Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Dwie Noce
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > Kwiat Lotosu
Pages: 1, 2, 3, 4
Hito
Na wstępie rzucę kilka uwag natury ogólnej.
1) Z góry zaznaczam, że ten fic NIE ma na celu propagowania ani przedstawiania dominującego na tym forum pairingu Draco/Hermiona. Zrozpaczone fanki muszą mi przebaczyć.
2) Fic chyba miałby lepszy sens, gdyby miał miejsce po Zakonie, a nie Księciu. Uniknąłbym w ten sposób niedogodności tłumaczenia czworokąta miłosnego, a i chyba sama fabuła byłaby bardziej prawdopodobna. Za późno na to wpadłem.
3) Pierwsze dwa party mogą wydawać się trochę czerstwe przez konwencję, jaką przyjąłem. Ufam, że po przeczytaniu całości wszystko będzie w porządku.
4) Jak każdy pisarz, mam wrażenie, że moje ,,dzieło'' mogłoby być o wiele lepsze. Coś jest w tym, że bohaterowie żyją własnym życiem.
5) W Wordzie to lepiej wygląda. Na forum układ graficzny, przez brak wcięć, trochę się psuje, niestety.
6) Enjoy.



Dzień piąty

Harry gwałtownie otworzył oczy.
Chwilę trwało, zanim zorientował się, gdzie jest i dlaczego. Żeby tego dokonać, musiał sięgnąć pamięcią wstecz o jeden dzień, albo raczej – jeśli chodzi o ścisłość – jedną noc.
Na brodę Merlina...
Pokój, w którym chłopak się znajdował, dobitnie udowadniał mu, że jego własny umysł nie stroi sobie z niego żartów i nie karmi iluzjami. Na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że pomieszczenie zamieszkuje osoba płci żeńskiej, która nie tolerowała twórczego chaosu pokojowego. Wszędzie panował porządek, czy to na podłodze, którą przykrywał brązowy dywan, czy to na półkach z licznymi książkami, gdzie próżno by było szukać choćby jednej cząsteczki kurzu. Harry kątem oka zobaczył, że okno jest uchylone, a białe firanki powiewają lekko, smagane delikatnie przez letni powiew wiatru. Gdyby młodzieniec obrócił głowę mocniej w prawo, ujrzałby na szafce nocnej zdjęcie oprawione w dekorowane ramy, przedstawiające trzyosobową rodzinę, z właścicielką pokoju na pierwszym planie.
Spokojnie, Harry, tylko spokojnie...
Harry nie mógł nie zauważyć, że łóżko, pościel i poduszka, na której leżał, są bardzo wygodne, a on nie czuje najmniejszej chęci do wstawania. Mimo to, lewą ręką odruchowo zaczął szukać koło siebie okularów. Nie znalazł ich, co oznaczało, że ktoś je gdzieś przeniósł. Jednak jego dłoń nie macała bezskutecznie powietrza. Coś miękkiego i futrzanego zajęło drugi, poprzeczny koniec posłania.
- Krzywołap – Harry raczej oznajmił fakt, niż zapytał. Kot leniwie zamruczał, po czym ziewnął. – Gdzie jest twoja pani?
W ramach odpowiedzi rudy kocur przeciągnął się i zmienił pozycję, odwracając się tyłem do chłopaka.
- Dzięki – mruknął Harry. Starał się nie dopuścić do głosu męczącej go myśli, iż powinien wstać i sam jej poszukać. A było mu tak wygodnie...
Chociaż nie do końca, czuł nieprzyjemne skręcanie w żołądku. No i zaczynało być mu gorąco.
Harry wyciągnął prawą rękę i po krótkich poszukiwaniach znalazł swoje okulary. Spoczywały na brzegu szafki nocnej, leżące szkłami skierowanymi ku sufitowi. Chłopak założył je na nos powoli, nie podnosząc się nawet odrobinę. Pewnie gdyby się rozejrzał po pokoju, znalazłby swoje ubranie schludnie złożone w kostkę, a może i odświeżone i pachnące.
Wstawaj, do licha! Nie możesz tu leżeć i czekać na wybawienie.
Chociaż była to kusząca myśl, Harry musiał przyznać. Ale jednak...
- Widzę, że już nie śpisz, Harry.
Chłopak nie podskoczył tylko dlatego, iż znajdował się w pozycji horyzontalnej. Aczkolwiek jego serce na dźwięk tego ciepłego, dziewczęcego głosu utonęło gdzieś w otchłani klatki piersiowej.
- ... – Nie najlepszy początek rozmowy. Harry uznał, że trzeba spróbować jeszcze raz. – Cześć, Hermiono.
- Cześć.
Siedemnastoletni Harry Potter spojrzał na dziewczynę stojącą w drzwiach, opierającą się lekko o ich framugę. Ubrana była w puszysty szlafrok, którego kolor, dzięki jakiemuś wspomnieniu z przeszłości, kojarzył się młodzieńcowi ze świeżo skoszoną trawą. Barwa tego okrycia idealnie współgrała z tą ścian pokoju. Wietrzyk błądzący w pomieszczeniu poruszył delikatnie mokrymi w tym momencie, kasztanowymi włosami Hermiony.
Dziewczyna patrzyła na Harry’ego z mieszanką uczuć na twarzy.
- Właśnie miałam cię obudzić – powiedziała w końcu. – Umyj się i zejdź na dół, właśnie kończę robić śniadanie.
- Śniadanie? – zapytał zaskoczony Harry. Rzeczywistość zbyt powoli wsączała się do jego zamglonego jeszcze snem umysłu. Hermiona tylko uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Tak, śniadanie. Raz można je zjeść odrobinę wcześniej, nieprawdaż?
- Śniadanie. No tak. Oczywiście.
Hermiona uśmiechnęła się lekko. Biedny Harry. Wyraźnie się denerwował.
Cóż, nic dziwnego.
- Czekam na ciebie w kuchni – podsumowała dziewczyna, wychodząc.
Drzwi zamknęły się. Prawie w tym samym momencie Harry poderwał się do pozycji siedzącej. Podrapał Krzywołapa za uchem i zsunął nogi z łóżka. Kot zamruczał cicho. Był zadowolony, że meandry ludzkiej psychiki to nie jego zmartwienie.
Harry wstał, przeszedł kilka kroków, zorientował się, że jest nagi, jęknął i skierował się kierunku swojego ubrania, które musiało zostać tu przyniesione z jego sypialni. Świeże ubranie leżało na krześle złożone w kostkę, co oznaczało, że Hermiona musiała chwilę grzebać w jego szafie. Harry wkładał je na siebie dość nieprzytomnie, gdyż wspomnienia wybrały właśnie tę chwilę, by dać o sobie znać.
Z pokoju Hermiony wyszedł dopiero po chwili, gdyż musiał się uspokoić i skierować swoje myśli na bardziej neutralne tory. Gdy Harry stanął w korytarzu na pierwszym piętrze, gdzie znajdowały się pokoje jego i Hermiony, usłyszał dobiegające z kuchni odgłosy przygotowywania posiłku. Sądząc po dźwiękach muzyki, które mieszały się skwierczeniem jakieś potrawy, dziewczyna włączyła mugolskie radio. Harry’emu przyszło do głowy, że wyostrzył mu się słuch, skoro docierały do niego nawet kroki Hermiony.
Kuchnia zaczeka. Zresztą, Harry chciał przejrzeć się teraz w lustrze.
Jako, że dom państwa Granger miał dwie łazienki, jedna z nich znajdowała się na pierwszym piętrze, naprzeciwko schodów i pomiędzy dwoma sypialniami, a druga na parterze. Chłopak musiał przyznać, że taki układ jest dobry. Zapewne pomysł rodziców, którym nie w smak było czekanie, aż ich dorastająca córka wyjdzie po godzinie oblegania jedynej łazienki, w końcu gotowa pokazać się zewnętrznemu światu.
Z drugiej strony, Hermiona rzadko bywała w domu i nie była typową dziewczyną.
Harry wzruszył ramionami. Takie rozważania do niczego nie prowadziły, a przynajmniej nie w tej chwili. Potter ruszył, kierując się przed siebie. Uznał, że dobry, gorący prysznic będzie całkiem na miejscu.
Ręcznika nie musiał szukać – wisiał w łazience. Harry patrząc na niego uzmysłowił sobie, iż gości w domu rodziny Granger już prawie tydzień. I od niedawna jest już dorosły.
Ciepła woda oblała go całego. Kabina prysznicowa szybko zapełniła się parą. Harry, wcierając szampon w swoje kruczoczarne włosy, sięgnął pamięcią w poprzednie tygodnie.
Śmierć Syriusza musiała przytępić jego wrażliwość. Stanowiła straszną katastrofę w życiu Harry’ego, ale on nigdy nie płakał z jej powodu. Czuł z jej powodu smutek, tak, gniew tym bardziej – ale nie rozpacz.
Teraz Albus Dumbledore, najwspanialszy dyrektor Hogwartu, także nie żył. A on, jego ulubiony uczeń, przeszedł nad tym faktem właściwie do porządku dziennego. Lawina śmierci, którą rozpoczął Cedrik, a wcześniej jego rodzice, najwidoczniej po drodze porwała serce młodego Pottera. A przynajmniej jego część.
To nie było dokładnie tak. Stan swojego ducha Harry zawdzięczał Hermionie, chłopak wiedział o tym dobrze. Dziewczyna słusznie przewidziała, dzięki swojej zadziwiającej empatii, jak podle Harry będzie się czuł. I wyciągnęła swoją pomocną dłoń w jego kierunku.
Lipiec był okropnym miesiącem. Harry wrócił do Dursleyów, tak jak obiecał to Dumbledore’owi. Ron i Hermiona mu nie towarzyszyli, gdyż Harry uznał, że lepiej będzie, jeżeli wrócą oni do swych rodzin. Młodzieniec miał zostać u Dursleyów do swoich siedemnastych urodzin, do momentu wygaśnięcia starożytnej magii rodzinnej krwi. Okropnym było jednak widzieć zadowolenie na twarzach swojej, bądź co bądź, rodziny z powodu jego rychłego opuszczenia Privet Drive. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny, a w tej materii przeżył już swoje. Teoretycznie zaraz po swoich urodzinach miał znaleźć się w Norze, domu rodziny Weasleyów, ale... jakoś perspektywy spotkania i przebywania z pełną, szczęśliwą rodziną nie napawały Harry’ego radością i oczekiwaniem. Musiałby spotkać się z Ronem i zacząć snuć plany łowów na pozostałe cztery Horcruxy. Musiałby spotkać się z Ginny, z którą rozstał się w dość nieprzyjemny sposób.
Harry nie chciał tego. Ale nie chciał również zostać na Privet Drive dłużej, niż to konieczne. Siedział lub leżał otępiały w swojej sypialni, nie wychodząc z niej za często, mimo iż tym razem żaden zakaz nie ograniczał mu poruszania się po domostwie Dursleyów. Harry nie wiedział wtedy, co powinien zrobić. Czuł tylko zamęt w myślach i uczuciach.
Harry zakręcił kurek z gorącą wodą. Prysznic zamilkł. Potter owinął się ręcznikiem i zaczął wycierać. Podczas tej czynności spojrzał na długie, prostokątne lustro łazienkowe. Tak, doskonale pamiętał moment, który zdarzył się w trzecim tygodniu lipca. Hedwiga zapukała dziobem w okno jego sypialni, mając ze sobą list. Chłopak wpuścił ją wtedy, odczepił pergamin od nogi swojej sowy i spojrzał na niego. Od razu po charakterze pisma rozpoznał, kto był nadawcą listu. Ciekawość przełamała jego duchowy marazm. Czegóż mogła chcieć Hermiona? Przecież ona także miała czekać na niego w Norze.
Harry pamiętał również swoje zaskoczenie. Nie spodziewał się takiej propozycji od Hermiony. Pisała, że uzgodniła to z Weasleyami, ale Harry czuł wątpliwości. To znaczy, jak ich przekonała, że tydzień spędzony w domu państwa Granger dobrze mu zrobi?
Lustrzane odbicie Pottera patrzyło na niego z pewną dozą rozbawienia. Oczywiście, Hermiona trafiła w dziesiątkę. Gdy Harry przemyślał treść jej listu, uznał, że istotnie, woli spędzić tydzień, a właściwie pięć dni, sam na sam z Hermioną, niż zjawić się w Norze. Wiedział, że ucieka od swoich problemów, od przyszłości, której nie da się uniknąć, ale nie dbał o to.
Harry miał chwilowo dość wszystkiego. Chciał odpocząć, głównie psychicznie. Z kimś, kto potrafi go zrozumieć bez zbędnych słów.
A Hermiona mogła mu zapewnić taki relaks. W odpowiednich chwilach potrafiła porzucić swój mentorski ton i pomóc, tak naprawdę.
Dlatego Harry nie zastanawiał się długo. Kilka dni później śnieżnobiała Hedwiga niosła kawałek pergaminu zaadresowanego do rodziny Weasleyów. Harry napisał w liście, iż przystaje na sugestię Hermiony, i potwierdził, że obydwoje zjawią się w Norze na początku drugiego tygodnia sierpnia. Po czym po prostu czekał na koniec siódmego miesiąca. Ostatniego dnia lipca nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, oczywiście oprócz faktu, iż właśnie wtedy Harry przekroczył próg dojrzałości. A potem nastał sierpień.
A teraz, to dopiero jest ciekawie.
Harry spojrzał na grzebień, ale błyskawicznie odrzucił pomysł jako bezużyteczny. Jego włosy zawsze żyły własnym życiem i nie zamierzały się podporządkowywać niczyjej woli. Chłopak poprawił okulary na nosie, rozejrzał się wokół siebie, ubrał się szybko i wyszedł z łazienki.

