre z
was mnie po tym będą ochrzaniać, ale na kogoś musiało trafić… Ale
obiecuje, że go potem przywrócę do łask, lecz teraz, a przynajmniej w tym
rozdziale to tak nie będzie…
Życzę smacznego… nie
zakrztuście się tym tylko…
Dedykacja – dla Abbadona,
Silvera, Roberta, Marka, Radka, Arka i innych samców (nie obrażajcie się,
ale ostatnio cały wasz gatunek mi podpada) (i nie, Moon, ty jesteś dobry
chłopak
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> )
PS.
Tęskniliście? Wiem, że nie…
Sylwia
style='font-size:14pt;line-height:100%'>
style='color:purple'>Manewry –
4
- Co tu robisz? – wysyczała
gniewnie.
Syriusz rozszerzył uśmiech do granic możliwości swojej mimiki.
Przez ponad pięć minut wpatrywał się w Liv jakby patrzył na jeden z cudów
świata, ale ona sądziła, że patrzy na nią jak rzeźnik na swą przyszłą
ofiarę.
Bo prawdą było, że ona nie znosiła tego człowieka*. Kiedy
niespełna rok temu ktoś taki jak Syriusz Black przekroczył próg gabinetu jej
dziadka, a ona w tym samym czasie siedziała przy biurku tego ostatniego, jej
kobieca intuicja, której wtedy jeszcze słuchała, podpowiedziała jej, że
nadchodzą kłopoty. I nie myliła się; jeszcze tego samego dnia zaczęły się
jego próby poderwania jej. Zamęczał ją jakimiś kawałami, z których ona i tak
nic nie rozumiała oraz nawet nie próbowała zrozumieć. Chciała tylko, aby
sobie poszedł i dał jej spokój. Tylko że ten facet był wyjątkowo uparty.
Dopiero niedawno, gdy wykrzyczała mu, że prędzej umówi się z samym Lucyferem
dał jej trochę odetchnąć od swojej osoby.
Doprawdy nie wiedziała, jakim
cudem większość dziewczyn potrafiła się w nim nawet zakochać. Trzeba było
jednak przyznać, że był przystojny i mógł się podobać, ale ta jego
gadatliwość ją przerażała. No i był jeszcze Remus. Remus, który był
odwrotnością tego człowieka, który właśnie zostawił w spokoju jej kanapę i
zaczął niebezpiecznie zbliżać się do niej.
- Nie cieszysz się, że mnie
widzisz? – zapytał wyzywająco.
Nie odpowiedziała od razu, ale
skierowała się najpierw do swojej sypialni. Będąc już w pokoju, trzasnęła za
sobą drzwiami i panicznym wzrokiem omiotła pomieszczenie.
Jak zwykle na
łóżku i krześle było pełno jej ubrań, które już dawno powinny znaleźć się w
pralni, ale jakimś cudem skrzaty wolały się do niech nie zbliżać. Zaczęła
przeczesywać sterty swoich szmatek w poszukiwaniu rzeczy nadającej się do
użycia, a potem na spalenie. Przecież nie może zostać żaden ślad zbrodni.
Jakiej, zapytacie? Otóż ona była pewna, że w którymś momencie ich
konwersacji, która musiała nadejść akurat dzisiaj, dojdzie do tego, że ten
typek zacznie ją molestować i będzie musiał się bronić! Krótko mówiąc
zamierzała mu najpierw wydrapać oczy, następnie obciąć język i…
kolejną myślą było, żeby pozbawić go męskości, ale przecież nie będzie taka
wredna i nie zrobi z niego eunucha.
Choć po zastanowieniu… Syriusz
był tylko jednym z wielu, którzy myślą, że ulegną im wszystkie, a Liv zawsze
mówiła, że należy się takim nauczka…
- Ile ty tam będziesz
siedzieć?! – jej rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez
głos tak zwanego Łapy.
- Czego ty chcesz?! – odkrzyknęła,
wyciągając w końcu bluzkę spod tony innych ubrań. – Ile razy mam ci
mówić, żebyś dał sobie spokój?! – jęknęła, próbując założyć bluzkę
na siebie. Moja głowa utyła, czy jak?! – zirytowana, nie
zauważyła, że padła na łóżko, które zgrzytnęło złowrogo.
Liv zamarła.
Powoli próbowała zdjąć bawełnianą bluzeczkę, nie robiąc przy tym zbędnych
ruchów.
