Gdyby nie fakt, że Mrużka to w oryginale Winky, a nie Blinky

, to mogłabym napisać, że zgadzam się z Dżemem w zupełności

.
Na wstępie zaznaczę, że Andrzej Polkowski to nie jest mój mąż, krewny ani nawet znajomy

. W życiu gościa na oczy nie widziałam i też o parę rzeczy się go czepiam. Ale akurat nie o to. A na jego obronę mogę rzec:
- to, co napisałyśmy już z Gem - przekładanie niektórych nazw czy ksywek było i jest najbardziej zasadne. Z dokłanie tego samego powodu mamy u nas Piotrusia Pana i Kubusia Puchatka zamiast Petera Pana i Winniego the Pooh. Pisząc o Lovegoodach, miałam na myśli, że Polkowski nie tłumaczy nazwisk (za wyjątkiem jedynej wpadki z Syriuszem Czarnym na samym początku), bo nie tłumaczy. Harry Potter to Harry Potter, a nie Harry Garncarz, Albus Dumbledore to Albus Dumbledore a nie Albus Trzmiel i tak dalej. Winky i Dobby są nazwami zabawnymi i pieszczotliwymi, o nieco dziecinnym brzmieniu i tak zostały przełożone - moim zdaniem dobrze. Dodatkowo na końcu każdego tomu znajduje się wspomniany przez Ciebie słowniczek, gdzie pan Andrzej dokładnie tłumaczy co, skąd, i dlaczego mu się wzięło, cytując oczywiście oryginał i uzasadniając, dlaczego uznał, że tę właśnie nazwę należy przełożyć.
- zaczynając pracę z Potterem, żaden tłumacz nie mógł wiedzieć jak się ta historia potoczy. Książki o Harrym po dziś dzień uważane są za serię dla dzieci, a co dopiero na początku. Zresztą, w pierwszych tomach nawet język, którym posługiwała się sama autorka świadczył o przeznaczaniu ich raczej dla młodszego czytelnika. Trudno więc winić tłumacza (notabene zatrudnianego przez takie a nie inne wydawnictwo) za brak umiejętności jasnowidzących, nawet jeżeli komuś pewne terminy wydają się przełożone na sposób zanadto dziecinny, chociaż według mnie tak nie jest.
Wszystkim się nie dogodzi, siły nie ma - i to jest oczywiste. Niejeden raz czytając niektóre fragmenty, ubolewałam nad tym, że tracą one w przekładzie. Ale nie wszystko da się przetłumaczyć nic nie tracąc po drodze. Dobrym przykładem może być namiętność Rwoling do nazw rymujących się bądź zaczynających na tę samą literę - Dark Mark, Weasleys' Wizard Wheezes, Babbling Beverage, Cockroach Cluster, Skiving Snackboxes, Fainting Fancies, Puking Pastilles, Canary Creams, Ton-Tongue Toffees, Extendable Ears, Basic Blaze Box, Whizzing Worms, Fanged Frisbees, Triwizard Tournament, Alguff the Awful, Emeric the Evil, Bandon Banshee, Bigonville Bombers, Chudley Cannons, Wimbourne Wasps, Witch Weekly, Confusing Concotion, Entrancing Enchantments, Everlasting Elixirs, Felix Felicis, Headless Hunt, Hungarian Horntail, czy wreszcie niesławna Whomping Willow, by wymienić raptem kilka

(jako ciekawostkę już tylko jeszcze można dorzucić, że olbrzymia ilość imion i nazwisk również zaczyna się na tę samą literę - Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff, Slazar Slytherin, Godric Gryffindor, Minerva McGonagall, Severus Snape, Filius Flitwick, Parvati Patil, Pansy Parkinson, Luna Lovegood, Peter Pettigrew, Piers Polkiss, Dudley Dursley, i tak dalej). Jak przetłumaczyć te nazwy, by zachować ich - bardzo często - żartobliwy wydźwięk i dodatkowo owe jednakowe litery na początku bądź rym? Nie da się wszystkich, nie ma mowy. Szkoda, pewnie że szkoda. Ale hipogryfa z rzędem temu, kto zrobi to lepiej niż Polkowski

. Jego "Wmigurok" do dziś bawi mnie do łez

. Bo widać, że to jest tłumacz, który nie tylko dysponuje wysokimi kwalifikacjami i dużym polotem, ale który także się stara, któremu zależy, i który sam jest również fanem HP

. Osobiście jednego jeszcze tylko takiego miałam przyjemność czytać - jest to pan Robert Stiller, który przełożył
Lolitę Nabokova tak, że dech w piersiach zapiera

.