Wejście do kuchni nie było takie proste, jak zazwyczaj.
Śniadanie Harry’ego już na niego czekało, rozsiewając w pokoju smakowity zapach. Hermiona, nadal ubrana w swój zielony szlafrok, nuciła cichutko w takt muzyki wydobywającej się z radia położonego na ladzie. Przestała, gdy tylko zobaczyła Harry`ego, który w końcu się przemógł i podszedł do stołu.
- Najwyższy czas – powiedziała dziewczyna, odwracając się przodem do Pottera. – Już myślałam, że utonąłeś pod tym prysznicem.
- Eee. – Harry szybko musiał ustalić, czy był to żart, sarkazm czy opinia. – Skądże.
- Cieszę się. A teraz siadaj i jedz, Harry. I tak zdążyła już wystygnąć.
Chłopak odsunął krzesło i usiadł na nim. Spojrzał na jajecznicę będącą jego śniadaniem. Wyglądała całkiem zachęcająco. Jej widok przypomniał Harry’emu jego zdziwienie, jakiego doświadczył w pierwszych dniach pobytu. Nie spodziewał się, że Hermiona będzie umiała gotować. Nie była mistrzynią patelni, co prawda, szczególnie na początku, ale – jako że jej talent do nauki chyba nie miał ograniczeń – radziła sobie coraz lepiej. Harry nie miał żadnych wątpliwości, że jajecznica mu zasmakuje.
- I jak wrażenia? – zapytała Hermiona, która znowu krzątała się przy ladzie, odwrócona plecami do stołu.
- Pychota – odpowiedział chłopak z pełnymi ustami. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
Harry jadł szybko, jednak nie z uwagi na dziwne ssanie w brzuchu, które zresztą z głodem nic wspólnego nie miało. Musiał przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie był taki spięty. Smak jego śniadania właściwie do niego nie docierał.
Potter podniósł na chwilę wzrok, gdyż koło talerza pojawił się kubek gorącego kakao. Hermiona usiadła naprzeciwko Harry’ego, lecz nie przerwała milczenia. Wbiła w niego swoje spojrzenie, co spowodowało natychmiastowe podniesienie się temperatury przy stole. Harry miał nadzieję, że ręką mu nie drży.
Hermiona otworzyła usta, zamknęła je nie wydając żadnego dźwięku, po czym wstała i wyłączyła radio. Dopiero wtedy w kuchni nastała prawdziwa cisza. Mimo to, Harry’emu dzwoniło w uszach. Starał się skupić ponownie na talerzu, jajkach, boczku i kiełbasie. Zaskrzypiało krzesło. Hermiona oprała łokcie na blacie, a podbródek na złączonych dłoniach. Jej czekoladowe oczy skupiły się na twarzy Chłopca, Który Przeżył.
- Harry, uważam, iż powinniśmy poważnie porozmawiać.
- O czym? O tak, wspaniałe pytanie, popisałeś się, nie ma co.
- Harry...
- Wiem. Przepraszam.
Wnętrzności zawiązały mu się w supełek ciaśniejszy, niż wtedy, gdy próbował zaprosić Cho Chang na Bal Bożonarodzeniowy. Harry wiedział, że się czerwieni. Spróbował kontynuować jedzenie czując na sobie wzrok Hermiony – i to był błąd.
- Harry!
Hermiona uderzyła go dłonią w plecy na tyle mocno, iż Harry omal nie spadł z krzesła.
- Dzięki – wymamrotał, gdy już skończył się krztusić. Miał ochotę rozbić czołem blat stołu.
Całkiem niespodziewanie dla chłopca i dla siebie samej, Hermiona roześmiała się, głośno i radośnie.
- Widzę, iż naszą rozmowę musimy przełożyć na później, Harry. – Hermiona wyszczerzyła swoje idealnie równe zęby. – W takim razie ty skończysz jeść sam, a ja pójdę się ubrać. Co ty na to?
- Nie ma sprawy.
Ajihad
No no, całkiem dobrze się zapowiada. Nie zanotowałem błędów, może dlatego, że niezbyt ich szukałem pogrążony w czytaniu. tongue.gif Jednak żeby ocenić potrzeba trochę więcej. Pisz dalej. Życzę weny
EnIgMa
Muszę przyznać, że rzeczywiście zapowiada się dość ciekawie smile.gif Z wielką chęcią przeczytam kolejne party, na które oczywiście czekam z niecierpliwością...
No i chyba pierwszy czytany przeze mnie fick, w którym Dumbledore nie żyje, bo jak dotąd nikt, poza panią Rowling, nie odważył się go uśmiercić... tongue.gif
Poza tym masz ciekawy styl i przyjemnie się czyta to, co piszesz, dlatego życzę weny i dużo wolnego czasu.
Joanne Riddle
hmmm.... nie wciągnęło mnie to wcale a wcale dry.gif przeczytałam do końca łudząc się że coś się w końcu ciekawego wydarzy huh.gif ale sie nie wydarzyło sleep.gif ale może to dlatego, że to dopiero początek tego tego ficka. Mam nadzieję, że się w końcu rozkręci! wink2.gif
Hito
Sam się dziwię, że byłem w stanie napisać fica ściśle romansowego smile.gif Jeśli ktoś się nastawia na krew, trupy, destrukcję czy inną akcję, to raczej nie ma czego tu szukać.

Enigma>>fic dzieje się po HBP, zatem to naturalne, że Dumble nie żyje. Mało ficów dzieje się po VI tomie.

EnIgMa
No więc właśnie o to mi chodziło... wreszcie ktoś wziął pod uwagę to, co dzieje się w HBP i uśmiercił Dumbledore'a w swoim ficku... albo może inaczej, bo znowu namieszam: przyjął do wiadomości fakt, że został on zabity w HBP...
Dorcas Ann Potter
Kolego, zanim Cię tu zjadą fani paringu Draco/Hermiona ^^ to powiem, że mi się podoba. Nawet bardzo. To jeden z nielicznych ficków, które będę czytać (Dorcas się rozkręca xD). I to co najważniejsze - potrafisz pisać.
A jako, że mam wrodzoną duszę bety i jestem strasznie czepialska (em potwierdzi) i wogóle to coś mi zgrzytało w jednym zdaniu. Ale ogólnie jest łokej, pisz dalej. Powodzenia, maaasy wolnego czasu i weny życzę.
Dorcas
PS. Coś mi kiedyś obiecałeś! A ja pamiętliwa jestem ;p

EDIT
QUOTE
hmmm.... nie wciągnęło mnie to wcale a wcale dry.gif przeczytałam do końca łudząc się że coś się w końcu ciekawego wydarzy huh.gif ale sie nie wydarzyło sleep.gif ale może to dlatego, że to dopiero początek tego tego ficka. Mam nadzieję, że się w końcu rozkręci! wink2.gif

Może sama piszesz lepiej? I oryginalniej?
Jak czytam posty takich ludzi to mnie coś trafia.
Sami nie umieją pisać, a krytykują innych.
Hito
Myślę, że z docinkami ze strony fanów (fanek?) D/Hr sie nie spotkam, Kitiara wystarczająco zaspokoiła apetyt takowych, I think.
QUOTE
A jako, że mam wrodzoną duszę bety i jestem strasznie czepialska (em potwierdzi) i wogóle to coś mi zgrzytało w jednym zdaniu.


W którym? Powiedz, muszę to wiedzieć, zamierzam na bieżąco poprawiać swojego fica, by skończył on w jak najlepszej formie.

QUOTE
PS. Coś mi kiedyś obiecałeś! A ja pamiętliwa jestem ;p


Ja też. Nie martw się, pamiętam smile.gif
Dorcas Ann Potter
QUOTE
Okropnym było jednak widzieć zadowolenie na twarzach swojej, bądź co bądź, rodziny z powodu jego rychłego opuszczenia Privet Drive. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny, a w tej materii przeżył już swoje. Teoretycznie zaraz po swoich urodzinach miał znaleźć się w Norze, domu rodziny Weasleyów, ale... jakoś spotkanie i obcowanie z pełną, szczęśliwą rodziną nie napawały Harry’ego radością i oczekiwaniem.


Wiem, że jestem czepialska, Hito. Ja wiem!
I wcale tego nie zmieniam ;D.

Oj, uczepią się, uczepią. Przynajmniej niektórzy ;>.

Ty też pamiętliwy? Witaj bratnia duszo xD! No, widzisz, to teraz trza to zrealizować smile.gif !
wink2.gif

No to pozdrawiam ;* i życzę weny. Takiej, że jak Cię trzaśnie to od razu siadasz do kompa i piszesz.
Czyli tak jak napisałam Asther (!).

Ależ Hito, ja się wcale, a wcale nie martwię. Wierzę w Twoją pamięć wink2.gif .
em
Czyli prawo do krytyki ma się tylko wtedy, jeśli samemu umie się pisać lepiej?
Oj, Dorc, zawiodłaś mnie teraz. dementi.gif
Czepialska nie jesteś tongue.gif znam ludzi, którzy czepiają się o wieeele bardziej (np. ja. patrz moje poprawki do epilogu ;p)

Hito: chociaż to zdecydowanie nie mój pairing, jest coś w tym opowiadaniu, co mnie przyciągnęło. Ale końcówka zgrzyta, sama nie wiem, dlaczego. Najpierw Hermiona mówi, że muszą poważnie porozmawiać, chwilę potem się śmieje i mówi, że mogą pogadać później? Trochę to do niej niepodobne.
Ale czekam na więcej.
Dorcas Ann Potter
Nie, nie, em źle mnie zrozumiałaś.
Każdy ma prawo do krytyki, ale konstruktywnej. A panna wyzej tak tego chyba nie zrobiła, hę? wink2.gif
A widzisz.
smile.gif
em
Hm. Napisała, co jej się nie podobało i tyle. Ciężko jest konstruktywnie skomentować fabułę, nie sądzisz?
Natomiast Twój atak był ewidentnie potwierdzeniem poglądu, że jeśli ktoś nie potrafi pisać, nie może się wypowiadać. Nie odwracaj kota ogonem, bo dokładnie coś takiego napisałaś.

Przepraszam Hito, więcej nie będę offtopować w Twoim temacie.
Dorcas Ann Potter
QUOTE(Joanne Riddle @ 18.02.2006 15:52)
hmmm.... nie wciągnęło mnie to wcale a wcale  dry.gif przeczytałam do końca łudząc się że coś się w końcu ciekawego wydarzy  huh.gif ale sie nie wydarzyło  sleep.gif ale może to dlatego, że to dopiero początek tego tego ficka. Mam nadzieję, że się w końcu rozkręci!  wink2.gif
*



Em, ja wcale nie odwracam kota ogonem.
Mogła uzasadnić to dokładniej. A nie napisać coś w stylu 'było nudne'.
Chyba się nie zrozumiałyśmy.
No, ale już, koniec sporu, łapki sobie podajmy i już!
smile.gif
Hito
Em>>wybaczam. Podajcie sobie łapki z Dorc i niech pokój zapanuje w tym temacie ^__^
A teraz co do Twojej krytyki.
Domyślam się, że wolałbyś fica o pairingu Hr/R, ale to z kolei jest zdecydowanie nie mój pairing smile.gif
QUOTE
Najpierw Hermiona mówi, że muszą poważnie porozmawiać, chwilę potem się śmieje i mówi, że mogą pogadać później? Trochę to do niej niepodobne.

Czy niepodobne...
Po piersze, najpierw czepię się słówek - Hermiona powiedziała, że muszą porozmawiać, a nie że muszą teraz porozmawiać.
A poważniej, czyli po drugie - później. Hermiona zamierzała, co, wydaje mi się, jasno przekazałem w ficu, dać mu czas na zjedzenie śniadania. Ona sama miała się w tym czasie ubrać. Ilu potrzeba na to minut? Pięciu? Hermiona nie zamierzała odwlekać rozmowy o pół dnia czy nawet godzinę.
Co do śmiechu - jak napisałem, był on niespodziewny dla naszej parki. Hermioną ubawiło zdenerwowanie Harry'ego (które sięgało do stopnia zakrztuszenia się posiłkiem), stąd śmiech i wyszczerzone zęby.
Ale możliwe, że tu trochę przesadziłem. Trzymanie się ściśle charakteru Hermiony z książek nie jest łatwe, a poza tym, nigdy nie byłem w podobnej sytuacji, toteż psychologia sceny może trochę siadać wink2.gif

A teraz pytanko, skoro wszyscy tak mi życzą weny i piszą, że czekają na więcej... Jakie odstępy czasowe pomiędzy poszczególnymi partami byłyby dla Was, czytelników, najlepsze?
Kiniulka
Mi się ten fick bardzo podoba... smile.gif I mam cichutką nadzieję, że szybko będzie nowy part smile.gif

Pozdrawiam smile.gif
Dorcas Ann Potter
Dzięki za wybaczenie ;D.
To trudne pytanie, jednak uważam, że najodpowiedniejszy byłby chyba tydzień.
Tak optymalnie.
Ugnij, się, ugnij! xD
Pozdrawiam.
Magya
Hito: tak co trzy, cztery dni ;p żeby się nie znudziło i żebyś ty nadążał ;p

A teraz: piszesz fajnym językiem, tzn. szybko i przyjemnie sie czyta. Parring trochę oklepany, ale i tak lepsze to niż kolejny Draco/Herm ;p Błędów nie zauważyłam, jedynie to do czego się dziewczyny przyczepiły wink2.gif
Czekam na kolejną częśc :*
Hito
Magya>>oklepany pairing? huh.gif
Wskaż mi, jesli możesz, inny fic niż mój i zbiorówki, które opiewały by parę H/Hr.

Tydzień, cztery, trzy dni mówicie... Ok. Drugi part, jako że będzie trochę krótszy (chyba) od pierwszego, postaram się wkleić jutro. Jeśli mi się to nie uda, pojawi się pojutrze.
Anyway, co kilka dni powinny się tu pojawiać kolejne części mojego fica.

Magya
Hito: nie chodzi mi tu o to forum, lecz o wszystko. Jakoś nigdy specjalnie nie byłam zachwycona tą parą, a sądzę, że oklepany, bo wiele osób łączy ze sobą Harry'ego i Herm ;p Ale i tak najpopularniejszy jest parring Draco Hermiona.

Wklejaj, wklejaj!
Dorcas Ann Potter
Paring H/Hr nie jest oklepany.
Oklepany to jest HG/DM i HP/GW ;]
O, jak miło czytać o swojej ulubionej parze ^__^. Się zreflektowałam xD
Noi to czekam z niecierpliwością ;D
Victoria Vouivre
Gratuluję świetnie zapowiadającego się opowiadania! Z początku byłam nastawiona do niego trochę sceptycznie, ale okazało się, że to był mój błąd. biggrin.gif Nie mogę się doczekać kolejnej części! Życzę dużo weny twórczej!

Pozdrawiam,
Victoria Vouivre evil.gif
Hermionciaa
Oj, zapowiada się fajnie, fajnie... Zauroczył mnie twój styl pisania, ale nie tylko wink2.gif, ponieważ H/Hr jest moim "najulubieńszym" paringiem (czy jak to się pisze tongue.gif) oraz (moim skrrromnym zdaniem evil.gif ) doskonale wcielasz się w role bohaterów. [tak, tak, ja wiem, że mam skłonność do pisania króciutkich zdanek] Zachowanie Hermiony jest jak najbardziej na miejscu i dopasowane do jej charakteru. Tak więc, z pełnym rozmachem podpisuję się do listy pozytywnie nastawionych i czekających na kolejną część wink2.gif

Pozdrawiam i weny życzę!

P.S. Co do prędkości pojawiania się postów, to myślę że tydzień możemy mianować granicą ostateczną tongue.gif [Żartowałam tylko, nie bić]
Joanne Riddle
1. Nigdy nie twierdziłam że umiem pisać.
2. Wyraziłam swoje zdanie - chyba na forum moge to robić nieprawdaż?
3. Nie wszystkim musi podobać się to samo.
4. i nie twierdzę że ten fick jest "głupi i nudny" poprostu nie przypadł mi do gustu.
5. ale to jest moje zdanie turned.gif
6. hmmm co do oryginalności dlaczego piszesz to tutaj a nie pod tamtym tematem?
7. to tyle...
Hito
Oto drugi part. Nie jestem z niego do końca zadowolony. Bynajmniej nie z powodu jego długości. Nie raz i nie dwa nanosiłem poprawki, a i tak coś mi tu nie gra.
W każdym razie później (sporo) kwestia rozmowy Harry'ego z Hermioną z tego parta zostanie jeszcze poruszona.
A teraz, koniec marudzenia.Lecimy.