- Spokojnie, dziewczyno… - nie dokończyła.
Potężny jęk
zabrzmiał w sypialni, szkoda tylko, że nie wydobył się z gardła Liv, która
zdrętwiała. Potem jakby na złość nauczycielce Obrony jedna noga jej łóżka
pękła, druga poszła w jej ślady, a potem cały mebel przełamał się na pół,
przyprawiając dziewczynę o łzy. Liv leżała pomiędzy pozostałościami jej
łóżka, nie potrafiąc uwierzyć w to wszystko. Jej mózg zdawał się wyjechać na
wakacje (ja też bym chciała – dop. Sylwia), bo Liv… no cóż,
można rzecz, że ona była po prostu w takim szoku jak nigdy wcześniej.**
-
Olivio! – Syriusz walił w drzwi sypialni z całej siły.
Liv
natomiast, będąc w coraz większym wstrząsie, macała dłonią podłogę,
natrafiając na drzazgi mebla, który już nigdy nie będzie taki sam jak
kiedyś.
Aż się łza w oku kręci… Te łóżko z dębowego drewna, ze
swoimi zdobieniami w postaci małych krasnali i prymitywnym baldachimem było
miejscem, które odwiedzała najczęściej. Co noc wślizgiwała się pod ciepłą
kołderkę (a przynajmniej myślała, że będzie ciepła, jednak skrzaty uparcie
nie chciały wchodzić do jej sypialni), by zakosztować słodyczy niebiańskiego
snu, który regenerował jej siły witalne po każdym ciężkim dniu.
Teraz
przepadło! Jej ukochany mebelek leżał, nie dając znaków życia i nic nie
zapowiadało poprawy.
A ona się śmiała. Słyszał to dokładnie, nawet przez
zamknięte drzwi. W jej śmiechu było pełno niedowierzania i szaleństwa. To
był jeden z tych śmiechów, które można usłyszeć na oddziale dla psychicznie
chorych. Syriusz jednak nadal nie wiedział, co było jego powodem.
Wtem
drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się na oścież. Black’owi oczy
zrobiły się wielkie jak talerze.
- Powinnam zrzucić parę kilo –
mruknęła ze śmiechem, przechodząc obok niego.
Oczy Syriusza powiększyły
się do rozmiarów koła od roweru i wciąż rosły.
Liv trochę rozmarzonym
gestem powiesiła na krzesełku swoja bawełniane bluzkę i odwróciła się ku
mężczyźnie.
- Słuchaj, Syriusz – zaczęła, ale nie dane jej było
skończyć, bo oto doszło do niej, że Syriusz patrzy na nią jakoś tak…
dziwnie!
Jego twarz wyrażała zaskoczenie (w postaci szeroko otwartych
oczu), zadowolenie (w postaci głupkowatego uśmieszku i odgłosów przerywanego
śmiechu) oraz totalne oddalenie się od świata rzeczywistego. Biorąc pod
uwagę, że to ostatnie dość często pojawiało się na jego śniadej twarzy, to
jednak dwie pierwsze nigdy, w mniemaniu Liv, nie powinny znaleźć się tam w
połączeniu.
Liv z lękiem wpatrywała się w coraz bardziej rozradowaną
postawę Syriusza. Jej dłonie mimochodem starały się wydobyć spod ziemi
choćby odłamek czegoś, co mogło jej przysłużyć do obrony. Jednak jej
nieszczęściu nie było końca – ktoś skrupulatnie pozbierał wszystkie
szpargały z jej biurka. No teraz się wzięły za sprzątanie - pomyślała z
irytacją o domowych skrzatach.
Gdy ona w tym czasie starała się
wykombinować jakąś drogę ucieczki, Syriusz zajęty był widokiem, który
przyszło mu oglądać. Swoimi ciemnymi oczami prawie dotykał roznegliżowanego
do połowy ciała dziewczyny. Swoją pierwotną częścią mózgu wyobrażał sobie
już jak zaciąga ją do jej sypialni
„Ona jest twoja!”
– mówił Syriusz z Epoki Kamienia Łupanego.
„Ona jest
moja…” – powtarzał Syriusz wpatrujący się w ten osobliwy
cud natury.
„Zaczekaj, przyjacielu” – wtrącił się
Syriusz dobrze wychowany. – „Nie możesz jej tak po prostu…
zgwałcić!”
Na stwierdzenie Syriusza dobrze wychowanego, Syriusz
zapatrzony speszył się trochę.
„Nie zgwałciłbym jej” -
stwierdził poważnie jak na siebie. – „Chce ją tylko
pocałować” - dodał.
„Merlinie, broń tej niewiasty przed tym
źle wychowanym, młodym człowiekiem” – powiedział z żalem, Black
kulturalny.
„Ługa-Buga!” – wrzasnął ten z
Prehistorii. – „Uuuuu!!!!! Bierz ją,
człowieku!”***
Olivia, nie zdając sobie sprawy z kwestii, które
obecnie rozważał młody Black, dalej próbowała znaleźć sposób, aby wyjść z
tej opresji cało. Facet ciągle wpatrywał się w nią niczym wygłodniały wilk
na bezbronną owieczkę, a ona nawet nie wiedziała, czemu.
Dopiero, gdy do
jej rozkojarzonego rozumku dotarła myśl, że on wpatruje się na pewno nie w
jej twarz, zdecydowała się podążyć za jego wzrokiem. Jakież było jej
zaskoczenie (napisane z wyjątkowym sarkazmem – dop. Sylwia), kiedy
stwierdziła, że Syriusz jest typowym samcem – wzrokowcem (czego i tak
dawno mogła się domyśleć). Jednak nie to było całkowitym powodem jej
zaskoczenia, bowiem kolejną informacją, jaka dotarła do Liv, była ta, że
stoi teraz na środku pokoju, przed nią sterczy zapewne napalony samiec, a
ona nie posiada swojej bluzki! Stoi przed napalonym Syriuszem tylko w
staniku! Przynosisz mi pecha - stwierdziła, wpatrując się w ten stanik,
który już nieraz stawał się powodem jej zawstydzenia, i za każdym razem
chodziło o Remusa… dlaczego, no dlaczego nie mogło być i tym razem tak
samo?!
Z twarzy dziewczyny słynęła cała krew, a Liv wyglądała teraz
jak marmurowy posąg.
- Uznaję to za zachętę – owe wypowiedziane
przez Syriusza słowa były chyba najtragiczniejsza rzeczą, jaką mogła teraz
usłyszeć.
- Nie odważysz się – jej głos wcale nie był przekonujący.
Black zrobił jeden krok ku niej, a ona w tym czasie krok do tyłu,
omijając sprytnie biurko zagradzające jej drogę.
- Nie zrobię ci krzywdy
– powiedział przekonująco z taka pewnością siebie, że Liv poczuła
silny skurcz w żołądku.
- Piłeś coś? – zapytała ponownie cofając
się.
- Nie – odparł urażonym tonem, a ostatnim, czego ona teraz
chciała było to, żeby go rozłościć.
Olivia wzięła głęboki wdech. Oczami
dosłownie strzelała we wszelkie znane sobie strony, aby tylko uciec. Ale
chyba coś zwane losem musiało się na nią uwziąć, bo z nikąd ani ucieczki,
ani pomocy.
Kiedy Liv wypuściła powietrze, wiedziała już, że ma poważny
kłopot.
"Sevek, gdzie ty, kiedy cię potrzebuję?!" -
rozpaczała, przeklinając równocześnie tego nietoperza.
Zawsze, od
zarania dziejów, to jest od kiedy się znają, ten nietoperz zjawiał się w
odpowiednich chwilach, ale ostatnio zaniedbał haniebnie swoje obowiązki,
szlajając się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, z kim! A ona tu umiera ze
strachu! O, gdzie ty, Sevek, gdzie ty.. ty parszywa namiastko faceta,
przerośnięty nietoperzu, hańbo wszystkich samców na równi z Blackiem i
Voldemortem, i jego sługusami, którzy kolorystycznie ci pasują, żmijo na
piersi wyhodowana jesteś!? (autorka pozwoliła sobie zostawić to bez
komentarza, bo to mówi za siebie – dop. Sylwia)
Syriusz łakomymi
oczami wodził po gołych skrawkach ciała Liv. Jej jędrna skóra o
brzoskwiniowym odcieniu, zgrabne palce dłoni, brzuch i dekolt proszące się o
pocałunki powodowały u niego reakcję, której nie dało się już powstrzymać.