Harry został sam w kuchni. Meble zdawały się patrzeć na niego z wyrzutem.
Chłopak spojrzał odruchowo za siebie, jednak Hermiona weszła już po schodach na pierwsze piętro. Nad drzwiami wisiał ścienny zegar, teraz wskazujący godzinę ósmą pięćdziesiąt rano.
Harry zacisnął usta. Nie mógł mieć już wątpliwości, że Hermiona zawsze wstaje wcześnie, nawet w wakacje. Tylko z jego powodu na ten tydzień przestawiła się na inny harmonogram dnia, by dać mu pospać dłużej według jego woli i razem z nim jeść śniadania.
Harry poczuł się jak intruz. Wtargnął w życie rodziny Grangerów, zmieniając je, choć nieświadomie, na swoją korzyść. Może państwo Granger wyjechali na prośbę Hermiony, zostawiając ich dwóch samych? A oni mu zaufali, karmieni przez swoją córkę pochlebnymi opowieściami o Wybrańcu. Tymczasem...
Harry mocniej ścisnął łyżkę, którą jadł jajecznicę. Rodzice Hermiony mieli wrócić piątego sierpnia. Czyli dzisiaj. Jaka będzie ich reakcja, gdy dowiedzą się, co się stało?
Reszta posiłku upłynęła Harry’emu na niezbyt wesołych myślach. Kakao pił patrząc przez okno na sad, składający się z kilku owocowych drzew i krzewów. Na dworze panowała piękna pogoda, bezchmurne niebo ukazywało wielki błękit nieba. Delikatny wietrzyk poruszał liśćmi flory należącej do państwa Granger. Zabawne, to musiała być jakaś reguła pogodowa – wieczorem deszcz albo burza, a następnego dnia rano pełne słońce.
W żółtym kubku nie pozostała już ani jedna kropla brązowego, ciepłego płynu, zatem Harry podszedł do stołu, by pozbierać naczynia i je pozmywać.
- Daj spokój, ja się tym zajmę.
Harry odwrócił się na pięcie. Hermiona weszła do kuchni, odebrała mu talerz, łyżeczkę oraz kubek i skierowała się ku zlewozmywakowi. Gdy mijała Harry’ego, ten poczuł jakiś zapach. Jego umysł był jednak zbyt zdekoncentrowany, by go trafnie rozpoznać. Aczkolwiek zdołał odnotować, iż mu się podoba.
Harry nie protestował, widząc zmywającą Hermionę. Usiadł na swoim krześle, a jego myśli błądziły wokół niej. Dziewczyna ubrana była w czarną koszulkę ściśle przylegającą do kształtów jej ciała i ciemnoniebieskie dżinsy. Harry nie raz widział ją w takim stroju, wliczając w to rok poprzedni, jednak tym razem Hermiona wydała mu się bardziej pociągająca niż zwykle. Pewnie dlatego, iż doskonale wiedział, jak wygląda bez ubrania. Wczorajszej nocy miał okazję dokładnie się jej przyjrzeć.
Harry prawie natychmiast pożałował swoich myśli, gdyż wspomnienia znowu zatańczyły mu przed oczami. Jęknął w duchu. Przecież, do licha, powinny sprawiać mu przyjemność... To znaczy, także i tą psychiczną. Libido robiło swoje i chłopak szybko odniósł wrażenie, że w jego spodniach jest za mało miejsca.
- Coś się stało, Harry?
- Co?
- Jesteś troszkę czerwony na twarzy.
Merlinie, dlaczego mi to robisz?
Hermiona właśnie skończyła myć i wycierać naczynia. Usiadła naprzeciwko Harry’ego w pozie identycznej jak przed kilkunastoma minutami. Jako że Harry milczał, dziewczyna zabrała głos, pytając:
- Żałujesz tego, co się stało?
Harry już miał rzucić swoim standardowym ostatnio ,,Co?’’, ale podświadomość zwyciężyła.
- Nie.
Hermiona wyczuła szczerość w głosie chłopaka... A właściwie to już mężczyzny. Uśmiechnęła się lekko, z jednakową szczerością.
- A ty? – Harry zadał to pytanie już całkiem świadomie. Bardzo pragnął poznać odpowiedź.
- Oczywiście, że nie, Harry. Jak mogłabym? To ja wykonałam pierwszy krok.
- No tak.
W kuchni zapanowała niezręczna cisza. Harry poczuł, że powinien coś powiedzieć, ale zabrakło mu pomysłów.
- Pozostaje nam odpowiedzieć na najbardziej istotne teraz pytanie, Harry. Co dalej. Dzisiaj wracają moi rodzice, a za parę dni będziemy już w Norze u państwa Weasley, z Ronem i Ginny. Co im wszystkim powiemy? Czy może będziemy to ukrywać i to, co zaszło pomiędzy nami, pozostanie tajemnicą dla wszystkich oprócz nas?
Harry’emu już kompletnie zabrakło języka w gębie. Od momentu pobudki nie pomyślał o Ginny czy Ronie ani razu. Potter wyobraził sobie minę tej dwójki w momencie objawienia prawdy. Od razu poczuł się gorzej, choć nie sądził, że to możliwe.
- Naturalnie, czuję się zobowiązana powiedzieć rodzicom prawdę, tak mnie wychowali i... po prostu czułabym się źle chowając się przed nimi – ciągnęła Hermiona, nie patrząc Harry’emu w oczy. – Uważam także, że przed naszymi przyjaciółmi również nie powinniśmy ukrywać faktów. Musimy zastanowić się nad naszymi uczuciami. A ty, Harry... Przepraszam, jeśli się mylę, ale... nie jesteś ich pewien, prawda?
Harry niemal się roześmiał, choć nie miał pojęcia, co go rozbawiło. Chyba ironia całej tej sytuacji.
- Zanim... zanim zjawiłaś się na Privet Drive, myślałem, że wiem, na czym stoję, jeśli chodzi o nas. Teraz, po tych czterech dniach... – Harry urwał, tracąc wątek.
Hermiona uśmiechnęła się krzywo. Przez kilka sekund milczała.
- Nie jestem dużo lepsza w tej kwestii. Wiem tylko, że cię kocham.
Harry drgnął i zamrugał wściekle. Nie był pewien, czy się nie przesłyszał. Hermiona nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem, wyznając mu swoje uczucia. Zatopiona w myślach, zdawała się mówić do siebie.
- Muszę zdecydować, jaki to rodzaj miłości... Och, Harry, namieszałeś mi w głowie.
Potter otworzył usta i niemal natychmiast je zamknął. Hermiona musiała to zauważyć.
- Tak właściwie to nie powiedziałeś, co ty o tym wszystkim myślisz.
Harry uznał, że nastał odpowiedni moment, by wyartykułować jakieś sensowne zdanie.
- Co? No nie! Szlag!
- Pytam, jakie jest twoje zdanie. Na temat wyjawienia prawdy bądź ewentualne ukrywania jej. I nie denerwuj się tak. – Ostatnie zdanie Hermiona wypowiedziała z uśmiechem, patrząc już prosto w oczy Harry’ego.
- Ja myślę, że... nie powinniśmy kłamać. Ale musimy się zastanowić, jak przekazać to wszystkim. I kiedy – chłopak dodał już z lekkim wahaniem. Wizja najmłodszego rodzeństwa rodziny Weasleyów powróciła.
- Cóż, przynajmniej będziemy mieli okazję przećwiczyć to dzisiaj z moimi rodzicami.
- Przećwiczyć?
- Tak. Widzisz, moi rodzice pracują w branży lekarskiej, to ludzie o pragmatycznym podejściu do życia. Mają, moim zdaniem, bardzo dobre podejście to dzieci. Rozmawiali ze mną kiedy tylko mogli i to na różne tematy. Nie ukrywali się za książkami, sprawy i kwestie tyczące się seksu wyjaśnili mi dość wcześnie. Dzięki temu rozmowa z nimi nie będzie aż tak trudna, jak ci się wydaje.
- Jestem w stanie w to uwierzyć – rzekł Harry lekko zachrypniętym głosem.
- Oj tak, pamiętam swoje początkowe zawstydzenie. Biedna, mała dziewczynka, której nie dane było doznać uspakajającego wpływu opowieści o bocianach. Ale postępowali słusznie, oczywiście. Skoro już jako jedenastolatka musiałam opuścić dom niemal na cały rok, i taki stan rzeczy miał się utrzymywać przez lata... Sam rozumiesz. A potem, to nawet nie wiesz, ile razy przypominali mi o anty... – Hermiona urwała w połowie zdania. Dopiero po chwili kontynuowała. – Muszę zwrócić twoją uwagę na jedną kwestię, Harry. Nie zabezpieczyliśmy się wczoraj.
Harry odchylił się do tyłu, jakby uderzony. Poczuł falę zimna zalewającą jego ciało. W myślach wykwitły mu dwa słowa: ,,ciąża’’ i ,,dziecko’’.
O nie, nie, nie, niech to cholera...
Hermiona zaczęła bębnić palcami o drewniany stół.
- Wszystko powinno być w porządku, nie mam jeszcze płodnych dni. Ale będziemy musieli się upewnić, to na pewno. Jak najszybciej. Szanse są jednak małe.
Harry zszokowany wpatrywał się w twarz okoloną burzą kasztanowych, poskręcanych włosów. Starał się nie myśleć negatywnie, skoro prawdopodobieństwo nie było znaczące, lecz było to prawie niemożliwe. Gdyby Hermiona zaszła w ciążę... to by skomplikowało wiele spraw.
Eufemizm pełną gębą.
- Hermiono... – zaczął Harry i nie dokończył.
Przerwało mu pukanie do drzwi wejściowych, które rozległo się donośnie w przedpokoju i stamtąd dotarło do kuchni położonej tuż obok.
Zarówno Harry, jak i Hermiona zerwali się z krzeseł. Dziewczyna zrobiła to nieco kulturalniej.
- Rodzice – szepnęła.
Jej przypuszczenie jak zwykle okazało się trafne. Zazgrzytały klucze i po chwili państwo Granger weszli do swojego domu. Ojciec Hermiony, ubrany w grafitowy garnitur, położył wypakowaną po brzegi torbę podróżną i odetchnął ciężko, prostując się. Matka rozejrzała się z ciekawością.
Jej wzrok spoczął na Harrym, gdyż ten miał pecha stać bliżej przedpokoju, mimo że Hermiona pierwsza odzyskała czucie w nogach. Jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu powitalnym, który zagwarantowałby mu zwycięstwo w konkursie na najbardziej niepewny grymas roku.
- Cześć, mamo. – Hermiona uratowała sytuację, przytulając się do pani Granger. – Cześć, tato. Wróciliście trochę wcześniej.
- To prawda. Podróż w tę stronę poszła nam szybciej, niż zakładaliśmy. Mniej korków, a i twój ojciec jechał standardową dla niego prędkością. Chyba nie będziecie źli, że narzucimy się wam o kilka godzin wcześniej?
- Wręcz przeciwnie. Nawet dobrze się składa, że przyjechaliście już teraz.
- Tak? Doprawdy, ciekawe dlaczego? – pan Granger zapytał głosem tylko na wpół rozbawionym. Harry odniósł wrażenie, że wesoła atmosfera związana z powrotem do domu rozwiewała się niczym niewyraźny sen. Rodzice Hermiony coś przeczuwali.
Cisza nastała po tym pytaniu trwała tylko kilka sekund, ale zdawała się ciągnąć w nieskończoność.
- Może najpierw się rozbierzecie i rozpakujecie? Potem... potem chciałabym z wami porozmawiać.
- Później się rozpakujemy – stwierdził twardo ojciec dziewczyny. – Najpierw posłuchamy, co masz... co macie nam do powiedzenia – pan Granger przeniósł wzrok ze swojej córki na Harry’ego.
Chłopak znalazł odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Nie znalazł tam wrogości, której podświadomie oczekiwał.
Hermiona, gdy tylko jej rodzice weszli do dużego, gościnnego pokoju, podeszła do Harry’ego.
- Mógłbyś na chwilę pójść do siebie? – zwróciła się cichym głosem do jego lewego ucha. – Chciałabym przez chwilę porozmawiać z nimi na osobności. Nie musisz się martwić, po prostu...
- W porządku – przerwał jej Harry. – Już idę.
Miał ochotę powiedzieć coś więcej, zapytać, ale się powstrzymał.
Hermiona patrzyła na jego plecy, gdy wchodził po schodach. Przygryzła dolną wargę.
To nie tak miało być.

Harry po zamknięciu drzwi od swojej sypialni położył się na łóżku. Zaczął się zastanawiać nad dzisiejszym dniem. I od razu, choć Harry nie bardzo wiedział skąd, przyszło zrozumienie.
Hermiona przy stole zaczęła mówić o rodzajach miłości. Wiedziała, że go kocha, bo faktycznie od dawna takie uczucie do niego żywiła. Odwzajemnione zresztą.
Przecież od kilku lat byli niczym brat i siostra.
To ona zawsze stała przy jego boku. Nigdy go nie opuściła, nawet w chwilach, gdy cała szkoła, włącznie z Ronem, zwątpiła w niego. Hermiona wierzyła mu bezgranicznie, zawsze dbała o jego bezpieczeństwo. Harry wiedział, że bez jej pomocy już pierwszy rok nauki w Hogwarcie skończyłby się tragicznie. Miała o nim wysokie mniemanie, które było w pełni odwzajemnione. Szanowali się i cenili nawzajem.
Obecność Hermiony brał za pewnik. Ona po prostu była. Nie mogło być inaczej, Harry w ogóle sobie tego nie wyobrażał. Ta dziewczyna o kasztanowych włosach stała się nieodłącznym elementem jego życia. Łączyła ich więź tak ścisła, że Harry nigdy się nad nią nie zastanawiał.
Aż do dzisiaj. Mówi się, że platoniczna miłość jest jak uśpiony wulkan. Czyżby byli świadkami erupcji?
Te cztery dnie i noce, które spędził w tym domostwie, miały decydujący wpływ na ich życie miłosne. Stopniowo się przybliżali. Ale Harry nigdy by nie przypuszczał, że tak się to może skończyć.
Lecz jednak...
Harry Potter zaczął wspominać.

===============================================================

Magya>>aha, ogólnie... Cóż, możliwe, w końcu trochę Harmonian na sieci jest, bez wątpienia.
Nic na to jednak nie poradzę :]

Dorc>>jedna sprawa:
QUOTE
O, jak miło czytać o swojej ulubionej parze ^__^. Się zreflektowałam xD

Czy mam rozumieć, że H/Hr to Twoja ulubiona para? smile.gif
em
Dlaczego, dlaczego, dlaczego...
Dlaczego to nie jest Hr/R???
Ech.
Gratki Hito, bo ładnie. A że mi nie podpasowało, to już nie twoja wina ;p.

ps. zmień we wstępie pierwszego odcinka "dominującego tutaj" na "dominującego na tym forum", bo jak widzę, ludzi to myli i czytając "tutaj" myślą, że chodzi o ten ff (:.
Hito
QUOTE
Dlaczego, dlaczego, dlaczego...
Dlaczego to nie jest Hr/R???


Biorę to za komplement wysokiej próby smile.gif

QUOTE
ps. zmień we wstępie pierwszego odcinka "dominującego tutaj" na "dominującego na tym forum", bo jak widzę, ludzi to myli i czytając "tutaj" myślą, że chodzi o ten ff (:.


Nic takiego nie zauważyłem, ale, jeśli to tylko ma oszczędzić komuś niepotrzebnego rozczarowania... Służę.
Lupek
Ja myśle, że oceniając ficka nie można brać pod uwage tego czy opisuje on naszą ulubioną parę, a wielu tak robi (nie mówie, że w tym temacie, ale ogólnie). Piszesz zgrabnie Hito, a ponieważ jesteś z Cz-wy to dodaje ci dodatkowe plusy do mojej oceny 8] Mi się jak dotąd czytało fajnie, nie zauważyłem błędów no i spodobała mi się historyjka o rodzicach Hermiony, którzy tłumaczą jej sprawy związane z seksem gdy ta miała 11 lat (brawo dla nich, że nie gadali o bocianach i kapuście!!!) ;p

Pozdrawiam smile.gif
Kiniulka
Mi się badzo podoba ten fick. Piszesz bardzo fajnie i podoba mi sie ta odmieność co do parringu tongue.gif Muszę zauważyć, że już daaaaaaawno nie było tutaj nic o Harrym i Hermionie smile.gif Czekam z niecierpliwością na nowego parta smile.gif
Wilczyca
Zgrabnie, lekko, bardzo wciągająco. Z niecierpliowoscią wyczekuję kolejnej części! Oby nastała szybko dry.gif
Hito
Och... Skoro tam mnie wszyscy chwalą, to wrzucę wcześniej trzecią część, co by podbudować trochę swoje nadwątlone ego i samoocenę :]
I przy okazji pokażę wątpiącym, że częstotliwość wklejania nowych partów nie zamierza się znacząco opóźniać. Właściwie, to działam teraz wbrew życzeniom czytelników, którzy życzli sobie aktualizacji co najmniej w odstępach czterodniowych, no ale... Well, jakby co, to mogę to uznać za jednorazowy wybryk smile.gif
Have fun.



Dzień pierwszy

Czarnowłosy chłopak, którego cechą szczególną była blizna w kształcie błyskawicy na czole, zataczał coraz to kolejne koła w przedpokoju. Był wyraźnie zdenerwowany, co mógłby zauważyć właściwie każdy, a co dopiero tacy znawcy i obserwatorzy ludzkiego życia, jak Dursleyowie. Jednak z ich strony Harry nie miał co liczyć na słowa pocieszenia czy otuchy.
Hermiona się spóźniała. Pięć minut, co prawda, ale było to o pięć minut za dużo.
Wuj Vernon ostentacyjnie głośno oglądał telewizję, nie zwracając uwagi na swojego siostrzeńca. Jedynie ciotka Petunia zdawała się wykazywać jakieś minimalne zainteresowanie Harrym, od czasu do czasu rzucając na niego okiem z dużego pokoju.
Dursleyowie nie zaprzątali głowy Pottera. Jego myśli koncentrowały się na zgoła odmiennej rodzinie, chociaż też mugolskiej. Hermiona w swoim liście oznajmiła Harry’emu, iż przyjedzie z rodzicami samochodem o ósmej rano pierwszego sierpnia.
Harry zatrzymał się w połowie kroku i spojrzał na najbliższy zegar ścienny.
Ósma siedem. Ósma osiem. Ósma dziewięć.
Hermiono, proszę, nie rób mi tego.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z impetem. Taki sposób wchodzenia do domu był charakterystyczny dla Dudleya. Reguła została zachowana – gruby kuzyn Harry’ego przekroczył ciężko próg domostwa na Privet Drive 4. Gdy tylko zobaczył, kto stoi przed nim, dosłownie wyparował z przedpokoju z szybkością, o jaką nikt by nie podejrzewał osoby o kształcie przypominającym beczkę. Dudley już ponad dwa lata nie zbliżał się do Harry’ego bliżej, niż to było konieczne, najwidoczniej biorąc cień kuzyna za dementora.
Do uszu Harry’ego dotarły usprawiedliwienia Dudleya na temat jego spóźnionego powrotu z zabawy urządzonej przez jednego z jego kolegów, ale chłopak zignorował je. I tak już wiedział, jak to się skończy. Nie mógł się tylko nadziwić metodom wychowawczym Vernona i Petunii. Czuł, że na jesieni życia jeszcze zdążą ich pożałować.
Harry, zanim zamknął drzwi, które Dudley prawie wyrwał z zawiasów, rozejrzał się po ulicy. Ani śladu żadnego samochodu.
Ósma dziesięć. Harry miał ochotę napluć sobie w brodę. Czemu nigdy nie wziął od Hermiony numeru telefonu do jej domu? Mógłby przynajmniej się przekonać, czy rodzina Grangerów już wyjechała.
- Dlaczego on tak chodzi w kółko? – rozległ się głośny i zaprawiony trwogą szept Dudleya po dwóch minutach.
- Najwyraźniej tamci ludzie wystawili go do wiatru. Nic dziwnego, kto przy zdrowych zmysłach...
- O! No tak! To dzisiaj on nas opuszcza! – Sądząc po tonie głosu, Dudley był w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem świata. Potencjalną tęsknotę za żywym workiem treningowym kompletnie zgasiły wydarzenia ostatnich lat.
- Ha! To prawda, nawet jeżeli nikt się po niego nie zjawi, nie będziemy...
Po raz drugi nie dane było Vernonowi dokończyć swojej wypowiedzi. Tym razem przerwał mu dzwonek drzwi wejściowych.
Harry, słysząc go, prawie podskoczył. Czując uścisk w sercu, podbiegł niecierpliwie do drzwi i otworzył je. To muszą być oni, nie ma innej możliwości...
Powitał go ciepły uśmiech Hermiony Granger.
- Hej. – Tylko tyle dziewczyna zdążyła powiedzieć, zanim ich ciała splotły się w uścisku. Hermiona poczuła, że Harry objął ją dość mocno. – Przepraszamy za spóźnienie, po drodze napotkaliśmy zdecydowanie za dużo korków.
- Nieważne – rzucił Harry. Istotnie, teraz wydawało mu się to szczegółem pozbawionym jakiegokolwiek znaczenia. Ważne było tylko to, że Hermiona przyjechała po niego.
Dopiero po chwili Harry zauważył jej rodziców, stojących przy samochodzie i obserwujących swoją córkę ściskającą Wybrańca. Harry uśmiechnął się odrobinę niezdecydowanie zza brązowych włosów Hermiony.
Dziewczyna tymczasem, powoli wypuszczając Harry’ego z objęć, zlustrowała przedpokój. Wszystkie walizki i bagaże chłopaka, z Hegwigą włącznie, czekały już u stóp schodów prowadzących na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się jego sypialnia. Dobrze, będą mogli odjechać bezzwłocznie.
- Dzień dobry państwu – Hermiona przywitała się grzecznie z wejściem do pokoju gościnnego.
Vernon Dursley, siedzący na wygodnym fotelu, bokiem do drzwi, a zatem widoczny, zawahał się. Czy powinien wstać i spróbować zapoznać się z ludźmi, którzy przyjechali po Pottera? Bądź co bądź, z tego co wiedział, były to normalne osoby, a nie jakieś dziwadła pokroju rodziny, która wtargnęła do jego domu trzy lata temu. Do tej pory to wspomnienie przyprawiało go o dreszcze, tak samo jak ten długobrody szaleniec z poprzednich wakacji. Jednakże byli to też ludzie, których znał ten mały wybryk natury, co rzucało na nich potężny cień wątpliwości.
Vernona z kłopotu wybawiła Petunia, która poczuła się do obowiązku pani domu.
- Dzień dobry – rzekła oschle w kierunku Hermiony, która ukłoniła się lekko, złapała klatkę ze śnieżnobiałą sową w środku i wyszła na zewnątrz, zostawiając Harry’ego ze swoją rodziną.
- Cóż – stęknął Harry, gdy podniósł wyjątkowo ciężką walizkę. – Spełnia się właśnie wasze marzenie, czyż nie? Macie mnie z głowy, i to już na zawsze.
Ponieważ ciotka, jak i reszta rodzina Dursleyów nic nie odpowiedziała, Harry zaczął wynosić swoje bagaże na zewnątrz. Ojciec Hermiony wydatnie mu w tym pomógł. Dziewczyna po klatce z Hedwigą zajęła się Błyskawicą, którą niosła bardzo uważnie.
Dzięki pracy trzech osób pakowanie odbyło się szybko i sprawnie. Kufer Harry’ego już leżał w bagażniku samochodu państwa Granger. Chłopak rozejrzał się po przedpokoju – nic już nie zostało.
- Dudley! – po głuchym odgłosie Harry zorientował się, że kuzyn go słyszy. – Tylko nie roztyj się bardziej, bo nie zmieścisz się w drzwiach! A tobie, wujku, polecam pić jakiś ziółka, ponoć dobrze robią na nerwy.
Nie czekając na reakcje adresatów tej wypowiedzi, Harry ruszył do drzwi, rzucając Petunii tylko krótkie ,,Żegnam’’, gdy ją mijał. Sięgając po klamkę usłyszał jednak odpowiedź.
- Tylko nie daj się zabić, jak twoja matka.
Harry nie odwrócił głowy, by spojrzeć na ciotkę. Czuł wewnętrzny opór przed zobaczeniem wyrazu jej twarzy.
- Nie dam Voldemortowi tej przyjemności, o to nie musisz się martwić. Ciociu.

Harry oparł się o zamknięte drzwi wejściowe. Odetchnął.
Po tylu latach, w końcu odchodził. Nie czuł z tego powodu jakiegokolwiek smutku ani straty. Gdziekolwiek będzie mieszkał, z pewnością będzie mu tam lepiej.
Harry nie wykluczał, że być może, kiedyś, jeszcze odwiedzi swoją rodzinę. Pojawi się na chwilę, choć nie za bardzo widział, jaki miałby być tego powód.
Ale to była kwestia przyszłości. Dopóki Voldemort żył, na pewno osoba Harry’ego Pottera nie pojawi się na Privet Drive 4. A to mogło oznaczać lata rozłąki z Vernonem, Petunią i Dudleyem.
- Harry?
I co z tego? Miał przyjaciół, a w Norze właściwie rodzinę. Nie będzie samotny.
- To pożegnanie nie wyglądało budująco, musisz przyznać.
- Dziwisz mi się, Hermiono? Może miałem uściskać każdego z nich? Może...
- Nawet nie próbuj się denerwować, Harry. Rozumiem cię.
Harry zganił samego siebie. Przecież przez ten tydzień miał odpocząć, a nie zaczynać go od bezsensownej i bezpodstawnej kłótni z jego wybawicielką.
Idąca para zatrzymała się. Duża i przestronna Honda Accord wydawała się być gotowa do drogi, jednak państwo Granger nie czekali w samochodzie.
- Harry – zwróciła się do chłopaka mama Hermiony. – Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, nie byliśmy sobie prawidłowo przedstawieni. Jane Granger.
- Horacy Granger – rzekł wysoki, czarnowłosy mężczyzna, wyciągając dłoń w kierunku Harry’ego. – Ty, naturalnie, nie musisz się przedstawiać.
- Rozumiem, spotkaliśmy się parę lat temu – odparł Harry, jednakże nie mógł sobie przypomnieć, czy zamienił wtedy choć jedno słowo z państwem Granger.
- Tak, pamiętam. Ale informacje o tobie zawdzięczamy głównie swojej córce.
- Naprawdę? – zapytał Harry, spoglądając z ukosa na Hermionę.
- Och, tak – prawie zaśmiała się pani Granger. – Właściwie to buzia jej się nie zamyka, jeśli chodzi o twoją osobę.
- Mamo!
- Zastanawialiśmy się z Jane, kiedy napisze książkę o tobie. Albo wytapetuje swój...
- Tato! Przestańcie obydwoje! – krzyknęła Hermiona, która zaczęła się czerwienić z powodu mieszanki zawstydzenia z oburzeniem. Harry nie wiedział, jak się prawidłowo zachować. Głównie z powodu relacji interpersonalnych rodziny Grangerów, ale także wspomnienie rozmowy z Victorem Krumem zmąciło mu myśli na sekundę.
Horacy zaśmiał się, po czym usadowił się na miejscu kierowcy. Jane, zanim wsiadła, uśmiechnęła się do Harry’ego.
Honda o kolorze letniego nieba odbiła od chodnika i ruszyła w drogę. Harry spojrzał po raz ostatni na dom przy numerze cztery. Był pewien, że nigdy lat spędzonych w nim nie zapomni, aczkolwiek to niekoniecznie było powodem do radości.
Kiedy mieszkanie Dursleyów zniknęło z pola widzenia, Harry’emu przyszło coś do głowy. Pochylił się w kierunku pani Granger. Kolejna rzecz po numerze telefonu.
- Jak daleko znajduje się państwa dom?
- Jeśli chodzi o odległość, będzie to około sześćdziesiąt mil na północny zachód stąd. Jeśli o czas, powinniśmy być na miejscu za trochę ponad godzinę. Zakładając naturalnie, że drogi zdążyły się przeczyścić.
Te słowa wywołały w chłopaku ukłucie winy.
- Przepraszam, przeze mnie musieli państwo wstać wcześnie... Mogłem umówić się z Hermioną na późniejszą godzinę. – Harry wolał nie dodawać, że ciężko by mu przyszło zostanie u swojej rodziny choćby o kilkadziesiąt minut dłużej.
- Nie martw się tym, chłopcze – odparł wesoło Horacy. – Zgodziliśmy się, toteż wszystko jest w porządku. No i Hermi nie darowałaby nam opóźnienia.
Harry zerknął kątem oka w lewo na Hermionę. Wyglądała, jakby miała ochotę dać ojcu po głowie, jednak nawet nie drgnęła.
- Kochanie, przestań już jej dokuczać – Jane upomniała męża głosem, który znajdował się na przeciwnym biegunie od tego pani Weasley w analogicznej sytuacji.
Harry spojrzał na tył głowy Jane, na jej blond włosy, a potem na Horacego.
Skąd, u licha, wzięły się u Hermiony jej krzaczaste, brązowe włosy? Po kim je odziedziczyła? To chyba magia działała.
- Harry, mogłabym zadać ci pytanie, dość osobiste, jak na stopień naszej znajomości?
- Oczywiście.
- Jak to jest być Wybrańcem?
Chłopak drgnął. Nie spodziewał się takiego pytania ze strony państwa Granger. Zresztą, w ogóle miał nadzieję nigdy go nie usłyszeć.
- Skąd znacie to miano? – Hermiona odezwała się pierwszy raz od początku podróży. Ton, jakim wypowiedziała to pytanie, zdradzał szczerze zaskoczenie.
Harry nie musiał widzieć przodu twarzy Horacego, by wiedzieć, że kąciki warg pana Granger uniosły się odrobinę w górę.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni, moja córko. Nie myśl sobie, że tylko ty w naszej rodzinie jesteś taka sprytna.
- ,,Prorok codzienny’’ – uzupełniła Jane.
Harry mrugnął. Pierwszą jego reakcją było zdziwienie, ale ono szybko minęło. Przecież, jeśli się nad tym zastanowić, działanie państwa Granger było oczywiste. Zapewne każdy rodzic wysyłający swoje dziecko na ponad dziesięć miesięcy do innego świata odczuwał potrzebę poznania lepiej rzeczywistości, w której żyło. Do tego dochodzi jeszcze martwienie się nad bezpieczeństwem pociechy. A w końcu Horacy i Jane byli już kiedyś na Ulicy Pokątnej, wiedzieli, gdzie ona jest i jak się na nią dostać. Potem wystarczyło tylko znaleźć redakcję najsłynniejszej gazety dla czarodziei i gotowe.
- Prenumerowaliście Proroka... i nic mi o tym nie powiedzieliście?
- Zamierzaliśmy.
- Za ile lat?
- A ty za ile lat zamierzałaś objawić nam prawdę o aktualnej sytuacji magicznego świata?
Harry rozejrzał się niepewnie po samochodzie. Miał nadzieję, że Grangerowie nie zaczną się przy nim kłócić. Aczkolwiek, mimo to, poczuł chęć obrony Hermiony.
- Hermiona nie zamierzała państwa martwić, ostatnio dzieją się stra... nienajlepsze rzeczy w naszym świecie.
- Wiemy, wiemy, śmierciożercy, no i sam Voldemort – Horacy najwyraźniej nie miał żadnych oporów przed wypowiedzeniem imienia Czarnego Pana. – Tylko co to zmienia? Wręcz przeciwnie, to... Zresztą, nieważne.
Zapadła cisza, jak dla Harry’ego dość nieoczekiwanie. Nie trwała ona jednak długo.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie, Harry – przypomniała mu Jane.
- Jak to jest być Wybrańcem, tak? – Potter skrzywił trochę głowę. – Nie ja wymyśliłem tę nazwę, tylko Ministerstwo Magii. Nie przywiązuję do niej żadnej wagi, a państwu polecałbym zaprzestanie wydawania pieniędzy na Proroka.
- Dlaczego?
- Piszą tam to, co w danej chwili pasuje Ministerstwu.
- Najwyraźniej świat magiczny nie różni się wiele od naszego w niektórych kwestiach.
- A Wybrańcem, w pewnym sensie, zawsze byłem – dokończył cicho Harry.
- Przeznaczenie, tak?
Horacy mruknął i machnął ręką.
- Dajmy temu spokój. Mamy wakacje. Nie psujmy atmosfery rozmową na taki ponury temat.
Po tych słowach państwo Granger wymienili spojrzenia i ponownie nastało milczenie. Harry’emu wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, cieszył się, że rozważania nad motywem Wybrańca zostały porzucone.
Równinny teren pokryty zielenią pastwisk przewijał się za oknami samochodu mknącego prawie sześćdziesiąt mil na godzinę. Tym razem dopisało szczęście – ruch był niewielki. Słońce grzało mocno przez szybę od strony Harry’ego, zatem chłopak przestał kontemplować krajobraz.
Zerknął na Hermionę. Jej światło nie raziło, dzięki czemu dziewczyna mogła bez przeszkód dać odpocząć oczom. Lewą nogę miała założoną na prawej, ręce skrzyżowane na brzuchu. Ubrana była w ciemnoniebieskie spodnie i czarną koszulkę. Ta część garderoby dziewczyny pozwoliła Harry’emu lepiej ocenić kształty Hermiony. Musiał przyznać, że...
- Synu, nie tak ostentacyjnie.
Harry niemal podskoczył jak oparzony. Momentalnie odwrócił się w kierunku bocznej szyby, starając się ukryć zakłopotanie. Nie spodziewał się, że Horacy zobaczy w przednim lusterku, na czym zatrzymał wzrok.
Ojciec Hermiony zaśmiał się i mrugnął do Harry’ego.
- Co znowu, tato? – zapytała podejrzliwie dziewczyna, która z powodu zamyślenia straciła ostatnie kilka sekund.
- Nic takiego, Hermi. Męskie sprawy.
- Ach tak? – Jane również przestała obserwować teren. – Męskie sprawy?
- Dokładnie. Nie pytajcie o nic – Horacy zdawał dobrze się bawić, co Harry’emu wcale się nie podobało. Tak samo jak dwie pary kobiecych oczu, które zatrzymały się na nim na chwilę.
Chłopak odniósł nieprzyjemne wrażenie, że posiadaczka co najmniej jednej z nich domyśliła się, o co chodziło Horacemu. Na szczęście to przemilczała.
Harry westchnął w duchu. Początek mógł wypaść zdecydowanie lepiej.
December
Przeczytałam te opowiadanie z dużą przyjemnością.
Nie jestem dobra w prawieniu komplementów, wszystkie zostały już chyba napisane (zabawne, ładny język itd. )

Ja chciałam jeszcze dodać, że podobała mi się postawa Petunii. Dobrze, że pokazałeś, że ta kobiata żywi do Harry'ego jakieś uczucia.
Podobnie ma się z Harrym. Nie pamiętam czy w książce użuwa on w stosunku do Petunii słowa ciociu, to w tej chwili bez różnicy, ale w tym kontekście było ono takie ciepłe i optymistyczne. Przynajmniej ja to tak odebrałam.