Lecz to nie to korciło go najbardziej. Jego męska wyobraźnia zainteresowana
była głównie tym, co widoczne nie było. Ten piekielny stanik… jak on
chciał go zedrzeć z jej ciała…
Już sam nad sobą nie panując,
zaczął już nie kroczyć, ale iść do niej jak idzie spragniony do oazy na
pustyni. Nie zauważył nawet, że na zewnątrz, jakimś dziwnym zrządzeniem
losu, panuje ulewa, że pioruny odbijają się od szyb w oknie, że po jego
lewej stronie, na stoliku leżała różdżka jego przyszłej ofiary, oraz że sama
ofiara rozpaczliwie starała się nie przewrócić przez porozstawiane na swej
drodze doniczki z kwiatami.
Liv co rusz potykała się o jakieś rośliny w
glinianych misach, które sama tam rozstawiła, sadząc, że przysporzą temu
salonikowi trochę uroku. Obecnie obiecała sobie, że gdy to wszystko się
skończy wywali je na zbity pysk.
Syriusz przyspieszył kroku i już prawie
chwycił Liv za rękę, kiedy ona zwinnie się mu wymknęła.
Dziewczyna
skierowała się ku drzwiom wyjściowym. Z każdą chwilą upragnione wyjście
stawało się dla niej coraz bardziej wyraźne i dostarczające jej
proporcjonalnie do tego coraz więcej radości. Prawdziwa euforia, która
nawiedziła ją z sekundą, gdy była na tyle ich blisko, że mogła swobodnie
dosięgnąć mosiężnej klamki prysła, kiedy zamiast klamki w swojej dłoni
poczuła rozgrzaną, męską pięść.
Liv przełknęła ciężko ślinę i z
największym oporem podniosła głowę do góry. Jedynym, co zdążyła zauważyć,
były przymglone oczy chłopaka z roku Blaków, a potem zacisnęła mocno wargi i
poczuła jak usta Syriusza dotykają jej policzka.
Poczuła jak przechodzą
ją ciarki pod dotykiem jego ust, kiedy z policzka przesunął je bliżej
zaciśniętych warg. Coś kazało Liv zamknąć oczy, coś niespodziewanie zamąciło
jej w umyśle. Dłoń Syriusza, którą trzymał na jej plecach, zaczęła kierować
się do jej szyi, wzdłuż karku. Nie potrafiła się bronić, bo wiedziała, że to
bezcelowe.
Syriusz podniósł ją lekko. Za sprawą jakiś czarów znalazła się
przy swoim biurku, a on napierał na nią swoim ciałem. W jego pocałunkach,
które błądziły po jej twarzy było tyle męskiej dumy, tyle żądzy i
podniecenia, że Liv bała się poruszyć. W jego ramionach była jak
przysłowiowy słup soli, jak grecki posąg – piękny, ale bez życia.
I
kiedy wydawało się jej, że wszystko stracone drzwi prowadzące do jej komnat,
otrzorzyły się szeroko. Olivia wydała z siebie pomruk niezadowolenia, bo oto
nadarzyła się jej okazja, aby się wyswobodzić.
Gość jednak nawet nie
drgnął, tylko wpatrywał się w dwoje ludzi, którzy bynajmniej nie wyglądali
na nienawidzącą się parę.
- Widzę, że przeszkadzam – rzekł przez
zęby, ale Liv rozpoznała w jego głosie głos Remusa.
Mocno szarpnęła się,
próbując wydostać się z objęć Syriusza. Chłopak oderwał się od niej i
przekręcił głowę w stronę przyjaciela.
- Lunatyku, czy nikt nie nauczył
cię pukać? – zapytał, uśmiechając się bezczelnie.
Olivia widziała
jak twarz Lupina wydłuża się i czerwienieje, jak zaciskają się jego pięści i
z jaką wściekłością patrzy na przyjaciela, który na ustach miał pozostałości
szminki Liv.
Kiedy tak stał w drzwiach otwartych na oścież, Liv zdała
sobie sprawę z całej sytuacji. Domyśliła się jak ona teraz może wyglądać w
jego oczach. Poczuła jak łzy napływając jej pod powieki.
Patrząc to raz
na Remusa, raz na Blacka, nie wiedziała co ma zrobić, dopóki ten ostatni nie
odezwał się do Remusa, prosząc go, aby zostawił ich samych. Wtedy nie
zastanawiała się długo i zrobiła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
Zamachnęła się i kolanem z całej siły ugodziła Blacka między nogi. Syriusz
wydał z siebie zduszony jęk, a gdy przychylił się, łapiąc się jednocześnie
za krocze, ona wymierzyła mu na dokładkę prawego sierpowego.