Ps. Nie ważne kto będzie z kim w HP, najważniejsza jest miłośc tongue.gif
em
Tym razem przyjrzałam się trochę bliżej i wyłapałam kilka "usterek" :-) Nie musisz się nimi przejmować, bo nie są to poważne rzeczy, ale może warto dopracować to dzieło cheess.gif
QUOTE
coraz to kolejne koła
o ile mi wiadomo, ta konstrukcja tak nie wygląda. chyba lepiej brzmiałoby "coraz to większe koła" albo "kolejne, coraz to większe koła".
QUOTE
dziwadła pokroju rodziny, które wtargnęły
dziwadła pokroju rodziny, która wtargnęła
QUOTE
Ojciec Hermiony wydatnie mu w tym pomógł
dziwnie to brzmi. może po prostu "bardzo"?

i literówka:
QUOTE
- To pożegnanie nie wyglądało budująca
budująco.

Ale i tak jest ok, a tu moja dusza bety się po prostu zbuntowała biggrin.gif
I nie uważam, że to opowiadanie jest gorsze od innych, bo pisze o H/Hr. Moje preferencje są co prawda odmienne w tej kwestii, ale ja patrzę przede wszystkim na styl i poprawność językową, nie na rozwiązania fabularne. Tak tylko zaznaczyłam dla porządku ^^
Hito
QUOTE
o ile mi wiadomo, ta konstrukcja tak nie wygląda. chyba lepiej brzmiałoby "coraz to większe koła" albo "kolejne, coraz to większe koła".


Czy moja konstrukcja jest niepoprawna gramatycznie? Czy też może wyglądać tak, jak teraz?
Napisałem to w ten sposób, gdyż Harry wcale nie zataczał coraz to większych kół. On chodził w kółko, po jednakowym promieniu, że tak powiem.

QUOTE
dziwadła pokroju rodziny, która wtargnęła


Szlag, źle poprawiłem przed wklejeniem sad.gif
Dziwadła także mogły chyba wtargnąć, niekoniecznie rodzina. No, ale tu zaufam Tobie i mojemu instynktowi, który najpierw napisał to w sposób podany przez Ciebie. Zmienię to.

QUOTE
dziwnie to brzmi. może po prostu "bardzo"?


Cóż, dla mnie nie brzmi to tak dziwnie, a nie chciałem używac popularnego słowa ,,bardzo'', które w ficu pojawia się wiele razy.

Literówka - przeoczenie z mojej strony. Dzięki za wytknięcie jej.

December>>cóż, Petunia to jednak kobieta, chciałem pokazać, że posiada chociaż czątkowe uczucia macierzyńskie (no, wychowawcze) w stosunku do Harry'ego.
Czy Harry używał w książkach słowa ,,ciociu'', nie jestem w stanie powiedzieć, aczkolwiek nawet jeśli, to rzadko.
hermionka_7
używał, mówił "wuju" i "ciociu" - chociaż mnie się to bardzo dziwne wydaje...
Magya
No Hito, rozkręcasz się z odcinka na odcinek. Tylko to mnie tak jakoś "zaintrygowało" :

QUOTE
Honda o kolorze letniego nieba


nie lepiej po prostu nieba? wink2.gif
Podobnie jak December zwróciłam uwagę na Petunię. Świetnie opisane uczucia kobiety i jej zachowanie.
Hito
No, chodziło mi o taki letni błękit, gdy niebo jest w zenicie i nie przesłania go ani jedna chmurka. Choć fakt, niebo jakie takie, bez chmur, zawsze jest takie.
Przyjmijmy więc, że to taka poetycka metafora, ubarwiający epitet wink2.gif
Coyote
QUOTE
- Synu, nie tak ostentacyjnie.
Harry niemal podskoczył jak oparzony. Momentalnie odwrócił się w kierunku bocznej szyby, starając się ukryć zakłopotanie. Nie spodziewał się, że Horacy zobaczy w przednim lusterku, na czym zatrzymał wzrok.


A tutaj się roześmiałam laugh.gif

Opowiadanko lekko mi się czyta i fajnie. Wprawdzie jest kilka literówek i błędów gdzieś tam, ale ze względu na mój dobry humor (którego notabene nie miałam już od dość długiego czasu) nie zwracam na nie uwagi czarodziej.gif

czekam na następne części - wolę codziennie, a nie co 4 dni happy.gif
em
Jeżeli chodzi o "koła" - moim zdaniem jest to błąd frazeologiczny, chociaż nie uważam się za autorytet w tej dziedzinie :-) Jeżeli cię uraziłam, nie miałam takiego zamiaru - nie musisz się ze mną zgadzać, ale to zdanie można przebudować, tak, by nie budziło wątpliwości wink2.gif

Pozdrawiam i życzę takiej właśnie jak ta poniżej, konstruktywnej krytyki smile.gif W końcu wszyscy chcemy, by Forum FF stało na jak najwyższym poziomie wink2.gif
Hito
Z pewnością :]
Broń Boże, nie uraziłaś mnie, jak mogłabyś w ogóle dokonać tego konstruktywną krytyką? Dwie rzeczy dzięki Tobie poprawiłem, a co do kół... Zastanowię się, sprawdzę. Nie wykluczam, że masz rację i będę musiał to zmienić.
W każdym razie, dalej liczę na Twoje komentarze smile.gif

Coyote>>błędy? Literówki? Gdzie? Prosiłbym o wskazanie ich, zamierzam je bezlitośnie tępić.
Następna część powinna zostać przeze mnie zamieszczona pojutrze przed południem, zatem całkiem niedługo. Plus na pocieszenie mogę dodać, że będzie ona dłuższa od dotychczasowych smile.gif



==============================================================================

Oto obiecany czwarty, dłuższy part. Mam nadzieję, że bez literówek i stylistycznych błędów.


Ładnie.
Harry był pod wrażeniem. Dom państwa Granger prezentował się więcej niż okazale. Wykonany z jakiegoś ciemnego drewna, o zaokrąglonych kształtach i z przylegającym sadem oraz garażem wyróżniał się w okolicy. Takie detale, jak starannie przystrzyżony trawnik tylko dopełniały wspaniały obraz całości.
Oczywiście, przecież Grangerowie nie byli biedni. Harry zastanawiał się, czemu wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Sukienka Hermiona na Balu Bożonarodzeniowym, wakacje we Francji, czy też jej prezent dla niego – Podręczny Zestaw Miotlarski, którym cieszył się już od czterech lat – musiały trochę kosztować. Jednak Hermiona nigdy nie rozwodziła się nad stanem majątkowym swojej rodziny.
I dobrze. Biedny Ron.
Kilkadziesiąt minut po przyjeździe Honda znowu ruszyła w drogę. Harry już na miejscu dowiedział się, z jakiego powodu przez pięć dni będzie z Hermioną sam – jej rodziców bardzo zainteresowała konferencja, połączona z wystawą, poświęcona najnowszym dokonaniom technologicznym w zakresie medycyny, która odbywała się w Paryżu.
Cóż za zbieg okoliczności. Aż ciężko było w niego uwierzyć.
Sprawność, z jaką nastąpiła odprawa Horacego i Jane, kazała Harry’emu sądzić, że wszystko już było wcześniej przygotowane i zaplanowane. Zapewne standard, jeśli chodzi o rodzinę Grangerów.
Po serii wymiany uśmiechów, uścisków i szeptów rodzice dziewczyny odjechali. Hermiona właśnie kończyła machać ręką do znikającego punkcika na horyzoncie, gdy Harry odwrócił się od ulicy i spojrzał na dwupiętrowy dom. Dursleyowie mieli czego pozazdrościć Grangerom.
- Hmm... Mówiłaś kiedyś, że twoi rodzice są dentystami, prawda?
- Prawda – odpowiedziała Hermiona, także patrząc na budynek. – Pracują w pobliskiej przychodni. Nie wspomniałam tylko, że ponadto pracują w sektorze prywatnym.
- Aha. – No, to wszystko wyjaśniało.
- Moja mama jest dodatkowo pediatrą, a tata ginekologiem.
- Pełen zestaw – uśmiechnął się pod nosem Harry.
- Tak, mam cały szpital w domu, nigdzie nie muszę chodzić.
Harry mimowolnie wyobraził sobie wizytę Hermiony u ojca. Mocno zamrugał, by pozbyć się niepożądanych obrazów sprzed oczu.
W takich chwilach chłopak tęsknił do lat dzieciństwa. Wtedy mózg był bardziej posłuszny i normalny.
- Może wejdziemy do środka? Pogoda jest przepiękna, fakt, ale musimy cię rozpakować.
- Chodźmy.

Jak się szybko okazało, sypialnia Harry’ego została ulokowana na pierwszym piętrze, naprzeciwko pokoju Hermiony. Pomieszczenie przed przybyciem Harry’ego nie miało określonego celu, gdyż nie mieszkała w nim na stałe żadna osoba. Dziewczyna zdradziła mu, że przy budowie domu założenia przydzieliły ten pokój młodszemu rodzeństwu Hermiony, które znajdowało się wtedy w sferze planowania.
Harry nie drążył tematu, nie zapytał, czemu Hermiona jest jedynaczką.
- Gdzie chcesz schować Błyskawicę?
- Zostaw ją w kufrze – odparł Harry, męcząc się z selekcją ubrań i szafą. – Sądzę, że nie będę jej w najbliższym czasie używał.
- Jaki ładny eufemizm.
- Co?
- Ale prawdziwy, nie umiem grać w quidditcha, a pośmiewiskiem w twoich oczach stać się nie zamierzam.
Harry przestał grzebać w swojej garderobie.
- E, nie chciałem sugerować... – Harry nie skończył artykułować swojej mowy obronnej, przerwał mu cichy śmiech Hermiony.
- Harry, Harry. – Dziewczyna pokręciła głową z żartobliwym politowaniem. – Doceniam twoje starania, by mnie nie urazić, ale nie próbuj naginać prawdy. Quidditch to nie mój żywioł.
- Jaki ładny eufemizm.
Tym razem zaśmiali się oboje.
W miarę, jak coraz więcej rzeczy Harry’ego znajdowało się w przydzielonej mu sypialni w odpowiednich miejscach, ruchy Hermiony stawały się coraz szybsze. Jakby ze zniecierpliwienia.
- No, skończyliśmy – odetchnął Harry, wypuszczając Hedwigę przez okno. – Trochę tego było.
- To prawda. – Hermiona rozejrzała się po pokoju. – Myślę, że wystrój przypadnie ci do gustu.
- Już przypadł, nie martw się.
Pomieszczenie nie różniło się zbytnio od jego sypialni na Privet Drive 4, ale diabeł tkwił w szczegółach. Więcej sierpniowego światła wypełniało pokój, ponieważ okno było skierowane na południe. Brązowy dywan zapewniał na tyle miękkości i ciepła, iż można było chodzić po nim boso. Drewniane meble współgrały z tapetą o motywach roślinnych.
- Cieszę się – powiedziała Hermiona zgodnie ze stanem faktycznym. – A teraz... pozwolisz?