Syriusz
przewalił się na podłogę jęcząc w niebogłosy.
- Nigdy… więcej
– wydyszała zmienionym głosem osoby wściekłej – tego… nie
rób…
Cała dygotała zarazem z zimna i wściekłości. Jej dłonie, mocno
zaciśnięte w pięści, zbielały momentalnie. Całą duszą chciała coś zrobić
Blackowi, zrobić mu coś, co pozwoli mu pamiętać ją do końca jego życia.
Remus, zamurowany, wpatrywał się na wijące się ciało Łapy, by po
sekundzie przenieść wzrok na bladą jak ściana twarz Liv. Teraz już nie
wiedział, co tu się stało. Kiedy przyszedł, choć nawet sam nie wiedział,
dlaczego to robił, zastał obejmującą się parę w preludium miłosnego
uniesienia, a teraz te same osoby nie były już tak ze sobą… zżyte. A
wręcz przeciwnie! Remus nawet nie wiedział, co ma teraz myśleć, ale
wiedział, co ma zrobić.
Zdjął z siebie płaszcz i owinął nim Liv.
-
Wyjdź na korytarz – szepnął do niej.
Liv skinęła tylko głową i bez
słowa zostawiła Lupina i Blacka samych.
Remus pokręcił się trochę po
pokoju, starając się ułożyć sobie jakieś racjonalne wyjaśnienie całej
zaistniałej sytuacji, ale jedyne, jakie wymyślił było na niekorzyść dla
Syriusz.
- Zdajesz sobie sprawę, że molestowanie jest karalne? –
zapytał ostro mężczyznę leżącego wciąż na podłodze.
Ten wydał z siebie
tylko cichy jęk.
Remus wywrócił oczami.
- Pogadamy potem –
warknął, wyciągając różdżkę. – To powinno ci pomóc.
Liv apatycznie
patrzyła na pokazujące się co kilka sekund pioruny. Ich ostry wygląd zawsze
przyprawiał ją o nocne koszmary. Chciało jej się płakać, gryźć, wyć do
księżyca i napić się czegoś bardzo, bardzo mocnego. Nie czuła się
skrzywdzona, czy coś w tym stylu. Ona była pełna próżnej złości, która nie
pozwalała się jej uspokoić na tyle, żeby mogła wypowiedzieć przynajmniej
jedno słowo bez uprzedniego wyładowania emocji, na czymkolwiek lub
kimkolwiek.
I co ona powie Remusowi?! Jak mu to wytłumaczy?! To
Black zaczął! Fakt, sprowokowała go, ale nie zdawała sobie z tego
sprawy… była w szoku, po tym jak wylądowała na podłodze między dwiema
połówkami swojego łóżka. Co ona ma mu powiedzieć? Że to nie tak? A jeżeli
nie będzie chciał jej słuchać?
"Dlaczego się nim tak
przejmujesz?" - zapytała samą siebie, przyciskając mocno drżący palec
do ust - "Przecież.. przecież nie traktujesz go poważnie… To
miała być przygoda… wyzwanie, nie zakochanie."
Czując łagodny
dotyk na ramieniu odwróciła się, a z jej oczu pociekły łzy.
Remus,
wychodząc z komnat Liv, ostatni raz rzucił okiem na przyjaciela i zatrzasnął
za sobą drzwi. Przełknął ciężko ślinę, nadal wpatrując się w mosiężną
klamkę. I co miał teraz zrobić? Nie był pocieszycielem na poziomie kobiet
pokrzepiających swoje przyjaciółki. Co najwyżej mógłby poklepać ją po
plecach i powiedzieć, żeby się nie martwiła, że on już sobie pogada z
Syriuszem. I zrobi to!
Mocniej zacisnął dłoń na klamce.
Black tym
razem przesadził. Remus wiedział, że czasami odbija temu chłopakowi, ale
jeszcze nigdy nie posunął się do tego stopnia. "Tym razem się
policzymy" - przysiągł sobie, kręcąc z westchnieniem
głową.