Harry wszedł do sypialni Hermiony. Nie zdążył zarejestrować wyglądu pokoju, gdyż coś od razu rzuciło mu się w oczu. Łóżko dziewczyny.
Ściślej – prezenty na nim leżące.
Chłopak zrozumiał. Wczoraj żadna paczka do niego nie dotarła. Wtedy wolał nie zastanawiać się dlaczego, perspektywy nie były zachęcające. Ale teraz Harry wiedział. Znowu był pod wrażeniem talentu organizacyjnego swojej najlepszej przyjaciółki.
- Ron i jego rodzina chcieli wręczyć ci prezenty osobiście, więc będziesz musiał na nie poczekać jeszcze tydzień.
Nie tylko na nie. Hermiona jedną paczkę schowała głęboko do szafy i nie zamierzała jej stamtąd wyciągać przez najbliższe siedem dni. Cokolwiek obecna dyrektorka Hogwartu chciała przekazać Harry’emu, będzie to musiało zaczekać. Istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, iż McGonagall wysłała Wybrańcowi rzeczy związane w jakiś sposób z Dumbledorem.
Harry rozdzielił pakunki. Naliczył cztery. Jeden rozpoznał od razu jako prezent od Hagrida, z uwagi na niestaranne owinięcie i koślawy charakter pisma. Kolejny wyróżniał się z reszty fantazyjnym opakowaniem i takim samym napisem. Harry nie poznał ręki, która go zrobiła, zbliżył więc paczkę do oczu i poszukał podpisu.
- Luna??
Niemal natychmiast przeniósł wzrok na trochę większą sztukę.
- I Neville...
- Chyba nie jesteś zdziwiony?
- Trochę – odparł chłopak, drapiąc się po głowie. – Ale niedużo.
Tylko Neville i Luna, z całej Armii Dumbledore’a, zachowali fałszywe galeony. To właśnie oni towarzyszyli jemu, Hermionie, Ronowi i Ginny w niebezpiecznej wyprawy do Departamentu Tajemnic. Więzy ich łączące wzmocniły się ostatnio, bez wątpienia.
- Ten ostatni jest od moich rodziców.
- Aha.
Harry uznał, że nastał czas na rozpakowanie paczek. Z czystej ciekawości jako pierwszą wybrał tę od Luny, zwanej Pomyluną.
W środku znalazł oprawioną w ramy fotografię i książkę. Najpierw przyjrzał się zdjęciu.
- Ładnie razem wyglądacie – skomentowała Hermiona, zaglądając Harry’emu przez ramię.
- Mówisz?
Postacie umieszczone na fotografii poruszały się. Jej centrum stanowił Harry, ubrany w swoje szaty wyjściowe, i Luna, stojąca obok niego w swojej srebrnej, niecodziennej sukience. Harry sięgnął pamięcią w przeszłe miesiące.
- Bożonarodzeniowe przyjęciu u Slughorna... Kto, na Merlina, zrobił nam to zdjęcie? Nic takiego nie pamiętam. A Colin chyba nie był zaproszony.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby zaczaił się na was gospodarz we własnej osobie.
- To skąd Luna miałaby to zdjęcie? Poprosiła go o nie?
- Nie wiem. – Hermiona zamyśliła się. Była na tej zabawie i tak jak Harry nie przypominała sobie nikogo z magicznym aparatem. Ale, swoją drogą, wtedy zajęta była czym innym.
Harry pokręcił głową i odłożył trzymany przedmiot na łóżko dziewczyny. Sięgnął po książkę.
- ,,Specjalne wydanie Żonglera: niebezpieczne stwory i ukryte tajemnice’’? – Hermiona parsknęła. – Masz lekturę do poduszki, Harry. Ładnie.
- Będę mógł poczytać sobie o spisku aurorów w celu obalenia Ministerstwa – Harry uśmiechnął się pod nosem. Autorem książki był, sądząc z nazwiska, ojciec Luny.
- Słucham? O czym?
- Nie patrz tak, to poważna sprawa. A tak przy okazji, Hermiono... Wiesz, na początku twoje relacje z Luną nie były za ciepłe. Jak jest teraz?
- Nie były, fakt – przyznała Hermiona. – Gdyby nie jej zamiłowanie do głoszenia wariactw, byłoby świetnie. Ale nauczyłam się słuchać tylko jednym uchem tego, co panna Lovegood mówi. Nie mam do niej innych zastrzeżeń, zatem mogę powiedzieć, że jest w porządku. Jej niektóre pomysły są nawet dobre. Polubiłam ją, jeśli o to pytasz, choć dużo nie rozmawiałyśmy przez ostatni rok.
- No proszę, Ron też ją ostatnio polubił. Tylko, że jemu nie przeszkadza jej oderwanie od rzeczywistości, wręcz przeciwnie.
- Też to zauważyłam.
W ciszy, jakiej zapadła, Harry sięgnął po prezent od Neville’a. Cóż też młody Longbottom mógł chcieć mu dać?
- To mogę chyba nazwać Podręcznym Zestaw Przydatnych Rzeczy.
W ręcznie robionym pudełku chłopak znalazł bezoary, jakieś grzyby i suszone liście, pewnie wszystko o praktycznym zastosowaniu. Harry nie był pewien, o jakim, Neville w Zielarstwie odznaczał się całkiem niezłymi zdolnościami i wiedzą wykraczającą poza program nauczania Hogwartu.
Harry znowu uśmiechnął się pod nosem. Wśród nieznanych mu roślin dostrzegł skrzeloziele, które wydatnie przyczyniło się do przebrnięcia przez drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego dwa i pół roku temu.
Hermiona tymczasem nie była do końca zadowolona. Pomysł Neville’a był godny pochwały, to prawda, ale w tej sytuacji... Nie po to chowała paczkę z Hogwartu, by teraz jej kolega z Gryffindoru miał popsuć humor Harry’emu. Ten, na szczęście, źle nie zareagował. Najwyraźniej nie zauważył lub nie przejął się przesłaniem paczki od Neville’a.
- Ciekawe, skąd Neville wytrzasnął te bezoary. Chyba nie z gabinetu naszego mistrza eliksirów.
- Nie wiem i nie zamierzam o to pytać, szczerze mówiąc.
Harry musiał przyznać, że jego przyjaciele postarali się. A nawet nie spodziewał się dostać od nich czegokolwiek. Był naprawdę mile zaskoczony.
Potter sięgnął po przesyłkę od Hagrida i tylko minimalnie się zawahał. Liczył, że znajomy półolbrzym nie uznał, iż jakieś ,,kochane i bezbronne’’ zwierzątko poprawi mu samopoczucie.
Ewentualnie – zwierzątka.
- Co to jest, do licha? – Harry wytrzeszczył oczy na pojemnik zawierający dziesiątki małych, czarnych krzyżówek owada ze skorupiakiem.
- Cóż. – Hermiona musiała przyznać, że nie była pewna. – Wydaje mi się, że...
Przerwała jej istna kakofonia dźwięków, w tym trzepotania skrzydeł i pohukiwań, dobiegająca od strony otwartego okna.
Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę z obecności Hedwigi w pokoju Hermiony. Sowa musiała siedzieć na parapecie już jakiś czas. Teraz też tam była, tylko że wyglądała, jakby szykowała się do lotu koszącego na swojego właściciela.
- A jednak. – Hermiona wyjęła jedno stworzonko z dużego szklanego słoja z pewną dozą odrazy – To są tak zwane żukony, bardzo ceniony przysmak. Przez sowy, naturalnie.
Hedwiga musiała się z tym zgadzać, gdyż o mało co nie odgryzła Hermionie palców przez szybkość konsumpcji.
Harry spojrzał niepewnie na zbiorowisko kilkudziesięciu żukonów.
- One są martwe?
- Oczywiście, żywe mogłyby narobić nam sporo kłopotu. W pewien sposób są spokrewnione ze skorpionami.
- Nie... zepsują się? – zapytał chłopiec, wskazują słój.
- Szczerze w to wątpię. Hedwiga poradzi sobie z nimi w parę dni, zobaczysz.
Sowa Harry’ego cały czas starała się dać do zrozumienia swemu panu i Hermionie, iż ma ochotę na dokładkę.
- Później, Hedwigo. Nie bądź taka łakoma.
Gdyby urazę sowy przełożyć na wzrost, wybiłaby dziurę w dachu. Zniesmaczony ptak o śnieżnym upierzeniu wyfrunął z pomieszczenia, zapewne rzucając inwektywami w swoim sowim języku.
- W końcu ktoś pomyślał o mojej sowie. Hedwiga powinna być wdzięczna Hagridowi.
Harry zakręcił szklany pojemnik, którego gabaryty jednoznacznie wskazywały, iż to właśnie półolbrzym był wcześniej jego posiadaczem. Wyjął go z paczki.
- Hej, tu jest coś jeszcze! To kolejne...
Słój wysunął się Harry’emu z palców, robiąc efektowne wgniecenie na pościeli. Wywołało to niezadowolenie Krzywołapa, który drzemał blisko sterty prezentów. Kocur nie tolerował nierówności na swoim posłaniu, przeszkadzania mu w spaniu także, zatem demonstracyjnie przeciągnął się, po czym przeniósł się na krzesło Hermiony stojące przed biurkiem.
Hermiona zbladła lekko. Hagrid, oprócz żukonów, wysłał Harry’emu również zdjęcie.
Byli na nim Hagrid i państwo Lily i James Potter. Nie tylko. Młody Syriusz Black z resztą Huncwotów również pojawili się na ruchomej fotografii.
Albus Dumbledore też tam był. Wszystkie postacie, choć na różną modłę, machały do Harry’ego, uśmiechając się.
Hermiona przeniosła wzrok ze zdjęcia na Harry’ego, który siedział nieruchomo jak kamień. Jego twarz przypominała maskę. Dopiero po kilku sekundach jej przyjaciel poruszył się, kładąc zdjęcie obok pierwszego, przysłanego przez Lunę.
- Co to? – zapytał prawie naturalnym głosem, patrząc na róg łóżka Hermiony.
- Listy – odpowiedziała dziewczyna z prędkością światła – Sowy przyniosły je razem z paczkami. Od Luny, Neville’a i Hagrida. Położyłam je tam razem, bo pomyślałem, że później sam w spokoju sobie je przeczytasz.
- Rozumiem.
Harry, mimo uczuć, jakie wywołało w nim zdjęcie bliskich mu ludzi, którzy w większości już nie żyli, poczuł delikatne zadowolenie. Na pewno z chęcią przeczyta listy napisane przez jego przyjaciół, no i przynajmniej dowie się, skąd Luna zdobyła ich wspólną fotkę, a także nie będzie musiał się pytać Hermiony o identyfikację ziół i innych dóbr z prezentu Neville’a.
Harry sięgnął po ostatnią paczkę. Uznał, że była podarunkiem od całej rodziny Grangerów, skoro Hermiona nie dała mu nic od siebie.
Poczuł zdziwienie. I rozczarowanie, spodziewał się czegoś lepszego.
- Czekoladowe żaby?
- Jest i zalecenie. – Hermiona wskazała malutką karteczkę, na której widniało pismo jej mamy. Dziewczyna z ulgą zauważyła, że Harry próbuje zachowywać się, jak gdyby nie widział drugiego prezentu od Hagrida. Nie łudziła się jednak – efekt powstał, wiedziała, że rozmowa z Harrym na temat umarłych jej nie minie. Ale teraz...
- Z niego wynika, że mogę jeść maksymalnie jedną dziennie, jeśli nie chcę zniszczyć sobie zębów. Uroczo.
Harry niemal prychnął. Czekoladowe żaby. Lupin co prawda kiedyś mu powiedział, że czekolada, a już na pewno ta magiczna, poprawia samopoczucie, jednak nie spodziewał się dostać słodyczy na swoje siedemnaste urodziny. W dodatku, od Hermiony.
- Harry?
Potter odwrócił się niechętnie i od razu poczuł się głupio.
- Na koniec zostawiłam prezent ode mnie. Mam nadzieję, że ci się spodoba – rzekła dziewczyna, promieniując. Widząc jej minę. Harry miał ochotę natychmiast i bez odpakowywania zapewnić ją, że prezent strasznie mu się podoba.
- Dziękuję. – Harry mówiąc to, czuł ciepło w okolicach serca. Odebrał paczkę z wyciągniętych rąk Hermiony. Usiadł na łóżku, niecierpliwie pozbywając się opakowania.
Po chwili trzymał w dłoniach białą koszulkę. Harry wstał, by ją rozprostować i obejrzeć w pełnej krasie.
W centralnym miejscu przodu koszulki widniał szkarłatno-złoty gryf. Zdawał się mienić wewnętrznym światłem. Kunszt jego wykonania zaszokował Harry’ego. Tył ubrania również nie był pusty. Złoty znicz, Błyskawica, hipogryf z rozłożonymi skrzydłami i otwarta księga tworzyły harmoniczną całość, otulaną jakby zielonkawą, falującą mgiełką naszpikowaną złotymi gwiazdkami.
Harry zagapił się na koszulkę. Jeżeli stanowiła ona prezent od Hermiony...
- Ty ją zrobiłaś? – zapytał chłopak z lekkim niedowierzaniem w głosie. – To znaczy, uszyłaś?
- Tak – odparła wyraźnie zadowolona z siebie Hermiona. – Musiałam podejść do sprawy trochę inaczej, niż w wypadku szycia wełnianych czapek dla skrzatów, no ale udało mi się.
- Ile czasu ci to zajęło?
- Harry, nie pytaj się o takie rzeczy, to prezent. Podoba ci się?
- Bardzo. Naprawdę.
Potter nie ubarwiał prawdy. Aczkolwiek nie był pewien, co wywarło na nim większe wrażenie – koszulka czy fakt, że Hermiona była w stanie ją zrobić. I że dla niego poświęciła na pewno sporo czasu i wysiłku.
Harry spojrzał na paczkę i dostrzegł jeszcze jeden przedmiot w niej leżący. Odłożył koszulkę na łóżko, starając się jej nie zagnieść.
- Harry? Zanim sięgniesz po drugi podarunek, możesz ją przymierzyć? Chciałabym się przekonać, czy nie pomyliłam się z wymiarami.
Harry mrugnął. Potem drugi i trzeci raz. W końcu odpowiedział:
- No... W porządku.
Harry odwrócił się plecami do Hermiony i zaczął się przebierać. Poczuł delikatne zakłopotanie. Bądź co bądź, Hermiona była dziewczyną, co prawda przy okazji bliską mu osobą, prawie jak siostra, no ale i tak...
Harry nagle zrozumiał, skąd tak naprawdę wzięła się jego lekka niechęć do zdjęcia górnej części jego ubrania. Tak go to zdziwiło, że na chwilę zamarł.
- Niech no cię obejrzę... Pasuje idealnie – skonstatowała Hermiona z uśmiechem.
- Naprawdę idealnie – przyznał Harry. – Skąd znałaś moje wymiary?
- Cóż... – Policzki dziewczyny zaróżowiły się odrobinę, z czego musiała zdać sobie sprawę. – Mówiłam, żebyś się o takie rzeczy nie pytał. Mówiłam? Mówiłam.
- Rzeczywiście. Wybacz. – Przeprosiny Harry’ego nie miały w sobie ani cienia skruchy. Trudno, będzie musiał zaspokoić swoją ciekawość w inny sposób i kiedy indziej. – Mogę już...?
- Nie krępuj się.
Harry wyłowił z paczki dość mały pakunek obłożony matowym papierem o skomplikowanym wzorze. Harry bezceremonialnie się go pozbył. W dłoni zostało mu czarne pudełko o sześciennym kształcie. Otworzył je zaintrygowany.
Po chwili uniósł trzymany przedmiot tak, by padało na niego więcej słonecznego światła.
Był to zegarek. Nie jakiś pozłacany, nie sportowy z mnóstwem kolorowych wskaźników, tylko skromny, elegancki, srebrny zegarek o czarnej tarczy. Harry natychmiast po oględzinach założył go na lewy nadgarstek.
- Pasuje ci – oceniła nadal bardzo z czegoś zadowolona Hermiona. – Wygląda na zwykły mugolski czasomierz, prawda?
- Chcesz powiedzieć...?
- Jest zasilany magicznym źródłem energii, dwoma miniaturowymi piórkami z ogona feniksa, zatem nie spodziewam się, by kiedykolwiek przestał ci działać. To nie wszystko, naturalnie. Ale jego nadzwyczajne funkcje sam poodkrywasz, będziesz miał z tym trochę zabawy.
Harry machinalnie kiwnął głową. Był pewien, że ten prosty z zewnątrz zegarek kryje w sobie niejedną tajemnicę i praktyczną funkcję. Nie mogło być inaczej, skoro to Hermiona go wybrała.
Chłopak już miał zapytać, ile zegarek kosztował, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Stale jednak był pod przyjemnym wrażeniem. Hermiona przeszła samą siebie, a przecież zawsze jej prezenty przynosiły mu sporo radości.
Dziewczyna tymczasem zerknęła na swój lewy nadgarstek.
- Najwyższy czas. Jadłeś już śniadanie, Harry?
- Tak, jeszcze u Dursleyów. Dlaczego pytasz?
- W takim razie ja idę je zjeść, a ty zostań tutaj i zapoznaj się z treścią listów. Chyba że za wszelką cenę chcesz mi towarzyszyć – przy ostatnim zdaniu wargi Hermiony odrobinę się rozszerzyły.
- Chyba poradzisz sobie sama z tym śniadaniem, jesteś już dużą dziewczynką – Harry uśmiechnął się bezczelnie.
- Zauważyłeś, no proszę... w porządku, czekam na ciebie na dole.
Bez niepotrzebnej zwłoki Hermiona opuściła swój pokój. Harry odprowadził ją wzrokiem do drzwi. Sądząc po pierwszym, żartobliwym komentarzu, ślepota jego i Rona, którą popisali się przed Balem Bożonarodzeniowym, nie została do końca przebaczona.
Harry, odwracając się w kierunku listów złożonych w rogu łóżka, natrafił oczyma na biblioteczkę Hermiony. Było to dobre określenie – jedna ze ścian pokoju całkowicie zniknęła za półkami, które uginały się od ciężaru książek. Wszystkimi wykutymi na pamięć, niewątpliwie. Harry pokręcił głową z niedowierzaniem; zdolność Hermiony do zapamiętywania nudnych i niepotrzebnych dla reszty świata rzeczy zawsze zdumiewała chłopaka.
Po krótkich poszukiwaniach Harry znalazł to, czego podświadomie szukał. ,,Hogwart: Historia’’, dzieło szersze niż wyższe, zajmowało miejsce najbliżej biurka.
Harry nie zamierzał nawet dotykać tej księgi. Z uśmiechem na ustach sięgnął w kierunku trzech kopert.
Katon
Cóż... Trudno mi komentować treść. Ogólnie wydaje mi się raczej mało prawdopodobna. Hermiona jest zakochana w Ronie. Widać to. Ale pisze te słowa człowiek, który umie być zakochany w dwóch dziewczynach naraz, więc nic już nie mówię. No i Ron. On przecież popełni harakiri. Ale w sumie wybrnąłeś nienajgorzej. Coś takiego mogłoby się wydarzyć...

Język. Umiesz, ale musisz popracować. Za bardzo dopowiadasz. Chcesz opisać wszystko i przez to tworzysz czasem trochę śmieszne zdania. Poskładane jak scyzoryk, ale pozbawione melodii i rytmu. Po co pisać, że w kubku nie było ani kropli ciemnego gorącego płynu. Wystarczy napisać, że nie było ani kropli. Hermiona skierowała się ku zlewozmywakowi. Bip bip tut tut, artuditu goes to the ship. To zdanie brzmi, jakby Hermiona była jakimś automatem. 'Skierowała się ku zlewozmywakowi'. Sucho i lekko pretensjonalnie. Ludzie zwykle chodzą, nie skierowywują się. A i może użycie słowa zlew zatarłoby kanciastość tego zwrotu. Sporo jest tego u Ciebie i wg. mnie to najważniejsza sprawa nad jaką powinieneś popracować. Pozwól sobie na trochę więcej luzu. Nie tylko zresztą w opisach, dialogi też bywają lekko drewniane. Szczególnie te o życiu płciowym, które spokojnie mogłeś podać w jakiejś bardziej zaowalowanej, a przez to wdzięczniejszej formie. Hermiona mówiąca o 'płodnych dniach' wzbudza parsknięcie śmiechu. Podobnie jak zdanie o tym, że umiała zapewnić Harry'emu ten rekaks. Wiem co miałeś na myśli, ale przekazałeś to w formie, która wzbudza natychmiastowe skojarzenia. Nie tylko o takich zdeprawowańców jak ja.
Nie zrażaj się moją troszkę zjadliwą krytyką. Umiesz pisać i dlatego tak się rozpisuje. Gdybyś nie umiał to nie doczytałbym nawet do drugiego akapitu. Czekam na dalszy ciąg.

A, jeszcze jedno. Częste nazywanie Harry'ego młodzieńcem (głównie na początku) też wytwarzało pewien, chyba niezamierzony, efekt komiczny.
Hermionciaa
Hito, my te cztery dni daliśmy dla twojej wygody! Oczywiście, takie odstępy czasowe, moim zdaniem, są w pełni zadowalające. Jak cię tempo nie zabije, to pisz tak dalej biggrin.gif
Fick mi się strrrasznie podoba. Choć muszę przyznać nieco racji Katon. A co do domu Hermiony... Buu, ja też taki chcę tongue.gif
Życzę nieskończonych pokładów weny i czekam na kolejny rozdzialik

Pozdrawiam
Hito
Katon>>hehe, wiedziałem, że kto jak kto, ale Ty nie będziesz (przynajmniej nie do końca) zadowolony.
Co do pierwszego akapitu - nie będę tu wchodził w jakiekolwiek dywagacje. Spodziewam się, że gdy przeczytasz wyjaśnienie związku Ron-Hermiona, nie spodoba Ci się ono. Well, trudno, jak już pisałem, R/Hr to zdecydowanie nie mój pairing.

Co do drugiego... Uhu. Obawiam się, że nie popracuje nad swoim językiem, gdyż mnie zwroty, które przytoczyłeś, podobają się. Napisałem je w taki sposób, ponieważ tak, moim zdaniem, wyglądają lepiej. Taki mam styl, że tak powiem. Dlaczego Hermiona ,,skierowała się''? Ile razy mam pisać, że gdzieś poszła? Staram się unikać powtórzeń. No i nie widzę nic złego w wyrazach ,,skierowała się'' ani w ,,zlewozmywak''. Lekko pretensjonalnie? Automat? Jak miałem to napisać, żeby czytelnicy wiedzieli, co Hermiona zrobiła w tej scenie? ,,Skierowała się ku zlewowi''? (Też) Nie brzmi najlepiej.
Fakt, jak widzę, nie lubisz dopowiadania. Co zabawniejsze, ja uważam, że często stosuję... za mało opisów smile.gif
Jeśli chodzi o:
QUOTE
Hermiona mówiąca o 'płodnych dniach' wzbudza parsknięcie śmiechu.


U Ciebie - może i tak.
Specjalnie tak napisałem, Hermiona to córka lekarzy, za ojca ma ginekologa, co u mnie widać. Mnie to pasuje, Tobie - nie.

QUOTE
Podobnie jak zdanie o tym, że umiała zapewnić Harry'emu ten rekaks. Wiem co miałeś na myśli, ale przekazałeś to w formie, która wzbudza natychmiastowe skojarzenia.


Tu - ok, zgadzam się. Zastanawiałem się wcześnie, jak to zdanie przebudować, niestety, nic konstruktywnego to głowy mi nie przyszło. Ten ,,relaks'' to pewnie znowu wina uniakania powtórzeń.

Obawiam się, że niektóre sytuacje w przyszłych częściach fica sprawią, że spadniesz z krzesła na podłogę. Cóż, przyznaję się bez bicia, że czasami mnie też coś nie gra, tylko nie wiem, jak mogłoby to być napisane lepiej smile.gif

QUOTE
Nie zrażaj się moją troszkę zjadliwą krytyką. Umiesz pisać i dlatego tak się rozpisuje. Gdybyś nie umiał to nie doczytałbym nawet do drugiego akapitu. Czekam na dalszy ciąg.


Och, czułbym się dziwnie, gdybyś mnie nie skrytykował, Katonie. Zrażać się nie zamierzam, a na koniec dodam, że cieszę się, że czekasz na dalszy ciąg.
Dobre i tyle.

EDIT:
QUOTE
A, jeszcze jedno. Częste nazywanie Harry'ego młodzieńcem (głównie na początku) też wytwarzało pewien, chyba niezamierzony, efekt komiczny.


Na pewno niezamierzony, gdyż nie bardzo pojmuję, na czym on polega.
Przeklęte powtórzenia, to wszystko ich wina *prychnięcie*

Hermionciaa>>tempo mnie nie zabije, nie martw się. Kolejny part będzie zamieszczony równie szybko (no, chyba, że za mało komentarzy dostanę smile.gif ).
em
Tak, a zatem pora teraz na mnie :]
I tym razem nie udało Ci się uniknąć uchybień, a oto i one (a przynajmniej część):
QUOTE
miejsca odosobnienia Hermiony
słucham? masz na myśli pustelnię? użycie tutaj wyrazu "pokój", mimo że pojawia się on i w następnym zdaniu, nie stanowiłoby powtórzenia w sensie błędu stylistycznego.
QUOTE
To mogę chyba nazwać Podręczny Zestaw Przydatnych Rzeczy
Zaburzenie z deklinacją, tam powinien być narzędnik.
QUOTE
Maruderów
Jak zorientowałam się po tłumaczeniu "Hogwart: Historia", lubisz brzmienie jak najbliższe oryginałowi. Mimo wszystko, skoro piszesz po polsku i swoje opowiadanie kierujesz do polskich czytelników, lepiej było zostawić "Huncwotów".
QUOTE
Harry natychmiast po oględzinach założył go lewe przedramię.
Zegarka nie zakłada się na przedramię (bo Harry chyba nie nosił go koło łokcia?), ale na nadgarstek tudzież na rękę.
QUOTE
jego i Rona ślepota
szyk. "ślepota jego i Rona".

Komentarz co do stylu: nie musisz aż tak panicznie bać się powtórzeń! Czasami naprawdę lepiej jest takie "powtórzonko" popełnić niż bawić się w wyszukane peryfrazy, które brzmią o wiele bardziej nienaturalnie. Nie wydaje mi się, żeby twoje opowiadanie było komedią, a takie zabiegi stylistyczne stosuje się zazwyczaj w groteskach.
W sporej części zgadzam się z Katonem. Zdecydowanie, pozwól sobie na więcej stylistycznego luzu, baw się słowem, baw się tekstem - język polski jest badziej wdzięczny niż by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. O poprawność spokojnie możesz zacząć bać się pod koniec pracy, najpierw puść wodze fantazji i daj się porwać cheess.gif
Pozdrawiam!
Hito
QUOTE
słucham? masz na myśli pustelnię? użycie tutaj wyrazu "pokój", mimo że pojawia się on i w następnym zdaniu, nie stanowiłoby powtórzenia w sensie błędu stylistycznego.


... Mój pokój jest dla mnie mniejscem pewnego odosobnienia tongue.gif
Ale skoro błąd powtórzeniowy nie powstanie, zmienię to.

QUOTE
Zaburzenie z deklinacją, tam powinien być narzędnik.


Gdybym dodał tam dwukropek i cudzysłów, deklinacja byłaby już dobra?
Ale Twoja wersja także ma sens, zatem żeby nie robić sobie problemów, zmienię to.

QUOTE
ak zorientowałam się po tłumaczeniu "Hogwart: Historia", lubisz brzmienie jak najbliższe oryginałowi. Mimo wszystko, skoro piszesz po polsku i swoje opowiadanie kierujesz do polskich czytelników, lepiej było zostawić "Huncwotów".


Hooo... Zastanawiam się, czy to było specjalnie, czy po prostu tłumaczyłem w locie, że tak powiem.
Naturalnie, ,,Huncwoci'' (chociaż wyraz jest dość toporny) to kanon w polskiej wersji, toteż nie mam obiekcji - zmiana.

QUOTE
Zegarka nie zakłada się na przedramię (bo Harry chyba nie nosił go koło łokcia?), ale na nadgarstek tudzież na rękę.


Przedramię to nie tylko łokieć, ale, znowu, masz rację. Bez większego komentarza tutaj, kolejna zmiana.

QUOTE
szyk. "ślepota jego i Rona".


*mamrotanie*

Szlag, coraz więcej pomyłek językowych. Mam tendencję spadkową sad.gif I, boję się, to się wcale nie polepszy.
Przynajmniej już wiem, że umieszczanie ficów na publicznych forach boli przez całe życie laugh.gif
Katon
Apropos opisów. Literatura to nie film rozpisany na słowa. Czasem wystarczy napisać, że 'Hermiona krzątała się po kuchni' i nie rozkładać tego krzątania na drobniejesze czynności. Ale to kwestia podejścia do opisów wogóle. Jeśli lubisz pisać w sposób skrupulatny - ok. Ale w takim razie musisz wyrobić sobie styl w którym wszystkie te szczegółowe opisy będą dla czytelnika ciekawe i żywe. Czasem Ci się udaje - czasem nie.

Ojciec Hermiony był ginekologiem?

'Młodzieniec' to wyraz lekko trącący myszką. Pojawiając się w narracji wytwarza (u mnie) odczucie, jakby opowiadał nam to wszystko ktoś już nie młody. "Czy mógłbyś mi ustąpić miejsca, młodzieńcze?" ; "Och, jaki przystojny i dobrze wychowany młodzieniec" ; "Powstań młodzieńcze. Od tej chwili możesz się nazywać Sir Alfonsem, rycerzem króla Arura, lecz pomnij, że to nie jeno przywilej, ale i obowiązek nie mały." itd. itp.
em
Co do deklinacji: nie, konstrukcja z przecinkiem i dwukropkiem byłaby równie niepoprawna (zakładając brak zmian z czasownikiem), ponadto nieuzasadniona i trochę dziwna.
Znowu nie mogę nie zgodzić się z Katonem.
Hito
W takim razie zmiana jest uzasadniona. W porządku.

Katon>>,,młodzieniec'' trąci myszką? Poczułem się przez Ciebie staro w tym momencie.
,,Młody człowiek'' brzmi chyba jeszcze gorzej. W każdym razie, u mnie ten wyraz nie wywołuje negatywnych odczuć. Na Twoje szczęście, nie powinien się pojawić (przynajmniej nie za często) w przyszłych partach.

QUOTE
Ojciec Hermiony był ginekologiem?


...
Czytałeś mojego fica?
No dobra, zdaje się, że czytałeś. A ostatniego parta, pod którym się wypowiadasz?

Co do opisów - do wirtuoza języka pisanego jeszcze mi daleko, niestety. Choć wydawało mi się, że jeszcze nie jest tak źle. (ignorance is bliss)

A może ktoś by skomentował moje pomysły użyte w tym ficu? Dotyczące np. prezentów, które dostał Harry na 17 urodziny? Czy też zostajemy tylko i wyłącznie przy sferze językowej? (mam nadzieję, że tymi pytaniami nie pogrążam się totalnie)
EnIgMa
Nie, Hito, nie pogrążasz się tongue.gif Rzeczywiście ostatnie komentarze skupiły się wokół poprawności językowej, a to przecież nie szkolne wypracowanie, tylko fick, w którym dość ważną rolę pełni jednak fabuła i pomysłowość... (tak, wiem, że gramatyka jest równie ważna, ale bez przesady)
Mi się podoba, bo całkiem fajnie piszesz i nie dostrzegłam tych drewnianych dialogów - może nie są one idealne, ale ogólnie czytało mi się dość przyjemnie smile.gif
Dlatego pozdrawiam serdecznie i weny życzę...
Wilczyca
Jak zawsze podziwiam...Żadnych zatrzeżeń, literówek i mikroskopijnych błędów nie wyłapuje, gdyż wolę delektować się treścią tongue.gif ... Czekam na następną część.
Hito
Jedziemy dalej. Aczkolwiek, naprawdę, jakieś komenatrze co do treści byłyby mile widziane.


Harry już na schodach poczuł zapach, który wydał mu się dość niespodziewany, jednak znajomy.
Wejście do kuchni potwierdziło jego przypuszczenia.
- Masz dobre wyczucie czasu. – Hermiona postawiła na stole talerz pełen ciasteczek wyglądających na świeżo upieczone. – Myślę, że już odpowiednio przestygły. Częstuj się.
Harry wziął jedno ciastko. Miało kształt sowy. Wyglądało apetycznie. Potter spojrzał ponad nim na Hermionę. Ciekawe, od kiedy potrafiła piec słodkości. Ciekawe, jak w ogóle radziła sobie w kuchni.
Uuuchhhh.
Chyba niespecjalnie.
- I co? Dobre? – Hermiona spytała z pewną obawą w głosie.
- Pychota.
- Aż tak źle?
- Nie, nie. – Harry na potwierdzenie swojego stanowiska skończył gryźć ciasteczko z uśmiechem na ustach, co nie przyszło mu łatwo. Nie chciał brutalnie pozbawiać dziewczyny złudzeń. – Wyszły ci całkiem...
- Harry, daj spokój. Potrafię poznać, kiedy mówisz prawdę, a kiedy ją ubarwiasz. Zresztą, sama spróbuję... – Drugie ciasteczko zniknęło z talerza.
Harry obserwował twarz Hermiony, gdy ta zmagała się z własnym wypiekiem.
- Musiałam coś pokręcić – westchnęła po chwili. – Z zaklęciem, znaczy się. Te kulinarne nie są moją mocną stroną.
Harry dopiero teraz zauważył, że Hermiona w prawej dłoni trzyma swoją różdżkę. Uświadomił sobie, że Hermiona już prawie rok mogła używać jej bez żadnych zakazów. Widać w domu korzystała z czarów tak często, że stało się to dla niej stanem naturalnym, a różdżka spowszedniała jej tak jak mugolskie przedmioty.
- Z wyglądem poradziło sobie całkiem dobrze, ale z środkiem już nie bardzo.
- Zabawne, zawsze sądziłem, że większą uwagę przywiązujesz do wnętrza.
- Słucham? – Hermiona drgnęła, wyrwana z zamyślenia.
- Nie, nic. – Harry wolał nie powtarzać swojego żartu, gdyż uznał, że mógłby zostać źle zrozumiany.
- Przypaliłam je, przyznaję się. To przez ten piekarnik, jeszcze go do końca nie opanowałam.
Harry wolał nie mówić, że jeszcze przed sekundą myślał, że zaklęcie kulinarne Hermiony stworzyło ciastka, a nie tylko starało się je naprawić i oczyścić ze spalenizny.
- Z zapachem jednak poradziłaś sobie idealnie.
Hermiona w ramach odpowiedzi uśmiechnęła się, ale tylko na chwilę. Spojrzała na Harry’ego uważnie. Nie wypowiedziała jednak swojego pytania o listy na głos.
- Przeniosłeś prezenty do swojego pokoju?
- Tak, wszystko leży na właściwym miejscu – potwierdził Harry. – Swoją drogą, ładny masz zbiór książek. I nie wszystkie są na temat magii, nie spodzie...
Harry przerwał swoją wypowiedź. Nie spodobał mu się sposób, w jaki Hermiona zmarszczyła brwi.
- Nie przeglądałeś chyba całego regału, prawda? Dolną półkę zostawiłeś w spokoju?
- Noo... – Harry miał ochotę przekląć się za głupotę i swój długi jęzor. – Tak jakoś przypadkiem...
- Przypadkiem, akurat – Hermiona prychnęła. – Ufam, że chociaż do szuflad z bielizną mi nie zaglądałeś.
- Nie, skądże! – zaprzeczył zarumieniony Harry. Sama myśl o takim czynie wydała mu się co najmniej nieprawidłowa.
- Mój błąd, zostawiłam prostego mężczyznę samego w pokoju damy. – Hermiona zaczęła bawić się różdżką, przekładając je przez palce prawej ręki. – Jakieś uwagi na temat odkryć?
- Żadnych. – Harry wolał się więcej nie narażać. Aczkolwiek nie mógł pozbyć się wizji miny Rona, gdyby mu powiedział, jakie książki znalazł u Hermiony w pokoju. – Przepraszam, nie powinienem bez twojego pozwolenia badać twojej sypialni.
- Nie powinieneś, fakt. Znaj jednak moją łaskę, Harry, wybaczam ci.
- Dziękuję, pani – Harry ukłonił się ironicznie. W jakiś sposób wyczuwał, że Hermiona nie była wcale na niego zła, a za maską urażonej damy chce ukryć zakłopotanie.
- No dobrze. – Hermiona położyła różdżkę na kuchennym stole, talerz z ciasteczkami przenosząc na blat lady. – Chciałbyś może zobaczyć nasz mały ogródek i sad?
- Prowadź.