Odwracając głowę w kierunku, gdzie powinna znajdować się
dziewczyna, myślał, co jej powiedzieć, jak uspokoić. Kobiety to
skomplikowany system różnych nerwów, które często pozostają nie zrozumiałe
dla normalnego faceta, wiec jakim cudem ma coś o tym wiedzieć wilkołak? Na
pewno nie z doświadczenia.
Stała przy oknie, zapewne obserwując błyski
zza szyb. Obtuliła się jego płaszczem jakby był on jedyną opoką jaką
posiadała. Remus zauważył, że była bez butów, a jej ramiona drgały.
Ze
strachem uniósł rękę, aby położyć ją, w pierwszym uspokajającym geście, jaki
przyszedł mu na myśl, na jej barku. Kiedy jej dotknął jakiś prąd przeszedł
po jego palcach, a dziewczyna obróciła się ku niemu.
- Na Merlina, nie
płacz – szepnął, widząc jej łzy.
Było coś w płaczącej kobiecie, co
sprawiało, że nie potrafił się ruszyć, a wszelkie słowa zalegały mu w
gardle.
A ona przytuliła się do niego, jakby chciała sprawdzić, czy on
tu naprawdę jest. Niepewnym ruchem dotknął jej pleców, by po chwili móc
swobodnie ją objąć. Przez tę jedną minutę, kiedy przyzwyczajał się do jej
dotyku, na myśl przychodziły mu różne rzeczy, ale żadnej nie odważył się
zrobić. Ani pogłaskać ją po włosach, ani otrzeć łzy z jej policzków. Tak jak
teraz było mu dobrze – bez zbędnych słów i ruchów mógł tak trwać w
nieskończoność.
- Remusie – cichy szloch przy jego piersi wyrwał
go z oszołomienia, w którym się znalazł. – Remusie… ja… ja
nie chciałam… - mocniej wtuliła się w niego.
Lupin przez sekundę
rozważał, co zrobić.
- Przestań – powiedział, zdając sobie sprawę,
że jest to jedyne słowo, które teraz może wypowiedzieć z powodu ściśniętego
gardła. – Przestań.
Liv podniosła głowę w górę, napotykając wzrok
Remusa. Wpatrywała się w niego, a dopiero po jakimś czasie doszło do niej, w
jaki sposób on na nią patrzy. Jego oczy jakby pojaśniały jeszcze bardziej,
niż w chwilę temu, gdy zwróciła się ku niemu.
Znała takie spojrzenie.
Jej nogi zrobiły się jak z waty, kiedy jego dłoń niezgrabnie poruszyła się,
by objąć ją mocniej. To co innego niż z Syriuszem - przeraziła się
jednoczenie szczęśliwa z tego gestu. Bijące od Remusa ciepło ogrzewało ją od
wewnątrz. Jej spojrzenie przeniosło się z jego oczu na usta i Liv wiedziała
już, że teraz nad niczym nie panuje. Jeszcze wczoraj miała wszystko
obmyślane – daje Lupinowi napić się eliksiru miłosnego i ma go w
swojej garści. A teraz? Na pewno tak nie było. Nie było ani eliksiru, ani
tego, że Remus jest jej za jego pomocą. Był Remus i ona i nic więcej. Z
rozpaczą pomyślała, że przyjdzie jej teraz zapłacić za rozpoczęcie tej
zabawy.
- Liv – wypowiadając jej imię, Remus miał głos ochrypły,
ale rzeczą dla niej oczywistą było to, że nie wynikało to z przeziębienia. W
tonie, w jakim powiedział jej imię było napięcie, oczekiwanie i prośba, aby
zakończyła to, do czego miało między nimi dojść.
Jeszcze piętnaście
minut temu, Olivia miała w głowie tylko morderstwo Syriusza i ukrycie potem
jego ciała albo pozostawienie mu śladu po sobie. Obecnie wciąż wpatrywała
się w bladoróżowe usta Remusa i z dziką rozkoszą chciałaby ich dotykać.
Przymknęła na chwilę oczy. Widziała to, co chciała zobaczyć, choć tylko
w wyobraźni. Widziała jak oboje, splątani w silnym uścisku, leżą na
łóżku.
"To nie tak" - przestraszyła się.
Lupin objął
wzrokiem całą posturę Liv. Czuł jak dostaje prawie gorączki i chociaż wokoło
było przeraźliwie zimno, a dziury w szybach pozwalały dostać się do środka
zamku lodowatym wiatrom, jemu nie było zimno.
Wiedząc, co robi dłonią
dotknął jej szyi, co spowodowało, że zadrgała – wydało mu się, że to z
zimna – zaciskając swoje palce na jego koszuli. Rozgrzanym czołem
dotknął jej czoła, które temperaturą nie różniło się wiele od jego. Potem
przesunął głowę tak, żeby jego wargi mogły musnąć skórę na jej czole. I znów
drgnęła, ale jej uścisk stał się bardziej niezdecydowany.
Naraz przeraził
się, że chce od niego odejść. Otworzył, przymknięte dotąd, oczy i popatrzył
na nią nieprzytomnie. Ona, jakby odczuwając ten sam niepokój, raptownie
ujęła jego dłoń obejmującą jej szyję. Remus nie rozumiał, co chce zrobić.
Liv w letargu poprowadziła ją niżej, do rozcięcia płaszcza. Lupin poczuł
napiętą, gładką skórę i chropowatą koronkę. Niech ona przestanie póki
jeszcze czas - błagał w duszy. I wtedy Liv nagle zesztywniała, jakby
przytomniejąc.
- Nie! – wykrzyknęła, odsuwając się od
chłopaka.
Patrzyła na rozszerzone źrenice oczu Remusa, potem jak jego
usta układają się układają się w te same słowo, które wymówiła.
Remus
oparł się ciężko o ścianę, chcąc ochłonąć. Całym ciałem czuł jak drży
– pierwszy raz doświadczył czegoś podobnego.
- Co się z nami
dzieje? – zapytała innym głosem Liv.
Opanował się, aby nie
wypomnieć jej, że to wszystko zaczęło się od tego dnia u niej, od jej
spojrzenia. Zacisnął mocno powieki.
"NIE PATRZ NA NIĄ,
CZŁOWIEKU" - krzyczał na samego siebie.
- Powinnaś się przespać
– stwierdził na głos, połykając końcówki wyrazów.
Liv zaśmiała się
krótko.
- Nie mam gdzie – oznajmiła.
- Zaraz go stamtąd zabiorę
– powiedział szybko, myśląc o Syriuszu.
Dziewczyna pokręciła
przecząco głową.
- Moje łóżko przełamało się na pół – powiedziała
cicho. – Powinnam chyba trochę schudnąć – dorzuciła, chcąc
rozładować atmosferę.
- Nie… - zaprzeczył nieprzytomnie. –
Jesteś śliczna – nie otworzył nawet oczu, by na nią spojrzeć, ale
odchylił tylko głowę w tył, napotykając ścianę.
Obrzuciła go zdziwionym
spojrzeniem.
- Zwariowałeś, Lupin – stwierdziła, zawiązując pasek
od płaszcza wokół talii.
- Mówię prawdę… ja nigdy nie kłamię
– dodał poważnym tonem. – Naprawię ci łóżko, ale zaraz potem się
położysz… Już dość miałaś na dzisiaj przeżyć.
Prawie oderwał się
od kamiennego muru, robiąc kilka kroków w kierunku drzwi do pokoi Liv.
Dziewczynę zatkało, kiedy przekroczyła ich próg. Jakiś metr pod sufitem
(a trzeba zaznaczyć, że ściany prywatnych komnat nauczycieli w Hogwarcie
były wyjątkowo wysokie) wisiał sobie, będąc pod działaniem zaklęcia
lewitacji, Syriusz Black, ciągle trzymając się krocza.
Gdy zobaczył Liv
natychmiast wyprostował się i oderwał dłonie od zaatakowanego przez nią
uprzednio miejsca. Oczy miał wielkie jak spodki od filiżanek, a jego usta
mocno się zacisnęły. Pod prawym okiem ściekała mu na policzek strużka
krwi.
"Nie wiedziałam, że potrafię tak bić" - pomyślała z
uznaniem dla samej siebie. Jej usta wykrzywił specyficzny uśmiech człowieka
zadowolonego z udanej zemsty.
Z jej sypialni rozległ się trzask, a w
chwilę potem wyszedł z niej Remus, obwieszczając, że łóżko jest całe.
-
To my idziemy – powiedział zerkając z ukosa na Blacka.
Olivia
kiwnęła głową w nadziei, że Remus odprowadzi tego idiotę i do niej wróci.
Nie wrócił. Ona miała jednak przed oczami obraz Syriusza powieszonego nad
podłogą i wyglądającego jak siedem nieszczęść na kacu.