Harry oderwał na chwilę wzrok od aktualnego numeru ,,Proroka Codziennego’’.
- Że się tak zapytam – zwrócił się w kierunku Hermiony. – Co z obiadem?
- Już jesteś głodny?
- Zaczynam być.
Hermiona przygryzła pióro, którym skrobała po pergaminie rozłożonym na ławie.
- W porządku – powiedziała, nie podnosząc głowy znad listu. – Mógłbyś dać mi jeszcze chwilkę?
Harry zmarszczył brwi. Widok Hermiony z piórem w ręku zdecydowanie nie należał do zjawisk niecodziennych, ale fakt, iż dziewczyna pisze listy do Victora Kruma, którego nie widziała już dwa lata, ciągle dziwił Harry’ego. Rozumiał, gdy prowadziła z nim korespondencję na piątym roku, ale teraz? Czy naprawdę ich przyjaźń, oparta tylko na słowie pisanym, nie zgasła przez tyle czasu? Zdumiewające.
- Nie przeszkadzaj sobie – odpowiedział w końcu Harry. – Powiedz mi tylko, co mamy zjeść, a ja to przygotuję.
Hermiona przestała koncentrować swoją uwagę na pergaminie, który zgodnie z jej standardów mierzył sobie już ładnych parę stóp.
- Poradziłbyś sobie?
- Sądzę, że bez problemów – odparł Harry, patrząc na list, a nie na Hermionę. – Myślisz, że przeżyłbym u Dursleyów, gdybym sam nie umiał sobie ugotować jedzenia? Przeszedłem u nich przez prawdziwą szkołę przetrwania.
- Jestem w stanie w to uwierzyć – przyznała Hermiona z uśmiechem. Zauważyła jednak, na co gapił się Harry i kąciki jej warg opadły. – Coś nie tak?
- Skądże.
- Tylko nie zachowuj się jak Ron, bardzo cię proszę.
- Przecież nie jestem zazdrosny – powiedział Harry, wstając z fotela i odkładając Proroka na część ławy, która jeszcze nie była zasłonięta pergaminem. – Tylko się zastanawiam.
Przez chwilę w pokoju nic nie zakłócało ciszy.
- A potem się dziwisz, że masz problemy z dziewczynami.
- Co? Co to miało znaczyć?
- Za bardzo zamykasz się w sobie, Harry. Miewałeś i ciągle miewasz do tego tendencje. – Hermiona ponownie ujęła pióro zębami, nie patrząc już na chłopaka. – Nie jesteś typem ekstrawertyka... Zresztą, nieważne.
Harry zamrugał, zbity z tropu. Przecież to chyba normalne, że nie dzielił się swoimi myślami i problemami z każdym napotkanym człowiekiem? I tak po tym, co przeżył w dzieciństwie, mógł nazywać się otwartą i komunikatywną osobą. Zatem o co, na Merlina, Hermionie chodziło?
- Nie, dokończ, z chęcią dowiem się czegoś nowego o sobie.
- Przepraszam, Harry – odparła Hermiona po krótkiej walce z sobą. – Wcale nie to miałam na myśli, to była tylko głupia riposta na twoją reakcję na list, który piszę.
Harry był niemal pewien, że Hermiona dokładnie to miała na myśli. Dlaczego się wycofywała?
- Chyba nie ma nic złego w tym, że koresponduję z kimś zza granicy, wymieniam poglądy i przy okazji pełnię rolę nauczyciela? Jeśli chcesz, możesz przeczytać...
- Dobra, okej. – Harry wzniósł dłonie w obronnym geście. – Nie tłumacz się już. I nie będę czytał twoich prywatnych listów, jeszcze kompletnie nie zdurniałem. – Harry zaczynał się czuć głupio, choćby z powodu niedawnego incydentu z książkami.
- Chodzi mi o to... Po prostu, nie chowaj się za dwuznacznymi spojrzeniami, następnym razem, gdy będziesz chciał coś wiedzieć, po prostu zapytaj mnie wprost, w porządku?
- W porządku, zapamiętam – mruknął Harry. Za moment dodał: - To co z tym obiadem?
- Chodź – odpowiedziała Hermiona, wstając z klęczek i ostrożnie odkładając pióro. – Zrobimy go razem, jeśli nie masz nic przeciwko.
Hermiona wyszła pierwsza z dużego pokoju, kierując się ku kuchni. Harry, zanim zrobił to samo, rzucił jeszcze okiem na litery uwiecznione na pergaminie schludnym charakterem pisma. Nie spodobało mu się dziwne uczucie, którego doświadczał jego brzuch.
Czas na obiad.

Przygotowywanie obiadu przebiegło bez niepotrzebnych zakłóceń. Dzięki tej czynności duma Harry’ego miała szansę urosnąć odrobinę – znalazł drugą dziedzinę po quidditchu, w której czuł się pewniej niż Hermiona i w której mógł ją czegoś nauczyć.
Wysilić się dużo nie musieli, gdyż państwo Granger zostawili w domu wszystkie potrzebne składniki na ilość posiłków pozwalającą przetrwać prawdziwe oblężenie. Jedynym problemem było połączyć te składniki w coś sensownego i nadającego się do zjedzenia. Młodzi kucharze nie stracili dużo czasu – nowocześnie wyposażona kuchnia plus różdżka Hermiony dawały wyśmienite rezultaty.
Po zjedzeniu obiadu i wspólnym zmywaniu Hermiona najwyraźniej postanowiła zaskoczyć Harry’ego formą relaksu.
- Daj spokój, Hermiono, szkoła już się skończyła.
- I co z tego? Czytam ją dla przyjemności.
- Czytasz historię Hogwartu dla przyjemności? – zdumienie Harry’ego osiągnęło niebagatelny poziom.
- Tak. A w czym leży problem?
Harry nie odpowiedział. Zabrakło mu logicznych, racjonalnych argumentów, którymi miałby, nikłą co prawda, szansę przekonania Hermiony, że przecież ta cegła to straszne nudy.
I co z tego, że nigdy nie zajrzał do środka? Historia z założenia była nudna.
Skoro koleje losu tak się potoczyły, Harry uznał, że musi sobie znaleźć zajęcie. Ruszać się nigdzie nie chciał, zatem jedyną opcją był jego pokój. A czymś się zająć musiał, gdyż nie chciał ryzykować rozmyślań nad przeszłymi wydarzeniami. Jeszcze nie teraz.
Harry, gdy znalazł się już w swojej sypialni, rozejrzał się. Na biurku pod oknem leżały prezenty, przy łóżku stał kufer. Zawartość tego przedmiotu odrzucił niemal od razu – wszystkie swoje książki o quidditchu przeczytał już dziesiątki razy, Peleryny i Błyskawicy używać przecież nie będzie.
Harry w zadumie poskrobał się po brodzie. Wtedy jego wzrok spoczął na obiekcie, który wcześniej, przy oględzinach pokoju, zarejestrował w pamięci jako niegodny bliższej uwagi.
W zaciemnionym rogu, na drugim biurku, stał monitor. Przed nim leżała klawiatura i myszka. Pod biurkiem znajdowała się obudowa jednostki centralnej.
Dursleyowie, naturalnie, posiadali komputer. Dudley wymuszał na nich, by co roku go zmieniali, w końcu musiał być najnowocześniejszy w całej okolicy. Harry właściwie w ogóle go nie używał, mało miał okazji.
Harry usadowił się na wygodnym krześle i włączył komputer. Informatykiem może nie był, ale podstaw sam się nauczył, w końcu czasem Dursleyowie zostawiali go samego w domu, a nuda zmuszała do różnych czynów. Oczywiście, Vernon i Petunia stanowczo zabraniali mu w takich okolicznościach dotykania czegokolwiek posiadającego jakąkolwiek wartość, ale Potter nie zamierzał stosować się do nakazów i zakazów ludzi, których nie szanował, przynajmniej, gdy byli nieobecni.
Po godzinie jednak monitor zgasł. Harry nieco się zawiódł, ale, jak sam uznał, przez swoje nieprawidłowe oczekiwania. Gry komputerowe w domu państwa Granger? Raczej nie. Szczególnie, że z maszyny stojącej w pokoju Harry’ego korzystali głównie rodzice Hermiony, o czym Harry przekonał się po natrafieniu na dokumenty tekstowe o przeróżnych zwyrodnieniach jamy ustnej. Znając uwielbienie Hermiony do książek Harry był pewien, że jego brązowowłosa przyjaciółka komputer miała w głębokim poważaniu.
Harry przeszedł przez pokój w kierunku łóżka. Jego wzrok padł na stertę prezentów i zogniskował się na zdjęciu przysłanym przez Hagrida.
Nie. Nie weźmie go do ręki. Jeszcze nie teraz.
Cóż, nuda zmuszała do różnych czynów, prawda? Harry wziął do ręki ,,Specjalne wydanie Żonglera’’. Przynajmniej może trochę poprawi mu się humor.

- Proszę. – Przed nosem Harry'ego zmaterializował się talerz.
Chłopak drgnął. Nie usłyszał wejścia Hermiony.
- Częstuj się.
Harry odruchowo wyciągnął rękę, by skorzystać z propozycji, ale wtedy dotarło do niego, że na talerzu leżą ciasteczka w kształcie sowy każde.
- Wiesz, nie chcę cię urazić, ale...
Hermiona zachichotała.
- Tym razem zaklęcie zadziałało, nie musisz się obawiać o swoje kubki smakowe. No, dalej. – Ciastka ponownie wyglądające i pachnące jak świeżo upieczone zbliżyły się do dłoni Harry’ego o kilka centymetrów.
Tym razem smak okazał się być całkiem znośny. Dziewczyna po skonsumowaniu swojej porcji doszła do podobnych wniosków.
- Lepiej, ale to jeszcze nie ten efekt, jaki sobie zamierzyłam – kątem oka Hermiona spojrzała na otwartą książkę, leżącą na nogach Harry’ego, który siedział po turecku. – Pukałam, ale ty nie odpowiadałeś. Za to twoje wybuchy śmiechu słyszałam jeszcze na dole.
W ramach odpowiedzi wyszczerzony Harry skierował zapełnione tekstem i ruchomymi obrazkami stronice ku twarzy Hermiony.
- Nie mów, że dziesięć powodów, które świadczą o fakcie przynależności Rufusa Scrimgoura do rasy wampirów, nie są warte refleksji nad nimi.
Hermiona zauważalnie się skrzywiła.
- Zastanawiam się – powiedziała konwersacyjnym tonem, próbując znaleźć dość miejsca na biurku Harry’ego, by położyć na nim swoje wypieki. – Jakiego cudu potrzeba, by ktoś naprawdę uwierzył w te... niestworzone historie. Jak Luna.
- A jakiego potrzeba, by je pisać? Ale jeśli chodzi o Lunę, to możliwe, że...
- Że?
- Chyba nie powinienem mówić o tym za jej plecami – przyznał po chwili Harry. – Ale tobie chyba mogę powiedzieć. Pamiętasz naszą wycieczkę do Ministerstwa Magii? Luna widziała testrale, a wiesz, co to oznacza.
Hermiona odwróciła się w kierunku Harry'ego, słuchając uważnie.
- Luna powiedziała mi kiedyś, że widziała śmierć swojej matki. W wieku dziewięciu lat. To nie był przyjemny widok.
- Na pewno nie – potwierdziła cicho Hermiona. – Sugerujesz, że Luna uciekła w wyimaginowany świat, który stworzyła na spółkę ze swoim ojcem? Który stracił swoją żonę w tragiczny sposób?
- Coś w tym rodzaju. Być może to pan Lovegood pierwszy szukał ukojenia w tych niestworzonych historiach, jak to nazwałaś, a Luna była wtedy przecież jeszcze dzieckiem, podatnym na wpływy. A po tylu latach oni naprawdę w to wierzą.
- Możliwe. W każdym razie, to trochę zmienia postać rzeczy.
Harry już się nie uśmiechał. Rozważania na podobne tematy nie skłaniają do pozostania w dobrym humorze. Zamknął i odłożył książkę.
Hermiona zauważyła to natychmiast i tak samo szybko jej się to nie spodobało.
- Odkryłeś już jakąś magiczną funkcję swoje nowego zegarka?
- Nie... Jeszcze nie.
- No wiesz? Tak mi się odpłacasz?
- Postaram się naprawić ten wielce karygodny błąd, pani.
- Ale karę dostać musisz – Hermiona dalej grała swoją rolę, uważnie obserwując mimikę Harry’ego. – Na początek wystarczy, jeśli do jutra zaznajomisz się z pierwszym okresem historii Hogwartu.
- O nie, wszystko, tylko nie to. To zbyt surowa kara dla kogoś z mniejszym mózgiem od twojego.
- Nie wykręcisz się tak łatwo – odparła dziewczyna, rozkładając ręce i zmieniając pozycję. Teraz, jeśli tylko odpowiednio się ustawi... – I nawet nie próbuj uciekać, panie Potter.
Zadziałało. Harry zerwał się z łóżka. A raczej próbował, gdyż Hermiona odpowiedziała na ruch Harry’ego z prędkością geparda w pełnym biegu. Skoczyła na posłanie Harry’ego, złapała go prawie całym swoim ciałem, po czym przeszła do rzeczy.
Po dobrych dziesięciu minutach ciąg głośnych i lekko przyspieszonych oddechów leżącej pary przerwał dziewczęcy głos.
- Kara wymierzona. Wykręciłeś się jednak, panie Potter.
Harry tylko się uśmiechnął. Szybko się zorientował, że Hermiona chciała go rozweselić w ten sposób. Niewątpliwie się udało, to musiał przyznać. Jak zwykle, jak zawsze, plan Hermiony się powiódł, chociaż tak właściwie to nie mogło być inaczej.
- Dzięki – wymamrotał.
- Nie ma za co. Zresztą, cała przyjemność po mojej stronie.
- Nie, po mojej.
Mówiąc to, Harry miał na myśli trochę bardziej fizyczny aspekt całej sprawy.

Reszta dnia upłynęła Harry’emu i Hermionie w dobrych humorach. Nie wydarzyło się nic, co warte byłoby szczególnego odnotowania i zapamiętania. Trochę rozmów, przygotowanie i zjedzenie kolacji składającej się z kanapek, mała przechadzka wokół domu i prysznic przed snem.
- Mam nadzieję, że nie zmarnowałem za dużo ciepłej wody.
- A liczyłeś litry? Przysługiwało ci dokładnie sto.
Harry uśmiechnął się. Znając perfekcjonizm rodziny Granger byłby skłonny w to uwierzyć.
- Dobrze się bawiłeś dzisiaj, Harry? Nie wynudziłeś się zbytnio?
- Dobrze – Potter zapewnił Hermionę zgodnie z prawdą. – Dzień był strasznie kiepski... aż do ósmej dziesięć.
To prawda, będąc z samą Hermioną pod jednym dachem trzeba było się przestawić na spokojny tryb życia. Czy to jednak Harry’emu przeszkadzało?
Absolutnie nie. Teraz wcale by mu nie odpowiadały dnie wypełnione akcją czy podniecającymi wydarzeniami. Później pewnie się to zmieni, ale póki co, Harry był wdzięczny za podejście Hermiony.
- Dobranoc.
- Dobranoc, Harry – Hermiona popatrzyła na chłopaka chwilę, zanim zniknęła za drzwiami swojej sypialni.
Początek nie wypadł najgorzej.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.