Ciężko upadła na
najbliższy fotel. Jej usta ciągle wykrzywiał figlarski uśmieszek, a jej
ramiona nieustannie drgały od stłumionego wybuchu śmiechu. Zerknęła na swoje
piersi.
- Jesteś szczęśliwy – stwierdziła. – Od teraz będę
cię zawsze zakładać, jeżeli Remus będzie w pobliżu – powiedziała do
swojego stanika.
- Mógłbyś uważać!? – wydarł się Black,
kiedy po raz kolejny oberwał w głowę jakąś odstającą od ściany chimerą.
-
A co ja takiego robię?! – żachnął się Remus, wyjąc w duszy ze
śmiechu.
Syriusz zaklął pod nosem.
- Już nie udawaj! Ał!
– płaskorzeźba małpy uderzyła go prosto w nos.
Remus odwrócił się
do rozmówcy.
- Za dużo mleka piłeś jak byłeś mały – powiedział,
czekając na wybuch przyjaciela.
Ten jednak wzruszył tylko ramionami,
omijając kolejną chimerę.
- Mamusia zawsze mówiła :”Pij mleko!
Będziesz wielki!” – humorystycznie starał się naśladować
apodyktyczny ton swojej matki.
Remus pokręcił głową z postanowieniem, że
jeszcze trochę Syriusza pomęczy za to, co on i James zrobili mu u
dyrektorze. Zaczął więc temat Liv.
- Ta dziewczyna jest cudowna!
– stwierdził z przekonaniem Black, choć skrzywił się lekko.
- A
szczególnie, kiedy uderza w twoją męską dumę swoim zgrabnym kolankiem?
– zapytał ironicznie Remus, wkładając ręce do kieszeni.
Ukradkiem
zerknął na poczerwienioną twarz Łapy i uśmiechnął się półgębkiem. Wiedział,
co go boli (dosłownie i w przenośni) i zdecydowanie potrafił to przeciwko
niemu wykorzystać.
- Chyba tym razem trafiłeś na taką, której nie za
bardzo się podobasz, co? – stwierdził dziarsko, skręcając w prawy
korytarz prowadzący do ich pokoi.
Kolejny jęk Syriusza przyprawił go o
kaszel, który miał ukryć śmiech.
"Jeszcze z tobą nie
skończyłem" – pomyślał otwarcie dla samego siebie. Remus Lupin
miał plan, plan przez wielkie, wręcz ogromne „P” i ten plan
prawie całkowicie skierowany był przeciw Syriuszowi. Szczerze to Lupin miał
już dość wybryków swojego przyjaciela i zamierzał utrzeć mu nosa.
Skręcając w kolejny korytarz napotkał znienawidzoną przez niego kotkę
woźnego. Brzydkie stworzenie popatrzyło na niego ze wstrętem i z zadartym do
góry ogonem poczłapało, jakby chciało okazać Remusowi swoją wyższość. Sam
zainteresowany nie zwrócił na starą kocicę uwagi, za to jego przyjaciel
mruczał pod nosem wszelkie przekleństwa jakie przyszły mu go głowy.
Remus podniósł do góry różdżkę i jednym ruchem sprowadził Syriusza na
posadzkę – byli już przy drzwiach do ich pokoju. Black uśmiechnął się
wdzięcznie do Remusa, ale chłopak złapał go za kark i wręcz wrzucił do
pokoju, w którym James Potter siedział właśnie przy biurku zajęty pisaniem
listu. Na widok padającego na podłogę przyjaciela zerwał się z krzesła.
-
Co się tu dzieje?! – krzyknął w kierunku drzwi.
- Musimy z nim
pogadać – stwierdził Remus spokojnym głosem. – Przegiął.
_____________________________________________
* Acha, tak zabijcie
mnie te, które ubóstwiacie Syriusza
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/>
** pozdrowienia dla Anki, która to przeżyła i po wielu
namowach zgodziła się na użycie TEGO zdarzenia do TEGO opowiadania.
***
zacytowane, dosłyszane w szkole
Bo widzicie, drodzy panowie, że
większość z was to chamy, ale zawsze musi być jakiś błędny rycerz, który
pozwala nam wierzyć, że jest takich rycerzy więcej :* .
PS do
Doroty:
Wystarczająca ilość opisów, czy wciąż za mało?